to mój pierwszy tekst po nieprzyzwoicie długiej przerwie, dlatego proszę o szczerość bez granic

Czasem głośno krzyczę, zwłaszcza wtedy, gdy nikt nie słyszy. Nie jestem osobą specjalnie otwartą. Kiedy mnie o to pytają, a pytają często, bo przecież jest tyle ankiet i tyle nieodkrytych spraw stwierdzam stanowczo, że wolę swój malutki świat. Czuję się w nim bezpiecznie, znam tutaj każde miejsce i każdy kąt. Wiem, że nic mnie nie zaskoczy, nic nie wpędzi w zakłopotanie, że nie będę się musiał z nikim spierać i nie będę musiał niczego oceniać. Mogę nie mieć zdania i mogę sobie pozwolić na to, aby było mi z tym dobrze.
Życie mnie nie przeraża, nie jestem postacią z filmu Allena. Nie potrzebuję pomocy analityków. Wychodzę z założenia, że czas leczy rany, nawet te najpoważniejsze. A jednak nie lubię tego co jest poza mną, na zewnątrz. Nie przepadam za ludźmi i za wydarzeniami i nie można mnie za to winić.
Miałem szczęśliwe dzieciństwo i wspaniałych rodziców. Jest wtorek. Nic się nie zmieniło i czuję się z tym dobrze.
Co myślę o rezygnacji z czerpania z życia pełnymi garściami? Myślę sobie, że często nie warto, że przecież nie wszyscy muszą być pazerni, nie wszyscy mają mocne dłonie i wydatne usta i nie wszyscy tego chcą. Nie brakuje mi wcale przebojowości i wypadów z przyjaciółmi w weekendy. Wolę obejrzęć sobie coś w telewizji. Zabezpieczam się w ten sposób, a to przejaw odpowiedzialności i nikt nie ma pretensji. Rodzice odeszli jakiś czas temu, tylko oni czasem się ze mną wykłócali przez długie godziny, starali się mnie zmienić. Nie mam im tego za złe, taka była ich rola.
Środa. Dni tygodnia dzielą moje życie na równe części. Potrzebuję tego rodzaju systematyczności żeby się nie pogubić w tym swoim maluteńkim świecie, żeby wiedzieć gdzie wolno mi usiąć a kiedy powinienem wstać. W czwartki czasem się modlę. Sądzę, żę życie duchowe jest ważne. Nie wierzę jednak w kościoły, w pielgrzymki i procesje.
W piątek nie jem mięsa. Staram się także nie jeść go w tygodniu, ale nigdy mi się to nie udaje. Nigdy nie byłem wegetarianinem i nigdy nie potrafiłem zrozumieć jak można nim być. Nie rozumiem jednak wielu rzeczy, więc zaakceptowałem także i tę zagadkę. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem przeciętny, że jestem polakiem, że nie jestem rodzicem, że żyję od poniedziałku do niedzieli i znów i po raz kolejny, wciąż tak samo. Z wieloma rzeczami zdążyłem się pogodzić. Także ze sobą.
Mówią mi, że zrujnowałem sobie życie, że się zmieniłem w czystą ignorancję, w pusty wazon, ale to przecież wcale nie tak. Ja po prostu nie mam aż tyle siły, nie jestem aż tak witalny. Nie mam mocnych dłoni i nie mam wydatnych ust. Kobiety mnie nie widzą, a mężczyzn bawi moja życiowa niezaradność. Dlatego chowam się w swoim świecie i oddycham powoli, gładzę sobie włosy. Jest mi tu dobrze i nie chce się stąd nigdzie ruszać.
Niedziela i tylko czasem chciałbym spróbować życ inaczej.