Terra Promissionis 2020 : Nowy Mojżesz [post-apo, SF]

1
Teks zawiera znikomą ilość wulgaryzmów, oraz przemoc.

„Terra Promissionis 2020 : Nowy Mojżesz“


WWW„Rakieta <<Black Eagle>> wystrzelona w kierunku ziemii Azji mniejszej spowodowała totalne spustoszenie. Ciężko stwierdzić, czy uratowało się cokolwiek. Skażenie radioaktywne sprawia, że obszar nie biędzie zdatny do zamieszkania przez około 6 stuleci.
Tą ogromną katastrofę można uznać za oficjalny koniec trwającego od wielu lat Dżihadu."
The Daily News of Totaly Imperium of America, 02.03.2015r.

WWWTajemniczy wirus przetoczył się przez południe Europy, pozostawiając po sobie mnóstwo ofiar śmiertelnych, a takze powodując wiele przerażających mutacji.Naukowcy przypuszczają, że przyczyną jego powstania jest promieniowanie radioaktywne, wciąż obecne na terenie Azji Mniejszej.
The Daily News of Totaly Imperium of America, 05.05.2015r.

WWWOto nadejdzie czas, by Czysta Rasa Ludzka się odrodziła ! Oczyśćmy świat z mutantów i innego świństwa ! TO JEST CZAS CZYSTEJ RASY! NIE MA MIEJSCA DLA NIECZYSTYCH!
DO BRONI, RYCERZE! WYRŻNIJCIE WSZYSTKICH, CO DO NOGI, BY ZROBIĆ MIEJSCE DLA PRAWDZIWYCH LUDZI !!! HAAAAAIIIIL!!!
Fragment przemówienia Wielkiego Mistrza Zakonu, Ulricha Przemienionego, 2017r.
I
WWWPrzeładowałem karabin.
WWWBól w barku kłuł, jak oszalały. Mimo to, nie zwalniałem.
WWWGonili mnie. Byli coraz bliżej, słyszałem skrzypienie ich pancerzy. W biegu odwróciłem się, strzelilem kilka razy, nie celując, w nadziei że fartem trafię. Gałązki uderzyły mnie w twarz, gdy dałem zwinnego susa w całkiem szeroką rozpadlinę. Wiedziałem, że wojownicy się zbliżają. Kucnąłem, przymierzyłem się do strzału. Sekundę później, obsypało mnie troszkę ziemii, gdy Rycerz gwałtownie zatrzymał się nad rozpadliną. Pociagnął ręce do tylu by złapać równowagę.
WWWW tedy wyczułem ten moment. Karabin huknął, po czym opancerzone cielsko zaryło w piach. Chwilę po tym, zobaczyłem drugiego. Nim zdąrzylem nacisnąć spust, wojownik skoczył na mnie i przygniótł masą. Giwera upadła za daleko, żebym mógł po nią sięgnąć. Mocnym szarpnięciem bioder przetoczyłem przeciwnika na plecy. Dopiero wtedy zauwazyłem, że gość nie miał chełmu, w przeciwieństwie do jego nieżyjącego już kamrata.
WWWWymierzyłem mu potężną fangę w nos. Rycerz stęknął z bólu. Podniosłem się na nogi i usiłowalem skoczyć w kierunku broni. Śmierdziel podciął mi nogi i podniósł się. Wyplułem piach z ust i obiema rękami szukalem mojego karabinu. Kiedy natrafiłem na znajomy kształt, chciałem go uchwycić, ale zrezygnowałem. Wojownik celował we mnie małym blasterem.
- Mam cię, psi synu! - powiedział, po czym splunął - Spróbuj się ruszyć, a rozwalę ci łeb.
WWWUsłyszałem szum własnej krwi. Serce biło jak oszalałe a w po głowie tłukła się tylko jedna myśl : Co robić? CO ROBIĆ?
Ból przybrał na sile. Był niemal nie do wytrzymania!
Rycerz wyciągnął zza pasa krótkofalówkę, wydłużył antenkę i przystawił urządzenie do ust.
- Tu oddział Alfa. Tu oddział Alfa. Richardson zlapany. Koordynaty - tutaj wyciągnął palec przed siebie, przymrużył oko - jeden, dziewięć, pięć, cztery L, K, dwa. Straty - dwaj...hrhhhrr -
WWWZacharczał, gdy strzała przebiła mu gardło. Osunął się na ziemię. W kilka chwil wokół jego głowy utworzyła się brunatna plama.
WWWSerce niemal podskoczyło mi do gardła na ten widok. Powolutku, nie spuszczając z oczu drgającego w konwulsjach Rycerza, obracałem głowę w kierunku , z którego poleciala strzała. Zobaczyłem zbliżającego się mężczyznę. Był wysoki, barczysty. Dlugie, pozlepiane włosy opadały mu na ramiona. W rękach trzymał łuk, a zza jego pleców sterczały opierzone lotki strzał. Na twarzy przewiązaną miał opaskę, zasłaniającą oko.
WWWKiedy do mnie podszedł, gwałtownie poderwałem z ziemii blaster. Przybysz odrzucil łuk.
- Spokojnie. Jestem przyjacielem. Nic ci nie zrobię. - podniósł ręce na znak, że nie jest uzbrojony.
WWWW jednym momencie uderzyła we mnie fala bólu. Była tak mocna, że opuściłem spluwę, zachwiałem się.
- Jesteś ranny... Pomogę ci...
- Nie, zostaw mnie ! Nie dotykaj! Spadaj, dzikusie!
Oczy powoli zachodzily mi mgłą. Przestałem słyszeć, co gada do mnie mężczyzna, było tylko cierpienie. A potem już nic.
II
WWWObudziłem się na twardej, słomianej macie. Zobaczyłem starszego mężczyznę, który pochyla się nade mną. Przystawia mi naczynie do ust. Poczułem zimną wodę na wargach. I uświadomiłem sobie, jak bardzo chce mi się pić.
- Jeszcze - wychrypiałem - Daj mi jeszcze.
Dostałem to, o co prosiłem. Napojony rozluźniłem się. I nagle, jak dźgnięty igłą wzdrygnąlem się, poderwałem do góry, nerwowo rozglądajac się.
- Gdzie jestem ?! Kim jesteś?! CO...
WWWUrwałem. Poczułem jakby tysiąc kolców wbijało mi się w bark. Jednak uczucie było slabsze, niż wcześniej. Dotknąłem ramienia. Było obandażowane.
- Połóż się jeszcze.
Byłem w jakiejś chacie z bali. Nikogo oprócz mnie i „piastuna“ nie było.
- Kim jesteś ? Jak się tu znalazłem ?
- Spokojnie. Jesteś bezpieczny.
- Kim jesteś, do cholery, ja się pytam ?!
- Samuel. - starzec był całkowicie opanowany. Patrzył na mnie swoimi szarymi oczętami, tak, jakby mnie dobrze znał.
- Skąd się tu wziąłem ?
- Przyniósł cię do nas Serafin, myśliwy. Mówił, że uratował cię z rąk Blaszanego Zabójcy.
- Kogo ... ?
- Wy chyba nazywacie ich... Rycerzami Zakonu ? Jakoś tak.
- Taa... prawda. - W jednej chwili zrozumiałem, ile zawdzięczam jednookiemu.
- Jesteś w pełni świadomy ? Dobrze się już czujesz...?
- No, chyba tak... yyy... dzięki Samuelu.
- Jak to się stało, że cię gonili, co ? Nie jesteś Nieczystym.
- Nieczystym może nie... ale... jakby to powiedzieć... zrobiłem wiele złego. Kiedyś byłem w Zakonie. - zobaczyłem nutkę zdziwienia w oczach znachora. - Ale tylko przez kilka miesięcy. Nikogo nie zabiłem. - dodałem naprędce - Uciekłem i schowałem się w lesie. Znaleźli mnie. - I wtedy dotarło do mnie, że nie mam przy sobie nic. Wszystko zostawiłem, wziąłem w garść tylko karabin. Właśnie, karabin.
- Gdzie jest moja broń ?
- Serafin zabrał ją. Jest w bezpiecznym miejscu.
- Chcę ją odzyskać.
- Spokojnie, dostaniesz ją. Jak dojdziesz do siebie. I odwiedzisz Dziadka Izajasza.
- Dziadek Izajasz ?! Kto...
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. Na razie odpoczywaj.
Starzec położył mi rękę na czole.
*
WWWPo jakimś dniu odzyskałem siłę. Wyszedłem z chaty, i zobaczyłem, innych członków plemienia. Wszyscy byli zajęci soba. Nie zwracali na mnie uwagi.
WWWWszystko by było dobrze, uratowali mnie, jestem im dlużny wiem... ale czulem się strzasznie nieswojo. Wiele rzeczy w życiu widziałem, wiele pewnie jednak jeszcze zobacze, jednak to co zobaczyłem... było straszne. Tam mutacje to nic nadzwyczajnego. Ludzie, kiedy urodzi się dziecko z trzecim okiem, bądź czterema dodatkowymi placami wzruszają tylko ramionami. Sami gorzej się prezentują. Jedni wogóle nie mają czym patrzeć, inni nie mają czym chwytać a jeszcze inni mogą pochwalić się calkiem sporymi rogami, ogonami, szczypcami zamiast dłoni... szkoda gadać.
WWWZgodnie z poleceniami, udałem się do chaty Dziadka Izajasza. Targaly mną różne myśli. Czy wrócić do dziczy i z każdym dniem walczyć o przetrwanie ? A może zostać wśród nieczystych ? Druga opcja dawała mi większe szanse na przerzycie. W sumie - gdzie mam wracać ? Tu mogę mieć wszystko co potrzebuję do życia... A mutacje chyba nie są zaraźliwe...
WWWPrzekroczyłem próg domu. Po środku pustej izby siedział na derce krzyżując nogi stary mężczyzna, przed nim dymiło się coś w rodzaju kadzidła. Nienaturalnie dlugie ręce Dziadka bardzo rzucały się w oczy.
WWWZa nim, otoczona kręgiem świec, na stole leżała książka o poniszczonej okładce.
- Dziadku Izajaszu... ? -spytałem niepewnie
- Klękaj. - głos starca był ledwie słyszalny.
- Ale... - nie dokończyłem, gdyż ktoś uderzył mnie w zgięcie kolanowe tak mocno że upadłem na kolana, silne mrowienie nie pozwolało mi skupić myśli.
- Dziękuję, Samsonie. - Dziadek powiedział do dryblasa z pałą w ręce, którego, o dziwo nie zauważyłem wcześniej.
- Czego chcesz ode mnie - zapytałem zniecierpliwiony - Izajaszu ?
- Zamknij się, człowiecze. Nic nie mów, tylko słuchaj.
Grzecznie przytaknąłem, gryząc się w język, zeby nie powiedzieć czegoś nie na miejscu.
- Księga, którą widzisz za mną, jest święta. I mądra. Przewidziała wszystko - to, że naród powstanie przeciwko narodowi, że wybuchnie wielka zaraza, że przyjdzie ktoś, kto wyprowadzi nas. - NAS, których wybrała Księga, albowiem my jesteśmy wybrani, jesteśmy tymi , których umiłował Pan, Który Jest. A ty... Czuję moc , bijącą od ciebie. Ty nas wyprowadzisz. A twe imię brzmi Mojżesz.
- Nie Mojżesz, tylko Jack... - nie powiem, przestraszyłem się trochę tego świra.
- Milcz, mówiłem ! Przejmiesz tutaj władzę, i zawiedziesz nas do Terra Promissionis. Do ziemi obiecanej, mlekiem i miodem płynącej. Byłem tam, we śnie. I widziałem ciebie, na czele naszego plemienia.
No świr po prostu.
- Ale...
- MILCZ!!! Poprowadzisz to plemię na Północ, przez bagna, las, dziesiątki przeraz, strzaszydeł, co ugną się przed tobą... i mnóstwo wątpliwości. Nie możesz nie podjąć się tej misji.
- A co, jeśli ucieknę ?
- To jest wpisane w twoje przeznaczenie. Nic z tym nie zrobisz, Mojżeszu.
Porąbało go. Totalnie.
II

WWWSzaleniec, słowo daję!
Nie wiedziałem jak mam się z tym czuć. Mojżesz ? Ja mam im przewodzić ? Nie mogłem tam zostać. Dowiedziałem się, gdzie trzymają moją broń. Po cichu wyniosłem ją, zabrałem trochę żarcia, jakieś futro i uciekam. Mało amunicji. Ale to najmniejszy problem, w lesie jest kilka zrujnowanych bunkrów, można tam pogrzebać, na pewno coś się znajdzie.
WWWPo kryjomu wymknąłem się z wioski. Nie zdążyłem się dobrze oddalić, a uslyszałem kroki. Nie, nie kroki. Ciężkie stąpnięcia masywnie obutych nóg. I skrzypienie pancerzy. Cholera, Zakon ? Wywęszyli mnie ?
WWWOstrożnie cofnąłem się, zanurzylem się w ciemnościach skalnej wnęki.
Odetchnąłem z ulgą, gdy przeszli.
WWWŚwist strzały był ledwie słyszalny, za to grzmot opadającego, opancerzonego ciała przeszył moje ciało dreszczem. Po chwili, odgłos ten powtórzył się, a ja wyszedłem z ukrycia. Rozejrzałem się. Zza wielkiego głazu spoglądał na mnie Serafin.
- Mojżeszu, Mojżeszu ! - krzykczał, biegnąc w moim kierunku.
- Spadaj, nie jestem żaden Mojżesz !
- Nie idź. Musisz nas wyzwolić. Zaprowadzić do Ziemii Obiecanej.
- To wszystko kłamstwa, głupcze! Dajecie się zwodzić jakiemuś staremu świrowi, który się czegoś nieźle najarał. Dam ci radę - jeśli chcesz przeżyć, pójdź do wioski, jakby się nic nie stało.
WWWSerafin nie patrzył już na mnie. Jedyne oko rozszerzyło mu się jakby zobaczył coś przerażającego. Obróciłem się. Sam o mało nie narobiłem w gacie, jak dostrzegłem kilka ludzkich postaci, odzianych w pancerze mieniące się w świetle księżyca. Zbliżali się.
WWWNie pozostawało mi nic innego, jak ucieczka. A jedyna droga, która mogła mnie wieść ku przetrwaniu prowadziła przez wioskę. Przez chwilę biłem się z myślami. Jeśli będę uciekał wśród dużej grupy ludzi, zmniejszy się prawdopodobieństwo, że dostanę kulkę. To jest myśl. Brutalne, ale takie jest życie.
- Biegnij do wioski - powiedziałem - niech zgrupują się w jednym miejscu. Mają zostawić dobytek, i podążać za mną. Szybko!!!
WWWPrzeładowałem karabin i podążyłem za nim.
- Wiedziałem że zawrócisz Mojżeszu, ja się nigdy nie mylę... - odezwał się Izajasz
- Dobra, dobra Dziadek, Musimy uciekać! Zbliżają się Zabójcy ! Za mną !!! SZYBCIEJ!!!
WWWKiedy się obejrzałem, zatrzymali się. Pewnie po to by przeładować swoje gnaty - rozpruwacze. Po chwili kule przeszyły powietrze. Spluwy Zakonu niegdy nie były zbyt celne, ale jak przywalą, to nie ma zmiłuj się. Krzyki i jęki trafionych.
- Nie zatrzymywać się !!! SZYBCIEJ!!!
WWWObok mnie biegł Serafin. Wśród panicznej wrzawy dało się usłyszeć :
- Do bagien !!! Za wielkim dębem w lewo!!!
WWWTo chyba był najlepszy pomysł na jaki można by wpaść będąc gonionym przez oddział szturmowców. Najlepszy i jedyny.
WWWMinąłem masywne drzewo. Na błocku dryfowały platformy ze zbitych dech, tworząc prowizoryczny most. Przepuściłem wszyskich przodem. Dopiero teraz zobaczyłem jak bardzo są zdziesiątkowani.
- Dalej, dalej!!!
Nadszedł czas na mnie. Niepewnie postawiłem stopie na pierwszej platformie. Chwiała się niemiłosiernie, przy czym szlam i błoto wlewały się na nią czyniąc śliską. Usłyszałem, jak Rycerze się zbliżają. Przyśpieszyłem. Poślizgnąłem się na ostatniej platformie, po czym wpadłem w bagno. Nerwowo zacząłem machać rękami i nogami, chciałem wypłynać na powierzchnię. Ale to tylko pogorszyło moją sytuację. Ochydna maź zaczęła wypełniać mi usta.
W ostatnim akcie desperacji wyszarpnąłem rękę w górę. Poczułem uścisk mocnej dłoni. Silne ramię wyciągnęło mnie na twardą ziemię.
- Teraz!!! STRZELAĆ!!! ZABIĆ MUTANTÓW !!! BEZ LITOŚCIIII !!! - krzyknął jakiś ryerz z tyłu.
- Na ziemię, nisko!!! - rozkazałem, po czym uslyszałem charkot, któś opluł mnie krwią. Jakieś dwie stopy ode mnie padło ciało. Rozpoznałem twarz Samuela. W jego oczach nie było bólu. Była ta naiwna nadzieja.
WWWLedwo powstrzymałem się od zwymiotowania. Odepchnąłem trupa, i pelznąłem w gąszcz. Rycerze jak głupki opróżniali sobie magazynki.
- Za mną ! - kiedy przeczołgałem się przez gęste kępy trawy, karabiny - rozpruwacze ucichły. Dobry znak. Przez bagno nie przejdą, utopią sie w tych puszkach, a obejście mokradeł zajmie im tyle czasu, że zdążymy ich zgubić. Pozostaje tylko wierzyć, że nie wezwą wsparcia...
- Wszyscy do mnie ! - nieczyści posłusznie zebrali się przede mną. Z dwudziestu osób zostało dziewięć. Sześcioro mężczyzn i trzy kobiety. Wspaniale.
- Wnioskuję, nie macie broni ?- zapytałem, z bardzo wyraźną nutą zawodu w głosie. Przed szereg wyszedł Serafin, pokazując łuk. Zauważyłem, ze z kołczana ubyło mu mnóstwo strzał, prawdopodobnie powypadały podczas biegu.
- Już mamy - powiedział olbrzym, podnosząc długą , masywną gałąź. Uderzeniem o ziemię złamał ją, kształtując prymitywną maczugę - No, przynajmniej ja jestem uzbrojony.
WWWKilku mężczyzn zanurzyło ręce w krzakach w poszukiwaniu czegoś użytecznego.
Kije, kamienie. No, tu już coś lepszego niż goła pięść.
- Serafinie, - odciągnąłem go na stronę - umiesz wyznaczać kierunek ?
- Jasne - młodzian pokiwał energicznie głową. Obejrzał się, kucnął, przystawił ucho do ziemii, podszedl do drzewa, pomacał pień.Zmarszczył czoło w głębokim zamyśleniu... i pokazał palcem przed siebie. - Północ.
WWWWiem że to głupie, słuchać się przepowiedni starego ćpuna ale... co mamy z resztą do stracenia ? Może ta cała Ziemia Obiecana istnieje ? Cholera wie. Nie miałem lepszego pomysłu.
- Za mną. - powiedziałem

III
WWWBagno, las... wątpliwości. Dziadek to przewidział. Teraz czekają mnie potwory. Jeśli oczywiście zwidy po ziółkach okażą się prawdziwe.
WWWDziwne, że nikt nie wołał o picie, czy chociażby o jedzenie. Nie licząc bagiennego błocka nie piłem nic. Zobaczyłem, jak Serafin zrywa jakiś dziwny owoc. W leśnym mroku ciężko było zobaczyć, co to dokładnie było.
- Zerwij też dla mnie. - poprosiłem.
WWWŁowca bez zająknięcia wykonał polecenie. Z przyjemnością zjadłem. Od dawna nie miałem nic treściwszego w brzuchu.
*
- To ścierzka, z której nikt nie wraca. Tu podobno rosną krity. - odezwał się Serafin po pewnym czasie.
- Nie ma żadnej innej, co ? - spytałem.
- Nie.
- W takim razie, nie mamy wyjścia. A... co to są „krity“?
- Wiesz jak wygląda... yhh...muchołapka? Rosiczka ?
- No tak...
- No, to coś takiego, tylko większe. Jak dwóch dorosłych ludzi. Ale to tylko legendy. Chyba...-Serafin wzruszył ramionami.
WWWWestchnąłem. Świtało. Tylko tyle mogłem wywioskować, patrząc na skrawki nieba wyglądające spośród masywnej ściany lasu.
WWWZatkało mnie, kiedy zobaczyłem... całą ścieżkę, której brzegi obrośnięte były... kritami. Z masywnej, zielonej szczęki pociekł płyn, który po skapnięciu zasyczał, przepalając trawę. Podszedłem bliżej... Paszcza wyciągnęła się ku mnie, chciała ugryźć. Runąłem całym ciałem do tyłu, by uniknąć ostrych zębów. Odpełznąłem na czworakach...
- W mordę... groźne to - pot zroszył mi czoło. Byłem w kropce. Pożrą nas ! Jak przez to przejść ? Nie możemy już się cofnąć. Jest za późno.
- Mojżeszu... mam pewien pomysł - powiedział Serafin. Podniósł duży, suchy liść i owinął niem swoją lagę. Wygrzebawszy dwa kamienie, potarł jeden o drugi, aż zaświeciły iskry. Moment później liść zajął się ogniem.
- Twierdzisz... że to podziała... ?
- Trzeba spróbować. Proszę Mojżeszu... - bez żadnych sprzeciwów wziąłem pochodnię. Otrożnie zbliżyłem ją do rośliny. Wbrew moim oczekiwaniom, wszystkie w promieniu jakiś trzech metrów usztywniły się, starały odsunąć się od płomienia.
- Boją się... - powiedział ktoś z tyłu.
- TAM SĄ!!! ZABIĆ ICH !!! DO ATAKU !!! - tak krzyk przeraził mnie bardziej niż jakikolwiek inny który słyszałem w życiu.
- Rycerze!!! Szybko, idziemy!!!
WWWBez namysłu wbiegłem w gąszcz kritów. Mięsożerne rośliny rozstąpiły się przede mną, odsłaniając dalszą drogę. Stwory opadały za nami, jak wrota, odgradzając drogę wstecz. Parliśmy na przód. Z tyłu słyszałem nieludzkie krzyki i chrzęst miażdzonego pancerza. Nie obracałem się, obchodziło mnie tylko to, co przede mną. Wreszcze udało nam się przerdrzeć przez śmiercionośny tunel.
WWWZobaczyłem coś niezwykłego. Aż po linię horyzontu ciągnęły się pofalowane, zielone wzgórza. Opodal szumiał strumyk.
WWWWszystko było inne... tętniło życiem... Pobiegłem przed siebie. Poczułem mokrą rosę. Rozejrzałem się dookoła. Łąka mieniła się kolorami róźnych kwiatów... To było piękne. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego.
WWWWolno podszedłem do strumyka. Czysta, krytaliczna woda przelewała się, pędząc w nieznane. Zaczerpnąłem trochę w złączone dłonie. Oblałem sobie nią twarz. Dawno nie czułem się tak cudownie.
WWWWyczułem obok siebie obecność Serafina. Powróciłem do rzeczywistości.
- Mojżeszu ? Czy to...
- TAK ! - upadłem na kolana, łzy cisnęły mi się do oczu- TERRA PROMISIONIS!!! ZIEMIA OBIECANA !!! KRAINA SZCZĘŚCIA I BEZPIECZEŃSTA SERAFINIE!!! - powstałem i uściskałem łowcę. Popłakałem się.

Koniec.
Czesław Iwanowicz.
Ostatnio zmieniony ndz 05 sie 2012, 10:39 przez reaper456, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Wychwyciłam kilka błędów interpunkcyjnych, ortograficznych i stylistycznych, ale znajdzie się na pewno ktoś bardziej kompetentny ode mnie, aby je wyjaśnić. Czytałam kilka podobnych historii i ta nie była najgorsza.
Nie wiem, czy wynikło to z pośpiechu, czy może tak miało być, ale jak dla mnie to ta historia potoczyła się zbyt szybko. Dziadek Izajasz powiedział przecież, że Mojżesz spotka "dziesiątki przeraz i straszydeł", a jakoś ich nie zauważyłam.

Ale ja przecież się nie znam :)

Pozdrawiam

Re: Terra Promissionis 2020 : Nowy Mojżesz [post-apo, SF]

3
reaper456 pisze:
WWWOto nadejdzie czas, by Czysta Rasa Ludzka się odrodziła ! Oczyśćmy świat z mutantów i innego świństwa ! TO JEST CZAS CZYSTEJ RASY! NIE MA MIEJSCA DLA NIECZYSTYCH!
DO BRONI, RYCERZE! WYRŻNIJCIE WSZYSTKICH, CO DO NOGI, BY ZROBIĆ MIEJSCE DLA PRAWDZIWYCH LUDZI !!! HAAAAAIIIIL!!!

Fragment przemówienia Wielkiego Mistrza Zakonu, Ulricha Przemienionego, 2017r.
Wypowiedź jest tak jednoznaczna, że Hail! na końcu absolutnie niepotrzebne. Wywal je!


EDIT Adrianna - poprawiłam cytat
Ostatnio zmieniony ndz 16 sty 2011, 15:05 przez dorapa, łącznie zmieniany 2 razy.

4
Hmmm, rzeczywiście, sytuacja przewija się trochę zbyt szybko. Praca była pisana kiedyś na "zamówienie"... oczywiście moje przyrodzone lenistwo i skleroza sprawiły iż o potrzebie napisania tego tekstu przypomniałem sobie na krótko przed godziną zero, więc miałem taki... deadline, tak to się mów.

Co do przeraz i potworów - maszkary w przepowiedni to te zmutowane rosiczki, krity.

PS.
Serdecznie zapraszam jakiegoś weryfikatora, bo tekst mój to leży i leży :D Albo mi się tak tylko wydaje.

Pozdrawiam ,
Czesław Iwanowicz.

5
Jesteś nieuważny.
reaper456 pisze:w kierunku ziemii Azji mniejszej
reaper456 pisze:wciąż obecne na terenie Azji Mniejszej.
To jak się pisze a/Azja m/Mniejsza? A z/Ziemi/ii?
Miłego słownika.
reaper456 pisze:Ból w barku kłuł, jak oszalały. Mimo to, nie zwalniałem.
Dwa całkiem niepotrzebne przecinki.
reaper456 pisze:strzelilem kilka razy,BEZ PRZECINKA nie celując, w nadziei PRZECINEK że fartem trafię.
literówka - l/ł
reaper456 pisze:Pociagnął ręce do tylu PRZECINEK by złapać równowagę.
WWWW tedy wyczułem ten moment.
literówka - a/ą
WTEDY - ORT.
reaper456 pisze:Karabin huknął, po czym opancerzone cielsko zaryło w piach. Chwilę po tym, zobaczyłem drugiego.
Dziwnie brzmi to po czym - po tym (może zamień na później?)
reaper456 pisze:zdąrzylem
zdążyłem - literówka i ort.
reaper456 pisze:Serce niemal podskoczyło mi do gardła na ten widok.
Bardziej mi pasuje odwrotny szyk - Na ten widok serce...
reaper456 pisze:- Kim jesteś, do cholery, ja się pytam BEZ SPACJI?!
Za dużo o jeden przecinek. Sam zdecyduj który.
A to wyrażenie: ja się pytam?! i zachowanie bohatera zabawne, bo takie napuszone, jakby był kimś bardzo ważnym, nawykłym do posłuchu, dowódcą lub nauczycielem. :D Dialog z którego pochodzi cytat jest sztuczny.
- Nieczystym może nie... ale... jakby to powiedzieć... zrobiłem wiele złego. Kiedyś byłem w Zakonie. - zobaczyłem nutkę zdziwienia w oczach znachora. - Ale tylko przez kilka miesięcy. Nikogo nie zabiłem. - dodałem naprędce - Uciekłem i schowałem się w lesie. Znaleźli mnie. - I wtedy dotarło do mnie, że nie mam przy sobie nic. Wszystko zostawiłem, wziąłem w garść tylko karabin. Właśnie, karabin.
Bałagan w zapisie. Polecam: http://www.ekorekta24.pl/proza/130-inte ... ac-dialogi

Pomyśl nad rozbiciem dialogu w II cz. Spójrz na tekst tylko pod względem graficznym: - krótkie wypowiedzi bohaterów. Dodaj do nich opisy ich zachowania, uczuć, odruchów, mimiki... Niech to żyje.

Im dalej w las, tym historia szybciej biegnie. Pędzi wprost. A opowieści bibiljne :) snują się. Zabrakło ci weny czy czasu?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Nie podobało mi się, ale nie dlatego że jest to mówiąc kolokwialnie (zdaje się jest teraz takie słowo) niedobre, tylko strasznie niechlujnie napisane i nie wykorzystałeś tkwiącego potencjalu w tym może niezbyt odkrywczym, ale niosącym wiele różnych możliwości pomyśle. Tak, jakbyś intuicyjnie coś wyczuwał, płomyczek Twoich możliwości a może i talentu chciałby silniej zapłonąć, a Ty odmawiasz mu suchej ściółki, choć leży tuż obok. Nie można popełniać elementarnych błędów ortograficznych (zdąrzyłem, przerzycie, ścierzka) i to nie z tego powodu, że jest to kompromitujące dla pisarza, ale że nie wpadleś na przepuszczenie tekstu przez jakiś office (darmowy zresztą). A niektóre słowa są nazbyt rażące w tym kontekście (np. "fanga" - zamień na "cios").
Nawiązujesz do historii biblijnej, ale tylko w dwóch imionach (można by wprowadzić ich więcej) i w fakcie wyprowadzenia/ przeprowadzenia ludu przez Mojżesza. Ale to wszystko jest tylko hasłowe, niedokładne, żenująco powierzchowne. Mam wrażenie, że nigdy nie czytałeś tych historii w Piśmie, nie mówiąc już o ich nieco głębszej analizie i przemyśleniu. A jakież możliwości się tam kryją! Na przykład: imię Mojżesz oznacza "wyciągnięty z wody". Czyż nie można by bylo wprowadzić, aby Twój bohater w trakcie walki wpadł do rzeki i został z niej w bezświadomości wyciągnięty przez swego wybawcę? Byloby to pożądanym nawiązaniem, wprowadzającym metafizyczny związek bohatera z biblijną postacią. Prześledź jej losy i nawiąż do nich, oczywiście twórczo je modyfikując, tak jak udalo Ci się z tymi rosiczkami.
Na Twoim miejscu mocno bym popracował nad tym opowiadaniem, rozszerzając je zwłaszcza w końcowych partiach, bo kryje w sobie duże możliwości i może stać się czymś niebanalnym i wartościowym. I z miłą chęcią poczytał bym je w nowej odsłonie za kilka tygodni.

7
Rakieta <<Black Eagle>> wystrzelona w kierunku ziemii Azji mniejszej spowodowała totalne spustoszenie
Azja Mniejsza - obydwa człony dużą literą. No i samo wystrzelenie rakiety nie spowodowało spustoszenia: mogło wywołać panikę itp, ale na spustoszenie przyjdzie czas, gdy rakieta wybuchnie.
przez około 6 stuleci
Cyfry zapisuj słownie.
Ludzka się odrodziła ! Oczyśćmy
Znaki interpunkcyjne "przyklejaj" do wyrazu z lewej strony.
Ból w barku kłuł, jak oszalały
Przed "jak" nie dajemy przecinka, jeśli jest to porównanie.
W biegu odwróciłem się, strzelilem kilka razy
Możliwe tylko w przypadku dużego postępu techniki - po pierwsze bieg i strzelanie za siebie związany byłby z diablo niewygodną, akrobatyczną pozycją, a co za tym idzie odrzut broni spowodowałby całkowity brak celności, albo nawet wypadnięcie broni, lub uszkodzenie palców.
i przygniótł masą
Tutaj czegoś brakuje, jakby zdanie było urwane: czegoś o tym jaka to była masa na przykład(że wielka, że stalowej zbroi itp.)
że gość nie miał chełmu
ORT! To musiało być podkreślone na czerwono przez program.
chciałem go uchwycić, ale zrezygnowałem. Wojownik celował we mnie małym blasterem.
Tutaj przydało się połączenie tych zdań. Zrezygnowałem, BO zobaczyłem, że we mnie celuje. A u Ciebie jest: zrezygnowałem - celuje we mnie.
Koordynaty - tutaj wyciągnął palec przed siebie, przymrużył oko - jeden, dziewięć, pięć, cztery L, K, dwa
Czy on na wiatr właśnie sprawdził koordynaty? No i raczej Litery nie powinny być obok siebie, bo jedna przypada na oś X, a druga na oś Y podziału terenu.
W rękach trzymał łuk
Łuk wygodniej niesie się w jednej ręce.
poderwałem do góry
Starczy "poderwałem".
Patrzył na mnie swoimi szarymi oczętami
Nie pasują mi "oczęta" do starca. Bardziej pasują do dziecka, czy małego i słodkiego zwierzaczka.
w oczach znachora
Nigdzie wcześniej nie wspominałeś, że jest to znachor. A sam bohater nie miałby jak się domyślić, bo jedynie dostał od niego wodę, bandaż mógł założyć ktoś inny(a zresztą założenie bandaża nie czyni znachorem).
wziąłem w garść tylko karabin
Bez "w garść".
Po jakimś dniu odzyskałem siłę
Dzień nie jest ciężko określić dokładnie jeśli mija tylko jeden.
Jedni wogóle nie mają czym patrzeć
W ogóle.
szanse na przerzycie
ORT!
Kiedy się obejrzałem, zatrzymali się. Pewnie po to by przeładować swoje gnaty - rozpruwacze
Wcześniej nie strzelali, więc po co mają przeładowywać broń? Ewentualnie musza ją odbezpieczyć. Tak czy siak, i odbezpieczenie i przeładowanie można wykonać idąc.
Przepuściłem wszyskich przodem
Tego nie rozumiem. Wcześniej mówił, że chce się uratować, a mieszkańców wioski potraktować jak mięso armatnie, a tutaj nagle ich przepuszcza samemu się narażając?
Dopiero teraz zobaczyłem jak bardzo są zdziesiątkowani.
Z dwudziestu osób zostało dziewięć
Zdziesiątkowana to może być kilkutysięczna armia, z której zostają setki, a dwudziestoosobowa wioska? Tam po prostu padło od kul dziesięć osób(bo Dziadek już za mostem) - nie zdziesiątkowani, nie przetrzebieni.
Zauważyłem, ze z kołczana ubyło mu mnóstwo strzał, prawdopodobnie powypadały podczas biegu
"Kołczanu". Ten kołczan jakiś badziewny, albo tamten biegł bardzo energetycznie, że strzały powypadały.
To ścierzka
...
Podniósł duży, suchy liść i owinął niem swoją lagę. Wygrzebawszy dwa kamienie, potarł jeden o drugi, aż zaświeciły iskry
To też scena iście hollywoodzka. Musiałyby być to odpowiednie kamienie, żeby wytworzyć iskrę, a samą iskrą nawet najbardziej suchego liścia nie zapalisz i tak.
Poczułem mokrą rosę
A po apokalipsie rosa zrobiła się sucha?

Kiedy wrzuciłem tekst do worda, to automatycznie miałem masę czerwonych szlaczków - jedna literówka wte czy wewte - i wyszło na to, że literówek jest masa.
Kolejna sprawa to zapis: znaki interpunkcyjne raz postawione są dobrze, później wędrują mocniej na prawo, gdyby tekst był dłuższy to może coś jeszcze by się z nimi stało.
Sama podróż jest zdecydowanie za krótka jak na podróż biblijną. Jest to opisane tak, jakby szli tylko kilka godzin, a przecież w takim wypadku ktoś z wioski dotarłby tam szybciej.
Ogólnie jestem negatywnie nastawiony do tekstu. O ile pomysł walki Czystych z Mutantami jest nawet w porządku, to poza tym jest chaos, nieporządek i literówki.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron