- O w mordę, zaraz się wyglebię. – Mucha Zuzanna zjeżdzała powoli z nadgryzionego jabłka, hamując przy tym tylną lewą nogą. Opasany złotym paskiem brzuch podskakiwał jej rytmicznie, szmaragdowe błyskotki na skrzydłach trzęsły się niczym pokrywka na garnku z gotującą wodą. Stylem Zuzanny nie była klasyczna elegancja, jeden rzut oka pozwalał stwierdzić, że pieniędzy nie dziedziczyło się w rodzinie od pokoleń. Przez większość życia latała bez sensu w te i we wte, wychudzona tak bardzo, że część ludzi brała ją za komara. Aż kiedyś, natchniona lekturą „Encyklopedii przedsiębiorczości”, na którą natknęła się na stole pewnej bardzo wysprzątanej kuchni, postanowiła odmienić swój los.
Uśmiechnęła się do wspomnień i wcisnęła guzik na klawiaturze telefonu.
- Edward, słucham? – spytał głos po drugiej stronie słuchawki.
- Cześć, tu Zuzi.
- Masz coś?
- No. Na bogato, możesz podesłać do dwudziestu zawodników. Właściciel spokojny, nie interesuje się lokatorami.
- Adres?
- Zaraz. Jest coś jeszcze. Biorę podwójną stawkę, ten lokal to prawdziwa perła.
- Zapomnij.
- Rozłączam się.
- Czekaj! Drażliwa się zrobiłaś. Dobra, niech będzie razy dwa.
- Miodowa sześć mieszkania czterdzieści osiem – rzuciła i rozłączyła się.
- Edward, słucham? – spytał głos po drugiej stronie słuchawki.
- Cześć, tu Zuzi.
- Masz coś?
- No. Na bogato, możesz podesłać do dwudziestu zawodników. Właściciel spokojny, nie interesuje się lokatorami.
- Adres?
- Zaraz. Jest coś jeszcze. Biorę podwójną stawkę, ten lokal to prawdziwa perła.
- Zapomnij.
- Rozłączam się.
- Czekaj! Drażliwa się zrobiłaś. Dobra, niech będzie razy dwa.
- Miodowa sześć mieszkania czterdzieści osiem – rzuciła i rozłączyła się.
Popatrzyła raz jeszcze na walające się po podłodze odpadki, przypięła do piersi identyfikator z napisem „Pośrednik nieruchomości” i ruszyła w stronę drzwi, by powitać karaluchy.