1
Mściciel Dakshi był niebywale zaskoczony. Dwie godziny wcześniej, gdy niechętnie wlókł się do prywatnego gabinetu swojego szefa, nie spodziewał się, że otrzyma takie zadanie do wykonania. Oczy piekły go od długiego wpatrywania się w zdjęcie młodej, zielonookiej Hinduski, jednak nie potrafił oderwać wzroku od jej urokliwej twarzy. Dobiegł go głos człowieka ukrytego w cieniu:– Ta dziewczyna nazywa się Anjali Poonam, ma dwadzieścia lat i mieszka w południowej części Bombaju. Jest wnuczką dawnego mistrza Akademii Muun i posiada coś, co prawnie należy do mnie. – Mężczyzna postukał palcem w fotografię, wskazując złoty naszyjnik z przywieszką w kształcie oka, który Hinduska miała na szyi. – Talizman Rahma, ponoć obdarzony wielką mocą.
Dakshi nie musiał dalej słuchać, ponieważ domyślał się, jakie polecenia padną w następnej kolejności: zabij dziewczynę, odzyskaj talizman. Tak, po tylu latach pracy dla tego człowieka znał tę śpiewkę na pamięć. Jednak wciąż uważnie studiował zdjęcie Hinduski, zachodząc w głowę, czym jeszcze takie urocze stworzenie mogło podpaść wielkiemu Rakeshowi. Szczerze wątpił w to, by jedynym powodem gniewu szefa była kradzież talizmanu w kształcie oka z dużym szmaragdem. Ta sprawa intrygowała go na tyle, że postanowił podjąć się zadania.
Spojrzał wyzywająco w ciemność, która maskowała oblicze jego szefa.
– Zrobię to. Wyruszę natychmiast.
Basowy śmiech Rakesha, od którego drżała podłoga i wszystkie ściany, rozbrzmiał w ciszy gabinetu. Wielkie dłonie mężczyzny wysunęły się do światła, a w nich spoczywała ogromnych rozmiarów maczeta ze starożytnymi runami wygrawerowanymi na ostrzu.
Ciemne jak noc oczy Dakshiego błyszczały pożądliwie, gdy odebrał broń i zważył ją w dłoni. Już teraz czuł w ustach słodki smak triumfu.
* * *
Anjali śniło się, że tańczy we mgle do pięknej muzyki, ubrana w choli, długą spódnicę i zwiewną dupattę w kolorze czerwonego wina, a zza tych mgielnych oparów niewidoczny kochanek wodzi za nią roznamiętnionym wzrokiem. Nawet jej nie zastanawiało, kim on jest – liczyło się tylko to, że czuła się ceniona i pożądana. Była zmysłową uwodzicielką i rozdawała karty w tej grze, bawiąc się uczuciami tajemniczego mężczyzny i igrając z szalejącymi w nim emocjami.W pewnym momencie niewidzialny kochanek poruszył się – a przynajmniej tak się zdawało Anjali – i zaczął do niej zbliżać. Dziewczyna, myśląc, że zapewne zaraz nastąpi finał w postaci namiętnego pocałunku, uśmiechnęła się, po czym zamknęła oczy i czekała na ten cudowny moment…
…który nie miał miejsca, ponieważ nagle poczuła silny dotyk dłoni na ustach i zimne ostrze przyciskane do szyi. Z przerażeniem obserwowała wyłaniające się z mgły oblicze mężczyzny.
Jego oczy. Takie czarne, takie… puste. Zupełnie jakby zaglądała na samo dno piekielnej otchłani. Jakby Śiwa wespół z Kriszną, Wisznu i innymi bogami popchnął ją prosto w objęcia wiecznego mroku.
Jednak nie to było najgorsze, bo gdy sen dobiegł końca i wróciła do realnego świata, tajemniczy napastnik naprawdę przy niej był, tym razem ukryty w ciemnościach pokoju. Przyciskał do jej gardła ostrze ogromnej maczety, gotów w każdej sekundzie wykonać z zimną krwią śmiertelne cięcie.
Kim był, jak się dostał do tak dobrze strzeżonej posiadłości i czego chciał od Anjali?
Strach ofiary jest dla oprawcy najlepszym motorem do działania, a także największym źródłem przyjemności. Dakshi przekonał się o tym, z niemałą satysfakcją obserwując reakcję Hinduski na jego pojawienie się i atak. Przedostanie się do domu Yamira Poonama, dawnego mistrza Akademii Muun, nie stanowiło większego problemu dla niego i towarzyszących mu kompanów – Mściciele Rakesha, znani przede wszystkim ze swojego sprytu, z łatwością i zwinnością pantery przechytrzyli działające na zewnątrz posiadłości czujniki ruchu i pozbyli się niewygodnych świadków, jakimi była służba. Dakshi przez krótki moment pomyślał, że to dziwne, że ich krzyki nie zbudziły ani starego Poonama, ani jego ślicznej wnuczki, jednak teraz sam widok lęku malującego się na jej twarzy stanowił dla niego osobliwą nagrodę. Pozwolił sobie lekko docisnąć ostrze maczety do jej krtani. Dziewczyna krzyknęła. Musiała mieć bardzo delikatną skórę, ponieważ broń natychmiast zabrudziła się krwią. Skrzący się na dekolcie Hinduski Talizman Rahma również.
– Kim jesteś i czego chcesz? – spytała półgłosem, lekko się krztusząc. Jej strach przybrał teraz formę łez, które spływały jej po nieskazitelnie gładkich policzkach i lśniły we wpadającym przez okno blasku księżyca.
Dakshi z wielkim trudem powstrzymał rozkoszne westchnienie. Jego twarz nadal przypominała kamienną maskę, nie ujawniała żadnych uczuć. Głos z kolei był chłodny i beznamiętny.
– Przybyłem po Talizman Rahma. Oddaj mi go po dobroci, albo…
Wyciągnął rękę. Przerażenie dziewczyny osiągnęło apogeum, gdy odpowiedź na jej nieme pytanie: „Albo co?” przyszła sama – w sąsiedniej sypialni rozległ się krzyk bólu, od którego włoski na karku stawały dęba.
Jej dziadek… Zranili go, albo… albo… zabili!
Tego już było za wiele. Anjali, zebrawszy w sobie siłę i odwagę, odepchnęła od siebie napastnika i pognała na pomoc staremu Poonamowi. Nawet w korytarzu ścigał ją złowieszczy śmiech Dakshiego.