16

Latest post of the previous page:

Otto, widzę, że bardzo zaangażowałeś się w komentowanie mojego tekstu.
Uważam, że każdy kontakt z tekstem powinien być zaangażowany. W przeciwnym razie zachowujemy się jak uczeń, który kiwa głową, ale nie słucha nauczyciela. Komentarze są jedynie produktem ubocznym i bynajmniej nie otrzymujesz specjalnego traktowania, bo na tym forum dzielę się swoimi uwagami na temat wszystkich utworów z nie mniejszym entuzjazmem i przeważnie w równie obszernej formie. W moim odczuciu taka właśnie jest jego idea - żeby pisarz mógł przetestować swój tekst i sprawdzić jakie reakcje wywołuje. Przecież nie chodzi tylko o wytykanie literówek.
Ale dajże mu, do licha, prawo do własnych odczuć, reakcji i metafor, nawet jeśli ta wieża Babel wydaje ci się przesadna. To nie jest obiektywna narracja trzecioosobowa, narrator pisze o swoich przeżyciach, tak, jak je zapamiętał.
Właśnie. To nie jest obiektywna narracja trzecioosobowa. A dlaczego nie jest? Bo autor postanowił dać historii bardziej osobisty wymiar i subiektywny głos. W tym momencie należy jednak zapytać, czy na pewno jest to zabieg uzasadniony? Pisanie z perspektywy pierwszej osoby zawsze powinno mieć jakiś sensowny powód. Czy faktycznie twój bohater ma na tyle bogatą osobowość, że to on powinien opowiadać swoją historię? Czy język jakim się posługuje w jakiś unikatowy sposób wyraża to kim jest, czyli muzykiem? Ma własną melodię? Rytm?

Widzisz, chodzi o to, że konwencja którą obrałaś rządzi się pewnymi zasadami i argument, że bohater ma prawo do własnych spontanicznych reakcji i przemyśleń nie jest na poziomie osoby która ma jakieś ambicje literackie i chce pracować nad warsztatem. Bo z jednej strony narrator jest kapryśnym artystą, ale jest też coś takiego jak realizm psychologiczny i cała mechanika świata, którą muszą zostać wzięte pod uwagę. Jako czytelnik nie kupuję tej postaci. Jej zachowanie jest niekonsekwentne i nie jestem w stanie w nią uwierzyć. Narrator pisze z perspektywy czasu, gdy teoretycznie jest już dojrzały (chociaż jego egzaltowana maniera i szczeniackie zachowanie wskazywałaby na coś innego). Dokonuje pewnego rozrachunku z własną przeszłością, ale w ogóle nie ma do niej odpowiedniego dystansu, ani nie okrasza ją refleksją: jak odczułem to kiedyś, jak oceniam to teraz, z perspektywy czasu. Więc jego retrospekcje tak naprawdę nie mają uzasadnienia. Równie dobrze można napisać ten tekst używając narracji trzecioosobowej i stosując normalną chronologię. Dzięki temu moglibyśmy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu:

1) Wydarzenia rozgrywały by się w czasie rzeczywistym, dzięki czemu tekst stałby się bardziej dynamiczny, nie byłby starym zdjęciem oprawionym w ramkę, tylko reportażem z pola bitwy jaką jest rozwój bohatera (muzyczny, intelektualny, towarzyski, seksualny), czymś co ma miejsce tu i teraz. Na przykład: u Ciebie bohater jest gejem i przechodzi z tym do porządku dziennego. Ot, poznał Rudzielca i się przespali. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, Puff!(Jeśli pokusić się o grę słów) I nagle mamy zaakceptować, że nasz narrator cały czas był gejem. No tak, ponieważ pisze to z perspektywy czasu nie widzi w tym nic zaskakującego, bo po latach kwestia jego seksualności to już uporządkowana sprawa. I to jest właśnie jedna z tych kiepskich decyzji podjętych przez autora, która dusi w zarodku jakikolwiek potencjał narracyjny! Scena gdy Armin szuka u niego pocieszenia, a narrator jest zakłopotany tym, że musi go przytulić. Ale nagle dzieje się coś ciekawego. Bo uświadamia sobie, że czuje dziwne ukojenie w dotyku chłopaka i nagle jego twarz wydaje mu się niezwykle piękna, gdy tak odgarnia jego włosy. Powinni w tym momencie się zmieszać, unikać własnych spojrzeń. Oboje powinni kręcić się tej nocy w łóżku z boku na bok i nie móc usnąć, gdyż trawi ich pożądanie, którego nie są w stanie zidentyfikować. Nagle narrator uświadamia sobie, że jest zakochany w koledze. I to prowadzi do serii wewnętrznych konfliktów, dziwnych zdarzeń, konfliktu z otoczeniem, atmosferą zakazanych schadzek i całego szeregu zdarzeń. Jak domino! Wewnętrzna mechanika i wydarzenia tworzyłyby wtedy logiczny, konsekwentny ciąg i, co najważniejsze, akcja by była jak orkiestra, grająca pod batutą silnych emocji głównych bohaterów. To by dopiero była muzyka! Zamiast tego mamy szereg luźno ze sobą powiązanych widokówek-epizodów, z których narrator nieudolnie próbuje wydobyć jakąś pseudo-estetyczną głębię, mimo że nie ma w nich nic ciekawego i są bardzo statyczne. Tu się jeszcze pojawia problem opisów. Tak się pisało w XIX wieku. Chcesz się ścigać z Proustem i Balzakiem? Powodzenia, ale w tej materii już wszystko zostało osiągnięte i długie opisy są anachronizmem, który w ciągu tych dwustu lat stracił jakąkolwiek wartość, jak wszystko czego się nadużywa. Postawiłbym na inne środki ekspresji. Tego typu opisów można przecież łatwo uniknąć, a i tak ciekawie przedstawić świat powieści. I tu przechodzę do drugiego punktu.

2)Ktoś kiedyś powiedział, że lepiej siedzieć cicho i tylko uchodzić za idiotę, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. Przypuśćmy, że jakoś musimy uporać się z niefortunnym charakterem naszego bohatera. Lepiej w tym momencie roztoczyć wokół niego aurę muzyki, sztuki, umiłowania piękna i czego tam jeszcze. A! Zapomniałem o astrologii (naprawdę za dużo tego). Ubierzmy go więc elegancko, niech nauczyciele chwalą go jako ambitnego i inteligentnego młodzieńca, niech na jego półkach stają piękne książki i niech gra na flecie z zadumą patrzeć na krajobraz. Ale, na Boga!, niech się nie odzywa! Bo jak tylko usłyszymy jego myśli to czar pryśnie! Nie każdy jest Proustem, a jako pisarze musimy sobie jakoś radzić. Stosując narrację trzecioosobową można bardzo łatwo tworzyć iluzję. Zamiast opisu zdjęć moglibyśmy dostać jakiś dwu-akapitowy obraz głównego bohatera (najlepiej widziany oczami kogoś innego, bo jak widzimy na nim samym nie można za bardzo polegać, bo chłopak nie ma do siebie dystansu) i od razu wiedzielibyśmy kim jest (i sam autor dysponując takim opisem mógłby być bardziej konsekwentny). Potem wystarczy pokazać subtelności charakteru przez to co robi i jak się zachowuje. Ale nie właźmy mu do głowy i grzebmy mu za bardzo w myślach, bo przecież facet jest tak naprawdę nadmuchanym balonem.

Aha, a co do tej retrospekcji, to pewnie kompletna powieść ma jakąś w miarę przemyślaną strukturę, ale nie widzę tego jak motyw z utratą głosu ma się do reszty. Jeśli już upieramy się przy nostalgii i wspominaniach i jest to tylko pretekst służący temu, żeby bohater opowiedział swoją przeszłość psychoterapeucie to naprawdę istnieją prostsze sposoby, żeby to osiągnąć. Ponieważ nasz autor jest muzykiem jego magdalenką może być nawet piosenka, którą przypadkowo usłyszał w kawiarni. Wystarczy! Po co mu cały album ze zdjęciami?

Ponieważ są to tylko szkice, to ta opowieść może wciąż wyjść naprawdę wspaniale, pod warunkiem, że obierzemy jakąś przemyślaną strategię, bo na razie jest mnóstwo rzeczy które nie działają i do siebie nie pasują. Na początek proponuję rozpisać na osobnej kartce charakter głównego bohatera i poważnie zastanowić się co chcemy osiągnąć wyposażając go w ten czy inny atrybut. Potem sobie powiesić nad biurkiem, podczas pisania zerkać na nią od czasu do czasu i przewidywać jego zachowanie na podstawie sytuacji w jakich go umieszczamy, oczywiście z fantazją! Charakterystyka to nie wyrocznia, tylko narzędzie pomocnicze i nie ma się czego bać. Jeśli Twój bohater jest takim kapryśnym i nieskrępowanym wolnym duchem o pięknym wnętrzu, które wymyka się jakiejkolwiek kontroli i nie chce się Ciebie słuchać to musisz postawić mu jakieś ultimatum, bo na razie tylko robi siarę :)

17
Rubio
Pięknie, dokładnie tak mi się to skojarzyło i stąd pytanie.
Nazwy polskich dni tygodnia są bardziej banalne, za to nazwy miesięcy mamy już kapitalne (np. czerwiec i jego związki z koszenilą).

18
Pilif - dzięki za zrozumienie w sprawie dni tygodnia. Cieszę się, że tak Ci się skojarzyło.

Otto - sorry, ale pozostanę przy swoim. Nie zmienię narracji na trzecioosobową, nie zrobię z bohatera geja (wmawiasz mu to, lecz on przecież jest biseksualny), nie ułożę narracji liniowo - bo nie. Napiszę powieść tak, jak mam na to ochotę, będzie nieudolna, koślawa, nie będzie Ci się podobała - trudno, przecierpię i wytrzymam, napakuję w nią astrologii tyle, ile wlezie, zatnę zęby i przełknę zarzuty, że astrologia to głupota, a bohater nadęty buc.
Tylko nie radź mi, że mam sobie spisać na kartce, jakie cele chcę osiągnąć i jakie cechy ma mieć mój bohater. Kiedy to czytam, to mi kły rosną, jak Drakuli. Przepraszam, ale są jakieś granice.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

19
Otto, nie pisz jej jak Ty widziałbyś tę powieść. Napisz swoją :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

20
rubia pisze:przełknę zarzuty, że astrologia to głupota, a bohater nadęty buc.
Tego nigdzie nie napisałem. Nie chodzi mi o astrologię jako taką, tylko o to, że zbyt dużo dobrych i ciekawych pomysłów chcesz skupić na jednej postaci. Bohater jest muzykiem, fotografem, estetą, cierpi na mutyzm, jest biseksualny, interesuje się astrologią, mówi siedmioma językami, jest Polakiem, ale wychowanym w Austrii, ale siedzi we Włoszech. Naprawdę nie masz żadnej litości dla potencjalnego czytelnika.
babka nie przestała mnie wyróżniać, choć nie mieliśmy ani kropli wspólnej krwi. Cóż, bliźniaki były ciemne jak rodowici Italiani, a do tego wrzaskliwe. No i przecież nie mogła uczyć ich astrologii.


Jestem zaintrygowany. Nie znam się na astrologii, tak samo jak 99% potencjalnych czytelników. Chcę posłuchać jak babka wyjaśnia mu jakieś zagadnienie i przybliża temat. To by było niesamowicie ciekawe, bo jest doskonała okazja, żeby wytłumaczyć to czytelnikowi "jak dziecku". Szczerze. Chcę zobaczyć w jaki sposób ukształtowało to jego dziecięcy światopogląd i czy zadecyduje to w jakiś sposób o jego późniejszych poczynaniach, czy jest to tylko kolejna cecha rzucona mimochodem, która ma sprawić, że bohater ma się wydawać bardziej interesujący niż jest. Czy takie coś pojawi się w bardziej zaawansowanej postaci powieści?
rubia pisze:Tylko nie radź mi, że mam sobie spisać na kartce, jakie cele chcę osiągnąć i jakie cechy ma mieć mój bohater. Kiedy to czytam, to mi kły rosną, jak Drakuli. Przepraszam, ale są jakieś granice.
Szkoda. Myślałem, że właśnie o porady i sugestie Ci chodziło gdy wrzuciłaś ten tekst do zweryfikowania. Takie rozpiski stosuje większość pisarzy. Jeśli uważasz, że jesteś ponad to, to przepraszam. Nie miałem złych intencji.

Pozdrawiam.

21
Otto – ja już po raz ostatni, w sprawie głównego bohatera.
Jest muzykiem. Fotografem? Raczej fotografuje - to przecież popularne hobby. Estetą - yyy... Gdzieś ty to wyczytał? Biseksualny - zdarza się. Mówi siedmioma językami? Bez przesady, czterema. Sama też tyloma mówię, chociaż nie jestem biseksualnym muzykiem. Jest Polakiem wychowywanym w Austrii, gdyż matka wyszła za cudzoziemca. Chciałam, żeby mógł swobodnie jeździć po świecie, a zważywszy jego wiek (około 40), to mieszkając w Polsce paszport do kieszeni i możliwość wyjazdów mógłby zyskać mając lat 20, jak na moje potrzeby trochę za późno. Do tego, byłaby to zupełnie inna powieść - o młodym, zdolnym emigrancie, który chce do czegoś dojść w zupełnie obcym środowisku. Niestety, tego nie czuję, nie moje klimaty, chociaż mieszkałam w trzech krajach. Matka Polka na obczyźnie to użyteczne rozwiązanie. Środowisko muzyków jest dosyć mobilne, zespoły o wielonarodowościowym składzie też nie są żadną osobliwością, a Austria -Włochy to przecież o miedzę..
Tak więc największym dziwactwem jest chyba astrologia - ale cóż, wpływu otoczenia nie da się uniknąć...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

22
O, właśnie - przy okazji astrologii - jedna rzecz wzbudziła moje wątpliwości: ten ascendent w Bliźniętach. Bo on z takim ascendentem powinien być rozgadany i pełen uroku (chyba, że mu to układ innych czynników mocno blokuje). Ascendent to powierzchowność, znak - głębia. Czyli kiedy on milknie, to musi zarazem schodzić do głębi i musi mieć taki znak, który mu to umilknięcie umożliwia. Koziorożec? Chyba nie, bo raczej by się nie produkował artystycznie. Jakaś Ryba albo Rak? W każdym razie, jeżeli tam astrologia jest, to dobrze, żeby on był wiarygodny "astrologicznie".
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

23
Ascendent ma znaczenie raczej w pierwszej połowie życia, więc ta Bliźniacza dwoistość mi tam pasowała. A poza tym - Byk. Jak to piszą w księgach?

Znak Byka jest znakiem żywiołu Ziemi, o jakości stałej, znakiem żeńskim, zwierzęcym. Władcą znaku Byka jest Wenus. W znaku Byka Księżyc jest wywyższony, a Mars na wygnaniu. Byk poznaje i zdobywa świat za pomocą zmysłów. Wenus władająca Bykiem skłania do umiłowania harmonii i sztuki.

To są jednak tylko ogólniki, gdyż horoskop stawia się przecież na dokładną godzinę urodzenia. Jeśli będzie trzeba, to wszystko się zgodzi :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

24
rubia pisze:Ascendent ma znaczenie raczej w pierwszej połowie życia
Jesteś pewna? Ja fachowcem nie jestem, ale kiedyś znajoma pani astrolog tłumaczyła mi to tak: znak to są lata naszego życia, ascendent - godziny i dni. Chodziło o to, że te cechy wynikające ze znaku widać na przestrzeni lat, a te z ascendentu - na co dzień. Na ascendentowego Bliźniaka pasowałby zatem raczej Armin. Może Ryby w ascendencie by do Tilla bardziej pasowały? Też dwoiste... Byk jako znak wydaje mi się OK. I zamilknąć też może, bo uparty.

Ale kłócić się nie będę, wiedzę mam powierzchowną i z drugiej ręki, tylko tak chciałam zwrócić uwagę na potrzebę "spójności astrologicznej". :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

25
Ascendent jest znakiem wschodzącym w momencie urodzenia, więc rzeczywiście zmienia się w cyklu dobowym, a nie miesięcznym, jak znak Zodiaku. Stąd jego związek z tymi krótkimi miarami czasu. Ale ponieważ jest związany z momentem urodzenia, więc przyjmuje się, że w miarę upływu czasu jego znaczenie maleje. Zmienność, zmienność... Fizycznie też się zmieniamy, a ascendent to właśnie wygląd zewnętrzny.
Tak bardzo się przy tych Bliźniętach nie upieram.

Zdaje się, że zaczynamy offtopować. Ja mam respekt przed modami :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

26
Nie będę im wyjaśniać, że od ponad dwóch miesięcy słowa nie przechodzą mi przez gardło.
Jak chce wyjaśniać, skoro nie mówi?
To prawda, że mam dużo zdjęć.
Wynika to już fragmentu powyżej. Niepotrzebne powtórzenie.
A babka Marina jednak wiele wiedziała.
Przeskok z Amsterdamu do babki? Nagły i nie za bardzo wiem, po co w tym miejscu...



Pomysł z dniami tygodnia i planetami jest ciekawy, szkoda tylko, że podtytuły są luźno związane z tym, co się dzieje w rozdziale. Nie każdy dysponuje wystarczającą wiedzą z astrologii żeby wiedzieć, jakimi cechami rządzi Pluton a jakimi Mars.

Zaczynasz od opowieści szpitalnej, wyboru zdjęć. Stopniowo te zdjęcia rozrastają się do osobnej opowieści, gubisz wątek szukania fotografii dla potrzeb leczenia.

Mam wrażenie że nie panujesz nad tekstem, zaczynasz jeden temat, on przechodzi w drugi, trzeci, nie kończysz pierwszego. Ten tekst pączkuje w różnych kierunkach, nie stanowi zwartej całości, gdzie jeżeli coś jest przedstawione, to przedstawione w jakimś celu. Mam wrażenie że liczysz na domyślność czytelnika w wielu sprawach, na przykład astrologii. Czytelnik albo nie zrozumie, albo domyśli się na opak.

27
Ebru pisze: Cytat:
Nie będę im wyjaśniać, że od ponad dwóch miesięcy słowa nie przechodzą mi przez gardło.

Jak chce wyjaśniać, skoro nie mówi?
Mógłby napisać. Notes i długopis nie przepadły jeszcze w odmętach dziejów, a ktoś, kto nie mówi, może je stale nosić przy sobie. Bo jak inaczej miałby np. zapytać o coś pielęgniarkę?
Ebru pisze:zaczynasz jeden temat, on przechodzi w drugi, trzeci, nie kończysz pierwszego. Ten tekst pączkuje w różnych kierunkach, nie stanowi zwartej całości,
Owszem, pączkuje w różnych kierunkach. Mogłabym pokazać 10-12 fotografii, napisać tyleż zwartych rozdziałów i takiej kompozycji trudno byłoby coś zarzucić. Ale mój bohater szybko się orientuje, że to, co dla niego naprawdę istotne, nie zostało utrwalone na żadnych zdjęciach. Dlatego zdecydowałam się nie na prezentację gotowego już zestawu, lecz na proces wybierania zdjęć, a przy okazji - sięgania do tych obrazów, które przetrwały tylko w pamięci. W ten sposób układanka dla gnoma będzie niepełna, ułamkowa, lecz tego nie zmienię - realia życia mnie ograniczają.
Ebru pisze:Mam wrażenie że nie panujesz nad tekstem
A to się okaże, kiedy przyjdzie pora na zamykanie kolejnych wątków. :)
Ebru pisze: Mam wrażenie że liczysz na domyślność czytelnika w wielu sprawach, na przykład astrologii. Czytelnik albo nie zrozumie, albo domyśli się na opak
Będę starała się pisać, jak dla dzieci. :)
Dzięki za weryfikację.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

28
Wszedłem na to forum m.in. dlatego że człowiek ma teraz mniej czasu na czytanie bo wiadomo, sesja idzie, a krótkie formy literackie są fajne, bo są krótkie i fajne. I właśnie czegoś takiego szukałem :D Jest dla mnie szczerze mówiąc potrójnie interesujące, z jednej strony człowiek rzeczywiście ma poczucie kontaktu z narratorem. Czytając czuję to co czytam przez co też ciężko się czepiać na dłuższą metę, to jest jak z książkami Terrego Goodkind'a, jak człowiek czyta to to tak wciąga że nie dostrzega tych wszystkich grzechów przeciwko literaturze których autor się dopuszcza :d Aczkolwiek zgadzam się z paroma komentarzami do góry że bohater jest nieprzyjemny w obyciu, ale znowu tak trochę odruchowo się z nim utożsamiam i mi to nie przeszkadza przez to :D Drugi powód dla którego jest to dla mnie interesujące jest prosty, też ostatnimi czasy męczę podobną idee próbując utworzyć z niej w miarę składny tekst :) Co prawda nie porównuje swojej grafomanii do tego ale może po 900 korekcie i za parę lat coś z tego mi wyjdzie xD A po trzecie i ostatnio temat chorób psychicznych jest dla mnie niezwykle pasjonujący i właśnie bardzo podoba mi się metoda terapeutyczna jaką zastosował "gnom" i według mnie dobrze wybrałaś przyczynę retrospekcji (tu pije do komentarza powyżej że to mogła być nawet piosenka). Tylko tak dodam jeszcze na koniec sam, pewnie to wiesz ale i tak, nie pomiń tego wątku jego choroby w morzu retrospekcji bo mnie np. czytając to jako książkę przez cały czas (będzie?) ciekawiło(by) to co mu właściwie jest. Tak czytając wydaje mi się że będzie miał chyba jakieś zespoły depresyjne, do tego zastanawia mnie też co za tabletki łyka skoro nie wiedzą do końca co mu jest? Na pewno nasenne - to wiem xD

A i da się to gdzieś przeczytać w jakiejś takiej pełnometrażowej wersji? :)

Pozdrawiam!
Tarmas
Stałem ze zdumieniem w oku, sny śniąc, jakich nikt z śmiertelnych nie śmiał śnić.

29
Nie, nie zagubię choroby bohatera, ona nie jest pretekstem, lecz powodem, by podjąć tę akcję ze zdjęciami, którą zresztą wymysliłam sama, gdy doczytałam się, że w przypadku dorosłych nie ma standardowych metod terapii mutyzmu. Fotografie wydały mi się sposobem dającym staremu gnomowi najwięcej możliwości, by zyskać wiedzę o życiu człowieka, który nie mówi. Z jego punktu widzenia jest to działanie całkiem uzasadnione, chociaż bohater może się buntować przeciwko dłubaniu w życiorysie. A pastylki? Potraktowałam je ogólnie, gdyż nie sprawdziłam włoskich nazw handlowych antydepresantów. :D Jeśli będzie trzeba, uzupełnię.

Wersji pełnometrażowej przeczytać się nie da, natomiast w tekstach do zweryfikowania są jeszcze dwa fragmenty. W jednym, Na krawędzi, jest trochę o powodach tej depresji. Z tym, że to nie są fragmenty gotowego tekstu, raczej naprawdę ćwiczenia: a to dialogi sobie trenuję, a to opisy albo sposoby prowadzenia narracji - i patrzę, co czytelnicy na to. :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

30
rubia pisze:Nie, nie zagubię choroby bohatera, ona nie jest pretekstem, lecz powodem, by podjąć tę akcję ze zdjęciami, którą zresztą wymysliłam sama, gdy doczytałam się, że w przypadku dorosłych nie ma standardowych metod terapii mutyzmu. Fotografie wydały mi się sposobem dającym staremu gnomowi najwięcej możliwości, by zyskać wiedzę o życiu człowieka, który nie mówi. Z jego punktu widzenia jest to działanie całkiem uzasadnione, chociaż bohater może się buntować przeciwko dłubaniu w życiorysie. A pastylki? Potraktowałam je ogólnie, gdyż nie sprawdziłam włoskich nazw handlowych antydepresantów. :D Jeśli będzie trzeba, uzupełnię.

Wersji pełnometrażowej przeczytać się nie da, natomiast w tekstach do zweryfikowania są jeszcze dwa fragmenty. W jednym, Na krawędzi, jest trochę o powodach tej depresji. Z tym, że to nie są fragmenty gotowego tekstu, raczej naprawdę ćwiczenia: a to dialogi sobie trenuję, a to opisy albo sposoby prowadzenia narracji - i patrzę, co czytelnicy na to. :)
Nazwy by tylko zamęt wprowadziły myślę :D tak z ciekawości pytam czy On ma po prostu depresję :)

hłe hłe no to kopiemy do fragmentów :)
Stałem ze zdumieniem w oku, sny śniąc, jakich nikt z śmiertelnych nie śmiał śnić.

31
"To tylko szkic" i tak dalej... A ja i tak czytałam oczarowana. Wiadomo, raz czy drugi coś mi zgrzytnęło, ale na dłuższą metę nie przeszkadzało. Lubię to, jak prowadzisz narrację.

Till jest świetnie rozegrany emocjonalnie. Nie powiem, nie wszystkie motywy mi osobiście się podobają, ale nie mogę zaprzeczyć temu, że składają się w ciekawą całość i są dobrze skomponowane.
Czyta się to płynnie i z zaciekawieniem. Podoba mi się też staranność, z jaką budujesz otoczenie dla bohaterów. Przy czym rzeczywiście - już tutaj widać mnogość wątków i nie dziwię się, że może Ci się to trochę rozjeżdżać.
Ale wierzę, że wszystko opanujesz i w końcu będę mogła przeczytać całość.

Nic więcej do dodania. Podobało mi się i już.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”