66
autor: arturborat
Debiutant
Pozwolę sobie jeszcze dodać, co mi się podoba, a co nie w e-bookowej rewolucji
- że są darmowe próbki. Kilkanaście-kilkadziesiąt stron - do 20-30 proc. całości. Jeśli nie ma - na pewno nie kupię. Te darmowe próbki pozwalają mi też uniknąć wpadek przy ewentulanym kupowaniu książek, które mają wersję papierową. Mieszkam na wsi, najbliższa księgarnia jest 60 km ode mnie. Ostatni raz byłem w księgarni jakieś 10 lat temu. A kupowałem dużo. Wszystko przez sieć, głownie z Merlina i poprzez Allegro. Kupowałem głównie to, o czym było głośno - w gazetach, w necie, w TV. W przypadku literatury pięknej, w przypadku jakichś 70 proc. zakupów dokonanych na tej podstawie poczułem się nabity w butelkę. Już nigdy nie kupię beletrystyki bez uprzedniego poznania części tekstu. Dlatego darmowe próbki uważam za genialny wynalazek. Dla tych, co mają księgarnie pod nosem to pewnie nic nie znaczy, w księgarni mogą sobie poczytać co nieco. Ale chyba zdecydowanie więcej jest osób, które do księgarni chodzić nie mogą lub nie mają czasu.
- nie podoba mi się nazywanie większości portali, gdzie dostępne są płatne e-booki wydawnictwami. To tak naprawdę księgarnie - mogą do nich wstawić swoje dzieła i autorzy w ramach SP i wydawnictwa. Nie podoba mi się też, że, nazywając się wydawnictwami lub oficynami, kasują z reguły 50 proc. od ceny książki nic w nią nie wkładając (zero redakcji, korekty, składu). Myślę, że to zmieni rynek. Wyznacznikiem jest Amazon, który oferując tylko wstawienie książki do sprzedaży, daje do 75 prc. z zysków. Ta stawka tylko przy niższej cenie e-booka - to też mi się podoba, bo tworzy tańszy rynek dla czytelnika. Autorzy powinni unikać portali, które chcą przejmować prawa autorskie majątkowe lub zastrzegają, że publikacja u nich oznacza niemożność publikacji gdzie indziej.
- podoba mi się to, że autor może ogólnie mimo wszystko uczciwie zarobić. Na razie to teoretycznie, ale to tylko kwestia czasu i nie sądzę, że trzeba czekać 2-3 lat, jak pisze Navajero. Czytniki płyną do Polski szerokim strumieniem, oferty e-booków właściwie w tym roku tak naprawdę zaczęły się rodzić na dobre w necie. Nowe palmtopy i inne ustrojstwo też pozwala na wygodny odstęp do oferty. Zaczną kupować, nie ma haka. Przy średnim nakładzie debiutu papierowego, 3 tys. egzemplarzy, autor dostający 7 proc. od ceny 30 zł za egzemplarz, zarobi statystycznie 6300 zł. Przy e-booku w cenie 10 zł, gdy ma z tego choć połowę, wystarczy mu sprzedać 1260 egzemplarzy, aby mieć to samo. Uwzględniając, że rynek odbiorów wciąż rośnie i autor dysponuje pewnymi metodami reklamy sieciowej jest to spokojnie do osiągnięcia przy odrobinie determinacji.
Że Fabryka Słów sprzedaje zaledwie 100-200 e-booków każdego swojego tytułu to mnie nie dziwi. Dostępne są tylko w virtualo. Przeciętny autor w SP ma więc przewagę bo może korzystać także z innych kanałów dystrybucji (amazon, smashwords, wydaje.pl, niedługo e-tekst i pewnie jeszcze inne, których nie wymieniłem). Wydawnictwa papierowe pod względem dystrybucji swoich e-booków są dość niemrawe, wręcz beznadziejne. A przede wszystkim ich ceny - e-book kosztuje zaledwie o 2-3 zł taniej niż książka drukowana, nic dziwnego, że mało kto to od nich kupi.
Artur
[ Dodano: Sob 18 Cze, 2011 ]
Masz Rubio oczywiście rację. Choć jakieś pośrednie przykłady są. Dorapa wklejała link, który bardzo mi się spodobał, gdzie autor pisze, że jego e-book, opowiadanka dla geeków (komputerowych maniaków) sprzedały się w Amazonie w nakładzie 40 tys.egzemplarzy. Sprzedaje je po 99 centów, ma z tego więc 75 proc, a więc około 2 zł od sztuki, czyli niewiele mniej niż polski debiutant książkowy. Tylko że ten facet dał swoje opowiadania do przetłumaczenia na angielski i sprzedaje je w tym języku:)) Spodobało mi się jednak to, co napisał: "U nas uznany byłbym za grafomana, tam jestem innowatorem".
Artur