Zemsta Imperatora

1
To jest tekst z tego samego okresu, co "Wilczy lord" i miały tworzyć razem jedną całość, ale jakoś nie wyszło. Trochę nad tym siedziałam, dłużej nad "Wilczym lordem", ale sama nie jestem zadowolona z tego tekstu. Życzę miłej lektury.

Tekst zawiera wulgaryzmy

"Zemsta Imperatora"

__ Wilgotna cela była pogrążona w półmroku. Nieliczne pochodnie przytwierdzone uchwytami do ściany oświetlały pomieszczenie słabym, rozchwianym światłem. Loch był zimny. W powietrzu unosiła się woń wilgoci, krwi i potu. Po brudnej, lśniącej od zakrzepłej krwi, podłodze przechadzał się ogromny, tłusty szczur, który ukradkiem zbliżył się do miski z resztkami czerstwego chleba, ignorując trójkę więźniów przykutych łańcuchami do ściany. Obwąchał przez chwilę jedzenie i spłoszony przez jakiś niespodziewany ruch, szybko wycofał się i skrył w dziurze w ścianie umiejscowionej nad podłogą.
__ Wisząca w łańcuchach młoda dziewczyna w podartych spodniach i koszuli drżała z zimna i bólu. Rudo-brązowe włosy w nieładzie opadały na twarz kobiety. Całe ciało dziewczyny zdobiły głębokie wciąż krwawiące rany. Przymknęła pełne łez bólu niebieskie oczy i wygięła usta w wyrazie cierpienia. Próbowała zasnąć, lecz sen nie chciał do niej przyjść. Była zmarznięta, obolała i skrajnie wycieńczona torturami. Podejrzewała, że długo już tego nie przetrzyma.
__ - Monilvyntar… – Do jej uszy dotarły słabe słowa współwięźnia wiszącego obok niej.
__ Otworzyła z wysiłkiem oczy i spojrzała w jego stronę. Mężczyzna był w gorszym stanie niż ona. Miał na sobie tylko czarne spodnie ze skóry, które w różnych miejscach zdobiły dziury i przetarcia. Kruczoczarne włosy opadały na poznaczony wieloma ledwo zagojonymi i otwartymi ranami, tors. Cała twarz młodzieńca wyrażała wszechobecne zmęczenie i ból. Na skórze lśniły ogromne krople potu. Wpatrywał się fioletowymi oczami w twarz kobiety.
__ - Tak, Nardredzie? – spytała słabo i skrzywiła się z bólu, kiedy za gwałtownie poruszyła skutymi rękoma.
__ - Obawiam się, że to już koniec – stwierdził z goryczą. – Uther wygrał i wkrótce się zemści na nas okrutnie.
__ Spojrzała ze smutkiem na Nardreda – jej najbliższego przyjaciela i ukochanego. Byli w lochach Rant Or Mar razem z Mortheimem już drugi tydzień. Doskonale wiedziała, że gdyby dobili Uthera, teraz nie znajdowaliby się w tym miejscu. Dwa miesiące temu próbowali zabić władcę Imperium morvalatów i zadali mu ciężkie rany. Pozwolili zabrać konające ciało Imperatora marszałkowi dworu, Dargorowi. Nie sądzili, że Pasbahtea mógł przeżyć zamach aż do chwili, kiedy wracając do Ignis zostali napadnięci i schwytani przez morvalatów. Morvalaci byli starą, potężną i magiczną rasą. Posiadali skórę twardszą niż smocza, chociaż była tylko nieco ciemniejszej barwy niż ludzka. Mieli czarne włosy i czerwone oczy, a ich jad był śmiertelną trucizną dla każdej żywej istoty. Byli nieśmiertelni; nie starzeli się ani nie chorowali, zabicie ich stanowiło bardzo trudne zadanie. Tylko magiczna broń mogła sprostać temu zadaniu. Nardred był półmorvalatem, a jego przyrodni brat, Mortheim – czystej krwi morvalatem.
__ - Masz rację – odpowiedziała z bólem dziewczyna. – Prawdopodobnie jutro podzielimy los Silthrila.
__ Nardred uśmiechnął się gorzko na wspomnienie brutalnie zamordowanego przez Pasbahteę na ich oczach przyjaciela. Elf długo cierpiał nim wydał ostatnie tchnienie. Najboleśniej przeżył to Mortheim, ponieważ byli z Silthrilem bardzo bliskimi towarzyszami. Stanowili nierozłączną parę. Zbliżyli się do siebie tak blisko po tym, jak Mortheim wyciągnął go z Rant Or Mar, ratując przed Morfensilem, ojcem jego i Nardreda.
__ - Nie wydaje mi się, żeby Uther tak po prostu podarował nam śmierć. Silthrila zabił, żeby nas złamać i sądzę, że chce żebyśmy zaczęli błagać go o litość, nim wyda wyrok.
__ Monilvyntar przez chwilę milczała. Rzuciła okiem na wiszącego w kajdanach naprzeciwległej ścianie Mortheima. Morvalat w podartym ubiorze spał niespokojnie, majaczył przez sen i, gdyby nie kajdany z pewnością wiłby się, rozpaczliwie usiłując uciec przed nawiedzającymi go koszmarami. Czarne włosy kleiły się do mokrej od potu, wykrzywionej w wyrazie cierpienia oblicza.
__ - Do czegokolwiek dążyłby Uther, musimy być silni, Nardredzie – powiedziała cichym, smutnym tonem. – Nie dam się złamać. Będzie musiał mnie torturować przez wieczność, by dostać jakąkolwiek satysfakcje.
__ - Ja również, Monilvyntar – rzekł ze smutkiem Nardred. – Jeśli się teraz poddamy, okaże się, że śmierć Silthrila i to, co zrobiliśmy wcześnie, nie miały żadnego sensu.
__ Mortheim poruszył się niespokojnie i otworzył oczy. Zmierzył rozmawiających Monilvyntar i Nardreda uważnym spojrzeniem. Na twarz mężczyzny wstąpił lekki, słaby uśmiech. Dziewczyna widząc, że ich przyjaciel się zbudził, uśmiechnęła się.
__ - Cieszę się, że obudziłeś się, Mortheim. – powiedziała cicho. – Ja i Nardred postanowiliśmy, że nie złamiemy się przed Utherem. Będziemy mu się opierać do samego końca. Czy ty też zamierzasz walczyć czy już się poddałeś?
__ - Nie wybaczę mu, że zabił Silthrila – odezwał się zachrypniętym głosem morvalat. –Nie ugnę się przed moim bratem. Dążyliśmy do jego obalenia, ale nie udało się nam. Pozostał tylko opór, aż do śmierć. Tylko tyle teraz możemy zrobić.
__ Po tym komunikacie zapadła między nimi głucha cisza. Monilvyntar czuła przyjemną falę ulgi, która powoli rozlewała się po całym ciele. Czuła, że mając wsparcie Nardreda i Mortheima zdoła wytrzymać nawet najgorsze tortury z rąk Uthera. Nie straszny był dla niej nawet Dargor, przyjaciel Pasbahtei, który kilka lat wcześniej brutalnie zgwałcił i zamordował jej przyjaciółkę, Nivriam. Żałowała, że nigdy nie miała okazji na pomszczenie jej.
__ Przymknęła oczy.

~*~
__ Obudził ją metaliczny szczęk przekręcanego klucza w od dawna nienaoliwionym zamku. Uchyliła powieki zaskoczona, że w tym strasznym zimnie panującym w lochu zdołała na chwilę zasnąć. Nardred i Mortheim byli już przytomni i patrzyli z jawną wściekłością na osobę, która weszła do pomieszczenia. Kiedy uniosła głowę, zesztywniała. Ujrzała w progu celi sześciu gwardzistów w purpurowych strojach i wysokiego morvalata ubranego w czerń. Czarne włosy sięgały mu do lędźwi. Czerwone oczy mężczyzny zdawały się lśnić w półmroku. Z twarzy nie schodził mu pełen rozbawienia uśmieszek. Dziewczyna rozpoznała go od razu. Dargor, marszałek dworu. Uśmiechnął się okrutnie podchodząc bliżej do Monilvyntar i jej towarzyszy.
__ - Czego chcesz, Dargor? – spytał Nardred nie kryjąc nienawiści. – Uther kazał ci nas torturować?
__ Morvalat parsknął drwiącym śmiechem, najwyraźniej słowa Nardreda mocno go ubawiły. Coś w czerwonych oczach wroga niepokoiło młodzieńca, jakby kryła się tam jakaś ukryta groźba. Podszedł bliżej do przyrodniego brata Uthera i chwilę mierzyli się spojrzeniem.
__ - Chciałbym cię po torturować, Nardred, byś wrzeszczał głośno ku mej uciesze, ale nie mogę. Uther chce się z wami widzieć w sali tronowej – wyjaśnił chłodno Dargor.
__ - Po co chce nas widzieć w sali tronowej? – wycedził przez zęby Mortheim. – Chce nas upokorzyć na oczach całego dworu? Po to chce nas tam widzieć, by mieć darmową rozrywkę naszym kosztem?!
__ Morvalat zmierzył brata Imperatora pełnym pogardy spojrzeniem.
__ - Lubię twój gniew, Mortheim, ale Uther nie chce was upokarzać, chce tylko byście zapłacili za to, co mu zrobiliście. Znalazł odpowiedni sposób, żeby was ukarać. – Gestem ręki dał znać gwardzistom, by rozkuli więźniów. Marszałek dworu odwrócił się na pięcie i opuścił celę, zatrzymując się na korytarzu.
__ Monilvyntar przez chwilę patrzyła na Dargora z rosnącym przerażeniem. Czuła, że tym razem nie pomyliła się w domysłach. Uther zabije ich tak samo jak Silthrila dzień wcześniej. Była tego pewna. Wiedziała, że pozostało im przygotować się godnie na śmierć. Dwóch gwardzistów podeszło do dziewczyny, magią rozkuwając jej ręce. Monilvyntar z ulgą rozmasowała sobie obolałe, pokaleczony od ciasnych oków, nadgarstki. Morvalaci chwycili ją brutalnie za ramiona i wywlekli z celi na korytarz. To samo wkrótce uczynili z Mortheimem i Nardredem.
__ Dargor podszedł do dziewczyny i brutalnie pogładził po policzku. Monilvyntar czuła, jak całe ciało sztywnieje ze strachu i wściekłości pod jego dotykiem. Rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
__ - Monilvyntar, szkoda, że Uther nie pozwolił mi się z tobą zabawić – powiedział zimno. W jego oczach lśniły iskry pożądania. – Krzyczałabyś tak głośno, jak twoja przyjaciółeczka, Nivriam…
__ Kobieta splunęła mu w twarz. Dargor odskoczył kilka kroków i powoli otarł ślinę z twarzy. W czerwonych oczach zalśniła wściekłość.
__ - Brzydzę się tobą, Dargor – powiedziała lodowatym tonem. – Nie jesteś mężczyzną tylko zwyczajnym sukinsynem.
__ Te słowa mocno uderzyły w Dargora, który nie panował już nad gniewem. Znalazł się szybko przed dziewczyną i wymierzył jej siarczysty policzek. Monilvyntar zachwiała się i gdyby nie była trzymana przez strażników, upadłaby. Wtedy marszałek dworu z trudem się opamiętał.
__ - Jeszcze mi za to zapłacisz, suko, ale niech Uther najpierw zajmie się tobą i twymi przyjaciółmi – wysyczał z trudem panując nad sobą.
__ Po tych słowach dał znak gwardzistom, by zabrali opornych na górę, do sali tronowej. Więźniowie zostali powleczeni w głąb rozległego korytarza oświetlonego licznym pochodniami.
__ Ciągnięta za ramiona przez gwardzistów Monilvyntar nie myślała zbyt wiele. Wrogowie narzucili tak szybki marsz, że nie miała nawet czasu zaczerpnięcie głębszego oddechu. Zesztywniałe z zimna ciało bolało ją i niechętnie się poruszało. Dziewczynie pozostało tylko zacisnąć zęby i zmusić się do stawiania kroków, w przeciwnym razie zostałaby siłą powleczona po ziemi. Szła szybko do góry po stromych, śliskich kamiennych stopniach.
__ Po opuszczeniu części więziennej zamku, podążyła długim korytarzem oświetlonym magicznymi lampionami. Podłoga i ściany były wykonane z czarnego kamienia. Nie miały żadnych ozdób, tkwiły w ich gładkich powierzchniach tylko uchwyty z magicznymi lampionami.
__ Spojrzała kątem oka na Nardreda i Mortheima, którzy szli tuż obok niej. Morvalat szarpał się wściekle w uścisku gwardzistów, patrząc z ogromną furią w stronę idącego na przedzie Dargora. Najwyraźniej jej przyjaciel chciał wyrwać się z uwięzi, podbiec do przyjaciela Uthera i rzucić mu się do gardła. Jeden z strażników stracił cierpliwość i uderzył Mortheima z całej siły w brzuch. Mężczyzna skrzywił się z bólu i pokornie pozwalał się dalej wlec. Nardred szedł spokojnie z dumnie podniesionym czołem. Był wyraźnie pogodzony z losem.
__ Wkrótce zatrzymali się przed ogromnymi okutymi metalem czarnymi drzwiami. Dargor otworzył je i wszedł tam gestem ręki dając znak gwardii, by poprowadziła więźniów za nim. Znaleźli się w rozległej podłużnej komnacie ozdobionej licznymi, zwisającymi ze strzelistego sufitu gobelinami, które przedstawiały czarną panterę ze srebrną łapą i czerwonymi oczami na szkarłatnym tle. Marszałek dworu raźno poprowadził więźniów przez rozległą kolumnadę kończącą się przy półkolistym amfiteatrze.
__ Po środku kolistej wnęki wzniesiono podwyższenie, do którego prowadziło dziesięć stopni marmurowych schodów. Na szczycie był ustawiony czarny tron z kamienia podbity licznym jedwabnymi poduszkami. Zasiadał na nim wysoki mężczyzna w skórzanym kaftanie, na który był narzucony płaszcz i skórzane spodnie. Czarne, krótkie włosy sięgały mu do połowy szyi, co u morvalatów, którzy zajmowali wysoką pozycję było ogromną rzadkością. Piękną twarz nieznajomego szpeciła szpetna blizna sięgająca od lewej strony czoła do prawego policzka. W czerwonych oczach lśniła moc, nienawiść i rozbawienie. Te dwa uczucia mieszały się w jego spojrzeniu tworząc dziwne, przerażające wrażenie. Jedną dłoń w czarnej rękawicy ze skóry trzymał na oparciu tronu, a drugą opierał na policzku. Monilvyntar natychmiast go rozpoznała. Mieli przed sobą samego Uthera Pasbahteę.
__ Na wyraźny znak Uthera Monilvyntar, Nardred i Mortheim zostali powaleni na kolana przez pilnujących ich gwardzistów Następnie strażnicy razem z Dargorem padli na jedno kolano przed swoim władcą. Po kilku minutach, Uther dał im znak, że już wystarczy. Swobodnie założył nogę na nogę. Wargi wygięły się mu w przerażającej parodii uśmiechu. Chwilę mierzył więźniów zimnym, pełnym nienawiści spojrzeniem.
__ - Zostawcie nas samych – zwrócił się do gwardzistów pilnujących więźniów. – Ty również, Dargorze.
__ - Ależ panie… – zaczął jeden z gwardzistów. – Musimy cię chronić. Jaką mamy mieć pewność, czy zdrajcy znów nie podejmą próby zgładzenia cię, kiedy tylko zostaniesz z nimi sam?
__ - Jest bezpiecznie, Ervenishu – zapewnił go lakonicznie Pasbahtea. – Nie mają broni, a nawet jeśliby ją posiadali, nie zdołaliby mnie pokonać. Wyjdźcie i pozwólcie mi się rozliczyć z Mortheimem, Nardredem i Monilvyntar w samotności!
__ Nikt nie ważył się już dyskutować z Utherem. Zgięli się jeszcze raz w służalczym pokłonie, po czym opuścili salę tronową. Wrota zamknęły się z głośnym trzaskiem za plecami Dargora i strażników.
__ Monilvyntar zmierzyła morvalata pełnym wściekłości spojrzeniem. Władca Rant Or Mar był jak zwykle pewny siebie. Lecz dziś miał zupełną rację. Nie mieli broni i walka samą magią nie miała żadnego sensu, gdyż Uther był zbyt potężny. Sytuacja zdawała się beznadziejna i nic już nie zdoła jej zmienić.
__ - Nic ci to już nie pomoże, Monilvyntar – rzekł Pasbahtea okrutnym tonem. – Po cóż marnujesz swe siły na bezowocny gniew? Wiem, że nigdy się nie poddasz i imponuje mi to, zapewniam cię moja droga. Nie miałem nigdy okazji ci podziękować za to, że ułatwiłaś mi drogę do władzy zabijając mego ojca.
__ Dziewczyna milczała, choć wiedziała zbyt dobrze, że rzeczywiście mu nieświadomie pomogła w zdobyciu tronu. Pamiętała tamten pojedynek, który zakończył Wielką Wojnę i jednocześnie rozpoczął następną. Pasbahtea ukartował wszystko tak sprytnie, że spostrzegła spisek, gdy była już za późno. Nie mógł sam pozbyć się Morfensila, bo straciłby bezpowrotnie prawo do tronu. Wedle morvalackiego prawa królobójca nie mógł zasiadać na tronie i rządzić Imperium. Zabił więc Morfensila wysługując się jej rękami dzierżącymi magiczny miecz wyjęty kilka miesięcy wcześniej z Cytadeli Cienia. Była wtedy zbyt zaślepiona rozpaczą po śmierci Nivriam i nie widziała niczego poza chęciom zemsty i zadaniu śmierci władcy Imperium morvalatów. Zbyt późno zrozumiała, że to Uther podsunął jej do rąk Szafirowy Miecz, by zwolniła czarny tron w Rant Or Mar. Nigdy sobie tego nie wybaczyła. Może i Morfensil był tyranem, ale nie tak okrutnym jak jego następca.
__ - Nigdy ci tego nie wybaczyłam, Uther i nie zrobię tego – powiedział zimnym, pełnym nienawiści tonem. – Wykorzystałeś mnie jak jakąś rzecz.
Jesteś największym tchórzem, jaki kiedykolwiek istniał.
__ Odpowiedział jej tylko pełen złośliwości śmiech morvalata. Wstał z tronu i szybkim krokiem podszedł do Mortheima. Ujął twarz młodzieńca w dłonie; chwilę delikatnie gładził go po policzku, po czym złożył na ustach brata długi, brutalny pocałunek. Mortheim próbował się wyszarpnąć z uścisku Władcy Ciemności, lecz na darmo. Uther był zbyt silny. Po krótkiej chwili oprawca przestał całować usta mężczyzny. Dobył sztyletu, jednocześnie drugą ręką gładząc długie, miękkie włosy Mortheima.
__ - Masz ładne włosy, braciszku – powiedział zimno, w czerwonych oczach zatańczyły niebezpieczne ogniki. – Pozwól, że ci je skrócę.
__ Nim Mortheim zdołał coś zrobić, Uther chwycił go brutalnie za włosy i pociągnął z całej siły, odchylając głowę do tyłu. Jednym precyzyjnym cięciem skrócił je do długości odpowiadającej, w morvalackiej hierarchii, statusowi niewolnika. Sięgały Mortheimowi tylko do początku szyi.
__ - Popatrz w bok, braciszku – powiedział ze śmiechem Uther. – Jest tu ktoś, kto dzielił z tobą każdy dzień od chwili, kiedy nas zdradziłeś.
__ Kiedy Mortheim obrócił się w stronę, w którą wskazywał Pasbahtea, poczuł, jak ból rozdziera mu serce. Na jednej z kolumn wisiało okaleczone, przebite strzałami ciało Silthrila. Zmierzwione, pozlepiane krwią włosy częściową przysłoniły zastygłą w wyrazie cierpienia martwą twarz. Zielone, niewidzące oczy elfa były bez życia. Pozbawione blasku. To było za wiele dla Mortheima. Gdyby go Nardred nie zatrzymał, rzuciłby się Utherowi do gardła i rozszarpałby je nawet własnymi zębami. Miał ochotę krzyczeć, płakać i rozpaczliwie ukarać brata za to, co uczynił elfowi.
__ - Kiedyś za to zapłacisz, Uther – krzyknął ostro Mortheim, wpatrując się w Władcę Rant Or Mar z ogromną nienawiścią.
__ Odpowiedział mu tylko bezczelny śmiech oprawcy.
__ Monilvyntar zniosła ten widok gorzej niż Mortheim. Z trudem powstrzymywała łzy, choć ich wilgoć drażniła oczy. Patrzyła na morvalata z rosnącą nienawiścią. Gdyby nie byłaby bezbronna z pewnością próbowałaby rzucić się na Uthera. Chętnie wbiłaby mu miecz w gardło i z rozkoszą patrzyłaby jak powoli wykrwawia się na śmierć. Szczerze żałowała, że nie mogła tego zrobić.
__ Nardred próbował zachować kamienną twarz, lecz fiołkowe oczy zdradzał cały ból, który odczuwał wewnątrz.
__ - Po co nam to pokazałeś? – spytała Monilvyntar zachrypniętym głosem. – Nie wystarczyło ci, że oglądaliśmy wcześniej śmierć przyjaciela?
__ - Dla satysfakcji i zemsty. To wy doprowadziliście elfa do śmierci. Popełniliście niewybaczalny błąd atakując mnie i próbując zabić. Gdyby nie to, Silthril mógłby żyć. – stwierdził sucho Uther. W głosie morvalata pobrzmiewała coraz bardziej narastająca wściekłość. – Zadaliście mi zbyt wiele bólu i teraz zapłacicie za to.
__ Monilvyntar wiedziała już, czego mogła się spodziewać. Z ulgą przyjmowała świadomość, że wkrótce wszystko się dla nich zakończy. Że będzie mogła zobaczyć się z Silthrilem w innym, może lepszym świecie. Niestety jej nadzieję rozwiał pełen chłodu wzrok Uthera, który krążył wokół nich powolnym krokiem. Ona, Nardred i Mortheim jednocześnie zadrżeli ze strachu, czując na sobie jego mordercze, pełne nienawiści spojrzenie. Czerwone oczy morvalata mocno opalizowały od tłumionej wściekłości.
__ - Nie zabiję was – oznajmił zimno. – Śmierć to zbyt łaskawa kara. Nie skalam rąk waszą krwią. To, przecież, bezsensownie marnotrawstwo. Uczynię coś znacznie gorszego. Zostaniecie skazani na banicje. Już nigdy nie postawicie nogi na żadnym z kontynentów Tesli.
__ Więźniowie wydawali się zaskoczeni i przerażeni wydanym wyrokiem. Nie spodziewali się po Utherze takiego okrucieństwa.
__ Pod nogami skazańców pojawiły się niewielkie, okrągłe dywaniki ozdobione skomplikowanymi runami. Sparaliżowana strachem Monilvyntar, przełknęła z trudem ślinę. Z łatwością rozpoznała jednorazowe portale, które mogły wysłać dowolną istotę w każde miejsce, które mógł sobie umyślić Władca Ciemności. Najgorsze w nich było to, że po wylądowaniu w miejscu przeznaczenia, ulegały samozniszczeniu pozostawiając ofiarę na przysłowiowym lodzie. Musiała przyznać, że zaskoczyła ją decyzja Imperatora. Zrozumiała, że nie ujrzy więcej ukochanego kontynentu i królestwa, w którym się wychowała. Już nigdy. Pocieszała ją myśl, że dokądkolwiek zostanie wysłana, będzie z nią Nardred i Mortheim, a to było dla dziewczyny najważniejsze.
__ U stóp Monilvyntar wylądował jej własny miecz, a przed Nardredem i Mortheimem – czarne ostrza, których często używali podczas walki. Zastanawiała się, po co Pasbahteta oddaje im broń. Czyżby już przestał się obawiać, że zdołają mu zaszkodzić? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Patrzyła w twarz Uthera z narastającym napięciem i strachem. Przygotowała się na najgorsze.
Zadowolony ze zbliżającej się zemsty, Pasbahtea, rzekł na odchodnym:
__ - Pozwolę sobie oznaczyć przypadkowy cel…
Wykonał skomplikowany gest ręką.
__ Trójka przyjaciół już nic nie mogła zrobić. Cokolwiek zmienić. Portale zalśniły oślepiającym blaskiem. Sala tronowa i sylwetka Uthera zaczęły się rozpływać w mętnych barwach, by następnie zlać się czerń.
__ Monilvyntar poczuła, że spada w mrok. Trwało to bardzo długo. Dziewczynie zdawało się, że będzie tak spadać do końca świata. Wtedy uderzyła głową o twarde, kamieniste podłoże. Zamknęła oczy. Zemdlała.
Ostatnio zmieniony ndz 29 kwie 2012, 21:15 przez Monivrian, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Monilviam pisze:Wisząca w łańcuchach młoda dziewczyna w podartych spodniach i koszuli drżała z zimna i bólu. Rudo-brązowe włosy w nieładzie opadały na twarz kobiety. Całe ciało dziewczyny zdobiły głębokie wciąż krwawiące rany. Przymknęła pełne łez bólu niebieskie oczy i wygięła usta w wyrazie cierpienia. Próbowała zasnąć, lecz sen nie chciał do niej przyjść. Była zmarznięta, obolała i skrajnie wycieńczona torturami. Podejrzewała, że długo już tego nie przetrzyma.
Przyjrzyjmy się temu fragmentowi.
Co jest punktem ciężkości? Cierpienie. Opis cierpiącej dziewczyny.
Jaki jest cel? Ma wzbudzić współczucie dla bohaterki, prawda? Wejście empatią w jej cierpienie. Jest szlachetna (jak mniemam) i spotyka ją ze strony "złego" bestialstwo.
Pokaż mi środki, jakimi realizujesz ten cel.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
Ja tutaj próbowałam przedstawić bohaterkę, bo to właściwie miał być początek tekstu. Może zbyt szczególnie opisałam jej stan po torturach. Miał to być opis przedstawiający bohaterkę po ciężkich, wielodniowych torturach. Może powinnam to inaczej opisać. W każdym razie wiem, że to słabo mi wyszło.

4
Monilviam pisze:Może zbyt szczególnie opisałam jej stan po torturach.
W ogóle nie opisałaś!
Ja zapamiętałam, że miała rudobrązowe włosy i niebieskie oczy. I wisiała w łańcuchach.

Mówiłam o warstwie realistycznej i niebezpieczeństwie "kochania" bohaterki.
Ona powinna być brudna, jej włosy nie mają koloru, bo są utytłane w brudzie, oczy ma przekrwione i spuchnięte, ręce obrzmiałe jak banie. Twarz ma siną i zdeformowaną opuchlizną. Podejrzewam, że śmierdzi potem, ekskrementami.

Rozumiesz?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

5
czyli po prostu zbyt łagodnie się z nią obeszłam mam rozumieć. Będę następnym razem uważać na takie rzeczy. Teraz już zrozumiałam. Muszę nad tym popracować.

6
Właśnie!
Skup się na środkach, za pomocą których zobrazujesz rzeczywistość.
Napisać, że cierpiała - to bez sensu. Pokaż cierpienie. Zastanów się JAK to zrobić, żeby mną wstrząsnęło. Żebym najpierw zapłakała, a potem dała w pysk jej oprawcy, zatańczyła na jego trumnie.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

7
Rozumiem.
Rzeczywiście za bardzo skupiałam się na kreacji świata, na sytuacjach politycznych. I przeoczyłam te rzeczy, które też mogą mi pomóc w ukazaniu bohaterów, żeby czytelnik ich polubił albo znienawidził.
Cóż poza kreowaniem świata, muszę poszukać własnych dróg do realistycznego ukazania otoczenia i bohaterów.
Dziękuję, że mi uświadomiłaś tę rzecz.

8
Kilka uwag ode mnie. Jak zawsze, to tylko mój subiektywny punkt widzenia.
Monilviam pisze:Nieliczne pochodnie przytwierdzone uchwytami do ściany oświetlały pomieszczenie słabym, rozchwianym światłem.
W sumie pogrubione niepotrzebne. W ogóle ten opis jest jak z szablonu - lochy fantasy. Ma to zaletę - nie ma potrzeby dokładnego opisu...
Monilviam pisze: Obwąchał przez chwilę jedzenie i spłoszony przez jakiś niespodziewany ruch, szybko wycofał się i skrył w dziurze w ścianie umiejscowionej nad podłogą.
Ogólnie szczury są mało płochliwe, zwłaszcza jak się dorwą do żarcia. Ale to szczegół.
Ponadto, skoro przez chwilę to obwąchiwał. Dodatkowo druga część zdania informuje nas, że ściana jest umiejscowiona nad podłogą. Uwaga na podmiot domyślny!
Monilviam pisze:Wisząca w łańcuchach młoda dziewczyna w podartych spodniach i koszuli drżała z zimna i bólu. Rudo-brązowe włosy w nieładzie opadały na twarz kobiety. Całe ciało dziewczyny zdobiły głębokie (przecinek) wciąż krwawiące rany. Przymknęła pełne łez bólu niebieskie oczy i wygięła usta w wyrazie cierpienia.
Stosuj zaimki osobowe by unikać powtórzeń. W tym ostatnim zdaniu to się pomieszało. Plus, w tym momencie kolor oczu (zwłaszcza w tym słabo oświetlonym lochu) wydaje mi się nieistotny.
Monilviam pisze:_ Otworzyła z wysiłkiem oczy i spojrzała w jego stronę. Mężczyzna był w gorszym stanie niż ona (1). Miał na sobie tylko czarne spodnie ze skóry, które w różnych miejscach zdobiły dziury i przetarcia (2). Kruczoczarne włosy opadały na poznaczony wieloma ledwo zagojonymi (3) i otwartymi ranami,(4) tors. Cała twarz (5) młodzieńca wyrażała wszechobecne (6) zmęczenie i ból. Na skórze lśniły ogromne krople potu (7). Wpatrywał się fioletowymi (8) oczami w twarz kobiety (9).
1. A poznała to po ilości ubrania jakie miał na sobie...
2. Mam wrażenie, że facet ma większy problem niż dziury w ubraniu. A tak serio - zapewne nie to się pierwsze rzuca w oczy, gdy patrzymy na ofiarę tortur.
3. Co to znaczy ledwie zagojone? Może świeże blizny, strupy, siniaki?
4. Tu bez przecinka.
5. A pół twarzy może coś wyrażać?
6. Wszechobecne wśród więźniów?
7. Ponieważ wiemy, że w lochu było zimno...
8. Których kolor był niezwykle widoczny w słabo oświetlonym lochu...
9. Czyli kogo? Zagubiłaś się w narracji, pamiętaj z czyjego punktu ją prowadzisz. Pułapka przydługich opisów.
Chwilę potem dowiadujemy się, że mężczyzna w łańcuchach to nie taki sobie tam więzień, tylko ukochany bohaterki. Dobrze by było zatem, aby oglądanie jego zmasakrowanego ciała budziło w niej jakieś emocje. Ponadto ta informacja (razem z imieniem, wprowadzonym w sztucznym dialogu) może spokojnie znaleźć się na początku jego opisu. W stylu " Wiszący obok niej N. jęknął cicho ..."
Monilviam pisze:Pozwolili zabrać konające ciało Imperatora marszałkowi dworu, Dargorowi.
Albo konającego imperatora albo jego ciało...
Monilviam pisze: Morvalaci byli starą, potężną i magiczną rasą. Posiadali skórę twardszą niż smocza, chociaż była tylko nieco ciemniejszej barwy niż ludzka. Mieli czarne włosy i czerwone oczy, a ich jad był śmiertelną trucizną dla każdej żywej istoty. Byli nieśmiertelni; nie starzeli się ani nie chorowali, zabicie ich stanowiło bardzo trudne zadanie.
Znów nadmiernie szczegółowy opis - bohaterka wisi w lochu, duma nad zbliżającą się śmiercią, przeżywa ostatnie wydarzenia, a tu bach, wyciąg z encyklopedii nt. rasy Morvalatów. W tym momencie niezbyt mnie interesuje jaką mieli skórę. Jak już koniecznie chcesz czytelnika o nich uświadomić, to część tych informacji można wbić przy okazji opisu N-jakmutam. Zamiast koloru oczu i ubrania np.
Monilviam pisze: Nardred uśmiechnął się gorzko na wspomnienie brutalnie zamordowanego przez Pasbahteę na ich oczach przyjaciela (1). Elf długo cierpiał nim wydał ostatnie tchnienie (2). Najboleśniej przeżył to Mortheim (3), ponieważ byli z Silthrilem bardzo bliskimi towarzyszami. Stanowili nierozłączną parę. Zbliżyli się do siebie tak blisko po tym, jak Mortheim wyciągnął go z Rant Or Mar, ratując przed Morfensilem, ojcem jego i Nardreda.
1. Pogrubione wycięłabym.
2. Zapewne, skoro został brutalnie zamordowany. Naprawdę, nie trzeba kilka razy podkreślać tego samego. Czytelnik ma mózg i wyobraźnię. Twoim zadaniem jest ją uruchomić. Nadmiernie szczegółowe, długie opisy i zalew informacji to utrudnia.
3. A myśli o tym bohaterka, w trakcie - jak uważa - swojej ostatniej rozmowy z ukochanym. C'mon. To nie miejsce na to. Bardziej adekwatne byłoby opisanie tego, co ona czuła, a nie jakiś tam koleś. Który jeszcze się nie pojawił.
Monilviam pisze:- Do czegokolwiek dążyłby Uther, musimy być silni, Nardredzie – powiedziała cichym, smutnym tonem. – Nie dam się złamać. Będzie musiał mnie torturować przez wieczność, by dostać jakąkolwiek satysfakcje.
__ - Ja również, Monilvyntar – rzekł ze smutkiem Nardred. – Jeśli się teraz poddamy, okaże się, że śmierć Silthrila i to, co zrobiliśmy wcześnie, nie miały żadnego sensu.
Patetyczne, umoralniające gadki. I powtórzenia.
Naprawdę, nie ma nic bardziej emocjonalnego i autentycznego co mogą sobie powiedzieć? Dalej podobnież. Trochę jakby gadały roboty, nie ludzie.
Monilviam pisze: Po tym komunikacie zapadła między nimi głucha cisza.
Jak w radiu. Może raczej - Potem już tylko milczeli, pogrążeni w ponurych rozmyślaniach...
Monilviam pisze:Czuła, że mając wsparcie Nardreda i Mortheima zdoła wytrzymać nawet najgorsze tortury z rąk Uthera (1). Nie straszny był dla niej nawet Dargor, przyjaciel Pasbahtei, który kilka lat wcześniej brutalnie zgwałcił i zamordował jej przyjaciółkę, Nivriam (2). Żałowała, że nigdy nie miała okazji na pomszczenie jej (3).
1. Super, bo ja niezbyt zauważyłam to ich wsparcie.
2. Nie? Dlaczego? Nie obawia się, że to samo jej się przydarzy?
3. Mogła o tym pomyśleć, kiedy pozwoliła gościowi zabrać ciało/konającego Imperatora. Zamiast pozwolić mu odjechać...
A i jeszcze - brutalnie pogładzić - to się wyklucza. Pogładzić - delikatnie, brutalnie - uderzyć np.
Wyłapałam kilka literówek, których nie będę wypisywać, bo i tak mi post długi wyszedł.
Ogólnie, pomysł jest, ale z realizacją nadal problem. Spróbuj popracować, poeksperymentować trochę ze swoim pisaniem. Obciąć opisy. Skoncentrować na informacjach istotnych w danym momencie. Czytelnik nie musi znać koloru oczu i włosów wszystkich występujących postaci w trzecim akapicie. Na pewno są w ich wyglądzie czy zachowaniu cechy, które pomogą lepiej ich zapamiętać. A o to chodzi, by zapadli w pamięć. Inaczej nie będzie się chciało o nich czytać.

Re: Zemsta Imperatora

9
Monilviam pisze:Wilgotna cela była pogrążona w półmroku. Nieliczne pochodnie przytwierdzone uchwytami do ściany oświetlały pomieszczenie słabym, rozchwianym światłem. Loch był zimny. W powietrzu unosiła się woń wilgoci, krwi i potu. Po brudnej, lśniącej od zakrzepłej krwi, podłodze
Wilgoć na niebiesko. Krew na czerwono. Widzisz? Próbujesz każdy elementów wykorzystać aż dwukrotnie, raz w postaci właściwej, raz w formie "woni". Podobno koty nie reagują na swoje odbicie w lustrze, bo drugi kot z lustra, pomimo właściwego kształtu, nie posiada zapachu. Ty też robisz w tym fragmencie taką niby-lustrzaną iluzję, tylko właśnie duplikujesz dekoracje poprzez odbicie ich zapachu. Czytelnik to nie kot :)

Tego typu rzeczy jest więcej. Raptem na przestrzeni kilku linii mamy:
Monilviam pisze:Loch był zimny/drżała z zimna/Była zmarznięta
Jakbyś np. napisała że [jej ciało dotykające wilgotnego kamienia, dygotało z zimna, a szczęk jej zębów było jedynym odgłosem przełamującym ciszę panującą w ciemnym lochu] to nie byłoby konieczności żeby ciągle czytelnikowi o wszystkim przypominać. Z tej cytowanej trójki pierwsze do wywalenia. Nie wydłużaj sztucznie opisów. Skup się na tym co odczuwają bohaterowie i to przez ich zmysły pokazuj scenerię.
Monilviam pisze:Cała twarz młodzieńca wyrażała wszechobecne zmęczenie i ból
Ale nie tak. No bo co to znaczy wszechobecne? Że wyrażała zmęczenie szczura przechadzającego się podłogą? Że kolektywnie wyrażała zmęczenie wszystkich więźniów? A każdy z osobna nie mógł wyrażać własnego swoją własną zmęczoną i obolałą twarzą? Coś jest z tym zdaniem nie tak. Poza tym ból mi się kojarzy z jakimś nieprzyjemnym grymasem, a zmęczenie z oklapnięciem i brakiem ekspresji. Może był zmęczony tym całym bólem, który musiał znieść? Ale to trzeba ubrać w inne słowa.
Monilviam pisze:Elf długo cierpiał nim wydał ostatnie tchnienie. Najboleśniej przeżył to Mortheim...
W tym miejscu uśmiechnąłem się pod nosem i dodałem: [...oczywiście z wyjątkiem rzeczonego Elfa, który nim wydał ostatnie tchnienie, też musiał przeżyć to dosyć boleśnie]. Widzisz, chodzi o to, że cierpienie wywołane śmiercią przyjaciela jest za blisko opisu cierpienia tego przyjaciela jako takiego i wywołuje to niezamierzony efekt komiczny.

Więcej czujności :)
Pozdrawiam.

11
[1]Wilgotna cela była pogrążona w półmroku. [2]Nieliczne pochodnie przytwierdzone uchwytami do ściany oświetlały pomieszczenie słabym, rozchwianym światłem. [3]Loch był zimny. W powietrzu unosiła się woń wilgoci, krwi i potu. Po brudnej, [4]lśniącej od zakrzepłej krwi, podłodze [5]przechadzał się ogromny, tłusty szczur, który ukradkiem zbliżył się do miski z resztkami czerstwego chleba, ignorując trójkę więźniów przykutych łańcuchami do ściany. [5a]Obwąchał przez chwilę jedzenie i spłoszony przez jakiś [5b]niespodziewany ruch, szybko wycofał się i skrył w dziurze [6]w ścianie umiejscowionej nad podłogą.
Niby wszystko dobrze, ale nie tak jak trzeba. Wybacz, że ktoś znowu rozbiera ten początek, ale tutaj aż kipi potencjał, tylko Ty, autorko, jakoś zaspałaś podczas pisania. Ale można takie coś wykorzystać do rzeźbienia - masz materiał, teraz tylko w nim podłubać, aby wyszedł porządany kształt. Bo pokazujesz tu scenę ze szczurem - reszta to tylko dodatki tworzące klimat, ale ich ułożenie i użyte narzędzia (opisy!) są nie takie, jak trzeba. To lecimy:
[1] - Cela nie była wilgotna, tylko powietrze wewnątrz (paradoksalnie, piszesz o tym później).
[2] - Nieliczne - ile ich było? To bez znaczenia. Znaczenie ma dopiero kolejność wprowadzania światła - nienaturalne światło burzy widok półmroku, więc ten półmrok jest powodowany oświetleniem z pochodni - widzisz różnicę? Tam jest światło, tylko mdłe - ale to już nie ten półmrok, który wstawiasz na początku. Dalej: pochodni nie przytwierdza się do ściany, tylko umieszcza w okowie albo koszyczku (czymkolwiek, ale one są tam "zdejmowalne").
[3] - Loch był zimny i wilgotny - zimny to odczucie wzrokowe, a ty piszesz o temperaturze (łącznie z wilgocią - to zwiększa wrażenia zimna).
[4] - Podłoga lśni od zakrzepniętej krwi? Krew podczas krzepnięcia traci swoje właściwości płynne, a co za tym idzie, jest skrzepem o porowatej powierzchni, który nie lśni.
[5] [5a] [5b]- Ogromny... niech będzie, chociaż tłusty doskonale pokazuje, jak sobie taki szczur żyje w loch i to wystarczy. Ale źle wygląda tutaj "przechadzał się" bo jak widzimy, on szedł w konkretnym kierunku i celu - po chleb. Przechadza się... człowiek. I po prostu obwąchał - wiadomo, że trwało to chwilę. Skoro się spłoszył, to wiadomo że nie spodziewał się ruchu.
[6] - wyszło, że ściana jest umiejscowiona pod podłogą.

Ogólnie, jak widać, z tym szczurem jest niby fajnie, ale przekombinowane - szczur ci scenę rozłożył.
Przymknęła pełne łez bólu niebieskie oczy i wygięła usta w wyrazie cierpienia.
O, a tu ciekawostka - tak bardzo chcesz pokazać tę dziewoję, że zapominasz o czytelniku - a ten, wbrew temu co mówią, zazwyczaj ma wyobraźnię i pewne rzeczy wyciąga spomiędzy wyrazów.
Przymknęła załzawione oczy zaś ból wykrzywił jej usta.
Miał na sobie tylko czarne spodnie ze skóry, które w różnych miejscach zdobiły dziury i przetarcia. Kruczoczarne włosy opadały na poznaczony wieloma ledwo zagojonymi i otwartymi ranami, tors. Cała twarz młodzieńca wyrażała wszechobecne zmęczenie i ból. Na skórze lśniły ogromne krople potu. Wpatrywał się fioletowymi oczami w twarz kobiety.
Tutaj mam wątpliwość. Są początki stylu, ale czy takie rzucanie informacjami to styl przesadny czy adekwatny do budowania klimatu cierpienia? Oceń sama:
Porytą zagojonymi bliznami i świeżymi ranami skórę pokrywał pot, ledwie wisiał na wycieńczonych rękach.
- Tak, Nardredzie? – spytała słabo i skrzywiła się z bólu, kiedy za gwałtownie poruszyła skutymi rękoma.
Wspomniałem o czytelniku, jako ostatnim ogniwie w powieści. No to masz ci babo placek - ty o nim zapominasz. Dlaczego? Skoro opisałaś tę kobietę z takimi detalami, i ten BÓL wycieka z ekranu, czy uważasz, że o tym zapomniałem. Nie, ja wiem, że ona cierpli, jest poraniona i ją boli. Swiftka także źle tu wygląda.
- Tak, Nardredzie? – zapytała z trudem.I ten trud odnosi się do jej cierpienia, tego w jakim jest stanie.
Spojrzała ze smutkiem na Nardreda – jej najbliższego przyjaciela i ukochanego.
Nie lubię narratora. Foch! Wcześniej jest kobieta i mężczyzna - no, jakby obcy obok siebie, a potem zaczynają gadać a potem... o, patrz, to ukochany i przyjaciel. Takie rzeczy budują więzi z bohaterami więc powinny pojawić się razem z nimi.
Na twarz mężczyzny wstąpił lekki, słaby uśmiech.
delikatny
Cieszę się, że obudziłeś się, Mortheim. – powiedziała cicho.
Uhm, masz nawyk używania dwóch tych samych atrybucji dialogu: rzekł / powiedział.
Ale tutaj jest prawda rozciągnięta jak makaron (a to lubisz). Ona wyszeptała! Czyli szepnęła.
- Cieszę się, że obudziłeś się, Mortheim - szepnęła.
Zwracaj uwagę na sposób ich wymowy i wyobrażaj sobie tę scenę - podpowiedzi są właśnie w niej.
Morvalat parsknął drwiącym śmiechem,
Skąd ty to bierzesz?
Morvalat parsknął drwiąco

- Chciałbym cię po torturować, Nardred, byś wrzeszczał głośno ku mej uciesze, ale nie mogę. Uther chce się z wami widzieć w sali tronowej – wyjaśnił chłodno Dargor.
zaraz mnie strzeli :)
wyjaśnił beznamiętnie
Tak na poważnie: musisz wzbogacić narrację o celniejsze atrybuty.
Morvalat zmierzył brata Imperatora pełnym pogardy spojrzeniem.
masło maślanie cześć XXXLLII. Spojrzenie pełne pogardy to pogarda. Wyobraź to sobie:
Morvalat zmierzył brata Imperatora z pogardą.

Zobacz, że powyżej są dwa plastyczne elementy, które dokładnie wskazują, że patrzył na niego.


Gdyby cały tekst wyczyścić z powtórzeń atrybutów, niektórych opisów i natrętnych powtórzeń (ból, pot, ból, pot...) jego objętość zmniejszyłaby się o połowę. Wówczas, przy tak wyczyszczonym tekście, akcja ma właściwe tempo i na jaw wyjdzie nadmiar informacji: kto co z kim i dlaczego. Ale w rezultacie wyszedł by ciekawy tekst o trzech męczennikach sprzeciwiających się władzy, zbrodniach rodzinnych i elfach jako takich - no, to już nie jest złe. Szkoda, że aby to wyłonić, przez tekst trzeba przejść z trudem jakby się pokonywało błoto w parku - niby ładnie dookoła, a idzie się i grzęźnie. Tyle metafor. Mnie tekst się podobał ale tylko (!) pod względem fabularnym - chociaż elfy są wałkowane tutaj na potęgę, tym razem fabuła wydała się ciekawa a postaci, choć wyłożone od linijki, dobrze dopasowane. Reszta tekstu niestety to obszerne tłumaczenia co i jak, poprowadzone w sposób zbyt zawiły, aby łatwo się czytało.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

12
Popełniasz w tym opowiadaniu błędy typowe dla autora, który o swoim świecie wie wszystko, lecz nie bierze pod uwagę tego, że wiedza czytelnika jest znacznie bardziej ograniczona.
Monilviam pisze:zostali napadnięci i schwytani przez morvalatów. Morvalaci byli starą, potężną i magiczną rasą. Posiadali skórę twardszą niż smocza, chociaż była tylko nieco ciemniejszej barwy niż ludzka. Mieli czarne włosy i czerwone oczy, a ich jad był śmiertelną trucizną dla każdej żywej istoty. Byli nieśmiertelni; nie starzeli się ani nie chorowali, zabicie ich stanowiło bardzo trudne zadanie. Tylko magiczna broń mogła sprostać temu zadaniu.
Nardred był półmorvalatem, a jego przyrodni brat, Mortheim – czystej krwi morvalatem.
A to drugie pół? Był półczłowiekiem, czy półelfem, skoro w Twoim świecie możliwe są nie tylko przyjaźnie, ale i krzyżówki między rasami? I kim (z pochodzenia) jest Monilvyntar?
Monilviam pisze:Doskonale wiedziała, że gdyby dobili Uthera, teraz nie znajdowaliby się w tym miejscu.
Monilviam pisze: Nie sądzili, że Pasbahtea mógł przeżyć zamach
To jest ta sama osoba, czy dwie różne?
Monilviam pisze:Mortheim wyciągnął go z Rant Or Mar, ratując przed Morfensilem, ojcem jego i Nardreda.
Monilviam pisze:Ja i Nardred postanowiliśmy, że nie złamiemy się przed Utherem. Będziemy mu się opierać do samego końca. Czy ty też zamierzasz walczyć czy już się poddałeś?
__ - Nie wybaczę mu, że zabił Silthrila – odezwał się zachrypniętym głosem morvalat. –Nie ugnę się przed moim bratem.
Okazuje się, że Mortheim jest bratem władcy. Ale co w takim razie z Nardredem? Mortheim mówi "moim", a nie "naszym" bratem.
Monilviam pisze:Podszedł bliżej do przyrodniego brata Uthera i chwilę mierzyli się spojrzeniem.
__ - Chciałbym cię po torturować, Nardred
No, wreszcie się okazuje, że wszyscy są ze sobą spokrewnieni, może poza dziewczyną.

To, wbrew pozorom, jest dość ważne, gdyż określa całą tę sytuację jako rozgrywkę rodzinną czy też dworską intrygę na najwyższym szczeblu, a nie, na przykład, konflikt ras, na co mogłoby wskazywać wprowadzenie mieszańca i elfa. Szkoda, że czytelnik dowiaduje się o tym w połowie tekstu. Mogłaś te informacje o rodzinnych powiązaniach przemycić choćby w rozmowie więźniów w pierwszej części tekstu, zamiast rozważań, czy ugną się przed Utherem, czy nie.

Poza tym, bardzo często w narracji używasz słowa morvalat. Morvalat to, morvalat tamto... Takie określenie ma sens właściwie tylko wówczas, gdy w tekście pojawiają się osoby spoza tej rasy. O elfie wiemy, że nie żyje. Narrator jest trzecioosobowy, lecz wydaje się towarzyszyć dziewczynie i sytuację relacjonować z jej punktu widzenia. A zatem: kim ona jest, skoro osoby, z którymi się styka, postrzega jako morvalatów? Do jakiej rasy należy?

O zbędnych powtórzeniach informacji pisali już moi poprzednicy. Stosujesz nadmiernie szczególowe, a przy tym czasem niepotrzebnie przejaskrawione opisy.
Monilviam pisze:Wargi wygięły się mu w przerażającej parodii uśmiechu.
A nie mógł uśmiechnąć się krzywo?
Monilviam pisze:W czerwonych oczach lśniła moc, nienawiść i rozbawienie. Te dwa uczucia mieszały się w jego spojrzeniu tworząc dziwne, przerażające wrażenie.
Za bardzo wierzysz w siłę słów.
Monilviam pisze: Ona, Nardred i Mortheim jednocześnie zadrżeli ze strachu, czując na sobie jego mordercze, pełne nienawiści spojrzenie.
Tutaj, podobnie. Albo to ja nie wierzę w siłę spojrzeń.
Monilviam pisze:mężczyzna w skórzanym kaftanie, na który był narzucony płaszcz i skórzane spodnie.
Nie, chyba jednak nie.

W tym opowiadaniu spodobało mi się sprowadzenie intrygi do jakichś normalnych rozmiarów: nareszcie coś się dzieje w kręgu rodzinnym, są jakieś osobiste urazy i konflikty, a nie walka Sił Zła z Siłami Dobra, angażująca całą planetę, a może jeszcze i kawałek wszechświata. Pod względem językowym tekst jest jednak emfatyczny, a wiele informacji podanych w sposób mało czytelny.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

13
Dziękuję wszystkim za Weryfikację mego tekstu. Wiem, że marnie mi wyszedł, ale dzięki temu od wszystkim dostałam cenne, niezbędne wskazówki, które doceniam i będę się starała zastosować w nowych tekstach.

14
Ach, serce roście. Komentatorzy lubią, kiedy autor zgadza się na wszystkie poprawki i jest wdzięczny, wtedy o wiele chętniej komentują. Ale niektórych to chyba chęć pomocy zbyt poniosła. Monilviam, za niektóre poprawki możesz podziękować, ale za inne możesz... podziękować.
Marti, sorry ale patrzeć nie mogę :)
Martinius pisze:Tutaj mam wątpliwość. Są początki stylu, ale czy takie rzucanie informacjami to styl przesadny czy adekwatny do budowania klimatu cierpienia? Oceń sama:
Porytą zagojonymi bliznami i świeżymi ranami skórę pokrywał pot, ledwie wisiał na wycieńczonych rękach.
Ale ten cytat podajesz, bo...? Ja mam wrażenie, że to przykład na przeładowanie zdania błędami, którego Moni powinna się wystrzegać, tylko zapomniałeś o tym poinformować. Jeszcze ktoś gotów to przyjąć za wzór.
zagojone blizny - skoro blizna, to raczej logiczne, że jest to zagojona wcześniejsza rana.
nie można mieć "wycieńczonych rąk", można być wycieńczonym, a ręce słabe, bezwładne.
i nieszczególnie przekonuje mnie wiszący pot...
Martinius pisze:
- Tak, Nardredzie? – spytała słabo i skrzywiła się z bólu, kiedy za gwałtownie poruszyła skutymi rękoma.
Wspomniałem o czytelniku, jako ostatnim ogniwie w powieści. No to masz ci babo placek - ty o nim zapominasz. Dlaczego? Skoro opisałaś tę kobietę z takimi detalami, i ten BÓL wycieka z ekranu, czy uważasz, że o tym zapomniałem. Nie, ja wiem, że ona cierpli, jest poraniona i ją boli. Swiftka także źle tu wygląda.
- Tak, Nardredzie? – zapytała z trudem.I ten trud odnosi się do jej cierpienia, tego w jakim jest stanie.
Może racja, że trochę za dużo bólu w opowiadaniu, ale to nie jest ten ogólny ból. Chodzi o konkretny ból, kiedy dziewczyna poruszyła skutymi rękami. Trudno się wtedy nie skrzywić. Chyba.
Martinius pisze:
Na twarz mężczyzny wstąpił lekki, słaby uśmiech.


delikatny
Delikatnie to się może chłopak do dziewczyny uśmiechnąć na randce. "Lekki" to może nie najlepsze określenie, ale słaby - jak najbardziej. Mówi o wiele więcej.
Martinius pisze:
Morvalat parsknął drwiącym śmiechem,
Skąd ty to bierzesz?
Morvalat parsknął drwiąco
▸ parsknąć
1. gwałtownie wydmuchać powietrze lub wypluć wodę, wydając charakterystyczny dźwięk;
2. odezwać się, odpowiedzieć z nieuprzejmością, złością

Parsknięcie to nie synonim wybuchu śmiechu. Ale śmiechem można parsknąć. Wypróbowałam. Da się.
Martinius pisze:
- Chciałbym cię po torturować, Nardred, byś wrzeszczał głośno ku mej uciesze, ale nie mogę. Uther chce się z wami widzieć w sali tronowej – wyjaśnił chłodno Dargor.
zaraz mnie strzeli :)
wyjaśnił beznamiętnie
Pero porque? Beznamiętność to beznamiętność, wtedy scena wydaje się beznamiętna. "Chłodno" jest (przynajmniej dla mnie) bardziej sugestywne. Może mówi to z niezadowoleniem, frustracją, może z pogardą? Aha, że bez emocji? Hmm, też można.
Martinius pisze:
Morvalat zmierzył brata Imperatora pełnym pogardy spojrzeniem.
masło maślanie cześć XXXLLII. Spojrzenie pełne pogardy to pogarda. Wyobraź to sobie:
Morvalat zmierzył brata Imperatora z pogardą.
Aha. Morvalat wziął taką rozwijaną miarkę i zmierzył brata Imperatora. Z pogardą.
Otóż - błędy macie oboje, bo nie można tylko zmierzyć ani zmierzyć spojrzeniem - bo spojrzenie się ma, można komuś posłać, rzucić spojrzenie itp., ale przede wszystkim mierzy się WZROKIEM.

Przepraszam, Moni, że samego tekstu nie czytałam, ale wszystko co trzeba (i co nie trzeba) już Ci poprawiono ;)
ObrazekObrazekObrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”