Dzisiaj moja siostra zapytała mnie, czy wierzę w Boga. Nad odpowiedzią nie zastanawiałem się długo. Odparłem, że nie. Dziwne, ale ona nie zaserwowała mi natychmiast wywodu na temat korzyści płynących z chrześcijaństwa, tylko pogłaskała mnie po głowie i poprawiła poduszkę.
– Może warto byłoby zacząć? – powiedziała.
– Wierzyć w Boga?
Przytaknęła.
– Chrześcijaństwo to bzdura – rzekłem.
– Wcale nie.
– Ależ oczywiście, że tak. Boga nie ma i nigdy nie było. Gdyby naprawdę był, to nie leżałbym tu teraz przykuty do łóżka i nie faszerowaliby mnie co chwilę lekami. Jeśli jest taki najcudowniejszy i najlepszy to, czemu na to pozwala, co?
– Może po prostu jest zajęty?
– Taki kit to możesz wciskać pięciolatkom, nie mi.
– Przestań być taki złośliwy.
Chyba moje argumenty ją przygniotły, nie wiedziała co powiedzieć.
– A nie przyszło ci do głowy, że to jest próba? – spytała.
– Próba? Jaka znowu próba?
– Bóg chce sprawdzić, czy mimo cierpienia w niego wierzysz.
Gadasz jak jakaś nawiedzona katechetka, pomyślałem. Przewróciłem oczami i westchnąłem, szukając trafnej odpowiedzi, która skróciłaby mojej siostrze język.
– Nie może znaleźć innego sposobu? Jak dla mnie ten jest zbyt brutalny.
– Tak? A jaki niby inny sposób proponujesz?
– Nie wiem, to już sprawa Boga. Jeśli jest taki wspaniałomyślny, to niech wymyśli coś lepszego.
– Wiesz, że w tej chwili go obrażasz?
– Myślisz, że się na mnie gniewa? Na biednego, chorego czternastolatka, który nie wiadomo, czy dożyje następnego dnia?
– Nie wolno ci tak mówić!
– Ale tak jest.
– Skoro uważasz, że tak jest, to tym bardziej powinieneś uwierzyć! – krzyknęła i wyszła z sali.
Nie spodziewałem się tego po niej. Nie wiedziałem, że będzie w stanie się ze mną pokłócić. To chyba trochę nie fair dodawać jeszcze jeden problem śmiertelnie choremu człowiekowi. Mimo wszystko, rozmowa z nią wywarła na mnie ogromny wpływ. Przez całe popołudnie zastanawiałem się nad tym, czy warto wierzyć w Boga, czy nie. Od zawsze myślałem, że nadzieja na życie po śmierci jest tylko dla tych, którzy boją się odejścia. Boją się tego, że kiedy nadejdzie ich czas, napotkają tylko pustkę, w której nie będzie ani Boga, ani niczego, co boskie. Jednak coś mówiło mi, że sam staję się takim człowiekiem. Tym czymś chyba był czas, który bezlitośnie mijał, wiodąc mnie ku śmierci i zapomnieniu. Zacząłem się bać, że nie mam racji. W głębi duszy chciałem, aby istniało życie po śmierci, ale to pragnienie wydawało mi się bardzo nierealistyczne.
Chyba nie mam nic do stracenia, pomyślałem. Złożyłem ręce i zacząłem odmawiać modlitwę, choć nawet nie wiedziałem jak powinna wyglądać.
– Panie Boże, jeśli jesteś i mnie słuchasz to jest mi bardzo miło. Jeśli tylko jesteś, ale mnie nie słuchasz, to nie mam Ci tego za złe, bo kto by chciał słuchać takiego nudziarza jak ja. Ale jeśli ani mnie nie słuchasz, ani Ciebie nie ma, to znak, że od zawsze miałem rację. Nie wiem, jak trzeba się modlić, ale najpierw chyba trzeba zrobić ten znak krzyża, tak? – Tu się przeżegnałem, choć nieco niezdarnie. – Chyba coś pokręciłem, ale to nie ważne. Chcę Ci tylko przypomnieć o sobie, bo mam wrażenie, że o mnie zapomniałeś. Więc mówię: jestem tutaj! W szpitalu imienia Mikołaja Kopernika w Warszawie, sala numer czternaście, łóżko od okna. Wybacz mi też tą kłótnię z siostrą, naprawdę nie chciałem jej zezłościć. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. O zdrowie nie proszę, bo pewnie byłoby to zbyt wygórowane życzenie, ale jeśli możesz, to spraw, żeby nikt nie musiał przeżywać tego samego, co ja. Jak chcesz sprawdzić naszą wiarę, to naprawdę, są lepsze sposoby. To wszystko, co chciałem powiedzieć. Co się mówi na koniec modlitwy? Zaraz, zaraz… O, właśnie! Amen!
Umarłem w nocy. Naturalnie, z początku o tym nie wiedziałem. Zaczęło się dość niepozornie. Otworzyłem oczy, gdy – jak się później okazało – byłem już trupem. Rozejrzałem się po pokoju, w którym, mimo, że panowały egipskie ciemności, mogłem dostrzec każdy szczegół, nawet ten wielkości główki szpilki. Zignorowałem to jednak i zamknąłem oczy, czekając aż sen wróci pod moje powieki. Nagle z korytarza dobiegł mnie głos:
– Łukasz!
Natychmiast się ocknąłem. Głos powtórzył jeszcze parę razy moje imię, dlatego byłem pewien, że to nie omam. Podniosłem się i usiadłem na łóżku, wyglądając przez szybę. Już miałem wstać, gdy nagle, odwracając głowę w bok, zobaczyłem, że tak naprawdę nie obudziłem się. Wciąż leżałem na łóżku z zamkniętymi oczami i nienaturalnie bladą twarzą bez żadnego wyrazu. Zerwałem się jak poparzony i wrzasnąłem na całe gardło. Nikt nie przybiegł, nikt mi nie pomógł. Patrzyłem na swoje ciało, leżące bezwładnie na łóżku. Wyglądałem, jakbym spał. W gruncie rzeczy to spałem, tylko że z tego snu miałem się już nigdy nie obudzić. Gdy zorientowałem się, że moje wrzaski nie przynoszą żadnego efektu, cofnąłem się do drzwi. Przylgnąłem do nich. Z daleka widok mojego ciała leżącego w dziwnej pozycji wydawał się być jeszcze bardziej przerażający. Obleciał mnie strach.
Otworzyłem drzwi i wybiegłem na korytarz.
– Pomocy! – wrzasnąłem, ale mój głos zdawał się gubić gdzieś w korytarzach szpitala. Ruszyłem prosto przed siebie, mając nadzieję natrafić na jakąś pielęgniarkę, czy lekarza. Ale spostrzegłem tylko kobietę stojącą w blasku świetlówki uśmiechającą się do mnie ciepło. Nie przestraszył mnie jej widok. Ubrana była w jasną suknię, sięgającą niemalże podłogi i, jak zauważyłem, była bosa.
– Jesteś lekarką? – rzuciłem.
– Nie – odpowiedziała, a po jej głosie zorientowałem się, że to ona mnie wcześniej wołała.
– To nic, to nic. Musisz mi pomóc. Obudziłem się przed chwilą i patrzę na łóżko, a na nim leżałem ja, rozumiesz? Nie wiem, co się dzieję, ale to tak jakbym się rozdwoił – powiedziałem, jednocześnie łapiąc ją za rękę z chęcią zaprowadzenia jej do sali numer czternaście. Mimo tego, że ciągnąłem ją dość mocno, ona nawet nie drgnęła. Moje słowa chyba nie robiły na niej żadnego wrażenia.
– No rusz się! Szybko!
– Nigdzie nie pójdę – odpowiedziała spokojnym głosem. – Przyszłam tu po ciebie.
– Po mnie?
Zwolniłem uścisk.
– Przede wszystkim, uspokój się.
Postanowiłem działać zgodnie z jej poleceniami. Odetchnąłem głęboko, choć miałem wrażenie, że powietrze wcale nie wpada do płuc.
– Jestem Susanne. Przyszłam cię zabrać.
– Zabrać? A że dokąd niby?
– Eh, ci nowi. Czy wy musicie być tacy nadpobudliwi? Naprawdę, nikt was nie popędza.
Puściłem tę uwagę mimo uszu, choć kompletnie nie wiedziałem, o co jej chodzi.
– Dzisiaj nadszedł twój dzień, Łukaszu. To już wszystko. Koniec.
– Koniec? Jaki znowu koniec? A tak w ogóle to jak nie chcesz mi pomóc, to pozwolisz, że znajdę kogoś…
– Uspokój się, nigdzie nie pójdziesz. A teraz lepiej słuchaj mnie uważnie. Słuchasz?
Przytaknąłem.
– To dobrze, bo nie będę się powtarzać. Dzisiaj, Łukaszu, kopnąłeś w kalendarz – powiedziała dumnie, uśmiechając się przy tym, jakby opowiadała właśnie świetny żart.
– Kopnąłem w co? W kalendarz? Ale jak to? To znaczy… to znaczy, że umarłem? Przecież ja tu jestem, stoję cały czas.
– O nie, nie, nie. Tak naprawdę jesteś w sali numer czternaście, zimny jak kostka lodu. Teraz, jesteś duszą.
Patrzyłem Susanne prosto w oczy, jakby szukając w nich odpowiedzi. A możliwości były dwie: albo ta kobieta zwariowała, albo mówi prawdę. Nie potrafiłem tego wszystkiego ogarnąć myślami. Przekląłem.
– Hej, hej, skąd te bluzgi? Z tego, co słyszałam, potrafisz ładniej mówić.
– Co masz na myśli?
– Czekaj, czekaj, jak to było? A tak… spraw, żeby nikt nie musiał przeżywać tego samego, co ja. To takie szlachetne, doprawdy.
– Słyszałaś moją modlitwę?
– Żeby tylko to, kochaniutki, żeby tylko.
– Nie, dość tego – rzuciłem i odszedłem od niej, szukając wzrokiem toalety. Znalazłem ją prędko. Zmierzałem ku niej dość szybkim krokiem, jednocześnie spoglądając dyskretnie za siebie, by upewnić się, że Susanne nie idzie za mną. Wpadłem do pomieszczenia i podszedłem do lustra. Spoglądałem na siebie jako na duszę, choć nie byłem pewny, czy aby Susanne rzeczywiście nie zwariowała, bo wyglądałem zupełnie normalnie. Nie byłem przezroczysty, czy coś w tym stylu. Jednak, gdy chciałem odkręcić kurek ręka przeszła przez jego metaliczną powierzchnię i wydostała się z drugiej strony. Wyłupiłem oczy ze zdumienia i dla pewności zrobiłem to jeszcze raz. Sapałem głośno, choć sam nie wiedziałem, czy ze zdumienia czy strachu. A gdy spojrzałem ponownie w lustro, zobaczyłem ją. Susanne zjawiła się obok mnie tak szybko, że nawet nie zauważyłem kiedy.
– Nie uciekniesz od tego. Musisz iść ze mną.
– Nic nie muszę.
– No fakt, nie musisz. Zaraz, zaraz, przeanalizujmy to. Możesz pójść ze mną i żyć w absolutnym dostatku, albo zostać tutaj i pałętać się po świecie sam jak palec, patrząc na cierpienia bliskich. Kusząca propozycja, nieprawdaż?
Miałem jej absolutnie dosyć. Najchętniej wyrzuciłbym ją stamtąd z hukiem.
– Ale moi rodzice…
– Tak, twoi rodzice jutro dowiedzą się, że umarłeś. Potem ciach, prach wrzucą cię do piachu, parę lat minie i koniec historii.
Milczałem jak zaklęty. Zupełnie nie trafiało do mnie to, co do mnie mówi.
– Złap mnie za rękę – powiedziała, wyciągając ku mnie prawą dłoń.
– Po co?
– Złap po prostu. Ech, ci nowi… Czy oni muszą zadawać tyle pytań?
Zawahałem się przez chwilę.
– Musisz się przyzwyczaić – odparłem i złapałem ją za rękę.
Potem otoczył mnie oślepiający blask, podłoga uciekła mi spod nóg i poczułem, że lecę.
cdn
2
Fajnie, fajnie, kolejny twój tekst który mnie zaciekawił. 
Trochę mało tych przemyśleń o Bogu, no ale cóż... Trochę też ten bohater sztywny, jeśli można tak powiedzieć w odniesieniu do całej historii.
Chodzi mi o to, że po słowach dziewczyny: "uspokój się" powinien ją olać (najwyraźniej nie chce mu pomóc) i pobiec po kogoś bardziej "przydatnego".
Poza tym jesteś trochę niekonsekwentny: najpierw bohater otwiera drzwi, a później jego ręka przenika przez kran. Albo jedno, albo drugie.
Wydaje mi się, że ostatnia wypowiedź nie należy do Łukasza, tylko do dziewczyny. Przynajmniej tak to wygląda.
Pisz dalej, wrzucaj na forum, a ja będę komentować.
Nie przeczytałam jeszcze "Upalnej nocy", ale niedługo to zrobię.
[ Dodano: Nie 13 Lut, 2011 ]
O sorry, to wyżej to nie twoje opowiadanie. Jeszcze raz sorki

Trochę mało tych przemyśleń o Bogu, no ale cóż... Trochę też ten bohater sztywny, jeśli można tak powiedzieć w odniesieniu do całej historii.

Poza tym jesteś trochę niekonsekwentny: najpierw bohater otwiera drzwi, a później jego ręka przenika przez kran. Albo jedno, albo drugie.

Wydaje mi się, że ostatnia wypowiedź nie należy do Łukasza, tylko do dziewczyny. Przynajmniej tak to wygląda.
Pisz dalej, wrzucaj na forum, a ja będę komentować.

Nie przeczytałam jeszcze "Upalnej nocy", ale niedługo to zrobię.
[ Dodano: Nie 13 Lut, 2011 ]
O sorry, to wyżej to nie twoje opowiadanie. Jeszcze raz sorki

"Gdybym była deszczem, który łączy niebo z ziemią, mogłabym złączyć się z jego sercem i uspokoić je..."
"The stab of stilettos
On a silent night
Stalin smiles and Hitler laughs
Churchill claps Mao Tse-Tung on the back"
"The stab of stilettos
On a silent night
Stalin smiles and Hitler laughs
Churchill claps Mao Tse-Tung on the back"
3
zbędne zdanie. Nie podoba mi się tekst tej całej Suzanne "Ech, ci nowi..", ale to tylko moje subiektywne odczucie.W gruncie rzeczy to spałem, tylko że z tego snu miałem się już nigdy nie obudzić.
najpierw piszesz, że wyglądał jakby spał, a potem, że jego ciało leży w nienaturalnej, przerażającej pozycji. Jak dla mnie to nielogiczne, bo jak się śpi, to takich póz raczej się nie przybiera.Z daleka widok mojego ciała leżącego w dziwnej pozycji wydawał się być jeszcze bardziej przerażający.
Nie zainteresował mnie specjalnie ten tekst.
4
Jak do tej pory w dyskusji bohater nie użył żadnych argumentów, więc nie miało jej co przygniatać.MaW pisze:Chyba moje argumenty ją przygniotły, nie wiedziała co powiedzieć.
Ponadto, jak widać, coś do powiedzenia jednak miała:)MaW pisze:– A nie przyszło ci do głowy, że to jest próba? – spytała.
Naprawdę wierzysz, że ludzie myślą pełnymi zdaniami? To znaczy, pomyśl, czy bohater mógłby pomyśleć właśnie takie zdanie. Jeśli uważasz, że tak, to ok. Dla mnie nie jest to naturalne.MaW pisze:Gadasz jak jakaś nawiedzona katechetka, pomyślałem.
Mała litera.MaW pisze:Ciebie
Znowu nienaturalnie. O tym, że na końcu modlitwy mówi się amen, wiedzą najwięksi bezbożnicy.MaW pisze:Co się mówi na koniec modlitwy? Zaraz, zaraz… O, właśnie! Amen!
Jeszcze sobie nie zdał sprawy, że nie żyje? No proszę cię...MaW pisze:Obudziłem się przed chwilą i patrzę na łóżko, a na nim leżałem ja, rozumiesz? Nie wiem, co się dzieję, ale to tak jakbym się rozdwoił
Nadal nie? Błagam...MaW pisze:– Eh, ci nowi. Czy wy musicie być tacy nadpobudliwi? Naprawdę, nikt was nie popędza.
Puściłem tę uwagę mimo uszu, choć kompletnie nie wiedziałem, o co jej chodzi.
Tekst słaby według mnie. W zasadzie nie ma żadnego celu. Ot, żył i umarł. Przeszedł na drugą stronę jak w każdym prawie filmie, nihil novi. Ponadto, jak się ma rozmowa z początku do zakończenia? Po co ta rozmowa? Nie ma spójności pomiędzy częścią pierwszą i drugą. Piszesz, że ciąg dalszy nastąpi. Wydaje mi się, że bez sensu było wrzucanie tego opowiadania, przed skończeniem całości, ponieważ jak na razie to jest o niczym. Proponuję szybko wrzucić kolejną część, w której wreszcie coś się wydarzy.
Pozdrawiam!
5
Będzie krótko, bo całą wypowiedź znikła... aż mnie trafia, tyle się naprodukowałem.
Dialogi są dobre, ale narrator w pierwszej osobie mógłby znacznie więcej pokazać, zwłaszcza osobę siostry i własne myśli w takim położeniu.
– Może warto byłoby zacząć? – powiedziała z prawdziwą nadzieją. Może liczyła, że teraz moje podejście do wiary się odmieni?
– Wierzyć w Boga?
Przytaknęła.
– Chrześcijaństwo to bzdura. - Dobrze wiedziała, co odpowiem, ale mimo to uśmiechnęła się i zaprzeczyła spokojnie:
– Wcale nie.
– Ależ oczywiście, że tak. Boga nie ma i nigdy nie było. Gdyby naprawdę był, to nie leżałbym tu teraz przykuty do łóżka i nie faszerowaliby mnie co chwilę lekami. Jeśli jest taki najcudowniejszy i najlepszy to, czemu na to pozwala, co?
– Może po prostu jest zajęty? - Mimowolnie ukazała niepewność i zwątpienie.
Ogólnie, główną wadą tego fragmentu jest właśnie bohater, który nic nie opowiada, a powinien. Susanna to fajna babka, ale z kolei zbyt łatwo miesza się z podejściem bohatera - kiedy umiera, wszystko opisujesz lekko, zaś dziewucha ma takie właśnie podejście. I do tego moment bycia duszą jest wiarygodny, zaś bohater jakiś przygłupi się zrobił. To nie pasuje. I jedyną mocną stroną jest właśnie ta dziewczyna. Nie podobało mnie się.
Dialogi są dobre, ale narrator w pierwszej osobie mógłby znacznie więcej pokazać, zwłaszcza osobę siostry i własne myśli w takim położeniu.
te pogrubienia, to cała plastyka dialogu. Bardzo słabo. Tam trzeba coś dodać, coś pokazać!– Może warto byłoby zacząć? – powiedziała.
– Wierzyć w Boga?
Przytaknęła.
– Chrześcijaństwo to bzdura – rzekłem.
– Wcale nie.
– Ależ oczywiście, że tak. Boga nie ma i nigdy nie było. Gdyby naprawdę był, to nie leżałbym tu teraz przykuty do łóżka i nie faszerowaliby mnie co chwilę lekami. Jeśli jest taki najcudowniejszy i najlepszy to, czemu na to pozwala, co?
– Może po prostu jest zajęty?
– Może warto byłoby zacząć? – powiedziała z prawdziwą nadzieją. Może liczyła, że teraz moje podejście do wiary się odmieni?
– Wierzyć w Boga?
Przytaknęła.
– Chrześcijaństwo to bzdura. - Dobrze wiedziała, co odpowiem, ale mimo to uśmiechnęła się i zaprzeczyła spokojnie:
– Wcale nie.
– Ależ oczywiście, że tak. Boga nie ma i nigdy nie było. Gdyby naprawdę był, to nie leżałbym tu teraz przykuty do łóżka i nie faszerowaliby mnie co chwilę lekami. Jeśli jest taki najcudowniejszy i najlepszy to, czemu na to pozwala, co?
– Może po prostu jest zajęty? - Mimowolnie ukazała niepewność i zwątpienie.
Ogólnie, główną wadą tego fragmentu jest właśnie bohater, który nic nie opowiada, a powinien. Susanna to fajna babka, ale z kolei zbyt łatwo miesza się z podejściem bohatera - kiedy umiera, wszystko opisujesz lekko, zaś dziewucha ma takie właśnie podejście. I do tego moment bycia duszą jest wiarygodny, zaś bohater jakiś przygłupi się zrobił. To nie pasuje. I jedyną mocną stroną jest właśnie ta dziewczyna. Nie podobało mnie się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Re: Deszcz nad Utopią
6Tylko pierwszy akapit: moja, mnie, ona, mi, mnie... Pięć zaimków w trzech (a właściwie w dwóch) zdaniach - to trochę dużo...MaW pisze:Dzisiaj moja siostra zapytała mnie, czy wierzę w Boga. Nad odpowiedzią nie zastanawiałem się długo. Odparłem, że nie. Dziwne, ale ona nie zaserwowała mi natychmiast wywodu na temat korzyści płynących z chrześcijaństwa, tylko pogłaskała mnie po głowie i poprawiła poduszkę.
Ale na "cdn" czekam z ciekawością, bo całość z lekka mnie zaintrygowała...
7
Kolejny problemdodawać jeszcze jeden problem
Może nierealne?ale to pragnienie wydawało mi się bardzo nierealistyczne
Zacząłem się bać, że nie mam racji
Powtórzenie.i zacząłem odmawiać modlitwę
Tę kłótnię.tą kłótnię
Niepotrzebne.żeby nikt nie musiał przeżywać tego samego, co ja
Nagle z korytarza dobiegł mnie głos
Słyszał coś na korytarzu i nie patrzył w jego stronę, tylko przyglądał się temu, co dzieje się za oknem?usiadłem na łóżku, wyglądając przez szybę
Zgubiłeś spójnik.stojącą w blasku świetlówki uśmiechającą się do mnie
1.Wytrzeszczyłem.Wyłupiłem oczy ze zdumienia i dla pewności zrobiłem to jeszcze raz.
2.Ze zdania wynika, że dla pewności drugi raz wyłupił oczy.
czy ze zdumienia czy (ze) strachu
Zjawiła się obok niezauważalnie.zjawiła się obok mnie tak szybko, że nawet nie zauważyłem kiedy
Nie porwał mnie ten tekst, ale też mnie nie zanudził. Nie ma w nim jakichś okropniastych błędów czy cuś, więc nie było źle.
8
(1) wyciąćDzisiaj moja siostra zapytała mnie, czy wierzę w Boga. (1)Nad odpowiedzią nie zastanawiałem się długo. Odparłem, że nie. Dziwne, ale ona nie zaserwowała mi natychmiast wywodu na temat korzyści płynących z chrześcijaństwa, tylko pogłaskała mnie po głowie i poprawiła poduszkę.
- Może warto byłoby zacząć? - zapytała– Może warto byłoby zacząć? – powiedziała.
Jeśli jest taki najcudowniejszy i najlepszy, to czemu na to pozwala, co?Jeśli jest taki najcudowniejszy i najlepszy to, czemu na to pozwala, co?
Tu bym dodała opis jej reakcji.– Przestań być taki złośliwy.
Przesada z tym przygnieceniem, aż tak druzgoczących argumentów nie podałeś. Wiedziała co powiedzieć, bo dialog dalej trwa. Mogła zamyślić się, skubać poduszkę, poprawiać koc na łóżku, zagryźć wargi lub coś podobnego.Chyba moje argumenty ją przygniotły, nie wiedziała co powiedzieć.
"Gadasz jak jakaś nawiedzona katechetka" pomyślałem.Gadasz jak jakaś nawiedzona katechetka, pomyślałem.
(1) Pomysłowy. Wspaniałomyślność to hojność, umiejętność wybaczenia.Jeśli jest taki (1)wspaniałomyślny, to niech wymyśli coś lepszego.
Bez przecinka.Myślisz, że się na mnie gniewa?
Tu również pierwszy przecinek zbędny.– Skoro uważasz, że tak jest, to tym bardziej powinieneś uwierzyć!
Tu się niezdarnie przeżegnałem.Tu się przeżegnałem, choć nieco niezdarnie.
tę kłótnięWybacz mi też tą kłótnię z siostrą
Rozejrzałem się po pokoju, w którym mimo panujących egipskich ciemności, mogłem dostrzec każdy szczegół.Rozejrzałem się po pokoju, w którym, mimo, że panowały egipskie ciemności, mogłem dostrzec każdy szczegół, nawet ten wielkości główki szpilki.
zerwać się jak oparzonyZerwałem się jak poparzony i wrzasnąłem na całe gardło.
bez przecinkaWyglądałem, jakbym spał.
Dopiero na samym końcu piszesz, że obleciał cię strach? A ta cała reakcja bohatera opisana przed tym zdaniem to co?Zerwałem się jak poparzony i wrzasnąłem na całe gardło. Nikt nie przybiegł, nikt mi nie pomógł. Patrzyłem na swoje ciało, leżące bezwładnie na łóżku. Wyglądałem, jakbym spał. W gruncie rzeczy to spałem, tylko że z tego snu miałem się już nigdy nie obudzić. Gdy zorientowałem się, że moje wrzaski nie przynoszą żadnego efektu, cofnąłem się do drzwi. Przylgnąłem do nich. Z daleka widok mojego ciała leżącego w dziwnej pozycji wydawał się być jeszcze bardziej przerażający. Obleciał mnie strach.
Nie musisz pisać o tym zauważaniu. Wiadomo, że opisuje to, co ujrzał.Ubrana była w jasną suknię, sięgającą niemalże podłogi i, jak zauważyłem, była bosa.
(1)Wyciąć. ... złapałem ją za rękę chcąc zaprowadzić do sali numer czternaście.– To nic, to nic. Musisz mi pomóc. Obudziłem się przed chwilą i patrzę na łóżko, a na nim leżałem ja, rozumiesz? Nie wiem, co się dzieję(1), ale to tak jakbym się rozdwoił – powiedziałem, jednocześnie łapiąc ją za rękę z chęcią zaprowadzenia jej do sali numer czternaście. Mimo tego, że ciągnąłem ją dość mocno, ona nawet nie drgnęła. Moje słowa chyba (2)nie robiły na niej żadnego wrażenia.
(2) ... nie zrobiły na niej wrażenia.
Bohater w dziwnej sytuacji, zjawia się ktoś i chce go zabrać. To normalne, że się chce dowiedzieć gdzie będą go zabierać. Określiłabym to zdrową ciekawością a nie nadpobudliwością.– Zabrać? A że dokąd niby?
– Eh, ci nowi. Czy wy musicie być tacy nadpobudliwi? (1)Naprawdę, nikt was nie popędza.
(1) To Łukasz popędzał ją a nie odwrotnie.
Ajjjj więcej przecinków nie dało się wcisnąć? Spokojnie można pozbyć się ich wszystkich. Dalej: skąd duma i żartobliwość? Dziwne reakcje. Zwłaszcza u kogoś, kto odprowadza zmarłych.Dzisiaj, Łukaszu, kopnąłeś w kalendarz – powiedziała dumnie, uśmiechając się przy tym, jakby opowiadała właśnie świetny żart.
Przecinek wywalamy.Teraz, jesteś duszą.
(1) wystarczy po prostu "szukając w nich odpowiedzi".Patrzyłem Susanne prosto w oczy, (1)jakby szukając w nich odpowiedzi. A możliwości były dwie: albo ta kobieta zwariowała, albo mówi prawdę. Nie potrafiłem tego wszystkiego ogarnąć myślami. (2)Przekląłem.
(2) zakląłem. Albo nawet "szpetnie zakląłem" skoro Susanne tak to oburzyło.
(1) rozglądając się za toaletą. Plus drobna nielogiczność: tyle czasu spędził w szpitalu, powinien więc wiedzieć gdzie owe toalety się znajdują.odszedłem od niej, (1)szukając wzrokiem toalety. Znalazłem ją prędko. (2)Zmierzałem ku niej dość szybkim krokiem
(2) wyciąć to zdanie. Wcześniej już ku niej zmierzał.
Tu możesz dać opis wyglądu Łukasza w lustrze, który sprawdza, czy Susanne mówi prawdę, czy też nie. Ale stwierdzenie, że spoglądał na siebie jako na duszę jest dziwne. Co to znaczy? I czy on wierzy w to, że nie żyje?Spoglądałem na siebie jako na duszę, choć nie byłem pewny, czy aby Susanne rzeczywiście nie zwariowała, bo wyglądałem zupełnie normalnie.
Dopiero teraz ręka przeszła mu przez coś? A co wcześniej stało się z drzwiami? Leżał na łóżku, stał na podłodze.Jednak, gdy chciałem odkręcić kurek ręka przeszła przez jego metaliczną powierzchnię i wydostała się z drugiej strony. (1)Wyłupiłem oczy ze zdumienia i dla pewności zrobiłem to jeszcze raz.
(1) wyłupić oczy - oślepić kogoś

Drugie zdanie niepotrzebne. Nie musisz opisywać znowu tego, co pokazałeś w zdaniu pierwszym.A gdy spojrzałem ponownie w lustro, zobaczyłem ją. Susanne zjawiła się obok mnie tak szybko, że nawet nie zauważyłem kiedy.
Niezła reklama zaświatów.Możesz pójść ze mną i żyć w absolutnym dostatku, albo zostać tutaj i pałętać się po świecie sam jak palec, patrząc na cierpienia bliskich.
- Muszę się przyzwyczaić– Musisz się przyzwyczaić – odparłem i złapałem ją za rękę.
Czy to chciałeś powiedzieć? Czy to Susanne ma się przyzwyczaić do dziwactw nowozmarłych?
Największą trudność sprawiają ci dialogi. Zawieszone w próżni, nie wiadomo ci bohaterowie robią, co czują, jakie są ich reakcje. Samo "spytał", "powiedział", "rzekł" to trochę za mało.
Wiara w Boga nie ogranicza się tylko do chrześcijaństwa. Można wierzyć w Boga i nie być chrześcijaninem.
Pomysł niezły. Reakcje bohaterów mało przekonujące. Właściwie ciężko mi powiedzieć czy się podobało. Średnio. Nie jest źle, ale fajerwerków też nie ma.