O dwóch takich [fantasy]

1
Osłaniając oczy przed słońcem, Ados spojrzał w niebo. Ani jednej chmurki. Zamrugał gdy kropla potu na moment przesłoniła mu wzrok. Miał ochotę kląć na czym świat stoi. Wszystko go drażniło - upał, pustkowie bez jednej karczmy w pobliżu, wreszcie jego towarzysz, przez którego się tutaj znalazł.
-Hej, Vistula! - zawołał – Daleko jeszcze?
-Zaraz będziemy na miejscu – odparł drugi mężczyzna, nie zwalniając kroku i nawet się nie odwracając
Ados prychnął i sięgnął po bukłak z wodą
-To samo mówiłeś godzinę temu.
Przechylił naczynie do ust. Zabrało mu kilka sekund aby zdać sobie sprawę, że nie została ani kropla. Ze złością cisnął bukłak o ziemię.
-I pomyśleć, że mógłbym teraz brać kąpiel, a jakaś panna szorowałaby mi plecy. Mówiłem, żebyśmy szli głównym traktem - ALE NIE! - ty oczywiście zawsze wiesz lepiej. Tylko, że teraz zamiast wypoczywać w oberży, gotujemy się w tym skwarze. A może po prostu odpowiada ci towarzystwo węży i skorpionów. Sam już nie wiem dlaczego...
-Zamknij się, gnojku! - Vistula rzucił towarzyszowi zimne, ostrzegawcze spojrzenie – Mam już serdecznie dość twoich jęków!
Ados zamierzał ostro się odciąć, ale widząc ten znajomy, niebezpieczny błysk w oku drugiego mężczyzny, poniechał go. Zamiast tego uśmiechnął się i uniósł ręce w pojednawczym geście
-Dobra, dobra. Nie wściekaj się tak. To przez ten nieznośny upał robię się taki marudny. Do tego skończyła się woda.
Vistula jeszcze przez chwilę mierzył go wzrokiem jakby chciał przeniknąć jego myśli. Naprawdę nie lubił gdy to robił. Nie on jeden. Każdy w towarzystwie Vistuli czuł się dziwnie nieswojo. Ta jego pokryta bliznami ponura twarz, potężna sylwetka i wrodzona gburowatość raczej nie zachęcały do zawarcia bliższej znajomości. Sam nie mógł uwierzyć, że wytrzymał z tym człowiekiem ponad dwa miesiące.
Nagle spostrzegł coś lecącego w jego stronę. Odruchowo chwycił to w dłonie. Aż oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia kiedy zobaczył co trzyma. To był buklak na wodę, z którego na dodatek wydobywał się miły dla uszu odgłos bulgotania. Podniósł pytające spojrzenie na towarzysza.
-Pij – nakazał mu tamten – Może choć przez chwilę będziesz cicho.
No, to dopiero była niespodzianka. Ados odkorkował naczynie i pociągnął solidny łyk. Pił tak zachłannie, że omal się przy tym nie udławił. Za to minę miał błogą. Żaden trunek, których wiele spożył w swoim życiu, nie smakował mu tak jak ta woda.
-Dzięki, Vistula – oddał bukłak, uśmiechając się chytrze – Jak chcesz to potrafisz być nawet miły. Nie znałem cię od tej strony.
Mężczyzna mruknął coś pod nosem. Dalszą drogę pokonali w milczeniu. Wreszcie surowy krajobraz ustąpił zielonym równinom i lasom.
Zatrzymali się w małym zajeździe na pograniczu. Sądząc po jej stanie, właściciel albo miał niewielu klientów, albo był skąpy. Ados, który na punkcie tych spraw bywał bardzo wybredny, tym razem nie narzekał. Ta marna imitacja cywilizacji i tak była o niebo lepsza od dzikich pustkowi.
Zamówili po piwie i usiedli na ławce przed karczmą.
-Tego mi było trzeba – Ados z lubością zlizał pianę z ust, wyciągając nogi – Do pełni szczęścia brakuje mi tylko dziewki, która utuliłaby mnie do snu.
-Przestań chrzanić. Mamy robotę. - Vistula na swój szorstki sposób sprowadził towarzysza z obłoków na ziemię.
Odstawił kufel i zaczął przeglądać treść zapisaną na kartce papieru, która do tej pory spoczywała u niego w kieszeni. Drugi mężczyzna obserwował wrony krążące nad ich głowami. Ktoś mu kiedyś powiedział, że taki widok może być zwiastunem nieszczęścia. Nie żeby się przejmował takimi wiejskimi zabobonami, zresztą po chwili i tak ogarnęło go znużenie.
-Co tam studiujesz z taką pasją? - zagadnął towarzysza
-To mapa regionu z zaznaczonymi celami, które mamy wyeliminować – wyjaśnił Vistula, po czym dodał – Zanim jednak zajmiemy się nimi, musimy najpierw udać się do punktu wymiany, aby zgarnąć nagrodę.
Ados wzruszył niedbale ramionami
-Nie rozumiem czym się tak przejmujesz. Dla mnie te wszystkie misje są zbyt monotonne. Nie ma w tym zabawy.
-Tu nie chodzi o zabawę tylko o pieniądze.
-A ty w kółko otym samym – Ados przewrócił oczami – Odpuściłbyś trochę, co?
Vistula rzucił towarzyszowi posępne spojrzenie
-Uważaj co mówisz, szczeniaku. Te twoje gówniarskie odzywki zaczynają mi działać na nerwy.
-No to może mnie oświecisz, po co to właściwie robimy? - Drugi z mężczyzn też już zaczynał tracić cierpliwość
-Mogę ci wyjaśnić dlaczego tego nie robimy.Łowcy nagród nie podejmują się zadań z poczucia obowiązku, dla zabawy, czy jakichś głupich ideałów. Na tym okrutnym świecie liczą się jedynie szacunek i pieniądze. Reszta to mrzonki. Lepiej zapamiętaj tę lekcję, bo zginiesz.
Zanim Ados zdążył odpowiedzieć przed zajazd przygalopowała grupa czterech jeźdźców. Ich płaszcze i inne elementy stroju pokrywała gruba warstwa kurzu. Musieli być w drodze od co najmniej kilku dni. Rzucili lejce chłopcu stajennemu i zeskoczyli z siodeł. Na wszelki wypadek łowcy nasunęli na oczy kapelusze.
Z tawerny wyszedł oberżysta nerwowo wycierając ręce w fartuch.
-Czym mogę służyć, szanownym panom?
-Obrok dla koni, a dla nas jadło i dużo miodu. - powiedział jeden z jeźdżców, prawdopodobnie oficer.
Karczmarz skłonił się
-Obrok i jadlo się znajdą, ale z miodem będzie trudniej. Nasz zajazd stoi na ustroniu. Dostawy z miasta przychodzą z dużym opóźnieniem.
-Jestem pewien, że w swojej piwniczce znajdziesz kilka pełnych garnców. Tacy jak ty zawsze trzymają zapas na czarną godzinę. I nie martw się – trącił mieszek zwisający u pasa – Mamy czym zapłacić.
Oblicze oberżysty od razu pojaśnało. Spojrzał łakomym wzrokiem na sakiewkę, już licząc w myślach przyszłe zyski.
-Zaraz wszystko przygotuję. - skłonił się, tym razem głębiej niż poprzednio.
-Dobrze...Zaczekaj! Szukamy dwójki mężczyzn. To mordercy, zabili syna kupca Eadwiga. Jeden z nich jest młody, ma niewiele ponad dwadzieścia lat. Drugiemu idzie już na piąty krzyżyk. Widziałeś kogoś takiego? Za pomoc w ich ujęciu przewidziana jest nagroda.
Karczmarz poskrobał się w łysinę, po czym bezradnie rozłożył ramiona.
-Nie przypominam sobie. Po tej okolicy kręci się wielu podejrzanych typów. Przykro mi, ale nie mogę pomóc.
Oficer machnął na niego ręką i wraz ze swoimi podwładnymi udał się do stajni, aby upewnić się, że odpowiednio zajęto się ich wierzchowcami. Karczmarz wrócił do oberży. Przez cały ten czas łowcy nie ruszyli się z miejsca i nie uronili ani słowa z rozmowy.
-Słyszałeś, Vistula? Szukają nas.
-Jak można się było spodziewać. Chociaż nie sądziłem, że podążą za nami aż tutaj. Co gorsza, wiedzą jak wyglądamy.
-Czym ty się tak przejmujesz? - Młody łowca założył ręce po głowę – Ich jest tylko czterech, spokojnie damy im radę.
-Głupcze! - zbeształ go Vistula – Jeśli oni tu są, to w pobliżu może kręcić się kolejna grupa pościgowa.
Adosowi wyraźnie zrzedła mina.
-Cholera, o tym nie pomyślałem. No to co zrobimy?
-Lepiej szybko zabierajmy się stąd. I tak zamarudziliśmy tu wystarczająco długo. Jeśli dopisze nam szczęście nikt nie zauważy naszej obecności.
-Za późno -wyszeptał Ados, zerkając w kierunku stajni.
Żołnierze szli w ich stronę – dowódca z przodu, pozostała trójka kilka kroków za nim. Widząc ich zacięte miny młody łowca przewidywał kłopoty. Jego dłoń dyskretnie powędrowała w stronę sztyletu. Vistula sprawiał wrażenie spokojnego, ręce trzymał skrzyżowane na piersi, tylko jego oczy błyszczały jak u wilka. Obaj podnieśli się z ławy, w każdej chwili gotowi do działania.
Oficer zatrzymał się przed nimi, uważnie taksując ich spojrzeniem.
-Kim jesteście? Czego tu szukacie?
-Czy coś się stało, panie oficerze? Jesteśmy tylko zwykłymi wędrowcami, którzy zatrzymali się na odpoczynek - odpowiedział Ados przywołując na usta najbardziej niewinny uśmiech na jaki było go stać – Idziemy w stronę miasta szukać pracy.
-Wędrowcy, tak? To się jeszcze okaże. Wasze nazwiska!
-Ja jestem Jek, a to kuzyn mojej matki Wars – wskazał na Vistulę.
Oficer zmrużył podejrzliwie oczy
-Czemu wypowiadasz się za was dwóch? Twój towarzysz zapomniał języka w gębie? - rzucił drugiemu mężczyźnie niechętne spojrzenie.
Vistula nie odwrócił wzroku. Przeciwnie, wpił się oczami w oficera niczym wąż, który hipnotyzuje ofiarę aby za chwilę ją pożreć. Dowódcy oddziału aż dreszcze przeszły po plecach. Mimowolnie cofnął się, a jego ręka zacisnęła się na rękojeści rapiera. Ados widząc co może z tego wyniknąć pośpieszył zwyjaśnieniem.
-W pewnym sensie, pan oficer ma rację. Rzeczywiście, mój kuzyn nie może mówić. Podczas wojny z Khatijczykami dostał się do niewoli, gdzie oprawcy obcięli mu język – nachylił się w stronę oficera i szepnął konspiracyjnie – Niektórzy twierdzą, że obcięli mu coś jeszcze.
-Doprawdy? Współczuję – powiedział dowódca obojętnie, jednak na jego ustach zaigrał lekki uśmieszek.
Pozostała trójka zarechotała zgodnie. Gdyby spojrzenia mogły zabijać Adso już byłby trupem. Na razie młody łowca zignorował towarzysza, choć sam świetnie się bawił. Kiedy chwila wesołości minęła, oficer na powrót stał się poważny.
-Wiecie co wam powiem? Myślę, że kłamiecie. Ta cała historyjka może przekonałaby mnie jakieś dziesięć lat temu, ale zbyt długo miałem do czynienia z szumowinami takimi jak wy. W dodatku pasujecie do opisu ludzi, których ścigamy. Nie zdziwiłbym się gdybyście się nimi okazali.
Mężczyźni stężeli. Plan wykpienia się od odpowiedzialności samym gadaniem wydawał się walić na ich głowy. Ados próbował jeszcze ratować sytuację.
-To jakaś wielka pomyłka. Nie jesteśmy żadnymi złoczyńcami. Może wejdziemy do karczmy i wyjaśnimy to przy kuflu piwa? Ja stawiam.
Ręka oficera wystrzeliła do przod. Palce zacisnęły się na kołnierzu kurtki młodego mężczyzny i szarpnęły nim. Trochę za mocno. Szwy puściły i materiał rozpruł się z nieprzyjemnym trzaskiem. Dowódca jeźdźców nawet tego nie zauważył. Jego rysy ściągnęły się od ledwo tłumionego gniewu.
-Nie będziesz mi tu mydlił oczu, gnojku! Teraz jestem już pewien, że to was szukamy. Złóżcie broń i spokojnie udajcie się z nami. Tylko bez sztuczek, bo zginiecie na miejscu.
Ados nie słuchał go. Cały jego świat zamknąl się wokół tej jednej kurtki. Kupił ją trzy tygodnie temu na bazarze. Sprzedawca zapewniał go, że jest wykonana z wytrzymałego materiału. Miał nauczkę, żeby nigdy nie ufać tym kłamliwym pijawkom. Ale to nie strata pieniędzy bolała go najbardziej. Stwórca jeden wiedział ile czasu musiał poświęcić aby wyglądać jak człowiek. I wszytko na marne. Kiedy podniósł wzrok na oficera jego spojrzenie było zimne.
-Nie powinieneś był tego robić – szepnął złowrogo
Wszystko rozegrało się błyskawicznie. Ados ucapił dowódcę za kark jedną ręką, a drugą, uzbrojoną w sztylet, wbił mu w brzuch. Oficer zacharczał, oczy wyszły mu na wierzch. Próbował coś powiedzieć, ale zamiast słów z jego ust chlusnęła krew. Uwolniwszy ostrze, młody łowca odepchnął ciało. Żołnierze, w pierwszej chwili, byli zbyt oszołomieni aby zrozumieć co się stało. Ocknęli się dopiero gdy poraziły ich świetlne refleksy odbijające się od szabli starszego łowcy. Z sykiem wydobyli rapiery z pochew. Jeden trzymał w ręku pistolet skałkowy.
-Rozdzielamy się! - Łowcy rzucili się w dwie przeciwne strony.
Strzelec wziął na cel zabójcę swojego dowódcy. Mierzył spokojnie, po czym pociągnął za spust. Rozległ się huk, a postać młodego mężczyzny przesłonił obłok dymu prochowego.
Zwabiony hałasem karczmarz stanął w progu i zbladł na widok obnażonych ostrzy kreślących w powietrzu świetliste zygzaki. Pięciu mężczyzn walczyło zażarcie między sobą, przy szczęku stali. Sapali, warczeli, byli w ciągłym ruchu. A potem zaczęli ginąć. Pierwszy padł jeden z żołnierzy. Pióro szabli zraniło go w bok, rozcięło skroń, a potem jeszcze rozchlastało upadającemu łeb. Kolejny z jeźdźców jęknął, gdy sztylet młodego łowcy zostawił mu na udzie krwawą szramę. Zbił następny cios i odepchnął przeciwnika potężnym kopnięciem. Co się działo dalej, oberżysta nie wiedział. Pośpiesznie wrócił do środka, zaryglował drzwi i schował się za szynkwasem tuląc do piersi dwie butelki wina. Skoro już musiał przeczekać tę nawałnicę, to przynajmniej nie o suchym gardle.
Ados stał nad swoim niedawnym przeciwnikiem patrząc jak uchodzi z niego życie. Krew tryskała z przeciętnej tętnicy, tworząc czerwoną kałużę. Kilka kropel, nieszczęśliwie, skapnęło mu na czubek buta. Młody łowca zaklął i wytarł obuwie o kaftan pokonanego. Rozejrzał się za towarzyszem i ujrzał go odcinającego trupom sakiewki. Pewnie żołnierze już zdążyli przepić i przehulać znaczną część żołdu, ale Vistula nie gardził groszem. Po krótkim namyśle zdecydował się mu pomóc. Podszedł do oficera, który z całej czwórki powinien być najbogatszy. Zresztą miał już okazję przyjrzeć się jego wypchanemu trzosowi. Pochylił się i aż sapnął z wrażenia.
-A niech mnie! Hej, Vistula, chodź tutaj!
Mężczyzna niechętnie oderwał się od swojego zajęcia. Ważąc w dłoniach zdobyte mieszki zbliżył się do towarzysza.
-O co chodzi?
-Patrz – Młody łowca wskazał palcem na ciało – On wciąż żyje.
Istotnie, pierś oficera, z trudem, a jednak wciąż unosiła się i opadała. Na wpół zamknięte oczy błądziły nieprzytomnie dookoła. Ados był ciekaw czy w ogóle ich widzi i czy poznaje. Właśnie zastanawiał się co zrobić z tym fantem, gdy nagle niczym błyskawica zamigotała stal. Zanim zdążył zaprotestować, szabla przebiła oficerowi gardło przyszpilając go do ziemi. Dowódca oddziału pościgowego zadygotał, jego nogi kopały ziemię i w końcu zmarł.
Ados spojrzał na towarzysza, potem na trupa, jeszcze raz na towarzysza. Na czoło wystąpiły mu krople potu. Widok śmierci nie był dla niego obcy. Sam miał wiele żyć na sumieniu. Ale nawet nim wstrząsnął pokaz zimnego okrucieństwa w wykonaniu starszego mężczyzny. Vistula nie wydawał się poruszony. Może taka obojętność przychodzi z wiekiem, pomyślał młody łowca.
-Cholera, następnym razem mnie uprzedź.
-Nie mogliśmy go zostawić przy życiu – stwierdził Vistula, wycierając ostrze z krwawej posoki – Za dużo o nas wiedział.
Ados wzruszył ramionami.
-Cóż, sam jest sobie winien. Mógł nas puścić i wszyscy żylibyśmy długo i szczęśliwie. No i czego on chciał od mojej historyjki? Moim zdaniem brzmiała dosyć wiarygodnie.
-To mi o czymś przypomina – Szybkim ruchem starszy łowca przyłożył brzeszczot do szyi młodszego towarzysza.
-Co ty wyprawiasz? - spytał zaskoczony Ados, choć nie śmiał się ruszyć
-Zwracam dług za to co na mnie nawygadywałeś tym żołdakom. Szczególnie za to "coś jeszcze".
Młody łowca przełknął ślinę. Powinien był pamiętac, że Vistula nie posiada poczucia humoru i wszystko bierze do siebie. Ręce trzymał opuszczone wzdłuż boków, jakby co, mógłby się prędko uzbroić w sztylety. Ćwiczył już taką sytuację wiele razy; zagadać przeciwnika, zdekoncentrować go, cały czas utrzymywać kontakt wzrokowy, a potem błyskawicznie uderzyć. Tak właśnie załatwił oficera. Ta taktyka sprawdzała się w większości przypadków, ale czy podziałałaby na Vistulę? Miał nadzieję, że nie będzie musiał tego sprawdzać.
-Słuchaj, wybacz. Nie chciałem cię urazić. Sytuacja mnie zmusiła. Ci żołnierze byli bardzo podejrzliwi, chciałem ich jakoś wprawić w dobry humor.
Nacisk szabli zwiększył się nieznacznie.
-Czy zauważyłeś, żeby mnie to bawiło?
No to po mnie, pomyślał młody mężczyzna. Przewidywał, że ich współpraca kiedyś się zakończy, ale nie przypuszczał, że w tak drastyczny sposób. Całe życie zaczęło mu przelatywać przed oczami.
Ze zdumieniem odkrył, że teraz myśli mu się jaśniej niż kiedykolwiek. Czując, że to mogą być jego ostatnie sekundy, skupił się mocno. Tak mocno, że nawet nie czuł jak ostrze powli przebija jego skórę.
-Wiem! - krzyknął jak prorok, na którego spłynęło olśnienie. Nie wykonując gwałtownych ruchów wyciągnął w stronę towarzysza mieszek pełen monet – Przyjmij to jako formę przeprosin. Zabrałem to temu oficerowi. Chciałem za to kupić nową kurtkę, ale się rozmyśliłem. Daję ci go.
Vistula przekrzywił głowę jakby oceniając wartość "daru". Teraz wszystko zależało od tego co przeważy szalę – żądza pieniądza, czy urażona duma. Nerwy Adosa były napięte jak postronki. Sekundy przeciągły sie w nieskończoność, ale czekał cierpliwie.
Wreszcie starszy łowca podjął decyzję. Wziął trzos, a szablę schował do pochwy. Niemal można było usłyszeć jak drugi mężczyzna sapnął z ulgą.
-Tym razem ci daruję. Ale jeśli jeszcze raz zabawisz się moim kosztem to nic ci nie pomoże.
Ados skinął głową na znak, że przyjmuje ostrzeżenie do wiadomości. Nareszcie wszystko wróciło do normy. Obaj skierowali się w stronę stajni. Na ich widok chłopak stajenny pisnął jak mała dziewczynka i cofnął się w najciemniejszy kąt. Łowcy nagród zignorowali go. Zaczęli oglądać wierzchowce, na których przyjechali tu żołnierze. Po chwili namysłu Vistula wybrał dla siebie karego, a Ados cisawego rumaka.To była chyba jedyna korzyść jaką wyniesli z tej awantury.
-Teraz będziemy podróżować szybciej – stwierdził starszy mężczyzna, prowadząc konia do wyjścia - Nawet jeśli wyślą pogoń, nie złapią nas tak łatwo.
-Czyli ruszamy do punktu wymiany, tak? A propos, czy masz To?
Vistula skinął potakująco. Wyciągnął z kieszeni płaszcza zawiniątko i ostrożnie je otworzył.
Chłopak stajenny wciąż stał skulony w kącie, nie mogąc wyrzucić z głowy krwawych scen, których był świadkiem. Jednak ludzka ciekawość na moment przesłoniła zdrowy rozsądek. Wychylił się do przodu i marszcząc brwi spojrzał na przedmiot spoczywający w dłoni mężczyzny. Trochę mu zajęło zanim jego oczy przyzwyczaiły się do panujących w środku ciemności. Kiedy już zorientował się na co patrzy, osunął się na ścianę i wepchnął sobie pięść do ust aby nie krzyknąć. Starszy łowca trzymał ucięty środkowy palec z sygnetem szlacheckim.
Ostatnio zmieniony pt 30 mar 2012, 12:28 przez peterka07, łącznie zmieniany 3 razy.

2
No to lecimy:
Ados zamierzał ostro się odciąć, ale widząc ten znajomy, niebezpieczny błysk w oku drugiego mężczyzny, poniechał go.
Poniechał tego.
Vistula jeszcze przez chwilę mierzył go wzrokiem jakby chciał przeniknąć jego myśli. Naprawdę nie lubił gdy to robił
Z ciągu zdań wynika, że to Vistula czegoś nie lubił - a przecież chodzi o Adosa.
Ados odkorkował naczynie
nazwanie bukłaka naczyniem mi trochę nie gra. Ja wiem, że to się właściwie trzyma definicji, no ale mi nie brzmi :P
-Dzięki, Vistula – oddał bukłak, uśmiechając się chytrze – Jak chcesz to potrafisz być nawet miły. Nie znałem cię od tej strony.
Podróżują dwa miesiące razem. Wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby Vistula ani razu wcześniej nie pokazał ludzkiej twarzy.
-No to może mnie oświecisz, po co to właściwie robimy? - Drugi z mężczyzn też już zaczynał tracić cierpliwość
Po dwóch miesiącach, ubiciu jakiegoś szlachcica itp. postanowił w końcu zapytać, bo zaczął tracić cierpliwość... :lol:

Dalej mamy scenę z przyjazdem oficerów. Próbowałeś to sobie wyobrazić? Dzień dobry, szukamy dwóch typów (tutaj wygląda A i B) na ławeczce przed karczmą dwóch gości siedzi, w stylu westernu naciągają kapelusze na oczy no i... nikt na nich nie zwraca uwagi.
Dla mnie głupota straży i naiwność sceny powalająca.
-Wiecie co wam powiem? Myślę, że kłamiecie. Ta cała historyjka może przekonałaby mnie jakieś dziesięć lat temu, ale zbyt długo miałem do czynienia z szumowinami takimi jak wy. W dodatku pasujecie do opisu ludzi, których ścigamy. Nie zdziwiłbym się gdybyście się nimi okazali.
No pewnie. Szukają dwóch morderców i to ładny szmat czasu, więc nie jakiś gówien. W związku z tym najlepiej ich poinformować, poczekać, dać czas na przygotowanie się i zadziałanie, zamiast najpierw obezwładnić, a potem rozmawiać. Raaaaany, czy zawsze ci, którzy są "po tej drugiej stronie" muszą być idiotami?
Żołnierze, w pierwszej chwili, byli zbyt oszołomieni aby zrozumieć co się stało.
No a jakże! Ich dowódca od minuty gada z gośćmi i wyraźnie mówi, że to mordercy, zaczyna jednego szarpać. A te młotki stoją, po broń nie sięgną i jeszcze są głęboko zaskoczeni
Strzelec wziął na cel zabójcę swojego dowódcy. Mierzył spokojnie, po czym pociągnął za spust. Rozległ się huk, a postać młodego mężczyzny przesłonił obłok dymu prochowego.
No i co? Dostał, nie dostał? Zapomniałeś o tym motywie? Się domyślam, że wyszedł cało, ale brakuje tu jakiegoś zdania.
Zanim zdążył zaprotestować
aliteracja
zagadać przeciwnika, zdekoncentrować go, cały czas utrzymywać kontakt wzrokowy, a potem błyskawicznie uderzyć. Tak właśnie załatwił oficera.
nie rób z czytelnika idioty. Tamta scena wcale tak nie wyglądała.
To była chyba jedyna korzyść jaką wyniesli z tej awantury.
No jeśli się nie mylę, to też zarąbali im kasę no i ogólnie pozbyli się oddziału, który ich ścigał (samemu przy tym nie odnosząc żadnych ran).

A propos, czy masz To?
podkreślenie przez wielką literę? A po co? Jak już musisz to dopisz, że Ados położył nacisk na ostatnie słowo czy ściszył głos. Chociaż jak dla mnie, to sama reakcja wystarczy.

A teraz parę słów wyjaśnienia.
Dlaczego się tak czepiam tych oficerów? Bo ogólnie opowieść jest fajna. Luźna, młodzieżowa fantastyka (ja tam nadal taką lubię :P ). Ona nie musi być super wiarygodna, podbudowana nie wiadomo czym itp. (dlatego nie czepnę się do starcia sztylety vs. rapiery ;) ), ale chyba nawet mało wymagający czytelnik ma już dość przeciwników głównych bohaterów, o AI odpowiadającym czarnemu charakterowi w grze komputerowej sprzed dziesięciu lat.
Dla mnie zdradza to brak pomysłu i niedopracowanie postaci. Pójdźmy na łatwiznę, niech ten zły będzie kretynem, wtedy czytelnik uwierzy w umiejętności i elokwencję bohatera X.

Nie podobały mi się te różne nielogiczności narratora. Takie wciskanie czytelnikowi informacji z próbą uczepienia ich do fabuły (i to akurat tam, gdzie nie pasują).
Rozmowa o sensie bycia łowcą nagród przed karczmą. Ja rozumiem, że musisz pokazać czytelnikowi, kim są ci ludzie, ale sorry... Przez dwa miechy nie mieli okazji ustalić tego miedzy sobą? Dialog jest sztuczny, mało wiarygodny i trochę śmieszny.

Spodobała mi się postać Vistuli. Mam co prawda odczucia, że coś takiego już nie raz czytałam (pewnie jakieś Forgotten Realms), ale ja lubię takich bohaterów. I myślę, że nie tylko ja. Ados natomiast pewnie by mnie zaciekawił z tą swoją dbałością o strój i wygląd, gdybym nie miała już doświadczeń z postacią nijakiego Adona (Trylogia Awatarów - nie, nie polecam :P okres zaczytywania się w FR).
Nieźle opisujesz większość ich reakcji i kreujesz charaktery. Trochę pomagasz sobie takimi prostymi archetypami, ale to nic złego. Mam zarzut do dialogów. Bywają perełki, ale poza tym są dość sztywne i siłowe. Posłuchaj trochę ludzi wokół siebie.

Podobała mi się scena ze "zwracaniem długu za gadkę do straży" :) Po prostu.

Byłoby jeszcze trochę uwag warsztatowych. Interpunkcja, niekiedy nieładne, pokręcone zdania. Jakieś "zgrzyty" na zasadzie to mi nie brzmi. Ale w gruncie rzeczy jest całkiem nieźle. Czytało mi się płynnie.

I podsumowując.
Nie jest to może dzieło literackie, ale po doszlifowaniu może być z tego całkiem fajna rozrywkowa opowieść. Na takiej podstawie można dalej pracować.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Główne błędy ci już wytknięto, nie będę wyszukiwać brakujących kropek (a masz skłonność do ich gubienia) i niedociągnięć w tekście. Dodam tylko, że ten fragment jest zbyt długi i treść dałoby się zmieścić w połowie. No i konstrukcja opowiadania też nie jest zbyt udana: jeden wielki dialog, który ciężko się czyta. Za to za mało mi tu tła akcji, opisów. Gnasz czytelnika, nie dasz mu odsapnąć ani na chwilę.

4
Brakuje szczegółowych opisów. Dużo dialogów, niestety trudno się je czyta. Popracuj nad sposobem ich budowania. Budowanie dobrych dialogów, to też jest swego rodzaju trudna sztuka. :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”