Rozmowa (jeden z rozdziałów minipowieści).

1
Nie mogłem znieść tego, że za moimi plecami mnie wyśmiewają, ale raczej nie miałem innej alternatywy. Nie za bardzo potrafiłem posługiwać się mieczem, a moi szydercy nie wyglądali na takich, co nigdy nie przelali cudzej krwi.
- Te, Dzbanek, chodź no tu!
- Tak, Dzbanek, chodź, musimy rozładować trochę energii! Znakomicie się do tego nadasz!
- A raczej twoja głupia morda!
Wybuch śmiechu. Przyspieszyłem kroku, nie oglądając się za siebie. Miałem ważniejsze sprawy na głowie.
Jako brat zarządcy miasta, moje życie raczej nie należało do najłatwiejszych. A nieumiejętność posługiwania się jakąkolwiek bronią...No cóż, raczej nie przysporzyło mi to zbyt wielu przyjaciół. Ale dotąd nikt nie zrobił mi nic poważniejszego, sława i szacunek brata spływały także na mnie, choć w niewielkich ilościach.
Rzadko wychodziłem z domu, chyba, że naprawdę musiałem. Przeważnie wysyłałem kogoś ze służby, by przyniósł mi trochę wina, ale, czy nieco jedzenia.
Dwa dni temu do miasta przyjechał słynny na całą Wspólnotę asasyn, Mazer. Nie znałem go osobiście, ale z opowieści ludzi wynikało, że kawał z niego skurwysyna. Podobno jeszcze nikt nie zdołał go zranić. Przynajmniej żaden człowiek.
Kiedy do małego miasta, takiego jak Grollen, przyjeżdża sławny i skuteczny asasyn, na ludzi pada strach. No bo kto mógł wynająć takiego zabijakę? Ba, kogo było stać na taki luksus? Mnie raczej zastanawiało, kto komu aż tak zalazł za skórę, by wysyłać na niego tego mordercę.
Przez chwilę do głowy przyszedł mi mój brat, jeden z niewielu, który posiadał dostateczne ilości złota. I to do niego szedłem, odprowadzany zaczepkami i szyderstwami.
Mieszkał w wielkim domu, wychodził z niego równie rzadko, co ja, a jeśli już go opuszczał, to na koniu i w towarzystwie świty. Ludziom jego pokroju nie wypadało chodzić pieszo. To było zarezerwowane dla plebsu. A mój brat bardzo dbał o swój wizerunek potężnego zarządcy, który nie boi się niczego ani nikogo.
Podszedłem do drzwi i zastukałem we wrota.
- Kto? - zapytał ponury głos.
- Mandorian, brat zarządcy.
Otworzyła się klapa w drzwiach, pojawiła się w niej nieogolona, nalana twarz wartownika. Rzucił na mnie okiem, zamknał zasuwę i otworzył drzwi.
- Zarządca jest w swoim...ee...gabinacie...
- Gabinecie. Dziękuję ci, Mortolo.
Skinąłem mu głową i ruszyłem holem w kierunku schodów. Gabinet mojego drogiego brata znajdował się na pierwszym piętrze, na samym końcu korytarza.
Przy drzwiach do gabinetu stał wartownik. Rozpoznał mnie i przepuścił bez słowa. Zapukałem i wszedłem.
Tynes siedział za ławą, na której porozkładał kilka map, jakieś papiery, w których rozpoznałem rachunki i kufel. Sądząc po zapachu, znajdowało się w nim piwo.
Podniósł głowę i uniósł brwi.
- To ty? - zapytał, nawet nie starając się ukryć brzmiącej w jego głosie pogardy.
Usiadłem na przeciwko niego na skromnym krześle, kładąc ręce na kolana.
- To ja. Choć jako twojemu bratu, twojej krwi, należy mi się chyba więcej szacunku - powiedziałem chłodno.
Tynes parsknął.
- Szacunku... - wymamrotał. - Cóż, bracie, czego chcesz? - dodał głośniej. Pogarda nadal nie zniknęła z jego głosu, doszła też do niego delikatna nuta kpiny.
- Chcę o coś zapytać.
- Pytaj.
Odchyliłem się nieco na krześle.
- To ty ściągnąłeś tutaj tego asasyna?
Tynes wpatrywał się we mnie przez moment, a jego twarz wyrażała skrajne zaskoczenie. Otrząsnął się jednak i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Skąd o tym wiesz? - spytał.
Tym razem to ja parsknąłem śmiechem.
- Wszyscy w mieście to wiedzą, bracie mój. Takich rzeczy nie można ukryć przed tłuszczą. Mazer to dosyć sławny gość.
Tynes zamrugał gwałtownie.
- Mazer? Nie zatrudniałem Mazera. Myślisz, że mnie na to stać, ty idioto?
Podniósł się z krzesła i zaczął krążyć po pokoju.
- Mazer, Mazer...Jesteś pewien? - zapytał.
Byłem zaskoczony, że to nie on go wezwał. Czyżbyśmy mieli aż dwóch asasynów w naszym małym mieście?
- Ludzie tak gadają, a ludzie zwykle mówią prawdę.
Mój kochany brat prychnął niecierpliwie.
- Ci głupcy pewnie nasłuchali się legend, a teraz wyolbrzymiają. Na pewno chodzi im o Młodziaka.
Młodziak?
- To ten asasyn, którego zatrudniłeś?
Skinął głową.
- Jeden z radnych zaczął za bardzo podskakiwać. Zdarzy mu się mały wypadek.
Tak wyglądała polityka Tynesa. Ktoś mu się sprzeciwił, z miejsca zostawał sprowadzony na dno. A jeśli sprzeciwił mu się drugi raz, wyjeżdżał z miasta. Po trzecim razie, jak się okazało, mój kochany braciszek zatrudniał asasyna do mokrej roboty.
Polityk idealny.
- Więc może kto inny posłał po Mazera. - zasugerowałem.
- Oszalałeś? Kogo w tym zapyziałym mieście byłoby na to stać? A zresztą - dodał po namyśle - niby kogo miałby się pozbywać Mazer?
Na to pytanie była akurat prosta odpowiedź.
- Ciebie.
Tynes wytrzeszczył na mnie oczy. Na jego twarzy wyraźnie odmalował się lęk. Nie zdziwiłem się ani trochę, na dźwięk imienia Mazer niektórym miękną kolana.
- Niech cię szlag, skurwysynu, masz rację - powiedział do mnie Tynes. Opadł ciężko na krzesło, siły jakby go opuściły.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytałem. Byłem bardzo ciekaw, co też wymyśli ten półgłówek. Bo tym w rzeczywistości był. Półgłówkiem, który miał władzę. Ale ludzie w mieście byli zbyt ślepi, by to dostrzec.
Tynes kręcił młynka palcami. Ręce lekko mu się trzęsły. Zazwyczaj był opanowany i chłodny, rzadko widywałem go w takim stanie.
- Co zamierzam zrobić? - powtórzył, nie patrząc na mnie. - Wzmocnić straże, po pierwsze. Znaleźć Mazera i pogadać z nim, to po drugie.
Uniosłem brwi.
- Chcesz pogadać z Mazerem?
- Nie osobiście - warknął. Zastanawiał się chwilę. - Poślę ciebie.
Wytrzeszczyłem na niego oczy. Ja miałbym spotykać się z tym mordercą i wypytwać go, na kogo to dostał zlecenie? Zadrżałem mimowolnie.
- Oszalałeś.
Podniosłem się z krzesła, kierując się w stronę drzwi. Dowiedziałem się tego, czego chciałem, a nawet jeszcze więcej. Nie widziałem potrzeby przebywać z moim bratem choćby moment dłużej. Kiedy zacisnąłem rękę na klamce, odezwał się:
- Jeśli z nim pogadasz, zrobię cię radnym. Niedługo będziemy mieli wakat.
Zamarłem. To była kusząca propozycja. Radny miał wiele przywilejów, własną straż, wiele zniżek na przeróżne wyroby. No i wpływ na życie całego miasta. Być może ludzie przestaliby otwarcie się ze mnie naśmiewać. Zdjąłem dłoń z klamki i odwróciłem sie powoli.
- Zrobisz mnie radnym, jeśli dowiem się, czy Mazer ma zabić ciebie? - upewniłem się.
Skinął głową. Minę miał poważną.
- Już czas, byś stał się kimś w tym mieście, bracie. - rzekł. - Masz teraz okazję, której nie możesz zmarnować.
Racja. To była fantastyczna okazja. Niewielu ludzi nie skorzystałoby z takiej szansy. Podjąłem decyzję.
- Zgoda, wybadam sytuację. Dowiem się, kto zatrudnił Mazera. I na kogo chce go nasłać.
Tynes klasnął w ręce.
- Wspaniale! Nie bęee musiał wtajemniczać żadnego ze strażników. Szczerze mówiąc, nie ufam żadnemu z tych sukinsynów. Wiesz, gdzie zatrzymał się Mazer?
Nie wiedziałem. Ale tego akurat mogłem dowiedzieć się błyskawicznie. Takie wiadomości rozchodzą się po mieście w skrajnie szybkim tempie.

2
Skromnie ale znośnie.

Niebanalny bohater. Nieźle zapowiadająca się intryga.

Moim zdaniem trochę za dużo tekstu pobocznego w dialogach. Daj czytelnikowi trochę frajdy z domyślenia się niektórych rzeczy samemu.
- Jeden z radnych zaczął za bardzo podskakiwać. Zdarzy mu się mały wypadek.
Tak wyglądała polityka Tynesa. Ktoś mu się sprzeciwił, z miejsca zostawał sprowadzony na dno. A jeśli sprzeciwił mu się drugi raz, wyjeżdżał z miasta. Po trzecim razie, jak się okazało, mój kochany braciszek zatrudniał asasyna do mokrej roboty.
Polityk idealny.
- Więc może kto inny posłał po Mazera. - zasugerowałem.
- Oszalałeś? Kogo w tym zapyziałym mieście byłoby na to stać? A zresztą - dodał po namyśle - niby kogo miałby się pozbywać Mazer?
Na to pytanie była akurat prosta odpowiedź.
- Ciebie.
Tynes wytrzeszczył na mnie oczy. Na jego twarzy wyraźnie odmalował się lęk. Nie zdziwiłem się ani trochę, na dźwięk imienia Mazer niektórym miękną kolana.
- Niech cię szlag, skurwysynu, masz rację - powiedział do mnie Tynes. Opadł ciężko na krzesło, siły jakby go opuściły.
Czytelnik nie jest głupi. Nie musisz wszystkiego tak dosłownie wyjaśniać. Zobacz. To ten sam fragment, okrojony z części zbędnych:

- Jeden z radnych zaczął za bardzo podskakiwać. Chyba zdarzy mu się mały wypadek...
Pokręciłem głową. Mój brat i jego pojęcie polityki.
- Więc może kto inny posłał po Mazera.
- Oszalałeś? Kogo w tym zapyziałym mieście byłoby na to stać? I niby kogo miałby się pozbywać Mazer?
- Ciebie.
Przez chwilę słychać było muchę tłukącą się o szybę w kącie pokoju.
- Niech cię szlag, skurwysynu...
Opadł na krzesło.
- Niech cię szlag, skurwysynu, masz rację.

Moim zdaniem tak jest lepiej. Widzisz? Nie musisz opisywać każdego napięcia mięśni w mimice bohaterów. Odpowiedni dobór słów sam podziała na wyobraźnię czytelnika. I nie musisz tłumaczyć motywów postaci, tylko w razie konkretnych wątpliwości. Jak z tym "wypadkiem". Każdy załapie, o co tu chodzi, nie musisz tego opisywać. Daj rozmowie oddychać, daj jej trochę pożyć, wybrzmieć, nie zaprzęgaj jej jako zmęczonego wałacha, który ma pociągnąć wóz wyładowany narracją. Niech to będzie skoczny, żywy, dziki koń.

I to się tyczy każdego dialogu.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

3
petyr pisze:Jako brat zarządcy miasta, moje życie raczej nie należało do najłatwiejszych.
ze zdania wynika, że to życie było owym bratem
petyr pisze:by przyniósł mi trochę wina, ale, czy nieco jedzenia.
pogrunione chyba umknęło korekcie
petyr pisze:Kiedy do małego miasta, takiego jak Grollen, przyjeżdża sławny i skuteczny asasyn, na ludzi pada strach.
Większość ludzi nadal się pewnie bardziej boi zwykłych podchmielonych chuliganów, rzezimieszków, czy wkurzonego sąsiada - doskonale wie, że nikt nie trudziłby się wysyłaniem na nich najsławniejszego mordercy w okolicy.
Niepotrzebny,m nielogiczny zapychacz.
petyr pisze:- Gabinecie. Dziękuję ci, Mortolo.
Skinąłem mu głową i ruszyłem holem w kierunku schodów. Gabinet mojego drogiego brata znajdował się na pierwszym piętrze, na samym końcu korytarza.
Przy drzwiach do gabinetu stał wartownik.
Powtórzenia
petyr pisze:jakieś papiery, w których rozpoznałem rachunki i kufel
w pierwszej chwili można zrozumieć, że w papierach rozpoznał kufel
petyr pisze:Sądząc po zapachu, znajdowało się w nim piwo.
prosty przykład tzw. "przegadywania tekstu". Raz, że obojętne mi, czy poznał to po zapachu czy po kolorze, czy po beknięciu swojego brata. Dwa. Zauważ, że kufel zwykle kojarzy się z piwem, więc właściwie warto o tym nadmieniać a) gdy zawartość kufla miałaby nas zaskoczyć b) gdy piwo (np. jego jakość, pochodzenie) ma mieć dalej znaczenie.
petyr pisze:na przeciwko niego
naprzeciwko

Są różne pomniejsze zgrzyty, ale je sobie darowałam.

Cóż, Nine napisał słusznie - jest znośnie. Nie mordujesz niepoprawnością, nie zanudzasz zupełnie, ale nie dbasz też o dynamikę, lekkość i plastykę. I to jest minus.
Przyjrzyj się uważnie temu, co z Twoim fragmentem zrobił Nine. Bo zrobił kawał dobrej roboty i warto, byś się tego nauczył.

Za dużo dookreślasz, a za mało bawisz się słowem. Niewiele trzeba, by pobudzić wyobraźnię czytelnika. Ale musi to być celne. Na razie idzie Ci poprowadzenie spójnej sceny, rozpoczęcie intrygi. No i super. Teraz czas, by szlifować fabułę, klimat i rozwijać się warsztatowo.
Wszystko przed Tobą.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”