Wieża
Gdzieś w oddali słychać dźwięk... Powolny odgłos odbijający się echem po kolejnych piętrach zapomnianej przez świat wieży. Dźwięk ciężkich kroków człowieka, który w życiu widział już wszystko... Oprócz jednej rzeczy, do której dąży mimo bólu, przeciwności i zła które napotyka na swej drodze. Niestrudzenie podróżnik prze do przodu, a jego kroki niczym taran przebijają się przez kolejne bariery.
- Moja podróż dobiega końca. A ja, proszę tylko o szansę... - Pomyślał stąpając po kolejnych stopniach ponurej, w swej okazałości, wieży a jedynym światłem rozświetlającym jego drogę była niewielka pochodnia... Malutki płomyk nadziei rozpalony w tym morzu rozpaczy. Płomień wokół którego umykają cienie. Płomień który zgaśnie wraz z jego ostatnim tchnieniem.
Na sekundę światło pochodni ukazało twarz podróżnika, była to zaledwie chwila lecz dało się zauważyć zniszczoną, zakapturzoną twarz. Zmarszczki przecinały jego skórę niczym blizny rzymskich gladiatorów, a oczy wyblakłe w kolorach błękitu, mimo starości nadal pozostawały bystre i przenikliwe.
Mężczyzna w ciszy piął się w górę, wydawałoby się że idzie już godzinami, pokonując kolejne stopnie tego dziwnego miejsca, na którego ścianach wymalowane były niezrozumiałe znaki, słowa których nie dało się przeczytać w żadnym, znanym ludzkości, języku. Jednak starzec się tym nie przejmował, gdyż jego jedynym celem było dojść na sam szczyt... Dlaczego? A po cóż setki ludzi codziennie ciężko i sumiennie wykonuje swoją, chociażby najpodlejszą, pracę? Ponieważ to pozwala im przeżyć, uzyskać nagrodę, w postaci kolejnego dnia życia, czy to lepszego, czy gorszego. I to własnie ona czeka na samej górze wieży. Najcudowniejsza nagroda jaką może otrzymać człowiek... Rzecz, której podświadomie pożąda każdy z nas...
Kroki powoli zwalniały, a oddech starca stawał się płytszy. Niewiele zostało mu już czasu... Podróżnik padł chwiejnie na kolano i zakasłał. Wraz ze śliną wypluł krew, oddychając przy tym ciężko. Pot spływał mu po starym, zniszczonym czole, jednak nie poddawał się. Wstał i ruszył dalej. Nie ma już odwrotu, jest przecież tak blisko.
- Jeszcze kilka kroków. Mały kawałek - Powtarzał sobie staruszek a jego błękitne oczy z nadzieją wypatrywały jakichkolwiek drzwi, promyka światła czy nawet szmeru dźwięku. Nie oglądał się, gdyż wiedział że za plecami znajdują się wyłącznie cienie i śmierć... Nie wolno patrzeć za siebie, rozdrapywać starych ran, ponieważ przeszłość nie ma już znaczenia. Co się stało, nigdy nie wydarzy się ponownie. A jedynym, o co należy się martwić to przyszłość... Przyszłość którą wszyscy kreujemy i konsekwencje naszych czynów. Oto prawdziwy dylemat człowieka... Jaką podjąć decyzję.
Kolejne kroki i kolejne godziny mijały. Starzec wydawał się co raz słabszy, a dźwięk jego potężnych butów stawał się wolniejszy i wolniejszy z każdym następnym stopniem... Mężczyzna zaczynał już tracić ostatki swoich wątłych sił.
- Czy nagroda ma sens? Czy to wszystko ma sens? - Mówił do siebie, jednocześnie zastanawiając się nad czasem który mu pozostał. Było tego niewiele. Jedynie minuty dzieliły go od nieuchronnej, mrocznej otchłani... Pochodnia którą trzymał wypalała się, a mały dym unosił się nad żarzącym, czerwonym punktem na czubku.
Nagle. Gdy podróżnik stracił już całą nadzieję, i upadł na kolana, nad jego głową pojawiły się drzwi... Pierwsze i jedyne drzwi od chwili wejścia do wieży. Mimo mroku który panował w wieży, owe przejście połyskiwało cudownym blaskiem. Pięknie okute, w dziwnie zakręcone wzory i ze złocistą klamką.
Twarz podróżnika rozszerzyła się nagle w cudownym uśmiechu, a jego stare oczy odżyły spoglądając na klamkę. Ostatkiem sił sięgnął ku drzwiom... I zrobił to, czego nie udało się nikomu wcześniej... Mimo, że próbowało tak wielu... Silniejsi i słabsi, i żadne z nich nie potrafił nacisnąć klamki. Żaden...
Mężczyzna otworzył drzwi...
Wtem, wszystko wokół zniknęło. Mężczyzna nie zdążył nawet mrugnąć, gdy nagle pojawił się w zupełnie innym miejscu. Słowa nie mogły opisać tego co zobaczył. Czy to wyszukane epitety profesorów i naukowców, czy proste zdania, zwykłych, szarych ludzi... Nikt nigdy nie potrafiłby odnaleźć odpowiedniego zwrotu... To było coś cudownego, niczym zrozumienie sensu istnienia, czy spojrzenie w oczy samego Boga.
A ów człowiek nie czuł już bólu, a jedynie młodzieńczą energię. Spojrzał na swe ręce. Zmarszczki minęły, tak samo jak plamy, zniszczenia i oparzenia. Dotknął swojej twarzy. Znów była młoda, przystojna i gładka. A radość która nim owładnęła mogłaby wypełnić szczęściem całą planetę.
Stał się znów rześki, piękny i sprawny.
Dostał drugą młodość... Coś, czego nikt inny przed nim nie potrafił uzyskać, w żaden możliwy sposób. Dlaczego udało się to właśnie jemu? To pozostanie tajemnicą... Być może tak miało być, może był jedynym który zasłużył sobie na ten cud. Nie wiem...
Starzec dostał swoją drugą szansę.
Lecz my nie mamy tyle szczęścia...
Życie jest jedno, pamiętaj o tym.
Nie zmarnuj go...
Gdzieś w oddali słychać dźwięk... Powolny odgłos odbijający się echem po kolejnych piętrach zapomnianej przez świat wieży. Dźwięk ciężkich kroków człowieka, który w życiu widział już wszystko... Oprócz jednej rzeczy, do której dąży mimo bólu, przeciwności i zła które napotyka na swej drodze. Niestrudzenie podróżnik prze do przodu, a jego kroki niczym taran przebijają się przez kolejne bariery.
- Moja podróż dobiega końca. A ja, proszę tylko o szansę... - Pomyślał stąpając po kolejnych stopniach ponurej, w swej okazałości, wieży a jedynym światłem rozświetlającym jego drogę była niewielka pochodnia... Malutki płomyk nadziei rozpalony w tym morzu rozpaczy. Płomień wokół którego umykają cienie. Płomień który zgaśnie wraz z jego ostatnim tchnieniem.
Na sekundę światło pochodni ukazało twarz podróżnika, była to zaledwie chwila lecz dało się zauważyć zniszczoną, zakapturzoną twarz. Zmarszczki przecinały jego skórę niczym blizny rzymskich gladiatorów, a oczy wyblakłe w kolorach błękitu, mimo starości nadal pozostawały bystre i przenikliwe.
Mężczyzna w ciszy piął się w górę, wydawałoby się że idzie już godzinami, pokonując kolejne stopnie tego dziwnego miejsca, na którego ścianach wymalowane były niezrozumiałe znaki, słowa których nie dało się przeczytać w żadnym, znanym ludzkości, języku. Jednak starzec się tym nie przejmował, gdyż jego jedynym celem było dojść na sam szczyt... Dlaczego? A po cóż setki ludzi codziennie ciężko i sumiennie wykonuje swoją, chociażby najpodlejszą, pracę? Ponieważ to pozwala im przeżyć, uzyskać nagrodę, w postaci kolejnego dnia życia, czy to lepszego, czy gorszego. I to własnie ona czeka na samej górze wieży. Najcudowniejsza nagroda jaką może otrzymać człowiek... Rzecz, której podświadomie pożąda każdy z nas...
Kroki powoli zwalniały, a oddech starca stawał się płytszy. Niewiele zostało mu już czasu... Podróżnik padł chwiejnie na kolano i zakasłał. Wraz ze śliną wypluł krew, oddychając przy tym ciężko. Pot spływał mu po starym, zniszczonym czole, jednak nie poddawał się. Wstał i ruszył dalej. Nie ma już odwrotu, jest przecież tak blisko.
- Jeszcze kilka kroków. Mały kawałek - Powtarzał sobie staruszek a jego błękitne oczy z nadzieją wypatrywały jakichkolwiek drzwi, promyka światła czy nawet szmeru dźwięku. Nie oglądał się, gdyż wiedział że za plecami znajdują się wyłącznie cienie i śmierć... Nie wolno patrzeć za siebie, rozdrapywać starych ran, ponieważ przeszłość nie ma już znaczenia. Co się stało, nigdy nie wydarzy się ponownie. A jedynym, o co należy się martwić to przyszłość... Przyszłość którą wszyscy kreujemy i konsekwencje naszych czynów. Oto prawdziwy dylemat człowieka... Jaką podjąć decyzję.
Kolejne kroki i kolejne godziny mijały. Starzec wydawał się co raz słabszy, a dźwięk jego potężnych butów stawał się wolniejszy i wolniejszy z każdym następnym stopniem... Mężczyzna zaczynał już tracić ostatki swoich wątłych sił.
- Czy nagroda ma sens? Czy to wszystko ma sens? - Mówił do siebie, jednocześnie zastanawiając się nad czasem który mu pozostał. Było tego niewiele. Jedynie minuty dzieliły go od nieuchronnej, mrocznej otchłani... Pochodnia którą trzymał wypalała się, a mały dym unosił się nad żarzącym, czerwonym punktem na czubku.
Nagle. Gdy podróżnik stracił już całą nadzieję, i upadł na kolana, nad jego głową pojawiły się drzwi... Pierwsze i jedyne drzwi od chwili wejścia do wieży. Mimo mroku który panował w wieży, owe przejście połyskiwało cudownym blaskiem. Pięknie okute, w dziwnie zakręcone wzory i ze złocistą klamką.
Twarz podróżnika rozszerzyła się nagle w cudownym uśmiechu, a jego stare oczy odżyły spoglądając na klamkę. Ostatkiem sił sięgnął ku drzwiom... I zrobił to, czego nie udało się nikomu wcześniej... Mimo, że próbowało tak wielu... Silniejsi i słabsi, i żadne z nich nie potrafił nacisnąć klamki. Żaden...
Mężczyzna otworzył drzwi...
Wtem, wszystko wokół zniknęło. Mężczyzna nie zdążył nawet mrugnąć, gdy nagle pojawił się w zupełnie innym miejscu. Słowa nie mogły opisać tego co zobaczył. Czy to wyszukane epitety profesorów i naukowców, czy proste zdania, zwykłych, szarych ludzi... Nikt nigdy nie potrafiłby odnaleźć odpowiedniego zwrotu... To było coś cudownego, niczym zrozumienie sensu istnienia, czy spojrzenie w oczy samego Boga.
A ów człowiek nie czuł już bólu, a jedynie młodzieńczą energię. Spojrzał na swe ręce. Zmarszczki minęły, tak samo jak plamy, zniszczenia i oparzenia. Dotknął swojej twarzy. Znów była młoda, przystojna i gładka. A radość która nim owładnęła mogłaby wypełnić szczęściem całą planetę.
Stał się znów rześki, piękny i sprawny.
Dostał drugą młodość... Coś, czego nikt inny przed nim nie potrafił uzyskać, w żaden możliwy sposób. Dlaczego udało się to właśnie jemu? To pozostanie tajemnicą... Być może tak miało być, może był jedynym który zasłużył sobie na ten cud. Nie wiem...
Starzec dostał swoją drugą szansę.
Lecz my nie mamy tyle szczęścia...
Życie jest jedno, pamiętaj o tym.
Nie zmarnuj go...