Dalsza część tego:
http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=9543
ROZDZIAŁ I
Trzy lata poźniej...
Na dziedziniec okazałej posiadłości usytuowanej na obrzeżach miasta zajechała kareta zaprzężona w cztery siwki. Młody mężczyzna, nie bacząc, że powóz jeszcze się nie zatrzymał, wyskoczył z niego, jakby siedział tam demon. W kilku susach pokonał dziedziniec i dopadł do dwuskrzydłowych, dębowych drzwi. Mając za nic dworskie obyczaje, wkroczył do posiadłości, jakby ta należała do niego. Hol. Schody. Drugi hol. Schody. Zziajany dotarł do ostatniego pokoju na końcu korytarza na drugim piętrze. Zapukał, choć nie oczekiwał na zaproszenie- po prostu pchnął drzwi i wszedł do środka.
Nad zawalonym papierami biurkiem pochylał się mężczyzna w średnim wieku. Duża dłoń uzbrojona w pióro zawzięcie skrobała po skrawku pergaminu. Druga mierzwiła krótko przycięte, gęste włosy w kolorze dojrzałych kasztanów.
Przybysz szybkim krokiem przemierzył gabinet, zupełnie ignorując cały wystrój wnętrza. Gdyby chociaż na chwilę oderwał wzrok od biurka i rozejrzał się po pomieszczeniu, zobaczyłby meble wykonane z najlepszego gatunku drewna; marmurowe posążki w każdym rogu gabinetu; wiszące na ścianie lustro w złoconej ramie i obrazy, przedstawiające sceny z mitologii. Jednak w tej chwili to było nieważne. Ogólnie, kiedy chodziło o interesy, wszystko schodziło na dalszy plan.
- Kamienie...- wydyszał, opierając się dłońmi o dębowe biurko.
- Co: kamienie?- Starszy mężczyzna na moment uniósł wzrok, po czym wrócił do wcześniejszego zajęcia.
- Te kamienie, które wymieniliśmy na towary z Ruvberu są fałszywe!- Wyrzucił z siebie.
Ciemne brwi siedzącego za biurkiem mężczyzny zbiegły się nad nasadą nosa. Tym razem lord Lerbell odłożył pióro na bok. Splótł przed sobą dłonie. Dłuższą chwilę przetwarzał informację przyniesioną przez posłańca Davila. Kamienie, które wymienili na towary z Rvberu są fałszywe. To niemożliwe! Dostarczono mu je przecież prosto z kopalni. Po drodze do Ruvberu jego wysłannicy nie mieli żadnych komplikacji.
- Tak ogólnie, to co rozumiesz pod pojęciem: "fałszywe"?
Davil sapnął zniecierpliwiony. Lord Lerbell- najpopularniejszy handlarz w całym Kalvagarze- uchodził za osobę, którą ciężko było wyprowadzić z równowagi.
- Nasi klienci z Ruvberu utrzymują, że kamienie, które otrzymali za towary nie są wydobywane w naszych kopalniach.
To mówiąc sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z nich kilka kolorowych kamyczków: zielone greevery, czerwone rodeny i niebieskie azulmiry. Władze Kalvagaru i Ruvberu nadały im określoną wartość i uczyniły środkiem płatniczym w transakcjach handlowych. Najwięcej transakcji można było zawrzeć płacąc rodenami, zaraz po nich azulmirami, a na końcu greevierami.
- Nie mają żadnej wartości- oświadczył Davil.
Lord Lerbell sięgnął po niebieski kamień. Przez chwilę obracał go między palcami, w końcu wśród masy pergaminów odnalazł lupę. Kamień przeszedł szczegółową inspekcję z każdej strony.
- Wygląda normalnie- mruknął do siebie.
- Też tak myślę. Tymczasem uczeni z Ruvberu twierdzą, że to nie jest prawdziwy azulmir.
Mężczyzna za biurkiem przejechał dłońmi po włosach.
- Wezwij do mnie uczonego Ravisha. Niech on zbada sprawę...
Wyrok uczonego Ravisha był dokładnie taki sam jak wyrok uczonych z Ruvberu. Kamienie były fałszywe, ponieważ nie przeszły pomyślnie próby ognia. Prawdziwe w styczności z ogniem jedynie się nagrzewały, gdy tymczasem ich nieprawdziwe odpowiedniki stopiły się, gdy tylko liznął je złocisty płomień.
- Co zamierzamy z tym zrobić?- Spytał Davil po wyjściu uczonego Ravisha.
- Jutro nasi klienci przybędą do Nivaru na dni targowe. Wtedy uregulujemy należności. Póki co, pofatyguję się do kopalnii po kamienie. Każ przyszykować powóz.
Davil skłonił głowę. Szybko opuścił gabinet pozostawiając Lerbella sam na sam z ponurymi myślami.
Lord z westchnieniem potarł dłonią czoło. Pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego. Miał nadzieję, że ten drobny incydent nie skompromitował go przed eksporterami z Ruvberu. Jeśli tak, będzie musiał pracować naprawdę długo, żeby odbudować swoją reputację uczciwego klienta.
Ktoś wyciął mu głupi kawał. Kimkolwiek był ten śmiałek, słono mu za to zapłaci...
Pukanie do drzwi wyrwało go z rozmyślań. Do gabinetu zajrzał posłaniec Davil. Tym razem nie zignorował zasad dobrego wychowania.
- Powóz już gotowy?- Ciemne brwi lorda Lerbella powędrowały do góry.
- Jeszcze nie. Mam dla ciebie wiadomość, która z pewnością cię zainteresuje...
- Co tym razem?- Spytał od niechcenia.
- Pamiętasz swoich trzech gwardzistów, którzy opiekowali się wymianą towarów?
- Oczywiście. To moi najlepsi i najbardziej zaufani ludzie. Oczywiście, zaraz po tobie- dodał szybko.
- Tak się składa, że ci trzej najbardziej zaufani ludzie- ostatnie trzy słowa wypowiedział z sarkazmem- rozpłynęli się w powietrzu- rozłożył ręce.
- Co takiego?!- Lerbell aż zerwał się z miejsca.
- Zniknęli. Nie ma po nich śladu.
Lord usiadł. Fałszywe kamienie. Zniknięcie Nimada, Mirema i Livuta. Miał nadzieję, że jedno nie ma nic wspólnego z drugim.
- Znajdź ich. Chcę, żeby towarzyszyli mi w wyprawie do kopalni.
- Tak jest.
Davil już miał opuścić gabinet, jednak coś go zatrzymało.
- A jeżeli ich nie znajdę? Może ta trójka jest zamieszana w zamianę kamieni na fałszywe? Czy ich nagłe zniknięcie nie wydaje ci się ani trochę podejrzane?
- Owszem, Davilu- westchnął- masz rację: ich nieobecność może, ale nie musi, mieć związek z dokonaną zamianą. Jeżeli jednak są zamieszani w fałszerstwo kamieni, przysięgam ci, że jak tylko ich dopadnę, to skażę na takie tortury, że do końca życia odechce im się ingerować w moje transakcje handlowe. Mimo wszystko wierzę, że po prostu gdzieś wyszli i za moment wrócą. Postaraj się ich znaleźć.
- Tak jest.
Tym razem posłaniec Davil opuścił gabinet. W głębi serca zrodziła się nadzieja, że tych trzech ma na sumieniu zamianę kamieni na fałszywe. Parę razy zaleźli mu za skórę. Gdyby jego przypuszczenia okazały się trafne, miałby idealną okazję, żeby zapłacić im za pokrzyżowanie mu planów.
- Twoje... Tuvila... moje. Twoje... Tuvila... moje.
Damin uczciwie rozdzielał przychody z ostatniej akcji. Towarzyszył mu przy tym jego daleki kuzyn- Merim, który mimo wszystko wolał mieć oko na Damina, kiedy ten zajmował się liczeniem i dzieleniem kamieni pomiędzy ich grupę. Tuvil pilnował wejścia do groty, z której zrobili kryjówkę.
- Przez najbliższe dwa lata nie musimy się martwić o brak środków do życia- zauważył Merim.
Damin uśmiechnął się pod nosem. Po raz pierwszy w karierze fałszerza kamieni udało mu się zdobyć wielką skrzynię drogocennego kruszcu. Obok niego leżała dosyć spora kupka rodenów, a do podziału zostały jeszcze azulmiry i greevery. Wczorajsza akcja okazała się nie lada sukcesem. A wszystko zaczęło się od tego, że dwa lata temu razem z Merimem i Tuvilem zgłosili się do straży przybocznej lorda Lerbella. W ciągu roku stopniowo zdobywali jego zaufanie. Wreszcie wysiłki przyniosły oczekiwany rezultat- Lerbell powierzył im pieczę nad wszelkimi transakcjami handlowymi z Ruvberem. W tym czasie trójka przyjaciół, posiłkując się wskazówkami z księgi dla magów, wytwarzała coraz większe ilości fałszywych kamieni. Na początku podmieniali pojedyńcze, małe kamyki. Z biegiem czasu- coraz większe. Wczoraj wieczorem wymienili cały kufer. W ogóle nie obawiali się Lerbella. Starannie zatarli za sobą wszelkie ślady: nie dość, że podali mu fałszywe dane osobowe, to w dodatku po dzisiejszej akcji zmienili wygląd, ścinając sięgające łopatek włosy i goląc gęste brody. W ogóle nie przypominali gwardzistów, którzy wiernie służyli Lerbellowi przez dwa lata. Gdyby naszła go nagle ochota na szukanie fałszerzy kamieni, prawdopodobnie odeszłaby w ciągu roku, góra dwóch. Lord miał naprawdę marne szanse na odnalezienie ich.
- Dziwnie się czuję bez brody- Merim przejechał dłonią po gładko wygolonych policzkach.
- Spójrz na to z innej strony... Vinea nie będzie narzekać, że wyglądasz jak człowiek z lasu. Z czasem się przyzwyczaisz. Tylko pamiętaj, żeby regularnie się golić. Nie chcę, żeby Lerbell nas rozpoznał.
- Zawsze możemy przenieść się do Ruvberu. Dla mnie to nie problem- Merim wzruszył ramionami.
- Dla mnie też.
Chłopak wrócił do rozdzielania kamieni. Merim z kolei poszedł zastąpić Tuvila. Na krótką chwilę Damin został sam. Korzystając z nieobecności przyjaciół, chwycił dwa ostatnie rodeny i wepchnął do kieszeni brązowych spodni. Jego najlepszy przyjaciel Tuvil pojawił się chwilę później. Gwizdnął przeciągle na widok trzech rozdzielonych kupek czerwonych kamieni. Do podziału zostały jeszcze zielone i niebieskie, których było znacznie więcej.
- Nigdy nie przypuszczałem, że twój plan wypali- wyznał.
- Nie ty jeden...- mruknął Damin.
- Jak Savija dowie się, ile mamy kamieni, pewnie przybiegnie i padnie przed tobą na kolana, błagając żebyś pozwolił jej wrócić- zaśmiał się.
Na wspomnienie byłej kochanki dłonie Damina same zwinęły się w pięści... Minęły trzy lata, odkąd się rozstali. Mimo wszystko chłopak nie potrafił o niej zapomnieć.
- Prędzej dam się złapać Lerbellowi niż zgodzić się na jej powrót- wycedził.
- Ou... nieźle ci zalazła za skórę...- uśmiechnął się Tuvil.
- Owszem, zalazła. Będę wdzięczny, jeśli zejdziemy z jej tematu.
Tuvil nie odezwał się więcej. W milczeniu przypatrywał się jak Damin rozdziela zielone greeviery, a zaraz po nich niebieskie azulmiry. Kiedy skończył, zawołali Merima. Do podziału zostały jeszcze dwa niebieskie kamienie i jeden zielony. Chłopacy popatrzeli po sobie.
- Jeden niebieski dla mnie, bo miałem największy wkład w całą akcję- oświadczył Damin.
Już miał sięgnąć po kamień w rzeczonym kolorze, ale Merim chwycił go za nadgarstek.
- Nie zapominaj, że ja mam na głowie ciężarną narzeczoną.
- A ja młodszych braci- dodał Tuvil.
- Jesteś sam, więc nie masz takich wydatków jak my dwaj.
Damin westchnął głęboko. Przesunął niebieskie kamienie w stronę przyjaciół, sam zabrał zielony. Lekki uśmiech wykrzywił jego wargi. Co mu po jednym niebieskim kamieniu, kiedy w kieszeni siedzą dwa czerwone o większej wartości?
Zmierzchało. Niebo nad Nivarem z jednej strony przybrało brunatną barwę, z drugiej było różowe. Ulice pomału pustoszały. Pojedynczy ludzie szukali miejsca, w którym mogliby spędzić nadchodzącą noc. Wśród nich znalazł się posłaniec lorda Lerbella.
Davil przeszukał Nivar wzdłuż i wszerz. Zaufanych gwardzistów lorda Lerbella nie odnalazł. Jego przypuszszenia okazały się właściwe: Nimad, Miram i Livut są zamieszani w zamianę kamieni. W przeciwnym wypadku nie opuszczaliby miasta. Pytał o nich w każdej oberży. Starał się jak najdokładniej podać rysopis sług Lerbella. Nikt jednak nie widział mężczyzn odpowiadających opisowi. Będzie musiał popytać o nich w innych przygranicznych miastach w Kalvagarze. Może nawet uda się do Ruvberu i tam zaciągnie języka? A jeśli tych trzech uciekło wgłąb któregoś z krajów? Westchnął głęboko. Jeżeli rzeczywiście zamienili kamienie i zbiegli z prawdziwymi, lord Lerbell im nie odpuści. Będzie ścigał trzech zdrajców dopóty, dopóki nie dostanie ich głów na srebrnej tacy.
Prawdopodobnie czeka go kilka jeśli nie kilkanaście miesięcy długich i żmudnych poszukiwań. Lord jak zwykle zleci mu zajęcie się sprawą zamiany kamieni. Właściwie, już to zrobił.
Mężczyzna zatrzymał konia pod piętrowym domem na końcu wąskiej alejki. Z zewnątrz budynek wyglądał jak kilkanaście innych stojących wzdłuż uliczki najbardziej oddalonej od centrum miasta. Zbudowany z kamieni, ze spadzistym dachem i kratami w oknach. Przybysz potraktowałby go jak zwyczajne domostwo. Z kolei każdy mężczyzna mieszkający w Nivarze doskonale wiedział, że tu, na tej odseparowanej od reszty miasta alejce, znajduje się burdel prowadzony przez byłą nałożnicę lorda Lerbella- piękną Renevi. Dom publiczny powstał i rozwinął działalność głównie dzięki hojności lorda. Oczywiście, Renevi jako protegowana Lerbella zgodziła się prowadzić tę zadowalającą mężczyzn instytucję. Zyskami dzieliła się z protektorem po połowie, chociaż od roku lord pobierał jedną trzecią dochodów ze względu na zwiększającą się ilość dziewcząt zamieszkujących dom publiczny. Renevi w czasie jednego ze spotkań stwierdziła, że za połowę przychodów nie będzie w stanie utrzymać dwunastu dziewcząt i siostrzenicy. Lord jej uwierzył i zgodził się brać mniej.
Davil przerzucił nogę przez grzbiet konia i zgrabnie zeskoczył na ziemię. Przywiązał zwierzę do krat w oknie. Wspiął się po kamiennych stopniach i zapukał.
Nie czekał długo. Otworzyła mu dziewczyna. Ale jaka... Oczu nie mógł od niej oderwać. "Czyżby nowy nabytek?"- zastanawiał się mierząc ślicznotkę wzrokiem od stóp po sam czubek głowy. Była bardzo niska- ledwo sięgała mu do ramienia. Loki w kolorze ognia okalały obsypaną piegami twarz o szpiczastym podbródku. Migdałowe oczy miały barwę greeverów.
- Proszę, niech pan wejdzie- odezwała się, odrywając go od kontemplowania jej nietypowej urody.
Drugi raz spotkał kobietę o rudych włosach. W Kalvagarze ciężko było na takie trafić.
Drzwi za jego plecami zatrzasnęły się. Drgnął. Spojrzał przez ramię, mając nadzieję, że dziewczyna jeszcze tam stoi i nie jest wytworem bujnej wyobraźni. Westchnienie ulgi opuściło jego płuca, gdy okazało się, że tym razem nie śni. Już miał się odezwać, ale uniemożliwiło mu to pojawienie się współwłaścicielki domu publicznego.
- Davilu, kochanie...- Renevi rozłożyła ręce, jakby chciała objąć swojego stałego klienta.
- Renevi- złożył niski ukłon.- Czy mi się zdaje, czy wypiękniałaś od naszego ostatniego spotkania?
Kobieta przewróciła oczami, kręcąc z uśmiechem głową. Mimo iż pięć lat temu przekroczyła czterdziestkę, była niesamowicie piękna. Co drugi mężczyzna w Nivarze wodził za nią spojrzeniem.
- Mogłeś uprzedzić mnie wcześniej, że przybędziesz. Kazałabym się dziewczętom przygotować na twoje przybycie. Szczerze mówiąc, nie spodziewałyśmy się dzisiaj gości. Ale daj mi chwilkę, zaraz je zwołam.
- Nie ma takiej potrzeby- potrząsnął głową.
Renevi zmarszczyła brwi.
- Skoro nie przyjechałeś zabawić się z dziewczętami, to co cię sprowadza?
- Nie powiedziałem, że nie zamierzam się bawić dzisiejszej nocy- uśmiechnął się.
- Och... mam rozumieć, że dzisiaj ja...
- Nie ty. Ona- spojrzał przez ramię na stojącą przy drzwiach ślicznotkę.
Dziewczyna zrobiła duże oczy.
- Ona akuratnie nie jest do wzięcia.
- Nie?- Tym razem Davil zmarszczył brwi.- W takim razie co tu robi?
- Mieszka, jako moja siostrzenica.
- Siostrzenica?- Mężczyzna spoglądał z niedowierzaniem to na Renevi to na dziewczynę.
Dopiero teraz zauważył podobieństwo pomiędzy nimi. Ten sam kolor włosów, jasna cera i filigranowa figura; tylko oczy miały inne. Gdyby nie znał Renevi, uznałby, że jest matką panny stojącej przy drzwiach.
- To córka mojej siostry bliźniaczki- wyjaśniła kobieta.
- Nie wiedziałem, że masz siostrę bliźniaczkę.
- Miałam. Zmarła siedemnaście lat temu. Savija miała wtedy cztery lata.
Czyli teraz ma ich dwadzieścia jeden. Renevi długo ją ukrywała.
- Co się stało?
- Otruto ją- Savija wtrąciła się do rozmowy. Podeszła do ciotki i jej gościa.- Prawdopodobnie zrobiła to rodzina mojego ojca. Sądzili, że mama przeszkodzi mu w robieniu kariery uczonego. Pewnie podzieliłabym jej los, gdybym w dziedziństwie chętniej zrzucała się na jedzenie.
Uśmiech też miała podobny do ciotki.
- Moja siostrzenica nie powinna cię to interesować- Renevi posłała Davilowi spojrzenie pełne dezaprobaty.- Możesz się do woli bawić z innymi dziewczętami. Proszę... idź do salonu. Za moment przyślę tam moje podopieczne.
Popchnęła go w stronę dwuskrzydłowych drzwi na końcu holu. Gdy za nimi zniknął, dopadła do Saviji.
- Czyś ty oszalała?! Ile razy ci mówiłam, żebyś nikomu nie otwierała?!
- Akuratnie przechodziłam korytarzem. On zapukał, więc...
- W tym domu to ja jestem od otwierania drzwi, zapamiętaj to sobie. Mógł poczekać tę minutę dłużej, nie zaszkodziłoby mu, a tak...- westchnęła.- Źle się stało, że cię zobaczył.
- Niby dlaczego?- Wzruszyła ramionami.
- Nie widziałaś, jak na ciebie patrzał? Spodobałaś mu się. Nie odpuści, jeżeli cię nie zdobędzie. Znam go nie od dzisiaj i wiem, że jeśli Davil naprawdę czegoś chce, zawsze to dostaje. Gdyby twoja matka żyła...
- Dostałybyśmy po uszach?
- Żeby tylko- uśmiechnęła się Renevi. Objęła siostrzenicę i mocno przytuliła.- Obiecałam jej, że będę cię chronić. Ale to nie oznacza, że nie masz na siebie uważać.
Savija wypuściła powietrze nosem.
- Przecież na siebie uważam.
- Oczywiście- w głosie Renevi wyczuwało się nutkę sarkazmu.- I jak zwykle zamierzasz wybrać się na targ, żeby poszperać ludziom w kieszeniach?
W odpowiedzi dziewczyna pokiwała energicznie głową. Starsza kobieta oparła ręce na biodrach.
- Nie marnujesz okazji- pokręciła głową.- Wiesz, że nie pochwalam twoich metod zdobywania środków do życia?
- Wiem ciociu. I wiem też, że jesteś bardzo zadowolona, gdy przynoszę trzy lub cztery sakiewki pełne rodenów- wyszczerzyła zęby.- Obiecuję, że będę na siebie uważać- powiedziała szybko, widząc że Renevi już otwiera usta, żeby się odezwać.
Raz jeszcze obdarzyła opiekunkę promiennym uśmiechem, po czym oddaliła się w głąb korytarza. Weszła na pierwsze piętro, a stamtąd po drabince, znajdującej się w najbardziej odległym zakątku holu, wspięła się na poddasze, gdzie znajdował się jej mały pokoik, chociaż stosowniejszym określeniem byłaby: kryjówka. Zatrzaskując klapę w podłodze, przewróciła oczami. Ciotka zawsze traktowała ją jak dziecko.
Po omacku dotarła do rozłożonego na podłodze materaca. Z westchnieniem padła na posłanie. Najwyższy czas wymyślić strategię na jutrzejszy dzień handlowy... Zamknęła oczy. W myślach wyliczała miejsca, w których mogliby pojawić się bogaci kupcy zza granicy. Na pewno główny rynek. Trzy zajazdy. Osiem oberży...
Z dołu dało się słyszeć głośny wybuch śmiechu, który zdekoncentrował Saviję. Sapnęła gniewnie. Co noc to samo! Śmiechy, głośne rozmowy, jęki, westchnienia i okrzyki szczytowania. Miała tego powyżej uszu! Jeżeli jutrzejsza akcja przebiegnie bez zakłóceń, zacznie poważnie zastanawiać się nad kupnem mieszkania. Już dawno wyprowadziłaby się z burdelu, gdyby nie idiota Damin, przez którego straciła ponad połowę zaoszczędzonych kamieni. Odzyskanie ich z powrotem zajęło jej trzy lata. Ostatnio ciężko było natrafić na kupca, którego wcześniej nie okradła. Wolała unikać ludzi, z którymi kiedykolwiek miała do czynienia. A nuż, ktoś by ją rozpoznał i połączył ze zniknięciem sakiewki z kieszeni? Z roku na rok było coraz gorzej... Na dni targowe do Kalvagaru przybywali ci sami handlarze. W dodatku ich znaczna część od dwóch lat sprowadzała ze sobą ochroniarzy. Prawdopodobieństwo, że natknie się na nieznajomego bogacza bez protekcji, było minimalne.
Usiadła. Może powinna zmienić profesję? Tylko co mogłaby robić? Fałszować kamienie, jak Damin? To na pewno nie wchodziło w grę, zwłaszcza że ta metoda zdobywania środków do życia stała się w ostatnim czasie bardzo popularna, w dodatku nie tylko w Kalvagarze. Napadanie na karawany kupieckie też odpada; do tego potrzeba zgranej drużyny złożonej z ludzi, którym powierzyłaby własne życie. Z kolei okradanie bogatych rezydencji równało się śmierci na szubienicy- za dobrze ich chroniono. W takim razie, nie pozostawało jej nic innego, jak praca w burdelu ciotki albo dalsze poszukiwanie kamieni w kieszeniach bogaczy. Druga perspektywa była zdecydowanie lepsza, bo sprawdzona. "A może zaczniesz uczciwie zarabiać?"- Podszepnął głosik w jej głowie. Savija omal nie parsknęła śmiechem. Absurdalne! A niby co miałaby robić? Do sprzątania miała dwie lewe ręce. Podobnie jak do prania, gotowania i innych prac domowych. Mogłaby donosić. Z tego co wiedziała, donosicielstwo było wysoko opłacane. Tyle że wtedy przyjaciele staną się wrogami... A zresztą, co ją to obchodzi? Dla własnego dobra mogłaby zdradzić wszystkich, nawet Renevi. Zmarszczyła brwi. Renevi też? Owszem, bo nadopiekuńcza ciotka powoli zaczynała działać jej na nerwy.
Jej rozmyślania przerwała seria przeciągłych jęków. Wypuściła powietrze nosem. Enilir... Mogła się domyślić, że gość wybierze najnowszy nabytek. Tylko ona wydawała głośne dźwięki w czasie stosunków. Inne dziewczęta zachowywały się wyjątkowo cicho.
Padła na materac i zasłoniła głowę poduszką. Miała nadzieję, że mimo jęków i krzyków uda jej się zasnąć.
Savija mimo zmęczenia wyruszyła wcześnie rano do miasta. Ciężko było zasnąć przy jękach i śmiechu Enilir. Odpłynęła dopiero wtedy, gdy odgłosy na piętrze ucichły na dobre. Lekki uśmiech wykrzywił jej wargi. Nawet gdyby nie spała całą noc, i tak przyszłaby tu dzisiaj. Przez miesiąc wyczekiwała dni targowych niczym zbawienia. Byłaby wściekła, gdyby teraz miały jej przejść koło nosa.
Od wschodu słońca rynek w Nivarze tętnił życiem. Mieszkańcy miasta rozkładali towary na straganach: suknie, buty, wymyślne ozdoby, przedmioty codziennego użytku, broń, słodycze, owoce. Mały zespół muzyków stroił instrumenty. Tancerki w kolorowych, zwiewnych strojach już szykowały się do występów.
Do Nivaru przyjechali również pierwsi zagraniczni goście. Grupa mężczyzn odzianych w eleganckie szaty powoli spacerowała wzdłuż alei biegnącej przez środek rynku. Na wielki plac znajdujący się w samym środku targowiska, co jakiś czas zajeżdżały karety. Jedna z nich należała do najsłynniejszego handlarza Klavagaru- lorda Lerbella. Savija rozpoznała ją po umieszczonym na drzwiczkach herbie rodowym. Serce dziewczyny zabiło żywiej, kiedy przez głowę przebiegła dosyć intrygująca myśl.... Czy naprawdę chce to zrobić? Obrobić Lerbella? Zmrużyła oczy. Czemu nie?
Z powozu wysiadło dwóch mężczyzn. Jednym z nich był wczorajszy gość Renevi. Spochmurniała. Nie okradnie Lerbella, skoro ten ma obstawę. Tłumiąc cisnące się na język przekleństwa powróciła do przyglądania się kolejnym karetom wjeżdżającym na plac. Z każdą następną coraz więcej wulgaryzmów opuszczało jej usta. Sami stali bywalcy comiesięcznych targowisk. Prawdopodobnie dziś wróci do domu z niczym. Chyba że w akcie desperacji dobierze się do kieszeni Lerbella, nie zważając na jego towarzysza, który bacznie rozglądał się po targowisku, jakby spodziewał się napaści.
Dwóch mężczyzn powoli zaczęło oddalać się w stronę rozłożonych kramów. Ruszyła za nimi. Co jakiś czas lord i jego towarzysz stawali przy różnych straganach. Lerbell wymieniał parę słów ze sprzedawcami, po czym szedł dalej. Czasem zaczepiali go znajomi handlarze z sąsiednich krajów. Za każdym razem, gdy Lerbell zatrzymywał się na pogawendkę, wzrastał poziom poirytowania Saviji. Jeśli tak dalej pójdzie, nie uda się jej go okraść! A może powinna odpuścić i poszukać innego celu?
W tej samej chwili dziewczyna zauważyła mężczyznę samotnie przechadzającego się po rynku. Brązowy płaszcz wykonany z najlepszego i najdroższego materiału wskazywał wysoką pozycję społeczną. Kapelusz z szerokim rondem skrywał jego twarz, mimo to Savija miała wrażenie, że nigdy wcześniej go tu nie widziała. Poruszał się niepewnie, poza tym nikt nie wymienił z nim choćby powitania.
Twarz dziewczyny wykrzywił pełen zadowolenia uśmiech. Odpuściła sobie Lerbella; ruszyła za nowym przybyszem, który właśnie zatrzymał się przy stoisku z bronią. Nie zastanawiając się długo, uwiesiła mu się na ramieniu. Prawa dłoń natychmiast powędrowała ku kieszeni płaszcza.
- Pozwolisz, panie, że umilę ci dziś czas moim towarzystwem?
Mężczyzna nie odpowiedział. Wahał się dłuższą chwilę. W momencie, w którym palce Saviji zacisnęły się na wypełnionym kamieniami woreczku, ściągnął kapelusz z głowy.
- Przykro mi, kochana. Nie ze mną te numery...
Dziewczyna wciągnęła powietrze niczym ryba rzucona na brzeg. Miała wrażenie, jakby ktoś wymierzył jej silny cios prosto w żołądek. Ze ściśniętego gardła wydobyło się jedno słowo:
- Damin?!
Fałszerze kamieni (fantastyka) Rozdział I
1
Ostatnio zmieniony wt 25 wrz 2012, 12:11 przez Milt, łącznie zmieniany 3 razy.