16

Latest post of the previous page:

Przeczytałam ten fragment dwa razy. Na pewno, skoro to proza dla YA, nie jestem targetem :mrgreen: ale o ile ja znam facetów, to mało jest takich, którzy tyle sami ze sobą rozmawiają na przestrzeni dekady :lol:

Nie chcę powiedzieć, że nie ma facetów wrażliwych, albo że wszyscy są z Marsa, po prostu faceci jednak przeżywają wszystko znacznie prościej i prościej widzą świat. Rozkładanie i analizowanie na czynniki pierwsze jest domeną naszej płci.

Ten fragment

Nie miałem żadnego pomysłu na to, gdzie się udać. Stałem przed kasą, zastanawiając się, gdy nagle jakaś kobieta odwołała rezerwację na lot do Australii. Ten zbieg okoliczności ułatwił mi podjęcie decyzji. Kilka lat wcześniej odwiedziłem ten piękny, ale dziki kraj. Tak, tego właśnie potrzebowałem!

napisałabym tak (zakładając, że próbowałabym w pierwszej osobie i że wierzyłabym, że na lot do Australii nie ma żadnej listy rezerwowej, no ale to może się zdarzyć, nie czepiam się)

Podszedłem do stanowiska [tu nazwa linii lotniczych]. Chciałem polecieć gdzieś daleko, najlepiej natychmiast. Już miałem usiąść naprzeciw atrakcyjnej blondynki w tradycyjnym uniformie, gdy przede mnie władowało się jakieś babsko. No dobrze, nie babsko - zdenerwowana młoda kobieta, pytająca o możliwość zwrotu biletu do najbliższy lot do Australii. Najbliższy, czyli za cztery godziny. - Jeśli nie ma nikogo na liście, proszę przebukować na mnie! - nie mogłem się powstrzymać. To był wręcz fantastyczny zbieg okoliczności. Kilka lat wcześniej po krótkich wakacjach w kraju kangurów obiecałem sobie, że jeszcze tam wrócę. I właśnie dostałem szansę.


Od razu mówię, że nie aspiruję do znawcy duszy Twojego bohatera, to co mnie się narzuca, to że facet raczej skupia się na streszczeniu akcji a nie swoich emocji. Nawet jak opowiada o sobie

17
Dziękuję Anastazjo :)
Obawiam się jednak, że gdybym całość tak rozbudowała - z 840.000 znaków zrobiłby się milion, albo i więcej.
I tak usłyszałam zarzut, że się zbyt rozpisuję :P

18
To mogłoby być krótsze, a z wielu fragmentów przemyśleń zrezygnowałabym zupełnie :)

chodziło mi o to, że narracja faceta powinna się skupiać na konkretach, zdarzeniach, emocje są wtórne

Swoją drogą 840 tysięcy znaków toż to jakieś wielkie tomiszcze! :mrgreen:

19
no jest tomiszcze, ale nie jakieś bardzo wielkie :)
starałam się ograniczać :P

co do tej 17 - popracuję nad nią jeszcze ;)

20
Przeczytałam tekst kilkakrotnie, rozpaczliwie poszukując a t m o s f e r y powieści. Tego, co ogarnie umysł, kopnie w tyłek wyobraźnię i pozwoli przeżywać powieść. Nie znalazłam ;(

21
Augusto, ja tu czegoś nie rozumiem. Piszesz w SB, że powieść jest ukończona, sprawdziła ją redaktorka i pisarz - czego zatem oczekujesz od nas? Przecież w tej chwili wszystkie rady nie zdadzą się na nic, mogą co najwyżej wprowadzić mętlik i chaos, jeśli będziesz chciała się do nich dostosować. Tym bardziej, że tu chodzi o kwestie tak fundamentalne, jak styl narracji i postać głównego bohatera. Weryfikatorium jest bardzo dobrym miejscem do wrzucania tekstów, kiedy jest się na etapie pośrednim: fabuła mniej więcej ułożona, bohaterowie przemyślani, tekst na tyle zaawansowany, że uformowane są jego podstawowe cechy, ale jeszcze wiele można w nim zmienić. Można czyjeś rady wykorzystać, z innymi się nie zgodzić, lecz zawsze jest to punkt wyjścia do różnych przemyśleń własnych, które mogą zaowocować nawet radykalną przebudową całości. Natomiast kiedy masz ponad 800 000 znaków po redakcji, na jakiekolwiek zmiany w strukturze tekstu jest już za późno, gdyż to nie jest sprawa dopisania tu i ówdzie paru zdań.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

22
Powiem Ci, że wiele uwag bardzo mi się przydało, od takich drobnych detali i poprawek (naniosłam je od razu) do tych fundamentalnych (zastrzeżenia co do postaci bohatera). To, że nie przebuduję radykalnie powieści - jest oczywiste, ale wiele informacji mogę wykorzystać przy pisaniu drugiej części.

23
Tak się zastanawiam, dlaczego, mimo całej staranności, jaką włożyłaś w opracowanie tego tekstu, ostateczny rezultat wydaje mi się mało przekonujący. I tutaj muszę odwołać się do własnych upodobań czytelniczych. Ja nie mam wielkich wymagań i podobać może mi się wiele: powieść dla dzieci, dla nastolatek, powieść historyczna, współczesna obyczajowa, kryminał, fantasy, sci-fi , postapo - pod warunkiem, że bohaterowie tego tworu literackiego są wiarygodni psychologicznie. Albo i niewiarygodni, lecz wyraziści, zindywidualizowani, pełni życia. To nie muszą być postacie na miarę Flauberta czy Dostojewskiego. Literatura popularna zna ich mnóstwo, i to najróżniejszych: od Ani z Zielonego Wzgórza po Jakuba Wędrowycza.

I tu widzę największą słabość Twojej powieści. Bohater płci męskiej jest właściwie nieodróżnialny od dziewczyny, z którą się rozstał. Gdyby w monologu Leona wygłaszanym do portretu zmienić parę szczegółów i końcówki rodzajowe, mogłaby to być wypowiedź Anny. Oboje nie różnią się od siebie ani na poziomie emocji oraz refleksji, ani na poziomie języka, jakim się posługują.
I to nie o to chodzi, że skoro on jest artystą, człowiekiem wrażliwym, itp. to ma prawo, żeby targały nim emocje. Owszem, ma. Tylko niech je wyraża w inny sposób, niż siedemnastolatka. To jest najbardziej podstawowe rozróżnienie, jakie musi wprowadzić autor: nawet dwie przyjaciółki, postawione w tej samej sytuacji, nie mogą reagować identycznie, a cóż dopiero nastolatka i dojrzały mężczyzna.

Poza tym, takie skoncentrowanie na przeżywaniu dramatu rozstania z Anną sprawia, że zaniedbujesz okazje, które sama stworzyłaś. Bo popatrz: wysyłasz faceta na koniec świata. Dosłownie, zważywszy odległość Sydney od Londynu. I co? Ano, nic. Ląduje tam po wielu godzinach lotu, pora roku jest dokładnie przeciwna, niż w Londynie, zmiana czasu o 10 albo 11 godzin, a on nic. Owszem, mówi, że czuje się wykończony, a do tego ciągle jeszcze koszmarnie skacowany, lecz z tego nic nie wynika. Nie myśli, żeby wreszcie wziąć prysznic i wyciągnąć się na jakimś tapczanie (przecież mógłby spędzić nawet kilka dni w hotelu, dlaczego nie?), nie chce mu się pić (bo jeść nie chce mu się z definicji, za bardzo przeżywa), nie czuje gorąca (a to już subtropiki), w ogóle nie reaguje na to, co go otacza. Jedzie do biura nieruchomości i błyskawicznie kupuje sobie dom. I dalej znowu nic: żadnego zmęczenia, potrzeby snu, żadnego odreagowania (Gorgiasz słusznie zauważył: dlaczego woda, nie alkohol?), tylko jeremiady, że Anna, że tamten drugi… Nowy kraj, zdecydowanie inny, niż Anglia, nowy dom (a naprawdę niełatwo jest poruszać się w cudzym, umeblowanym domu, kiedy jesteśmy tam pierwszy raz) – dla Leona to wszystko nie ma najmniejszego znaczenia. Ale ma konsekwencje dla powieści, niestety. Tło u Ciebie jest szczątkowe, podobnie jak ta część osobowości bohatera, która nie jest związana z przeżywaniem miłosnego dramatu. I właśnie dlatego postać jest płaska, a czegoś, co można by nazwać „klimatem” powieści, nie ma wcale. Przynajmniej w tym fragmencie. Rozmaitych detali, budujących scenerię, nie da się do powieści wrzucić hurtem, w na przykład w jednym, długim opisie otoczenia. Trzeba je dawkować przy różnych okazjach. Takim szczegółem jest ten stary samochód z matowym lakierem – szkoda, że nie ma ich więcej. Bo gdzie indziej, zamiast obserwacji podajesz ogólniki:
Jeden dzień spędziłem, włócząc się za stadkiem psów dingo. Obserwacja ich obyczajów, a zwłaszcza polowania, dostarczyła mi przerażających wrażeń. Mimo wszystko nawet najdziksze zwierzęta nie potrafią być tak okrutne jak ludzie. Tak, te psy zachowywały się bezwzględnie, ale wynikało to z konieczności.
Mogłabyś napisać chociażby, że Leo widział, jak dingo zagryzają swoją zdobycz i to go przeraziło czy zbrzydziło, przynajmniej byłby jakiś konkret. Bo takie refleksje, że ludzie są gorsi od zwierząt, to frazes powielony już tysiące razy.

Do niewykorzystanych w pełni okazji zaliczam też rozmowę z portretem, a przynajmniej jej pierwszą część. To mogłoby być zabawne, wciągające. Gdyby Leo poczuł sympatię do faceta, uznał go za kogoś interesującego, z kim warto porozmawiać – jednym słowem, gdyby nadał mu jakąś indywidualność, a nie tylko imię i od razu pospiesznie zaczął się zwierzać. Na szczęście, w dalszej części Phil nabiera wyrazistości i wtedy dialog dziada z obrazem wypada już o wiele lepiej.

Właśnie, dialogi. Są bardzo rozbudowane i przez to nużące. Mam nieodparte wrażenie, że to wszystko, co mówi Leo do portretu w pierwszej części, dałoby się ująć w czterech – pięciu zdaniach, bez żadnej straty, a wręcz z korzyścią dla tekstu. Później jest podobnie.
Przypuszczam, że tekstowi wyszłaby na dobre zdecydowana zmiana proporcji: ograniczenie dialogów oraz monologów, a w tych, które zostają - dyscyplina słowa, unikanie piosenek, które "mówią" w imieniu bohaterów (to zużyty chwyt, żeby takie cytaty zagrały, trzeba się niemało nagłówkować). Wtedy poszerza się miejsce dla narracji: rejestracji wrażeń zmysłowych, obserwacji otoczenia, refleksji... Mechaniczne dorzucanie rozmaitych opisów rzeczywiście mija się z celem, gdyż tekst i tak jest przeładowany.

Ale podstawowy problem jednak pozostaje. Może, gdyby narracja była zróżnicowana: trzecioosobowa dla Leona, pierwszoosobowa dla Anny, zmniejszyłoby się ich podobieństwo. Bo jednak forma "on" narzuca trochę inną emocjonalność, niż "ja".

I jeszcze taki drobiazg: "Dwa księżyce" to tytuł zbioru opowiadań Marii Kuncewiczowej. Wiem, że czasem można nieświadomie zdublować tytuł jakiegoś utworu. Jest to jednak niepotrzebne zamieszanie, tym bardziej, że "Dwa księżyce" mają również swoją wersję filmową (1993).
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

24
Dziękuję bardzo za poświęcony czas :)
Jestem wdzięczna - wiele z Twoich uwag bardzo mi się przyda.
Teraz postaram się odnieść do niektórych.
Rubia pisze:I tu widzę największą słabość Twojej powieści. Bohater płci męskiej jest właściwie nieodróżnialny od dziewczyny, z którą się rozstał. Gdyby w monologu Leona wygłaszanym do portretu zmienić parę szczegółów i końcówki rodzajowe, mogłaby to być wypowiedź Anny. Oboje nie różnią się od siebie ani na poziomie emocji oraz refleksji, ani na poziomie języka, jakim się posługują.
To najbardziej jest mi potrzebne.
Od ostatnich komentarzy (bardzo podobnych w sensie wypowiedzi) - sporo poprawiłam. Masz rację, podobnie jak poprzednicy. Wiele rzeczy zmieniłam, cały czas pracuję nad tym. Zarzut słuszny (zbyt wiele osób go podniosło) - więc trzeba coś z tym zrobić.
Rubia pisze:Owszem, ma. Tylko niech je wyraża w inny sposób, niż siedemnastolatka. To jest najbardziej podstawowe rozróżnienie, jakie musi wprowadzić autor: nawet dwie przyjaciółki, postawione w tej samej sytuacji, nie mogą reagować identycznie, a cóż dopiero nastolatka i dojrzały mężczyzna.
Anna ma prawie 20 lat, poza tym nie jest zwykłym człowiekiem, w niej też drzemią wspomnienia poprzednich bytów (oboje: Leo i Anna - pamiętają swoją przeszłość), i właśnie teraz powoli te wspomnienia dojdą do głosu.
Rubia pisze:Bo popatrz: wysyłasz faceta na koniec świata. Dosłownie, zważywszy odległość Sydney od Londynu. I co? Ano, nic. Ląduje tam po wielu godzinach lotu, pora roku jest dokładnie przeciwna, niż w Londynie, zmiana czasu o 10 albo 11 godzin, a on nic. Owszem, mówi, że czuje się wykończony, a do tego ciągle jeszcze koszmarnie skacowany, lecz z tego nic nie wynika. Nie myśli, żeby wreszcie wziąć prysznic i wyciągnąć się na jakimś tapczanie (przecież mógłby spędzić nawet kilka dni w hotelu, dlaczego nie?), nie chce mu się pić (bo jeść nie chce mu się z definicji, za bardzo przeżywa), nie czuje gorąca (a to już subtropiki), w ogóle nie reaguje na to, co go otacza.
To akurat problem związany z tym, że Dwa księżyce są jedynie fragmentem całości. Wyjaśnię pokrótce.
Nie może iść do hotelu - to bardzo znany człowiek, popularny i sławny, chce się ukryć w mysiej dziurze, tak żeby nikt go nie znalazł. Nie czuje gorąca bo akcja dzieje sie pod koniec lipca (w Londynie jest wówczas najcieplej, a w Sydney przeciętne temperatury w lipcu to 19 stopni - sprawdzone). zmiana czasu nie robi na nim wrażenia (podróżuje bardzo często, kilkadziesiąt razy w roku) bo jest przyzwyczajony. O piciu nie pisałam, o prysznicu też - w zasadzie uznałam to za oczywiste, chociaż w następnym rozdziale jest opisana sytuacja, gdy Leo jest delikatnie mówiąc: nieświeży :D
Nie reaguje na otoczenie, bo je dobrze zna (był już w Australii) i nie interesuje go to miejsce. Jest tam tylko dlatego, że to ustronne miejsce (Wyee), tubylcy mówią po angielsku, jest tam mniej znany niż w Europie czy USA.
Rubia pisze:Jedzie do biura nieruchomości i błyskawicznie kupuje sobie dom. I dalej znowu nic: żadnego zmęczenia, potrzeby snu, żadnego odreagowania (Gorgiasz słusznie zauważył: dlaczego woda, nie alkohol?), tylko jeremiady, że Anna, że tamten drugi… Nowy kraj, zdecydowanie inny, niż Anglia, nowy dom (a naprawdę niełatwo jest poruszać się w cudzym, umeblowanym domu, kiedy jesteśmy tam pierwszy raz) – dla Leona to wszystko nie ma najmniejszego znaczenia.
Wynajmuje dom, nie kupuje. To majętny człowiek - więc zakup też nie byłby dla niego problemem, ale nie potrzebuje domu na własność - wie, że będzie tam maksymalnie rok.
To mały dom, parterowy, wiele do zwiedzania nie ma. Pije wodę, bo nie powinien pić alkoholu (taka zasada go obowiązuje - to nie jest zwykły człowiek), złamał ją bo był zdesperowany. Nowy kraj - nie ma dla niego znaczenia (Leo może żyć w każdym kraju w którym zechce - znów: finanse nie stanowią problemu, jego praca zmusza go do częstych podróży, zwiedził wiele miejsc), to nieśmiertelna istota więc się nie obawia, że nie zdąży, potrafi podróżować mentalnie (opuszcza ciało) - więc może pooglądać co chce.

Co do proporcji dialogów i opisów. Przeczytałam sporo książek dedykowanych mojej grupie docelowej i z moich "badań" wynika fakt, że dialogi dominują w literaturze tego typu :)
Pokusiłam się nawet o obliczenie długości opisów i przeważają krótkie, trzy-cztero wersowe. Ale pochylę się nad tym i spróbuję coś zmienić, zwłaszcza ten o psach (też jakoś do mnie nie przemawia, to fakt).

Dwa księżyce - to tytuł rozdziału, pasuje ze względu na sytuację (jeden księżyc w Londynie, drugi w Wyee).
Rubia pisze:Ale podstawowy problem jednak pozostaje. Może, gdyby narracja była zróżnicowana: trzecioosobowa dla Leona, pierwszoosobowa dla Anny, zmniejszyłoby się ich podobieństwo. Bo jednak forma "on" narzuca trochę inną emocjonalność, niż "ja".
Podstawowy problem mam na tapecie - cały wysiłek skupiłam na nim.

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie uwagi :)
Są bezcenne.

25
Augusta pisze:Nie reaguje na otoczenie, bo je dobrze zna (był już w Australii) i nie interesuje go to miejsce. Jest tam tylko dlatego, że to ustronne miejsce (Wyee), tubylcy mówią po angielsku, jest tam mniej znany niż w Europie czy USA.
Augusta pisze: Nowy kraj - nie ma dla niego znaczenia (Leo może żyć w każdym kraju w którym zechce - znów: finanse nie stanowią problemu, jego praca zmusza go do częstych podróży, zwiedził wiele miejsc)
Augusto - ale w ten sposób czytelnik nic nie ma z tego, że Leo jest takim bywalcem świata. Nie widzi wraz z nim tych miejsc, nie czuje ich atmosfery, odrębności. Bohater może być i sto razy w jakimś mieście/domu/kawiarni, ale jeśli dla niego jest to obojętne, to dla czytelnika też będzie, bo niby dlaczego miałoby być inaczej? Ignorując otoczenie i odczucia z nim związane (noc była duszna, upał nie pozwalał mi zasnąć, leżałem w ciemności z otwartymi oczyma i wsłuchiwałem się w rozmaite dziwne odgłosy, jakieś szmery i szelesty, którymi nagle napełnił się cały dom, itd, itp.) pomijasz jeden z najważniejszych czynników, jakie łączą czytelnika z bohaterami i światem, który wymyśliłaś. Poza tym, takie reagowanie na otoczenie (a nie tylko na wydarzenia) jest ważnym elementem budowania postaci bohaterów. Inaczej odbieramy kogoś, kto lubi senną atmosferę małych miasteczek, a inaczej kogoś, kto świetnie się czuje w zgiełku śródmieścia. Ignorowanie relacji bohater <-> świat wokół niego zawsze zubaża bohatera, a tym samym i całą książkę.
Ostatnio zmieniony śr 18 cze 2014, 15:24 przez Rubia, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

27
Bomba się należy, jako zachęta do dalszej pracy.
Wysyłam niniejszym. Przesyłkę otwierać w obecności saperów!
Ted Kacz... o, cholerka!
Unabomber.

28
Hej Leszku :D
Bombowy z Ciebie gość :)

Pytanko, prośba?
Będę wdzięczna za odpowiedź.

Mógłbyś wstawić taki przykładowy fragment mojej powieści
gdzie to Pam, pam pam, pam pam pam jest najbardziej wyraźne :)
?

29
Hej, Augusto :-)

Bombardierzy się nie zajmują literaturą, tylko wybuchami :-P

Ale dobra, mówisz i masz. Pierwszy lepszy fragment, jaki wpadł mi w oko, jest zupełnie reprezentatywny dla zjawiska, o którym Ci napisałem.

"Bardzo schudłam i musiałam sobie kupić trochę ubrań. PAM PAM. Byłam zaskoczona tym, jak bardzo zmienił mi się gust. PAM PAM.Wyglądałam jak chłopak. PAM. Ze zdumieniem odkryłam, że najlepiej czuję się w bojówkach i ciemnych bluzkach o wojskowym kroju. PAM PAM PAM. Nigdy nie nadużywałam makijażu, ale teraz już zupełnie z niego zrezygnowałam. PAM PAM.
Wika powiedziała, że wyglądam jak żołnierz, i bardzo mi się spodobało to określenie. PAM PAM Chciałam być żołnierzem, marzyłam o tym, aby ktoś wydawał mi rozkazy. PAM PAM PAM. Spełniałabym je bez szemrania, bez zastanawiania się nad tym, czy są według mnie właściwe, czy też kompletnie głupie. PAM PAM PAM PAM (o, tu się wzbogaciło!) Nic mnie tak nie męczyło jak podejmowanie decyzji. PAM PAM."

I tak dalej.
O co mi chodzi?

Narracja, zwłaszcza pierwszoosobowa, nie może być monotonna, ona trochę naśladuje tok myślenia, a ten nie płynie jednostajnie, liniowo (chyba, że posługujemy się stylizacją, na przykład naśladujemy wojskowy meldunek).

Pomyśl o kimś, kto cieszy się zasłużoną sławą znakomitego opowiadacza kawałów i anegdot. Na ogół osobnik ten różnicuje tempa, zagęszcza nastrój rozbudowując czy uwypuklając pewne aspekty, czasem pozwala sobie na krążenie w kółko w jednym miejscu, czasem skraca, syntetyzuje wypowiedź, umiejętnie stopniuje napięcie, potęgując komediowy efekt finału, nieprawdaż?

Dla zbudowania wciągającej narracji, a także ku podrzuceniu czytelnikowi wskazówek, co do temperatury emocjonalnej opowieści używa się zdań różnej długości, a także (i to jest ważne!) - znaków interpunkcyjnych.

W zamieszczonym fragmencie są kropki, przecinki, pytajniki... no i chyba nic więcej. W krótkim, zagęszczonym opowiadaniu może być to celowe działanie, co do powieści - istnieje spore ryzyko, że czytelnik zaśnie, ukołysany monotonią rytmu Twoich zdań. Bardzo sprawozdawczych, zatem w małym stopniu emocjonalnych.

Nie trzeba sięgać do klasyków, zerknij na kilka tekstów w Wyróżnionych (albo nawet tych, które mają dużo odsłon i dużo opinii), a zobaczysz, jak można budować strukturę samej materii języka, żeby czytelnik wciągnął się w tok narracji, oddychał w rytmie narzuconym przez autora, będąc jednocześnie w stanie czuwania :-P i przejęcia treścią przekazu.

Czy z grubsza już wiadomo, o co chodzi?

[ Dodano: Pią 20 Cze, 2014 ]
Aha, jeszcze jedno, ciekawe spostrzeżenie. Kiedy dyskutujesz z Rubią, Twój styl - o dziwo - nabiera rumieńców! Zadziwiające :-P

30
Jezu :(
Leszku wklejam ten sam fragment - w surowej wersji (przed redakcją)

Bardzo schudłam i musiałam kupić sobie kilka ubrań, byłam zaskoczona jak bardzo zmienił się mój gust. Wyglądałam jak chłopak, ze zdumieniem odkryłam, że najlepiej czuję się w bojówkach i ciemnych bluzkach o wojskowym kroju. Nigdy nie nadużywałam makijażu ale teraz zupełnie z niego zrezygnowałam. Wika kiedyś powiedziała mi, że wyglądam jak żołnierz i bardzo spodobało mi się to określenie. Chciałam być żołnierzem, marzyłam o tym, żeby ktoś wydawał mi rozkazy które spełniałabym bez szemrania, bez zastanawiania się nad tym czy są według mnie właściwe czy też kompletnie głupie. Nic mnie tak nie męczyło, jak podejmowanie decyzji.

I teraz jak na to patrzę - wychodzi na to, że w nim jest mniej tego pam, pam
Jak to widzisz?
Bo jeśli ten fragment jest lepiej napisany - to chyba się potnę kostką masła.

Dzięki za odpowiedź.

31
Lepiej, Augusta, duzo.
Redaktorka wykastrowała Ci styl, rytm Twojego pisania. Uczyniła go przeźroczystym, nieobecnym. :(
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”