Porn Grotesque (frag.)

1
Ostrzeżenie o wulgaryzmach!

WWWNie chciałem przechodzić na drugą stronę ulicy, mimo że byłoby mi po drodze do „Porn Grotesque”. Przejście na drugą stronę uważałem bowiem za swoisty dowód swojego poddaństwa wobec tych, którzy by mnie do tego zmusili.
WWWCi dwaj, co od tygodnia deptali mi po piętach, wzbudzali we mnie równolegle dwa uczucia – niepokój jako odmianę obiekcji, gdym sobie wyobraził, że ich mordy mogą być dużo bardziej szkaradne, niż ktokolwiek odważyłby się podejrzewać, i zarazem fascynację, ponieważ trudno nie zainteresować się kimś, kto chodzi od stóp do głów okryty płaszczem.
WWWA teraz trzymali mnie za ramiona – jeden za jedno, drugi za drugie! – i stali za mną, coś sobie wzajemnie przekazując. Sądziłem, że lada moment wepchną mnie na jezdnię, lecz ta chwila zdawała się nie nadchodzić. Postanowiłem zaryzykować; wyrwałem się skurwysynom, okręciłem dokoła i pognałem w przeciwnym kierunku. Raz tylko spojrzałem przez ramię, ażeby się upewnić, że wszystko w porządku – i tak też było; zamiast stać i spoglądać po sobie, popędzili w ślad za mną.
WWWJako że w sprawach sportu nie należałem do długodystansowców, ci dwaj omalże schwytali mnie na pierwszym zakręcie. Znów trafiłbym w ich ręce, gdyby nie przestrach wywołany ich widokiem; nogi same rwały się do biegu i to wystarczająco intensywnego, ażeby tym dwu na dobre zniknąć z oczu.
Wreszcie przeskoczyłem płot kościoła. Jego drzwi były zamknięte (…)
Ostatnio zmieniony wt 18 wrz 2012, 22:40 przez minojek, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Cóż można napisać o tak krótkim fragmencie? Pod względem stylistycznym - zdania bardzo plastyczne, mogę przyczepić się tylko do ich rozwlekłości, która zmniejsza dynamizm, rzecz kluczową w tym fragmencie. Chętnie przeczytałbym ciąg dalszy, mam nadzieję, że wstawisz.

Jeszcze jedno. Nadmiar zaimków mocno rzuca się w oczy. W ostatnim akapicie naliczyłem około siedmiu.

3
Krótkie to, mocno krótkie. Ale jednego się czepię. Użycie w części opisowej "skurwysynom" trochę razi w oczy. Nie dlatego, że razi mnie niewybredne słownictwo. Nie razi. Ale jeśli tekst jako całość jest pisany dość łagodnym, plastycznym językiem, to nagły "skurwysyn" nijak nie pasuje do reszty. Oczywiście wszystko w porządku jeśli reszta dzieła obfituje w tego typu określenia i stanowi pewną formę wyrazu. Jednak w tym fragmencie wygląda, może nie jak kwiatek w kożuchu ale jak kożuch w kwiatkach.

W kwestii "przydługawości" zdań - zgodzę się z przedmówcą. Zaimków nie liczyłem bo nie wiem, które to (dowiem się z google, spokojnie), jednak mi osobiście odrobinę przeszkadza budowanie zdań-korkociągów. Czyli bardzo wielokrotnie złożonych i nabitych "jako" "omalże" "ażeby" i tym podobnymi. Nie mam pojęcia jak nazwać inaczej tą manierę. Na pewno ma jakąś swoją ładną polonistyczną nazwę, której zwyczajnie nie znam. Nie, żeby mi to jakoś szczególnie przeszkadzało i podejrzewam, że wraz z pochłanianiem kolejnych dawek tekstu przywykłbym do tego i polubił bo jest to, jakby nie patrzeć, pewien styl prowadzenia narracji - jednak w tak krótkim tekście rzuca się w oczy. Ale jest ciekawie. Do boju.

Rzekłem.

4
Przejście na drugą stronę uważałem bowiem za swoisty dowód swojego poddaństwa wobec tych, którzy by mnie do tego zmusili.
O co chodzi w tym zdaniu? Namieszałeś. Na dodatek w poprzednim zdaniu to bohater nie chce przechodzić i nikt go do niczego nie zmusza.
Ci dwaj, co od tygodnia deptali mi po piętach, wzbudzali we mnie (1)równolegle dwa uczucia – niepokój jako odmianę obiekcji, gdym sobie wyobraził, że ich mordy mogą być dużo bardziej szkaradne, niż ktokolwiek odważyłby się podejrzewać, i zarazem fascynację, (3)ponieważ trudno nie zainteresować się kimś, kto chodzi od stóp do głów okryty płaszczem.
(1) Jednocześnie.
(2) Niepokój odmianą wątpliwości?
(3) Nie rozumiem, czemu ktoś miałby być zafascynowany noszeniem płaszcza...
A teraz trzymali mnie za ramiona – jeden za jedno, drugi za drugie! – i stali za mną, coś sobie wzajemnie przekazując.
Wyobraziłeś sobie tę scenę?
Postanowiłem zaryzykować; wyrwałem się skurwysynom, okręciłem dokoła i pognałem w przeciwnym kierunku.
W przeciwnym kierunku względem czego? Owi nieznajomi przecież stoją.
Raz tylko spojrzałem przez ramię, ażeby się upewnić, że wszystko w porządku – i tak też było; zamiast stać i spoglądać po sobie, popędzili w ślad za mną.
Gdyby było wszystko w porządku, to udałoby mu się uciec, a tutaj go przecież gonią.
Znów trafiłbym w ich ręce, gdyby nie przestrach wywołany ich widokiem; nogi same rwały się do biegu i to wystarczająco intensywnego, ażeby tym dwu na dobre zniknąć z oczu.
Prościej - lepiej. Bał się, więc uciekał ile sił w nogach.
Wreszcie przeskoczyłem płot kościoła. Jego drzwi były zamknięte
Od płotu do drzwi droga daleka.

Zwróć uwagę na ścisłość wypowiedzi, bo masz skłonność do używania nadmiernie wybujałego słownictwa tam, gdzie prosi się o prostotę. Bardzo króciutki fragmencik, ale mógłbyś jednak obdarzyć bohatera osobowością, emocjami. Sam świat też mógłby być wyraźniejszy.

5
Po rozważaniach dotyczących wyciągania puginału z pochwy, uwiódł mnie tytuł, a tu...
Wujciu kochany, co tak króciutko?
minojek pisze:Nie chciałem przechodzić na drugą stronę ulicy, mimo że byłoby mi po drodze do „Porn Grotesque”. Przejście na drugą stronę uważałem bowiem za swoisty dowód swojego poddaństwa wobec tych, którzy by mnie do tego zmusili.
WWWCi dwaj, co od tygodnia deptali mi po piętach, wzbudzali we mnie równolegle dwa uczucia – niepokój jako odmianę obiekcji, gdym sobie wyobraził, że ich mordy mogą być dużo bardziej szkaradne, niż ktokolwiek odważyłby się podejrzewać, i zarazem fascynację, ponieważ trudno nie zainteresować się kimś, kto chodzi od stóp do głów okryty płaszczem.
WWWA teraz trzymali mnie za ramiona – jeden za jedno, drugi za drugie! – i stali za mną, coś sobie wzajemnie przekazując. Sądziłem, że lada moment wepchną mnie na jezdnię, lecz ta chwila zdawała się nie nadchodzić. Postanowiłem zaryzykować; wyrwałem się skurwysynom, okręciłem dokoła i pognałem w przeciwnym kierunku. Raz tylko spojrzałem przez ramię, ażeby się upewnić, że wszystko w porządku – i tak też było; zamiast stać i spoglądać po sobie, popędzili w ślad za mną.
WWWJako że w sprawach sportu nie należałem do długodystansowców, ci dwaj omalże schwytali mnie na pierwszym zakręcie. Znów trafiłbym w ich ręce, gdyby nie przestrach wywołany ich widokiem; nogi same rwały się do biegu i to wystarczająco intensywnego, ażeby tym dwu na dobre zniknąć z oczu.
Wreszcie przeskoczyłem płot kościoła. Jego drzwi były zamknięte
Ty już wiesz, o co biega. :)
minojek pisze:Jako że w sprawach sportu nie należałem do długodystansowców,
To zdanie to przykład jak gmatwasz, owijasz wełnę w bawełnę.
Co to są sprawy sportu?

W sporcie byłem noga. /W biegach byłem noga. Nie należałem do długodystansowców i pewnie zaraz by mnie złapali, gdyby nie strach, który dodał mi skrzydeł.
minojek pisze:Postanowiłem zaryzykować; wyrwałem się skurwysynom, okręciłem dokoła i pognałem w przeciwnym kierunku. Raz tylko spojrzałem przez ramię, ażeby się upewnić, że wszystko w porządku – i tak też było; zamiast stać i spoglądać po sobie, popędzili w ślad za mną.
WWWJako że w sprawach sportu nie należałem do długodystansowców, ci dwaj omalże schwytali mnie na pierwszym zakręcie. Znów trafiłbym w ich ręce, gdyby nie przestrach wywołany ich widokiem; nogi same rwały się do biegu i to wystarczająco intensywnego, ażeby tym dwu na dobre zniknąć z oczu.
Lubisz zdania ze średnikiem, ale chyba takie ich nagromadzenie nie wygląda najlepiej.

Wujciu, przecież Wujcio potrafi lepiej! :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron