Wincent i Pola
Była olśniewająco piękna, miała długie kręcone włosy, które kaskadami opadały jej na ramiona. Jej skóra mimo jasnej karnacji była jakby udekorowana światłem, niezależnie od pogody. Idealnie skrojona sukienka w odcieniu rozkwitłej na deszczu róży opinała jej ciało w sposób trudny do opisania, była to nieprawdopodobna symbioza: ona i jej sukienka. Odkryte łydki prezentowały się olśniewająco, a buciki na niewysokim obcasie dopełniały jej obraz. Najpiękniejszą jednak miała twarz. Jej cera, jak gdyby zroszona rosą, delikatnie lśniła, jej idealnie migdałowe oczy patrzyły w dal, marząc zapewne o egzotycznych podróżach i wspaniałej przyszłości. Usta lekko rozchylone, kusiły i obiecywały senne marzenia, które mogły by stać się realne. Była piękna, tajemnicza, ale niedostępna. Wincent patrzył na nią każdego dnia, pisał o niej wiersze, śnił o niej, kochał ją ponad wszystko. Lecz ona nigdy, nawet nie uśmiechnęła się do niego. Nie martwił się tym, wiedział, że jest to kobieta, którą nie łatwo będzie zdobyć. Nie martwiła go też jej praca, wiedział, że inni również na nią patrzą, podziwiają ją, czasem jej dotykają. Wiedział, ze jeżeli przygotuje plan jej zdobycia, wtedy ona będzie tylko jego.
- musisz być moja- wyszeptał. Delikatnie dotknął szyby oddzielającej go od ukochanej- na pewno będziesz moja- odszedł od wystawy na której stała jego ukochana. Plan, który obmyślał dotyczył zdobycia jej, pomijał jednak wszystko co wiązało się z tym, że była ona manekinem.
-mam prośbę- powiedział Wincent, siedział ze swoim przyjacielem w jednej z nieciekawych spelunek jakie można spotkać w każdym, mieście. Wśród oparów alkoholu i dymu papierosów starsi panowie dyskutowali o swojej radosnej młodości, oraz o tym jak trudno umierać w dzisiejszych czasach. Mikołaj popatrzył na niego zainteresowany.
- zgadzam się na wszystko, o ile nie jest to prośba o pożyczkę-Wincent skrzywił się.
- Mikołaj, naprawdę to dla mnie bardzo ważne, jest kobieta, która musi być moja. Chciałbym jej zaimponować, zabrać ją gdzieś, a sam wiesz, że oprócz starego mieszkania po ojcu nie mam nic. Zupełnie nie mam teraz kasy, to kobieta mojego życia, błagam pomóż mi!- Mikołaj zamyślił się
- jak ta twoja ukochana ma na imię? Jeżeli faktycznie jest taka niesamowita to powinienem ją znać- uśmiechnął się. I wtedy dostrzegł w oczach Wincenta zdezorientowanie- albo nie wie jak ona ma na imię, albo cos kręci- przeszło mu przez myśl.
- Pola, ma na imię Pola- odpowiedział, trochę zbyt szybko Wincent i uśmiechając się tajemniczo dodał- i na pewno jej nie znasz.
- no dobrze, a jakiej sumy potrzebujesz?
-myślę, że kiedy będę miał pięć tysięcy, ona będzie moją własnością.
- co takiego?- nikt już dawno tak nie zaskoczył Mikołaja- tak dużo? A poza tym co to znaczy, że będzie twoją własnością? czyś ty oszalał?- Wincent tylko uśmiechał się tajemniczo.
- no dobrze, przyjdź do mnie jutro rano, będę miał dla ciebie pieniądze- Wincent uśmiechnął się radośnie.
- Mikołaj ratujesz mi życie!- powiedział, uścisnął przyjacielowi dłoń, pożegnał się i wyszedł. Mikołaj dopijając piwo zastanawiał się nad ostatnimi słowami Wincenta” ratujesz mi życie”- tak powiedział, ale nie wiadomo dlaczego Mikołaj miał zupełnie inne wrażenie.
To był piękny dzień, Wincentowi zdawało się, że słońce świeci tylko dla niego. Cały świat wydawał się piękny, nic nie było w stanie zmącić jego spokoju, wciąż się uśmiechał idąc zatłoczoną ulicą. Nagle ktoś złapał go za rękaw, odwrócił się i zobaczył młodego chłopca.
- nie rób tego, zburzysz porządek- Wincent spojrzał na niego pytająco.
- nie możesz tego zrobić- powtórzył tamten, wyglądał na bardzo biednego może głodnego, ale na pewno nie na szalonego.
- spójrz, słońce krwawi!- powiedział chłopiec wyciągając drobną dłoń ku niebu. Wincent spojrzał w słońce, nadal radośnie posyłało swoje promienie ziemi, potem spojrzał na chłopca i dostrzegł, że jego lewe oko nabiegłe jest krwią. Mimowolnie skrzywił się, przebiegł go dreszcz. Odwrócił się odszedł.
- jestem szczęśliwy- powtarzał w myślach- i nic tego nie zmieni.
- Dzień dobry- powiedział wchodząc do sklepu na wystawie którego stała Pola. Ekspedientka uśmiechnęła się do niego.
- czym mogę służyć- zapytała-może jakiś prezent, dla żony? Narzeczonej?
- nie, nie, chciałbym rozmawiać z kierownikiem sklepu- kobieta zrobiła zdziwiona minę, ale poprosiła go na zaplecze. Tam w niedużym biurze siedział starszy mężczyzna.
- ten pan chciał rozmawiać z kierownikiem- człowiek podniósł wzrok
- czy jest pan niezadowolony z naszych usług?- zapytał.
- nie, chodzi o coś innego- Wincent spojrzał na ekspedientkę, która grzecznie wycofała się z pomieszczenia- chciałbym kupi manekina, który stoi na wystawie
-ale on nie jest na sprzedaż- powiedział zaskoczony właściciel
- może i tak, ale Pola musi być moja, kocham ją i ona na pewno pokocha mnie
- Pola?- kierownik otworzył szeroko oczy- chyba nie rozumiem. Wincent zignorował jego słowa.
- przejdę do rzeczy- albo pan mi ją sprzeda, albo pana sklep może spotkać coś niemiłego.
- grozi mi pan?- zapytał kierownik.
- bynajmniej chce ubić uczciwy interes- powiedział Wincent kładąc na biurku plik banknotów. Kilka chwil później delikatnie niósł Pole do swojego mieszkania.
- zjesz coś kochanie?- powiedział do siedzącej przy stole lalki.
- na pewno jesteś głodna- na stole leżała już gotowa kolacja. Wincent zapalił świece, „jest taka piękna”- pomyślał. Jej plastikowe oczy patrzyły gdzieś ponad nim, więc wstał i delikatnie poprawił ją na krześle, teraz można by pomyśleć że patrzy na niego. Uśmiechnął się do niej.
- powiem ci kochanie, że masz piękne oczy, takie głębokie i myślące- w milczeniu zjedli kolacje, potem Wincent włączył nastrojową muzykę i usiadł na łóżku.
- kochanie, może usiądziesz tu przy mnie?- patrzył przez moment na jej profil po czym westchnął.
- Pola, nie bądź taka nieśmiała- przeniósł ją na łóżko, poczym położył się obok, delikatnie ja pocałował, była taka zimna. Zsunął jej jedno z ramiączek szkarłatnej sukienki, lecz ona nawet nie drgnęła. Całując ją szeptał: „kocham cię, jesteś tylko moja”, odsunął się na moment i poprosił „przytul mnie Pola, proszę” w jego oczach pojawiły się łzy. Ona jednak nie wyciągnęła swojego plastikowego ramienia by go objąć, leżała sztywno niemo wpatrując się w sufit. Wincent najważniejszą noc w swoim życiu spędził płacząc.
Mijały kolejne dni, Wincent robił wszystko by Pola była dla niego czuła, wciąż nie widział tego, że nigdy się to nie zdarzy. Przestał jeść, spać, myśleć, wciąż tylko błagał. Kiedy kolejny dzień spędził na błaganiu Poli zrozumiał, że to już koniec.
- nie kochasz mnie- wyszeptał obejmując jej nogi- i nic tego nie zmieni.
- milczysz- spojrzał w jej twarz i zaczął szlochać- więc to prawda. Zamiast kolacji wziął małe białe kapsułki. Cieszył się, że za niedługo zaśnie, bo kiedy się śpi nie trzeba cierpieć. Miał tylko nadzieję, że ona mu się nie przyśni. Położył ją na łóżku, położył się obok niej i odpływał, długo ale bezboleśnie. Jego ostatnia myśl była o tym ,że może on i Pola spotkają się w lepszym innym świecie. Nie pomyślał tylko o tym, że manekiny nie idą tam gdzie samobójcy. Przez wiele dni obejmował Pole w pośmiertnym uścisku, może ucieszyłby się gdyby wiedział, że w chwilę po tym jak zasnął, po plastikowym policzku Poli spłynęła prawdziwa, ludzka, słona nad wyraz twarz.
W tym samym czasie, gdzieś na śpiącej ulicy mały chłopiec o nabiegłym krwią oku, obejmował lalkę. Starą szmaciana lalkę o naturalnych, ludzkich rozmiarach, która była zniszczona, stara i brudna. Chłopiec przytulił swój policzek do szmacianego policzka
- kocham cię mamo- wyszeptał- wszystko będzie dobrze.
Wincent i Pola
1
Ostatnio zmieniony pn 09 lip 2012, 18:53 przez ananansigirl, łącznie zmieniany 3 razy.