rozkosz? [erotyk]

1
Stała przed drzwiami do jego gabinetu. Bezmyślnie wpatrywała się w klamkę a w jej głowie szalały myśli. Nie mogła zrozumieć skąd się bierze w niej tyle emocji, patrząc na te cholerne drzwi. Być może podświadomie wyczuwała, że on tam jest. Głęboki wdech i chwyciła za wielką, mosiężną klamkę. Ten gest był dla niej równoznaczny i porównywalny do emocji towarzyszących ludziom podczas skoku ze spadochronem.
"Dziwne, jak można mieć tyle różnych myśli, gapiąc się na drzwi"-pomyślała.
Adrenalina krążąca teraz w jej organizmie spowodowała przypływ odwagi. Czuła jak gorąca krew pulsuje w jej żyłach. W końcu po długich utarczkach samej z sobą weszła do pomieszczenia.
Przywitał ją ciepły uśmiech bijący z jego twarzy. Ten uśmiech ukoił jej zszargane nerwy. Uśmiech sprawił, że Matylda poczuła błogie ukojenie. Uśmiech, który otulił ją jak ciepły, wełniany sweter.
Usiadła blisko i zaczęli rozmawiać . Rozmowa przebiegała normalnie, jak zwykle, jednak z tą różnicą że co jakiś czas tematy się kończyły, nastawała cisza, a oni, jak zaczarowani patrzyli sobie w oczy. W ich oczach pojawiały się iskry, które powoli rozpalały płomień pożądania.
Nagle Matylda gwałtownie odwróciła spojrzenie i skierowała je ku podłodze. Zdrowy rozsądek kazał jej uciekać. Nie powinna tu być! Nie z nim! To wszystko mogło zrujnować jej życie! Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak wiele ma do stracenia. Serce biło coraz szybciej. Wiedziała co to znaczy. Emocje szalały. Pragnie go! Tak, pragnie, jak jeszcze nigdy nikogo! Była rozdarta. W jej głowie toczyła się bitwa. Bitwa uczuć z rozsądkiem.
Eryk widząc obawy Matyldy, chwycił ją i przycisnął mocno do siebie. Tak, to jest to czego Matylda w tej chwili potrzebowała najbardziej. Wtuliła się kurczowo w jego bluzę i zamknęła oczy. Chciała by czas się zatrzymał. Wzięła głęboki oddech. Chciała go poczuć. Jego bluza pachniała gorzkim zapachem papierosów. Jeszcze nigdy zapach papierosów nie budził w niej tyle pozytywnych emocji.
Matylda okiełznując swe emocje odchyliła głowę i spojrzała na niego. Jego oczy błyszczały jak nigdy. Patrząc sobie w oczy przysunęli swe głowy, tak blisko, jak się dało, delikatnie muskając swe usta. Zaczęli się całować. Najpierw delikatnie i niewinnie, z czasem coraz bardziej intensywnie i namiętnie.
W końcu uczucia wybuchły z siłą bomby atomowej. Pożądliwie rzucili się na siebie jak dzikie, nieokrzesane zwierzęta. Eryk przejął kontrole. Matyldzie bardzo się to spodobało. Poczuła jeszcze większe pragnienie bliskości. Eryk przycisnął ją swoim ciałem do ściany, drapieżnie zrywając z niej ubrania i całując po szyi. Nie, to nie były pocałunki.To było coś w rodzaju ugryzień. Muskał jej szyję językiem i wbijał w nią swe zęby niczym wampir. Matyldzie sprawiało to niesamowitą rozkosz. Zaczęła głośno i nie równo oddychać, cichutko pojękując. Gdy wyszła z transu rozkoszy, jaki spowodował jego dotyk, spostrzegła się, że byli już prawie nago.
Eryk uniósł ukochaną na swych silnych ramionach a ona kokieteryjnie owinęła swoje nogi wokół jego ciała. Położył ją na swym biurku. Matylda poczuła zimno blatu szkolnego biurka, na którym leżał dziennik i sterta niesprawdzonych kartkówek. Przez jej rozpalone ciało przemknął dreszcz. Być może dreszcz spowodowany był dotykiem zimnego blatu, lecz może podświadomie dreszcz był oznaką uczuć, które w niej narastały.
Dłoń Eryka znów znalazła się na szyi Matyldy, delikatnie kierując ją w dół. Jego męska dłoń bardzo subtelnie zsunęła ramiączko stanika jednocześnie zabawnie łaskocząc jej ramię. Dłonie podążały w kierunku kręgosłupa, gdzie znajdowało się zapięcie od satynowego, krwisto-czerwonego stanika. Jego silne ręce nie radziły sobie dość dobrze z tym "urządzeniem".
Matylda uśmiechnęła się widząc jego nieporadność. Zabrała jego ręce i teraz to ona przejęła kontrole. Teraz to Matylda zawładnęła nad swoim nauczycielem, decydowała o wszystkim, narzucała tempo i miała nad nim władzę. Matylda usiadła na Eryku. Całując w każdy fragment jego ciało, zmysłowo ocierała się o jego krocze. Co jakiś czas przerywała. Uwielbiała się w ten sposób nad nim znęcać. Po pewnym czasie mieli już dosyć gierek. Byli nago. Napawali się widokiem swoich nagich ciał. Tak, to ten moment. Wystarczająco długo musieli czekać. Zaczęli się zachłannie kochać. Ich seks był tak niesamowity i taki namiętny . To było cudowne. Oby dwoje czuli, że idealnie do siebie pasują. W tej nieziemskiej chwili nieoczekiwanie Matylda usłyszała cichy zgrzyt otwierającej się klamki. Gdy dotarł do jej świadomości ten straszliwy dźwięk zobaczyła w drzwiach postać. Była to mała dziewczynka w blond loczkach i przerażonej buźce. Ze łzami w oczach zawołała "Tatusiu..."
...
Ostatnio zmieniony sob 16 lip 2011, 09:35 przez Cruella de mon, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Mwahahahaha! Uśmiałam się.
Piszesz na podstawie jakichkolwiek doświadczeń? :chef: To powyżej jest co najmniej naiwne. I ten harleqiunowy język, mój boże. Niemal spadałam z krzesła. No dobra.
patrząc na te cholerne drzwi.
nie jestem pewna poprawności, zresztą ta informacja jest zbędna - już wcześniej piszesz, że wpatrywała się w klamkę.
równoznaczny i porównywalny do emocji towarzyszących ludziom podczas skoku ze spadochronem.
równoznaczny do emocji? Porównywalny do emocji? Raczej to drugie.
"Dziwne, jak można mieć tyle różnych myśli, gapiąc się na drzwi"-pomyślała.
ta informacja jest dla mnie nieistotna, zresztą zdanie jest bardzo niezgrabnie sformułowane.
utarczkach samej z sobą
nie jestem pewna, czy to jest prawidłowo, ja bym napisała "z samą sobą".
Przywitał ją ciepły uśmiech bijący z jego twarzy. Ten uśmiech ukoił jej zszargane nerwy. Uśmiech sprawił, że Matylda poczuła błogie ukojenie. Uśmiech, który otulił ją jak ciepły, wełniany sweter.
uśmiech, uśmiech, uśmiech, flesz, witamy na sesji zdjęciowej.

Klamka raczej nie skrzypi, a drzwi.

Multum powtórzeń, trochę błędów ortograficznych, nieco niezgrabnie sformułowanych zdań. Delikatnie mówiąc, jestem na nie. Spróbuj może czegoś innego.

3
Cruella de mon pisze:Eryk uniósł ukochaną na swych silnych ramionach a ona kokieteryjnie owinęła swoje nogi wokół jego ciała.
Uniósł ją na ramionach - znaczy jak? Wyobraź to sobie. Na czymś, znaczy na górze (jak na stole), więc gdzie ona była? Proponuję - w ramionach, chociaż to też nie jest najlepsze wyjście.
O rany! Kokieteryjnie owinąć nogi wokół sporego chłopa? Czyli jak? Zalotnie, figlarnie, uwodzicielsko? Nadal pytam jak?
Kokieteryjnie to można spojrzeć, uśmiechnąć, a nie owinąć chłopa nogami? Odpada!

Niestety muszę przyłączyć się do opinii poprzedniczki. Przykro mi.
Poprawianie zacznij od zlikwidowania powtórzeń.
Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

4
Ogólnie używasz tony słów, aby pokazać to samo, co w gruncie rzeczy mało pokazuje, bo po prostu dużo piszesz, i tyle. Przykład:
Przywitał ją ciepły uśmiech bijący z jego twarzy. [1]Ten uśmiech ukoił jej zszargane nerwy. [1a]Uśmiech sprawił, że Matylda poczuła błogie ukojenie. [1b]Uśmiech, który otulił ją jak ciepły, wełniany sweter.
Przecież to wszystko to samo. Aczkolwiek ostatnia metafora jest najbardziej trafna, i to właśnie ją bym pozostawił. Powiedziałaby tyle, ile trzeba.
Nagle Matylda gwałtownie odwróciła spojrzenie i skierowała je ku podłodze.
Kierować (w tym odwrócić) można wzrok, nie spojrzenie.
Nagle Matylda gwałtownie odwróciła spojrzenie i skierowała je ku podłodze. Zdrowy rozsądek kazał jej uciekać. Nie powinna tu być! Nie z nim! To wszystko mogło zrujnować jej życie!
na tle wprowadzenia, owe zdanie jawi się niczym nieprzemyślana wstawka, mająca służyć tylko za zbudowanie napięcia. Wbrew logice, oczywiście.
Matylda uśmiechnęła się widząc jego nieporadność. Zabrała jego ręce i teraz to ona przejęła kontrole. Teraz to Matylda zawładnęła nad swoim nauczycielem, decydowała o wszystkim, narzucała tempo i miała nad nim władzę. Matylda usiadła na Eryku.
Narracja dotyczy kobiety. Narrator (ty, autorko) stoisz za jej plecami i opisujesz otoczenie przez pryzmat jej osoby. Więc dlaczego natarczywie powtarzasz te imię? To sprawia - tylko i wyłącznie - że plastyka i akcja lecą na łeb, a zamiast nich widać powtórzenia roztargnionej autorki. Dzieje się tak, ponieważ widzisz kolejne ruchy, zamiast wyobrazić sobie całą scenę, jej kluczowe momenty i opisać je, takimi, jakie są. Zobacz na takie coś:
Podsumowała jego nieporadność uśmiechem, chwyciła ręce i przejęła kontrolę nad swoim nauczycielem. Decydowała o wszystkim, narzucając tempo, sprawując władzę w każdym elemencie. Usiadła na Eryku.
Byli nago. Napawali się widokiem swoich nagich ciał. Tak, to ten moment. Wystarczająco długo musieli czekać. Zaczęli się zachłannie kochać.
Tu widać dokładnie to, o czym pisałem wcześniej. Znowu zlepek widoków, zamiast jedna scena (pamiętaj, tam coś się dzieje!). Po zmianie:
Nadzy, napawali się widokiem swoich ciał. Tak, to ten moment, czekali wystarczająco długo. Gra przerodziła się z w miłosny galop.

Mdłe to. Za dużo emocji w tobie, za mało przelanych na papier. Wiem, chciałaś dobrze, ale brakło opanowania, chłodu, który trzeba przyjąć podczas układania tekstu, i żaru, którym musisz go obdarzyć, kiedy zaczniesz przelewać słowa na papier. Język, bliższy raczej strasznie oklepanym tekstom do Życia i Porażki, jest dodatkowo podkopywany powtórzeniami i zaimkami. Przecinki są ci obce. Te kilka rzeczy, niby drobiazgów, sprawia, że czytało się źle. Mnie się nie podobało.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Jakbym chciała to zweryfikować jeszcze raz, to musiałabym słowo w słowo powtórzyć to, co napisałam tutaj:
http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?p=84563#84563
No i? Dlaczego mnie złościsz? Starego misia na sztuczny miód chcesz nabrać? Wrzucasz te nowe wersje, a nie poprawiłaś wskazanych (nie tylko przeze mnie) błędów. Coś tam poprawiłaś - kilka powtórzeń, literówek, przecinków, i to tak według własnego uznania. Za bardzo uparta jesteś na swoje ulubione frazy. Więc wskazywanie Tobie nowych błędów (a może poprzednio je przeoczyłam) nie będzie dla mnie fajne, bo wiem, że pewnie znów nie skorzystasz.
Cruella de mon pisze:Była rozdarta.
może rozdarta wewnętrznie.

Na temat tego fragmentu z potrójnymi uśmiechami już dużo usłyszałaś, a wciąż tworzysz nowe wariacje, zamiast to wyeliminować.

Przecinków Ci jeszcze kilku brakuje, na przykład tu:
Czuła jak gorąca krew pulsuje w jej żyłach.
Całując w każdy fragment jego ciało
całując każdy fragment jego ciała.
Oby dwoje czuli
obydwoje
Była to mała dziewczynka w blond loczkach i przerażonej buźce.
wychodzi na to, że była w blond loczkach i w przerażonej buźce.
Może: Była to mała dziewczynka w blond loczkach, o przerażonej buźce.

Nie upieraj się tak, naucz się bez litości ciąć tekst tam, gdzie ma ewidentne błędy. Bo jeśli nie, to przed Tobą naprawdę długa droga do samodoskonalenia.

Pozdrawiam.
ObrazekObrazekObrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”