fragment książki SKY (to jest skrót...)

1
Ponieważ dotąd wklejam albo gniotowate miniatury, albo kawałki gniotowatych opowiadań, teraz przedstawiam kawałeczek gniotowatej książki. To jest coś ze środka.

Historia opowiada losy płynącego pod prąd pijaczyny, którego zaciągnęli do zamku celem nauki fechtunku wojska królowej... Całość to bardzo lekkie fantasy, z zamierzonym humorem. Miłego czytania!



   Stali, psia mać, w idealnie równym rzędzie, uczniowie moi, młodzi jak ja dziesięć lat temu, tylko z gęb bardziej poukładani. Oczywiście, otrzymali identyczny strój i te same drewniane miecze. Przypomniałem sobie wczorajszą walkę z mistrzami, i to, że poszło mi nazbyt łatwo, i dumałem chwilę, co też mam pokazać tej grupce, mającej misję „uczenia się” fechtunku. Zgodnie ze słowami generała, jeśli zostali wybrani, muszą się nauczyć, dlatego żadna moja wina, jeśli zawiodą – pocieszałem się, nie specjalnie wierząc we własne przypuszczenia.
   Wykonali skłon w tej samej chwili. Jasna..., kłaniać mi się będą... Szum dochodzący z kierunku balkonu podpowiedział wyraźnie, kto idzie, i że nie mi słali pokłony. Spode łba wypatrzyłem królową: usiadła w cieniu baldachimu, przybierając dumającą pozę i beznamiętnie patrzyła na wydarzenia. Oj, wynudzi się dziewucha!
   Dobra, trzeba zacząć działać, zanim się zorientują, że to bez sensu. Stanąłem na środku placu, trzymając kij w łapie i pragnąłem opanować sztukę znikania do perfekcji należnej prawdziwemu czarodziejowi. Co tu gadać? Jakbyśmy siedli przy kielichu, w pierwszej lepszej karczmie, to zrazu posłałbym ich do bitki, a tu trochę sztywno było, żeby nie powiedzieć czegoś gorszego...
   Rozmowny nie jestem, zadaję mało pytań, nic mnie nie interesuje i wolę po prostu posłuchać ludzi, zamiast wciskać im własne myśli, dlatego powiedzenie czegokolwiek w tej chwili sprawiało niebotyczną trudność, porównywalną z uniesieniem słonia o własnych siłach. Skupiłem się na zadaniu, powtarzając „naucz ich siekać”... naucz..., naucz...
   — Ty i Ty – wskazałem dwóch ze skraju szeregu – pokażcie, jak walczycie.
   — Rozkaz, mistrzu! – ryknęli chórem. Zemdliło mnie.
Po krótkiej, acz wyjątkowo nudnej chwili, kiedy stali naprzeciw siebie, jeden wykonał atak oburącz: proste cięcie z góry. Drugi zastawił skośny blok, odwiódł miecz przeciwnika, przełożył swoją broń z powrotem na prawo i zaatakował skosem na szyję. Pierwszy wykonał swój blok, parując cios, i dla odmiany wyprowadził atak od dołu, z lewej. Znowu blok... Co to ma być? To jakiś pokaz tańców? Żeby oni chcieli się zabić, zrozumiem, ale zamiast tego, głaszczą drewno bez wyraźnego celu. Wyszkolona hołota!
   — Przestańcie – rozdzieliłem ich rękami – to jest okropne, chłopaki. Łypali na mnie szeroko otwartymi ślepiami, jakbym obraził ich matkę. – To jest ładne, te kocie mizi mizi, ale wy macie mieć w ogień w oczach, żar w łapie i pustkę w mózgu. Rozumiecie? – Pokiwali głowami, ni to na „tak”, ni to na „nie”. Puknąłem się w czoło. – Tutaj rodzi się wszystko, i wszystko umiera. Walczycie z instynktem, jakbyście mieli tylko mrugnięcie okiem na przeżycie, czasu nie marnujecie na machanie, tylko wykonujecie jeden cios, góra dwa. Jeszcze raz.
   Ziewnąłem, widząc wyuczone kombinacje powtarzające się w nieskończoność. Mógłbym pójść na obiad, wrócić, a oni dalej wytwarzaliby wiatr w czterech ścianach. Przynajmniej byli sobie równi pod względem umiejętności marnowania energii.
   — Dobra, skończcie... – Rozesłałem ich z powrotem do szeregu. – Ty, chodź walczyć – zawołałem spokojnie wyglądającego młodzieńca. Nie wiedzieć czemu, zawsze patrzyłem na dłonie każdego napotkanego mężczyzny – ten miał solidny chwyt, pełen determinacji.
   — Zaatakuję twoje prawe ramię i je rozgruchotam na ości – powiedziałem, gdy stanął przede mną. Nie dając mu chwili na przemyślenie ruchu, wykonałem pchnięcie w lewy bark. Upadł, zanim uniósł kij. Durnota okropna, żeby próbować wykonać blok na zapowiedziane ciosy.
Nic z tego nie będzie – stwierdziłem smutno, patrząc na zdumione twarze. Czemu się tak na mnie gapią? Ach, oszustwo...
   — Pierwsze, co musicie opanować, to wolę walki – przemówiłem, chcąc wytłumaczyć ów zabieg – ponieważ, prawdziwa jatka zawsze kończy się śmiercią, i nie ma w niej układów. Przeciwnik, kiedy znajdzie się przed wami, ma być przegranym z miejsca, trupem nie wiedzącym o swoim losie. Wy wypełniacie tylko tę lukę, pomiędzy życiem i śmiercią. – Skąd mi to przyszło do głowy, sam siebie zadziwiłem. – Jeszcze raz – skierowałem drewniany miecz na chłopaka.
   Doskok z pchnięciem zaskoczył go do tego stopnia, że po prostu upadł, jakby potknął się o własne nogi. Odczekałem, aż się pozbiera, i znowu wywinął orła. Jeszcze jeden taki manewr, a uderzy w ścianę. Nerwy mi zaczęły puszczać. Jakich słów użyć, aby trafiły w sedno, pokazały właściwą drogę, jeżeli mi ich poskromiono? Wujek powtarzał w kółko „szermierkę masz we krwi”, i tyle. Zacząłem chodzić w tę i z powrotem po placu, próbując przywołać jakieś obrazy krótkiej nauki, lecz wciąż brakowało mi pomysłu, jak je przekazać. Mentorem byłem równie kiepskim, co kłamcą.
   Zmęczony tym dumaniem uznałem za odpowiednie zakończyć dzisiejszą lekcję, aby przemyśleć pewne „sprawy”, co też oznajmiłem królowej. Rozgoniła towarzystwo i odeszła w asyście posągów, pozostawiając mnie samego z generałem. Jeśli wczoraj widziałem w tej kobiecie fajną babkę to albo byłem na rauszu, albo podmienili królową – dzisiaj przemawiał prze nią majestat, ponurość i chłód mogący zmrozić pustynię.
   Mężczyzna o obliczu mędrca wwiercał we mnie oczy.
   — Ruch godny pochwały – rzekł tajemniczo, podchodząc. Oczywiście, dłonie trzymał za plecami. – Strategia wpajania błędów mających za cel naukę na nich stanowi esencję ludzkiej natury.
Kiego? O czym on gada? Aż spojrzałem chyłkiem za jego plecy, czy nie wystaje jakiś kij z tyłka, bo sztywny był strasznie. Udałem, robiąc głupkowaty uśmiech, zrozumienie tych jakże ważnych słów.
   — Podziwiam kunszt wojownika z krwi i kości, którego mamy zaszczyt oglądać w naszym pałacu – kontynuował bełkot – a Jej Wysokość Yaneth jest wielce rada na zmiany. – Zaraz mu przyłożę! – Wieczór jest do pana dyspozycji, Hmarze. Życzę przyjemnego popołudnia.
   Odszedł wolno w stronę bramy, zza której wyszła znajoma dziewczyna, ta od pilnowania mnie. Na imię miała... pal licho, po co mi to widzieć, jeśli jutro, a najdalej pojutrze, będę daleko stąd. Pozostało mi wdrożenie planu w życie, żeby zająć się czymkolwiek.
Ostatnio zmieniony sob 07 lip 2012, 11:58 przez Martinius, łącznie zmieniany 2 razy.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

2
Martinius pisze:Dobra, trzeba zacząć działać, zanim się zorientują, że to bez sensu.
Czy to zamierzona kradzież? :)
Martinius pisze:— Przestańcie – rozdzieliłem ich rękami – to jest okropne, chłopaki. Łypali na mnie szeroko otwartymi ślepiami, jakbym obraził ich matkę. – To jest ładne
I czy ten dialogu zapis jest poprawny?

Bohater jak dla mnie... pierniczy. Wali sloganami:
Martinius pisze:Pierwsze, co musicie opanować, to wolę walki
Po tym fragmencie nie polubiłem go. Poza tym nie da się zbyt wiele powiedzieć, bo mało tego. Trzeba by całość zobaczyć. ;)

Nie znam się na przecinkach, ale albo coś z nimi jest w tym fragmencie konkretnie nie tak, albo piszesz jakoś nierytmicznie.

Momentami suche, np. wstawka: Zemdliło mnie.
Nie lepiej "Jeszcze raz i się porzygam" albo coś w ten deseń? Piszesz w pierwszej osobie, zaszalej.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

3
Martinius pisze:Przypomniałem sobie wczorajszą walkę z mistrzami, i to, że poszło mi nazbyt łatwo, i dumałem chwilę, co też mam pokazać tej grupce, mającej misję „uczenia się” fechtunku.
pierwszy przecinek wywalić.
Nie podoba mi się słowo "misja", pasowałby mi bardziej "rozkaz". I nie wiem, czemu w cudzysłowie jest słowo "uczenia się". Chyba, żeby ten cudzysłów przesunąć właśnie na "misję"... nie wiem... Może w całym kontekście jednak tak musi być?
Martinius pisze:Szum dochodzący z kierunku balkonu podpowiedział wyraźnie, kto idzie, i że nie mi słali pokłony.
drugi przecinek wywalić
jakoś lepiej zabrzmi "nie mnie słali pokłony"
Martinius pisze:Spode łba wypatrzyłem królową: usiadła w cieniu baldachimu
...spod oka? Jak dla mnie oba wyrażenia są brzydkie, ale wiesz: spode łba, czyli patrzeć nieprzyjaźnie, nieufnie itp. A spod oka to tak ukradkiem.
Martinius pisze:To jest ładne, te kocie mizi mizi, ale
mizi-mizi
Martinius pisze:ale wy macie mieć w ogień w oczach
wywalić
Martinius pisze:wy macie mieć w ogień w oczach, żar w łapie i pustkę w mózgu. Rozumiecie? – Pokiwali głowami, ni to na „tak”, ni to na „nie”. Puknąłem się w czoło. – Tutaj rodzi się wszystko, i wszystko umiera.
Te dwa zdania trochę sobie przeczą.
Martinius pisze:— Dobra, skończcie... – Rozesłałem ich z powrotem do szeregu.
dodałabym jeszcze "ruchem ręki" czy coś.
Martinius pisze:– Ty, chodź walczyć – zawołałem spokojnie wyglądającego młodzieńca.
zgubiłeś słowo "na" ;)
Martinius pisze:ponieważ, prawdziwa jatka zawsze kończy się śmiercią, i nie ma w niej układów.
zbędne przecinki
Martinius pisze:Wujek powtarzał w kółko „szermierkę masz we krwi”
Wujek powtarzał w kółko: "Szermierkę masz we krwi".

Scena wydaje mi się trochę za długa, ale gdybym miała cokolwiek wyrzucić, to nie mogłabym wybrać żadnego fragmentu... Więc może to tylko mój gust ;) bo technicznie wszystko na swoim miejscu. Fajnie mieszasz kawałki akcji z mówieniem bohatera o samym sobie (np. kiedy mówi, że nie jest rozmowny). Choć może za mało emocji, odczuć. Mógłby bohater trochę poironizować, widząc walkę.
A ogólnie to troszkę za mało bohatera w bohaterze... Choć ciężko mi powiedzieć, bo nie wiem, jak to z tym jest na początku. Dobra, skandujemy: chcemy więcej! Chce-my wię-cej!

Pozdrawiam!
ObrazekObrazekObrazek

4
– Ty, chodź walczyć – zawołałem spokojnie wyglądającego młodzieńca.
I jeszcze brakuje wykrzyknika na końcu.
Z przecinkami rzeczywiście jest drętwo, wiele niesłusznie postawionych (chyba że same przeszły z miejsc, gdzie być powinny, na miejsca im zakazane :P).

Stali, psia mać, w idealnie równym rzędzie, uczniowie moi, młodzi jak ja dziesięć lat temu, tylko z gęb bardziej poukładani. Oczywiście, otrzymali identyczny strój i te same drewniane miecze
Z tego co napisałeś na początku, wynika, że bohater chyba nie jest w armii aż dziesięć lat, zaś opis (kawałek o strojach) jest lekko nie jasny i można odnieść wrażenie, że stroje i miecze są identyczne, jak te sprzed dziesięciu lat.

Odczekałem, aż się pozbiera, i znowu wywinął orła.
Warto jednak nadmienić, że tego orła wywinął po ciosie.

Nerwy mi zaczęły puszczać. Jakich słów użyć, aby trafiły w sedno, pokazały właściwą drogę, jeżeli mi ich poskromiono?
Poskromiono czy zakazano?

Podziwiam kunszt wojownika z krwi i kości, którego mamy zaszczyt oglądać w naszym pałacu – kontynuował bełkot – a Jej Wysokość Yaneth jest wielce rada na zmiany.
Po "pałacu" powinien być przecinek, gdyż stawia się takowy przed "a".

Odszedł wolno w stronę bramy, zza której wyszła znajoma dziewczyna, ta od pilnowania mnie.
Zza bramy wyszła? Duch jaki, że przez mur przechodzi? Zgrzyta to całe zdanie.
... z której wyszła pilnująca mnie dziewczyna.

Jak dla mnie ciężki ten tekst. Dopiero teraz, za czwartym razem przebrnąłem. Niewiele się dzieje, a sam bohater jest taki trochę mało wiarygodny. Z początku wydaje się takim żulem spod sklepu, ale kleci bardzo kwieciste mowy i nawet przypadkiem nie wtrąca w nie swego stylu myślenia. Z lekka podejrzane.

No i popracuj nad konstrukcją dialogi (choć dziwnie to mówić do weryfikatora) ;).
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

5
Namrasit pisze:No i popracuj nad konstrukcją dialogi (choć dziwnie to mówić do weryfikatora)
Proszę, rozwiń...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

Re: fragment książki SKY (to jest skrót...)

6
Martinius pisze:tylko z gęb bardziej poukładani
Coś mi tam w głowie świta, że w liczbie mnogiej GĄB być powinno. Podobne zdanie na ten temat ma też sjp.pwn.pl
Martinius pisze:trudność, porównywalną z uniesieniem słonia o własnych siłach
Fajnie by było gdyby ta metafora jakoś tak bardziej do klimatów fantasy pasowała. Drętwo mi to brzmi w tym kontekście.
Martinius pisze:to jest okropne, chłopaki
Brakuje już tylko „ojejku”. Co tak delikatnie? W myślach nie jest taki łagodny i uprzejmy.
Martinius pisze:macie mieć w ogień w oczach, żar w łapie i pustkę w mózgu
Skoro masz tam „łapę” to czemu nie masz pustki „we łbie” (zamiast mózgu, o którym taki prostacki chłop pojęcia mieć nie powinien)?
Martinius pisze:jakbyście mieli tylko mrugnięcie okiem na przeżycie
MGNIENIE OKA!
Martinius pisze:czasu nie marnujecie
Szrek! Ja w dół patrzę!
Martinius pisze:a oni dalej wytwarzaliby wiatr w czterech ścianach
Zanim dotarłem do tego miejsca, zdążyłem „narysować” sobie scenę na dziedzińcu. Tym bardziej, że wcześniej mowa była o jakimś balkonie i baldachimie. A ty wyskakujesz tutaj z czterema ścianami, jakby chłopaki machali tymi mieczykami w jakiejś zatęchłej piwnicy.
Martinius pisze:Rozesłałem ich z powrotem do szeregu.
Chyba raczej odesłałem. Rozesłać to już prędzej wici.
Martinius pisze:zawołałem spokojnie wyglądającego młodzieńca
Niezręczne to zdanie... bo czego bądź kogo ten młodzieniec tak spokojnie wyglądał?
Martinius pisze:rozgruchotam na ości
Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. Jest w ogóle takie słowo jak rozgruchotać”?
Martinius pisze:Skąd mi to przyszło do głowy, sam siebie zadziwiłem.
„... sam się sobie dziwiłem.” - nie brzmi lepiej?
Martinius pisze:Jakich słów użyć, aby trafiły w sedno, pokazały właściwą drogę, jeżeli mi ich poskromiono?
Chyba musisz poskromić trochę język, bo ni w ząb nie rozumiem o co chodzi w tym zdaniu :)
Martinius pisze:Rozgoniła towarzystwo i odeszła w asyście posągów, pozostawiając mnie samego z generałem.
To jest intrygujący fragment!
  • 1. Nie wiedziałem, że posągi chodzą, ale to w końcu fantasy, więc czemu nie? (chyba, że to wina krótkiego fragmentu i „posągi” są czymś innym).
  • 2. Na początku przyszła sama? Tak zakładam - bo to chyba suknia „szumiała” w drugim akapicie? Nie było wtedy żadnego tupania buciorów, czy chrzęstu marmuru - no w końcu jakoś te posągi muszą się poruszać. A teraz królowa odchodzi w asyście? Coś tu nie gra.
  • 3. Ten generał, jak rozumiem zmaterializował się z powietrza albo teleportował? (czy to wina źle dobranego fragmentu?)

Według mnie bohater ma potencjał - gdyby tylko jego umysł dogadał się z językiem, mogłoby być ciekawie. Poza tym zbyt krótki fragment, żeby móc powiedzieć coś więcej. Z drugiej strony, językowo tekst trochę kuleje i to czuć w czasie czytania, więc pewnie dłuższego kawałka nie dałbym rady przyswoić.

7
Hej.
Cóż, chyba najlepiej byś zrobił, jakbyś ten tekst napisał od nowa. Jeżeli cała powieść jest napisana w taki sposób, to... sorry, ale nie wróżę Ci powodzenia. Określenia typu:
- wwiercał we mnie oczy (raczej spojrzenie);
- perfekcji należnej (raczej właściwej);
- wyszkolona hołota (to coś w stylu - wysoki niziołek);
- wytwarzaliby wiatr w czterech ścianach (przecież walczyli na otwartej przestrzeni);
- Zaatakuję twoje prawe ramię i je rozgruchotam na ości (jeśli to miał być żart mówiącego, to w porządku :) );
- Pierwsze, co musicie opanować, to wolę walki (tutaj mam wątpliwości, czy wolę walki można opanować. albo ją masz, albo nie);
- Jakich słów użyć, aby trafiły w sedno, pokazały właściwą drogę, jeżeli mi ich poskromiono? (przepraszam, ale tego zdania nie rozumiem);
- Rozgoniła towarzystwo i odeszła w asyście posągów (rozumiem, że odeszła w asyście świty? może warto unikać skrótów myślowych? chyba że to kolejne zdanie, którego znaczenia nie potrafię rozszyfrować);
- chłód mogący zmrozić pustynię (ta metafora do mnie nie przemawia. piasek nie zamarza. może "chłod mogący zmrozić wody oceanu?);
- Ruch godny pochwały – rzekł tajemniczo, podchodząc. Oczywiście, dłonie trzymał za plecami (co w słowach tego człowieka jest tajemniczego? i dlaczego oczywistym jest, że trzymał dłonie - tu chyba powinno być "ręce", chyba że dłonie, ale wtedy "splótł" - za plecami? każdy mędrzec tak robi?);
- Podziwiam kunszt wojownika z krwi i kości, którego mamy zaszczyt oglądać w naszym pałacu – kontynuował bełkot (tutaj nie jestem pewny co do słuszności zastosowania tego atrybutu wypowiedzi. z pozycji czytelnika nijak nie mogę stwierdzić, że to bełkot).

psują obraz całości. A juz ten fragment fabuły zaciekawia.

Teraz pojadę trochę personalnie, ale, mam nadzieję, nie będziesz miał mi tego za złe. Uważam, że całkiem sprawnie redagujesz cudze teksty, natomiast pisanie wychodzi Ci... jak wychodzi. Szału nie ma. Z tego co wyczytałem, piszesz wiele lat. Cóż, nie każdy musi być następnym Fioletowym. Może spróbowałbyś sił w redakcji? Wyłapujesz sprawy, które poprawiają całość, a są niezauważane przez innych. Myślę, że w tej dziedzinie osiągnąłbyś dużo więcej.

Pozdro.

8
Zodiak pisze:Rozgoniła towarzystwo i odeszła w asyście posągów (rozumiem, że odeszła w asyście świty? może warto unikać skrótów myślowych?
Z wszystkim się zgadzam, ale akurat to zdanie bym zostawił. Fajna metafora z tymi posągami.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

9
Ogólne wrażenia po lekturze - słabe toto. I w jakiś dziwny sposób krzywdzisz związki frazeologiczne i dobierasz niepasujące do siebie słowa. To chyba największa bolączka. Scena uczenia walki rekrutów, tak po prawdzie, nie rzuciła mi się w oczy ani jako lepsza, ani jako gorsza od całej reszty.

A teraz Czepiactwo Szczegółowe (część z niego to moje własne widzimisię i intuicja):
otrzymali identyczny strój i te same drewniane miecze
Czy chodzi o *takie same* drewniane miecze? Te same wywołuje w moim łebku obraz, że były dwa te same miecze i wymieniali się nimi...
żadna moja wina, jeśli zawiodą
Nie podoba mi się ta "żadna wina". Nie moja wina po prostu?
Wykonali skłon w tej samej chwili
Ukłonili się, znaczy? Skłony to się na gimnastyce robi, w ramach WFu.
nie specjalnie wierząc we własne przypuszczenia
Głowy bym nie dał, zwłaszcza swojej, ale chyba jednak "niespecjalnie".
przybierając dumającą pozę
Paskudny sposób powiedzenia tego, że ktoś wyglądał na zamyślonego. Może "usiadła zadumana"?
Dobra, trzeba zacząć działać, zanim się zorientują, że to bez sensu.
Nie oglądałem nowego "Madagaskaru"... ba, już pierwsza część mi się nie podobała... ale nawet ja rozpoznaję tekst Króla Juliana!
opanować sztukę znikania do perfekcji należnej prawdziwemu czarodziejowi
Czy chodziło Ci o "osiągnąc w sztuce znikania mistrzostwo właściwe najprawdziwszym czarodziejom"? Perfekcja chyba nie może być należna nikomu...
porównywalną z uniesieniem słonia o własnych siłach
Tu takie Większe Czepiactwo. Dość uczony pijaczyna z owego pijaczyny, że wie w ogóle co to słoń... Nie wiem, może to jest uzasadnione w powieści albo bohater był w ciepłych krajach, ale wydaje mi się, że miażdżąca większość obywateli w światach fantasy nie wie czym są te całe maupy, fokki i suonije.
wskazałem dwóch ze skraju szeregu
Coś mi zgrzyta w tym wyrażeniu, acz nie potrafię tego sprecyzować.
— Rozkaz, mistrzu! – ryknęli chórem. Zemdliło mnie.
Zwracam uwagę, że DWIE osoby ryknęły CHÓREM.
Drugi zastawił skośny blok
Nie da się zastawić bloku. Postawił skośną paradę może czy cuś... Bo "zastawianie bloku" to nie dość, że pleonazm to jeszcze niegramotny niezwykle.
Łypali na mnie szeroko otwartymi ślepiami
Coś mi się jak przez mgłę kojarzy, że nie da się tak łypać i że przy łypaniu się mruga jednak... może po prostu się gapili?
a oni dalej wytwarzaliby wiatr w czterech ścianach.
Totalnie tego fragmentu nie rozumiem.
- Ty, chodź walczyć – zawołałem spokojnie wyglądającego młodzieńca.
Zawołałem DO młodzieńca? Zawołać kogoś to tyleż co go zawezwać do przybycia.
Przeciwnik, kiedy znajdzie się przed wami, ma być przegranym z miejsca, trupem nie wiedzącym o swoim losie.
Trupy rzadko wiedzą o swoim losie. ;)
– Jeszcze raz – skierowałem drewniany miecz na chłopaka
Skierować to można, na przykład, strumień wody na coś... "wskazałem chłopaka czubkiem drewnianego miecza"?
Jakich słów użyć, aby trafiły w sedno, pokazały właściwą drogę, jeżeli mi ich poskromiono?
Poskromiono? Ale... o so chossi? Że rekrutów mu powierzono czy jak?
Rozgoniła towarzystwo i odeszła w asyście posągów
Mhm?

Do scen walki bym się nie przyczepił - jest wiele innych rzeczy, które wymagają pracy. Dużo pracy. Mimo 5 000 000 znaków na karku. :(
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

10
Hmm wczoraj napisałem posta ale widocznie znowu coś poszło nie tak i nie przeszedł na forum. Dobrze, że uparcie był zapisany:P
Przypomniałem sobie wczorajszą walkę z mistrzami
Zgodnie ze słowami generała
Jeśli odnosisz się do danej osoby/osób to moim zdaniem powinno to być napisane wielką literą. Bo nie jakiśtam generał, tylko Generał, który mnie uczył czy cuś.
nie specjalnie wierząc
Niespecjalnie
Jasna..., kłaniać mi się będą...
O ile się nie mylę te kropeczki maskują wulgaryzmy. Preferowałbym jednak standardowy zapis: d**a, ch**e itp:)
Spode łba wypatrzyłem królową
A może ,,kątem oka"?
beznamiętnie patrzyła na wydarzenia
obserwowała wydarzenia
a tu trochę sztywno było, żeby nie powiedzieć czegoś gorszego...
,,trochę" wyrzucamy
nie ,,było" tylko ,,jest"
zamiast tego kawałka po przecinku wrzuciłbym jakieś porównanie
zamiast wciskać im własne myśli
narzucać im...
w tej chwili sprawiało(mi) niebotyczną trudność
„naucz ich siekać”...
,,naucz ich siekać..."
Rozkaz, mistrzu! – ryknęli chórem
Dwuosobowy chór;D
rozdzieliłem ich rękami
Czy to tak istotne czy rozdzielał ich rękami czy kijem?
mizi mizi
kizi-mizi
ni to na „tak”, ni to na „nie”
ni to twierdząco, ni to przecząco- jakoś nie lubię zbędnych cudzysłowów
Tutaj rodzi się wszystko, i wszystko umiera
To tu wszystko rodzi się i umiera.
Skąd mi to przyszło do głowy(pytajnik) sam siebie zadziwiłem
Nerwy mi zaczęły puszczać
zaczęły mi puszczać
Jeżeli mi ich poskromiono
znaczy się że są wyprani z pierwotnych instynktów czy co? Musisz to trochę rozwinąć
Aż spojrzałem chyłkiem za jego plecy, czy nie wystaje jakiś kij z tyłka, bo sztywny był strasznie.
Hehe takich więcej. Wiem mam bardzo niski poziom humoru, że to mnie śmieszy. Ale jeśli sobie to wyobrazić to...:)
zmiany. – Zaraz mu przyłożę!
,,Zaraz" w nowej linijce
Pozostało mi wdrożenie planu w życie, żeby zająć się czymkolwiek
Muszę zająć się czymkolwiek.

Tekścik nawet zgrabny i muszę przyznać, że nie jest zły w odbiorze, ale oczywiście wady też ma. Często skaczesz z tematu na temat na pasikonik, byłoby okej ale nie są one ze sobą powiązane. Chociaż w sumie dzięki temu wiemy więcej o Hmarze.
Mam nadzieję, że nie wypisałem tych samych błędów co Poprzednicy i nie zrobiłem żadnego babola przy tym:P

11
zaqr pisze:Hmm wczoraj napisałem posta ale widocznie znowu coś poszło nie tak i nie przeszedł na forum.
Przeszedł, ale się zapodział przy dzieleniu: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... 1751#91751
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

12
Odświeżę wątek, bo przymarł.

Wyjaśniać nic nie zamierzam, poza jednym - świat w tej książce został wykreowany przeze mnie od podstaw - czyli wsio dzieje się na pustyni, gdzie słonie, to rzecz powszednia. Ot, stworzyłem własne pole, nie kopiując nic ze znanych historii. To moje fantazje.

Teraz widzę, że wrzucanie fragmentu jest bezcelowe - po prostu ni jak nie pokazuje bohatera, nie można podążać jego śladami i poznawać pewnych sytuacji, jak on je widzi. Wszystko, co się tyczy w tych opiniach, zahacza o pytania w stylu: skąd to, skąd tamto, dlaczego tak i dlaczego nie tak. Nawet nieszczęsne posągi (czyli gwardia o posągowych minach - co jest znacznie wcześniej w tekście) nie zostało w ogóle zrozumiane. Owszem, parę błędów (jak zawsze) się znajdzie, ale technikalia i tak zostały przybite przez niejasności wynikłe z tego, że po prostu zaprezentowałem fragment. Dziękuję czytającym za wyrażenie opinii.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

13
Martinius pisze:Jakbyśmy siedli przy kielichu, w pierwszej lepszej karczmie, to zrazu posłałbym ich do bitki, a tu trochę sztywno było, żeby nie powiedzieć czegoś gorszego...
Ale czego gorszego. Chciałabym to "coś gorszego" przeczytać. Pewnie by to były jakieś niezbyt kulturalne rzeczy, ale i tak chciałabym to przeczytać. Bo za pierona nie umiem się domyślić, co by to miało być i mi głupio. A może jakbyś napisał, to bym się pośmiała, zawstydziła, zarumieniła albo co tam innego zrobiła. A tak to tylko mi wstyd, że nie umiem się domyślić, o co chodzi.
Martinius pisze:— Rozkaz, mistrzu! – ryknęli chórem. Zemdliło mnie.
A dlaczego go zemdliło? Ze strachu, przepicia, śmierdziało im z ust? Uwaga ta sama co u góry.

Ja wiem, że czytelnik powinien się domyślać, ma mózg - niech główkuje, ale nie aż tak.
Martinius pisze: — Podziwiam kunszt wojownika z krwi i kości, którego mamy zaszczyt oglądać w naszym pałacu – kontynuował bełkot – a Jej Wysokość Yaneth jest wielce rada na zmiany. – Zaraz mu przyłożę! – Wieczór jest do pana dyspozycji, Hmarze. Życzę przyjemnego popołudnia.
W tym fragmencie się zgubiłam i musiałam go czytać dwa razy, żeby załapać o co biega i kto, do kogo, co mówi. te trudności, to chyba ze względu na zapis.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

14
Nie zamierzałam tego tekstu czytać, tzn fragmentu, tak tylko pierwsze zdanie czytnęłam, drugie i... mnie wciągnęło. Ktoś powiedział, że mu się ciężko czytało, a ja wręcz płynęłam przez tekst z przyjemnością, że nawet nie zwracałam uwagi na błędy, usterki, niedociągnięcia, czy coś jest logiczne czy nie (zresztą, wiele ci już wytknięto). Po prostu lubię takie zabawy, gdzie autor nie stara się na siłę robić z tekstu super-poprawny twór. I nie zgadzam się, że jak cała powieść jest tak napisana, to kiepsko, wręcz przeciwnie, ja bym taką powieść - nawet fantasy, a wybitnie nie przepadam za tym gatunkiem, nie wiem, chyba za dużo internetowych szmir się naczytałam, heh - bym z chęcią przeczytała.
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

15
Będziesz miała okazję przeczytać całość - niecierpliwie czekam na "werdykt" :D
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”