WWWJacob poruszył się niespokojnie. Wbił wzrok w nieprzeniknioną ciemność, w głąb tunelu. Czyjaś obecność była wręcz namacalna, czuł jakby czyjś wzrok na sobie. Nie należał do tych tchórzliwych, jednakże dla świętego spokoju zaświecił latarka. Pusto. Siedzący naprzeciwko niego, młody chłopak, bo zaledwie 16letni Alfred uśmiechnął się do niego uspokajająco.
-Spokojnie szefie! Już tylko dwie godzinki i wracamy.- należał do tych nielicznych którzy na warcie liczyli skrzętnie czas. Jacob pokręcił głową. Nie to było w tym chłopaku zadziwiające. Dziwiła wszystkich jego dojrzałość, opanowanie, a przy tym wszystkim dość specyficzne poczucie humoru. Obaj mężczyźni ponownie wbili wzrok w ogień ogniska. Nikt nie lubił "Ostatniej z Ostatnich" jak mieszkańcy stacji "Płockiej" nazywali posterunek na 300 metrze. Każdy czuł czyjąś obecność. Gdy zajmowałeś pozycje kolejno na 50, 100 i 200 metrze zawsze wiedziałeś że są wartownicy przed tobą, a tu? Następną zamieszkaną stacją był "Wola Park" czyli by dojść do następnej ludzkiej siedziby trzeba było przejść przez pozornie puste "Moczydło" oraz "Księcia Janusza" . Jak twierdziła duża ilość Metrańczyków, jak zwano mieszkańców Metra to właśnie ludzie z "Wola Parku" chronili metro przed najgroźniejszym. Jednakże choćby "Płocka" prawie codziennie odpierała ataki dziwnie zmutowanych kreatur. Od strony stacji dało się słyszeć lekkie echo kroków. Wyczulone uszy Jacoba wychwyciły ten sygnał na sekundę przed Alfredem. Wartownicy wstali unieśli pistolety maszynowe. Jeden z nich jak nakazywały instrukcję wciąż obserwował tył tunelu. Po chwili trwającej wieczność Jacob krzyknął:
WWW-Warta! Stój! Kto idzie?!
Natychmiast przybyszów oświetlił lekko przyciemniony reflektor obrotowy.
-Spokojnie Jakubie! Alexander, Mariusz, Marian!- odpowiedział głos należący do niejakiego Alexa.
-Zezwalam!- odkrzyknął Jacob i usiadł z powrotem. Po chwili uścisnął sobie dłonie z nadchodzącymi którzy usiedli obok.
-Jak sytuacja?- zapytał najstarszy zwany Alexem.
-A jak myślisz?- ironicznie zapytał Alfred.
-Rozumiem.- odparł tylko Alex- Nie nastrzelaliście się dzisiaj? Jakże mi przykro!- ironizował.
-Ktoś podchodził?- zapytał Marian wbijając wzrok w ciemność przed nimi.
-Raczej nie.- stwierdził po chwili Jacob
-WP mówi że u nich spokojnie- stwierdził Mariusz który zajmował się łącznością z innymi stacjami- Ale to było ponad dobę temu, więc coś mogło się zmienić.
-WP wszystko wytrzyma!- zakrzyknął Alfred
-Wszyscy mamy taką nadzieję...- odparł Alex- Padnie WP, padnie wszystko.
- Nie tragedizujmy.- odparł Marian- mamy naprawdę porządnych strzelców.
- Byle to wystarczyło...-zamyślił się Mariusz.
- Nie zje...- przerwał nagle Alfred.
-Co?- spytał zdziwiony łącznik.
-Zamknij się- powiedział cicho Jacob. On też coś usłyszał. Ciche kroki. Jakby długie skoki i mniejsze kroki. Dużo mniejszych kroków. Teraz czuli to wszyscy. Coś podchodziło. Wprost z ciemnego tunelu. Wszyscy poderwali się na nogi. Natychmiast broń znalazła się w ich dłoniach.
-Warta! Stój! Kto idzie?- wychrypiał niepewnie Alfred. Jacob włączył reflektor. Natychmiast tego pożałował. Nie chciał oglądać tego co ukazała smuga światła. Potężne postać, jakby trzymetrowego człowieka, tylko że znacznie potężniejsza i cała w rudej sierści. Głowa przypominała powiększony wielokrotnie łeb nietoperza, tyle że z w pełni działającymi oczami i cała ruda. Stworzenie posiadało zakrzywione pazury u łap i miało przeciwstawne dwa palce. Wokół monstrum stało kilkanaście mniejszych, sięgających do klatki piersiowej człowieka ścierwojadów. Tylko te ścierwojady najwyraźniej nie żywiły się zwłokami. Ewidentnie patrzyły łakomie na wartowników. Gruchnęła seria z pistoletów maszynowych. Wielki stwór wycofał się do tyłu, podczas gdy mniejsze skakały, wdrapywały się na ściany tunelu, po rurach, atakowały zawzięcie. Alfred natychmiast zrobił to co należało. Rzucił się do tyłu i jak najszybciej potrafił zaczął kręcić korbką małego czerwonego urządzenia. Równo z kręceniem z pudełka rozlegał się donośny sygnał alarmowy. Jego echo było słyszalne bardzo daleko. Po chwili z następnych posterunków dobiegły takie same odgłosy. Stacja została ostrzeżona. Ścierwojady zniknęły gdzieś. Reflektor niczego nie wyławiał z ciemności. Strażnicy przeładowali broń. Nagle z góry rzuciła się na Alexa bestia. Leciała bezgłośnie i nic nie ostrzegło wartowników. Stwór przygwoździł go do ziemi i wbił się pazurami w ramiona. Rozwarł szczękę celem zaciśnięcia się na jego szyi. Alex widział dokładnie długi, wężowy język cały w krostach, trzy rządki małych ostrych zębów. I był jeszcze oddech. Obezwładniający smród, odór rozkładających się ciał, i ścieków. Znów zaryczały karabiny. Stwory ponownie ruszyły do ataku. Bestia zacisnęła swe szczęki. Alex wrzasnął przeraźliwie. Natychmiast strzał w głowę uśmiercił Ścierwojada. Oczy rannego zalał posoka wymieszana z mózgiem. Wlała się też do jego rozwartych w agonii ust. Po chwili na ziemi leżały dwie ofiary bitwy. Nikogo nie obchodzący potwór, oraz człowiek za którym będą płakać. Nie było teraz czasu na takie rozważania. Przeobrażone w drapieżniki Ścierwojady były diabelnie szybkie. Nie dało się ich wyprzeć, a na miejsce zabitego przychodziły następne.
-Osłaniaj!- ryknął Jacob po czym kucnął za walczącymi. Zerwał z paska przecinającego tułów własnej roboty materiał wybuchowy. Był to przyniesiony z powierzchni dezodorant, z lontem. Nazywał je granatami ciśnieniowymi. Zapalił od zapalniczki lont i cisnął w kierunku bestii. Huknęło i najbliższe przedmiotu potwory leżały w kałuży krwi. Jednak napór był zbyt silny. Następne bestia zbliżyły się na tyle że pazurami orały wartowników po ciałach, nim naboje przebijały ich głowy.
-Błyskotka!- wrzasnął Marian wyrzucając w powietrze granat błyskowy. Strażnicy znali to zawołanie i zamknęli w porę oczy. Po trzech sekundach rozwarli powieki i zaniemówili. Byli OTOCZENI. Przez ścierwojady, a dokładnie przed Jacobem, zniżając głowę do jego poziomu i patrząc w oczy stał największy potwór. Z jego niedomkniętego pyska kapały na podłogę stróżki śliny. Najdziwniejsze było to iż w ślepiach monstrum Jacob widział rozum. Ta kreatura patrzyła na niego zupełnie rozumnie. Po długiej chwili kreatura nagle ryknęła. W tym momencie stojący najbliżej zrozumiał co ma zrobić. Za plecami zapalił lont od Granatu Ciśnieniowego, po czym krzyknął
-Nażryj się tym!- i wcisnął mu ładunek prosto w rozwartą paszczę. Zęby potwora zacisnęły się na jego dłoni na sekundę przed uderzeniem. Siła wybuchy rozerwała rudemu stworowi czaszkę rozpryskując jego mózg po ścianach i tu obecnych. Wybuch cisnął Jacobem w tył. W trakcie lotu ten dostrzegł z tępym zdziwieniem że w miejscu w którym powinna być silna męska dłoń jest tylko krwawiący kikut.
Lecąc przeleciał obok strzelającego do mutantów Alfreda, jednakże te zauważywszy śmierć swojego przewodnika straciły całą wolę walki i stały otępiałe. Trwało to ledwie dwie sekundy, ale doświadczeni żołnierze puścili w ruch naboje i po krótkiej chwili na ziemi walały się tylko trupy. Kilka Ścierwojadów zdołało umknąć w głąb tunelu. Nikt nie kwapił się by je gonić. Jacob leżał na ziemi jęcząc z bólu. Wybuch urwał mu dłoń. A może to ten rudy stwór odgryzł mu dłoń gdy podkładał ładunek. W każdym razie rana była paskudna, a ręka nie do odratowania. Marian natychmiast obwiązał ranę kawałkiem materiału i ucisnął pasem. Ktoś dobił ruszającego się jeszcze ścierwojada strzałem w głowę, ktoś uniósł ciało Alexa, ktoś przybiegł ze strony stacji. Coś krzyczeli..słychać było podniesione głosy. Jacob czuł że coś się dzieje, ale nie miał siły by próbować rozumieć. Był dziwnie otępiały. Do szefa warty jeszcze nie dotarło że stracił prawą dłoń. Ktoś mocno złapał go za drugą rękę i pomógł wstać. Nie mógł. Poczuł tylko olbrzymi ból w ręce i stracił przytomność przez chwilę dochodziły do niego jeszcze pojedyncze dźwięki.
Otworzył oczy. Leżał na czymś względnie miękkim.
"Materac" pomyślał. Nie pomylił się. Leżał na materacu.
- Obudziłeś się.- stwierdził stojący obok Alfred.
- Taak. Jak widać.- przyznał z lekkim uśmiechem Jacob.
- Idę po naczelnika. Kazał go zawołać.- wychodząc rzucił jeszcze- Jak się czujesz?
- Dziwnie...Jakby taki niepełny...- Alfred skrzywił się i opuścił namiot.
Jacob westchnął i spojrzał na swoją dłoń.
"Byłą dłoń"- poprawił się w myśli. To co tam zobaczył wywołało u niego, mimo iż był twardym człowiekiem odruch wymiotny. Odwrócił wzrok. Ręka była ucięta w miejscu gdzie zaczynał się nadgarstek. Skóra w pobliżu rany miejscami poschodziła, zaczęła gnić. Nie to było najstraszniejsze. Najgorszy był kolor. Zgniło zielony sięgał prawie do łokcia. Jacob zaklął siarczyście. Wtem do namiotu wszedł naczelnik stacji.
- Jakubie.- skinął mu głową i usiadł naprzeciwko niego.
- Tak Panie Naczelniku?- zapytał uprzejmie podnosząc się do siadu.
- Moje Wyrazy Współczucia.- wskazał rękę Jacoba.- Jakieś zakażanie. Potem się tym zajmiemy.
- Wierzę w to z całego serca...- mruknął tylko ranny.- Ale nie wierzę że przyszedł Pan tu by rozmawiać o moim stanie zdrowia. Nie mylę się?- spytał ironicznie. Naczelnik uniósł lekko kąciki ust.
- Istotnie...Nie mylisz się.- przyznał mu rację- Muszę wiedzieć co chciało się do nas przebić?
Jacob uniósł ze zdziwieniem brwi.
- I czekał Pan aż się obudzę? Inni nie mogli Panu powiedzieć?
- Nie potrafili określić co to za stworzenie.
- I ja też nie potrafię.
-Coś jak NiedźwiedzioRudoPerz.- powiedział z nikłym uśmiechem naczelnik.- Tak to określił nasz przyjaciel Alfred.
- To była nowa mutacja. Nie widziałem tego dotąd nigdzie. ? odparł Jacob
- Kontaktowaliśmy się z Wola Parkiem. Nie zauważyli takich stworzeń u siebie, więc muszą przechodzić z Moczydła albo od Księcia Janusza... Nie ma innej opcji. Żadnych odnóg po drodze nie ma.
- Na Księcia Janusza są tylko Ścierwojady.- nagle sobie przypomniał- Tam były też drapieżne Ścierwojady. Były dużo szybsze i agresywniejsze. Ale gdy zginął ten wielki znów zachowywały się jak prawdziwe Ścierwojady.
- Dziwne... trzeba posłać grupę zwiadowczą- powiedział stanowczo Naczelnik.
- Moczydło jest dziwne...- zamyślił się Jacob- Tam mogą występować takie mutacje.
- Współczuje z powodu ręki.- powiedział jeszcze raz naczelnik wstając i kierując się do wyjścia.
- Kiedy będę mógł znów stanąć na warcie? - spytał tknięty nagłym przeczuciem Jacob. Naczelnik skrzywił się i odpowiedział nie pewnie.
- Obawiam się że to nie będzie w ogóle możliwe. Bez ręki? Nie sądze. Przykro mi.
- Potrafię strzelać lewą ręką.
- Porozmawiamy o tym kiedy indziej.
- Zgłaszam się do zwiadu na Moczydło!- wykrzyknął jeszcze za Naczelnikiem. Ten zatrzymał się na chwilę.
- W porządku... o wartach porozmawiamy bo rekonesansie. Przyjdź dziś wieczorem do mojego namiotu. Wyruszycie jutro. A...- przerwał z wyrazem przerażenia na twarzy. Do ich uszy dobiegło dalekie echo syreny. Potem odezwało się bliżej. Następny posterunek zaczął alarmować. Znów głośniej. Setny metr.Teraz 50. Naczelnik bez słowa wybiegł z namiotu. Jacob zerwał się i chwycił pistolet maszynowy leżący przy materacu. Zbiegł z peronu na tory. Tak jak przypuszczał. Walka trwała tam gdzie jeszcze nie dawno pełnił wartę. Na stacji panowała nerwowa krzątanina. Naczelnik wrzeszczał coś przez megafon.
- Zachować Spokój! Zaraz opanujemy sytua...- przerwał. Coś go zaniepokoiło. Ludzie zamilkli zdając sobie sprawę z tego co słyszą. Z tunelu, idącego w drugą stronę również brzmiała syrena alarmowa.
Ludzie na peronie zamarli. Atak z dwóch stron. To czego wszyscy się obawiali. Musieli ochronić przynajmniej tunel prowadzący w stronę "Wola Park". Drugi pas torów był zawalony 50 metrów od peronu.
Instrukcje na warcie były proste. Zawsze ktoś obserwuje tunel prowadzący dalej, w głąb metra. W razie niebezpieczeństwa strzelać i uruchamiać syrenę. Za wszelką cenę bronić posterunku. W razie skrajnego niebezpieczeństwa które grozi zniszczenia stacji, zawalać tunel. Tunelu w stronę WP nie można było zawalić. Odcięło by to Warszawiaków z tej wysuniętej stacji od reszty Metra, co skazywało ich na pewną śmierć. Naczelnik wydawał krótkie rozkazy:
- Ty, Ty, Ty i Ty...I jeszcze wy dwaj. Alfred! Chodź tu!- wskazał kilka osób.- Do tunelu!- machnął ręką w kierunku WP.
- Jacob!- zawołał wciąż stojącego na torach naczelnik.
Mężczyzna wskoczył na peron i podszedł do kierującego akcją.
- Zbierz sześć osób. Mają się przygotować. Wyruszacie na Moczydło, za dwie godziny. Wykonać!- rozkazał głosem nie znającyn sprzeciwo Naczelnik. Odwrócił się nasłuchując odgłosów bitwy. Jacob odkrząknął i niepewnie zapytał.
- Panie Naczelniku... Nie uważa Pan że należało by wstąpić na "Wola Park"?
- Na WP? Nie, nie widzę takiej potrzeby. Mamy z nimi stałą łączność radiową, aktualnie nie mają problemów.
Jacob zaklął w duszy. Uśmiechnął się tylko do NAczelnika i odszedł. No cóż...Nie udało się. Wartownik miał w tym swój interes. Na WP żyła pewna osoba. Ważna osoba. Naczelnik o tym nie wiedział, nikt o tym nie wiedział. Bitwa na "Ostatiej z Ostatnich" ucichła.
"Zapewne Alfred i jego towarzysze wykończyli potwory"- z takimi myślami wszedł do namiotu sanitarnego. W wolnym odgrodzonym deskami boksie stała lekko dziurawa plastykowa miska. Wziął ją w zdrową rękę i wyszedł z boksu. Przy ścianie namiotu była umieszczona pompa wodna. Każdemu należała się jedna miska wodu dziennie. Jacob podpisał się na podetkniętym mu przez stojącego obok chłopaka formularzu. Na stacji dokładnie pilnowano wodu. Próby oszustw na tym podłożu były karane wydaleniem ze stacji, co z reguły równało się ze śmiercią. Wrócił do boksu, rozebrał się, po czym ręką zwilżył ciało. Wziął szarą kostkę mydła i namydlił skórę. Teraz czekało go najgorsze. Zacisnął zęby, podniósł miskę i wylał na głowę, lodowatą wodę. Była tak zimna i nieprzyjemna...Ale ważne że w ogóle była. Wytarł się szarym skrawkiem materiału wiszącym na haczyku, ubrał się i wyszedł rozejrzał się. Na stacji znów panował spokój. Zobaczył Alfreda wskakującego na peron.
"Atak odparty." pomyślał z ulgą. "I to z dwóch stron naraz!"
Podbiegł do chłopaka.
- Nie chciałbys może iść na "Moczydło"?- zagaił niewinnie. Chłopcu zaświeciły się oczy. Każdy wiedział że Alfred nie potrafił usiedzieć na miejscu. Zawsze marzył o podróżach i gdy tylko wysyłano jakieś ekspedycjem Alfred zawsze był pierwszym chętnym. I z reguły ostatnim. Nie wszyscy chętnie ruszają się z ciepłej stacji, by nadstawiać kark. Ale rozkaz to rozkaz i nie ma co dyskutować.
- Oczywiście!- odparł ochoczo.
- Wychodzimy za dwie godziny. Zgarnij jeszcze czterech ludzi.- Chłopak odwrócił się by odejść gdy Jacob zawołał jeszcze.
- Za póltorej godziny przy wejściu do tunelu. Nie spóźnij się!
- Rozkaz!- zasalutował do wyimaginowanej czapki i odbiegł. Jakub uśmiechnął się. Teraz miał do załatwienia parę spraw.
WWWWieczorem, przy wejściu do tunelu zebrała się naprawdę oryginalna grupa ludzi. Ludzi, którzy nie bali się niczego.
Metro Strachu WARSZAWA [Post-Apo, Fantastyka]
1
Ostatnio zmieniony pn 09 lip 2012, 18:47 przez Jakubek, łącznie zmieniany 3 razy.