P.s po wrzuceniu tekstu z Worda, tutaj strasznie się pomieszał jeśli chodzi o układ, dlatego musiałem go edytować ręcznie i gdzieniegdzie mogłem nie poprawić znaków interpunkcyjnych.
"Zagubiony w samotności" :[/u]
ROZDZIAŁ I
„początek…”
Zachód słońca. Zegarek na jego nadwyrężonym nadgarstku wskazywał 17.00. Jak zwykle o tej porze jego celem była filiżanka kawy w pobliskiej knajpie. Wszedł: – Hej Jimmy ! – krzyknęła barmanka. On nie zwracając uwagi wrzucił kilka centów do grającej szafy. Nagle z drewnianego pudła wydobyła się trąbka Milesa Davisa, a Jimmy siadł do pobliskiego stolika. Chwile potem podeszła do niego kelnerka, 20 lat, włosy rude i wypalone jak cegła, a oczy ciemne jak ściany tej obskurnej nory. Jimmiego cholernie ciekawiła, ale ten nigdy nie powiedział do niej nic po za : „Jedna kawa i dzisiejszy New York Times”. Miał racje bo czy nie żyjemy dla samej ciekawości, dla samych pytań ? Poznając odpowiedzi na nie, dochodząc do prawdy, życie staje się monotonną codziennością, w której jedyne co rozważamy to czy zjeść na śniadanie bekon z jajkiem, czy odgrzać wczorajszy kawałek pizzy. Sensem życia nie staje się bycie szczęśliwym , tylko samo pytanie, sam sposób jak do tego dojść. Jimmy czekając, wyciągnął z kieszeni paczkę fajek. Topiąc się w dźwiękach trąbki Davisa, powoli zaciągał się papierosem. W końcu dostał filiżankę kawy i dzisiejszą gazetę. Czas mijał. Łyk kawy, papieros i następna strona gazety. Kolejne sekundy uciekały. Kolejni ludzie wychodzili z knajpy, a on dalej siedział przy swoim stoliku z pustą już filiżanką i pustą paczką po fajkach, które wypalił tak szybko jak życie wypalało jego, cholernie samotne życie. Knajpa opustoszała, nawet król jazzu zamilkł w swojej grze, pozostał sam. Nagle do knajpy weszła brunetka. Wchodząc wypadł jej z kieszeni obcisłych szortów, które jak wzrok nastolatka opinały jej piękną dupę, jakiś papierek. Jimmy będąc jedynym klientem w tą noc od razu zwrócił na nią uwagę : – Coś pani upadło – powiedział. Odbierając pognieciony i pobrudzony przez podłogę tej obskurnej nory świstek uśmiechnęła się i zabierając kupioną butelkę wina wyszła. Jimmy po chwili zapłacił rachunek i wybiegł z knajpy mając nadzieje, że jeszcze nacieszy swojego kutasa widokiem oddalającej się dupy. Otwiera drzwi, wychodzi, patrzy, a przed nim stoi ona z butelką wina : - Co dzisiaj robisz ? Może posłuchamy razem płyt ? – zapytała. Chwilę potem byli już razem u niego w mieszkaniu. Muzyka była akurat najmniej ważnym elementem tej całej układanki. Dotykając jej ust zapytał : - Dowiem się chociaż jak masz na imię ? – Ściskając go za krocze, odpowiedziała : - Czy w tym momencie najważniejsze jest jak mam na imię ? - Od tego momentu puste słowa, zastąpiły chwile pełne przyjemności, czystej przyjemności.Godzina ósma rano - słońce wstało, jakiś czas później wstał też i Jimmy. Był sam. Oprócz pięknej brunetki, zniknęło parę płyt Hendrixa i butelka wina, którą nie zdążyli nawet wypić. Poszedł do kibla, zaczynał czuć się wykorzystany, ale szybko o tym zapomniał przypominając sobie jak spędził ostatnią noc. Jedyne czego mógł żałować to te kilka winyli króla Rocka. Umył ręce, co mu się często nie zdarza. Ubrał na siebie to co leżało na łóżku. Z powodu nie przespanej nocy, włożył na swoją twarz stare okulary przeciwsłoneczne. Wyszedł na miasto coś zjeść. Z nadzieją na szczęśliwe spotkanie z brunetką, postanowił pojawić się w tej samej knajpie co dzień wcześniej. Podeszła do niego kelnerka zdziwiona, że tak wcześnie przyszedł, zapytała : - Co podać ? – Popatrzył na kartę, a raczej na brudny papierek z kilkoma daniami i powiedział : - Jajko sadzone, filiżankę gorącej i mocnej kawy – Z identyczną obojętnością w głosie kelnerka przyjęła zamówienie. Jimmy zjadł, zapłacił rachunek i wyszedł. Poszedł do oddalonego o dwie aleje biurowca NewMarce, gdzie swoją siedzibę miała miejscowa poczta. Wczorajszego dnia przeglądając New York Times, znalazł ogłoszenie o pracę. Szukali akurat kogoś do sortowania listów. Nie była to może wymagająca praca, ale przynajmniej zapewniała kilka dolarów na psie żarcie i sen w jakiejś zaplutej dziurze. Jimmy od razu spotkał się z szefem, który zapytał na początku: - Gdzie pracował pan wcześniej i jakie jest pana doświadczenie ? – Po lekkim zastanowieniu, a raczej strawieniu tego pieprzonego jajka sadzonego, odpowiedział : - Ostatnio pracowałem jako kierowca ciężarówki i doręczałem paczki w Seatle. – To dlaczego pan tam dalej nie pracuje ? – zapytał z lekkim zaniepokojeniem szef poczty. – Zwolniłem się sam, siedzenie w ciężarówce było nie wygodne. - Rozmowa trwała jeszcze chwilę. – Zadzwonimy do pana w razie przyjęcia na stanowisko. – Obojętny Jimmy powiedział tylko. – To do zobaczenia jutro. – Jakby był pewien, że dostał tą robotę. Zbliżała się noc. Zmęczony szukaniem pracy, a raczej wielkomiejskim tłokiem, postanowił spędzić tę noc samotnie w domu. Nie miał już siły iść do knajpy, napić się i szukać taniej dziwki. Leżał na kanapie i oglądał jakieś gówno w TV. Zadzwonił telefon : - Dobry wieczór. Tu Steve McMann. Został pan przyjęty na stanowisko, o które pan dzisiaj zabiegał. Widzimy się jutro o 9.00. – Nawet nie odpowiedział, sygnał się urwał. Jimmy przyjął tą informację, jak wiadomości z kraju puszczane w telewizji. Nagle usłyszał delikatne pukanie do drzwi. – Przecież zapłaciłem z góry za miesiąc, więc co ta suka chce. – Otworzył drzwi. – Cześć. Chyba jestem ci winna przeprosiny. – Powiedziała trzymając w jednej ręce kilka winyli Hendrixa, a w drugiej butelkę wina. Uśmiechnął się. Stanął mu właśnie przed oczami obraz wczorajszej nocy i nie tylko. Jimmy zaprosił ją do środka. Tym razem zdążyli wypić wino. Inaczej mówiąc, zdążyli porozmawiać. – To może powiesz mi coś o sobie ? – zapytała. – Do tego będzie potrzebna jeszcze jedna butelka. – odpowiedział, chcąc zmienić przebieg rozmowy. – To zaczekaj sekundę, a ja pójdę kupić coś. – Nie, tym razem nie pozwolę Ci wyjść, znowu nie wrócisz, a nie chciałbym Cię znowu stracić. – Słysząc to można było pomyśleć, że stała się dla niego kimś ważnym, chociaż na chwilę. W tle leciał Otis Redding, a Jimmy kontynuował. - Pierdolenie o sobie, uważam za szczyt hipokryzji. Dlatego…- I nagle zwykła rozmowa, stała się odpowiednikiem seksu. Coś co dla Jimmiego było tylko zaspokojeniem pragnień i kutasa, stało się tak bardzo zbędne. Brak znajomych, stałego związku, powoli go zżerał. Samotność, którą tak kochał, była najlepszym przykładem miłości platonicznej. Jego kochanka, niszczyła go z każdym dniem. Jednak w tym momencie coś pękło. Zaprosił do tego związku jeszcze jedną osobę, tworząc idealny trójkąt. Przy delikatnej rozmowie, z butelką dobrego wina, Phila i Eros połączyli się. I nastał początek. Niestety początek końca.
ROZDZIAŁ II
"lot..."
Wschodzące słońce, któro waliło przez okno, obudziło Jimiego. Nie chcąc jej budzić, wstał i poszedł do kibla. Wracając do pokoju usiadł na skraju starego łóżka i trzymając w gębie fajkę delektował się widokiem jej wąskich bioder. Nie wiadomo czy zapach papierosów, czy zapach stęchlizny w tej brudnej dziupli obudził ją. Obróciwszy się, uśmiechnęła się do niego i zapytała z wyjątkową dla siebie lekkością : - Jakieś szczególne życzenia w sprawie śniadania ? – Sophia, daj spokój i tak już muszę lecieć do pracy. Czynsz za, jak to mówi właścicielka mieszkanie, ktoś musi opłacić. Niestety jedynym, który mi jest w stanie zapłacić to ten pieprzony arogant. – Mając na myśli szefa poczty, kontynuował. –Wiesz dobrze, że odkąd opuściłem pierwszy dzień w pracy, ten idiota za każdym razem rano mnie sprawdza. – Żalił się, aż nagle przerwała mu ona. – Warto ? Czy to jest tego warte ? – Zapytała. Jednak nie usłyszała odpowiedzi. Gasząc peta, wyszedł. Minęły trzy godziny. Jimmy wrócił do mieszkania. Wszedł, uśmiechnął się i namiętnie pocałował Sophie. Odciągając go od siebie, z lekkim zdziwieniem, zapytała. – Dlaczego tak szybko ? – Uroki pracy. – Odpowiedział. Sophia skończyła właśnie gotować obiad. Razem delektowali się wspólnymi chwilami, sobą. Można było dostrzec coś więcej, coś więcej niż miłość, bo przecież czym jest miłość ? To tylkopuste słowo, które tylko ludzie potrafią wypełnić sobą. Jednak on, nie potrafił. Po prostu nie potrafił kochać. Nie mógł pogodzić się z miłością, która w osobie Sophii stawała się dla niego narkotykiem. Po pierwszym spotkaniu, jak typowy świeżak zauroczył się. Pragnął więcej i więcej. W jego rękach Sophia była niczym strzykawka pełna heroiny, którą musiał sobie codziennie zaaplikować. Jednak z każdym dniem, było gorzej. Powoli go to wypalało. Wpadł w tanią pułapkę o nazwie miłość, najbanalniejsze gówno na świecie. Początkowa fascynacja, nawet myślenie o tym jak o miłości, zmieniło go. – Pamiętasz co powiedziałaś mi rano?- Zapytał. – Pamiętam, ale…- Nagle on wstał, podszedł do niej. – Zapamiętaj, że jesteś dla mnie bardzo ważna…- Jednak nie dokończył zdania. Podszedł jedynie do okna i wypalił piątego już dzisiaj papierosa. Jak zawsze większość dnia spędzał sam, rano w pracy, potem w domu. Mimo obecności Sophii, wspólnych chwil był w środku sam. Następnego dnia, po powrocie z pracy, Jimmy nie był w nastroju do rozmowy, z jego twarzy można było wyczytać strach i ból codzienności. – Coś się stało?- Zapytała. – Przepraszam Cię, dostałem właśnie nakaz od szefa. Mam jeszcze dzisiaj wyjechać do Los Angeles na jakieś pieprzone szkolenie. – Szkolenie ? Przecież pracujesz na poczcie. – Powiedziała z niedowierzaniem. – Wiem, że to może nie jest jakaś wielka korporacja, ale rząd tego, jak mówią wolnego kraju wprowadził zmiany…- Dobra, nieważne na ile wyjeżdżasz? – Zapytała, przerywając mu. – Mam wyjechać co najmniej na rok. Przepraszam, jeszcze raz przepraszam.- Nie chcąc się z tym pogodzić wybiegła z mieszkania. Nagle zawalił się jej plan. Poukładane klocki codzienności, ktoś zburzył, szybkim ruchem ręki. Widać było, że nie była na to gotowa. Nie mogła tego przyjąć. Jimmy nie był dla niej całym życiem, to jej życie było dla Jimmiego . Fascynowało ją jego szorstki i brudny charakter, jego egoizm, samotność. Wszystko to przysłaniając zasłoną wyobrażeń. Jednak, gdy Jimmy powiedział jej o wyjeździe, kurtyna spadła. Została sama na deskach tego teatru, który jak pisał Stachura, nosił nazwę „Życie”. Stała się nagle małą dziewczynką, która samotnie ma przejść przez życie. Miał to być niby tylko rok, ale dobrze wiedziała, że przez ten rok go straci. Czas, to upierdliwe tykanie zegarka, zabije prędzej czy później, któreś z nich. Wściekła, nie pogodzona, wróciła do mieszkania, chcąc to jeszcze ratować. Jednak, mieszkanie było puste. Jedynie mała karteczka wisiała na lodówce, a na niej napisany list od Jimmiego :
Sophia, pamiętasz nasze pierwsze spotkanie ? Po prostu chciałem spędzić miłą noc. I spędziłem, nawet bardzo miło. Bardziej jednak utkwiła mi w pamięci, następny wieczór. I to o nim przez cały kolejny rok będę myślał. Ciężko będzie nam przeżyć ten czas, ale obiecaj mi, że o mnie nie zapomnisz.
P.s. Nie mogłem się pożegnać, wybacz, ale zrobiłem to dla Ciebie.
Po przeczytaniu listu, Sophia popłakała się. Tak bardzo chciała się z nim pożegnać, porozmawiać. Wiedziała, że może zrobił to dla jej dobra, ale mimo to była wściekła na niego. Wyrzuciła do kosza kartkę i wybiegła z mieszkania. Postanowiła pójść do knajpy, w której pierwszy raz zobaczyła Jimmiego. Podeszła do baru. Zamówiła trzy setki czystej wódki. Mimo to wypiła od razu. Ból spowodowany tak nagłym rozstaniem, wypalał w niej jeszcze większą dziurę. Po trzech kolejkach, poszły następne i następne. Aż w pewnym momencie kelnerka odmówiła jej kolejnego kieliszka. Postanowiła w najprostszy znany w świecie sposób, zatopić w wódce ból rozstania. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie porażka w tej walce. Nie udało się jej. Dalej była wściekła i do tego pijana. Wywalona przez właściciela tej pieprzonej knajpy, wróciła do mieszkania, lecz nie chętnie. Przypomniała sobie, że w łazience nad lustrem trzyma w malej szafce tabletki uspakajające. Nie znajdując odpowiedzi w butelce, postanowiła po nie sięgnąć. Niegdyś ostoja spokoju, posągowa antyczna muza, znalazła się nad przepaścią. Otworzyła mały pojemniczek z tabletkami. Jednym szybkim i zdecydowanym ruchem połknęła wszystkie, wydając na siebie wyrok. Spojrzała w lustro, jakby coś spostrzegła. Odwróciła się i podeszła do okna. Zdołowana i zrezygnowana wizją końca skoczyła, wsiadając do samolotu, w którym miała odbyć swój ostatni lot.
ROZDZIAŁ III
...