ROZDZIAŁ PIERWSZY
WWWNadeszła kolejna noc, a wraz z nią nieustannie powracający od ośmiu miesięcy koszmar… a właściwie wspomnienie. Wspomnienie tragicznej śmierci mojej matki, która była mi najbliższą osobą na świecie.
WWWNajbliższą i jedyną.
WWWWe śnie wróciłam do miejsca, w którym to się stało. Tamtego dnia w naszym mieście odbywała się coroczna parada z okazji początku lata. Znów znalazłam się w tłumie ludzi, lecz nie jako bezpośrednia uczestniczka zdarzeń, tylko obserwator. Coś na kształt ducha albo zjawy. Słyszałam przebijającą się przez głośne wiwaty wesołą muzykę, czułam unoszący się w powietrzu zapach popcornu i waty cukrowej, widziałam ogromne, kolorowe platformy wjeżdżające na ulicę, tych dobrze znanych i w ogóle nieznanych mi ludzi… oraz samą siebie w towarzystwie mamy. Miałam na sobie dżinsowe szorty i rozciągnięty podkoszulek z Jaredem Leto, a mama ubrała swoją najlepszą sukienkę, białą w ciemnoniebieskie kwiaty. Obydwie radowałyśmy się atrakcjami całej imprezy. Byłyśmy takie szczęśliwe…
WWWWszystko było dobrze do czasu, aż zostawiłam mamę dosłownie na chwilę, tylko po to, by kupić sobie coś do picia. To właśnie wtedy morderca wkroczył do akcji. Wysoki, potężny, odziany na czarno mężczyzna, którego twarz skrywał szeroki kaptur, zakradł się do mamy od tyłu i długim nożem zadał jej cios w serce, ot tak, po prostu. Osunęła się bezwładnie na ziemię, nie wydając nawet żadnego krzyku. Ludzie wokół spanikowali, jednak zdawali się w ogóle nie dostrzegać napastnika. Zupełnie jakby on też był niewidzialny. Ktoś wzywał karetkę, ktoś inny policję, a ktoś jeszcze starał się udzielić mamie pierwszej pomocy. Serce na moment mi zamarło, a po policzkach popłynęły łzy.
WWWWtem mężczyzna, wciąż nie ukazując swojego oblicza, spojrzał prosto na mnie i powiedział tak głośno i wyraźnie, jakbyśmy byli sami, a wszystko wokół przestało istnieć:
WWW– Krew… Sakrament twojej krwi nas wyzwoli… Już wkrótce…
WWWW tym momencie sen dobiegł końca. Zbudziłam się tak gwałtownie, że dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że krzyczę, cała mokra od potu i łez.
WWWMniej więcej właśnie tak wyglądało ostatnie osiem miesięcy mojego dziewiętnastoletniego życia. Ten koszmar powracał każdej nocy, lecz nadal nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Nie potrafiłam wyrzucić go z pamięci. Wciąż nie pogodziłam się z nagłą i niewyjaśnioną śmiercią mamy. I tak miało już chyba zostać na zawsze.
WWW– Rany boskie! Emmo Mirando Carter, czy ktoś cię obdziera żywcem ze skóry, że tak wrzeszczysz?
WWWMaritza – nasza sześćdziesięcioletnia gosposia, która zaopiekowała się mną po śmierci mamy – wparowała do mojego pokoju, wycierając ręce w zużyty fartuch kuchenny. Przez całe życie zdążyłam już przywyknąć do tego, w jaki sposób się do mnie odnosiła, i nie przejmowałam się tym specjalnie, ponieważ doskonale wiedziałam, że Maritza darzyła mnie niemalże rodzicielską miłością.
WWWGdy usiadła na skraju łóżka, natychmiast rzuciłam się jej w objęcia i rozpłakałam na nowo. Kołysała mnie w ramionach jak małe dziecko, dopóki nie uspokoiłam się na tyle, żeby swobodnie mówić.
WWW– No już, dziecinko, już dobrze, ciii… Znów śniłaś o tym samym? – Kiwnęłam głową, pociągając nosem. Maritza była przyzwyczajona do moich codziennych koszmarów i zawsze potrafiła coś na to zaradzić. – Spokojnie. Już niedługo opuścimy to miejsce. Połóż się, spróbuj zasnąć i nie myśl o tym. Ja też już idę spać. Rano dokończymy pakowanie, a potem wezwę taksówkę, która zabierze nas do Rainbow Creek.
WWWPrzywołałam na twarz najładniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać w tamtej chwili. Rainbow Creek było tak malutką mieściną, że wątpiłam w to, aby ktokolwiek kiedykolwiek o nim słyszał. Mieszkała tam ciotka Aurora, która ponoć kiedyś obiecała mamie, że w razie czego się mną zajmie. Mówiąc „w razie czego”, mam na myśli jakiś wypadek albo przedwczesną śmierć. Aurora zawsze była dla mnie dobra, dlatego cieszyłam się, że do niej pojadę wraz z Maritzą.
WWWNawet jeśli nie uda mi się zapomnieć o tamtej tragedii – co było pewne – to dzięki takiej przeprowadzce może stanę się bogatsza w różne życiowe doświadczenia, te bardziej i te mniej przyjemne.
WWWOstatni raz uścisnęłam Maritzę i ułożyłam się wygodniej w łóżku. Moje powieki opadły dopiero wtedy, gdy gosposia wyszła z pokoju. Powiedziała, że uda się na spoczynek, lecz dobrze wiedziałam, że tak się nie stanie, bo Maritza przeżywała śmierć mojej mamy równie silnie co ja. Biedaczka, od ośmiu miesięcy prawie w ogóle nie sypiała i codziennie przesiadywała w kuchni do późna.
WWWMoże wyjazd do Rainbow Creek to wszystko zakończy i nasze życie znów się jakoś ułoży. Miałam taką nadzieję.
WWWZasnęłam na powrót dopiero po kilku dobrych minutach bezcelowego gapienia się w sufit. Tym razem nie nawiedzały mnie żadne koszmary ani wizje. Na całe szczęście.
*
WWWMaritza naprawdę musiała zarwać kolejną noc, ponieważ następnego ranka, przechodząc przez przedpokój, potknęłam się o stertę walizek stojących przy drzwiach wyjściowych i wylądowałam boleśnie na podłodze. Natychmiast się podniosłam i, posykując cicho z bólu, udałam się prosto do kuchni. Gdy moje zaspane oczy już przywykły do panującej wszędzie jasności, zarejestrowałam przygotowane dla mnie śniadanie na stole – szklanka soku pomarańczowego, miska, łyżka, dzbanek świeżego mleka i pudełko moich ulubionych płatków Chocos – oraz obecność gosposi, stojącej przy telefonie i zamawiającej dla nas taksówkę.
WWW– Pospiesz się, Emmo. Mamy tylko pół godziny, żeby ogarnąć to wszystko – napomniała po odłożeniu słuchawki, siadając naprzeciwko mnie.
WWWBez słowa napełniłam miskę Chocosami i mlekiem i zaczęłam jeść. Jednak patrząc na wymizerowaną twarz mojej opiekunki, nie mogłam już dłużej znieść tej ciszy.
WWW– Znowu nie spałaś, Maritzo. Powinnaś porządnie wypocząć. Idź się zdrzemnąć przed przyjazdem taksówki. Poradzę sobie tutaj ze wszystkim.
WWWWysuszone usta kobiety rozciągnęły się w troskliwym uśmiechu.
WWW– Jesteś kochana, naprawdę. Dziękuję, ale nie. Odpocznę dopiero wtedy, gdy będziemy już na miejscu.
WWWJakoś nie chciało mi się w to wierzyć, jednak kiwnęłam głową, nie mając zamiaru wszczynać kłótni. Z doświadczenia wiedziałam, że Maritza była twardą sztuką i lepiej z nią nie zaczynać, bo wszelakie dyskusje, sprzeczki czy kłótnie mogły się bardzo źle skończyć.
WWWPo śniadaniu pobiegłam do łazienki na szybki prysznic, a potem zamknęłam się w swoim pokoju, by dokończyć poranną toaletę. Nie zamierzałam ubierać się jak na jakiś pokaz – chciałam pozostać sobą. Dlatego też założyłam to, co poprzedniego dnia wygrzebałam z szafy i przewiesiłam na krześle – czarny sweter, czarne spodnie-rurki, a do tego czarne, rozchodzone już trampki. Zawsze chodziłam w kolorowych ubraniach, jednak osiem miesięcy temu to właśnie czerń została moją najlepszą przyjaciółką i jest nią po dziś dzień.
WWWKiedy skończyłam, spojrzałam w lustro. Śmiało mogłam stwierdzić, że nie tylko mój styl ubierania się zmienił, ale również ja sama. Niegdyś byłam roześmianą, atrakcyjną, opaloną, długowłosą blondynką, lecz teraz widziałam w lustrze swoje mroczniejsze alter ego – smutną, kruchą, bladą jak ściana dziewczynę o czarnych, krótko ostrzyżonych włosach i wyblakłych, zielonych oczach.
WWWTo nie do wiary, z jaką łatwością śmierć bliskiej osoby może wywrócić dotychczasowe życie do góry nogami.
WWW– Emmo Carter, wychodź już stamtąd! Taksówka czeka!
WWWBez wahania wykonałam polecenie Maritzy. Tak właściwie to nic już nas w tym domu nie trzymało. Dalsze gnicie w nim tylko oddziaływałoby coraz gorzej na psychikę nas obu.
WWWPodczas gdy Maritza instruowała taksówkarza, jak ma pakować walizki do bagażnika, ja stałam w przedpokoju i w skrytości ducha żegnałam się z tym miejscem. Czas zapomnieć o przeszłości, zmyć z siebie wstyd i ślady po ostatnich wydarzeniach. Właśnie rozpoczęłyśmy nowy etap życia.
*
WWWTym razem śniło mi się coś zupełnie innego, ale nie mogłam tego stwierdzić z uśmiechem na ustach. Nie, ponieważ był to kolejny koszmar, z tą tylko różnicą, że to ja odgrywałam w nim rolę ofiary, a nie moja mama.
WWWBył środek nocy, a ja biegłam przez las, uciekając przed ścigającym mnie złem. Miałam na sobie zakrwawioną koszulę nocną, a w ręce ściskałam śliski od krwi nóż. Moje ciało pokrywało zaschnięte błoto oraz drobne skaleczenia i zadrapania.
WWWBałam się jak nigdy.
WWWWróg z każdą chwilą zbliżał się coraz bardziej, wyraźnie to czułam. Jednak nie zatrzymywałam się ani na sekundę i biegłam dalej. Maleńkie gałązki pękały z cichym trzaskiem i raniły mi stopy, ale nie zwracałam na to uwagi, podobnie na krzewy, które rozdzierały moją koszulę. Wyglądałam jak sto nieszczęść, ale w tym momencie najistotniejszą rzecz stanowiło dla mnie przetrwanie za wszelką cenę.
WWWLecz niestety byłam tylko słabym człowiekiem i mój wysiłek w pewnej chwili osiągnął apogeum. Zmachana tak, jakbym przebyła co najmniej maraton do sąsiedniego stanu, runęłam w końcu na ziemię, prosto w kupę suchych, ubłoconych liści. Cała adrenalina gdzieś się ulotniła, łącznie z desperacką chęcią walki. Zbyt łatwo się poddałam. Mogłam już tylko leżeć i czekać na nieunikniony koniec.
WWWNapastnik pojawił się przy mnie wraz ze swoją obstawą. Od samego faktu przegranej straszniejsze było to, że nie widziałam ich sylwetek. Jedynie kilka, bądź kilkanaście par wpatrzonych we mnie oczu, czerwonych jak krew, którą miałam na sobie. Do moich uszu docierały tylko niewyraźne, złowrogie szepty. A potem demoniczny wręcz śmiech.
WWWI nagle wszystko zalał oślepiający blask. Przeraźliwy, nieludzki wrzask tych istot utorował sobie drogę do głębi mojego umysłu i na dobre się tam zagnieździł…
WWW– Emmo, obudź się. Już jesteśmy na miejscu.
WWWOtworzyłam oczy, ale słowa Maritzy dotarły do mnie dopiero po dłuższej chwili. Biedaczka, była dla mnie wyrozumiała, ale w głębi duszy pewnie miała już serdecznie dość tych moich zwariowanych jazd.
WWWOdwróciłam się twarzą do okna, żeby nie dostrzegła nadal widocznych na niej pozostałości lęku, który odczuwałam we śnie.
WWWMiała rację. Dotarłyśmy szczęśliwie do Rainbow Creek. Wprawdzie niezbyt dobrze pamiętałam to miasteczko, ponieważ ostatni raz byłam tutaj jako zaledwie dziesięcioletnia dziewczynka, ale tego dwupiętrowego domu z ciemnej cegły i uśmiechniętej, jasnowłosej kobiety, która stała na ganku i do nas machała, nie dało się tak łatwo zapomnieć.
WWWNatychmiast wysiadłam z taksówki.
WWW– Ciocia Aurora!
WWWPrzebiegłam te kilka dzielących nas metrów i z niewysłowioną ulgą wpadłam w czułe objęcia kobiety, która zaraz po mnie była najbliższą osobą dla mojej matki.
WWW– Emma! Mój Boże, aleś ty urosła! – Ciocia przypatrzyła mi się z wyraźną aprobatą w zielonozłotych oczach. – Szkoda, że Patricia przestała z tobą przyjeżdżać, gdy skończyłaś dziesięć lat. Nie mogłam być świadkiem tego, jak ewoluujesz w tak piękną młodą kobietę.
WWWUśmiechnęłam się, wspominając wielką kłótnię mamy i cioci sprzed dziewięciu lat. Przedmiotem tego konfliktu byłam oczywiście ja. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że Aurora nie mogła mieć własnych dzieci. Traktowała mnie jak własną córkę, co nie spodobało się mamie, która była bardzo zazdrosną kobietą. Któregoś dnia obydwie siostry tak się pokłóciły o opiekę nade mną, że postanowiły zerwać ze sobą kontakt. Dopiero niedawno, z nieznanych mi przyczyn, pogodziły się.
WWW– Ja też tego żałuję, ciociu. Ale teraz twoje marzenie się spełni, ponieważ z tobą zamieszkam.
WWWAurora cmoknęła mnie w policzek i skupiła wzrok na idącej w naszą stronę Maritzy.
WWW– A ty pewnie jesteś Maritza, gospodyni mojej świętej pamięci siostry. Cudownie. Przyda mi się dodatkowa para rąk do pomocy. Chodźcie, rozgośćcie się. Zaraz pokażę wam wasze pokoje.
WWWWeszłyśmy do domu. Ciotka od razu zaprowadziła mnie, Maritzę i niosącego nasze bagaże taksówkarza na górne piętro. Otworzyła pierwsze drzwi przy schodach i kazała mężczyźnie zostawić rzeczy Maritzy, po czym wyjaśniła jej:
WWW– Tutaj będziesz spała. Miałam tu zrobić remont, ale jakoś zabrakło mi na to czasu. Możesz tu się urządzić wedle własnego życzenia, nie pogniewam się.
WWWFaktycznie, ten pokój wyglądał tak, jakby dopiero co został dobudowany do reszty domu. Nagie białe ściany, najzwyklejsza w świecie wykładzina, jedno jedyne okno, pojedyncze łóżko, szafa na ubrania i stolik nocny z lampką. Prawie jak pokoik w akademiku. Maritza przyjrzała się temu wszystkiemu dosyć sceptycznie. Zapewne korciło ją, aby natychmiast porozwieszać wszędzie swoje amulety i inne pierdółki. Zawsze była przesądna.
WWW– A teraz chodźmy do twojego pokoju, kochanie – zwróciła się do mnie ciocia.
WWWTym razem otworzyła drzwi na końcu wąskiego korytarza i tak jak poprzednio kazała taksówkarzowi zostawić walizki, tym razem moje.
WWWNad pokojem Maritzy nie pracowała wcale, ale nad moim owszem, i to solennie. Tutaj ściany miały mój ulubiony kolor czerwonego wina i były poobklejane plakatami moich ulubionych zespołów – nie miałam bladego pojęcia, skąd ciocia wiedziała o moim guście muzycznym, skoro długo się nie widziałyśmy, ale mniejsza z tym – a podłogę wyłożono miękkim, puchowym dywanem. Sufit, podobnie jak w pokoju Maritzy, był lekko pochyły – nic dziwnego, w końcu znajdowałyśmy się na poddaszu. Ponadto mój pokój był wyposażony w podstawowe meble i akcesoria, o jakich marzy każdy młody człowiek: wypasioną wieżę stereo, czterdziestodwucalowy plazmowy telewizor, konsolę Nintendo Wii, wysoki regał z książkami o tematyce fantastycznej i całkiem sporą kolekcję płyt z muzyką rockową.
WWWOgólnie mówiąc – wszystko to, co lubiłam najbardziej.
WWWZarzuciłam cioci ręce na szyję i w podzięce pocałowałam ją w policzek.
WWW– Cieszę się, że ci się podoba – powiedziała, dumna jak paw. – A teraz dam ci trochę czasu na oswojenie się ze wszystkim i rozpakowanie. Co ty na to?
WWW– Tak, dziękuję.
WWWWyraźnie zadowolone z mojego szczęścia, ciocia Aurora i Maritza wyszły, zostawiając mnie sam na sam z nową rzeczywistością.
WWWW pokoju panował straszny zaduch, więc podeszłam do jedynego okna i je uchyliłam. Zaciągnęłam się głęboko świeżym powietrzem, po czym otworzyłam okno na oścież i wychyliłam się na zewnątrz. Szczerze mówiąc, spodziewałam się jakichś malowniczych widoków, a zamiast tego ujrzałam stojący po sąsiedzku dom, łudząco podobny do domu cioci. Z pokoju na poddaszu również wychodziło tylko jedno okno, i to dokładnie naprzeciwko mojego.
WWWW pewnej chwili wydało mi się, że ktoś się poruszył za tamtym oknem. Jeszcze bardziej pochyliłam się do przodu i zmrużyłam oczy. A jednak to nie było żadne złudzenie. Tam naprawdę ktoś był. Dziewczyna o długich, srebrzystych włosach. Siedziała przy oknie i nachylała się nad czymś. Może stało tam jej biurko i właśnie odrabiała lekcje albo pisała jakiś wiersz?
WWWNagle, jakby wyczuła, że jest obserwowana, uniosła głowę i spojrzała przez okno, prosto na mnie.
WWWZaniemówiłam z wrażenia.
WWWTa dziewczyna była niesamowita. Nie dość, że miała srebrzyste włosy, to jeszcze jej oczy były zbliżone barwą do najczystszego srebra. Zawierały w sobie coś takiego… niezwykłego, wręcz hipnotycznego. Nigdy nie widziałam kogoś takiego jak ona.
WWWDopiero kiedy odrobinę przekrzywiła głowę, dotarło do mnie, że gapię się na nią z szeroko otwartymi ustami jak przysłowiowa sroka w gnat, więc natychmiast się opamiętałam i uprzejmie jej pomachałam, jak na cywilizowanego człowieka przystało. Nowe znajomości znacznie ułatwiają aklimatyzację w nieznanym otoczeniu.
WWWJednak, ku mojemu zaskoczeniu, niezwykła sąsiadka zareagowała na ten gest inaczej, niż się tego spodziewałam – zerwała się z krzesła i zasłoniła okno czarną zasłoną. Poczułam się jak wyrzutek. Jakbym była wyklęta.
WWWZ cichym westchnieniem rozczarowania zabrałam się do rozpakowywania swoich rzeczy. Lecz kiedy moje ręce natrafiły na białą koszulę nocną, od razu przypomniał mi się koszmar, który śniłam w trakcie podróży. To był dziwnie realistyczny sen…
WWWA może wizja? Wprawdzie nigdy nie wierzyłam w takie zabobony, ale co jeśli to naprawdę był pewnego rodzaju zwiastun jakiegoś nieszczęścia?