Rajskie miejsce ustronne

1
Witam,

Tekst bez wysokich ambicji, ot dla chwili uśmiechu w te zimne dni.
Za zadanie ma tylko dać chwilę rozrywki czytelnikowi (może przemycić to i owo w marginalnych ilościach).
Czy zadanie spełnia, czy też nie ocenicie sami.


Rajskie miejsce ustronne

Mały barak z blachy falistej odbijał promienie słońca jak diament porzucony na plaży. Stał samotnie pośród niezmierzonej połaci spękanej słońcem ziemi. Bracia Josh i John, milcząc, szli powoli w stronę baraku. Josh, typ niski i potężnie zbudowany, zajmował się przemytem nielicznych ocalałych środków medycznych poza granice Federacji Europejskiej. Gburowaty i zawsze w złym humorze, cieszył się respektem należnym człowiekowi bezwzględnemu i okrutnemu. John był przeciwieństwem brata, wysoki i uśmiechnięty, trudnił się drobnym handlem bronią.
Bracia zbliżyli się aż pod zawieszoną na dwóch starych zawiasach prostokątną, grubą blachę, pełniącą rolę drzwi.
- Zawołaj go, bo jeszcze ślepiec jaja nam odstrzeli - polecił bratu szeptem Josh.
- Dziadku! - zawołał John, uderzając pięścią w blachę.
Nastała chwila ciszy, po czym ze środka odezwał się słaby i cichy głos.
- Wchodźcie. Powoli.
John chwycił za blachę i ostrożnie żeby nie zerwać starych zawiasów, otworzył.
Weszli obaj. W baraku panował całkowity mrok.
- Odsłoń szmaty - polecił cichy głos. John podszedł i odsunął ciężkie, pachnące benzyną i olejem szmaty, którymi zasłonięte były okna. Do pomieszczenia, gwałtownie jak nóż wbity w ciało, wdarło się światło.
Na łóżku, w wielkiej stercie brudnej pościeli leżał starzec. Mężczyzna był ubrany tylko w wojskowe spodnie, na nagiej piersi, pod sercem widniał tatuaż zwiadowców Federacji Europejskiej. Długie do ramion siwe włosy i pasująca do nich siwa, ale krótko ostrzyżona broda, kontrastowały z młodzieńczo nieruchomą i umięśnioną ręką.
Ręką, która trzymała shotguna o obciętych lufach.
- Dziadku... - zaczął John - Wzywałeś, więc przybyliśmy, opuść obrzyna.
Mężczyzna mrużył przez moment oczy, jakby chcąc lepiej widzieć. Po dłuższej chwili westchnął, cała siła uszła z niego w jednej chwili. Nieruchoma przed chwilą ręka opadła na posłanie.
- Dziadku, wzywałeś... - powtórzył John.
- Wzywałem - powiedział po chwili z trudem starzec. - Umieram. A chcę wam coś przed śmiercią opowiedzieć, wnuczkowie.
- Opowiedzieć? Dziadku, myśmy przejechali osiem mil żeby tu dotrzeć! A do końca miesiąca mam może ze cztery galony benzyny - zdenerwował się Josh.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. Miał zamknięte oczy i wydawał się całkowicie spokojny.
- Usiądźcie i posłuchajcie. Możecie wyciągnąć z tej opowieści duże zyski...
Bracia spojrzeli na siebie i usiedli niechętnie.
- A o czym ta opowieść, dziadku? - zapytał John.
- No cóż... Właściwie to o kiblu.

* * * *

Dawno temu, długo przed IV wojną, wszędzie były jeszcze lasy, strumienie i pola. Dziś możecie to zobaczyć już tylko na dyskach. IV trwała krótko ale prawdziwa wojna rozpoczęła się dopiero po jej zakończeniu. Bratobójstwo. Wojna o żywność, o leki, o wodę. Wojna bez stron konfliktu, bez mundurów, bez sztandarów. Wojna między każdym kto miał cokolwiek i tym kto chciał mieć. Wojna o zegarek, saperkę, kompas, termos. Dlatego właśnie używamy tego jednego słowa. Bratobójstwo. Przed tym całym bajzlem byłem ichtiologiem, potem w czasie Wielkiej IV służyłem w zwiadzie. W czasach Bratobójstwa dużo wędrowałem. Wtedy jeszcze działały nieliczne koleje i kilka stacji metra. Oczywiście natura już dawno została zamordowana promieniowaniem i temperaturą. Strumienie wyschły, lasy umarły w popiołach, pola też wypaliła temperatura i bomby Królestwa Azjatyckiego. Benzyny było więcej niż teraz, choć i tak trzeba było o nią walczyć. Ludzie, jak dziś, trzymali się głównie w małych, kilkuosobowych grupach.
Było też kilku takich jak ja. Zbieraczy podróżujących samotnie. W pojedynkę teoretycznie jest trudniej przeżyć ale to tylko teoria. Jednej osobie jest łatwiej się ukryć i łatwiej zachować ciszę kiedy patrol królewskich przejeżdża tuż obok ciebie. Łatwiej znaleźć jedzenie i wodę dla jednego, niż dla wielu. Nieważne zresztą.
W każdym razie wysiadłem kiedyś na jakimś dworcu, gdzieś na południu.
Był właściwie opustoszały. Jeden Łowca szukający na tym odludziu łatwych ofiar. Nawet na mnie nie spojrzał. Paru lekomanów i ćpunów leżących w brudnych kątach.
Skierowałem się do dworcowej ubikacji. Jasne, mogłem się odlać gdziekolwiek. Ale dalej pamiętałem słowa mojego sierżanta, wbijane do głowy głównie za pomocą ciężkich, wojskowych butów.
"Szcza i sra się w miarę możliwości w kiblu, bo inaczej świat zmieni się w bagno, a zwiadowcy w bagnie grzęzną nogi"
Ot, wojskowe przyzwyczajenie.
Wszedłem. Kibel był oczywiście epicentrum syfu, brudu i upadku ludzkości. Strzykawki, zaschnięta krew i graffiti - "Kevin, zjadłem twoją matkę - Mickey". Fajnie.
Podszedłem do muszli i delikatnie za pomocą buta spróbowałem podnieść pokrywę. Ani drgnęła. Zaschnięty kał złączył pokrywę z deską i muszlą niczym najlepszy klej. Kopnąłem i wrota do wybawienia mojego pęcherza stanęły otworem. O ile muszla była w miarę normalnych rozmiarów, deska i pokrywa także, to wielkość odpływu była ogromna. Pomyślałem że mógłbym tam bez większych problemów wskoczyć, i ta myśl mnie rozbawiła. Najdziwniejsze jednak było to, że w odpływie ubikacji była czyściuteńka woda, nie widziałem takiej od długiego czasu. Przynajmniej tak wyglądała, bo czysta w naszych czasach być po prostu nie mogła. Miałem właśnie rozpiąć rozporek kiedy usłyszałem że coś za mną się porusza. Obróciłem się szybko, już z nożem w dłoni. Naprzeciw mnie stał mężczyzna. Właściwie niepozorny, jeśli nie liczyć laserowego Mini-4 w jego dłoni.
Skąd on to, kurwa, wytrzasnął?
- Tutaj nie wolno - powiedział chrapliwym głosem.
- Posłuchaj synu - odpowiedziałem najspokojniej jak umiałem. - Ja chcę się tylko odlać, ok? Jeśli to twój teren - w porządku. Masz Mini-4, też w porządku. Ale założę się o galon benzyny że nie masz w nim ładunków. Już prawie nikt ich nie ma. A widzisz zabawkę w mojej dłoni? To jest nóż firmy Extrema Ratio, model Shrapnel. Robili je bardzo dawno temu. To nie jakieś ceramiczne gówno tylko narzędzie zrobione ze stali N690, hartowane do twardości 58HRC. Wiesz co to znaczy?
Chyba nie wiedział. Patrzył na mnie. Zaskoczony, ale spokojny. A potem zrobił to czego się obawiałem. Nacisnął trzykrotnie guzik komunikatora. Nie za bardzo wiedziałem co robić. Staliśmy tak, a po kilku sekundach usłyszałem kroki biegnących ludzi. I nie pytajcie mnie dlaczego zrobiłem to co zrobiłem. Sam nie wiem. Instynkt przetrwania? Jeśli tak to raczej nieracjonalny. Raczej przeczucie i intuicja.
Bo ja wskoczyłem do tego kibla.
Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem rurę. Na szczęście była tak szeroka że spokojnie mogłem płynąć. Modliłem się, żeby powietrza wystarczyło mi do następnego kibla gdzie będę mógł wyjść. Woda wydawała się krystalicznie czysta ale uważnie pilnowałem aby nie dostała mi się do ust. Po kilkunastu metrach dopłynąłem do ogromnego zbiornika wodnego. A w górze...
To chyba było jakieś światło! Zacząłem płynąć w górę.
Wypłynąłem na powierzchnie i zaparło mi dech w piersiach. Tam była plaża! Autentyczna, kurwa, plaża. Z palmami, piaskiem i muszlami na brzegu! Jak wariat zacząłem płynąć w jej kierunku. Po chwili zrzuciłem buty i biegłem już po piasku, krzycząc, szczęśliwy jak nigdy. To było coś niesamowitego. Skakałem, tarzałem się w piasku i ochlapywałem wodą. Jak dziecko, które po raz pierwszy w życiu zobaczyło plażę. Właściwie zresztą tak było, plażę widziałem ale przed Całym Bajzlem - a wtedy to było jakby inne życie.
Uklęknąłem i zanurzyłem dłonie w piasku czekając aż obmyje je fala.
- Dzień dobry - rozległ się za mną głos.
Odwróciłem się. Zobaczyłem niskiego mężczyznę w słomkowym kapeluszu. Parę kroków dalej stało jeszcze kilku.
- Gdzie jestem? I jak w ogóle... ? Skąd? - pytania nie były pytaniami. Ja chciałem pojąć. Chciałem zrozumieć. Jak to możliwe że całe społeczeństwo żyje w powojennym syfie, pełnym gruzów, stali i śmierci, a oni tu mają taki raj.
- Przejdźmy się - krótko powiedział mężczyzna.
Po chwili spacerowaliśmy brzegiem morza. Czułem się jak na wymarzonej randce z dziewczyną.
- Odnalazłem to miejsce przypadkiem, kiedy wpadłem naćpany do muszli na dworcu. Po kilku miesiącach zaczął mi doskwierać brak towarzystwa więc wróciłem i sprowadziłem tu najbliższych i najbardziej zaufanych przyjaciół. Chyba rozumiesz że musimy chronić wejścia, pomimo że jest... odpychające. Ktoś może wpaść lub chcieć coś wrzucić dla zabawy. Musimy to kontrolować i za wszelką cenę chronić to miejsce.
- A ja? - zapytałem.
- Nie wiem. Prawdopodobnie Cię zabijemy. Choć z drugiej strony jest tu kilku, którzy uważają że to nowy Raj ofiarowany przez Stwórcę...
- Kogo?
- Kiedyś ludzie wierzyli w... coś więcej. Nieważne. Starają się w każdym razie, w podziękowaniu za to miejsce być dobrzy. Nie zabijać, nie kraść i w ogóle żyć... tak jak powinno się żyć.
- Ciekawe jak przetrwają.
- Na razie jakoś trwamy - uśmiechnął się człowiek w kapeluszu. - Tu jest inaczej. Przemoc i bezwzględność nie są tu konieczne. Choć w twoim przypadku może będą. - Odwrócił się w kierunku stojących mężczyzn. - Obradują właśnie na twój temat, potem jeszcze mój skromny głos i zobaczymy co z tobą zrobić.
Popatrzyłem na morze i piasek.
- Teraz mogę już umrzeć.
- I ja tak myślę - zgodził się.
Podszedł do nas jeden z mężczyzn. Wziął człowieka w kapeluszu na bok i długo szeptali.
Dalej patrzyłem na morze.
- Puścimy cię – odezwał się za mną głos.
Odwróciłem się gwałtownie.
- Co? Przecież mogę was zdradzić!
- Dobroć, Bóg, sam rozumiesz. Uważają że nowego początku nie można budować na zabójstwie. Są zdania że to test na ufność w człowieka.
- Będę mógł tutaj wrócić?
- Nie. - Pokręcił głową.
Rozpłakałem się i upadłem na kolana. A potem wróciłem na powierzchnię i...

* * * *

Dziadek rozkaszlał się bardzo.
- Co było dalej? - zapytał John z poczerwieniałymi od emocji policzkami.
Starzec przestał kaszleć i otarł dłonią flegmę z twarzy.
- Dalej? Już nic właściwie.
- A gdzie ten zysk dla nas? - zapytał gwałtownie Josh.
- To przypowieść wnuczku, a z przypowieści zawsze zysk jest jeden. Nauka. - powiedział już z bardzo wyraźnym trudem mężczyzna.
Josh podskoczył do niego i chwycił go za głowę.
- Gdzie to jest? Który dworzec? - krzyczał, trzęsąc staruszkiem. - Gdzie jest ten, kurwa, kibel?
Starzec patrzył mu spokojnie w oczy. Po chwili uśmiechnął się szeroko.
- Chyba żartujesz że ci powiem - powiedział bardzo, bardzo wyraźnie.
I umarł.
Ostatnio zmieniony śr 06 lut 2013, 12:42 przez Godhand, łącznie zmieniany 3 razy.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

2
Nie robię łapanki, choć tekst stylistycznie mechaty jest, a czasami skudłacony nawet.

Moim zdaniem wprowadzenie cierpi na grzech nadmiaru. Śledzenie meandrów narracji w pierwszej części jest zasadniczo "sobie a muzom". Według mnie ta część powinna korespondować symboliką z sensem przypowieści, tymczasem prowadzi "pod chatę durnego" - nazbierałam setki niepotrzebnych wskazówek. Przypomniało mi się, jak mój mały, wtedy siedmioletni syn wybrał się na wędrówkę do lasu z kumplem równolatkiem. Najpierw pracowicie narysowali trasę wędrówki przez ten las (lasek), potem zostawili mapę dla nas i... poszli w las. Po drodze zapomnieli, co narysowali na mapie. No i właśnie - ten początek jest taki, jak ta mapa zostawiona przez małych - z milionem szczegółów do niczego niepotrzebnych w wędrówce przez las opowieści dziadka.

Sama opowieść - parabola. Jeżeli dobrze odczytałam, to metafora "ostatecznego przejścia" czy nawet apokatastaza. Ciekawe połączenie z motywem skatologicznym, turpistycznym. Coś w tym jest - brzydota fizjologii śmierci, ale przejście przez nią jest budowaniem mądrości zaświatów. Jakaś szansa raju.

Myślę, że tekst wymagałby odchwaszczenia stylistycznego i skupienia na dramaturgii a nie na detalach.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
John podszedł i odsunął ciężkie, pachnące benzyną i olejem szmaty, którymi zasłonięte były okna. Do pomieszczenia, gwałtownie jak nóż wbity w ciało, wdarło się światło.
Polecam wyrzucić pogrubione, to oczywiste, szczególnie jak w następnym zdaniu piszesz o wdzierającym się świetle.
Na łóżku, w wielkiej stercie brudnej pościeli leżał starzec.
Zamknij swoje wtrącenie i daj przecinek po "pościeli". ;)
- Wzywałem - powiedział po chwili z trudem starzec.
Brzydki szyk.
- Wzywałem - powiedział po chwili z trudem starzec. - Umieram. A chcę wam coś przed śmiercią opowiedzieć, wnuczkowie.
- Opowiedzieć? Dziadku, myśmy przejechali osiem mil żeby tu dotrzeć! A do końca miesiąca mam może ze cztery galony benzyny - zdenerwował się Josh.
Strasznie nienaturalnie ten dialog brzmi. Tu coś o umieraniu, tutaj jęczenie o ośmiu milach, jakby mówiono o zmywaniu naczyń, a nie śmierci... Do tego ten zwrot, "wnuczkowie", również jest drewniany.
Wojna o żywność, o leki, o wodę.
Wydaje mi się, że lepszy floł będzie bez dwóch następnych "o".
Benzyny było więcej niż teraz, choć i tak trzeba było o nią walczyć.
Brzydkie powtórzenie.
W pojedynkę teoretycznie jest trudniej przeżyć (...)
Brzydki szyk. W pojedynkę teoretycznie trudniej jest przeżyć. Chociaż ja bym wywalił "przeżyć", bo wiadomo, o co chodzi: w pojedynkę teoretycznie jest trudniej.
Jednej osobie jest łatwiej się ukryć i łatwiej zachować ciszę kiedy patrol królewskich przejeżdża tuż obok ciebie.
Ta hipotetyczna osoba kłóci się z "ciebie".
Paru lekomanów i ćpunów leżących w brudnych kątach.
Bez polotu ten epitet. Z opowieści i tak wynika, że wszystko jest brudne, ja bym sobie albo darował jakikolwiek opis, albo wysilił wyobraźnię i stworzył coś ciekawego. Bardziej ta druga opcja. Światem przedstawionym otworzyłeś sobie kopalnię możliwości w kwestii interesujących opisów.
(...) delikatnie za pomocą buta spróbowałem podnieść pokrywę.
Szyk. Za pomocą buta delikatnie spróbowałem...
Zaschnięty kał złączył pokrywę (...)
Z poprzedniego zdania wynika, że mówimy o pokrywie, więc zastąp to słowo "ją".
A w górze...
To chyba było jakieś światło! Zacząłem płynąć w górę.
Brzydko.
Wypłynąłem na powierzchnie i zaparło mi dech w piersiach. Tam była plaża! Autentyczna, kurwa, plaża. Z palmami, piaskiem i muszlami na brzegu! Jak wariat zacząłem płynąć w jej kierunku. Po chwili zrzuciłem buty i biegłem już po piasku, krzycząc, szczęśliwy jak nigdy. To było coś niesamowitego. Skakałem, tarzałem się w piasku i ochlapywałem wodą. Jak dziecko, które po raz pierwszy w życiu zobaczyło plażę. Właściwie zresztą tak było, plażę widziałem ale przed Całym Bajzlem - a wtedy to było jakby inne życie.
Uklęknąłem i zanurzyłem dłonie w piasku czekając aż obmyje je fala.
Za dużo tej plaży. Dwa pierwsze są w porządku, ale już dwa następne... A, no i piasku też za dużo.
- Gdzie jestem? I jak w ogóle... ? Skąd? - pytania nie były pytaniami. Ja chciałem pojąć. Chciałem zrozumieć.
Nie rozumiem.
Popatrzyłem na morze i piasek.
- Teraz mogę już umrzeć.
- I ja tak myślę - zgodził się.
Ładne.

Bardzo brzydkie ostatnie zdanie. Takie niepotrzebne. Znacznie lepiej prezentuje się to przedostatnie, myślę, że z nim w roli zamknięcia tekst zyskałby ładny wydźwięk.

A ogółem? Duża ilość błędów i stylistycznych potknięć sprawiała, że czytało mi się dosyć opornie. Krztusiłem się poszczególnymi fragmentami i trudno było mi wejść w narrację, choć ta czasem potrafiła być niezła.

Duży zawód na polu opisu świata. Tak jak pisałem wcześniej: postapokalipsą otworzyłeś sobie kopalnię możliwości, ale nie wykorzystałeś jej choćby w jednej setnej. Każdy opis był bardzo wtórny, jak zwykle ćpuny w brudnych kątach, zaschnięta krew, zarzygane ściany, coś tam... Bez polotu to wszystko. Opis taki jak każdy inny. Jeśli bierzesz się za opis czegoś tak charakterystycznego jak świat postapokaliptyczny, to ten opis powinien być j a k i ś - albo mega chłodny, albo, nie wiem, zabawny, albo - i to chyba najlepsza opcja - po prostu oryginalny, poetycki, obfitujący w epitety ciekawsze niż "brudny", oferujący fajne, zapadające w pamięć metafory i pokazujący nietuzinkowe miejsca. U Ciebie wyszło niestety tekturowo i w rezultacie świat nie wyróżnia się absolutnie niczym.

Drugą sprawa jest lokalizacja rajskiego zakątka. Nie skumałem tego zupełnie. Wskakuje do kibla - okej. Płynie rurą - okej. Ale potem...? Jakim cudem tam jest morze? Mówimy o MORZU, o czymś ogromnym, czymś, co w Twojej opowieści musi być bardzo blisko dworca... I nikt o tym nie wie? Zupełnie nieprawdopodobne. Sam opis też jest skonstruowany tak, że ciężko się połapać w akcji, ta rura, ogromny zbiornik wodny, płynięcie w górę, potem plaża... Radziłbym dopracować ten wątek.

Sam pomysł z turpistycznym wejściem do Raju jest fajny, że go wypuścili, bo chcą odbudować człowieczeństwo też spoko, ale nie rozumiem roli Josha i Johna - oni mieli być reprezentacją tego syfu, jakim stał się świat? Jeśli tak, bardziej przyłożyłbym się do ich kreacji. I po co właściwie Dziadek opowiedział im tę historię? Jakie z tego dobro? Oczywiste jest, że teraz bracia mogą zacząć szukać tego Raju i że w końcu go znajdą, uzyskali zbyt dokładne wskazówki.

Nie rozumiem też, czemu Josh i John, zamiast Janka i Borysa, ale to już tak zupełnie subiektywnie. Śmieszą mnie te angielskie imiona, które nie mają w świecie przedstawionym żadnego znaczenia - bo akcja nie dzieje się w Londynie, narodowość bohaterów nie odgrywa żadnej roli, więc po co trzymać się tych sztucznych - z perspektywy tego, że jesteś Polakiem - imion? Też kiedyś tak pisałem, Briany, Bille i Majki, ale na szczęście z tego wyszedłem. Mam nadzieję, że wszyscy z tego wychodzimy. ;) Kto ma docenić polski język, polskie imiona i ogółem polskość, jeśli nie polski pisarz?

Ogółem miałeś całkiem fajną wizję, ale słabo przedstawiony świat, nieścisłości fabularne i błędy to zabiły. Nie jest bardzo źle, ale mogłoby być o wiele, wiele lepiej. Popracuj nad tym tekstem albo zwróć uwagę na to wszystko podczas pisania następnego. Gdzieś w tym wszystkim kryje się jakieś wyczucie, jakiś floł, więc ćwicz jak najwięcej i czytaj jak najwięcej. Powodzenia!

Pozdrowienia śle
Praktyk
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Godhand, mówisz i masz :-)
Lektura była całkiem przyjemna. Skończyłem i…nijak nie mogłem zrozumieć, dlaczego między powrotem bohatera z Raju a ostatecznym finałem nie usłyszałem BUM, nie usłyszałem PAF, a tylko pstryknęło ledwo słyszalnie. Co się stało, że zamek postawiony ze znanych, sprawdzonych klocków nie wywołuje ochów i achów.
Mój osobisty mól przysłał przez umyślnego wiadomość, że porzuca gryzienie w kwestiach ontologicznych .Wpadli do niego po kolei Mad Max, Mariner z „Wodnego świata” i Chuck Norris grożąc możliwą i niemożliwą bronią (w tym kopem z obrotu), jeśli nie zacznie gryźć w intencji wyjaśnienia zagadki. Nie ma wyjścia, więc się dostosuje. Faktycznie, już po chwili poczułem, że ultimatum zadziałało. Ten (molowy) rodzaj perswazji przyspiesza krystalizacje wniosków, więc po niedługim czasie doznałem szeregu objawień, które niniejszym zapisuję.
Wizja świata po Apokalipsie jest rodzajem pryszczycy, której zarazki krążą po całej podkulturze. Z przyjemnością atakują każdego twórcę, który zajrzy tam w poszukiwaniu zdatnego do obróbki tworzywa. Łatwość kreacji świata wyobrażonego jest tylko pozorna, bo elementy składające się nań muszą pasować do siebie jak Yin i Yang, inaczej sypie się to, co najważniejsze –wiarygodność wizji a zatem i wiarygodność opowiedzianej historii. W przeciwieństwie do pozostałych Weryfikatorów mnie akurat to, (czyli brak spójności) uwiera w tekście najbardziej. Bowiem motyw apokastazy (Boże, dzięki Ci za wujka Google) może zalśnić pełnym blaskiem dopiero na odpowiednio zagruntowanym tle. Nie chodzi o to, żeby narysować niepotrzebną nikomu mapę, ale o to, żeby wszystko to, co przywołasz jako niezbędne dla narracji tworzyło całość bez luk, w które może się wciskać przemądrzały szczególarz.
1. Mam problem z numeracją wojen światowych. Jeśli rzecz dzieje się na planecie Ziemia (a nazwy Europejska, Azjatyckie padają w tekście), trudno się spodziewać, żeby po III, która już jest niewyobrażalna ze względu na możliwości współczesnej broni pozostał kamień na kamieniu nie mówiąc o strumieniach, polach czy lasach. Może wyjściem byłoby pozostanie przy światowym konflikcie, ale z inną nazwą. Albo przyjęcie, że Federacja Europejska i Królestwo Azjatyckie powstały w wyniku III wojny, która polegała na niszczeniu bombami informatycznymi, nie prowadząc do bezpośredniej eliminacji przyrody i cywilizacji. Albo że tak nazwane organizmy grupujące dzisiaj znane państwa zrodziły się w wyniku przemian politycznych, a potem była wojna. No jakoś bym to przerobił. 2. Wizja całkowitego Armageddonu wyklucza dalsze istnienie imperiów. Tym samym funkcjonowanie kolei czy metra wydaje się być wątpliwe – do utrzymania infrastruktury potrzebna jest jakaś władza, która to zrobi. Tego nie mogą zrobić luźne, kilkuosobowe grupy ocalałe po katastrofie i walczące między sobą o saperkę czy termos. Spróbowałbym wybrnąć tak: wojnę zaczęto, ale się opamiętano zanim zniszczono wszystko. Albo: wymierzone w siebie arsenały nie okazały się tak sprawne, jak zakładano – systemy nie konserwowane należycie zawiodły. Albo: broń, która była w dyspozycji oponentów dostarczona była przez prywatne korporacje, które oszukały na jej jakości. Efektem było zasyfienie Ziemi i wybicie części populacji, ale nie całkowita katastrofa. Czyli imperia otrzepały się, i po okresie kompletnego chaosu powoli odtwarzały, co się dało. O czymś takim świadczy pierwsza część, w której wnukowie prowadzą działalność o charakterze regularnym (eksport poza granice Federacji) możliwą tylko w warunkach jakiejkolwiek stabilności. 3. Nie wydaje mi się, żeby nawet w postapokaliptycznym świecie relacje rodzinne były słabe. Więc może warto byłoby powiedzieć ze dwa zdania dlaczego dziadek mieszka sam (pewnie chciał), rzadko widuje wnuki, na tyle rzadko, że do tej pory nie opowiedział im nic o swoim życiu.
Teraz trochę bardziej szczegółowo.
„Josh, typ niski i potężnie zbudowany..”
„Typ” zgrzyta. Do kosza.
„Bracia zbliżyli się aż pod zawieszoną na dwóch starych zawiasach prostokątną, grubą blachę, pełniącą rolę drzwi.”
Jasne, że prostokątna. Jakby była okrągła, to by było warte uwagi. Więc prostokątną do kosza, zdanie wybrzmi lepiej.
„Odsłoń szmaty - polecił cichy głos. John podszedł i odsunął ciężkie, pachnące benzyną i olejem szmaty, którymi zasłonięte były okna „
Ja z tym kawałkiem poradziłbym sobie inaczej. „Odsłoń – polecił cichy głos” Stary oszczędza sił a jako były żołnierz jest lakoniczny. I całość brzmi poprawnie.
„Do pomieszczenia, gwałtownie jak nóż wbity w ciało, wdarło się światło.”
Jakoś mam problem z tym nożem w ciele. Może bez niego światło też by się gwałtownie wdarło i już?
”…kontrastowały z młodzieńczo nieruchomą i umięśnioną ręką.”
Odwrotnie. Może tak: „..młodzieńczo umięśnioną i nieruchomą, bardzo nieruchomą ręką.
„Ręką, która trzymała shotguna o obciętych lufach.”
No tak. Shotguna trzyma się oburącz, bo drugą ręką trzeba przeładowywać. Może zmienić broń na równie dobitną, ale obsługiwaną jedną ręką? Jaki Python albo Magnum? No wiem, shotgun fajnie brzmi i ładnie się komponuje z „obrzynem” w następnej kwestii Johna. Może para Magnum – giwera?
„IV trwała krótko ale prawdziwa wojna rozpoczęła się dopiero po jej zakończeniu. Bratobójstwo. Wojna o żywność, o leki, o wodę. Wojna bez stron konfliktu, bez mundurów, bez sztandarów. Wojna między każdym kto miał cokolwiek i tym kto chciał mieć. Wojna o zegarek, saperkę, kompas, termos.”
Jak już napisałem, w warunkach walki wszystkich ze wszystkimi słabo widzę poruszających się koleją samotników. Wybrnąłbym tak: Bratobójstwo dziadek przeżył w jakiejś dziurze korzystając ze sprytnie zgromadzonych zapasów, a jak się uspokoiło to został Zbieraczem.
„W pojedynkę teoretycznie jest trudniej przeżyć ale to tylko teoria”
Jakieś..niezręczne. Może tak? „Jakoś nie byłem zwolennikiem grupowych działań” albo „Wbrew powszechnemu przekonaniu samotnie było łatwiej przeżyć, niż w grupie”
„patrol królewskich”
Kto zacz? Nie lepiej coś o Łupieżcach?
„Jeden Łowca szukający na tym odludziu łatwych ofiar. Nawet na mnie nie spojrzał.”
E tam, Łowca musi być czujny. Raczej „poświęcił mi krótkie spojrzenie i odwrócił wzrok” albo „otaksował szybkim spojrzeniem i wrócił do kontemplacji horyzontu”
Opis dworca? Rzeczywiście można by nieco bardziej poszaleć ;-)
Teraz kibel. Nijak nie potrafię sobie wyobrazić muszli klozetowej normalnych rozmiarów, która pomieściłaby wskakującego do niej człowieka. Więc opis standardowej ubikacji z monstrualnym odpływem mija się z celem.
Zacząłbym z grubsza tak: „Sedes był jakiś dziwny. Rozmiar XXL, jakby srać do niego miały słonie, nie normalni ludzie”. Lub coś podobnego. Nie ma żadnego odpływu, bo jest umieszczony pionowo w podłodze.
Nie zapomnij o plecaku, który Zbieracz musiał mieć (minimum ekwipunku na samotne wyprawy) i który ostrożnie odstawia w zasięgu wzroku. Inaczej nie zmieści się nawet do wielkiej dziury. No i decyzja o rozstaniu z plecakiem podbije dramatyzm decyzji o ostatecznym skoku.
„Zaschnięty kał złączył pokrywę z deską i muszlą niczym najlepszy klej.”
Kał??? W życiu! Stary tak nie mówi. „Czyjaś sraczka – efekt podłego jedzenia i jeszcze gorszej wody na amen skleiła pokrywę wraz z deską i muszlą” „Gówno” byłoby lepsze, ale używałeś go przedtem i byłby nadmiar.
„Kopnąłem i wrota do wybawienia mojego pęcherza stanęły otworem”.
Coś mi te „wrota wybawienia pęcherza…” Może: „Zniecierpliwiony kopnąłem mocniej i deska odskoczyła udostępniając wnętrze, ku uciesze przepełnionego pęcherza”. Albo jakoś tak.
„Skąd on to, kurwa, wytrzasnął?”
Najpierw zdziwienie, że gość się pojawił znikąd. Czyli:
Skąd on się kurwa tutaj wziął? I gdzie wytrzasnął tego gnata?!”
„Instynkt przetrwania? Jeśli tak to raczej nieracjonalny”
No pewnie. Racjonalny to jest survival. Instynkt w takiej sytuacji z samej swej natury dyktuje działania szybkie i nieracjonalne.
„Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem rurę. Na szczęście była tak szeroka że spokojnie mogłem płynąć. Modliłem się, żeby powietrza wystarczyło mi do następnego kibla gdzie będę mógł wyjść. Woda wydawała się krystalicznie czysta ale uważnie pilnowałem aby nie dostała mi się do ust. Po kilkunastu metrach dopłynąłem do ogromnego zbiornika wodnego”
Dałbym sobie spokój ze szczegółowym opisem. Granicą świata, który według dotychczasowej narracji można uznać za realny jest lustro wody w odpływie. Dalej ważniejsze jest zdziwienie, odruchowe reakcje, walka o utrzymanie powietrza w płucach i szybka kalkulacja związana z niemożnością powrotu i koniecznością otwarcia oczu. Zresztą w kwestię powrotu z Raju też się nie wgłębiałeś i słusznie.
„Wypłynąłem na powierzchnie i zaparło mi dech w piersiach. Tam była plaża! Autentyczna, kurwa, plaża. Z palmami, piaskiem i muszlami na brzegu! Jak wariat zacząłem płynąć w jej kierunku. Po chwili zrzuciłem buty i biegłem już po piasku, krzycząc, szczęśliwy jak nigdy. To było coś niesamowitego. Skakałem, tarzałem się w piasku i ochlapywałem wodą. Jak dziecko, które po raz pierwszy w życiu zobaczyło plażę. Właściwie zresztą tak było, plażę widziałem ale przed Całym Bajzlem - a wtedy to było jakby inne życie.”
Mnie to nie bardzo pasuje. Popatrz. Gość wykonuje odruchowo czynność ratującą życie, wynurza się i stwierdza, że mu się to udało. Widzi brzeg, nie ma pojęcia, co może być w wodzie, w której się znajduje. Płynie do brzegu. Wyobrażasz sobie zastrzyk adrenaliny, który musiał dostać w czasie całej tej akcji? Jak dotarł do brzegu, to mu odpuściło, musiało odpuścić, więc w moim odczuciu padł jak ścięty. Dopiero później zachwyt itd., ale z innymi akcentami. Facet przed Bajzlem był ICHTIOLOGIEM, nie można o tym zapominać, woda i plaża to z dużym prawdopodobieństwem jego naturalne środowisko.
„Ktoś może wpaść lub chcieć coś wrzucić dla zabawy”.
Bez „chcieć”
„Musimy to kontrolować i za wszelką cenę chronić to miejsce.”
„To” i „to”. Coś trzeba zmienić, o jedno „to” za dużo.
„Nie wiem. Prawdopodobnie Cię zabijemy. Choć z drugiej strony jest tu kilku, którzy uważają że to nowy Raj ofiarowany przez Stwórcę...
- Kogo?
- Kiedyś ludzie wierzyli w... coś więcej. Nieważne. Starają się w każdym razie, w podziękowaniu za to miejsce być dobrzy. Nie zabijać, nie kraść i w ogóle żyć... tak jak powinno się żyć.”
„Cię” oczywiście małą literą. Nie ma Stwórcy? Zbieracz Go nie zna? Nie wydaje mi się. Musiałby zatem zapytać również o definicję Raju, a tego nie robi. Transcendencja jest ponadczasowa i wojna - nawet totalna - tego nie zmieni. Może cos w tym stylu:
„Przez te wszystkie lata nie myślałem o Bogu. Kiedy musisz robić różne rzeczy, które pozwolą ci przeżyć i to jest twoje jedyne przykazanie, zapominasz.” Itd.
„Starzec przestał kaszleć i otarł dłonią flegmę z twarzy”.
Fuj. Pościel miał, więc jakąś szmatę mógł sobie udrzeć. To instynktowne. Więc raczej wytarł szmatą usta.
„Dziadek rozkaszlał się bardzo.”
Jak z elementarza Falskiego.
„rozkaszlał się na dobre” albo „rozkaszlał się gwałtownie”
„Josh podskoczył do niego i chwycił go za głowę.”
Raczej za ramiona. Człowiek złapany za głowę ma trudności w mówieniu.
„- Chyba żartujesz że ci powiem - powiedział bardzo, bardzo wyraźnie.”
Raczej: „To żart? Nie sądzisz chyba, że ci powiem?” albo „Chyba żartujesz. W życiu ci tego nie zdradzę. Na pewno nie w tym życiu”
„I umarł”
To zakończenie istotnie pasuje bardziej do bajki lub groteski.
Może coś takiego:
„Przymknął oczy, odetchnął raz jeszcze a potem głowa opadła mu do tyłu. Nie żył”.
Nie upieram się, że akurat tak, ale jakoś ten obrazek odejścia można by rozwinąć.
I jeszcze tytuł.
Może „Raj w ustronnym miejscu”? Taka… mocniejsza dwuznaczność.

Resume
Nawet bez poprawek powiastkę czytało się nieźle, chociaż poklejona jest nieco topornie z elementów poddanych w przeszłości wielokrotnemu recyklingowi.
Ma jakiś potencjał, wprawdzie na razie szeleści sobotnim wydaniem gazety gminnej, ale po mocnym doszlifowaniu być może osiągnie poziom obecności w jakiejś niskonakładowej antologii(?). Chciałbym usłyszeć BUM.
Kibel w roli lustra Alicji mnie ujął.

No to się mól odczepił. Idę pożerać zasłużoną kolację.

5
Witajcie,

Od dawna jestem pod wielkim wrażeniem osób jakie tu się udzielają. Nie chcę wymieniać nicków ale jest tych osób sporo. Wszystkim im dziękuję.
Teraz, pojawienie się Leszka to wrażenie spotęgowało - bo patrzcie co on tu wyrabia!
Jestem pod wrażeniem. Tyle pracy. Tyle poświęconego czasu. Tyle wspaniałych osób.
Dziękuję. Bardzo.

Godhand

[ Dodano: Nie 20 Sty, 2013 ]
Chociaż shotguna trochę obronię...
Chodziło mi o taki:
http://thespecialistsltd.com/replica-sawed-shotgun
:)
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

6
Oj tam, oj tam. Klient nasz Pan (tak, tak, kiedyś pisało się to wielką literą, przedziwne meandry minionego ustroju), zamówiony garniturek na miarę zobowiązuje :-) Co do shotguna: mnie czegoś kojarzy się z bronią ofensywną (napad na bank, wjazd AT na kwadrat) w przeciwieństwie do armaty typu Magnum – w mojej głowie przyczepionej do obrony prawa, porządku, ale też własnego gniazda.
Czuję jednak całym jestestwem fajność Twojego wyboru, zapytaj innych, czy mają podobne do moich wątpliwości. Jeśli nie, jestem rzeczonym przemądrzałym szczególarzem i zamykamy temat, jeśli tak – spróbuj shotguna jakoś dookreślić, żeby usunąć wątpliwości – archaiczny, krótki, dwulufowy, poręczny, niezgrabny, mniejsza wersja, toporny, domowego wyrobu, no jakoś. Ty jesteś pisarzem, to się męcz :-)
Aha, to o nożu: mocne, mocne….kozackie :-)

7
Godhand pisze:Chociaż shotguna trochę obronię...
Chodziło mi o taki:
http://thespecialistsltd.com/replica-sawed-shotgun
To może użyjmy polskiego odpowiednika "dubeltówka", które to słowo pasuje do kontekstu.
Godhand pisze:A widzisz zabawkę w mojej dłoni? To jest nóż firmy Extrema Ratio, model Shrapnel. Robili je bardzo dawno temu. To nie jakieś ceramiczne gówno tylko narzędzie zrobione ze stali N690, hartowane do twardości 58HRC. Wiesz co to znaczy?
Chyba nie wiedział


I ja powiem także nie wiem co miało to znaczyć. Twardość stali nie robi na nikim wrażenia. Jeżeli chciał wywołać wrażenie na gościu to raczej powinien zademonstrować jego działanie lub co najmniej opisać w przesadny sposób jego "działanie i ostrość".

Taka drobna moja uwaga :)
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

8
Iiii...dubeltówka. Przaśne narzędzie dla domorosłych "killerów" z Kół Łowieckich. W ręce weterana ze zwiadu?
Tekst jest Godhanda, niech kombinuje, ale ja bym się nie zgodził :-)
O nożu.. Nie używałem ironii. Dla mnie dobry, twardzielski tekst demonstrujący opanowanie a jednocześnie dający czas na rozejrzenie się w sytuacji. Miał sobie Zbieracz demonstracyjnie ogolić przedramię dla efektu?

9
Leszek Pipka pisze:Iiii...dubeltówka. Przaśne narzędzie dla domorosłych "killerów" z Kół Łowieckich. W ręce weterana ze zwiadu?
Tekst jest Godhanda, niech kombinuje, ale ja bym się nie zgodził :-)
Ale to weteran zwiadu w świecie "Mad max-owym". Raczej nie będzie używał super specjalistycznej broni a raczej to co jest dostępne.
Leszek Pipka pisze:O nożu.. Nie używałem ironii. Dla mnie dobry, twardzielski tekst demonstrujący opanowanie a jednocześnie dający czas na rozejrzenie się w sytuacji. Miał sobie Zbieracz demonstracyjnie ogolić przedramię dla efektu?
A jak bardzo twardzielski jest tekst obrażający matkę tego gościa w obcym języku. Taki sam efekt gość coś powiedział niezrozumiałego i tyle. Tego w tekście właśnie nie rozumiem co chciał uzyskać? przestraszyć tamtego? pochwalić się że ma lepsze znalezisko niż tamten? Jak na zwiadowcę to także dość dziwna reakcja, "zaskoczenie". Z nożem jeżeli się go umie używać to przeciwnik powinien dostrzec go jak ma go w ciele lub przy gardle.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

10
Grimzon pisze:Ale to weteran zwiadu w świecie "Mad max-owym". Raczej nie będzie używał super specjalistycznej broni a raczej to co jest dostępne.
Ale miał dosyć czasu, żeby jako Zbieracz nagromadzić pasujący arsenał. Zresztą spór dotyczy słowa, które pasuje a nie istotnych cech broni.
Grimzon pisze:A jak bardzo twardzielski jest tekst obrażający matkę tego gościa w obcym języku. Taki sam efekt gość coś powiedział niezrozumiałego i tyle. Tego w tekście właśnie nie rozumiem co chciał uzyskać? przestraszyć tamtego? pochwalić się że ma lepsze znalezisko niż tamten? Jak na zwiadowcę to także dość dziwna reakcja, "zaskoczenie". Z nożem jeżeli się go umie używać to przeciwnik powinien dostrzec go jak ma go w ciele lub przy gardle.
1. Tekst w obcym języku mógłby tamtego co najwyżej zdezorientować, człowiek niepewny łatwiej naciska na spust
2. Zbieracz demonstruje opanowanie i siłę, zmuszając tamtego do wezwania pomocy, i zyskując czas na ocenę sytuacji
3. Nóż raczej trudno wbić kolesiowi z palcem na spuście broni...no, z grubsza palnej. Zwłaszcza jeśli stoi w odległości skutecznie uniemożliwiającej szybki atak. Jak mawiał inny sierżant "cmentarze pełne są ludzi, którym zdawało się, że są szybsi od kuli".
Jak rozumiem pałujemy się w intencji doszlifowania tekstu Godhanda, więc niech on sobie wybierze odpowiadającą mu opinię. Ja raczej nie mam nic do dodania.

11
Witam,

Weryfka bez wysokich ambicji, ot, dla chwili uśmiechu w niedzielne popołudnie. :D
Godhand pisze:Stał samotnie pośród niezmierzonej połaci spękanej słońcem ziemi.

Nieustannie mam problem ze słowem połać. SJP podaje, że połać to:«duża część jakiejś przestrzeni». I dla mnie jest to kawał pola, lasu, dachu, ale obszar skończony, zamknięty, po prostu kawał, ale ograniczony, a u Ciebie niezmierzonej połaci. Nie wiem czy to błąd, taka moja fobia połaciowa.
Godhand pisze:cieszył się respektem należnym człowiekowi bezwzględnemu i okrutnemu.
Czy takiemu komuś należy się szacunek, czy jest on raczej okazywany ze strachu?
Godhand pisze:Bracia zbliżyli się aż pod zawieszoną na dwóch starych zawiasach prostokątną, grubą blachę, pełniącą rolę drzwi.
zbliżyli się do...
Godhand pisze:- Odsłoń szmaty - polecił cichy głos. John podszedł i odsunął ciężkie, pachnące benzyną i olejem szmaty, którymi zasłonięte były okna.
Lepiej: odsłoń okna.
Godhand pisze:John podszedł i odsunął ciężkie, pachnące benzyną i olejem szmaty, którymi zasłonięte były okna. Do pomieszczenia, gwałtownie jak nóż wbity w ciało, wdarło się światło.
Na łóżku, w wielkiej stercie brudnej pościeli leżał starzec.
Szmaty uwalane olejem, benzyną jako zasłony, brudna pościel, więc widzę również brudne okna, a tu wdziera się przez nie promień słońca ostry jak nóż. Dla kontrastu?
Godhand pisze:Na łóżku, w wielkiej stercie brudnej pościeli leżał starzec. Mężczyzna był ubrany tylko w wojskowe spodnie, na nagiej piersi, pod sercem widniał tatuaż zwiadowców Federacji Europejskiej.
Jeśli leżał w pościeli (nie na pościeli), to skąd wiadomo, że miał na sobie tylko spodnie?
Godhand pisze:Długie do ramion siwe włosy i pasująca do nich siwa, ale krótko ostrzyżona broda, kontrastowały z młodzieńczo nieruchomą i umięśnioną ręką.
Ze względu na druga część zdania, zmieniłabym szyk: Siwa, krótko ostrzyżona broda i długie włosy, kontrastowały z młodzieńczo umięśnioną ręką.
Nie rozumiem dlaczego podkreślasz, że ręka była nieruchoma. Starym ludziom co najwyżej drżą dłonie (chyba, że chorują na coś, co powoduje drżenie ciała), dlaczego więc miałaby mu drżeć cała ręka? Do tego starzec umiera, starcza mu siły na powitanie gości, potem leży bez sił, niezdolny unieść broń. Więc jak to? Ma młodzieńczą siłę w ramionach, czy nie ma?
Godhand pisze:- Dziadku... - zaczął John - Wzywałeś, więc przybyliśmy, opuść obrzyna.
Mężczyzna mrużył przez moment oczy, jakby chcąc lepiej widzieć. Po dłuższej chwili westchnął, cała siła uszła z niego w jednej chwili. Nieruchoma przed chwilą ręka opadła na posłanie.
- Dziadku, wzywałeś... - powtórzył John.
- Wzywałem - powiedział po chwili z trudem starzec. - Umieram. A chcę wam coś przed śmiercią opowiedzieć, wnuczkowie.
- Opowiedzieć? Dziadku, myśmy przejechali osiem mil żeby tu dotrzeć! A do końca miesiąca mam może ze cztery galony benzyny - zdenerwował się Josh.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. Miał zamknięte oczy i wydawał się całkowicie spokojny.
- Usiądźcie i posłuchajcie. Możecie wyciągnąć z tej opowieści duże zyski...
Bracia spojrzeli na siebie i usiedli niechętnie.
- A o czym ta opowieść, dziadku? - zapytał John.
- No cóż... Właściwie to o kiblu.
Już wiemy, i że wzywał, i że dziadek. :D
Wnuczkowie? Jaki czuły, choć przed chwilą mierzył do nich z obrzyna. Takie scenki rodem z amerykańskich filmów o zapadłej prowincji, gdzie wszyscy klepią biedę, pędzą księżycówkę, hodują marihuanę, łamią prawo, biją żony, które kiedyś były miss... Taki specyficzny klimacik. Duszny i niebezpieczny. W filmach lubię, u Ciebie jeszcze nie wiem.
Mówił z trudem i jednocześnie uśmiechał się delikatnie. bał się, że ktoś go napadnie, by po chwili być całkowicie spokojnym. Tyle uczuć na raz, do tego przeżywa je umierający starzec... Chyba bardziej by to do mnie przemawiało, gdyby rozmowa była mniej kulturalna (bo przecież ani to Wersal, ani bohaterowie to rodzina królewska). Wnuczkowie i dziadkowie i obrzyn w blacharce ze szmatami w oknach...
Godhand pisze:- Usiądźcie i posłuchajcie. Możecie wyciągnąć z tej opowieści duże zyski...
Niezgrabne sformułowanie.
Godhand pisze:IV trwała krótko ale prawdziwa wojna rozpoczęła się dopiero po jej zakończeniu.
Godhand pisze:Dziadku, myśmy przejechali osiem mil żeby tu dotrzeć!
Godhand pisze:W pojedynkę teoretycznie jest trudniej przeżyć ale to tylko teoria.
Godhand pisze: A potem zrobił to czego się obawiałem.
Godhand pisze:Woda wydawała się krystalicznie czysta ale uważnie pilnowałem aby nie dostała mi się do ust.
Czasami zapominasz o Pannie Interpunkcji. Przejrzyj tekst pod tym kątem.
Godhand pisze:Było też kilku takich jak ja. Zbieraczy podróżujących samotnie.
Czym zajmował się zbieracz? I dlaczego to są dwa zdania?
Podszedłem do muszli i delikatnie za pomocą buta spróbowałem podnieść pokrywę. Ani drgnęła. Zaschnięty kał złączył pokrywę z deską i muszlą niczym najlepszy klej. Kopnąłem i wrota do wybawienia mojego pęcherza stanęły otworem.
Za nic nie zrozumiem logiki tego wywodu. Po co iść sikać do obleśnego kibla i do tego gmerać przy jeszcze bardziej obleśnej klapie? Musi podnieść klapę, by sikać do ubrudzonej kałem muszli? Co za różnica?
Motyw z nauka sierżanta mnie nie przekonuje. Że niby sierżant zwiadowców uczył, że mają się załatwiać w toalecie? Zwiadowcy?! Żołnierze?! E, jakoś mi nie gra. Ale może się czepiam, w wojsku nie byłam i na pewno nie będę, więc może masz rację, że sierżant mógłby tak nauczać.
Godhand pisze:O ile muszla była w miarę normalnych rozmiarów, deska i pokrywa także, to wielkość odpływu była ogromna. Pomyślałem że mógłbym tam bez większych problemów wskoczyć, i ta myśl mnie rozbawiła. Najdziwniejsze jednak było to, że w odpływie ubikacji była czyściuteńka woda, nie widziałem takiej od długiego czasu.
Cóż, czasami dziadek nie skorzystał z jednej z leżących wokół strzykawek?
Pomysł, choć jest strasznie porąbany,mnie przekonuje. Wielki kibel! Wielka woda! Wielki ratunek dla ludzkości. bardzo to przerysowane, trochę zabawne, ale całkiem niezłe. Mógłbyś tylko trochę bardziej uprawdopodobnić okoliczności, wygląd miejsca, choćby samą dziurę, do której musi skoczyć. Bo w takiej wersji to wygląda bardziej na konfabulacje umierającego starca, niż rzeczywistość, raj, którego mieliby poszukać wnuczkowie.
A skoro już o tym, to czy ta opowieść miała ich do tego zachęcić? Bo jak na razie to dziadzio powiedział tylko: gdzieś na południu. Jak mają to gdzieś znaleźć? Bo chyba po to im opowiada, co nie? A może nie? Może z nich kpi?
Godhand pisze:Bo ja wskoczyłem do tego kibla.
Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem rurę.
Dziadek przeskakuje w czasoprzestrzeni niczym we śnie i nie tylko w tym miejscu.

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

12
Z połacią masz, Dorapo, rację, nie fobię. Natomiast komentarz o dziadku przeskakującym w czasoprzestrzeni do kibla tak mnie rozbroił, że będę jeszcze długo chichotać. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

13
dorapa pisze:Godhand napisał/a:
Stał samotnie pośród niezmierzonej połaci spękanej słońcem ziemi.

Nieustannie mam problem ze słowem połać. SJP podaje, że połać to:«duża część jakiejś przestrzeni». I dla mnie jest to kawał pola, lasu, dachu, ale obszar skończony, zamknięty, po prostu kawał, ale ograniczony, a u Ciebie niezmierzonej połaci. Nie wiem czy to błąd, taka moja fobia połaciowa.
Moim zdaniem:
niezmierzonych połaci (lb mnoga)
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

14
Thana pisze:Natomiast komentarz o dziadku przeskakującym w czasoprzestrzeni do kibla tak mnie rozbroił, że będę jeszcze długo chichotać. :)
Śmiech to zdrowie. Chichocz dla dobra własnego i ludzkości. :D
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”