***
W jednej chwili na leśnej polanie zrobiło się bardzo cicho. Wesoła pogawędka ucięła się w połowie słowa. Ucichły ptaki. Nawet wiatr jakby zamarł pomiędzy konarami drzew. Oczy wszystkich zwróciły się w kierunku głębokiego wąwozu, gdzie przed momentem zniknął ich przewodnik.Claire poczuła jak serce podchodzi jej prawie do gardła. Nie, to niemożliwe- przemknęło dziewczynie przez myśl. To się nie mogło zdarzyć.
Nic nie zwiastowało dramatu. Jak codziennie, od dwóch dni, zatrzymali się, by rozbić obóz. Noc była blisko. Przewodnik miał tylko zejść zaczerpnąć wody z płynącego dnem jaru strumyka, przy okazji, jak sam powiedział ze śmiechem: załatwi większą potrzebę. Claire, mimo, że stała na uboczu, doskonale widziała jak traper podnosi się ze zwalonego pnia i zaczyna schodzić po stromym urwisku. Jeszcze przez dłuższą chwilę słyszała jak nuci sobie pod nosem skoczną melodię z popularnego ostatnio westernu. I nie minęło nawet pięć minut, gdy piosenka zmieniła się w przeraźliwy krzyk. Krzyk, którego nie potrafiłby udać najlepszy aktor w branży. Była tego pewna, w końcu pracowała w telewizji.
Szybko odszukała wzrokiem Davida, kamerzystę, z którym współpracowała przez ostatnie kilka miesięcy. Jako jedyny stał na samym skraju zbocza. W ręku trzymał kamerę- tak, o ile dobrze widziała- włączoną. Przynajmniej tyle. Pierwszy raz pomyślał.
Nim zdążyła na niego zawołać, chłopak drgnął i odwrócił się w kierunku pozostałych.
-To chyba… był …niedźwiedź- wydukał pobladłymi wargami.
-Zmykaj stamtąd!- za plecami Claire huknął mocny męski głos. Usłyszała odgłos odbezpieczanej broni. – Powoli, nie odwracaj się.
David posłusznie zaczął się cofać.
-Ralph, trzymaj gaz! Spróbujesz go odstraszyć. Mam nadzieję, że ci się uda, bo jak nie, to niech Bóg ma nas w swojej opiece. Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś zabił niedźwiedzia tym kalibrem.
-Jasne.
Dwóch mężczyzn bezszelestnie zbliżyło się do przepaści. Przed nimi rozciągało się strome urwisko porośnięte bujną roślinnością. Przez zieloną gęstwinę nie było widać dna. Wytężyli słuch. Cisza. Nikt nie odważył się odezwać ani słowem. Nie było słychać żadnego szelestu, który mógłby zwiastować nadejście króla lasu. Wszyscy trwali w pełnym milczeniu oczekiwaniu, w którym było coś więcej. Nadzieja, że już nikt nie ucierpi na spotkaniu z dzikim zwierzęciem.
Jedynie Clair milczała z bardzo prostego powodu. Wycofujący się powoli David nie zdążył jeszcze zbliżyć się na taką odległość, żeby mogła od razu zagłębić się w nakręconym materiale. Co prawda to nie to samo, co nawiedzona staruszka mieszkająca pośrodku starego lasu, ale nie to samo nie oznacza, że gorsze. Kto wie, może niedźwiedź atakujący człowieka będzie miał większą oglądalność? W końcu ludzie kochają takie dramaty.
Oczami wyobraźni widziała jak nagrywa komentarz do zdarzenia. Tak, zaraz trzeba się tym zająć. Stanie na skraju przepaści i tam nagrają rewelacyjną wstawkę. Tylko będzie musiała wcześniej zmienić koszulkę, bo ta w mocno czerwonym odcieniu nie będzie zbyt odpowiednia na taką okazję. Najlepiej czarna. Albo może nie, brązowa. W odcieniu matki natury.
Nie zdążyła pomyśleć nad odpowiednim doborem słów, gdy zauważyła, że David jest prawie tuż przy niej. Wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka i mocno szarpnęła za rękaw szarego podkoszulka.
-No chodź tu! Masz to? Masz?!
Chłopak niespodziewający się tak gwałtownego ruchu potknął się, prawie upadając na ziemię. Utrzymał jednak równowagę i zerknął niepewnie na koleżankę.
-Masz to? Masz – bardziej stwierdziła niż zapytała. Twarz Davida wykrzywiła się w żałosnym grymasie. – Powiedz, że to masz… - słowa dziewczyny zabrzmiały jak groźba.
-Claire…- wykrztusił z siebie po dłuższej chwili.- Pamięć mi się skończyła. Właśnie miałem zmienić. Skąd mogłem wiedzieć?
-Skąd? Skąd?! Masz być zawsze w gotowości! Czujny! Przygotowany! Boże, sami idioci wokół mnie!- krzyknęła gniewnie.
Taki dobry materiał. W końcu mogła mieć swoje pięć minut, podczas których wszystkie oczy zwrócone byłyby na nią. I ten debil, ten niewydarzony przygłup, który denerwował ją od samego momentu, gdy go poznała, musiał to zaprzepaścić! Zaczynała ją boleć głowa. Skronie pulsowały w jednostajnym rytmie. Czuła ucisk na potylicy, który stopniowo obejmował coraz nowsze obszary głowy i przechodził dalej. Dlaczego? Dlaczego dała się namówić na tę wyprawę? Nie dość, że nie nakręcą przez tego idiotę ani minuty materiału, który mógłby nadawać się do emisji, to musi tułać się z bandą pseudo- intelektualistów, którym wydaje się, że są mistrzami w sztuce przetrwania. Była wściekła. Na siebie, na Davida, na całą grupę i przewodnika, który w tak niespodziewanie głupi sposób dał się zaskoczyć i zabić. Miała ochotę wyć. Najchętniej wykrzyczałaby im to wszystko w twarz, ale potworne łupanie w czaszce coraz bardziej dawało jej się we znaki.
Jeden z mężczyzn stojących na samym skraju wąwozu odwrócił się gwałtownie w kierunku dziennikarki. W ręku trzymał stary rewolwer, podobny do tego, który swego czasu był bardzo popularny w różnych filmach sensacyjnych. Claire nie wiedziała, co to za typ, zresztą było jej to w tej chwili najzupełniej obojętne.
-Kobieto ogarnij się! Czy do ciebie cokolwiek dociera?- mężczyzna zbliżył się i złapał dziewczynę za ramię. – Czy ty cokolwiek rozumiesz? Nie mamy przewodnika, gorzej nie wiemy, co się z nim stało, czy w ogóle jeszcze żyje. A jak żyje to, w jakim jest stanie.
-Rączki przy sobie!- syknęła strzepując z obrzydzeniem dłoń. – Ty wiesz, do kogo mówisz?
Uśmiechnął się kpiąco.
-Wiem- powiedział spokojnie. – Do jednej z kilku osób, które właśnie zostały same pośrodku cholernej karpackiej puszczy, która jest o wiele większa niż jakikolwiek las, który kiedykolwiek widziałaś na oczy. Chyba, że miałaś okazję odwiedzić dżunglę amazońską.
-Nie miałam- warknęła. –Ale to nie uprawnia cię, żebyś tak mnie traktował! Ty, ty…- zająknęła się szukając odpowiednio mocnego epitetu.
-Jones- uprzedził ją błyskając zębami.- Mam na imię Jones.
Zagryzła wargi. Obserwowała go od samego początku wyprawy. Typowy przywódca. Wygadany, błyskotliwy. Mistrz ciętej riposty. Nie, zdecydowanie nie przypadł jej do gustu. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Widziała drwiący uśmieszek błąkający się w kącikach ust, pełen lekceważenia, kpiny. Nie mogła mu darować takiego traktowania. Nie ona. Już miała na końcu języka kąśliwą uwagę, gdy drugi z mężczyzn krzyknął:
- Jones, uważaj!
W jednym momencie zwrócił się całym ciałem w kierunku jaru. Napięte mięśnie delikatnie drgały pod skórą. Usłyszał szmer kroków. Tak jakby coś biegło prosto na nich. Wycelował broń.
Gęste zielone listowie rozchyliło się gwałtownie, a tuż koło ich stóp przemknął mały, biały królik. Albo zając. Nie zdążyli nawet zareagować, a co dopiero dokładnie przyjrzeć się intruzowi.
-Piękny niedźwiedź, nie ma co- odezwała się Claire wkładając w swoje słowa cały jad jaki gromadził się w niej od kilku minut. – Żałujesz, że go nie ustrzeliłeś?
Jones popatrzył na kobietę z politowaniem, po czym ciężko usiadł na tym samym zwalonym pniu, na którym jako ostatni siedział przewodnik.
-Zostaw ten gaz, Ralph- powiedział zrezygnowany. – Nic tu po nim.
-Ale, szefie…- zająknął się chłopak.
Machnął ręką.
-I co teraz?- spytał Ralph, posłusznie pakując puszkę do bocznej kieszeni spodni.
-Dobre pytanie. Sądzę, że jesteśmy w cholernych tarapatach.
Biały królik pokonał jeszcze kilka metrów, po czym znowu przycupnął w bezpiecznej odległości od obcych ludzi. Nie wiedział co to za jedni. Nie wiedział co ich sprowadza. Mógł snuć tylko domysły. Cicho podszedł bliżej dziwnej gromadki. W dalszym ciągu panowało wśród nich zamieszanie. Pokręcił delikatnie małą główką. Już dawno nie słyszał takiego hałasu w puszczy. Zbliżył się ponownie, aby móc rozróżnić denerwująco krzykliwe głosy i najważniejsze- by wiedzieć, co zamierzają dalej zrobić.