Oni

1
Risthar
Oni

Przez duże, wychodzące na południe okno, zaglądał biały, oślepiający blask. Zalewał swymi promieniami meble i wszelkie wyposażenie pokoju niczym woda. Na szczęście nie trwało to długo. Gdy Słońce w dziesięć minut wzniosło się wysoko, by po pół godzinnym górowaniu w zenicie z powrotem skryć się za widnokrąg, temperatura zdążyła wzrosnąć o piętnaście stopni Celsjusza. Po pół godzinie, jak wspomniałem wcześniej, słońce o białym blasku odsłaniało swego "zmiennika" Xerusa, którego promienie nie były, aż tak doskwierające, a w szczególności oślepiające
Gdy brzask rozrywał mrok, Nissil był już na nogach. Zawsze o tej porze jadł już śniadanie, po czym przebrawszy się wychodził z domu.
Xerus połyskiwał zza wysokich budynków, które rzucały na ziemie cienie. Dawały one mieszkańcom Pronosu schronienie przed palącymi promieniami. Chłopak wyszedłszy na zewnątrz od razu podszedł do osobistego aplikatora, który zwilżał oczy cienką warstwą specjalnej cieczy, działającej jak okulary przeciwsłoneczne. Na Pronosie spotkać takie urządzenie można było przy każdym domu. Pomimo, iż było jeszcze wcześnie, na chodnikach było już ciasno. Masy najróżniejszych ras wędrowały przez pasy, na szczęście na ulicach nie było zbyt tłoczno. Co jakiś czas przemieszczały się nimi niewielkie, unoszące się nad ziemią statki turystyczne obładowane walizkami. Szybkie, prywatne pojazdy latały wyżej, miały tam swoje szlaki i autostrady powietrzne oplatające budynki niczym węże. Nissil, podobnie jak każdy nastolatek, który przybył do metropolii Pronosu, by uczęszczać do Głównego Cechu Szkoleniowego Rekrutów Republiki Pronos mieszkał sam. Właśnie do tego cechu zamierzał zaraz iść, lecz przed tym musiał jeszcze załatwić parę spraw na mieście. Kiedy złapał taksówkę kazał się wieźć na ulicę, przy której mieściła się poczta.
- Pod C7 proszę – poinformował taksówkarza, a następnie zaczął przeglądać lokalną, holograficzną gazetę, która wyświetlała się z rzutnika w siedzeniu kierowcy. Na pierwszej stronie widniał wytłuszczony napis „NIEWIARYGODNE, MIESZKAŃCY CANCRI ZNOWU STRAJKUJĄ”
- Widział pan, niedawno co im płace podwyższono a znowu to samo.
- O co tym razem? - zapytał kierowca. Domyślał się, że chodzi o strajk.
- Chwilę – Nissil włączył video reportaż dotyczący sprawy.
„Pięć miesięcy temu domagali się podwyżki honorariów, dokładnie wczoraj, rozpoczęli kolejny protest. Cancryjczykom nie podoba się, że kiedy wybuchłby bunt lub miasto zostałoby zaatakowane przez rebeliantów, nie mieliby się czym bronić. W tym związku żądają, aby w każdym mieszkaniu była broń. Pomimo rządowych zapewnień, że Cancri posiada doskonale przygotowaną na to wydarzenie armię, Cancryjczycy nie chcą ustąpić – wypowiadała się reporterka.”
- Co oni sobie myślą? Chcą skończyć jak Ziemianie? - zirytowany staruszek podrapał się po głowie a następnie wyjął ze schowka fajkę. - Mogę?
- Proszę – wyłączywszy hologram z gazetą, Nissil wygodnie się rozsiadł. Dotarli na miejsce w niecały kwadrans. Na ulicach zaczynało się robić tłoczno, obładowane walizkami pojazdy zachowywały się na drodze jak słoń w składzie porcelany.
- Do widzenia – odebrawszy zapłatę, taksówkarz pożegnał się i odleciał, pozostawiając za sobą kłęby dymu. Z miejsca, w którym stał Nissil, widoczne było ogromne logo Głównego Cechu Szkoleniowego Rekrutów Republiki Pronos z literami GCSRRP, zresztą widać je było prawie z każdego miejsca w mieście, o ile znalazło się jakąś pustą przestrzeń pomiędzy wysokimi iglicami budynków.
Nissil postanowił na początek odwiedzić pocztę. Musiał wysłać parę zaległych listów do matki, która od niedawna przestała mu odpisywać. Ostatnie trzy miesiące spędził na Gliese, był tam na wakacjach i postanowił sobie, że na ten czas zerwie wszelką łączność z Pronosem i wszystkim co było z nim związane. Kiedy Nissil wysłał listy, ruszył do Głównego Cechu Szkoleniowego Rekrutów Republiki Pronos.
Gmach dosięgał nieba, a jego fundamenty zamykały się w kształt trapezu, który był ogromny. Wejście, dla mieszkańców znajdowało się od ulicy C7. Zanim się przez nie przeszło, trzeba było najpierw pokonać schody, które wlekły się dziesięć metrów w górę. Symbolizowały one długą drogę Republiki do obalenia bezprawia, które pięćdziesiąt lat temu sparaliżowało Ziemie, wywołując wojnę atomową. Błękitna Planeta w związku z nią opustoszała, a potem zyskała przydomek „Śmietnika”.
- Witam pana, w czym mogę pomóc? - tylko gdy Nissil przekroczył próg gmachu, od razu podleciał do niego niewielki robot w kształcie kuli.
- Witam, proszę połączyć mnie z Sensei'em Xian Hungiem – poprosił Nissil.
Szedł przez wielką, pomalowaną w odcieniach szarości i bieli salę, na której najcichszy szept, był słyszalny na drugim końcu pomieszczenia. Przez środek biegły dwie, podtrzymujące strop smukłe kolumnady. Wielka, przezroczysta kopuła w sklepieniu tak dozowała ilość promieni słonecznych przez nią wpadających, że w zewnątrz panował chłodny i wilgotny klimat. Aż chciało się tam spędzać długie chwilę. Na wszystkich ścianach mienił się szeroki na metr motyw ze splecionych ze sobą kwadratów. Na końcu korytarza za ladą stała para robotów. Kształty miały ludzkie lecz były okute w złotą blachę. Jeden z nich przemawiał do Nissila przez robota kulę.
- Przykro mi, ale Sensei Xian jest chwilowo zajęty. Czy raczy Pan pozostawić mistrzowi wiadomość? - zapytał jeden, Nissil był już niemal przy nim.
- Nie, zaczekam – oznajmił chłopak, robot wlepiając w niego swe diody odesłał kulę do innego gościa.
- Jak sobie życzysz – zgodził się robot. Nissil skinąwszy głową odszedł i usiadł na ławkę.
Gdy minęło pół godziny, chłopak postanowił osobiście odwiedzić Sensei'a. Ponownie podszedł do recepcji, przy której była nieduża kolejka. Niektórzy stali obok w towarzystwie kulistych robotów, które również obsługiwały gości. Wszystkimi kulami sterowały złote roboty za ladą, ich elektronowe mózgi pozwalały im na wykonywanie w tym samym czasie wielu poleceń. Po chwili robot kula wyłonił się z otworu w ladzie, podleciawszy do Nissila zaczął konwersacje.
- Zmienił pan zdanie? – odezwała się kula patrząc na chłopaka swym obiektywem.
- Proszę o pozwolenie na wejście do sali RG7 – robot słysząc to wysunął ze swojego metalowego ciała niewielki panel. Nissil przyłożył do niego dłoń i po chwili robot wydał miły dźwięk, oznaczający zgodę na wejście do RG7.
- Zaprowadzić pana?
- Dziękuję, trafię sam – powiedziawszy to wyszedł z budynku do zewnętrznej windy. Zanim do niej wszedł, uprzejmie zaczekał, aż ubrana w czerń kobieta ją opuści.
- RG7 – rzucił krótko, winda w mgnieniu oka ruszyła w dół.
Nagle zaczęło trząść, oświetlenie przygasło i słychać było jak winda przyśpiesza. Na szczęście po dwóch sekundach wszystko wróciło do normy. Nissil wolał dmuchać na zimne i przez łącze alarmowe zawiadomił obsługę techniczną, która powiedziała, że awaria spowodowana jest zawieszeniem się komputera głównego. Gdy Nissil wyciągnął swój kciuk by przycisnąć guzik rozłączający połączenie, zauważył, że wskaźnik pięter nie odmierzał poziomów. A przecież słychać i czuć było, że winda się porusza. Puknął parę razy w szybkę i okazało się, że piętro, na którym miał wysiąść jest już pięćdziesiąt poziomów wyżej, a winda jedzie dalej w dół. Po chwili zastanowienia zaczął działać. Wprawnie wdrapał się na dach metalowej klatki i rozejrzał. Jego zmysły wyostrzyły się. Chłopak zamknął oczy, odetchnął i zaczął wsłuchiwać się w hałas nadlatujących wind. Musiał wyczuć, kiedy może skoczyć, by nie zostać zmiażdżonym przez któreś z metalowych pudeł, przemieszczających się szybko w górę i dół. Nagle, bez rozbiegu skoczył przed siebie. Znalazł się na innej windzie, która poruszała się w górę. Gdy niespodziewanie zatrzymała się przy czterdziestym piętrze, zeskoczył z niej na inną, na razie lecącą do góry. Nagle rozległ się huk. WUFFF!!! Winda, w którą na początku wsiadł Nissil rozbiła się. Fala ognia pędziła ku górze, niszcząc na swej drodze wszystko. W trzasku płomieni dało się słyszeć wrzaski i wołanie o pomoc. Chłopak zauważył, że do otwartych drzwi, przez które wsiadł do uszkodzonej windy jest piętnaście pięter. Dotarłszy do nich pośpiesznie skoczył w przód. Drzwi, gdy chłopak znalazł się na zewnątrz, zamknęły się. Żar rozgrzał stal do czerwoności, powodując, że zaświeciły się jak żarówka. Przechodnie gapili się na Nissila jak na wariata. Wszyscy dokoła spokojni, jakby nigdy nic, a on zasapany i umorusany wyskoczył nagle zza zamykających się drzwi, jak z innej bajki. Zdali sobie sprawę co się wydarzyło dopiero, gdy zobaczyli czerwone od gorąca drzwi. Nissilowi nagle przypomniało się, że kiedy wyskakiwał na zewnątrz, po drugiej stronie szybu stała czarna sylwetka, która gdy tylko go zobaczyła dała nogę.
- Uciekajcie stąd! - krzyknął wciskając słowa między sapanie.
Nagle, na samej górze wieżowca, z elementu, który był stacją wind, wybuchł ogień, a następnie z nieba spadł deszcz szklanych fragmentów szyb. Niedawno przybyła na miejsce policja, usuwała gapiów w bezpieczne miejsce. Do Nissila podszedł jakiś mężczyzna, wziął go pod rękę i zaprowadził do karetki. Dopiero tam, chłopak zauważył, że gumowe podeszwy obuwia są stopione. Słało się to wtedy, gdy w ostatniej chwili skoczył z windy. Ogień na szczęście zdążył tylko musnąć jego buty.
Rozdział II
Ratownicy, swymi zrobotyzowanymi urządzeniami zbadali Nissila, i gdy uznali, że brak jest jakichkolwiek zagrożeń zdrowia, dali mu spokój.
Nim statki gaśnicze zdołały opanować pożar, Nissil był już w swoim domu. Wykąpał się i przebrał. Potem postanowił odwiedzić Sensei'a Hunga, który w wyniku poparzenia prawej ręki lewego uda przebywał w szpitalu. Nissilowi, gdy dotarł na miejsce przytrafiło się coś, co go zaniepokoiło. W dali, między przechodniami dostrzegł czarną sylwetkę, która stała nieruchomo patrząc w jego stronę. Kidy chłopak zaczął iść w jej kierunku, ta rozwiała się niczym pył. Nissil wszedłszy do szpitala, zamiast windy, wybrał schody. Minął sale chorych, gdzie latające nad ziemią łóżka same się przemieszczały , i poszedł do sali recepcyjnej.
- Dzień dobry, na jakiej sali przebywa pan Xian Hung? - zapytał recepcjonistki.
- Dzień dobry – przywitała się a następnie na holograficzny ekran wpisała dane pacjenta. - Sala 50b, trzecie piętro - oznajmiła.
Ostatnio zmieniony pn 11 cze 2012, 11:54 przez Risthar, łącznie zmieniany 3 razy.
"...Tak... chcemy, żeby Czarny Anioł zbawił dla nas świat
Zebrał Armię Wszechpotężną Nasz Niebiański Brat
Nawet jeśli zmieni przy tym w piekło cały kraj
Graj Muzyko Graj!
Obróci niewiernych wiarołomców znowu w proch
Nie pomogą groźby, nie pomoże matek szloch
Chcemy, żeby Czarny Anioł zabrał nas na BÓJ!!!
TRUJ ANIELE TRUJ!!!"
HUNTER - IMPERIUM TRUJKI

2
Widzę, że jest to modyfikacja poprzedniego kawałka.
Risthar pisze: Przez duże, (1) wychodzące na południe okno, (2) zaglądał biały, oślepiający blask. Zalewał swymi promieniami (3) meble i wszelkie wyposażenie pokoju(4) niczym woda (5). Na szczęście nie trwało to długo (6).
Spróbujmy zanalizować ten kawałek opisu:
1. skróciłabym do: południowe okno
2. personifikacja blasku wydaje się tutaj być nie na miejscu. Zmieniłabym na: wpadał biały, oślepiający blask (czego?) słońca (nazwa). W ten sposób umieszczasz kilka informacji za jednym zamachem.
3. swymi promieniami trochę zgrzyta.
4. albo meble albo wyposażenie pokoju, usunęłabym też wszelkie (bo czy na pewno zalewa to co pod łóżkiem?:))
5. To porównanie wydaje mi się doklejone na siłę. Już czasownik zalewał budzi skojarzenie z wodą, cieczą.
6. Na szczęście dla kogo, i właściwie dlaczego? Wtrącenie to wydaje się nie mieć dużej wagi i zrezygnowałabym z niego.
Risthar pisze: Gdy (1) Słońce w dziesięć minut wzniosło się wysoko, by po pół godzinnym górowaniu w zenicie z powrotem skryć się za (2) widnokrąg, temperatura zdążyła wzrosnąć o piętnaście stopni Celsjusza (3).
1. Słońce piszemy z wielkiej litery jako nazwa własna gwiazdy naszego układu. Piszesz tu o innej planecie, stąd z małej.
2. za horyzont. Widnokrąg po prostu nie brzmi dobrze.
3. Jeżeli nie zaznaczasz, że używają innej skali do pomiaru temperatury, czytelnik raczej zwyczajowo przyjmie C.
Risthar pisze: Po pół godzinie, jak wspomniałem wcześniej (1), słońce o białym blasku odsłaniało swego (2)"zmiennika" Xerusa, którego promienie nie były, (3) aż tak doskwierające, (4) a w szczególności oślepiające
Ten kawałek to takie trochę masło jest maślane. Nie wiem, czy potrzebne jest kolejne zdanie o słońcu i jego blasku. W końcu to tylko tło dla zawiązania akcji, a koncentrujesz się na tym jakby to było najistotniejsze.
1. Nie przepadam za takimi wtrąceniami.
2. cudzysłów niepotrzebny
3. bez przecinka
4. ta cała końcówka wydaje się być całkowicie niepotrzebna.
Gdy brzask rozrywał mrok, Nissil był już na nogach.
Poetycko brzmi, ale po tych akapitach o zalewającym, oślepiającym blasku, to skąd jakiś mrok?
By podkreślić wczesne wstawanie bohatera, możesz napisać:
Nissil od dawna był już na nogach....
Risthar pisze:Masy najróżniejszych ras wędrowały przez pasy, na szczęście na ulicach nie było zbyt tłoczno.
Lepiej niż ostatnio ale nadal trochę kuleje.
Masy przedstawicieli najróżniejszych ras...
Nadal wychodzi mi jakaś sprzeczność, bo było ciasno, masy wędrowały, a nie było tłoczno? Z czegoś trzeba zrezygnować dla zachowania konsekwencji.
Dalej widzę, że popracowałeś nad tekstem, jest dużo płynniej, spójniej. Duży plus!
Mimo to:
Risthar pisze:Na ulicach zaczynało się robić tłoczno, obładowane walizkami pojazdy zachowywały się na drodze jak słoń w składzie porcelany.
Jak słonie lb. mn., ale to porównanie jakoś mi tu nie pasuje, może po prostu opisać, co robiły: tarasowały drogę, blokowały ruch.
Risthar pisze: Musiał wysłać parę zaległych listów do matki, która od niedawna przestała mu odpisywać.
Ta informacja aż się prosi, aby ją rozwinąć. Moglibyśmy się dowiedzieć więcej o relacji Nissila z matką. Czy to, że nie odpisuje niepokoi go? Czy ma np. taki zwyczaj, jak Nissil nie robi tego, co ona chce?
Risthar pisze:Gmach dosięgał nieba, a jego fundamenty zamykały się w kształt trapezu, który był ogromny.
Kuleje. Fundamenty raczej miały kształt ogromnego trapezu.
Risthar pisze:Przez środek biegły dwie, podtrzymujące strop smukłe kolumnady.
kolumnada [łac.], arch. rząd lub kilka rzędów kolumn złączonych belkowaniem albo łukami arkadowymi;
Jeżeli chodziło ci o kolumnady w takim znaczeniu, to usuń ten fragment,bo to naddatek określeń.
Risthar pisze:Wielka, przezroczysta kopuła w sklepieniu tak dozowała ilość promieni słonecznych przez nią wpadających, że w zewnątrz panował chłodny i wilgotny klimat.
Zakładam, że wewnątrz, i nie klimat tylko raczej atmosfera, powietrze było przyjemnie chłodne itd.
Risthar pisze:Po chwili zastanowienia zaczął działać. Wprawnie wdrapał się na dach metalowej klatki i rozejrzał. Jego zmysły wyostrzyły się. Chłopak zamknął oczy, odetchnął i zaczął wsłuchiwać się w hałas nadlatujących wind.
Ja wiem, że to zawiązanie akcji, ale na ten moment skakanie po windach wydaje mi się ekstremalnym rozwiązaniem. Trzeba tu trochę wyjaśnić, co się działo i dlaczego bohater był zagrożony, bo z opisu wynika, że po prostu minął swoje piętro.
Risthar pisze: Fala ognia pędziła ku górze, niszcząc na swej drodze wszystko.
To takie filmowe, ale sama rozbijająca się winda nie wybucha. Miażdży się raczej.
Risthar pisze:Żar rozgrzał stal do czerwoności, powodując, że zaświeciły się jak żarówka.
Oj porównanie jest bardzo nieadekwatne. Raczej zabawnie wychodzi. Już napisałeś, że się rozgrzały do czerwoności.
Risthar pisze:krzyknął wciskając słowa między sapanie.
Albo krzyczał, albo sapał, nie wiem jak można no, zrobić to, co opisałeś.
Nagle, na samej górze wieżowca, z elementu, który był stacją wind, wybuchł ogień, a następnie z nieba spadł deszcz szklanych fragmentów szyb.
Nie z nieba, tylko z tej stacji. No i albo szklane odłamki, albo fragmenty szyb. Jak nie piszesz, że szyby były z czegoś innego, to automatycznie zakładamy, że ze szkła.
Przeczytałam całość i odnoszę wrażenie, że jest lepiej, płynniej się czyta, przede wszystkim coś się dzieje, nawet jeśli na ten moment ten wypadek wymaga jeszcze dopracowania w opisach, to ten fragment ma już fabułę.
Podobała mi się uwaga o podeszwach butów.
Nadal trzeba popracować nad bohaterem, nad jego emocjami. Na razie opisujesz go tylko w zachowaniach. Trzeba by zauważyć, kiedy przestraszył się (np. w windzie), zdenerwował, zmęczył, był znużony, a kiedy zniecierpliwiony (np. czekając na połączenie), rozgniewany.
Poobserwuj trochę siebie, zobacz, że każdej sytuacji,nawet codziennej, towarzyszą jakieś stany emocjonalne, słabsze, silniejsze, ale jednak są. To wzbogaci Twojego bohatera.
Życzę powodzenia w dalszej pracy!

3
Przez duże, wychodzące na południe, okno, zaglądał biały, oślepiający blask. Zalewał swymi promieniami meble i wszelkie wyposażenie pokoju niczym woda. Na szczęście nie trwało to długo. Gdy Słońce w dziesięć minut wzniosło się wysoko, by po pół godzinnym górowaniu w zenicie z powrotem skryć się za widnokrąg, temperatura zdążyła wzrosnąć o piętnaście stopni Celsjusza. Po pół godzinie, jak wspomniałem wcześniej, słońce o białym blasku odsłaniało swego "zmiennika" Xerusa, którego promienie nie były, aż tak doskwierające, a w szczególności oślepiające
Dwa pierwsze zdania nawet mi się podobały, choć i tak trzeba by jeszcze nad nimi popracować, np. pod względem interpunkcji, ale nie tylko.

Stary! Powiedz mi po co dałeś w tym akapicie aż tyle informacji? Głowa od nich boli. To nie brzmi jak dobry opis. Wiesz jak to brzmi? Jak zadanie z matmy albo fizyki, w którym nauczyciel podaje uczniom dane do rozwiązania. Brakuje tu tylko pytania za ile minut zajdzie słońce? I zapoznaj się z definicją górowania i zenitu. To raz. Dwa. Jeśli pisząc Słońce, masz na myśli nasze Słońce, to pisz z wielkiej, a nie z małej.
Gdy brzask rozrywał mrok, Nissil był już na nogach. Zawsze o tej porze jadł już śniadanie, po czym przebrawszy się wychodził z domu.
Okej, dałeś opis, bardzo fatalny, ale jednak opis, oślepiającego światła i górowania etc. A tu nagle uderzasz czytelnika wschodem Słońca? Zdecyduj się.
Xerus połyskiwał zza wysokich budynków, które rzucały na ziemie cienie. Dawały one mieszkańcom Pronosu schronienie przed palącymi promieniami. Chłopak wyszedłszy na zewnątrz od razu podszedł do osobistego aplikatora, który zwilżał oczy cienką warstwą specjalnej cieczy, działającej jak okulary przeciwsłoneczne. Na Pronosie spotkać takie urządzenie można było przy każdym domu. Pomimo, iż było jeszcze wcześnie, na chodnikach było już ciasno. Masy najróżniejszych ras wędrowały przez pasy, na szczęście na ulicach nie było zbyt tłoczno.
Mieszasz niepotrzebnie. Jak już zacząłeś pisać o bohaterze, to po cholerę wracasz na chwilę do Xerusa, a potem znów do tego chłopaka? Robisz tym bezużyteczny bałagan w tekście. Uporządkuj to.

Przeczytaj to. Sam sobie przeczysz. Poza tym, ten fragment, podobnie jak pierwszy akapit, jest przeładowany informacjami. Ale to pół biedy. Te informacje, które zaserwowałeś czytelnikowi, są od czapy, czyli niewiele mówią, a tylko wprowadzają niepotrzebny chaos.
Kiedy złapał taksówkę kazał się wieźć na ulicę, przy której mieściła się poczta.
Opisujesz świat, w każdym razie ja go tak odbieram, rozwinięty lepiej od naszego, współczesnego (chociażby te latające pojazdy), to skąd do diabła poczta? WTF? Super technika, a ludzie listy piszą? Sorry, ale już dzisiaj poczta i listy to anachronizm.
Nissil postanowił na początek odwiedzić pocztę. Musiał wysłać parę zaległych listów do matki, która od niedawna przestała mu odpisywać. Ostatnie trzy miesiące spędził na Gliese, był tam na wakacjach i postanowił sobie, że na ten czas zerwie wszelką łączność z Pronosem i wszystkim co było z nim związane. Kiedy Nissil wysłał listy, ruszył do Głównego Cechu Szkoleniowego Rekrutów Republiki Pronos.
Nadal ta poczta mnie nie przekonuje. Ona po prostu nie pasuje do świata, który opisujesz. Poza tym, przyjmując, że jednak łykam jak młody rekin pocztę, to w tym w fragmencie wszystko za szybko się dzieje. Nie streszczaj mi dnia Nissila punkt po punkcie, tylko opisz np. jak stał w kolejce, albo jak spotkał kogoś znajomego, niech z nim pogada, opowie mu o tym, że ostatnio nie ma kontaktu z matką i zaczyna się martwić. Stary, obdarz swojego bohatera jakimiś uczuciami!
Gmach dosięgał nieba, a jego fundamenty zamykały się w kształt trapezu, który był ogromny. Wejście, dla mieszkańców znajdowało się od ulicy C7. Zanim się przez nie przeszło, trzeba było najpierw pokonać schody, które wlekły się dziesięć metrów w górę. Symbolizowały one długą drogę Republiki do obalenia bezprawia, które pięćdziesiąt lat temu sparaliżowało Ziemie, wywołując wojnę atomową. Błękitna Planeta w związku z nią opustoszała, a potem zyskała przydomek „Śmietnika”.

Po raz kolejny to samo – nadmiar informacji i zły, nic-mi-nie-mówiący opis.
W tym momencie musiałem zrobić sobie przerwę. Otworzyć okno, wpuścić trochę świeżego powietrza do pokoju. Wstawić wodę na herbatę. Ogólnie nabrać sił.
- Witam pana, w czym mogę pomóc? - tylko gdy Nissil przekroczył próg gmachu, od razu podleciał do niego niewielki robot w kształcie kuli.
- Witam, proszę połączyć mnie z Sensei'em Xian Hungiem – poprosił Nissil.
Szedł przez wielką, pomalowaną w odcieniach szarości i bieli salę, na której najcichszy szept, był słyszalny na drugim końcu pomieszczenia.
Znów za szybki przeskok w akcji. Aż się prosi, żeby robot zapytał o cel wizyty albo czy chłopak był umówiony na spotkanie. A Ty nawet nie napisałeś, czy robot go przepuścił, czy nie. Tylko od razu, łub, Szedł przez...
Wielka, przezroczysta kopuła w sklepieniu tak dozowała ilość promieni słonecznych przez nią wpadających, że w zewnątrz panował chłodny i wilgotny klimat.
Chyba wewnątrz.
Podobnie jak z górowaniem i zenitem – musisz się zapoznać z podstawowymi definicjami z architektury, albo chociaż pójdź na spacer np. do kościoła, ratusza czy innego budynku, najlepiej starego, i zobacz jak to wygląda w rzeczywistości.
- Nie, zaczekam – oznajmił chłopak, robot wlepiając w niego swe diody odesłał kulę do innego gościa.
Po co to opisujesz? Przecz to nie ma żadnego znaczenia.

Przyznam szczerze, że samą końcówkę czytałem po łebkach. Nie dałem rady. Za bardzo mnie zmęczył twój tekst.
---
Risthar, nie obraź się, ale tego nie da się czytać. Błędy i zgrzyty, które wypisałem to tylko kropla w morzu. Tak naprawdę cały trzeba to napisać raz jeszcze. Twój tekst nie ma ani ładu, ani składu. Przebrnąłem przez niego z wielkim trudem, moje myśli co chwilę odbiegały gdzie indziej i siłą woli musiałem je przywoływać z powrotem do lektury. Narracja sprawia wrażenie nudnej i źle opowiadanej gawędy. Wszystko idzie za szybko. Narrator pędzi i zalewa czytelnika nadmiarem informacji.

Moim zdaniem masz zbyt mały zasób słów, co prawdopodobnie wynika z faktu, że albo czytasz za mało, albo czytasz źle napisaną „literaturę”. Przestań czytać źle napisaną literaturą! Zacznij czytać dobrą! I odpuść sobie na pewien czas pisanie. A potem wróć. I pisz prościej.
Opowiadaj. Zachowaj rytm i opowiadaj. Mów o swoich klęskach, niespełnionych marzeniach, pierwszych miłościach, o dniu, kiedy miałeś wszystkiego dość, o tej jedynej, dla której chciałeś się zabić, o tym że nie wszystko ci się udaje. Ja będę słuchał. A potem spiszę historię twojego życia.

4
Z tymi zatłoczonymi ulicami to chodzi mi o to że, ludzie przechodzili przez pasy(przejście dla pieszych) a na szczęście na ulicach, na których namalowane są pasy, nie jest zbyt tłoczno, czyli jest mały ruch, i piesi mogą spokojnie przechodzić.
"...Tak... chcemy, żeby Czarny Anioł zbawił dla nas świat
Zebrał Armię Wszechpotężną Nasz Niebiański Brat
Nawet jeśli zmieni przy tym w piekło cały kraj
Graj Muzyko Graj!
Obróci niewiernych wiarołomców znowu w proch
Nie pomogą groźby, nie pomoże matek szloch
Chcemy, żeby Czarny Anioł zabrał nas na BÓJ!!!
TRUJ ANIELE TRUJ!!!"
HUNTER - IMPERIUM TRUJKI

5
Małe uzupełnienie.
Nissil, podobnie jak każdy nastolatek, który przybył do metropolii Pronosu, by uczęszczać do Głównego Cechu Szkoleniowego Rekrutów Republiki Pronos mieszkał sam.
Więc opisz jego samotność. Daj poczuć czytelnikowi, że Nissil przybył do Pronosu z jakieś małej nędznej mieściny. Pokaż, że chłopak czuje się zagubiony w wielkim mieście, niedawno tu przybył i nikogo nie zna, nie wie gdzie są jakie ulice, jak trafić do poczty. Albo odwrotnie, pokaż, że gościu ma jaja – przybył do metropolii z tej nędznej mieściny, ale nie poddaje się i radzi sobie całkiem dobrze w nowym środowisku. Podkreśl jego zaradność i odwagę. Pokaż jego zachwyt ogromem Pronosu, wielkimi gmachami, ruchem ulicznym, różnorodnością ras. Niech on kocha lub nienawidzi miasto, w którym żyje.
Z tymi zatłoczonymi ulicami to chodzi mi o to że, ludzie przechodzili przez pasy(przejście dla pieszych) a na szczęście na ulicach, na których namalowane są pasy, nie jest zbyt tłoczno, czyli jest mały ruch, i piesi mogą spokojnie przechodzić.
Risthar, jeśli Pronos to metropolia, to moim zdaniem, jest raczej niemożliwe żeby na ulicach był mały ruch. Jedną z charakterystycznych cech dużych skupisk ludności, wielkich miast, jest właśnie duży ruch uliczny, korki itd. Musisz bardziej świadomie kreować swój świat.
Opowiadaj. Zachowaj rytm i opowiadaj. Mów o swoich klęskach, niespełnionych marzeniach, pierwszych miłościach, o dniu, kiedy miałeś wszystkiego dość, o tej jedynej, dla której chciałeś się zabić, o tym że nie wszystko ci się udaje. Ja będę słuchał. A potem spiszę historię twojego życia.

6
Risthar pisze:Przez duże, wychodzące na południe okno, zaglądał biały, oślepiający blask. Zalewał swymi promieniami meble i wszelkie wyposażenie pokoju niczym woda.
Ten motyw z blaskiem zalewającym pokój jak woda, całkiem mi się spodobał. A możesz z tych dwóch zadań zrobić jedno o blasku, a drugie o wyposażeniu pokoju i oknie? Popróbuj.
Risthar pisze:Gdy Słońce w dziesięć minut wzniosło się wysoko, by po pół godzinnym górowaniu w zenicie z powrotem skryć się za widnokrąg, temperatura zdążyła wzrosnąć o piętnaście stopni Celsjusza.
Ta sama propozycja. Na początek dwa zdania.
Słońce w dziesięć minut wzniosło się wysoko, by po półgodzinnym zenicie z powrotem skryć się za widnokrąg. Temperatura zdążyła wzrosnąć o piętnaście stopni Celcjusza.
I teraz zacznij upraszczać.
Miałeś w jednym zdaniu trzy liczebniki i trzy terminy naukowe. Ja wiem, ze to nie za wielka nauka - zenit, widnokrąg, stopnie Celcjusza, ale jednak. Wyrzuć kilka z tych słów. Żeby nie przygniatały czytelnika.
Risthar pisze:Po pół godzinie, jak wspomniałem wcześniej, słońce o białym blasku odsłaniało swego
Kto wspomniał?
Już wiemy, że słońce świeciło biało. Po co powtarzać?
Risthar pisze:Gdy brzask rozrywał mrok, Nissil był już na nogach.
Dwa słońca wzeszły, to skąd mrok?
Możliwe, że Nissil wstawał w momencie, gdy pierwsze słońce wschodziło, ale dlaczego najpierw opisałeś słońca, a potem wracasz do mroku?
Risthar pisze:Chłopak wyszedłszy na zewnątrz od razu podszedł do osobistego aplikatora, który zwilżał oczy cienką warstwą specjalnej cieczy, działającej jak okulary przeciwsłoneczne.
powtórzenie
Co to za specjalna ciecz? Pomysł fajny, ale jakoś niezręcznie opisałeś.
Risthar pisze:Na Pronosie spotkać takie urządzenie można było przy każdym domu.
szyk: Na Pronosie takie urządzenie spotkać można było przy każdym domu.
W ogóle bym pożegnała "spotkać można było" i wstawiła tam choćby samo "było".
Risthar pisze:Na Pronosie spotkać takie urządzenie można było przy każdym domu. Pomimo, iż było jeszcze wcześnie, na chodnikach było już ciasno. Masy najróżniejszych ras wędrowały przez pasy, na szczęście na ulicach nie było zbyt tłoczno.
Byłoza.
Risthar pisze:Kiedy złapał taksówkę PRZECINEK kazał się wieźć na ulicę, przy której mieściła się poczta.
...kazał się wieźć na pocztę.
Tym bardziej, że potem pojawia się C7.
Risthar pisze:- Widział pan, niedawno co im płace podwyższono a znowu to samo.
Wyrażenie brzmi "dopiero co..." nie "niedawno co...".
Risthar pisze:Cancryjczykom nie podoba się, że kiedy wybuchłby bunt lub miasto zostałoby zaatakowane przez rebeliantów, nie mieliby się czym bronić.
Za dużo trybu przypuszczającego. W gazetach (nawet holograficznych) nikt tak nie napisze. Informacja zostanie podana w trybie oznajmiającym. "...jeśli wybuchnie bunt lub miasto zostanie zaatakowane przez rebeliantów, nie będą mieli czym się bronić."
Risthar pisze:Na ulicach zaczynało się robić tłoczno,KROPKA obładowane walizkami pojazdy PRZECINEK zachowywały się na drodze jak słoń w składzie porcelany.
Czyli co robiły? Potrącały inne? Miażdżyły je? Rozbijały? I co to za walizy?
Risthar pisze:Z miejsca, w którym stał Nissil, widoczne było ogromne logo Głównego Cechu Szkoleniowego Rekrutów Republiki Pronos z literami GCSRRP, zresztą widać je było prawie z każdego miejsca w mieście, o ile znalazło się jakąś pustą przestrzeń pomiędzy wysokimi iglicami budynków.
Nissil postanowił na początek odwiedzić pocztę. Musiał wysłać parę zaległych listów do matki, która od niedawna przestała mu odpisywać. Ostatnie trzy miesiące spędził na Gliese, był tam na wakacjach i postanowił sobie, że na ten czas zerwie wszelką łączność z Pronosem i wszystkim co było z nim związane. Kiedy Nissil wysłał listy, ruszył do Głównego Cechu Szkoleniowego Rekrutów Republiki Pronos.
Wymyśliłeś bardzo długą nazwę. Podajesz ją raz, potem drugi, potem pewnie trzeci... Wiesz, co robią specjaliści? Wrzucają jakąś nazwę wymyśloną przez rekrutów, jedno słowo, chwytliwe, znaczące. I już. NIe muszą pisać tasiemca za każdym razem. To świetny myk, żeby nie zawalić tekstu powtarzaniem nazwy szkoły.
Risthar pisze: Nissil postanowił na początek odwiedzić pocztę. Musiał wysłać parę zaległych listów do matki, która od niedawna przestała mu odpisywać. Ostatnie trzy miesiące spędził na Gliese, był tam na wakacjach i postanowił sobie, że na ten czas zerwie wszelką łączność z Pronosem i wszystkim co było z nim związane. Kiedy Nissil wysłał listy, ruszył do Głównego Cechu Szkoleniowego Rekrutów Republiki Pronos.
Jakie znaczenie dla historii ma wysyłanie listów?
Po co pisał do matki, skoro mu nie odpisywała? Niepokoił się o nią? Był ciekaw co robi? A może brakło mu siana i słał listy pełne błagań, bo przymiera głodem?
Risthar pisze:Gmach dosięgał nieba, a jego fundamenty zamykały się w kształt trapezu, który był ogromny.
Fundamenty są w ziemi. Nie widać ich.
Risthar pisze:Zanim się przez nie przeszło, trzeba było najpierw pokonać schody, które wlekły się dziesięć metrów w górę.
które ciągnęły się...
Risthar pisze:wywołując wojnę atomową. Błękitna Planeta w związku z nią opustoszała, a potem zyskała przydomek „Śmietnika”.
Zaznaczone słowa niepotrzebne. Czytelnik domyśli się, że to następstwo wojny.
Risthar pisze:- Witam pana, w czym mogę pomóc? - tylko gdy Nissil przekroczył próg gmachu, od razu podleciał do niego niewielki robot w kształcie kuli.
tylko gdy - w momencie, gdy
Risthar pisze:Szedł przez wielką, pomalowaną w odcieniach szarości i bieli salę, na której najcichszy szept, był słyszalny na drugim końcu pomieszczenia.
szyk: Szedł przez wielką salę, pomalowaną...
na której - w której
Risthar pisze:- Witam pana, w czym mogę pomóc? - tylko gdy Nissil przekroczył próg gmachu, od razu podleciał do niego niewielki robot w kształcie kuli.
Risthar pisze:- Jak sobie życzysz – zgodził się robot. Nissil skinąwszy głową odszedł i usiadł na ławkę.
Powinieneś być konsekwentny: albo na pan, albo na ty.
Risthar pisze:Na końcu korytarza za ladą stała para robotów. Kształty miały ludzkie lecz były okute w złotą blachę.
Roboty były zrobione z blachy, czy w nią okute? To dość dziwny pomysł.
Risthar pisze:Dziękuję, trafię sam – powiedziawszy to PRZECINEK wyszedł z budynku do zewnętrznej windy. Zanim do niej wszedł, uprzejmie zaczekał, aż ubrana w czerń kobieta ją opuści.
Po co opisujesz, że zaczekał aż kobieta wysiądzie. Do tego dodajesz, że była w czerni. Czy to ma znaczenie?

Ogólnie:
1. Nic się nie dzieje. Nissil wykonuje wiele nic nie znaczących czynności, a potem nagle ŁUP! Wsiada do winy, która jedzie nie tam gdzie chce. Z narażeniem życia skacze po pędzących windach, wyskakuje na korytarz, cudem ratując życie. Całkiem zachwiane proporcje.
2. Brak jakichkolwiek przyzwoitych dialogów. Jeśli są, to w formie szczątkowej. Wymiana prostych pytań i jeszcze prostszych odpowiedzi.
3. Istotnych opisów nie ma - jak wygląda Nissil - a nieistotne są - kobieta ubrana na czarno.

To nie jest dobry tekst i właściwie nie da się go poprawić. Co najwyżej można napisać od nowa. Spróbuj to zrobić. Masz już pomysł, masz bohatera, jakieś wydarzenia. Popracuj nad tym.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”