Mikołaj

1
- To było w 1997 roku. Przez starą kapliczkę przeszła wtedy fala kulminacyjna. Lekko mówiąc, trochę ją podmyło. Ludzie wtedy mówili, że w życiu nie widzieli takiej wody. Nie było jej mało, ale ja już nie takie rzeczy przeżyłem. Co by jednak nie mówić o tamtym roku, mnie przyniósł pobudkę po dłuższej drzemce.
- Jakiej drzemce?
- Od pokoju w Hubertusburgu - jeżeli mogę tak to ująć - miałem przerwę w życiorysie.
- Hubertusburgu? To Jugosławia?
- Jugosławia? Hm, tak. Jugosławia.
- No i co z tą kapliczką, zajmujesz się renowacją zabytków?
Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie.
- Zabytkami też się zajmuje, ale wolę młodsze obiekty – mówiąc to, puścił oko na drugą stronę stolika. Reakcja była jak najbardziej zadowalająca.
- Kończy mi się piwo… – ciota wypowiadał się powoli, synchronizując swoje słowa z leniwie obracanym w rękach pokalem – pójdę po następne, chyba że…
- Chyba że?
- Że pójdziemy do mnie, gdzie mam zamiar cię zerżnąć. Mieszkam niedaleko.
- Sam?
Ciota odrobinę się zmieszał i przestał kołysać resztką piwa.
- No sam, ale jak chcesz mogę podzwonić po znajomych i załatwić trzeciego.
- Pytam się czy sam mieszkasz.
- Sam.
- Doskonale, chodźmy.

Sznur powoli opasywał siedzącego na krześle ciotę. Kutas stał mu na baczność od dłuższego czasu. W sypialni można było wyczuć jakieś pedalskie perfumy, które najwidoczniej miały maskować zapach penisów, kiedy przychodzili tu normalni ludzie.
- Dalej Mikołaj, kończ już.
- Kończe, tylko mi ten smród przeszkadza.
- Dziwne, większość chłopaków to lubi.
- Powiedz mi, masz dużą wannę.
- Dużą. Do wanny też wskoczymy? – zapytał tak słodko, że mogło zemdlić.
- Szybciej niż myślisz.
Mikołaj z zadziwiającą łatwością podniósł krzesło z przyszłym denatem i poszedł z nim w stronę łazienki. Ten lekko się zaniepokoił. Mikołaj nie wyglądał na osiłka. Wręcz odwrotnie. Niski i blady raczej przypominał kogoś, kogo bije się w gimnazjach, a nie na odwrót. Ale ciota szybko zauważył plusy całej sytuacji. Może pod tym śmiesznym sweterkiem kryje się całkiem fajny pakerek, a do tego niezły wariat. Kto by tam szedł z krzesłem? Fujara cioty wesoło podskakiwała całą drogę do łazienki. Mikołaj postawił go w końcu na środku wanny. Nie widać było, żeby w ogóle się zmęczył.
- Teraz napuścimy wody?
- Napuścimy czegoś lepszego.
Przed oczami związanego błysnął nóż.
- Hej! Hej! Co ty chcesz z tym robić?
- Nic. Przetnę ci tylko tętnicę piszczelową, potem to odłożę, obiecuje.
Ciota miał ochotę wrzeszczeć tak głośno, jak tylko da radę, ale po chwili pomyślał, że to fajny pomysł i że w sumie fajnie będzie zobaczyć, co jest po drugiej stronie i że w ogóle nie chce mu się już żyć.
- Ludzki umysł jest tak zadziwiająco słaby, prawda?
- Masz absolutną rację.
- Cieszysz się, że zginiesz?
- Nie mogę się doczekać.
- A jednak masz odrobinę poczucia humoru.
Szybkie cięcia po środku obu łydek otworzyły tętnice cioty. Krew zaczęła miarowo spływać po piętach do wanny. Mikołaj odłożył wytarty nóż pod zlew i wyciągnął zza siebie małą buteleczkę. Wlał połowę do wanny i ją też odłożył tam gdzie nóż.
- Co to jest?
- Ocet. Nie chce żeby mi kolacja skrzepła.
Związany zaczął się po cichu śmiać.
- Nie mów mi, że jesteś wampirem.
- Jestem.
Fujara cioty zupełnie już opadła, przyjmując odpowiedniejszą do sytuacji postać.
- Powinieneś więc mnie gryźć po szyi, a nie spuszczać ze mnie jak z prosiaka.
Mikołaj wywrócił oczami, pokazując prawie same białka.
- Ta kultura masowa robi wam papkę z mózgu. Za dużo babrania. Pogryzłbym cię, a potem musiał cały czas wylizywać to, co będzie miało zamiar wypłynąć. Za dużo zachodu z tymi utartymi schematami. Kiedyś to było w modzie - wziąć taką chłopkę z pola i ją pokąsać, ale i tak z litr ci przeciekał po brodzie. Potem tłumacz się ludziom, czemu twoja koszula wygląda jak francuska gilotyna. Swoją drogą, szkoda, że przespałem rewolucję… I to cholera obie.
- Nie chce mi się w to wszystko wierzyć. Tak w ogóle to ile masz lat?
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Pogubiłem się w tych waszych kalendarzach. Poza tym - nie wiem czy to zrozumiesz - kiedy nie możesz umrzeć, czas przestaje cię jakoś specjalnie interesować. Wybacz mi chwilową nieskromność, powiedziałbym, że jestem ponad czasem.
- Słabo się czuję.
- To normalne. Za chwilę będziesz bardziej martwy ode mnie.
Mikołaj pochylił się nad wanną i zamieszał krew z octem, a następnie oblizał sobie paluchy.
- Niezła. AB Rh+. Nienawidzę zerówek, a ostatnio często mi się trafiają.
- Powiedz mi, to że jestem… eh. To, że jestem homo to coś…
- Jesteście łatwiejsi od panienek. Muszę stwierdzić, że warto się do was przekonać panowie.

Kiedy denat studził się zamknięty w tapczanie, Mikołaj zbierał już znalezionym w kuchni chlebkiem ostatnie ślady krwi z wanny. Resztę przelał wcześniej duralexowym kubkiem do butelek. Było z tym trochę roboty, ale przecież nie będzie się stołował u obcych.
Żując krwistą piętkę, wyszedł na podwórze. Zapiął czarny płaszcz po szyję i założył czarne Ray-Bany. Zaczynało już dnieć. Poprawił sobie torbę na ramieniu i ruszył w kierunku domu, postukując przed sobą od czasu, do czasu białą laseczką.
The Dude abides.

2
Hmmm... No opowiadanko mnie zaskoczyło. To muszę przyznać.

Parę zastrzeżeń mam i to od nich zacznę.
Trochę mi nie pasowało, używanie cały czas słowa "ciota". Nie chodzi mi o tu o politpoprawne jechanie z "mężczyzną o odmiennej orientacji seksualnej", ale synonimów również krótkich i wygodnych nie brakuje - chociażby "gej". To jest całkowicie subiektywne marudzenie, ale jak już mnie takie coś zazgrzytało, to się dzielę.
Mikołaj z zadziwiającą łatwością podniósł krzesło z przyszłym denatem
Ja wiem, że możemy się domyślać, co tu się święci itd., ale jednak nie lubię takiego "wykładania kawy na ławę". Uważam, że nie powinieneś tak od razu informować o tym, że gościa zaraz ubijesz.
- To było w 1997 roku
słownie
Niski i blady raczej przypominał kogoś, kogo bije się w gimnazjach, a nie na odwrót.
Parę zdań jest takich trochę mniej przyjemnych. W większości drobne uwagi - jak tutaj. Zmieniłabym jakoś tak:
Niski i blady - przypominał raczej kogoś, kogo się bije w gimnazjach [...]

A poza tym, to podobało mi się. Fajny pomysł (a jednak można coś jeszcze zrobić z tymi wampirami! ;) ), do tego dobre wykonanie. Narracja odpowiada... bohaterom. I ogólnemu klimatowi. Kreuje wszystko bardzo sprawnie. W tym kontekście nawet podpasowała mi ta absurdalna akceptacja ze strony ofiary.

Dobra robota.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Jak ten wampirzy świat ewoluuje! Ten też łazi po świcie! I do tego znalazł dobry sposób na zdobycie jadła i napoju! Stołować się u/na gejach... To się nazywa znaleźć niszę!

Numer z opisem kapliczki, w której się nieco zdrzemnął, czytelny dopiero, kiedy wiadomo, że to wampir - boski.

Opowiadanko dowcipne i miłe do czytania. Powiedziałabym tylko, że:
1. Wykrwawianie gościa do wanny pięknie wygląda fabularnie i kolorystycznie. Można pokazać siłę bohatera, jego zmyślność, czystość i wprawę w podobnych akcjach. Tyle, że człowiek ma tylko coś koło 5 litrów tej cennej substancji. W dużej wannie na dnie będzie kałuża. Wybieranie tego kubeczkiem duralexowym - to zadanie dla wampira - ma chłopak czas i cierpliwość. Pewno by mu wiele ułatwiło jakby nóżki przyszłego denata wsadził do miski, wiaderka... Ja wiem - się czepiam!
2. Dlaczego ten gej tak łatwo godzi się ze swoim losem? Żadnego choćby mimowolnego buntu? Nie wierzę. Może by go wampiór przekonał, że nie warto mu się na tym świecie więcej męczyć. Ale to by pewnie rozwodniło całość, chociaż... Mogłoby być tak samo dowcipne.
3. Ale z niego gej-twardziel... Naprawdę, gdy już go niedoszły kochaś chlasnął nożem po łydkach, to przekąska mogła chociaż syknąć z bólu. A wampir by go wtedy pocieszył czułym, kąśliwym buziaczkiem - pasowałoby do opisu +18. Ale to moja wizja ich pożegnania. Nie ma nic wspólnego z twoim opisem.

Dzięki, za ten poranny uśmiech. I gratuluję pomysłu.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

4
Co prawda tekst powinien bronić się sam, jeśli nie daje rady to jest po prostu do d*#@. Kiedyś bym pewnie się tłumaczył co miałem na myśli, ale teraz...
W każdym razie dorapa zauważyła niezłego baboka z tą wanną. Temu piszem by podziękować. Więc dziękować.
The Dude abides.

5
Mam mieszane uczucia do tego tekstu. Szok to pierwsze odczucie, ale później to już uśmiech nie schodził mi z ust. Już dawno nie uśmiałam się tak przy czytaniu. Omijając moje poglądy to duży plus za pomysł.
Biedny, kto gwiazd nie widzi bez uderzenia w zęby.

6
mam nadzieję, że poczytam coś więcej o Mikołaju. Natomiast (nie to, bym się podlizywał) dziwnym trafem Adrianna wyczerpała bez mała wszystkie moje wątpliwości, dodam tylko również powtarzającą się "fujarę".

btw. cholera, ja mam również AB Rh+ !!!
Tacitisque senescimus annis
Najmądrzejsza rzecz, to wiedzieć co jest nieosiągalne, a nie w głupocie swojej, dążyć ku temu za wszelką cenę
- Zero Tolerancji -

7
Nazz pisze:Przez starą kapliczkę przeszła wtedy fala kulminacyjna.
Fala kulminacyjna mogła co najwyżej tę kapliczkę zalać... Jakoś nielogicznie mi to brzmi.
Nazz pisze:- Zabytkami też się zajmuje, ale wolę młodsze obiekty – mówiąc to, puścił oko na drugą stronę stolika.
Trzymał je na sznurku, puścił, a ono wylądowało na drugiej stronie stolika. ;) Wiem o co chodzi, ale to nie brzmi dobrze, trzeba to jakoś ładniej ubrać w słowa.
Nazz pisze:- Kończy mi się piwo… – ciota wypowiadał się powoli, synchronizując swoje słowa z leniwie obracanym w rękach pokalem – pójdę po następne, chyba że…
- Chyba że?
- Że pójdziemy do mnie, gdzie mam zamiar cię zerżnąć. Mieszkam niedaleko.
Nie znam się za bardzo na tej środowiskowej nomenklaturze, ale wydaje mi się, że ciota to po pierwsze wyrażenie pejoratywne (no chyba że sami się tak pieszczotliwie nazywają ;) ) a po drugie oznacza geja przegiętego i zmanierowanego, który raczej byłby rżnięty niż rżnąłby.
Nazz pisze:Sznur powoli opasywał siedzącego na krześle ciotę. Kutas stał mu na baczność od dłuższego czasu. W sypialni można było wyczuć jakieś pedalskie perfumy, które najwidoczniej miały maskować zapach penisów, kiedy przychodzili tu normalni ludzie.
- Dalej Mikołaj, kończ już.
- Kończe, tylko mi ten smród przeszkadza.
- Dziwne, większość chłopaków to lubi.
- Powiedz mi, masz dużą wannę.
- Dużą. Do wanny też wskoczymy? – zapytał tak słodko, że mogło zemdlić.
- Szybciej niż myślisz.
Mikołaj z zadziwiającą łatwością podniósł krzesło z przyszłym denatem i poszedł z nim w stronę łazienki. Ten lekko się zaniepokoił. Mikołaj nie wyglądał na osiłka. Wręcz odwrotnie. Niski i blady raczej przypominał kogoś, kogo bije się w gimnazjach, a nie na odwrót.
W pierwszym akapicie prowadzisz narrację z punktu widzenia Mikołaja, w potem - jego ofiary. Trochę chaosu się wkradło.
No i pogrubienie brzmi niefortunnie.

Ogólnie na plus, choć trochę brak puenty. To znaczy, ok, zjadł chłopaka i tyle. ;) Można by tego się spodziewać po wampirze. No i ja tam zrozumiałam, że chłopak został poddany mentalnemu oszołomieniu i dał się zabić niczym modliszek przez modliszkę. :)

Pozdrawiam!
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”