Łowca

1
Uwaga występują wulgaryzmy
Po ostatniej porażce (http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=11806 <- postapokalipsa) stwierdziłem, że skoro mimo wszystko technicznie daję radę, to warto by wreszcie napisać coś ambitniejszego. No więc napisałem, korzystając co nieco z moich zainteresowań. Poniższe opowiadanie jest początkiem krótkiego cyklu, który zamierzam do końca czerwca nieco rozwinąć, potraktujcie to więc jak pełnoprawny pierwszy odcinek krótkiego serialu :P Opowiadanie jest osadzone w drugowojennych realiach, z tym, że potem będzie sporo steampunku i parę wynalazków znalazło się tutaj za wcześnie/za późno ;) W każdym razie pisząc to bawiłem się nieźle, mam nadzieję, że tym razem fabularnie też się przyjmie. Miłej lektury. P.S -> zjadło niemieckie literki :(
wwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwtumi1

Łowca



- Hagen Gunther Reichert – przeczytał siedzący za biurkiem mężczyzna. – Urodzony pierwszego października w tysiąc dziewięćset trzecim roku w Bogenhafen. W wieku dwudziestu lat wstąpił do marynarki wojennej, służył na statku “Gro~e Gustav”. Bohater bitwy w cieśninie Gotenhafskiej w czasie Wielkiej Wojny Obronnej w tysiąc dziewięćset dwudziestym piątym. Dowodził pan “Gustavem” po śmierci kapitana? Proszę nie odpowiadać. Jestem pod wrażeniem. To duża jednostka, siła ognia imponująca, ale jednak potrzeba do tego wszystkiego doświadczenia... Albo talentu. Czytam dalej. Po zakończeniu wojny uczęszczał pan na kursy języka Halflandzkiego, skończył pan z wyróżnieniem... No, no... Ciągnie pana na zachód, herr Reichert?
wwwSiedzący przeniósł wzrok z dokumentu na wprowadzonego przed chwilą Hagena Reicherta. Mężczyzna wyglądał niemal tak samo jak na czarno – białym zdjęciu dołączonym do krótkiej i dość wybiórczej biografii. Jedyną faktyczną różnicą, poza oczywiście kolorami, był zarost. O ile na zdjęciu włosy sięgały Reichertowi niemal do ramion, o tyle teraz miał je krótko ostrzyżone. Również broda, obecna na fotografii, została ścięta.
- Nie, herr Grossadmiral Rohrig – odpowiedział Hagen. – Po prostu lubię wiedzieć, czy wróg krzyczy “poddajemy się!”, czy “zaraz wam pokażemy!”. I tyle. No, i jeszcze wolę czasem przesłuchiwać Halflandczyków osobiście, niektóre treści nie powinny być przeznaczone dla uszu tłumacza.
- No proszę – Rohrig uśmiechnął się szeroko. – Najwyraźniej miałem rację, kiedy stwierdziłem, że będziesz najlepszy do roboty, o której ci zaraz opowiem. Dobry z ciebie żołnierz! Usiądź proszę, na razie zapomnijmy o tytułach. Palisz?
- Nie, dziękuję.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze... – zamruczał pod nosem Grossadmiral, wyciągając z szufladki w biurku papierośnicę. Wziął jednego papierosa i zapalił go wyjętą wcześniej zapalniczką. Potem odchylił się w krześle i przez długą chwilę wpatrywał się w Reichetra, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś. Hagen nic nie mówił. Wiedział, że nie należy przerywać milczenia, jeżeli zapoczątkowała je osoba o wyższym stopniu. Oczywiście nie czuł się komfortowo. Ciężko się czuć komfortowo siedząc w tym samym pomieszczeniu z jedną z najpotężniejszych osób w państwie, której w dodatku towarzyszy czterech najlepiej wyszkolonych ochroniarzy w całej Zjednoczonej Republice Flengsberskiej (po jednym na każdy róg biura Rohriga).
wwwSam pokój był dość duży, choć sporą przestrzeń zajmowały zdobione biblioteczki i komputer, wyposażony w najnowszy system operacyjny SOC. Maszyna w gruncie rzeczy bardziej przypominała szafę niż cud techniki, ale fakt faktem, że obliczenia które potrafiła wykonać, a także komunikator głosowo – manualny wykraczały daleko poza możliwości innych komputerów. Wyglądała dość skomplikowanie – masa przełączników i lampek oraz niewielki czarno – zielony ekranik sprawiały, że jej obsługa była bardzo skomplikowanym zadaniem, niewykonalnym dla przeciętnego zjadacza chleba.
wwwObok maszyny wisiała mapa świata z zaznaczonymi na niej na czerwono państwami wrogimi Zjednoczonej Republice Flengsberskiej, czyli Halflandami oraz Socjalistyczną Federacją Rodańską. Granice ZRF oznaczono na niebiesko.
wwwWyjątkowo zagospodarowana była przestrzeń morska. Widniały na niej niemal wszystkie flengsberskie porty, okręty dowództwa oraz niektóre istotniejsze statki. Uwzględniono nawet położone na wybrzeżach lotniska dla dwupłatowców.
- Proszę mi powiedzieć, herr Reichert, jak wam się widzi służba na morzu? – powiedział nagle Rohrig, spoglądając na mapę. – Powiadają, że w waszych żyłach jest więcej wody morskiej niż krwi.
- Czy ja wiem? – Hagen podrapał się z namysłem w czoło. – Owszem, wydaje mi się, że jestem dobry w tym co robię, natomiast znajdziecie wielu lepszych marynarzy ode mnie... Choćby stary Drakenhof...
- Za stary.
- Becker?
- Zbyt polityczny.
- Hoch?
- Za głupi.
- Hoch jest niezły.
- Ale bezmyślny.
wwwHagen pokręcił głową z rezygnacją.
- Herr Grossadmiral Rohrig, skoro uważacie, że się nadam, tedy jestem do waszej dyspozycji. Proszę jednak o zastanowienie się – powiedział, po czym dodał szybko. – Nie, żeby uważał waszą decyzję za bezmyślną, ale...
- Spokojnie, Reichert – Rohrig machnął ręką. – Wszystko już jest przemyślane i przegadane. Powiedz mi tylko, na jakiej jednostce czujesz się najlepiej? “Gro~e Gustav”? “Blizt”? “Muter Flauber?”
- Zdecydowanie Blizt. Szybki, cichy, trudny do wykrycia z dużej odległości. Siła ognia przeciętna, ale zwrotność najlepsza.
wwwHagen zaczął się niepokoić. Coraz szerszy uśmiech Rohriga napawał go jakimś paskudnym przeczuciem, że zaraz usłyszy coś bardzo niewesołego. Od jakiegoś czasu czuł też napięcie bijące od ochroniarzy. Ci goście bali się jak cholera, bił od nich fetor ciężkiego, lepkiego strachu.
- A co sądzicie o plotkach mówiących o okręcie podwodnym? – spytał się Grossadmiral z dziwnym wyrazem twarzy. – Ostatnio jest to bardzo lubiana ploteczka wśród mężczyzn przesiadujących w barach.
wwwReichert zmarszczył czoło. Owszem, plotki słyszał nie raz, nie dwa, ale fakt, że Rohrig również do niej nawiązał był niepokojący.
- Co ja sądzę o plotkach o okręcie podwodnym?
- Tak.
- Cóż, obawiam się, że nic nie sądzę – odparł Hagen. – Plotki są wytworem znudzonych marynarzy, a sama idea jest idiotyczna. Okręt podwodny? Co to miałoby być za dziwactwo? Po to budujemy statki, żeby utrzymywać się na powierzchni, a nie pod nią. To tak jakby nasi piloci dyskutowali o podziemnych dwupłatowcach, a to przecież obłęd! Nie, herr Rohrig, wydaje mi się, że to wszystko bzdura.
wwwW pomieszczeniu po raz kolejny zapadła cisza, przerywana tylko jednostajnym cykaniem zegara. Jeden z ochroniarzy przetarł spocone czoło. Grossadmiral milczał z bardzo poważnym wyrazem twarzy, co sprawiło, że Hagen poczuł, iż zaraz puszczą mu nerwy. Po chwili siedzący dotychczas za biurkiem mężczyzna odłożył dokumenty, wstał i odwrócił się plecami do Reicharta.
- Betz, Falkenheim, Breuer, Krebs – powiedział cicho. – Wyjść.
wwwCzterech mężczyzn stojących w kątach pokoju wymieniło się spojrzeniami, po czym uczynili to, co im kazano. Rohrig podszedł do komputera i pstryknął jeden z przełączników. Rozległ się cichy szum i część lampek zapaliła się. Na monitorze pojawił się czarno – zielony napis “SOC”, a zaraz potem “Witamy”.
- Komputer, odizoluj pomieszczenia.
wwwRozległ się dziwny stukot, a następnie krótki warkot. Drzwi, znajdujące się za plecami Hagena, zostały zamknięte na potrójny zamek – otworzenie ich bez taranu byłoby teraz niemożliwe.
- Komputer, wycisz pomieszczenie.
wwwMaszyna zaczęła pracować na wyższych obrotach, zapaliło się parę czerwonych lampek symbolizujących duże wykorzystanie zasobów komputera. Reichert uniósł brwi; zazwyczaj właściwa reakcja na komendę głosową wykorzystywała całą dostępną pamięć maszyny, a tymczasem ta tutaj poradziła sobie znakomicie z dwiema i to jedna po drugiej. Rohrig uśmiechnął się, gdy zobaczył wyraz twarzy swojego rozmówcy.
- Wiem, wiem, robi wrażenie. Ale do rzeczy, do rzeczy, bo czas ucieka. Będę się streszczał, bo maszynka nie może pracować w takim stanie zbyt długo.
- Rozumiem.
- Reichert, to o czym zaraz ci powiem jest tajemnicą. Państwową. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Cieszę się. Powiedziałeś, że idea okrętu podwodnego to bzdura? No to muszę cię zdziwić chłopcze, bo w życiu nie było bardziej realnej idei. Nasza ma siedemdziesiąt siedem metrów długości, artylerię przeciwlotniczą, a także przeciwpancerną. Na powierzchni osiąga trzydzieści pięć kilometrów na godzinę, w zanurzeniu do dwunastu. Napęd? Silniki Diesla na wodzie, pod nią silniki elektryczne. Zabiera do pięćdziesięciu osób, przy czym sterować może nim już piętnaście osób. I torpedy! Cud nowoczesnej techniki, no, może też trochę magii. Dwanaście na pokładzie, każda może roznieść większość okrętów w pył. I co ty na to, herr Reichert? Nadal uważasz, że to tylko plotka?
wwwHagen milczał. Patrzył się na Rohriga jak na idiotę. Siedemdziesiąt siedem metrów? To tyle, ile średni statek. W zanurzeniu? Do dwunastu? O czym ten człowiek mówił?
- Herr Grossadmiral – zaczął Reichert. – To co mówicie, brzmi, jak zapewne sami to wiecie, nieco... Niewiarygodnie.
- Wiem. Cieszę się, że taki konkretny z ciebie chłopak. Lubię takich jak ty. Natomiast widzisz, sytuacja ciągle się zmienia, musimy stale się do niej dostosowywać. Halflandczycy mają niezrównaną flotę, Rodańczycy – samoloty i piechotę. Owszem, nasz sprzęt jest znakomity, jednak wiesz doskonale, jak bardzo nasze zdrowie nadszarpnęła Wielka Wojna Obronna. Udało nam się ochronić granice, mało tego, zmusiliśmy tych cholernych sukinsynów do kapitulacji. Ale czasy się zmieniły. Halflandy dokonały przełomu technicznego, widziałeś te ich tele... tele...
- Telewizory?
- Właśnie, telewizory, dziękuję. No więc widziałeś te ich telewizory, samochody, czy okręty. Wszystko napędzane jakąś cholerną magiczną energią, która nie dość, że jest dużo wydajniejsza od starej dobrej ropy, to jeszcze dużo tańsza. Ba, nawet nie jesteśmy w stanie określić tożsamości tego gówna. I tu się zaczynają problemy. Nie ulega wątpliwości, że ta banda wyspiarskich kretynów coś knuje. Od ostatniej wojny minęło już dziesięć lat. Halflandy milczą, milczy Socjalistyczna Federacja Rodańska. Oczywiście zapewniają nas, że nie nie, żadnej wojny już nie chcemy, my tylko pokój i tak dalej. Ale zobacz te ostatnie posunięcia w polityce – Rodania oddaje Halflandom Bretanię o którą tyle czasu się tłukli. Wyspiarze przekazują parę swoich okrętów, jednocześnie budują w Federacji swoje lotniska. Na granicy zaobserwowano ruch. Powiedz mi Reichert, domyślasz się, co się dzieje?
- Mniej więcej – odparł milczący od dłuższego czasu mężczyzna. – Oddali Bretanię, czyli znowu szykują się do przesunięcia granic świata na wschód. Jesteśmy na pierwszej linii ognia.
- Dokładnie – odparł cicho Rohrig, po czym nagle wybuchł. – Kurwa mać!
wwwReichert skulił się na krześle.
- Kurwa, kurwa, kurwa! – Grossadmiral uderzył dłonią w blat biurka. – I powiedz mi Hagen, co my możemy zrobić? Naszymi jedynymi militarnymi sojusznikami są Polonia i Russja, których obecnie największym problemem jest budowa kontynentalnej linii kolejowej. Zresztą ich wojska to szmelc, Polonia nadal opiera się na piechocie wybranieckiej, a Russja to przede wszystkim kawaleria. Kawaleria, słyszysz? Tak bardzo skoncentrowali się na demokracji, kapitalizmie i prawach człowieka, że im się w dupach poprzewracało. Zresztą pamiętasz ich reakcję na atak Federacji na naszą zachodnią granicę. Dupki wystosowały rezolucję potępiającą atak na ZRF. Rzeź mieszkańców Braag? Rezolucja potępiająca niehumanitarne postępowanie. A niech ich chuj. Słuchaj, Hagen, potrzebujemy twojej pomocy. W ciągu trzech najbliższych miesięcy przejdziesz szkolenie w trakcie którego poznasz wszystkie tajniki okrętu podwodnego. Jest to egzemplarz prototypowy, tak więc nikomu ani słowa na ten temat, rozumiesz? Widzę, że łapiesz, to dobrze. Dostaniesz najlepszych specjalistów całej Zjednoczonej Republice Flengsberskiej. Technik, mag, szpieg, tłumacz, taktyk i kogo tam jeszcze będziesz potrzebować. Twój cel jest prosty, masz się przedostać do Halflandów i dowiedzieć się, co jest źródłem tej ich całej energetyki i, jeśli to będzie możliwe, masz zabrać jak najwięcej rzeczy, które umożliwią nam skopiowanie tego ich cudeńka. Ty i twoja załoga będziecie zdani tylko na siebie. Mamy tylko jeden okręt podwodny, ale myślę, że wystarczy. Musicie ominąć wszystkie morskie blokady jakie staną wam na drodze. Rozumiesz Reichert? Rozumiesz?
- Na Boga, herr Rohrig – powiedział pobladły na twarzy Hagen. – To szaleństwo. Owszem, podejmę się tego, ale to szaleństwo!
- Rzekłbym, właściwy człowiek na właściwym miejscu – powiedział Grossadmiral. – Wyjść. Z Bogiem Reichert. Jesteśmy na skraju wojny i tylko od ciebie zależy, czy do niej dojdzie. Reichert!
- Tak?
- Nie daj dupy.
.....
wwwKiedy Hagen opuścił biuro Grossadmirala, dzień miał się ku końcowi.
Pierwszą rzeczą jaką poczuł po opuszczeniu budynku był zapach morza. Przesiąkał on powietrze sprawiając, że człowiek odnosił wrażenie, iż oddycha wodą morską; zachodzące słońce rozlało na niebie całą barwę kolorów – na wschodniej części nieba dominowała czerń, która przechodziła kolejno w granat, ciemny błękit, błękit, w końcu czerwień i pomarańcz. Wilhelmshaven powoli kładło się do snu, zdobione latarnie uliczne świeciły słabym blaskiem. W oknach domów wykonanych w większości z muru pruskiego paliło się coraz więcej świateł, ruch uliczny zamierał. Handlarze zwijali swoje kramy, rybacy zaś wyrzucali złowione nad ranem ryby i w efekcie od dzielnicy portowej dochodził paskudny zapach rozkładających się morskich żyjątek. Bardzo powoli, lecz nieubłaganie, nad gwar miasta wybijał się szum morza i krzyk mew.
wwwReichert popatrzył jeszcze raz na zapisany na karteczce adres i pokręcił głową.
- Okręt podwodny – mruknął do siebie. – To nie russjanom się w dupach poprzewracało, tylko nam.
wwwPodszedł do stojącej na krawężniku żółtej taksówki, pogadał chwilę z kierowcą i już w chwilę potem jechał na drugi koniec Wilhelmshaven, do doków wojskowych. Droga przez miasto, mimo jego rozmiarów, nie dłużyła się. Budyneczki były naprawdę ładne, dbano o nie i szanowano. Zadbane domki z muru pruskiego, stanowiące znakomitą część zabudowań, cieszyły oko Reicherta w czasie prawie dwudziestominutowej przejażdżki. W końcu taksówka zatrzymała się i Hagen uiścił należność.
wwwKiedy wyszedł z auta, okazało się, że już tu na niego czekano. Dwóch wysokich i postawnych mężczyzn w eleganckich mundurach zasalutowało mu na przywitanie, po czym poproszono go do środka największego z budynków.
- Hagen Gunther Reichert? – zapytał się go czekający wewnątrz żołnierz. Wyglądał na bardzo konkretną osobę. Włosy miał ciemne, zadbane, twarz budziła zaufanie, ale w oczach tkwiła siła i niezłomność. – Mogę poprosić dokumenty?
wwwPo kontroli został przedstawiony nadzorcy całego projektu, niejakiemu Leopoldowi Kuhnowi. Obaj mężczyźni wymienili uprzejmości, po czym zaproszono Reicherta do głównej hali.
wwwTam czekał go prawdopodobnie najdziwniejszy, najbardziej zaskakujący, ale także i, kto wie, może najbardziej emocjonujący widok w życiu.
wwwBlisko pięćdziesięciu mężczyzn kręciło się przy potężnym szarym kadłubie, kształtem przypominającym ścięty z jednej strony pocisk. Dwie błyszczące śruby wystające z tylnej części owego “pocisku” na razie wisiały w powietrzu, lecz wyglądały niczym jakieś niezwykle żywotne istoty, na razie spętane, ale gotowe wyrwać się na wolność przy pierwszej okazji. Wyrastający ze ściętej części kiosk przypominał dawne rydwany rzymskie, bił od niego majestat i siła; przymocowana do kadłuba artyleria robiła wrażenie nawet z odległości ponad dwudziestu metrów, bo taka też i miara dzieliła Reicherta i towarzyszących mu mężczyzn od okrętu. Jednostka wyglądała na gotową, ale na razie wciąż wisiała w powietrzu zawieszona na stalowej konstrukcji.
wwwDrapieżnik zamknięty w klatce.
- Herr Kuhn... – wyszeptał Hagen. – Niech mnie szlag... Chcecie mi powiedzieć, że to będzie pływać... Pod wodą?
wwwLeopold kiwnął.
- Szacujemy maksymalną głębokość na sto, może sto dwadzieścia metrów. Ale ile naprawdę wytrzyma? Nie mam bladego pojęcia. Teoretycznie wzięliśmy wszystko pod uwagę, ale... No cóż.
- Rozumiem – Reichert potarł czoło. – I niby jak to się ma zanurzać?
- Och, to akurat bardzo proste. Po prostu nabiera wody do komór.
- Chyba sobie ze mnie kpisz. Mam rozumieć, że w razie ochoty zejścia na pod powierzchnię mam po prostu zatopić własny statek?
- Nie – Leopold pokręcił energicznie głową. – To nie tak, po prostu obciążamy statek dodatkowym balastem, a jak będziecie się chcieli wynurzyć to po prostu skorzystacie ze sprężonego powietrza. Wypchniecie wodę na zewnątrz i okręt pójdzie w górę. Jeśli chcesz, porównaj to sobie do lotu balonem.
wwwWidząc, jak Hagen marszczy czoło w namyśle, klepnął go w ramię i gestem dał do zrozumienia, żeby poszedł za nim.
wwwMężczyźni przeszli do małego pokoiku, pełniącego rolę biura. Stało tu tylko jedno biurko i biblioteczka, a na ścianie wisiał plan okrętu. Na nic więcej nie starczyło miejsca.
wwwZa biurkiem siedział najbardziej ekscentryczny technik, jakiego Reichert dotychczas widział.
wwwZ wyglądu przypominał wypadkową człowieka i maszyny. Do pleców miał przymocowane dziwne cykające ustrojstwo, podobne nieco do stalowego plecaka. Wystawała z niego mechaniczna ręka, wykonana z metalu, drewna oraz dużej ilości sprężyn. Na prawym oku miał monokl, utrzymujący się na miejscu dzięki przymocowaniu do słuchawki kryjącej ucho. Od owej słuchawki wychodziło parę kabli, których końce ginęły w “plecaku”. Dziwny mężczyzna włosy miał czarne i przerzedzone, mruczał do siebie i rysował coś na położonej przed sobą kartce. Kiedy Hagen podszedł bliżej, zobaczył, że jest to przekrój okrętu podwodnego.
- Volker? – powiedział niepewnym tonem Leopold. – Przyprowadziłem nowego kapitana...
wwwLedwo mężczyzna skończył mówić, monokl powędrował w górę i spoczął na Reicharcie. Cykanie dobiegające z wnętrza plecaka przyspieszyło, monokl zaświecił się lekko.
- No proszę – powiedział siedzący za biurkiem. – Hagen Gunther Reichert. Spodziewałem się, że będziesz nieco starszy, chociaż twój potencjał bojowy jest całkiem niezły.
wwwMonokl zmienił kolor na jasnozielony.
- Hmm... Wszystko się zgadza – mruknął człowiek – maszyna. - Leopoldzie, możesz nas zostawić?
- Oczywiście.
wwwKiedy drzwi się zamknęły, Volker wstał i podszedł do Hagena z wyciągniętą ręką.
- Bardzo mi miło poznać kapitana – powiedział, potrząsając nieco zbyt energicznie uściśniętą dłonią. – Oczywiście będzie pan kapitanem dopiero za jakiś czas, ale mimo wszystko, mimo wszystko...
- Hmm... Mi też miło, herr Volker – odparł nieco zmieszany Reichert. – Pan zaprojektował okręt?
- Tak. Od początku do końca, znam na nim każdą śrubkę, każdy przyrząd, każdy kabel...
- Imponująca technologia.
- Wiem. Wszystko co przełomowe budzi respekt.
- Zapewne – Hagen zamyślił się na chwilę. – Będzie pan płynąć z nami?
- Oczywiście. Nie wyobrażam sobie wypuścić mojego dzieła w morze z bandą żółtodziobów na pokładzie – technik uśmiechnął się przyjaźnie, choć dziwny monokl zepsuł wrażenie. – Reichert, widzę, że jesteście zestresowani. Dajcie spokój, na wodzie maszynka będzie się spisywać jak należy. Będziecie mieć najlepszych ludzi, mnie, frau Elinor...
- Słucham?!
- Frau Elinor Lutzen – powtórzył spokojnie Volker. – Czarodziejka, specjalistka od magii żywiołów. Umie zamienić słoną wodę w słodką, uspokoić morze, wywołać wiatr... Przyda się. I jest najlepsza w swoim fachu. Cholera, Hagen ty naprawdę się denerwujesz.
- Dziwisz mi się? – powtórzył blady Reichert, opierając się ciężko o biurko. Nie zwrócił uwagi na to, iż technik przeszedł z nim na per “Ty”. – Czeka nas samobójcza misja. Płyniemy na okręcie, którego największą zaletą jest to, iż tonie. Mało tego, płyniemy sami, płyniemy bez wsparcia. I, do cholery jasnej, zabieramy na pokład kobietę. Kobietę! Czarodziejkę! Każdy wie jakiego to pecha przynosi.
- Lepiej?
- Tak. Volker...
- Jestem tu.
- Nie mów nikomu z dowództwa o moich wątpliwościach.
- Nie ma sprawy.
- Volker...
- Nadal tu stoję.
- Dzięki.
.....


11 IX 1935 r.
Trzy miesiące po przyjęciu misji x Okręt podwodny “J{ger” ( Łowca ) opuszcza port Wilhelmshaven x Dowodzi kpt. Hagen Gunther Reichert.


- Zabrać schodnię!
- Jest zabrana schodnia!
- Uruchomić Diesle!
- Jest uruchomione Diesle!
- Mała naprzód!
- Jest mała naprzód!
wwwSilnik okrętu zaczął warkotać, wprawiając w ruch siedemdziesiąt siedem metrów stali. Kiosk zadrżał lekko, gdy okręt zaczął powoli ruszać do przodu. Reichert stał wraz z pierwszym oficerem na kiosku i salutował. Uśmiechnął się krzywo, widząc stojącego na baczność Rohriga i parę innych ważnych osobistości.
wwwNikt poza wybranymi nie zdawał sobie sprawy z tego, dokąd płynie okręt. Większość mieszkańców Zjednoczonej Republiki Felgsberskiej spała teraz spokojnie, nieświadoma tego, że kilkudziesięciu ludzi wyrusza teraz w nieznane tylko po to, żeby ocalić ich naród, ocalić kraj stojący na skraju wojny.
wwwNikt poza wybranymi nie wiedział, że ich los zależał od człowieka, który na okręcie podwodnym nigdy wcześniej nie pływał, a swoje doświadczenie uzyskał jedynie na przyspieszonym trzymiesięcznym kursie.
wwwNikt poza wybranymi nie wiedział, że już wkrótce J{ger stanie się najstraszliwszym koszmarem spełnionym floty Halflandzko – Rodańskiej.
wwwO tym świat miał się dowiedzieć dopiero później.

- Harp – powiedział Reichert do trąbki komunikacyjnej. – Jesteśmy już na otwartym morzu. Silniki cała naprzód. Utrzymujcie kurs.
- Zrozumiano.

wwwHagen oparł się o krawędź kiosku i spojrzał na wschodzące słońce. Okręt kołysał się spokojnie, niemalże usypiająco. Gdzieś tam w górze kręciło się stadko mew, które od czasu do czasu przysiadywały na pokładzie, aby w spokoju skonsumować swoje śniadanie. Czas powoli przestawał istnieć, stawał się jedynie wyznacznikiem zmiany wachty. Załoga pracowała.
- Tak – mruknął do siebie Reichert, wpatrując się w słońce i otaczającą go czerwień budzącego się nieba. – Tutaj nie pochyli się nad nami żadna matka, żadna kobieta nie przetnie już drogi. Tylko jedna, wielka i przerażająca rzeczywistość...
wwwPotrząsnął głową, wyrywając się z zamyśleń. Obrócił się i zszedł pod pokład.

Okręt płynął na zachód.
Ostatnio zmieniony sob 07 lip 2012, 03:40 przez tumi1, łącznie zmieniany 3 razy.
Bo lubię pisać.

2
Podobało mi się. Jest dużo lepiej, niż w Twoim poprzednim tekście.
Czytałem z ciekawością. Tylko zastanawia mnie konstrukcja tekstu - może warto pokombinować z kolejnością przedstawiania fabuły?. Dla mnie początek był trochę nudny i tekst zaciekawił mnie dopiero po przyjeździe bohatera do stoczni. Może warto to przeredagować i zacząć od tego momentu. Czyli hero przyjeżdża do stoczni, widzi okręt, potem rozmawia z Volkerem (fajna postać!), potem w formie retrospekcji rozmowa z admirałem i na koniec wyjście z portu. Odpadłby co prawda element zaskoczenia z okrętem podwodnym (mocno zresztą nielogiczny - koleś nie przyjechał z dżungli i jako doświadczony oficer, zna technologię), ale ciekawość czytacza byłaby większa.
Z mniejszych rzeczy:
tumi1 pisze:- Betz, Falkenheim, Breuer, Krebs – powiedział cicho. – Wyjść.

Wybacz, ale to strasznie kojarzy mi się z parodiami Hitlera i filmu "Upadek" na YT.

Może w scence z admirałem powinno być więcej mowy zależnej - tego akurat nie jestem na 100% pewny, bo też nie lubię/nie umiem tego tricku wykorzystywać i za dużo chcę ilustrować dialogiem, hehe.

Odnoszę też wrażenie, że lekko gubisz się przy opisywaniu technologi (komputery, systemy operacyjne), choć opis statku ciekawy i plastyczny.

Generalnie, kierunek jest dobry i z chęcią przeczytam kolejne fragmenty.

3
Nieźle się zapowiada :)
Ale nie ma róży bez kolców. Zacznę, zobaczymy ile mi się uda przed wyjściem. Najwyżej dokończę następnym razem. I obiecuję, że przykręcam zmysł krytyczny :)
tumi1 pisze:- Hagen Gunther Reichert – przeczytał siedzący za biurkiem mężczyzna. – Urodzony pierwszego października w tysiąc dziewięćset trzecim roku w Bogenhafen.
Pierwsze – wiesz zapewne, że z małej litery przy czasownikach paszczowych. Przeczytać, nawet na głos, nie jest takowym, choć tez kontekst jest istotny. Może by to zmienić, żeby nie było wątpliwości?
Drugie – lepiej: Urodzony pierwszego października tysiąc dziewięćset trzeciego roku w Bogenhafen.
“Gro~e Gustav”.
Tam ci zjadło niemiecki odpowiednik ss?
Kurcze, z niemieckiego mało pamiętam, ale skoro Gustav, to powinien być Gross, nie Grosse. Tak jak masz w stopniu: Grossadmiral.
Czytam dalej.
Widzę kontekst, ale słowa w monologu fałszem jadą. Zamiast tego ładne wtrącenie narracyjne – pochylił się ponownie nad dokumentami.
Siedzący przeniósł wzrok (…)
Nieeee, ja wiem, że nawiązujesz do podmiotu całej poprzedniej wypowiedzi, ale był nim siedzący mężczyzna. Siedzący to brzydkie jest.
czarno – białym zdjęciu
To też jest interpunkcja :)
Wyrazy się łączy krótkim myślnikiem i bez spacji pomiędzy nim a wyrazami. Czarno-białym.
Również broda, obecna na fotografii, została ścięta.
Brody się nie ścina. Brodę się goli albo przycina.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze... – zamruczał pod nosem Grossadmiral, wyciągając z szufladki w biurku papierośnicę. ENTER
Wziął jednego papierosa i zapalił go wyjętą wcześniej zapalniczką. Potem odchylił się w krześle i przez długą chwilę wpatrywał się w Reichetra, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś. Hagen nic nie mówił. Wiedział, że nie należy przerywać milczenia, jeżeli zapoczątkowała je osoba o wyższym stopniu. Oczywiście nie czuł się komfortowo. Ciężko się czuć komfortowo siedząc w tym samym pomieszczeniu z jedną z najpotężniejszych osób w państwie, której w dodatku towarzyszy czterech najlepiej wyszkolonych ochroniarzy w całej Zjednoczonej Republice Flengsberskiej (po jednym na każdy róg biura Rohriga).
Staraj się we wtrąceniach narracyjnych do dialogu umieszczać informacje z dialogiem związane. Wszystko pozostałe do następnego akapitu.
Powtórzonko się wdarło. A na końcu – po co nawias? Po przecinku to. Nawiasy są takie… nieprozatorskie.
Wyjątkowo zagospodarowana była przestrzeń morska. Widniały na niej niemal wszystkie flengsberskie porty, okręty dowództwa oraz niektóre istotniejsze statki. Uwzględniono nawet położone na wybrzeżach lotniska dla dwupłatowców.
Myślę, że nieświadomie sobie przeczysz. Sugerujesz dużo znaczków na morzu, ok. Ale porty nie są na morzu, lotniska też nie a i zapewne większość okrętów też stoi w portach, w końcu jest pokój. Jeszcze.
I co to są okręty dowództwa?
Proszę mi powiedzieć, herr Reichert, jak wam się widzi służba na morzu?
Dziwne pytanie. Od kiedy zaczął służbę w wojsku, jest marynarzem, innej służby nie zna. Po co go o to pytać?
Choćby stary Drakenhof...
- Za stary.
- Becker?
- Zbyt polityczny.
- Hoch?
- Za głupi.
- Hoch jest niezły.
- Ale bezmyślny.
Co tak mało? ZRF ma chyba spora flotę? Mowa jest o oficerach z którymi się porównuje Hagena, oficera w randze dowódcy okrętu. Takich w marynarce jest na kopy i tylko 3 warto przytoczyć? Fałszem jedzie.
Od jakiegoś czasu czuł też napięcie bijące od ochroniarzy. Ci goście bali się jak cholera, bił od nich fetor ciężkiego, lepkiego strachu.
Też fałsz. Czego niby się boją ochroniarze tej ważnej persony? Tajemnicy? Tajemnice jedzą na śniadanie, zresztą wyszkoleni są w niesłyszeniu tego, co słyszą.

CDN.

4
Dużo błędów zostało wytkniętych, dlatego nie chciałam się na nich skupiać. To zdanie jednak mocno kłuje.
tumi1 pisze:Potem odchylił się w krześle i przez długą chwilę wpatrywał się w Reichetra, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś.
tumi1 pisze:Wyglądała dość skomplikowanie – masa przełączników i lampek oraz niewielki czarno – zielony ekranik sprawiały, że jej obsługa była bardzo skomplikowanym zadaniem,
tumi1 pisze:rozlało na niebie całą barwę kolorów – na wschodniej części nieba dominowała czerń,
tumi1 pisze:Podszedł do stojącej na krawężniku żółtej taksówki,
jakoś od razu wyobraziłam sobie taksówkę niezdarnie balansującą na cienkim krawężniku. Niefortunny zapis :)
tumi1 pisze:zapytał się go czekający wewnątrz żołnierz.
strasznie dużo "się" w tekście. To zdanie brzmiałoby lepiej bez niego .

Oprócz powtórzeń i czasemi kiepsko dobranych zwrotów czytało mi się bardzo przyjemnie. Zresztą czytałam ostatnio pomnik cesarzowej Achai i jakoś mi się to milo skojarzyło. Mnie się podobało od początku, masz dobry płynny styl i w zasadzie oprócz powtórzeń nic mi się nie gryzło. Je natomiast bardzo łatwo wyłapać czytając tekst na głos, co Ci radzę :) Nie widzę by ci brakowało słownictwa, więc to pewnie niedokładna korekta.
Także chętnie przeczytam resztę :)

5
O rany, dzięki za pozytywne opinie, naprawdę miło wiedzieć, że będzie dla kogo tworzyć kolejne część :] Pod większością poprawek się mogę podpisać, wynikają one z krótkiego czasu powstawania opowiadania i, co tu dużo mówić, pewnych braków w warsztacie. Dzisiaj zacznę pisać dalszą część, bo zaplanowałem to opowiadanie w formie czegoś w rodzaju powieści w odcinkach. Mam nadzieję, że następne części też przeczytacie i że też Wam się spodobają ;)

Do zobaczenia na morzu :]
Bo lubię pisać.

6
był zarost. O ile na zdjęciu włosy sięgały Reichertowi niemal do ramion
Możliwe, że to tylko u mnie, ale zarost kojarzy mi się wyłącznie z brodą, a nie z włosami.
niektóre treści nie powinny być przeznaczone dla uszu tłumacza.
Połączenie zastosowane przez ciebie wydaje mi się błędne.
...nie są przeznaczone dla uszu tłumacza
lub
niektórych treści nie powinien znać tłumacz(no coś w tę stronę).
Wziął jednego papierosa
Po prostu papierosa, liczbę podawaj, gdy będzie więcej niż jeden. Jak w matmie: nie stawiasz 1 przed x-em.
z jedną z najpotężniejszych osób w państwie
Potężny bardziej jest określeniem fizycznym. Może najbardziej wpływowy?
czterech najlepiej wyszkolonych ochroniarzy w całej Zjednoczonej Republice
"w" pojawia się w tym momencie trzeci raz w krótkim fragmencie tekstu, daltego radziłbym je usunąć. I będzie "całej Zjednoczonej Republiki" - tak samo komunikatywne, a usunięta jest siejąca ferment literka.
z zaznaczonymi na niej na czerwono państwami wrogimi
Podkreślone niepotrzebne - do wyrzutu.
służba na morzu? – powiedział nagle Rohrig
W gwoli ścisłości zapytał.
tedy jestem do waszej dyspozycji
Te "tedy" ni chu chu nie pasuje mi do jego stylu wypowiedzi.
"Blizt”? “Muter Flauber?
Literówka - Blitz(o ile chodziło o błyskawicę) i Mutter przez dwa t(jeśli chodzi o matkę).
Zabiera do pięćdziesięciu osób, przy czym sterować może nim już piętnaście osób
Drugie "osób" niepotrzebne.
I co ty na to, herr Reichert?
Trochę dziwnie brzmi połączenie "ty" i "panie" w jednym zdaniu.
nadszarpnęła Wielka Wojna Obronna
Zastanowiłbym się nad jakimś bardziej potocznym określeniem. Te brzmi bardzo "historycznie" podczas gdy ludzie wolą skracać różnego typu nazwy, stosować skróty itp.
Wszystko napędzane jakąś cholerną magiczną energią, która nie dość, że jest dużo wydajniejsza od starej dobrej ropy, to jeszcze dużo tańsza
A komputer stojący w pomieszczeniu też miał na ropę? Wcześniej zresztą sam mówił o napędzie elektrycznym, więc trochę się zamotał.
milczy Socjalistyczna Federacja Rodańska.
Mówisz Republika Czeska czy Czechy? Niech on też powie tylko "Rodan".
zapewniają nas, że nie nie, żadnej wojny już nie chcemy
1. Bez zmian aż do ... już nie chcą.
2. Usuwasz "że nie nie" i dajesz myślnik.
Zadbane domki z muru pruskiego
Osiem linijek wyżej piszesz, że były budowane z muru pruskiego. Wystarczy raz;)

Nie jestem pewien idei budowy statku w pomieszczeniu - późniejszy transport do miejsca zwodowania mógłby być problematyczny.
z odległości ponad dwudziestu metrów, bo taka też i miara dzieliła Reicherta i towarzyszących mu mężczyzn od okrętu.
To co jest po przecinku nie należy do najbardziej przydatnych - czytelnik domyśli się dlaczego widzi on broń z takiej, a nie innej odległości.
wisiała w powietrzu zawieszona na stalowej konstrukcji
"Wisiała" i "zawieszona" tak blisko siebie brzmi dziwnie.
Leopold kiwnął.
Czym kiwnął? Potakująco czy przecząco?
zejścia na pod powierzchnię
Zbędne "na".
monokl powędrował w górę i spoczął na Reicharcie
Czyli że opierał się o Reicharta?
Każdy wie jakiego to pecha przynosi.
Dlatego muszą wziąć na pokład też koty, dużo kotów;)
gdy okręt zaczął powoli ruszać do przodu
"do przodu" niepotrzebne.
spała teraz spokojnie, nieświadoma tego, że kilkudziesięciu ludzi wyrusza teraz w nieznane tylko po to
Drugie "teraz" do wyrzutu.
Nikt poza wybranymi nie wiedział, że ich los zależał od człowieka, który na okręcie podwodnym nigdy wcześniej nie pływał, a swoje doświadczenie uzyskał jedynie na przyspieszonym trzymiesięcznym kursie.
Dużego znaczenia to nie ma, bo nikt przed nim nie pływał łodzią podwodną, więc jest o trzy miesiące kursu lepszy od tego, którego uplasuje się na drugim miejscu.
żadna kobieta nie przetnie już drogi
Nie zapominajmy o czarodziejce.


Muszę przyznać, że tekst bardzo interesujący i chciałbym czytać go dalej, a tu koniec. Błędy nie są duże, ale wiadomo, lepiej nawet takich nie popełniać. Rozmowy wychodzą Ci naturalne, a opisy ciekawe. W sumie nie wiem co jeszcze Ci napisać, niezbyt mam się do czego przyczepić;)
Nie będę coś kombinował dalej, żeby dodać o tekście. Szkoda Twojego czasu, który powinieneś przeznaczyć na pisanie części dalszej. Z chęcią do niej zaglądnę.

PS. Ostrzegaj przed wulgaryzmami.

8
Idziemy dalej.
Pierwszą rzeczą jaką poczuł po opuszczeniu budynku był zapach morza.
Powtórzenie informacji z poprzedniego zdania.
zachodzące słońce rozlało na niebie całą barwę kolorów – na wschodniej części nieba dominowała czerń, która przechodziła kolejno w granat, ciemny błękit, błękit, w końcu czerwień i pomarańcz.
Długi ten opis, dużo słów. By oddać, że czerń przy ziemi na wschodzie powoli przechodzi przez kolejne barwy aż do pomarańczy na zachodzie. To chyba tak nie działa. Jak słońce zachodzi, robi się coraz ciemniej, najwięcej światła widać na zachodzie, ale na wschodzie nie ma jeszcze czerni.
Wilhelmshaven powoli kładło się do snu, zdobione latarnie uliczne świeciły słabym blaskiem.
Czy tylko mnie dziwi, że biuro jednego z najpotężniejszych ludzi w ZRF mieści się w jakimś Wilhelmshaven?
W oknach domów wykonanych w większości z muru pruskiego
Takie domy nie są wcale wykonane z muru pruskiego, tylko z cegieł. Błąd opisowy.
żółtej taksówki,
Autorze, Twój świat, Twoje prawo. Niemniej, zastanów się, czy skojarzenia z Nowym Yorkiem to jest to co chciałeś uzyskać.
W dodatku – taki ważny oficer, taka ważna misja, admirał poskąpił na pojazd służbowy? Do wojskowych doków taksówką?
Kiedy wyszedł z auta
Wysiadł.
zasalutowało mu na przywitanie
Salutowanie jest przywitaniem. W pewnym sensie. Przywitali się na przywitanie.
Blisko pięćdziesięciu mężczyzn kręciło się przy potężnym szarym kadłubie, kształtem przypominającym ścięty z jednej strony pocisk. Dwie błyszczące śruby wystające z tylnej części owego “pocisku” na razie wisiały w powietrzu, lecz wyglądały niczym jakieś niezwykle żywotne istoty, na razie spętane, ale gotowe wyrwać się na wolność przy pierwszej okazji. Wyrastający ze ściętej części kiosk przypominał dawne rydwany rzymskie, bił od niego majestat i siła; przymocowana do kadłuba artyleria robiła wrażenie nawet z odległości ponad dwudziestu metrów, bo taka też i miara dzieliła Reicherta i towarzyszących mu mężczyzn od okrętu. Jednostka wyglądała na gotową, ale na razie wciąż wisiała w powietrzu zawieszona na stalowej konstrukcji.
Fragment ten upewnił mnie, że Zaqr ma rację, opisy techniczne leżą. Coś ścięte, coś tam sterczy, coś wyrasta. A przymocowana do kadłuba artyleria to już majstersztyk. Musi być bardzo mała, jeśli jest jej więcej niż jedno działo. W dodatku jeśli robiła wrażenie nawet z małej odległości (bo 20 metrów to nic) to z 50 już jej pewnie nie widać?

Nie ma, miałem dłużej, ale to jak z motyką na księżyc, sił starcza tylko na krótkie teksty. Sam zauważam, że przepuszczam pewne rzeczy, mniej się skupiam, koniec.
Do wniosków ogólnych.
Aż się cofnąłem do tej apokalipsy, do komentarzy Rubii. Tutaj? Nie, wcale technicznie dobrze nie jest. Nie jest tragicznie, nie jest fatalnie, ale dobrze też nie. Jest tak sobie.
Fakt, że większość problemów jest ze sfery pozajęzykowej. Ale językowe też się zdarzają. Dużo zbędnych słówek, zapychaczy itp.
Ale właśnie – ta sfera pozajęzykowa…
Główny pomysł. Trzeba wrogom wykraść ich tajemny wynalazek. W tym celu wysyła się tajny okręt podwodny, jedyny taki na świecie (OK, dobry środek transportu, można niepostrzeżenie przerzucić ekipe szpiegowską do kraju „wroga”) zaś zadanie zdobycia tajemnicy daje się dowódcy tego okrętu. I to jest bzdura.
Co ma dowódca środka transportu, świetny oficer marynarki, nawiasem mówiąc, do misji szpiegowsko-dywersyjnej? Co on o tym wie? Jakie ma doświadczenie?
Potem ten dowódca trzy miesiące uczy się tajników okrętu, zamiast pouczyć się tajników zawodu szpiega, bo przecież to mu będzie potrzebne, gdy zejdzie na ląd i zacznie szukać tej tajemniczej energii.
To rozwiązanie fabularne się kupy nie trzyma. Najpierw wywiad powinien z grubsza określić obiekt, w którym potencjalnie uda się zdobyć tajemnice. Potem tenże wywiad metodami operacyjnymi próbuje kupić kogoś, kto ma do tajemnicy dostęp. Nie ma czasu na takie podchody? OK, to się wysyła ekipę, komandosi pełną gębą. Wchodzą, rozpierniczają, biorą co się da i spieprzają nie pozostawiając kamienia na kamieniu. Za bardzo rozpierduchowato? To małą ekipkę inflitracyjną, która spróbuje się dostać do obiektu.
A my mamy faceta, wojskowego z marynarki, który nic nie wie o szpiegostwie i akcjach specjalnych, ale ma dowodzić, wręcz jest obarczony decydowaniem o losach misji. A powinien być co najwyżej kierowcą taksówki – dostarczyć, odebrać. Tenże oficer dostaje ekipę pomocników niczym szef drużyny w RPG, ma szpiega, magiczkę itp. I ten szpieg w trakcie rejsu go wszystkiego nauczy?
W dodatku płyną okrętem, który, faktycznie, jako jedyny zanurzalny może być niewidzialny dla wroga i zdaje się być świetnym transportem dla grupy specjalnej, ale… jest w zasadzie jednostką bojową, solidnie uzbrojoną. Nie lepiej zapomnieć o ryzyku zdradzenia posiadania takowego przed wrogiem? Wybudować ich więcej, całe flotylle, i użyć w przypadku konfliktu jako asa w rękawie?
Co jeszcze?
Język jest strasznie nierówny. Raz adekwatny, by zaraz popaść w nadmierny patos.
Bardzo nierówna i niewiarygodna jest kreacja Grossadmirala. Raz jest rzeczowy, raz przesadnie jowialny a nagle popada w łacinę i zachowuje się jak rzucającymi inwektywami przestraszony dres. Stosunkowo najlepiej wypada główny bohater, może dlatego, ze o wiele mniej mówi.
Niestety, u mnie pierwsze wrażenie, że się dobrze zapowiada, zniknęło szybko.

9
1. Światło na otwartym morzu wygląda dokładnie tak jak w opisie. Jeśli się już czepiać, to kolejności kolorów - teraz jak o tym pomyślę, to powinna być chyba na początku pomarańcz, a potem czerwień. Tu pewności nie mam, ale jeśli chodzi o generalną kolorystykę, to jest tak jak w opisie.

2. W Wilhelmshaven mieści się biuro dowódcy marynarki wojennej. Nie wiem, może to tylko dla mnie logiczne ;p

3. Z murem pruskim sprawdziłem - rzeczywiście źle opisałem.

4. Co do samego Reicherta - zna świetnie język wroga, jest też wg. dowództwa najlepszą osobą do tej misji, gdyż ma dyg do okrętów - dlatego też właśnie on najszybciej ogarnie tajniki okrętu podwodnego.

5. Opisu okrętu - albo ja coś znów sknociłem w opisie albo Ty nie za bardzo masz pojęcie o okrętach podwodnych. Na wszelki wypadek wspomnę, iż chociażby taki U-864 miał na wyposażeniu działo kalibru 105 mm, działko kalibru 37 mm oraz działko 20 mm.

6. Kreacja Rohriga - niewiarygodna? Nierówna? Chodziło mi po prostu o to, że gość porzuca oficjalny język, gdyż zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i budzi się w nim po prostu normalny człowiek. Uważam, że porzucenie języka oficjalnego zrzuca z niego otoczkę Ważnego Buraka Od Wydawania Rozkazów.

No nic, mam nadzieję, że parę rzeczy wyjaśniłem.
Bo lubię pisać.

10
1. Chodzi mi raczej o to, że gdy widzisz na zachodzi pomarańcz czy też czerwień zachodzącego słońca, to na wschodzie nie ma czernie. Jeszcze nie. O czerni możemy mówić, gdy słońce zaszło i na zachodzie resztki światła widać.
2. A gdzie jest stolica? Owszem, nie mówisz o tym, ale czy to nie dziwne, że biuro naczelnego nie jest w stolicy?
4. Nie podwazam faktu, że Reichert najlepiej się nadaje do roli dowódcy prototypowego okrętu. Podważam fakt, że to jemu powierzono misję specjalną.
5. Super, Jak słusznie zauważyłeś, na okrętach podwodnych się nie znam. Ale mimo to, nie powiedziałbym, że artyleria jest przymocowana do kadłuba (bo to nie sugeruje miejsca, czyli gdzie, pod spodem, z boku, z tyłu jest przymocowana? Nieporadnie to brzmi). Tym bardziej nie powiedziałbym, że ta artyleria robi jakiekolwiek wrażenie. Na dowódcy jednostki nawodnej? Nawet jeśli dowodził tylko czymś wielkości niszczyciela (a z kontekstu wynika, że czymś większym) to jedna lufa działa z prawdziwego zdarzenia plus dwie purkawki to jest śmiech na sali a nie wrażenie. Jako nie znający się na okrętach podwodnych spotykałem się w literaturze z reakcjami nawodniaków na okręty podwodne - niedowierzanie, że takie coś co na pokładzie prawie nic nie ma do walki, może być takie groźne. Bo tak naprawdę nie ma nic - w porównaniu z niszczycielem ubot był szalupą, a artyleria pokładowa niszczyciela była niczym, w drugowojennych pojedynkach morskich, gdzie rządziły pancerniki i krążowniki.
Skupienie się i podkreślanie roli artylerii pokładowej tego podwodniaka niweczy jego funkcję poniekąd.
Sam opis okrętu, choćby nawet skrótowy, tez jest mętny. Ścięty z jednej strony pocisk. Z której strony? Nawiasem mówiąc, jeśli ten kroęt ma wyglądać podobnie do prawdziwych, naszych , z naszego swiata, to pocisk jest kiepską analogią. Śruby wyrastające z tylnej części. A nie z rufy? I kiosk jako rydwan, od którego bije siła. Hmm...
6. To właśnie porzucenie wojskowego języka jest mało wiarygodne. Zbratać, to by się mógł z oficerem wysokiego szczebla, znanym od lat, nie z jakimś oficerkiem, którego dopiero co poznał, w dodatku ze skróconych akt.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron