Nie pisałam tu dawno, ale wracam

Nie wiem czy opowiadanie, które chcę tu wkleić jest w ogóle godne tego forum, ale cóż...
Wklejam.
Poproszę o szczerą krytykę i mam nadzieję, że chociaż jednej osobie się spodoba

LEKARKA
Szeroki hall, pomalowany na biało, na suficie kilka lamp dających silne światło. Wokół ludzie : starzy i młodzi, ale wszyscy trochę inni niż ci na zewnątrz. Mija mnie pielęgniarka, uśmiecha się do wszystkich, ale na nikogo nie zwraca dłuższej uwagi, biegnie dalej. Na końcu korytarza widzę duże drzwi z napisem : SALA OPERACYJNA. Przed nimi widzę młodą kobietę, siedzi i patrzy przed siebie. Ma dziwnie pusty wzrok. Zbliżam się do niej powoli, nagle ogromne drzwi się otwierają i wyjeżdża łóżko na kółkach „kierowane” przez dwóch pielęgniarzy. Na nim leży chłopiec, ma najwyżej 7 lat, jest blady – tylko to widzę. Wcześniej siedząca kobieta jest już na nogach, biegnie. Pewnie za synem, mam ochotę ją pocieszyć, nie umiem znaleźć słów. Idę dalej. Z sali operacyjnej wychodzi lekarka, ma na oko 35 lat, ciemne włosy, które teraz wypuszcza z koka i ładną figurę. Chociaż jest w dużej odległości ode mnie czuje bijącą od niej siłę, podchodzę. Mam przeprowadzić z tą kobietą wywiad, oddać jej osobowość na jednej stronie A4, już wiem, że będzie ciężko.
-To pani? - pyta bez powitania. Nie czeka na odpowiedź, prowadzi mnie do swojego pokoju. To niewielkie pomieszczenie, drzwi obok prowadzą do sterylnego gabinetu – jej pokój jest zagracony, nie ma pustego miejsca. Siadamy na przeciwko siebie, podaje mi kawę, sama nic nie pije, widzę, że mnie obserwuje. Chcę zadać jakieś pytanie, ale wszystkie wydają się nie na miejscu. Przez chwilę milczymy, a potem ona zaczyna mówić. Opowiada o chłopcu, którego operowała : ma bardzo ciężką chorobę kości, ale jest zawsze uśmiechnięty, widzę, że go podziwia.
-Chce pani mnie opisać? - pyta nagle
-Tak. - odpowiadam cicho.
-Niech pani wyjdzie na korytarz, popyta o mnie, popatrzy na moja pracę. Żadnymi słowami nie wyrażę co każdego dnia tu przeżywam. Niech pani opisze moich pacjentów. To oni są najważniejsi, ich życie to materiał na świetny artykuł. Ja się tylko staram żeby trwał jak najdłużej. Czasami mi nie wychodzi... - zawiesza głos, a potem patrzy mi w oczy : Mnie najlepiej opisać przez to co robię.
Pytałam wszystkich : pielęgniarki, lekarzy, pacjentów, salowe i sprzątaczki. Jej współpracownicy nazywają ją Stalową Damą, albo Matką Beznadziejnych Przypadków – ona nigdy się nie poddaje. Jedna z pielęgniarek powiedziała, że lekarka zawsze walczy do ostatniego oddechu, że jej pacjenci są dla niej najważniejsi – z każdym z nich się uosabia. Pacjenci mówią jednym głosem : czyni cuda, jest najlepsza, oddają własne życie w jej ręce. W ostatniej sali spotykam chłopca, którego przed chwilą operowała : już się obudził, rzeczywiście się uśmiecha.
-Gdzie twoja mama? - pytam, bo nie wiem co powiedzieć.
-Poszła po coś do jedzenia, ale coś długo jej nie ma. Pewnie płacze...- mówi to spokojnie.
-A co myślisz o pani doktor, która się tobą zajmuje? - muszę zmienić temat, bo wiem, że sama zaraz się rozpłacze.
-Wierzę jej. - odpowiada po prostu : Ma miłą twarz i mama mówi, że jest najlepsza. Pewnie ma rację, bo w końcu ciągle chodzę.
Kiwam głową, żegnam się, życzę zdrowia, czuję, że mówię głupio, ale muszę stamtąd wyjść – duszę się. Gdy wychodzę opieram się o ścianę, oddycham głęboko. Podchodzi do mnie bohaterka mojego artykułu :
-Poznała pani trochę moją pracę? Myślę, że ten artykuł będzie pełny i prawdziwy. Do widzenia.
Odchodzi, ale nagle się odwraca :
-Proszę nie pisać, że ten chłopiec jest ciężko chory tylko, że się uśmiecha, dobrze?
Kiwam głową. Już wiem, że mój artykuł zajmie więcej niż jedną stronę.