GŁOWA W OGNIU
WWWJogi i Bubu uważali się za koneserów. Bez znaczenia był fakt, że nie zapraszano ich na wernisaże. Omijali też wystawy i spektakle. Jednak ten kompletny brak uczestnictwa w spędach typowych dla snobów nie doskwierał im. Byli ponad to. Wręcz gardzili tymi wszystkimi wielbicielami prymitywizmu. Oni wspięli się na wyższy szczebel drabiny wysmakowania. Potrafili dostrzec piękno zawarte w znacznie bardziej złożonych formach.- Ale dupcia! Widziałeś? - Jogi teatralnym szeptem wyraził podziw dla mijającej ich brunetki.
- Niezła. - Bubu nawet nie spojrzał.
- Niezła? Tylko na tyle cię stać? Co z tobą?
- Nie jestem w nastroju.
Sygnał był dość czytelny: „daj mi spokój”. Ale Jogi nie należał do ludzi, którzy tak po prostu odpuszczają. W takich momentach włączała się w nim funkcja DRĄŻ TEMAT. Potrafił wtedy godzinami, z natręctwem telemarketera katować ofiarę. I to cholernie skutecznie. Od tego nie było ucieczki. Prędzej czy później wydobywał z człowieka rzeczywisty bądź wyimaginowany problem. Wyzywanie, zbywanie półsłówkami, udawanie złego samopoczucia… jakkolwiek się nie wykręcałeś - efekt przeważnie był tak samo marny.
- Cóż cię dręczy, mój drogi Janku?
„Mój drogi Janku”. Bubu aż wzdrygnął się mimowolnie. Takie frazesy oznaczały u kumpla głęboką fazę. Znał Jogiego wystarczająco długo i wiedział, że dzisiaj opór jest bezcelowy. To jak próby wmawiania głodnemu niedźwiedziowi, że wcale nie ma ochoty na przekąskę.
- Sam nie wiem. Takie niejasne uczucie pustki.
- Czegóż ci brakuje?
- Żebym to ja wiedział.
- Nie martw się. Coś na to poradzimy.
Jogi był w swoim żywiole. Mało brakowało, a zacząłby poklepywać towarzysza po ramieniu. Bubu instynktownie przykucnął i zaczął poprawiać sznurowadła. Nie lubił jak ludzie się nad nim użalali. Krępowało go to.
- Może jesteś niewyspany?
- To akurat nic nowego.
- Wiem, ślepy strzał. Może pogoda?
- Raczej nie.
- No tak. Pogoda jest niczego sobie.
Jogi sprawiał wrażenie kompletnie zaangażowanego w dialog. W ogóle nie przeszkadzało mu, że prowadził go równocześnie z kumplem i z samym sobą. Bubu też był w sumie zadowolony. Odpowiadanie półsłówkami pozwalało na rozmyślanie.
- To musi być coś poważniejszego. - samozwańczy terapeuta nakręcał się coraz bardziej. - Coś metafizycznego, ulotnego.
- Taa.
- Wiem! Nie dostrzegasz sensu życia!
- I co w związku z tym?
- No… jest ci ciężko. Możesz chcieć popełnić samobójstwo.
- A chcę?
- Chyba nie. Zresztą skąd ja mam wiedzieć. Ty mi powiedz.
- Zwariowałeś? Nie mam zamiaru popełniać żadnego samobójstwa!
- Widać jeszcze nie dojrzałeś do tej decyzji.
- Może wmówisz mi zaraz nerwicę natręctw, co?
- A masz?
- Krzysiek! Rany boskie! Ciebie już do reszty pogięło? To, że życie jest absurdalne wcale nie oznacza, że mam się od razu zabijać!
- To dobrze. Kolejna potencjalna przyczyna twojego stanu wykluczona. - Jogi kompletnie zignorował wybuch towarzysza - Teraz zasugerowałbym brak przyjaciela, ale to od razu można pominąć. Masz przecież mnie. - uśmiechnął się rozbrajająco.
WBubu ograniczył się tylko do cichego westchnięcia. Miał na ten temat nieco inne zdanie. Lubił towarzysza, ale traktował raczej jak bardzo dobrego kumpla. Sam nie wiedział czemu, ale słowo przyjaciel wydawało mu się zbyt głębokie do określenia relacji między nimi.
- Wiem! - tryumfalny okrzyk Jogiego wyrwał go z zamyślenia. - Kobiety!
- Co kobiety?
- Brak ci kobiety.
- W sensie?
- Seks oczywiście.
Krzysztof i jego proste pojmowanie relacji damsko-męskich. Bubu znał je nie od dziś. Pomimo, że uważał je w pewien sposób za ograniczone, nie mógł pozostać obojętny wobec skuteczności kumpla. Jogi regularnie „zaliczał”. To był niepodważalny fakt.
- Milczysz. Chyba trafiłem w sedno.
- Bo ja wiem…
- Kiedy ostatnio to robiłeś?
- Nie prowadzę kalendarza…
- Tere-fere. Kiedy!
- Dawno.
- No widzisz. Tracisz poczucie swojej męskości.
- Że co?
- Przez to, że regularnie nie kopulujesz, tracisz pewność siebie. Przestajesz postrzegać swoją osobę jako pełnowartościowego samca.
- Oglądasz za dużo Animal Planet.
- Daruj sobie te drwiny. Idziemy do parku.
- Po co?
- Znaleźć ci samicę.
- Sam jesteś samica.
- Nie pyskuj! Ja tu wyciągam pomocną dłoń a ty do mnie z gębą? Niewdzięczniku!
- Sorry.
- Wybaczam. Ale dziś zamiast samego gapienia ty zagadasz do jakiejś laski.
W parku okazało się, że najlepsza ławka jest zajęta. Na jej brzegu siedział jakiś starszy facet i leniwie wodził wzrokiem wokoło. Bubu miał wrażenie, że mężczyzna jest w pełni świadomy wszystkich uroków tego miejsca.
- Nie podoba mi się ten dziadek. - Jogi postanowił podzielić się swoją opinią.
- Czemu?
- Nie wiem. Tak po prostu.
- To co? Idziemy gdzieś indziej?
- Nie bądź głupi. Nie ma lepszej miejscówki. Tylko tutaj można obserwować zarówno studentki z uniwerka jak i użytkowniczki trasy joggingowej.
- Fakt. Zostajemy.
Rozsiedli się na wolnej części ławki, bliżej ścieżki zdrowia. Bubu, świadomy czekającego go zadania, zaczynał się stresować. Wolał studentki. Te wszystkie wysportowane, pewne siebie dziewczyny go peszyły.
- Godzina dziesiąta. Zobacz jakie ona ma nogi! - jego kumpel nie miał takich problemów. - Wręcz idealnie umięśnione. Ciekawe jak wyglądają w obcasach.
- Faktycznie niezłe. Ale ona też jest tego świadoma. Zobacz w jaki sposób poprawia skarpetkę.
- Nie kuca.
- Właśnie. Zamiast tego celowo eksponuje nogi i nader zgrabny tyłeczek.
Do Krzyśka dopiero teraz dotarło, że nie rozmawia z Jankiem. Ten patrzył w kompletnie innym kierunku i sprawiał wrażenie wyalienowanego. Zamiast niego, dziewczynie przyglądał się starszy facet.
- A ty co myślałeś, że ja tutaj przyszedłem posłuchać ćwierkania ptaszków? - wyszczerzył się na widok zdziwionej miny Jogiego - Też lubię popatrzeć na prawdziwe piękno natury. Tylko ja, w przeciwieństwie do ciebie wiem, że nie ma róży bez kolców. One wszystkie mogą mieć ładne buzie i seksowne ciałka, ale bez ich zgody ty za darmo możesz tylko popatrzeć. A i do tego trzeba mieć sporo szczęścia.
- Czyli ona nas podrywa?
- Nas? Emeryta i dwóch niewydarzonych studentów? Dobre sobie. - zaśmiał się pod nosem.
- To po co…
- Godzina jedenasta.
Jogi spojrzał we wskazanym kierunku. Kilka metrów za dziewczyną truchtał atletycznie zbudowany chłopak. Również kontemplował roztaczające się przed nim widoki.
- To jest cel. A ten blask bijący od jego lewego nadgarstka to pewnie jakiś roleks.
- Skąd pan wie.
- Strzelam. Takie manipulantki nader starannie wybierają ofiary. Nie mamią byle gołodupców. Zbyt duże ryzyko, że się taki zakocha i będzie ją adorować niczym natrętna mucha.
- Przesada. Nie wszystkie są takie.
- Jesteś pewien?
- No nie.
- Masz dziewczynę?
- Skądże.
- A jak często zaliczasz?
- Średnio raz na tydzień.
- A ile cię to kosztuje?
- Co też pan…
- Mam na myśli kwiatki, stawianie drinków, opłacanie wspólnych wypadów.
- No trochę kosztuje.
- A widzisz. Dodaj do tego jeszcze korzyści innego rodzaju - jak czyjaś zazdrość czy uznanie w towarzystwie.
- I naprawdę one wszystkie tak?
- No nie wszystkie. Ale generalnie większość.
- A co pan powie o tamtej? - niespodziewanie do rozmowy włączył się Janek. Nieznacznie wskazał palcem na godzinę drugą. W kierunku uniwerka zmierzała rudowłosa dziewczyna w kwiecistej sukience.
- A co mam ci powiedzieć. Ruda. Głowa w ogniu. - mruknął stary. - Taka kobieta jest jak żywioł. Nieobliczalna.
- Piękna. - westchnął Bubu.
- Uważaj młody, bo się sparzysz.
- A co mi tam! Choćbym miał spłonąć. Albo ta albo żadna inna.
Machinalnie przygładził ręką włosy i ruszył na spotkanie z kobietą swoich marzeń.
Jogi i dziadek zostali na ławce.
- Ale go wzięło. Pierwszy raz widzę go tak zdecydowanego.
- Ten ogień nie potrzebuje bliskości.
- Ładnie powiedziane.
- Wiem. A teraz uczcijmy minutą ciszy kolejnego żołnierza, który polegnie na polu Bitwy o Miłość.