Noc ciemnym płaszczem okryła Anshular. Na granatowym niebie migotało tysiące srebrnych gwiazd. Po wąskich uliczkach przemykał wiatr pociągając za sobą złocisty piasek. Większość ludzi pomału wracała do domów, aby zapaść w upragniony sen po męczącym, upalnym dniu. Nieliczni decydowali się spędzić wieczór w oberży, gdzie w doborowym towarzystwie można było uraczyć się mocniejszym trunkiem, zagrać w kości i posłuchać najnowszych plotek o władcy lub innych ważnych osobistościach w kraju.
Wiadomości z pałacu roznosili żołnierze, którzy gromadami przychodzili do tego miejsca; zaraz po nich służba i artyści przebywający gościnnie na dworze króla Shahtara. Pośród z nich znalazł się rzeźbiarz, który ostatnio pracował nad figurami do pałacowych ogrodów. Gdy wszedł do oberży, grupa żołnierzy zaczęła machać i przywoływać artystę. Krążyły plotki, że wdał się w romans z księżniczką Falvani- młodszą siostrą króla. Co drugi wojskowy wodził za nią oczyma. Reszta albo miała już swoje lata i nie w głowie było im wzdychanie do dwudziestoletniej piękności, albo preferowała inny typ urody.
Młody rzeźbiarz obrzucił wojskowych obojętnym spojrzeniem i podszedł do baru. Potrzeba mu było naprawdę mocnego trunku, żeby uspokoić zlęknione serce i uciszyć wyrzuty sumienia. Barman stojący po przeciwnej stronie lady doskonale wyczuł nastrój młodego artysty. Sięgnął po butelkę Tlimu. Właściciel oberży nic sobie nie robił z wprowadzonego kilka lat temu zakazu serwowania tego niezwykle mocnego alkoholu w większych lokalach, choć dobrze wiedział, że żołnierze po wypiciu dwóch kieliszków tracą kontrolę i dopuszczają się różnych haniebnych czynów. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że tego rodzaju alkohol stanowi najlepsze lekarstwo na zranioną duszę. Nalał trunku do szklanki i podał rzeźbiarzowi, po czym oddalił się, żeby obsłużyć kolejnego klienta. Widać było, że młodzieńcowi poza alkoholem potrzeba także odrobiny spokoju.
Młody mężczyzna kilka razy potrząsnął szklanką, mieszając trunek. Dopiero po chwili pociągnął spory łyk. Fala ognia przeszła przez jego gardło i przełyk, by znaleźć się w żołądku. Odetchnął głęboko. Dokładnie tego było mu trzeba... Bez zastanowienia wychylił kolejną porcję Tlimu.
Zdradził ją! Najzwyczajniej w świecie wziął kolejną kochankę. Co go podkusiło?! Przecież z Falvani było mu dobrze. Jak na swoje dwadzieścia lat była doświadczoną kochanką. Wiedziała jak zadowolić mężczyznę. Uśmiechnął się na wspomnienie kilku ostatnich spędzonych razem dni... Zaledwie tydzień temu wymykał się ze swojej komnaty, by przeżyć kolejną upojną noc z księżniczką. Noc, która pozostawiła po sobie przyjemne wspomnienia... Następnego dnia opuścił dwór. Zakończył prace nad figurami do królewskich ogrodów, zatem nic więcej go tam nie trzymało, nawet romans z siostrą króla. Wkrótce po tym znalazł kolejną kochankę, która, szczerze mówiąc, przy Falvani była mistrzynią w sztuce miłości. Mimo wszystko nie miała w sobie tyle klasy co księżniczka Anshularu.
Księżniczka Anshularu... Co o niej wiedział? Wystarczająco dużo, by obawiać się o swoje życie. Nienawidziła się dzielić. Mężczyznom, z którymi miała romanse, nie wolno było brać kolejnych kochanek. A jeśli już się na to poważyli... Przełknął ślinę. Jak dotąd dwóm malarzom i poecie udało się wyjść cało ze związku z Falvani. Jednak wcześniej doszli z nią do porozumienia, że ciągnięcie romansu nie ma sensu i najlepiej będzie, jak każde pójdzie swoją drogą. On nawet nie pisnął księżniczce słówkiem, że zamierza skończyć ich związek. Co gorsza już huczało od plotek, że wziął kolejną nałożnicę. Wolał nie wiedzieć jak wyglądała albo jak będzie wyglądać reakcja księżniczki na tę wiadomość. Tak czy inaczej może pomału żegnać się z beztroskim życiem, jakie dotąd wiódł.
Z tą myślą wypił Tlimu do końca i z hukiem odstawił szklaneczkę na blat. Ciekawiło go, jak wiele czasu mu jeszcze zostało i co się z nim stanie. Może powinien opuścić Anshular, zanim przyjdą po niego żołnierze? A jeśli ci obecni w barze na niego czyhali? Chyba najlepiej zrobi opuszczając to miejsce jak najszybciej.
Zapłacił za Tlimu i chwiejnym krokiem zaczął zmierzać ku wyjściu z oberży. Gdy przechodził obok stolika, przy którym bawili się wojskowi, do jego uszu doszły głośne jęki rozczarowania. Każdy z nich chciał znać najpikantniejsze szczegóły ostatniego romansu władczyni Anshularu.
Tlimu było zdecydowanie za mocnym alkoholem. Młodemu artyście po jednej, małej szklaneczce kręciło się w głowie i szumiało w uszach. Na domiar złego miał majaki. W pewnej chwili odniósł wrażenie, jakby w głębi opuszczonej uliczki, w którą właśnie skręcił, poruszyło się coś dużego. Przystanął. Wytężył wzrok.
Tam naprawdę coś było! Serce w piersi młodego artysty zabiło niespokojnie, kiedy zdał sobie sprawę, że to coś powoli zmierza w jego kierunku. "Ki diabeł?!"- zastanawiał się powoli wycofując w stronę głównej ulicy. Gdy tylko znalazł się na skrzyżowaniu, odwrócił się na pięcie i pognał przed siebie ile sił w nogach. To coś, a właściwie ktoś był szybszy. Odciął mu drogę, gdy próbował wbiec w labirynt mniejszych alejek.
Tuż przed chłopakiem jak spod ziemi wyrosła ciemna postać. Miała ze dwa metry wzrostu. Żółte oczy i mlecznobiałe kły lśniły w świetle srebrnego księżyca. Chude ciało pokrywało futro. Na tle granatowego nieba odcinała się para szpiczastych uszu. Serce w piersi młodzieńca omal nie eksplodowało. Wiedział już z kim ma do czynienia. Czarna Bestia... Ta sama, która ostatnio złupiła skarbiec królestwa Gordenamonu zabijając przy tym aż pięćdziesięciu zbrojnych. To musiał być koszmar! Za moment obudzi się u boku Falvani! Zacisnął powieki, by po chwili je otworzyć i zderzyć się z brutalną rzeczywistością; spojrzeć w oczy śmierci.
Bestia nadal lustrowała go spojrzeniem żółtych ślepi. Jakby na coś czekała. Postanowił to wykorzystać. Odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i spróbował ucieczki. Ostre pazury zachaczyły o długi płaszcz, zakupiony całkiem niedawno za pieniądze, które udało mu się zarobić na rzeźbach do ogrodów królewskich. Próbował się wyrwać. Drogi materiał rozerwał się ze zgrzytem. Ale był wolny. Nie na długo. Bestia znów odcięła mu drogę ucieczki. Tym razem nie czekała. Wielkie łapsko zakończone długimi, ostrymi pazurami ze świstem rozcięło powietrze i uderzyło chłopaka w policzek. Trysnęła krew. Jęk bólu rozdarł ciszę panującą w uliczce. Młodzieniec padł na ziemię, pocierając ręką poturbowaną część twarzy. Następne uderzenie łapska dosięgnęło ramienia, a jeszcze następne rozcięło pierś. Młody artysta nawet nie próbował uciekać. Jego życie właśnie dobiegło końca... Zamknął oczy w oczekiwaniu na ostateczny cios.
Pragnienia Falvani- Prolog
1
Ostatnio zmieniony wt 29 lis 2011, 18:21 przez Milt, łącznie zmieniany 2 razy.