Rozdział *

1
Nietrudno zauwazyc, ze perfidnie wyrzniete z calosci.
Interesuje mnie kazda sensowna uwaga, kazde spostrzezenie, kazdy wyluskany blad.
Z góry dziekuje wszystkim i przepraszam za ewentualny brak "ogonków" - metoda kopiuj-wklej to istne galery ;)


Manuela każdy mijający dzień wykreśla czarnym mazakiem - dokładnie zamazuje całą krateczkę w ściennym kalendarzu, który dostała od Henry´ego przy odjeździe. Oryginalny to kalendarz: składa się raptem z trzech miesięcy i przyozdobiony jest fotkami Tego Kota. Za każdym razem, gdy Manu patrzy na nie, uśmiecha się bezwiednie. I tęskni za tym wyjątkowym stworzeniem, które towarzyszyło jej każdego wieczora i mruczało swoje opowieści wprost do ucha... Lohmannowie doskonale wiedzieli o tej komitywie, ale udawali, że jest inaczej. A ona udawała, że nie wie o ich udawaniu.
Tak, Manuela tęskni. Tak bardzo, że czasem boli i czasem zaszklą się oczy. Ale tylko na moment! Dzień w dzień kalendarz pokazuje czarno na białym, że jeszcze tylko trochę, jeszcze chwila, moment i znowu tam będzie. Już na zawsze!
Osiemnaście dni. Chwila.
W pokoju świeci się sufitowe światło - ohydna jarzeniówka, ale musiała ją włączyć, bo mimo dość wczesnej popołudniowej godziny, trudno cokolwiek zrobić, na dworze jest ciemno jak późnym wieczorem. Pada deszcz i potwornie wieje. Wieje i leje, leje i wieje. A lekcje czekają.
Obiad nie był dobry, ale zjadła wszystko, nawet truskawkowy pudding, który konsystencją przypominał bardziej rozwodniony jogurt. Ble.
Obiecała.
No więc je. Nie marudzi, nie krzywi się (no, czasem) i tyje; od ostatniego, comiesięcznego ważenia przybrała półtora kilograma. Cieszysz się, Anno?
Napłynęły obrazy: ciepła, żółta kuchnia, wielki dębowy stół, a na stole herbata. Bez mleka, ale z miodem. Wielkie bułki w koszyku i słodki serek w miseczce. I jabłka. Zielone, ogromne. Co kilka dni przynosił je sąsiad, ten wielki Indianin i zostawiał zawsze na schodach, w lnianej, kiedyś czerwonej torbie; wypijał herbatę, głaskał kota i znikał.
Czasem nie od razu. Niekiedy, po posiłku, siadała przy nim na schodach i ukradkiem przyglądała się jego dłoniom – ciemnej skórze, starym bliznom i przepięknym paznokciom, których pozazdrościłaby mu każda kobieta: mimo, że były bardzo krótko przycięte ich płytki miały długość dwóch i pół, a może nawet trzech centymetrów. Absolutnie regularne, idealnie gładkie i błyszczące, jakby pociągnięte bezbarwnym lakierem.
Zdarzało się, że odprowadzała Joe´go do granicy posesji. Szli wtedy obok siebie, ona patrzyła pod nogi albo ku wzgórzom, on podtrzymywał na ramieniu niesforne, wiecznie osuwające się uszy torby, bądź trzymał swoje piękne dłonie w kieszeniach śmiesznych dżinsów. Nigdy na nią nie patrzył. Nigdy nie patrzył jej prosto w twarz. Nawet gdy się witał.
Stojąc przy płocie obserwowała jak wchodzi do domu, albo zostawia torbę na werandzie i idzie ku koniom. Och, jak ogromnie chciała tam pójść! Oprzeć ręce, albo przytulić policzek do boku jednego z nich, poczuć zapach i drgające mięśnie głaszcząc aksamitną skórę, słuchać ich przekomarzań. Jasne, że się bała, nigdy w życiu nie dotykała konia, nie mówiąc o jeździe wierzchem, ale skądś wiedziała, ze nie zrobiłyby jej krzywdy. I co z tego?... Joe nie chciał, by z nim szła. Raz spróbowała, ale wskazał jej dom Lohmannów z taką stanowczością i nieugiętością w oczach, że nie odważyła się na to nigdy więcej. Owszem, "pytała" Henry´ego o powód tej decyzji, ale nie umiał jej odpowiedzieć. Jedyne, co mogła zrobić, to dostosować się do jego rady i uszanować postanowienia Indianina. Postanowienia, bo było ich więcej. Ale jej nie obchodził jego dom, czy jakieś tajemnice, chciała tylko zaprzyjaźnić się z końmi...
Mimo to lubiła Joe´go. Lubiła jego spokój i uśmiech, mądre oczy. Lubiła nawet jego cudaczny, by nie powiedzieć: awangardowy, sposób ubierania - Joe w garniturze był równie trudny do wyobrażenia, jak... jak powrót.

Lekcje! Lekcje czekają.
Poczekają.

Joe ma współlokatora! I Anne i Henry byli ciekawi tego kogoś, ale nie pytali. Indianin miał prawo do swojego życia i pytanie o gościa byłoby, mimo wszystko, grubym nadużyciem sąsiedzkiej zażyłości. Manu widziała wiele razy tego mężczyznę, zdarzało się, że podchodził do ogrodzenia i mogłaby nawet zamienić z nim parę słów, czy choćby się przywitać. Nie robiła tego, ale też nie ukrywała się przed nim, on jednak zdawał się nie widzieć ani jej, ani nawet czubków swoich butów. O, tylko Sigiego widział zawsze! Schylał się wtedy, głaskał kota mamrocząc coś pod nosem, czego i tak nie dało się zrozumieć – kolorowa chustka, najpewniej z prywatnej kolekcji gospodarza (sezon wiosna-lato?), zawiązana tuż pod oczami, zakrywała prawie całą dolną część jego twarzy. Miał geste, błyszczące włosy, dziwnie szpakowate – ciemny blond wymieszany z bladą szarością platyny, za to jego oczy były zdecydowanie najbardziej typowymi siwymi oczami, jakie kiedykolwiek widziała. Jasna, prawie blada cera, wciąż sprężysta, ale "zmęczona" sylwetka i opuszczone wzdłuż ciała ramiona, jakby przeszczepione i wciąż nie w pełni sprawne, przywoływały na myśl rekonwalescenta. Po długiej chorobie? Jakiej? Coś podpowiadało dziewczynce, że chyba lepiej byłoby umrzeć w trakcie takiej choroby, niż...

- Odrobiłaś już wszystkie zadania? - gardłowy głos Glorii dochodzący od drzwi, wyrwał ją z zamyślenia tak gwałtownie, że ołówek trzymany w rekach pękł na pół, jego zatemperowana część sterczała teraz z wewnętrznej części lewej dłoni. Całkiem jak maszt w łódce, przeleciało Manu przez myśl, a czas nagle zakrzywił się, zwolnił i zatrzymał. Bardziej zdziwiona niż przestraszona wpatrywała się w płynącą, ciemna krew. Nie bolało, tylko ta krew, jeny, zeszyt od historii i całe spodnie już brudne...
- Panienko Przenajświętsza! Panienko Przenajświętsza!... - Głos Glorii był wciąż jeszcze jej głosem, ale jego źródło znajdowało się teraz dokładnie nad głową dziewczynki. Ta, bardzo, bardzo powoli (czas chyba postanowił wrócić do normalnego biegu), wciąż wpatrując się w sterczący ołówek, odwróciła się na krześle do opiekunki, a jej oczy patrzyły pytająco, jakby w oczekiwaniu, że właśnie Gloria wytłumaczy jej co się właściwie stało. Twarz Murzynki była popielata, co było oznaka wybitnej bladości, jej usta wciąż powtarzały imię świętej, lecz coraz szybciej i szybciej, nabierając iście wariackiego tempa. Manuela wiedziała, że musi coś zrobić – z ręką, uwalanymi krwią spodniami i biurkiem, ale przede wszystkim z opiekunką. Wydawało jej się, że wstawała z krzesła kilka stuleci, a gdy w końcu się udało, a nogi odnalazły dość pewne oparcie w panelowym laminacie - zmusiła zesztywniałe ciało do czynu.
W tym momencie histeria, jak nagła fala powodziowa, przełamała ostatnie, i tak beznadziejnie kruche zapory resztek przytomności umysłu, i kobieta krzyknęła, a jej wrzask był tak przeraźliwy, że kilka sekund później pokój Manu zapełnił się dzieciakami z sąsiednich pokojów - ktoś biegał, ktoś dołączył do panicznej arii Glorii; ktoś wołał dyrektora i lekarza jednocześnie.
Dziewczynka, jak ogłuszona, spoglądała to na sterczący ołówek, to na kwilącą obecnie i płaczącą Murzynkę. I bardziej wyczuła, niż zauważyła, że ta traci świadomość. Rożnica gabarytów i mas obu była ogromna, mimo to, Manuela instynktownie wyciągnęła ręce, by podtrzymać osuwające się ciało.
Bez szans.
Ołówek przebił dłoń.

*

Klaus drgnął i oderwał spojrzenie od okna. Nagły niepokój wzbudził błysk, gdzieś pod czaszka. Nagły błysk obudził niepokój - gdzieś wewnątrz pojawił się źle wykadrowany obraz: brak ostrości-brak ostrości-brak ostrości...
Powolutku, jak podczas gry w "manekina", obrócił dłonie wnętrzem do góry: były pozbawione linii i załamań, jak odlewy, właśnie: dokładnie jak odlewy dłoni manekina. I całe czarne.

Teraz drgnął Sigi.
Ostatnio zmieniony pn 11 lip 2011, 15:36 przez 411, łącznie zmieniany 2 razy.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

2
Jezu, Józefina, jak ja dawno nie czytałam czegoś twojego. Może więc w tym jest powód, że ten krótki rozdzialik czytał mi się wyśmienicie? Nie, przepraszam: on jest świetny, bo ty, Józefino, go świetnie napisałaś.

Nie ma on akcji, owszem. Nie ma oryginalnego pomysłu, owszem, z drugiej strony to tylko fragment, więc co się czepiać. Styl też nie jest jakiś taki ciekawy. ALE jak to czytałam, to mi było miło. Wieki temu widziałam coś podobnie prostego, nie silącego się na oryginalność itp. itd. I wiesz co? Rzadko kiedy mam takie wrażenie, tutaj jednak co chwila mówiłam sobie, że chciałabym ten fragment, chciałabym tę historię ukazanych tu bohaterów (których jest bardzo dużo, więc mi się mylą, heh) przeczytać w formie wydanej.

Nie wiem, czy masz zamiar wkleić więcej tekstu na forum; jakby co, to masz mój email - ślij śmiało. ;)

Pozdrawiam
Patka
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

3
I Anne(przecinek) i Henry
Przy powtórzeniu spójników przed każdym kolejnym dajemy przecinek.

No i to chyba wszystkie błędy jakie znalazłem, oprócz wspominanych przez ciebie na wstępie uciekających ogonków.
Tekst bardzo wciągający i pozwalający dowiedzieć się dużo o bohaterce. Jak dla mnie to było Coś przez duże C:) Oby tak dalej.

Re: Rozdział *

4
411 pisze:
1.Stojąc przy płocie, obserwowała, jak wchodzi do domu, albo zostawia torbę na werandzie i idzie ku koniom. Oprzeć ręce, albo przytulić policzek do boku jednego z nich, poczuć zapach i drgające mięśnie głaszcząc aksamitną skórę, słuchać ich przekomarzań.


2. - Panienko Przenajświętsza! Panienko Przenajświętsza!... - Głos Glorii był wciąż jeszcze jej głosem, ale jego źródło znajdowało się teraz dokładnie nad głową dziewczynki. Ta, bardzo, bardzo powoli (czas chyba postanowił wrócić do normalnego biegu), wciąż wp. Twarz Murzynki była popielata, co było oznaka wybitnej bladości, jej usta wciąż powtarzały imię świętej , lecz coraz szybciej i szybciej, nabierając iście wariackiego tempa.


1. Zdecydowanie coś jest nie tak z przecinkami. Wstawiłam swoje na niebiesko, na czerwono twoje niepotrzebne. Ach, te kolorowanki! Nie jestem pewna na 100%. Może ktoś jeszcze to przeczyta i powie?
2. Przenajświętsza Panienka to przenajświętsza Panienka, nie jest "zwykłą" świętą, jak św. Dorota, Zofia czy Urszula.

Lubię takie leniwo płynące opowieści. Miła lektura, choć taka bezkontekstowa. dzięki!

[ Dodano: Sro 26 Sty, 2011 ]
Ups! Niebieskich nie widać, przynajmniej ja nie mogę dojrzeć. alem nieco ślepa, a okulary daleko, więc...

5
Bardzo dziekuje za tak szybka reakcje, doprawdy, nie spodziewalam sie.

Pacia, dziekuje pieknie. Nie, nie mam zamiaru, ale to juz wyjasnilam mailowa droga. Bohaterów jest sporo, fakt, ale naiwnie wydawalo mi sie, ze tekst jest dosc przejrzysty...

zaqr, przecinki wstawione (w oryginale oczywiscie) i dziekuje za mile slowa. Tak, "ogonki" w pewnym momencie staja sie wredna antymateria.

dorapa, jak wyzej (wychwycilam kolory, spokojnie). Jesli chodzi o "Swieta" - cóz, nie da sie inaczej uniknac powtórzenia, nie wprowadzajac dodatkowych kilku zdan, czy calego akapitu (o zabarwieniu czysto religijnym), stad jest, jak jest. Chyba, ze ktos ma jakis pomysl?

Inna sprawa to opisy. Czy tylko ja wije sie jak piskorz, by powtórzenie nie gonilo powtórzenia?
Pozdrawiam serdecznie wciaz czekajac na uwagi, milego, J. :)
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

6
Twarz Murzynki była popielata, co było oznaka wybitnej bladości, jej usta wciąż powtarzały imię świętej, lecz coraz szybciej i szybciej, nabierając iście wariackiego tempa.

A może:
Twarz Murzynki była popielata,usta wciąż wzywały Jej imię, lecz coraz szybciej...
Zaimek wielką literą?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
Myslisz? Ale pomiedzy wypowiedzia Glorii, a/w opisem sytuacji (tego momentu) pojawiaja sie dwie postaci. Nie watpie w inteligencje czytelnika, ale gleboko wierze w czepialstwo jezykoznawców i edytorów. ;)
Obiecuje, ze pomysle, ale nie moge obiecac, ze skorzystam z Twojej propozycji. Niemniej - bardzo dziekuje.
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

8
Wieki temu czytałam tutaj już jakiś kawałek Twojej twórczości i dotąd pamiętam, jakie wrażenia na mnie wywarł. Wtedy marudziłam na treść, ale urzekł mnie styl.
No i jedno się potwierdza - masz dobry warsztat i bardzo ładny styl.
Fantastycznie kreujesz klimacik i bohaterkę. Zwracasz uwagę na detale, które wprowadzają pewne smaczki, nie lecisz na łeb na szyję do przodu. Umiesz operować słowem tak, by było ciekawie i plastycznie.

Mam dosłownie ze trzy zastrzeżenia (mocno subiektywne):
411 pisze:mimo, że były bardzo krótko przycięte ich płytki miały długość dwóch i pół, a może nawet trzech centymetrów.
nie ogarniam, co u chciałaś powiedzieć. Krótko przycięte paznokcie, ale o długości 2,5 cm? To jakoś się nie trzyma kupy.
411 pisze:ołówek trzymany w rekach pękł na pół, jego zatemperowana część sterczała teraz z wewnętrznej części lewej dłoni
Jakiś ten opis mało plastyczny. Trudno w pierwszej chwili "zobaczyć", o co chodzi.
No i poza wszystkim, to zupełnie nie wiem, jak bohaterce udało się dokonać tego wyczynu... Ale to już raczej żart z bohaterki, niż zastrzeżenie do Ciebie, bo w końcu wszystko się może zdarzyć :P
411 pisze:była popielata, co było oznaka wybitnej bladości,
rozumiem, że trzeba zaznaczyć, że zbladła itd, ale to zdanie jest takie strasznie łopatologiczne. Na tle innych po prostu niezgrabne.

No i tyle.

Kurcze, przyjemnie czytać takie teksty. Po prostu przyjemnie. Nie ogarniam, o co chodzi, nie gonię za jakąś akcją, ale czuję i widzę, o czym się tutaj mówi.

Ode mnie brawa :)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

9
Miał geste, błyszczące włosy, dziwnie szpakowate (*)– ciemny blond wymieszany z bladą szarością platyny, za to jego oczy były zdecydowanie najbardziej typowymi siwymi oczami, jakie kiedykolwiek widziała.
(*) Albo dwa myślniki, albo dwa przecinki. Nie miesza się myślnika z przecinkiem
nogi odnalazły dość pewne oparcie w panelowym laminacie
Nie ma czegoś takiego jak panelowy laminat. Są panele z laminatu, są panele podłogowe. Jest podłoga z laminatu.
"Znaleźć oparcie w czymś" czyli mieć zapewnioną pomoc. Gdy piszesz, że nogi znalazły oparcie w podłodze, dziwnie to brzmi.

Bardzo mi się podobało i jak widzę, nie mnie jednej tutaj :) Wiesz co chcesz przekazać i piszesz ostro. Nie rozwadniasz tekstu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron