Słoneczna Plaża

1
UWAGA! TEKST ZAWIERA WULGARYZMY!

Słoneczna Plaża

WWW Szedł raźnym krokiem przez las, wzbijając w powietrze obłoczki kurzu. Samochód zostawił przed domem, dwa kilometry stąd, specjalnie się nad tym nie zastanawiając. Nie żeby był jakimś geniuszem, ale też wcale nie musiał. Nie trzeba być członkiem Mensy by wiedzieć, że kiedy w sobotni wieczór wybiera się do pobliskiego baru, samochód lepiej ominąć szerokim łukiem
WWW Przeszedł po mostku nad przecinającą lasek rzeką, potupując głośno na starych deskach i poszedł dalej. Raz po raz klepał się po kieszonce na piersi, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Dobrze wiedział, że jest - przyjemny ciężar starannie zwiniętych banknotów nie znikał ani na chwilę - ale i tak się poklepywał. W barze "Słoneczna Plaża" za niespełna godzinę spotka się z Weroniką i wtedy, oczywiście, będzie musiał być trzeźwy. Tak. Ale kiedy już ją zaliczy, pójdzie do innego baru, mieszczącego się w północnej części miasteczka, między starą zapadniętą szopą i dawną ubojnią koni. Tam sobie usiądzie na lepkim od piwa stołku i będzie kiwał na barmana, a potem na niego wrzeszczał, dopóki barman się nie wkurzy i go nie wyrzuci.
WWW Uśmiechnął się szeroko. Wiedział bardzo dobrze, że niedzielny poranek spędzi na kanapie z kompresem wielkości plażowego ręcznika na głowie, jednak wcale go to nie zniechęcało. Ta chwila wydawała się odległa i nierealna; rozpływała się w tej samej popielatej mgle, co wizja starości z pakietem najgorszych chorób i niedołęstwa - wiadomo, że nastąpi, ale jakoś cholernie trudno to sobie wyobrazić.
WWW - Cudowna noc cudownie się zbliża, a każdy krok mnie do niej przybliża! Hej ho! Hej ho! - Zaklaskał głośno do taktu, mijając ostatni zakręt ścieżki i wchodząc na zakurzony asfalt wiejskiej drogi, która zawieść go miała prosto do centrum. Melodię zapożyczył z jakiejś zasłyszanej w dzieciństwie piosenki; jednej z tych, które od czasu do czasu kołaczą się po głowie, chociaż słów za żadne skarby świata nie można sobie przypomnieć. Bogdan też wcale się o to nie starał. Już dawno temu ułożył do tej melodii własne słowa (może niezbyt wyszukane, ale to akuratnie miał głęboko gdzieś) i teraz często je sobie nucił biorąc prysznic, prowadząc zdezelowanego forda, czy bujając w fotelu na werandzie i popijając kolejnego Żywca. Zawsze też się wtedy uśmiechał. Uśmiechał się, ponieważ był tropicielem, łowcą i... tak, był zdobywcą, pierdolonym mistrzem turnieju, a swoje trofea umieszczał na ścianach pamięci i pielęgnował tak starannie, że nie sposób by na nich dojrzeć ani drobinki kurzu.
WWW Pierwsza była Maria. Ostatni raz widział ją tamtej pachnącej żniwami nocy, kiedy na rozciągającej się za jej domem łące zabrała mu dziewictwo, i chociaż miało to miejsce dziesięć lat temu z górką, wyraźnie pamiętał kręcone rude włosy, rozsypane na soczystej trawie i blask księżyca odbijający się w ogromnych oczach... Spodobało mu się, spodobało mu się tak bardzo, że już następnej nocy miał inną, w tydzień później kolejną i nim upłynął rok, ściana w pamięci zapełniła się od zebranych w imiona liter. Maria, Beata, Wiktoria, Helena...
WWW - Słodkie są chwile przy słodkiej dziewczynie. I słodkie są usta, dłonie i nogi. Każda z tych rzeczy przede mną odkrywa, słodkich tajemnic studnię bez dna, siala-siala.
WWW Wszystkie wiły się pod nim, dyszały i jęczały, o tak, jęczały bardzo głośno i prosiły, błagały, a on im to dawał, czując się jak dziki wódz w chwilę po zdobyciu wioski.
WWW Maria, Beatka, Wiktoria, Helenka... tego wieczoru dopisze kolejną zwrotkę, a w pamięci wymaluje następne imię: Weronika... Myśl o niskiej, drobnej dziewczynie z jasnymi włosami do ramion i mnóstwem piegów na zgrabnym nosku eksplodowała mu w głowie, przekształcając się w ciepło, które spłynęło powolutku, powodując szybsze bicie serca, potem łaskoczące sensacje w żołądku, a na końcu fantastyczne mrowienie poniżej i naraz przednia część spodni wybrzuszyła się znacząco. Bogdan wyszczerzył zęby, poklepał się po kieszonce i zawył:
WWW - Cudowna noc cudownie się zbliża! Hej ho! Hej ho!

WWW Bar "Słoneczna Plaża" był dużym, parterowym budynkiem z mnóstwem okien wychodzących na szeroką alejkę. Stał na skraju parku, czyli w idealnym miejscu dla pijanej młodzieży, która zarówno anatomię jak i najnowsze trendy mody, miała w najmniejszym palcu i dobrze wiedziała, gdzie co się wkłada i co się wcześniej zdejmuje.
WWW Bogdan minął północną ścianę ciemnego parku, pokonał trzy niskie schodki, popchnął drzwi i raźno wkroczył do środka. Natychmiast uderzył go zapach dymu z papierosów wymieszany z mdlącą wonią tanich dezodorantów, a w uszy wdarła się muzyka. Jak w każdą sobotę było tłoczno. Nie wszystkie stoliki jednak były zajęte, bo większość klienteli podrygiwała na parkiecie.
WWW Poszukał wzrokiem Weroniki, ale jej nie dostrzegł. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że jest jeszcze wcześnie. Nie szkodzi. Kupił w barze drinka i udał się do wolnego stolika w kącie. Obok siedziały dwie dziewczyny, które znał z widzenia. Obie przychodziły tutaj co tydzień i upijały się przy wtórze, najpierw nieśmiałego chichotu i szeptów, a potem głośnego śmiechu. Ale nigdy nie widział, aby wychodziły z kimś na tyły do parku. To były porządne dziewczyny, tak, tak samo porządne jak Weronika. Bogdan zamruczał cichutko. Takie właśnie lubił. Przelatywanie przez cholernie grzeczne dziewuszki, sprawiało mu cholernie wielką frajdę, bo cóż za przyjemność może mieć tropiciel, łowca i zdobywca z przerżnięcia na wylot głupiej cichodajki?
WWW Sączył drinka, wsłuchując się w szept plotkujących sąsiadek i kiwał głową. Od czasu do czasu zerkał na wejściowe drzwi, zdążyły się jednak otworzyć jakieś szesnaście razy, zanim wreszcie stanęła w nich Weronika, ubrana w białą bluzkę i zakrywającą kolana ciemnoniebieską spódnicę. Poprawił się na krześle, nabrał głęboko tchu, czując jak serce tłucze się pod koszulą o żebra i czekał. Dziewczyna rozejrzała się po sali, dostrzegła stolik w kącie i ruszyła z gracją w jego stronę.
WWW - Cześć - zawołała i uśmiechnęła się szeroko, kiedy już była blisko.
WWW - Jesteś! No wreszcie! - Pierwsza Grzeczna Dziewczynka zachichotała, a druga Grzeczna Dziewczynka wstała, objęła Weronikę i mocną ją ucałowała.
WWW Bogdan siedział z boku, popijał wolno drinka, kiwał głową i się uśmiechał.

WWW W godzinę później pierwszy Żywiec dał o sobie znak i Weronika zaczęła przebierać nogami pod stolikiem. Już czas. Dopił drinka, wstał i z pustą szklanką ruszył do baru. Niespiesznie przecisnął się przez tłum, nikogo nie przepraszając. Przed samą ladą skręcił, jakby od niechcenia i wrzucił szklankę do kosza. Obejrzał się, nikt za nim nie popatrzył. Zanurkował w ciemny korytarz po lewej, przeszedł nim wolno i otworzył drzwi opatrzone tabliczką z kółeczkiem. Dobrze wiedział, że w środku nikogo nie ma - od dziesięciu minut nikt w ten korytarzyk nie skręcał. Wszedł do toalety, minął trzy puste kabiny i zamknął się w czwartej.
WWW Czekał. Po chwili na zewnątrz rozbrzmiały kroki, drzwi rozwarły się i na moment muzyka zagrała głośniej, a potem znowu przycichła. Przez szparę pomiędzy niedopasowanymi drzwiczkami mignął mu skrawek białej bluzki i rąbek niebieskiej spódnicy. Rozległo się skrzypnięcie drzwiczek w kabinie obok i trzask pociąganej zasuwki.
WWW Cicho odsunął swoją, przeszedł przez toaletę i przyłożył ucho do drzwi. Poprzez muzykę nie słyszał już żadnych kroków. Dobrze. Przekręcił tkwiący w zamku klucz. Mniej więcej w tej samej chwili dobiegł go szum spuszczanej wody, a potem trzask tym razem odciąganej zasuwki. Otwarły się drzwiczki w pierwszej kabinie i wyszła z niej Weronika.
WWW Zatrzymała się gwałtownie, popatrzyła na niego wielkimi ze zdumienia oczami, cudnymi, o tak, cudnymi, a potem otworzyła usta i zarechotała. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Pewnie słyszała już historie o facetach, którzy po pijaku mylą znaczki na drzwiach publicznych toalet, ale nie sądziła, że kiedyś ją samą coś takiego spotka.
WWW Bogdan przekrzywił głowę i także się uśmiechnął, uśmiechnął się naprawdę szeroko, a potem patrzył jak oczy dziewczyny z każdą chwilą robią się coraz większe, i większe, a chichot z wolna cichnie w jej krtani, przemieniając się w jęk.
WWW Rzucił się naprzód, wyprowadzając cios, zanim zdążyłaby krzyknąć. Rozległo się głośne, mokre mlaśnięcie, a potem kilka kolejnych i dziewczyna wpadła tyłem do kabiny, grzmocąc głową o ścianę. Skończyła z twarzą na zimnych płytkach PCV.
WWW Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę, wciąż szczerząc zęby, ale temu grymasowi daleko już było do uśmiechu. Kiedy uznał, że wybranka już się nie poruszy, podszedł do okna i otworzył je. Wrócił po nią, chwycił za ręce i przytaszczył pod parapet. W korytarzu wciąż nie było słychać żadnych kroków, kiedy przerzucał ją w ciemność, a następnie tą samą drogą wychodził w ciepłą majową noc, w kieszeni mając cienki sznur i słodkie chwile przed sobą... Najwyżej dziesięć minut.
WWW Niestety, dziewczyna nie pochwali się nimi swoim koleżankom. Tak, nie trzeba być członkiem cholernej Mensy by wiedzieć, że martwi nie wydają żadnych dźwięków.

Re: Słoneczna Plaża

2
Cygaro, lampka wina, wygodny fotel... I poduszeczka z igłami pod tyłek, żeby się wprawić w odpowiedni humor.
mamika6 pisze:wzbijając w powietrze obłoczki kurzu
Wiadomo przecież, że w powietrze.
Samochód zostawił przed domem, dwa kilometry stąd, specjalnie się nad tym nie zastanawiając. Nie żeby był jakimś geniuszem, ale też wcale nie musiał. Nie trzeba być członkiem Mensy by wiedzieć, że kiedy w sobotni wieczór wybiera się do pobliskiego baru, samochód lepiej ominąć szerokim łukiem
To jest całkiem dobry fragment. Trochę oklepany, ale w sumie zgrabny.
Raz po raz klepał się po kieszonce na piersi, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku
Rozbiłbym to na dwa zdania: Raz po raz klepał się po kieszonce na piersi. Sprawdzał, czy wszystko jest w porządku. Ale za samo opisanie czynności masz dużego plusa. Wielu ludzi tak robi. Ja też.
przyjemny ciężar starannie zwiniętych banknotów
W tym momencie zadałem sobie pytanie: ile on miał tych banknotów, że czuł ich ciężar?
wtedy, oczywiście, będzie musiał być trzeźwy
Będzie musiał być - brzydko. I oczywiście musi być wtedy trzeźwy.
pójdzie do innego baru, mieszczącego się w północnej części miasteczka
Szkolny styl.
Cudowna noc cudownie się zbliża, a każdy krok mnie do niej przybliża! Hej ho! Hej ho!
Masz plusa za cały zaczynający się w tym miejscu akapit. Znowu: niewyszukany, ale zgrabny. Czyta się go gładko, nawet jeśli są jakieś drobne zgrzyty, łatwo je przeoczyć.

Zabijcie mnie, feministki, ale to jest bardzo kobiece opowiadanie. I dobrze. Kobieta napisała kobiece opowiadanie i od razu widać pozytywne skutki. Główny bohater jest, jak na krótką formę, całkiem dobrze skonstruowany, jego emocje (przy utrzymującym się zastrzeżeniu o ograniczeniach krótkiej formy) przedstawiłaś w sposób wiarygodny i przekonywający. Przydałby się tylko bardziej wyrazisty, bardziej przemawiający do czytelnika obraz Słonecznej Plaży.

Ćwicz interpunkcję.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

3
Dziękuję Sir Wolf za sugestie, mam o czym teraz myśleć i z czym kombinować!

Kobiecy tekst... coś tak właśnie podejrzanie za fajnie i za lekko mi się go pisało :D Ale wiem też już, jak na przyszłość temu zaradzić. Tak więc idę po igły do sąsiadki, a potem zrobię sobie tak samą jak Twoja podusię. Powinno zadziałać :P

4
Do usług.

Muszę w końcu wrzucić tu znowu coś swojego. Mam nadzieję, że moje ulubione forumowiczki równie chętnie przekażą mi wtedy swoje spostrzeżenia. :P
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

5
Samochód zostawił przed domem, dwa kilometry stąd, specjalnie się nad tym nie zastanawiając
1. Istnieje jakaś przyczyna, która uzasadniłaby taki opis odległości? Imo jeśli się da, lepiej operować terminami bardziej rozmytymi.

2. Jestem zdania, że jeśli bohater czegoś nie zrobił, to nie ma sensu tego opisywać (chyba, że czemuś to służy...) . Chociaż tu problem pojawia się dalej. Najpierw piszesz, że bohater się nad CZYMŚ specjalnie nie zastanawiał, a potem poświęcasz temu czemuś dwa zdania. To mi trochę w sprzeczności stoi.



Przeszedł po mostku nad przecinającą lasek rzeką, potupując głośno na starych deskach i poszedł dalej.
Przyznam szczerze, że ten - tak hmm "malowniczy" - opis przejścia przez mostek, zasugerował mi, że będziesz go chciała (ten mostek) potem wykorzystać. O tą część z imiesłowem mi chodzi. Bardzo rozciąga scenę w czasie.


Dobrze wiedział, że jest - przyjemny ciężar starannie zwiniętych banknotów nie znikał ani na chwilę -
Chodziło ci może o to specyficzne, uciskające naprężenie kieszeni, gdy mamy w niej jakąś większą rzecz? Np wypchany banknotami portfel?
Jak jest dużo bilonu to trochę może ważyć. Ale to naprawdę dużo tego musi być.
wchodząc na zakurzony asfalt wiejskiej drogi, która zawieść go miała prosto do centrum.
Tu powiem ci z perspektywy mieszkańca dużego miasta. "Centrum" kojarzy mi się raczej z czymś większym. Czymś co mają duże miasta, gdzie są kluby etc...
popijając kolejnego Żywca.
Jestem przeciwnikiem dodawania tak dokładnych określeń jeśli nic konkretnego nie wnoszą do fabuły.
Jeśli Bogdan byłby pracownikiem tej firmy, czy może gdybyś napisała, że pił VOLTA. Wtedy miałoby to sens. Bo określałoby jakoś jego postać. Ale w tym wypadku? Gdybyś nie dodała "Żywca" to moja wyobraźnia sama podpowiedziałaby mi jakie piwo pił.

tak, był zdobywcą, pierdolonym mistrzem turnieju,
Tu właśnie zdałem sobie sprawę, że mnie to przekleństwo jakoś zniesmaczyło i zacząłem zastanawiać się dlaczego.
Chodziło ci chyba o to, żeby zarysować postać Bogdana, że "on by tak powiedział".
Tylko, że (Według mojej podświadomości - tak myślę) prowadzisz narracje w taki sposób, że nie wiem kiedy zbliża się ona do myśli Bogada, a kiedy jest zwykłą narracją narratora wszechwiedzącego.

Ah. i dodam, że te kilka zdań powiedziało mi więcej o Bogdanie niż wszystko co napisałaś wcześniej.
Wreszcie zaczynam go czuć.
Pierwsza była Maria. Ostatni raz widział ją tamtej pachnącej żniwami nocy, kiedy na rozciągającej się za jej domem łące zabrała mu dziewictwo, i chociaż miało to miejsce dziesięć lat temu z górką, wyraźnie pamiętał kręcone rude włosy, rozsypane na soczystej trawie i blask księżyca odbijający się w ogromnych oczach...
Bardzo możliwe, że to zabieg celowy, żeby stworzyć dysonans przed tym co ma nastąpić. I powiem ci, że w kontekście całości podoba mi się nawet i pasuje. Ale jako, że nie pierwszy raz czytam podobny opis podobnych scen, muszę to napisać:

Ten opis jest maksymalnie prze-feminizowany. Jeśli facet zapamiętałby coś ze swojego pierwszego razu, to na pewno byłyby to inne rzeczy niż blask księżyca odbijający się w ogromnych oczach (Na oczy by nawet nie patrzył ;))
dziki wódz w chwilę po zdobyciu wioski.
Oj tam, że jak dziki wódz od razu :P
Dziwnie to mi brzmi. Zbyt duży skrót myślowy chyba. Wódź dzikiego plemienia (tzn wódz barbarzyńców np?), czy może że był dziki w sensie szalony?)
Ii zdobycie zamieniłbym na coś posiadającego większą ilość emocji.
Splądrowaniu? Tez nie, ale coś w tym kierunku.

Od czasu do czasu zerkał na wejściowe drzwi, zdążyły się jednak otworzyć jakieś szesnaście razy
Wyrzuciłbym. jednak mi nie pasuje z pierwszym członem, a "jakieś" nie pasuje z kolei do tych 16. To dość dokładna liczba. I dobrze, że tak dokładna, w końcu patrzył się na te drzwi i liczył, czekając na dziewczynę...
Generalnie. Zamieniłbym to w dwa oddzielnie zdania. Dałbym gdzieś kropke.

czując jak serce tłucze się pod koszulą o żebra
Oj. Straszny potworek moim zdaniem. Pod koszulą i o żebra?
Komuś się może podobać, ale dla mnie to przekoloryzowanie imo.
- Cześć - zawołała i uśmiechnęła się szeroko, kiedy już była blisko.
Czy to "kiedy już była blisko" naprawdę potrzebne? I skoro była blisko to po co wołała? Rozumiem, muzyka głośno gra etc, ale i tak ciężko mi sobie to wyobrazić. Chyba dlatego, że "wołanie" kojarzy mi się w pierwszym momencie z "przywoływaniem osoby, która znajduje się w określonej odległości"
Może po prostu chciała przekrzyczeć muzykę i gadających ludzi? Albo coś w tym stylu.


- Jesteś! No wreszcie! - Pierwsza Grzeczna Dziewczynka zachichotała, a druga Grzeczna Dziewczynka wstała, objęła Weronikę i mocną ją ucałowała.
Literówka.
Świetne to jest. Czytam ten tekst kolejny raz i za każdym razem się nabieram.
W godzinę później pierwszy Żywiec dał o sobie znak i Weronika zaczęła przebierać nogami pod stolikiem.
W tym momencie zacząłbym się normalnie zastanawiać, ile autor dostał kasy za reklamę ;P

Obejrzał się, nikt za nim nie popatrzył.
Dziwnie brzmi mi użycie "popatrzeć" w takim celu.
Popatrzył ma chyba zbyt prywatny charakter, żeby tak go używać.
Dla mnie
popatrzył - kamera umieszczona "w oczach" bohatera.
rozejrzał się - kamera obok bohatera, śledzi jego ruchy.

Nie pasuje mi też czas. Twój bohater obejrzał się i stwierdził, że nikt się za nim nie popatrzył. Myślę, że inny czas lepiej by tu pasował. Np Nikt się nim nie interesował. Nikt na niego nie patrzył.
Może gdyby to była narracja narratora wszystkowiedzącego to byłoby ok. Mam jednak wrażenie, że tworzysz narracje z oczu bohatera.
drzwi rozwarły się i na moment muzyka zagrała głośniej
1.
Czy ja wiem, czy to odpowiedni czasownik dla drzwi? Chyba, że były rozsuwane na boki, to może jeszcze... Ale gdzie w toaletach takie drzwi?
Nie mogły się po prostu otworzyć może?

2.
Dobry zabieg. Ale przeredagowałbym go. Oprócz tego celowo izolujesz czytelnika od bohatera pisząc w taki sposób?
Może muzyka "grała" tak samo głośno, tylko bohater słyszał ją lepiej przez chwilę?

Ten kawałek z drzwiami jest ok. Bo bohater ich nie widział. Natomiast muzykę już słyszał. Jeśli nie chcesz się celowo izolować od Bogdana, można by chyba "z jego pozycji" to napisać.
Poprzez muzykę nie słyszał już żadnych kroków

Nie wiem, czy dlatego czy muzyka grała, przez to, że muzyka grała? A może dzięki temu?
Ok już wiem...
Ujednoznaczniłbym. Przez chwilę myślałem, że cieszy się, że muzyka zagłusza jego kroki.
Tylko, czy czyjeś kroki faktycznie można by słyszeć przez zamknięte drzwi, z których dobiegają odgłosy dźwięków klubowej muzyki? Kroki w normalnym pomieszczeniu, są dużo cichsze przecież. Może rozmowę dwóch podpitych kolesi? Czyjeś odgłosy ogólnie.


Rzucił się naprzód, wyprowadzając cios, zanim zdążyłaby krzyknąć.
Tutaj mamy akcje. Warto pomyśleć o eliminacji przypuszczenia, które moim zdaniem ją spowalnia.
Rozumiem zabieg. Że zależało mu na tym, żeby nie krzyknęła. Tylko że to akcja jest. Jak ją dobrze skonstruujesz to wyjdzie samo z siebie co bohater chciał uzyskać.


Mamiś Mamiś... To wszystko co napisałem to takie małe bzdurki są, których nie zauważyłbym nigdy (i nie zauważyłem) czytając tekst normalnie.
Duża cześć z nich jest na pewno dyskusyjna, ale chodziło mi o to, żeby ci pokazać, że można coś było inaczej zrobić, dać alternatywy, których samemu czasami trudno jest dostrzec.

Co do samego tekstu.
Strasznie kobieco opisałaś na początku postać bohatera. Podobnie jak np. "kobieco" opisałaś jego wzwód. Ale wiesz co? Cholera. Myśle, że to jest to, co razem z tematem i końcówką, nadaje właśnie tej miniaturce specyficznego charakteru i sprawia, że jest ciekawa.
Skróciłbym tylko trochę pierwszą cześć, moim zdaniem jak na miniature niepotrzebnie przekazujesz niektóre informacje.

oczywiście, podobało mi się.

6
Dzięki Hardrick! :D
E tam, bzdurki... zawsze opisuję to, co widzę w głowie, dzięki takim... ekhm "bzdurkom", wiem czy mi wyszło, czy nie. Czemu ten początek taki lekki? Chyba po to żeby nie zdradzić zakończenia. Ogromne oczy dziewuchy też celowo, ogromne ze strachu i tak, właśnie że je zapamiętał, kiedy na tej łące ją mordował. To też dopiero miało być jasne po przeczytaniu całości. Ale racja, kto tam będzie wracał i się drugi raz nad tym zastanawiał.
Haha! A żywiec? Kurczę, nawet nie zwróciłam na to uwagi. Stał na biurku akurat, jak pisałam :D

Sugestie oczywiście biorę sobie do serca. Albo nie, lepiej do głowy, przy użyciu mojego magicznego młotka. Dzięki! :D

7
To jest coś więcej, niż miniatura. Całkiem zgrabne, ale jednak troszkę spalone na końcu. Część pierwszą czytało mi się świetnie - piosenki są cudne! :)
Bardzo podobało mi się też to:
mamika6 pisze:Przeszedł po mostku nad przecinającą lasek rzeką, potupując głośno na starych deskach i poszedł dalej.
Lubię takie ładnie wychwycone szczegóły, które, niby od niechcenia, budują klimat. Można usłyszeć to tupanie. Idziemy sobie, po drodze pojawia się mostek i nagle tupiemy, nie tupiąc, bo podłoże się zmieniło, a nie nasz krok.

Natomiast nie podoba mi się sama koncepcja. Jest taka zabawa słowna: prosimy kogoś, żeby powiedział dziesięć razy "białe", a potem pytamy szybko: "Co pije krowa?" I każdy odpowiada: "mleko".
Mam wrażenie, że teraz w literaturze bawimy się podobnie: powiedz dziesięć razy "seks". Jak seks, to co jeszcze? Przemoc. Seks i przemoc, przemoc i seks... i tak w kółko. Dlatego końcówka mnie nie zaskoczyła. Wolałabym tam coś innego, jakieś mniej oczywiste skojarzenie. Seks - tak, ale na końcu coś innego...

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

8
Mi osobiście opowiadanie się podobało. Prawdopodobnie dlatego, że lubie teksty seksistowskie, szowinistyczne i feministyczne (w moich tekstach też jest tego pełno), a Twoje opowiadanie ma taki posmak:)
Nie zgadzam się do końca z Sir Wolfem, że od samego początku i do samego końca opowiadanie jest kobiece. Takie szczegóły, jak opis wzwodu czy seksu (morderstwa) mnie wydały się raczej "niedopowiedziane", niż kobiece. Czy każdy mężczyzna musi przedstawiać erotyzm w sposób infantylny?...
Thana pisze: Dlatego końcówka mnie nie zaskoczyła.
Ja też spodziewałem się zaskakującego zakończenia, ale bardziej w stylu tarantinowskiego Deathproof (np. Weronika "zaliczy" głownego bohatera). Tak czy owak zakończenie wprowadziło puentę, która pomimo swojego oklepania spełniła funkcję - stworzyła zakończenie.
Wiem, to brzmi jak masło maślane, ale chyba naprawdę lepsze jest jakiekolwiek zakończenie, niż jego brak:)

Podsumowując: napisałaś dobre opowiadanie z drobnymi usterkami. W następnym postaraj się je wyeliminować;)

Pozdrawiam!
"Pisać jest rzeczą ludzką, redagować boską." - Stephen King

9
łukiem
Smakowała ta kropka? ;-P ;-D
Raz po raz klepał się po kieszonce na piersi (...) ale i tak się poklepywał.
Jak się jedno ma do drugiego? Sama mnie pouczałaś, iż piszę coś, a potem się powtarzam. Robisz ten sam błąd pani Narrator. Wiadomo, że i tak się poklepywał, raz po raz przecież! ;] Ja rozumiem to raz po raz tak, że robił to co chwila. ;-P Toteż drugie jest kompletnie zbędne.
barmana, a potem na niego wrzeszczał, dopóki barman


Powtórzenia ;-PPP

czy bujając w fotelu


Bujając się w fotelu.
Bujać w fotelu to można kogoś ;-p

Żywca


Prawie jak piwo. ;-DDD

Fajne :-P podobało mi się.
"Poszukiwacze potłuczonego fajansu"

10
Bardzo mi się podobało. Cały zabieg z twistem, czyli wykręceniem zakończenia wydaje się na końcu taki lichy, ale i tak jest dobry. Dziwne, prawda? Cały tekst ma dziurę logiczną, ale pozbywam się myślenia o niej - co sobie będę psuć kawał świetnego opowiadanka. Troszkę (!) urzekł mnie styl: lekki, tworzący kopułę żywej i zabawnej opowiastki, pod którą skrywasz mroczną historię. Plastyka na bardzo wysokim poziomie, ale w żadnej chwili nie przegadujesz. Nie uwierzysz, ale moment wejścia dziewczyny do toalety wywarł na mnie ogromne wrażenie. Proste środki - a efekt powalający. Dosłownie słyszałem muzykę, widziałem otwierane drzwi i kobietę w granatowej spódniczce sięgającej za kolana. Coś niesamowitego. Myślę, że gdzieś tam znalazłaś w sobie złoty środek do pisania. Może nie jest on jeszcze zawsze na wierzchu, ale w tym opowiadanku użyłaś pełnej gamy z tego, co potrafisz. Odniosłem wrażenie, że to tekst Ciebie prowadził, a ty go tylko zapisałaś. Naprawdę dobre, oj dobre. Kilka rzeczy przykuło moją uwagę, głównie wskazał je hardrick, stąd też nie będę się powtarzać - w zasadzie, nie ma po co.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

11
Jak zwykle fajnie i wyraźnie. Dało się poczuć to, o czym piszesz. Zakończenie niby fajne, ale przewidywalne na finiszu. Ale i takie podobało mi się. Nie koncentrowałem się tym razem na błędach, bo te jak widzę już wymieniono. Ograniczam się do wrażeń, a te, jak zwykle pozytywne. Piszesz fajnie, nie mam co do tego wątpliwości. Pisz więc dalej.

Jedyne, co mogę zarzucić to może zbyt długie wprowadzenie, choć nie wiem, czy po skróceniu tekst nie straciłby swoich walorów.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”