Po ostatniej porażce (http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=11806 <- postapokalipsa) stwierdziłem, że skoro mimo wszystko technicznie daję radę, to warto by wreszcie napisać coś ambitniejszego. No więc napisałem, korzystając co nieco z moich zainteresowań. Poniższe opowiadanie jest początkiem krótkiego cyklu, który zamierzam do końca czerwca nieco rozwinąć, potraktujcie to więc jak pełnoprawny pierwszy odcinek krótkiego serialu


wwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwtumi1
Łowca
- Hagen Gunther Reichert – przeczytał siedzący za biurkiem mężczyzna. – Urodzony pierwszego października w tysiąc dziewięćset trzecim roku w Bogenhafen. W wieku dwudziestu lat wstąpił do marynarki wojennej, służył na statku “Gro~e Gustav”. Bohater bitwy w cieśninie Gotenhafskiej w czasie Wielkiej Wojny Obronnej w tysiąc dziewięćset dwudziestym piątym. Dowodził pan “Gustavem” po śmierci kapitana? Proszę nie odpowiadać. Jestem pod wrażeniem. To duża jednostka, siła ognia imponująca, ale jednak potrzeba do tego wszystkiego doświadczenia... Albo talentu. Czytam dalej. Po zakończeniu wojny uczęszczał pan na kursy języka Halflandzkiego, skończył pan z wyróżnieniem... No, no... Ciągnie pana na zachód, herr Reichert?
wwwSiedzący przeniósł wzrok z dokumentu na wprowadzonego przed chwilą Hagena Reicherta. Mężczyzna wyglądał niemal tak samo jak na czarno – białym zdjęciu dołączonym do krótkiej i dość wybiórczej biografii. Jedyną faktyczną różnicą, poza oczywiście kolorami, był zarost. O ile na zdjęciu włosy sięgały Reichertowi niemal do ramion, o tyle teraz miał je krótko ostrzyżone. Również broda, obecna na fotografii, została ścięta.
- Nie, herr Grossadmiral Rohrig – odpowiedział Hagen. – Po prostu lubię wiedzieć, czy wróg krzyczy “poddajemy się!”, czy “zaraz wam pokażemy!”. I tyle. No, i jeszcze wolę czasem przesłuchiwać Halflandczyków osobiście, niektóre treści nie powinny być przeznaczone dla uszu tłumacza.
- No proszę – Rohrig uśmiechnął się szeroko. – Najwyraźniej miałem rację, kiedy stwierdziłem, że będziesz najlepszy do roboty, o której ci zaraz opowiem. Dobry z ciebie żołnierz! Usiądź proszę, na razie zapomnijmy o tytułach. Palisz?
- Nie, dziękuję.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze... – zamruczał pod nosem Grossadmiral, wyciągając z szufladki w biurku papierośnicę. Wziął jednego papierosa i zapalił go wyjętą wcześniej zapalniczką. Potem odchylił się w krześle i przez długą chwilę wpatrywał się w Reichetra, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś. Hagen nic nie mówił. Wiedział, że nie należy przerywać milczenia, jeżeli zapoczątkowała je osoba o wyższym stopniu. Oczywiście nie czuł się komfortowo. Ciężko się czuć komfortowo siedząc w tym samym pomieszczeniu z jedną z najpotężniejszych osób w państwie, której w dodatku towarzyszy czterech najlepiej wyszkolonych ochroniarzy w całej Zjednoczonej Republice Flengsberskiej (po jednym na każdy róg biura Rohriga).
wwwSam pokój był dość duży, choć sporą przestrzeń zajmowały zdobione biblioteczki i komputer, wyposażony w najnowszy system operacyjny SOC. Maszyna w gruncie rzeczy bardziej przypominała szafę niż cud techniki, ale fakt faktem, że obliczenia które potrafiła wykonać, a także komunikator głosowo – manualny wykraczały daleko poza możliwości innych komputerów. Wyglądała dość skomplikowanie – masa przełączników i lampek oraz niewielki czarno – zielony ekranik sprawiały, że jej obsługa była bardzo skomplikowanym zadaniem, niewykonalnym dla przeciętnego zjadacza chleba.
wwwObok maszyny wisiała mapa świata z zaznaczonymi na niej na czerwono państwami wrogimi Zjednoczonej Republice Flengsberskiej, czyli Halflandami oraz Socjalistyczną Federacją Rodańską. Granice ZRF oznaczono na niebiesko.
wwwWyjątkowo zagospodarowana była przestrzeń morska. Widniały na niej niemal wszystkie flengsberskie porty, okręty dowództwa oraz niektóre istotniejsze statki. Uwzględniono nawet położone na wybrzeżach lotniska dla dwupłatowców.
- Proszę mi powiedzieć, herr Reichert, jak wam się widzi służba na morzu? – powiedział nagle Rohrig, spoglądając na mapę. – Powiadają, że w waszych żyłach jest więcej wody morskiej niż krwi.
- Czy ja wiem? – Hagen podrapał się z namysłem w czoło. – Owszem, wydaje mi się, że jestem dobry w tym co robię, natomiast znajdziecie wielu lepszych marynarzy ode mnie... Choćby stary Drakenhof...
- Za stary.
- Becker?
- Zbyt polityczny.
- Hoch?
- Za głupi.
- Hoch jest niezły.
- Ale bezmyślny.
wwwHagen pokręcił głową z rezygnacją.
- Herr Grossadmiral Rohrig, skoro uważacie, że się nadam, tedy jestem do waszej dyspozycji. Proszę jednak o zastanowienie się – powiedział, po czym dodał szybko. – Nie, żeby uważał waszą decyzję za bezmyślną, ale...
- Spokojnie, Reichert – Rohrig machnął ręką. – Wszystko już jest przemyślane i przegadane. Powiedz mi tylko, na jakiej jednostce czujesz się najlepiej? “Gro~e Gustav”? “Blizt”? “Muter Flauber?”
- Zdecydowanie Blizt. Szybki, cichy, trudny do wykrycia z dużej odległości. Siła ognia przeciętna, ale zwrotność najlepsza.
wwwHagen zaczął się niepokoić. Coraz szerszy uśmiech Rohriga napawał go jakimś paskudnym przeczuciem, że zaraz usłyszy coś bardzo niewesołego. Od jakiegoś czasu czuł też napięcie bijące od ochroniarzy. Ci goście bali się jak cholera, bił od nich fetor ciężkiego, lepkiego strachu.
- A co sądzicie o plotkach mówiących o okręcie podwodnym? – spytał się Grossadmiral z dziwnym wyrazem twarzy. – Ostatnio jest to bardzo lubiana ploteczka wśród mężczyzn przesiadujących w barach.
wwwReichert zmarszczył czoło. Owszem, plotki słyszał nie raz, nie dwa, ale fakt, że Rohrig również do niej nawiązał był niepokojący.
- Co ja sądzę o plotkach o okręcie podwodnym?
- Tak.
- Cóż, obawiam się, że nic nie sądzę – odparł Hagen. – Plotki są wytworem znudzonych marynarzy, a sama idea jest idiotyczna. Okręt podwodny? Co to miałoby być za dziwactwo? Po to budujemy statki, żeby utrzymywać się na powierzchni, a nie pod nią. To tak jakby nasi piloci dyskutowali o podziemnych dwupłatowcach, a to przecież obłęd! Nie, herr Rohrig, wydaje mi się, że to wszystko bzdura.
wwwW pomieszczeniu po raz kolejny zapadła cisza, przerywana tylko jednostajnym cykaniem zegara. Jeden z ochroniarzy przetarł spocone czoło. Grossadmiral milczał z bardzo poważnym wyrazem twarzy, co sprawiło, że Hagen poczuł, iż zaraz puszczą mu nerwy. Po chwili siedzący dotychczas za biurkiem mężczyzna odłożył dokumenty, wstał i odwrócił się plecami do Reicharta.
- Betz, Falkenheim, Breuer, Krebs – powiedział cicho. – Wyjść.
wwwCzterech mężczyzn stojących w kątach pokoju wymieniło się spojrzeniami, po czym uczynili to, co im kazano. Rohrig podszedł do komputera i pstryknął jeden z przełączników. Rozległ się cichy szum i część lampek zapaliła się. Na monitorze pojawił się czarno – zielony napis “SOC”, a zaraz potem “Witamy”.
- Komputer, odizoluj pomieszczenia.
wwwRozległ się dziwny stukot, a następnie krótki warkot. Drzwi, znajdujące się za plecami Hagena, zostały zamknięte na potrójny zamek – otworzenie ich bez taranu byłoby teraz niemożliwe.
- Komputer, wycisz pomieszczenie.
wwwMaszyna zaczęła pracować na wyższych obrotach, zapaliło się parę czerwonych lampek symbolizujących duże wykorzystanie zasobów komputera. Reichert uniósł brwi; zazwyczaj właściwa reakcja na komendę głosową wykorzystywała całą dostępną pamięć maszyny, a tymczasem ta tutaj poradziła sobie znakomicie z dwiema i to jedna po drugiej. Rohrig uśmiechnął się, gdy zobaczył wyraz twarzy swojego rozmówcy.
- Wiem, wiem, robi wrażenie. Ale do rzeczy, do rzeczy, bo czas ucieka. Będę się streszczał, bo maszynka nie może pracować w takim stanie zbyt długo.
- Rozumiem.
- Reichert, to o czym zaraz ci powiem jest tajemnicą. Państwową. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Cieszę się. Powiedziałeś, że idea okrętu podwodnego to bzdura? No to muszę cię zdziwić chłopcze, bo w życiu nie było bardziej realnej idei. Nasza ma siedemdziesiąt siedem metrów długości, artylerię przeciwlotniczą, a także przeciwpancerną. Na powierzchni osiąga trzydzieści pięć kilometrów na godzinę, w zanurzeniu do dwunastu. Napęd? Silniki Diesla na wodzie, pod nią silniki elektryczne. Zabiera do pięćdziesięciu osób, przy czym sterować może nim już piętnaście osób. I torpedy! Cud nowoczesnej techniki, no, może też trochę magii. Dwanaście na pokładzie, każda może roznieść większość okrętów w pył. I co ty na to, herr Reichert? Nadal uważasz, że to tylko plotka?
wwwHagen milczał. Patrzył się na Rohriga jak na idiotę. Siedemdziesiąt siedem metrów? To tyle, ile średni statek. W zanurzeniu? Do dwunastu? O czym ten człowiek mówił?
- Herr Grossadmiral – zaczął Reichert. – To co mówicie, brzmi, jak zapewne sami to wiecie, nieco... Niewiarygodnie.
- Wiem. Cieszę się, że taki konkretny z ciebie chłopak. Lubię takich jak ty. Natomiast widzisz, sytuacja ciągle się zmienia, musimy stale się do niej dostosowywać. Halflandczycy mają niezrównaną flotę, Rodańczycy – samoloty i piechotę. Owszem, nasz sprzęt jest znakomity, jednak wiesz doskonale, jak bardzo nasze zdrowie nadszarpnęła Wielka Wojna Obronna. Udało nam się ochronić granice, mało tego, zmusiliśmy tych cholernych sukinsynów do kapitulacji. Ale czasy się zmieniły. Halflandy dokonały przełomu technicznego, widziałeś te ich tele... tele...
- Telewizory?
- Właśnie, telewizory, dziękuję. No więc widziałeś te ich telewizory, samochody, czy okręty. Wszystko napędzane jakąś cholerną magiczną energią, która nie dość, że jest dużo wydajniejsza od starej dobrej ropy, to jeszcze dużo tańsza. Ba, nawet nie jesteśmy w stanie określić tożsamości tego gówna. I tu się zaczynają problemy. Nie ulega wątpliwości, że ta banda wyspiarskich kretynów coś knuje. Od ostatniej wojny minęło już dziesięć lat. Halflandy milczą, milczy Socjalistyczna Federacja Rodańska. Oczywiście zapewniają nas, że nie nie, żadnej wojny już nie chcemy, my tylko pokój i tak dalej. Ale zobacz te ostatnie posunięcia w polityce – Rodania oddaje Halflandom Bretanię o którą tyle czasu się tłukli. Wyspiarze przekazują parę swoich okrętów, jednocześnie budują w Federacji swoje lotniska. Na granicy zaobserwowano ruch. Powiedz mi Reichert, domyślasz się, co się dzieje?
- Mniej więcej – odparł milczący od dłuższego czasu mężczyzna. – Oddali Bretanię, czyli znowu szykują się do przesunięcia granic świata na wschód. Jesteśmy na pierwszej linii ognia.
- Dokładnie – odparł cicho Rohrig, po czym nagle wybuchł. – Kurwa mać!
wwwReichert skulił się na krześle.
- Kurwa, kurwa, kurwa! – Grossadmiral uderzył dłonią w blat biurka. – I powiedz mi Hagen, co my możemy zrobić? Naszymi jedynymi militarnymi sojusznikami są Polonia i Russja, których obecnie największym problemem jest budowa kontynentalnej linii kolejowej. Zresztą ich wojska to szmelc, Polonia nadal opiera się na piechocie wybranieckiej, a Russja to przede wszystkim kawaleria. Kawaleria, słyszysz? Tak bardzo skoncentrowali się na demokracji, kapitalizmie i prawach człowieka, że im się w dupach poprzewracało. Zresztą pamiętasz ich reakcję na atak Federacji na naszą zachodnią granicę. Dupki wystosowały rezolucję potępiającą atak na ZRF. Rzeź mieszkańców Braag? Rezolucja potępiająca niehumanitarne postępowanie. A niech ich chuj. Słuchaj, Hagen, potrzebujemy twojej pomocy. W ciągu trzech najbliższych miesięcy przejdziesz szkolenie w trakcie którego poznasz wszystkie tajniki okrętu podwodnego. Jest to egzemplarz prototypowy, tak więc nikomu ani słowa na ten temat, rozumiesz? Widzę, że łapiesz, to dobrze. Dostaniesz najlepszych specjalistów całej Zjednoczonej Republice Flengsberskiej. Technik, mag, szpieg, tłumacz, taktyk i kogo tam jeszcze będziesz potrzebować. Twój cel jest prosty, masz się przedostać do Halflandów i dowiedzieć się, co jest źródłem tej ich całej energetyki i, jeśli to będzie możliwe, masz zabrać jak najwięcej rzeczy, które umożliwią nam skopiowanie tego ich cudeńka. Ty i twoja załoga będziecie zdani tylko na siebie. Mamy tylko jeden okręt podwodny, ale myślę, że wystarczy. Musicie ominąć wszystkie morskie blokady jakie staną wam na drodze. Rozumiesz Reichert? Rozumiesz?
- Na Boga, herr Rohrig – powiedział pobladły na twarzy Hagen. – To szaleństwo. Owszem, podejmę się tego, ale to szaleństwo!
- Rzekłbym, właściwy człowiek na właściwym miejscu – powiedział Grossadmiral. – Wyjść. Z Bogiem Reichert. Jesteśmy na skraju wojny i tylko od ciebie zależy, czy do niej dojdzie. Reichert!
- Tak?
- Nie daj dupy.
.....
wwwKiedy Hagen opuścił biuro Grossadmirala, dzień miał się ku końcowi.
Pierwszą rzeczą jaką poczuł po opuszczeniu budynku był zapach morza. Przesiąkał on powietrze sprawiając, że człowiek odnosił wrażenie, iż oddycha wodą morską; zachodzące słońce rozlało na niebie całą barwę kolorów – na wschodniej części nieba dominowała czerń, która przechodziła kolejno w granat, ciemny błękit, błękit, w końcu czerwień i pomarańcz. Wilhelmshaven powoli kładło się do snu, zdobione latarnie uliczne świeciły słabym blaskiem. W oknach domów wykonanych w większości z muru pruskiego paliło się coraz więcej świateł, ruch uliczny zamierał. Handlarze zwijali swoje kramy, rybacy zaś wyrzucali złowione nad ranem ryby i w efekcie od dzielnicy portowej dochodził paskudny zapach rozkładających się morskich żyjątek. Bardzo powoli, lecz nieubłaganie, nad gwar miasta wybijał się szum morza i krzyk mew.
wwwReichert popatrzył jeszcze raz na zapisany na karteczce adres i pokręcił głową.
- Okręt podwodny – mruknął do siebie. – To nie russjanom się w dupach poprzewracało, tylko nam.
wwwPodszedł do stojącej na krawężniku żółtej taksówki, pogadał chwilę z kierowcą i już w chwilę potem jechał na drugi koniec Wilhelmshaven, do doków wojskowych. Droga przez miasto, mimo jego rozmiarów, nie dłużyła się. Budyneczki były naprawdę ładne, dbano o nie i szanowano. Zadbane domki z muru pruskiego, stanowiące znakomitą część zabudowań, cieszyły oko Reicherta w czasie prawie dwudziestominutowej przejażdżki. W końcu taksówka zatrzymała się i Hagen uiścił należność.
wwwKiedy wyszedł z auta, okazało się, że już tu na niego czekano. Dwóch wysokich i postawnych mężczyzn w eleganckich mundurach zasalutowało mu na przywitanie, po czym poproszono go do środka największego z budynków.
- Hagen Gunther Reichert? – zapytał się go czekający wewnątrz żołnierz. Wyglądał na bardzo konkretną osobę. Włosy miał ciemne, zadbane, twarz budziła zaufanie, ale w oczach tkwiła siła i niezłomność. – Mogę poprosić dokumenty?
wwwPo kontroli został przedstawiony nadzorcy całego projektu, niejakiemu Leopoldowi Kuhnowi. Obaj mężczyźni wymienili uprzejmości, po czym zaproszono Reicherta do głównej hali.
wwwTam czekał go prawdopodobnie najdziwniejszy, najbardziej zaskakujący, ale także i, kto wie, może najbardziej emocjonujący widok w życiu.
wwwBlisko pięćdziesięciu mężczyzn kręciło się przy potężnym szarym kadłubie, kształtem przypominającym ścięty z jednej strony pocisk. Dwie błyszczące śruby wystające z tylnej części owego “pocisku” na razie wisiały w powietrzu, lecz wyglądały niczym jakieś niezwykle żywotne istoty, na razie spętane, ale gotowe wyrwać się na wolność przy pierwszej okazji. Wyrastający ze ściętej części kiosk przypominał dawne rydwany rzymskie, bił od niego majestat i siła; przymocowana do kadłuba artyleria robiła wrażenie nawet z odległości ponad dwudziestu metrów, bo taka też i miara dzieliła Reicherta i towarzyszących mu mężczyzn od okrętu. Jednostka wyglądała na gotową, ale na razie wciąż wisiała w powietrzu zawieszona na stalowej konstrukcji.
wwwDrapieżnik zamknięty w klatce.
- Herr Kuhn... – wyszeptał Hagen. – Niech mnie szlag... Chcecie mi powiedzieć, że to będzie pływać... Pod wodą?
wwwLeopold kiwnął.
- Szacujemy maksymalną głębokość na sto, może sto dwadzieścia metrów. Ale ile naprawdę wytrzyma? Nie mam bladego pojęcia. Teoretycznie wzięliśmy wszystko pod uwagę, ale... No cóż.
- Rozumiem – Reichert potarł czoło. – I niby jak to się ma zanurzać?
- Och, to akurat bardzo proste. Po prostu nabiera wody do komór.
- Chyba sobie ze mnie kpisz. Mam rozumieć, że w razie ochoty zejścia na pod powierzchnię mam po prostu zatopić własny statek?
- Nie – Leopold pokręcił energicznie głową. – To nie tak, po prostu obciążamy statek dodatkowym balastem, a jak będziecie się chcieli wynurzyć to po prostu skorzystacie ze sprężonego powietrza. Wypchniecie wodę na zewnątrz i okręt pójdzie w górę. Jeśli chcesz, porównaj to sobie do lotu balonem.
wwwWidząc, jak Hagen marszczy czoło w namyśle, klepnął go w ramię i gestem dał do zrozumienia, żeby poszedł za nim.
wwwMężczyźni przeszli do małego pokoiku, pełniącego rolę biura. Stało tu tylko jedno biurko i biblioteczka, a na ścianie wisiał plan okrętu. Na nic więcej nie starczyło miejsca.
wwwZa biurkiem siedział najbardziej ekscentryczny technik, jakiego Reichert dotychczas widział.
wwwZ wyglądu przypominał wypadkową człowieka i maszyny. Do pleców miał przymocowane dziwne cykające ustrojstwo, podobne nieco do stalowego plecaka. Wystawała z niego mechaniczna ręka, wykonana z metalu, drewna oraz dużej ilości sprężyn. Na prawym oku miał monokl, utrzymujący się na miejscu dzięki przymocowaniu do słuchawki kryjącej ucho. Od owej słuchawki wychodziło parę kabli, których końce ginęły w “plecaku”. Dziwny mężczyzna włosy miał czarne i przerzedzone, mruczał do siebie i rysował coś na położonej przed sobą kartce. Kiedy Hagen podszedł bliżej, zobaczył, że jest to przekrój okrętu podwodnego.
- Volker? – powiedział niepewnym tonem Leopold. – Przyprowadziłem nowego kapitana...
wwwLedwo mężczyzna skończył mówić, monokl powędrował w górę i spoczął na Reicharcie. Cykanie dobiegające z wnętrza plecaka przyspieszyło, monokl zaświecił się lekko.
- No proszę – powiedział siedzący za biurkiem. – Hagen Gunther Reichert. Spodziewałem się, że będziesz nieco starszy, chociaż twój potencjał bojowy jest całkiem niezły.
wwwMonokl zmienił kolor na jasnozielony.
- Hmm... Wszystko się zgadza – mruknął człowiek – maszyna. - Leopoldzie, możesz nas zostawić?
- Oczywiście.
wwwKiedy drzwi się zamknęły, Volker wstał i podszedł do Hagena z wyciągniętą ręką.
- Bardzo mi miło poznać kapitana – powiedział, potrząsając nieco zbyt energicznie uściśniętą dłonią. – Oczywiście będzie pan kapitanem dopiero za jakiś czas, ale mimo wszystko, mimo wszystko...
- Hmm... Mi też miło, herr Volker – odparł nieco zmieszany Reichert. – Pan zaprojektował okręt?
- Tak. Od początku do końca, znam na nim każdą śrubkę, każdy przyrząd, każdy kabel...
- Imponująca technologia.
- Wiem. Wszystko co przełomowe budzi respekt.
- Zapewne – Hagen zamyślił się na chwilę. – Będzie pan płynąć z nami?
- Oczywiście. Nie wyobrażam sobie wypuścić mojego dzieła w morze z bandą żółtodziobów na pokładzie – technik uśmiechnął się przyjaźnie, choć dziwny monokl zepsuł wrażenie. – Reichert, widzę, że jesteście zestresowani. Dajcie spokój, na wodzie maszynka będzie się spisywać jak należy. Będziecie mieć najlepszych ludzi, mnie, frau Elinor...
- Słucham?!
- Frau Elinor Lutzen – powtórzył spokojnie Volker. – Czarodziejka, specjalistka od magii żywiołów. Umie zamienić słoną wodę w słodką, uspokoić morze, wywołać wiatr... Przyda się. I jest najlepsza w swoim fachu. Cholera, Hagen ty naprawdę się denerwujesz.
- Dziwisz mi się? – powtórzył blady Reichert, opierając się ciężko o biurko. Nie zwrócił uwagi na to, iż technik przeszedł z nim na per “Ty”. – Czeka nas samobójcza misja. Płyniemy na okręcie, którego największą zaletą jest to, iż tonie. Mało tego, płyniemy sami, płyniemy bez wsparcia. I, do cholery jasnej, zabieramy na pokład kobietę. Kobietę! Czarodziejkę! Każdy wie jakiego to pecha przynosi.
- Lepiej?
- Tak. Volker...
- Jestem tu.
- Nie mów nikomu z dowództwa o moich wątpliwościach.
- Nie ma sprawy.
- Volker...
- Nadal tu stoję.
- Dzięki.
.....
11 IX 1935 r.
Trzy miesiące po przyjęciu misji x Okręt podwodny “J{ger” ( Łowca ) opuszcza port Wilhelmshaven x Dowodzi kpt. Hagen Gunther Reichert.
- Zabrać schodnię!
- Jest zabrana schodnia!
- Uruchomić Diesle!
- Jest uruchomione Diesle!
- Mała naprzód!
- Jest mała naprzód!
wwwSilnik okrętu zaczął warkotać, wprawiając w ruch siedemdziesiąt siedem metrów stali. Kiosk zadrżał lekko, gdy okręt zaczął powoli ruszać do przodu. Reichert stał wraz z pierwszym oficerem na kiosku i salutował. Uśmiechnął się krzywo, widząc stojącego na baczność Rohriga i parę innych ważnych osobistości.
wwwNikt poza wybranymi nie zdawał sobie sprawy z tego, dokąd płynie okręt. Większość mieszkańców Zjednoczonej Republiki Felgsberskiej spała teraz spokojnie, nieświadoma tego, że kilkudziesięciu ludzi wyrusza teraz w nieznane tylko po to, żeby ocalić ich naród, ocalić kraj stojący na skraju wojny.
wwwNikt poza wybranymi nie wiedział, że ich los zależał od człowieka, który na okręcie podwodnym nigdy wcześniej nie pływał, a swoje doświadczenie uzyskał jedynie na przyspieszonym trzymiesięcznym kursie.
wwwNikt poza wybranymi nie wiedział, że już wkrótce J{ger stanie się najstraszliwszym koszmarem spełnionym floty Halflandzko – Rodańskiej.
wwwO tym świat miał się dowiedzieć dopiero później.
- Harp – powiedział Reichert do trąbki komunikacyjnej. – Jesteśmy już na otwartym morzu. Silniki cała naprzód. Utrzymujcie kurs.
- Zrozumiano.
wwwHagen oparł się o krawędź kiosku i spojrzał na wschodzące słońce. Okręt kołysał się spokojnie, niemalże usypiająco. Gdzieś tam w górze kręciło się stadko mew, które od czasu do czasu przysiadywały na pokładzie, aby w spokoju skonsumować swoje śniadanie. Czas powoli przestawał istnieć, stawał się jedynie wyznacznikiem zmiany wachty. Załoga pracowała.
- Tak – mruknął do siebie Reichert, wpatrując się w słońce i otaczającą go czerwień budzącego się nieba. – Tutaj nie pochyli się nad nami żadna matka, żadna kobieta nie przetnie już drogi. Tylko jedna, wielka i przerażająca rzeczywistość...
wwwPotrząsnął głową, wyrywając się z zamyśleń. Obrócił się i zszedł pod pokład.
Okręt płynął na zachód.