Świat to zabawa, od początku szukaliśmy jej sensu i nadal szukamy. Są jednak ludzie mówiący o zbliżającym się końcu – małym dzieciom odbierze się zabawki. Osobiście uważam, że wystarczy zrozumieć, jakim potencjałem mieni się zabawa, do której zostaliśmy zaproszeni, a ciekawość stanie się najwybitniejszą religią, czyniąc człowieka Praktycznym Bogiem. To wystarczy, abyśmy zrozumieli wartość naszego uczestnictwa.
W życiu staram się wyjaśniać. Pewnie, że są momenty, gdy odpoczywam, dokonując aktu pozornego zwątpienia, nie zapominając o przyjemności, ale cokolwiek bym nie robił, zbliżam się do celu, który każdy powinien sobie określić. Jest niezmiernie ważne, by odnaleźć ten jedyny punkt, gdzie współrzędne należą wyłącznie do nas. Każde życie to przecież sztuka, a poza zachwytem warto krzyknąć. To, co odsłonię, nie jest zajściem fizycznym, lecz swoisty teatr starej myśli z nową, nie może tłumić swych emocji.
Nadchodziła noc, niby nic nowego, ale i tym razem postanowiłem przebyć kolejny odcinek wytyczonej drogi. Skupiając swą uwagę w barwnych ilustracjach książki, absorbowałem bogatą treść wyjaśniającą mechanizmy rządzące przestrzenią mojej egzystencji. Zastanawiałem się, poddawałem w wątpliwość moją wyobraźnię, chciałem dotknąć liścia jakże przepięknego drzewa. Droga była subtelna, nie dająca się zmierzyć za jednym razem – lecz tylko sceptyczny wędrowiec może znaleźć mędrca. To mój sposób wyrażania szacunku dla życia, którym jestem. Czas poświęcony wędrówce był zazwyczaj długi, osiągałem drugą, trzecią godzinę – nie mając wątpliwości, czy było warto. Aby dojść do tego stanu, musiałem przedefiniować swój cel, pozbyć się pytań, o sens stawiania ich. Przecież zawsze mogę spróbować, jeśli nadarzy się do tego sposobność. Takie rozumowanie akceptowałem jako właściwe lub raczej nie miałem wyjścia, by inaczej pojmować niesioną rangę. Błąkałem się, nie potrafiłem poznawać – moja chęć sprowadzała się do mgły, w której znikam, nie wydając dźwięku. Gdzie były korzenie mojego nastawienia? Postuluję, że środowisko wczesnego życia nie było adekwatne do wartości reprezentowanego gatunku. Każdy dzień był polem bitwy, nie zastanawiając się, czy krew została słusznie wylana, zresztą i percepcja moich czynów – to był żart. W gruncie rzeczy nie sądziłem, że aż tak daleko zajdę, by krytykować swoje łoże. Fakt, zasypiałem, prawie nigdy nie byłem głodny, ale było to podłe dla mojego wnętrza. Cała błona tego okresu okazała się cienka, w końcu musiała wypuścić soki. Dziś wygląda to całkowicie inaczej, nakreśliłem to na początku, jednak wyraz tego stanu musi wybrzmiewać powagą – niosąc radość. Wykwintny charakter usposobienia sam w sobie budzi olśniewający obraz, a wgląd w wypływające korzyści jest oszałamiający. Nie ograniczam się do celu, lecz chcę go zrozumieć. Gdy patrzę na Świat, naszą zdobycz intelektualną, pytam, do czego możemy się odwołać, co możemy zobaczyć; jak interesujące rozmowy możemy toczyć – jestem zdumiony naszym „Jesteśmy”. Tyle, że dążę do wyjaśnienia. Sam tego nie dokonam, ale armia, do której należę, to najpiękniejsza Armia, która kiedykolwiek powstała. Pociski wylatujące z naszej broni nie przynoszą cierpienia, zwiastują postęp, składając owocną przyszłość. Broń ta została wykreowana do zabawy, wspólnego dociekania prawdy, więc to narzędzie z tych najdonioślejszych.
Ten ogród zakorzenił się we mnie na stałe, potrzebuję kolorów, rozmaitych kształtów, a to wszystko stwarza, że czysta woda sama się pojawia – dopełniając pejzaż. Ogród, jak o każdy trzeba dbać, dokładnie przesiewać glebę, podłoże gdzie rosną korzenie sięgając jeszcze głębiej poznanych zjawisk. Wędrując po wytyczonych ścieżkach, podziwiam złożoność przyjaźni, jaka istnieje między każdym kwiatem, Słońce, które pilnuje, by nikomu nie zabrakło ciepła – upajam się tą baśnią. Nie wszystkie drogi są wytyczone, zawsze znajdzie się kolejna posiadająca współbrzmienie ze swoim towarzystwem, a ja pragnę ujrzeć ich majestat. Niekiedy po długim spacerze ukazuje się tęcza, wabi swoją przepływającą barwą, prosząc o przyjaźń. Zgadzając się, dostajemy nowego przyjaciela, który zawsze może nam pomóc.
Ta noc okazała się jedną z najważniejszych. Przed zaśnięciem zawsze wirowałem w myślach – zadając pytania. Tym razem zahaczyłem o RELIGIĘ, czy Bóg istnieje? Niech pomyślę. Gdyby tak utworzyć nieskończony zbiór wszechmogących tworów, to nie jesteśmy w stanie obalić ich istnienia. Czy w takim razie mamy przyjąć ich realność w takim stopniu, aby ich wielbić? Moim zdaniem to irracjonalne, podłe – nie do przyjęcia. My pragniemy zrozumieć Świat, dowiedzieć się, jak funkcjonuje, bez czarnej magii, nakładającej okowy na nasz umysł. Zbiór ten można sprowadzić do jednego dużego tworu, który jest wszechmogący, wszechwidzący, wpływa na ludzkie życie – lecz nie zrozumiesz go, głupcze. To z pewnością nie jest ciekawość, a raczej spłycanie naszej istoty – największa zniewaga rzucona na inteligencję. Co dalej, jeśli wszystko miałoby być wystarczająco wyjaśnione? Człowiek by zgasnął, a zostałby Bóg.
Po tej odprężającej refleksji samoistnie zapadłem w sen i pewnie odpoczywałbym do rana, gdyby nie nagły podmuch powietrza, zsuwający nakrycie. W pokoju było jeszcze ciemno, a oczy nie były przyzwyczajone do tak spontanicznej obserwacji, jednak pomimo tego defektu w górnym spotkaniu ścian dostrzegłem tlący się promień światła. Jego intensywność szybko wzrastała na sile, rozprzestrzeniając się na wszelkie możliwe strony, wiążąc swój cel na krańcu mojego łóżka. Blask światła emanował przyjemnością, mrugające punkty dawały poczucie bajki, aczkolwiek absurd tego zajścia był wyraziście odczuwalny. Leżałem spokojnie, czekając na kulminację dzieła, trwało to jeszcze, zanim mogłem zrozumieć, co mi grozi. Światło nie chciało zgasnąć, a i zamienić się w coś bardziej znaczącego nie miało zamiaru. Wydziwiało cuda, przeplatając swe barwy, kształtując obrany kształt. Wszystko sprowadzało się do pięknej ramki, lecz pomimo zdziwienia, płótno mieniło się nagością. Posiadałem cierpliwość, jakże ważną dla mojego życia, i nie jest tak, że jakoś to mnie zmniejszyło, wręcz przeciwnie – urosłem w znaczeniu Człowieka.
Ustawiając się wygodnie, w końcu doczekałem chwili, gdy występ zaczynał mieć sens. Główny aktor ujawnił swą rolę, była szlachetna, ale z dziwnego punktu widzenia. Raczkował osobliwym taktem, zbliżając się do stworzonego odbicia. Nagle ozdoby spadły, publiczność zadrżała, chyba najbardziej to ją dotknęło. Jasność ubrała czarny garnitur, krawat błyszczał powagą, otoczenie zawiało BOSKOŚCIĄ. Powietrze wybrało inny smak, u góry ciemność, na dole jasność, a pomiędzy ziemia razem ze mną – owieczką. Po kolei powstawały lądy, chmury i gwiazdy, ale zwierząt zabrakło, pewnie Boski plan został zmieniony – szkoda, bo lubię zwierzęta. Nie wyglądało to jak w Biblii, zabrakło hierarchii, która najwidoczniej była całkowicie zmyślona. Pomimo całego zamieszania, nie czułem strachu, starając się podtrzymywać funkcję widza – siła okazała się jednak nieokiełznana, poczułem ingerencję BOGA. Doznanie było nieprzyjemne, mdliło mnie, szarpałem się sam ze sobą, nie wiedziałem, co mi dolega. To miał być Najwyższy, ten, który wszedł we mnie, pchnął zło, próbując usunąć ciekawość. Na litość boską, nie zmieniaj mnie, odjedź – wykorzystując fakt absurdu, odsunąłem go od siebie, spojrzałem mu w oczy i rzekłem:
– Tyś wszechmogący, nie masz odwagi powiedzieć, co chcesz zrobić, zabierając się bez wahania do swej zbrodni – Bóg-zabójca, tak to mam nazwać?
Starałem się zrozumieć jego nikczemny czyn, ale trudno było cokolwiek wydedukować z tak wielkiej duszy – po prostu nie ogarniałem go. Musiałem skonstruować boskie słowa, aby wyszedł z inicjatywą zrozumienia mnie. Myślałem, chodziłem po pokoju, a on nadal stał w miejscu, zmieniając swoje położenie – chyba był wszędzie. Zdarzyła się niepowtarzalna okazja, by pouczyć Boga, stwórcę, szaleńca, kochającego ojca dokonującego radykalnych zmian na swych grzesznikach – początku naszego myślenia. Zacząłem recytować modlitwę, nieco szczątkowo, ale z dokładnym zakończeniem. Podniosłem krzyż do góry, przywołując imię jego syna i nagle spojrzał na mnie, wypowiadając kilka prostych słów – toż to bełkot niemowlaka, istna papka. Gawędził w kółko coś pod nosem, okazał się dzieckiem, pragnącym wiecznej chwały. Powiedziałem: dosyć, rozmawiajmy jak dorośli. Przecież nie będę z nim gaworzył, wyrosłem już z tego. Po kilku próbach oznajmił, że chciał się tylko zabawić. Przedstawił swój scenariusz, symulując na chmurce kolejne etapy, zabójstwa. Nagle zrozumiałem, kim on naprawdę jest, co robił przez te wszystkie lata – bawił się z nami w dobro i zło. Zadałem pytanie, czy to on nas stworzył.
– Nie, ja istnieję poza CZASEM, a wy z niego wyrośliście.
Jego obraz nie przedstawiał niczego szczególnego, stary dziadek, nie mający zębów trząsł się przed moim głosem. Głowa była pusta, a cóż chcieć od tak starej abstrakcji. Nie chciałem już dalej odkrywać jego prawdziwego oblicza i zabrałem się do kazania. Oznajmiłem, że zło, które nam podarował, skłóciło nas. Prowadziliśmy wojny, aż dwie, może nawet urzeczywistni się trzecia. Przedstawiłem mu zestawienia poległych, rannych, zbezczeszczonych – przyglądał się uważnie swojej zbrodni. Argumentowałem, kładłem dowody – sam wyciągałem wnioski, nauczyłem go alfabetu, bardzo pojętny facet. W mgnieniu oka przebrnęliśmy przez poezję, sztukę, włącznie z filozofią. Nie miał dysleksji, dyskalkulii, był zagubionym płodem, wybierając nas jako łożysko karmiące swoje chore geny. Po kilku sekundach przyznał się do winy, pojawił się sąd – sędzia człowiek, skazany Bóg. Szybko przeczytałem zarzuty, obrońca nie protestował, wyrok został wydany, „kara śmierci”. Pożegnałem się z nim, on podał mi rękę i poważnym tonem odrzekł: Byliście mali, a dziś jesteście już DUZI – umarł, wydając swoje pierwsze słowa.
Życie to poemat, czytasz, interpretujesz, zastanawiasz się i w końcu dochodzisz do wniosku, że jakbyś tego nie pojmował, czujesz przyjemność i czytasz dalej.
2
,,którego współrzędne"gdzie współrzędne należą wyłącznie do nas
A może ,,wykrzyczeć sprzeciw"a poza zachwytem warto krzyknąć
To, co odsłonię, nie jest zajściem fizycznym, lecz swoisty(m) teatr(em) starej myśli z nową,(kropka) nie może tłumić swych emocji.
,,na barwnych"Skupiając swą uwagę w barwnych
1.Albo obydwie armie z wielkiej, albo obydwie z małej.ale armia, do której należę, to najpiękniejsza Armia, która kiedykolwiek powstała
2.,,jaka kiedykolwiek"
Wojen było więcej. Wiem, że chodziło ci o Wojny Światowe. Trzeba to sprecyzować.Prowadziliśmy wojny, aż dwie, może nawet urzeczywistni się trzecia
Wiele zdań powinno mieć zamiast przecinka kropkę- ułatwiłoby to w znacznym stopniu czytanie.
Tekst jest cholernie trudny do uniwersalnego zinterpretowania, więc opinia o nim każdego kto będzie go weryfikował może był zgoła odmienna. Moim zdaniem tekst dobry, choć momentami zbyt zasupłany.
PS. pisanie o Bogu/Bogach jest niebezpieczne:)
3
Potwierdzam, jest trochę szmerów jeśli chodzi o odbiór tekstu. Jednakże mógłbym polemizować nad wskazanymi defektami, ale zważywszy, że to mój pierwszy językowy twór - uchybię od obrony.
Co do pisania o Absolutach, tak jest niebezpieczną kategorią, ale ktoś musi to robić. Osobiście jestem zainteresowany różnym kontaktem z tą materią. Nie chcę ograniczać się schematem kościelnej masówki.
Dzięki za krytykę i trochę plusów
Co do pisania o Absolutach, tak jest niebezpieczną kategorią, ale ktoś musi to robić. Osobiście jestem zainteresowany różnym kontaktem z tą materią. Nie chcę ograniczać się schematem kościelnej masówki.
Dzięki za krytykę i trochę plusów

4
powtórzeniaEinszton pisze:Świat to zabawa, od początku szukaliśmy jej sensu i nadal szukamy. Są jednak ludzie mówiący o zbliżającym się końcu – małym dzieciom odbierze się zabawki. Osobiście uważam, że wystarczy zrozumieć, jakim potencjałem mieni się zabawa, do której zostaliśmy zaproszeni, a ciekawość stanie się najwybitniejszą religią, czyniąc człowieka Praktycznym Bogiem.
brzydka aliteracjaEinszton pisze:Nadchodziła noc, niby nic nowego, ale i tym razem postanowiłem przebyć kolejny odcinek wytyczonej drogi.
"swą" wywalić; dalej ma być "na"Einszton pisze:Skupiając swą uwagę w barwnych ilustracjach książki
wg słownika:Einszton pisze:Postuluję, że środowisko wczesnego życia nie było adekwatne do wartości reprezentowanego gatunku.
== postulować «proponować coś lub domagać się czegoś, zwykle w sprawach politycznych, społecznych lub ekonomicznych»
Musisz wybrać inny czasownik, nie bardzo wiem co miałeś na myśli
Wychodzi na to, że każdy dzień nie zastanawiał się...Einszton pisze:Każdy dzień był polem bitwy, nie zastanawiając się, czy krew została słusznie wylana, zresztą i percepcja moich czynów – to był żart.
Soki? Błona? Może raczej błona pękła i wtedy coś ze środka się wylało, ale błona sama z siebie chyba nie może wypuścić soków.Einszton pisze:Cała błona tego okresu okazała się cienka, w końcu musiała wypuścić soki.
Prawie jak pleonazm. Nie podoba mi się to zestawienie i niepotrzebnie komplikuje sens zdania.Einszton pisze:Wykwintny charakter usposobienia sam w sobie budzi olśniewający obraz, a wgląd w wypływające korzyści jest oszałamiający.
Zdobyczą intelektualną może być wiedza. Świat - bardziej zdobyczą cywilizacyjną.Einszton pisze:Gdy patrzę na Świat, naszą zdobycz intelektualną
O ogród, jak o każdy, trzeba dbać.Einszton pisze:Ogród, jak o każdy trzeba dbać,
Dodatkowo pasowałby mi jakiś przymiotnik przy tym ogrodzie, bo taki samotny rzeczownik jest "jakikolwiek", więc w zasadzie może być "każdym".
A co to?Einszton pisze:Gdyby tak utworzyć nieskończony zbiór wszechmogących tworów, to nie jesteśmy w stanie obalić ich istnienia.
No a jak inaczej? Niepotrzebne.Einszton pisze:Po tej odprężającej refleksji samoistnie zapadłem w sen
powtórzenia; ponadto nie pasuje słowo "defekt". To nie był defekt, raczej coś chwilowego, przemijającego.Einszton pisze:W pokoju było jeszcze ciemno, a oczy nie były przyzwyczajone do tak spontanicznej obserwacji, jednak pomimo tego defektu w górnym spotkaniu ścian dostrzegłem tlący się promień światła.
Zresztą, człowiek nieprzyzwyczajony do ciemności tym bardziej zauważy każdy najmniejszy błysk.
przybierałaEinszton pisze:Jego intensywność szybko wzrastała na sile, rozprzestrzeniając się na wszelkie możliwe strony, wiążąc swój cel na krańcu mojego łóżka.
Chodzi o to, że temu blaskowi światła było przyjemnie, czy że sprawiał on przyjemność bohaterowi? Bo wychodzi na to pierwsze.Einszton pisze:Blask światła emanował przyjemnością, mrugające punkty dawały poczucie bajki, aczkolwiek absurd tego zajścia był wyraziście odczuwalny.
Drugie słowo - mi by bardziej pasowało "wyraźnie odczuwalny", ale na upartego niech już będzie.
Celowe?Einszton pisze:kształtując obrany kształt.
Czyli zdążył wstać z łóżka? Jeśli tak, to zabrakło tej informacji.Einszton pisze:Ustawiając się wygodnie, w końcu doczekałem chwili, gdy występ zaczynał mieć sens.
Paskudnie.Einszton pisze:Główny aktor ujawnił swą rolę,
przybrałoEinszton pisze:Powietrze wybrało inny smak,
pomiędzy nimiEinszton pisze:Powietrze wybrało inny smak, u góry ciemność, na dole jasność, a pomiędzy ziemia razem ze mną – owieczką.
W jaki sposób i do czego wykorzystał fakt absurdu? Nie widać niczego takiego.Einszton pisze:Na litość boską, nie zmieniaj mnie, odjedź – wykorzystując fakt absurdu, odsunąłem go od siebie, spojrzałem mu w oczy i rzekłem:
Nie. Bohater, konstruując boskie słowa, sam wychodzi z jakąś inicjatywą.Einszton pisze:Musiałem skonstruować boskie słowa, aby wyszedł z inicjatywą zrozumienia mnie.
Bóg trzymał w dłoniach obraz, przedstawiający dziadka?Einszton pisze:Jego obraz nie przedstawiał niczego szczególnego, stary dziadek, nie mający zębów trząsł się przed moim głosem.
Już samo słowo "dziadek" w tym kontekście oznacza, że był stary.
Jeżeli już chcesz się uprzeć na tę dziwaczną metaforę, to trudno. Ale nie wiem czemu, bardziej pasowałoby mi tam słówko "pod", zamiast "przed".
Co ma zdziwienie do tego wszystkiego? I czyje zdziwienie?Einszton pisze:Wszystko sprowadzało się do pięknej ramki, lecz pomimo zdziwienia, płótno mieniło się nagością.
Nie traktem?Einszton pisze:Raczkował osobliwym taktem,
O mój Boże! Ten tekst próbował mnie zgwałcić.
Myślę, że jesteś utalentowany pod względem tworzenia wizji, obrazów - dla mnie były bardzo sugestywne. Niezłą masz wyobraźnię. Używasz bardzo dużo rzeczowników, dopełnień, bardzo łatwo się w tym zgubić. Powtórzenia też popełniasz, zwłaszcza "być" - już ich nie wypisywałam, tak samo jak w jednym akapicie wciąż używasz słowa "światło" i do tego kupa określeń - blask, promień, po prostu robi się za gęsto.
Święta racja. A nawet nie tyle kropek, co po prostu spójników. Zwykłe "i" może znacznie poprawić odbiór.Wiele zdań powinno mieć zamiast przecinka kropkę- ułatwiłoby to w znacznym stopniu czytanie.
Wszystko płynie, panta rhei, wszystko leci, metafora goni metaforę i niestety nie zawsze są one dobre. Czasem widzę, co chciałeś powiedzieć, ale dopiero po kilkukrotnym przeczytaniu konkretnego zdania. Lubisz udziwnione zestawienia wyrazów, ale nie przeginaj tak z nimi. Gęsta zupa, że nawet warzochą się nie zamiesza. Dolej trochę wody, rozrzedź jakimś zwykłym, prostym zdaniem. Lanie wody to w gruncie rzeczy pożyteczna umiejętność, bo tutaj widzę totalną kondensację wszystkich Twoich wizji. A są fajne i miło by było je lepiej zrozumieć

Opanuj jakoś ten swój język. Nie myśl, że każdy dziwny epitet dokładnie wyrazi to, co chcesz przekazać. Czasem jest niezamierzonym absurdem i tylko zakłóca czytanie.
Że mi się chciało? kurde...
[ Dodano: Pią 04 Lut, 2011 ]
Ojoj, przez pomyłkę używałam kursywy, zamiast podkreśleń. Mam nadzieję, że dobrze widać.
Pozdrawiam.
6
robi się cokolwiekPewnie, że są momenty, gdy odpoczywam, dokonując aktu pozornego zwątpienia, nie zapominając o przyjemności, ale cokolwiek bym nie robił, zbliżam się do celu, który każdy powinien sobie określić.
nie robi się czegokolwiek
Anakolut - zła składnia.To, co odsłonię, nie jest zajściem fizycznym, lecz swoisty teatr starej myśli z nową, nie może tłumić swych emocji.
Nie jest zajściem - czym jest więc? Swoistym teatrem starej myśli z nową. Dodatkowo ostatnia część zdania w żaden sposób nie wiąże się z pierwszą, a już tym bardziej ze środkową.
zbędny zaimek - to, że skupia swoją uwagę dokładnie wychodzi ze zdania.Skupiając swą uwagę w barwnych ilustracjach książki, absorbowałem bogatą treść wyjaśniającą mechanizmy rządzące przestrzenią mojej egzystencji.
podaje się coś w wątpliwość (nie poddaje). Dlaczego? Od podanie!Zastanawiałem się, poddawałem w wątpliwość moją wyobraźnię, chciałem dotknąć liścia jakże przepięknego drzewa.
znów anakolut. Jeśli wytniesz wtrącenie, wyjdzie: ogród trzeba dbać. Więc brakuje tam O ogród albo przestawić człony zdania: Trzeba dbać o ogród, jak o każdy.Ogród, jak o każdy trzeba dbać, dokładnie przesiewać glebę, podłoże gdzie rosną korzenie sięgając jeszcze głębiej poznanych zjawisk.
Współbrzmienie drogi? Dziwna (zupełnie nielogiczna) metafora. I do tego majestat dróg?Nie wszystkie drogi są wytyczone, zawsze znajdzie się kolejna posiadająca współbrzmienie ze swoim towarzystwem, a ja pragnę ujrzeć ich majestat.
Wiele takich zdań jest, gdzie myśl w żaden sposób nie da się odnieść do zdania. Nawet jako podsumowanie czy też coś samodzielnego.Zdarzyła się niepowtarzalna okazja, by pouczyć Boga, stwórcę, szaleńca, kochającego ojca dokonującego radykalnych zmian na swych grzesznikach – początku naszego myślenia.
Dla mnie tekst nie ma spójności. Zaczynasz od jednej rzeczy, kończysz na drugiej - obie wizje są od siebie różne, choć łączy je zagmatwany styl. To, co chcesz pokazać zostało przybite ciężkimi zdaniami, których podsumowania (zdaje się, te myślniki) jeszcze dolewają oliwy do ognia, zamiast dać odpowiedź. Dla mnie tekst jest przekombinowany i widać w nim usilne stylizowanie na coś wielkiego, gdyż żadna myśl nie jest naturalną. Odniosłem wrażenie obcowania z tekstem stworzonym w bólu, z jakiejś nieokreślonej złości - zaś tworzenie miało cel, który dla mnie jest niejasny. Mnie się nie podobało.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.