Ruletka [miniatura]

1
Rewolwer krąży z rąk do rąk. Chwila napięcia i wystrzał. Głuchy odgłos zwłok uderzających o posadzkę. Broń przejmuje kolejna osoba. Minuta wahania i strzał. Pac. Kolejny trup leży na podłodze.

Maria nie pamięta skąd się tu wzięła i od jak dawna jest w tym miejscu. Może rok? Albo sto lat? Pamięta za to polecenie: wybierz jedną osobę na świecie, której nienawidzisz i strzel.

Myślała nad tym intensywnie. Kogo nienawidzi? Ojca alkoholika, który zniszczył jej dzieciństwo? Matki, która zawsze wybierała siebie, a nie ją, swoje jedyne dziecko? Nie, im już dawno wybaczyła.

Zmienili się. Nie są idealną rodziną, ale przynajmniej poprawną.

W takim razie może koleżankę ze szkoły, która zawsze się ze mnie wyśmiewała, traktowała jak kogoś gorszego, jakbym była upośledzona. Nie, to było tak dawno, byłyśmy wtedy dziećmi. To nie powód, żeby kogoś zabijać.


Pistolet zbliżał się nieubłaganie. Niedługo nadejdzie jej kolej, a ona dalej nie wybrała. Musi się pospieszyć. Pac, pac, pac. Padały kolejne ciała. Już widziała błysk zbliżającego się rewolweru.

Ludzie ustawieni byli w jakiś dziwny i skomplikowany sposób, tak, że Maria miała dookoła siebie wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek stanęli na jej drodze. Broń dotarła do kręgu jej znajomych. Patrząc na ich twarze, podjęła decyzję. Nikogo nie zabije, bo nie istnieje osoba, której szczerze nienawidzi. Nikt nie wyrządził jej aż takiej krzywdy, żeby chciała zabić.

Narzędzie zbrodni drży w ręce Ani, koleżanki z podstawówki. Tej małej, delikatnej Ani, która wszystkiego się bała, która była dla niej taka miła…

Wystrzał. Pada nauczycielka polskiego. Twarz dziewczyny ściskającej rewolwer uspokaja się, łagodnieje. Uśmiecha się i podaje broń dalej.

W głowie Marii aż huczy.

Ona… ona zabiła naszą nauczycielkę! Jak? Tak bezbronna istotka, ta dobra, kochana dziewczynka z warkoczykami? Za co? Za tę jedynkę z wypracowania, czy za uwagę z powodu braku pracy domowej?!

Pac. Pada sąsiad, pan Janek. Zabił go własny syn, który podaje teraz pistolet matce Marii.

Pac. Natychmiast ginie ojciec.

Kręci jej się w głowie. Serce prawie wyskoczyło z piersi, nie może się ruszyć.

Jak mogła? Zabiła ojca!

Wszystko w niej wrze. Dostaje rewolwer.

Metalowa rękojeść ugrzała się od milionów rąk. Ile osób zginęło dziś z tej broni? Bez zastanowienia podnosi lufę, celując prosto w głowę matki. Patrzą na siebie. Nie błaga o litość, nie płacze. Daje przyzwolenie. Wiedziała, że tak będzie. Ręka Marii drży.

Chciałabym wgnieść ją w ziemię za to co zrobiła. Ale… nie mogę. To moja matka. Nie mam już ojca, mam stracić też ją? Jedyna bliską mi osobę, na własne życzenie. Nie. Nie zrobię tego.

Opuszcza broń i podaje dalej.

Zamknęła oczy, nie patrzy na nią. Płacze.

Ulga.

Już po wszystkim, mogę iść do domu.

Nie, nie mogła. Musiała czekać aż to wszystko się skończy. Doznała olśnienia.

Tak, jasne… muszę tu zostać, bo może ktoś… będzie chciał… zabić i mnie…

Poczuła dreszcz. Wcześniej o tym nie pomyślała, skupiła się na wybieraniu osoby, którą miała zabić. Nie przyszło jej do głowy, że ktoś mógł wybrać ją. Patrzyła na twarze zebranych.

Kto mógłby pragnąć mojej śmierci? Czy zrobiłam w życiu coś tak strasznego, że ktoś chciałby mnie zabić?

Nagle wszystkie osoby wydały jej się wrogie. Patrzyła w przekrwione oczy znajomych, rodziny, przyjaciół. Były dwa rodzaje oczu: te spokojne i jasne, które już dokonały zbrodni oraz te zimne, wściekłe, pragnące dopiero zemsty.

Przyszła kolej Piotrka, kuzyna Marii. Szuka w tłumie ofiary, jeszcze nie wycelował. To wzmaga napięcie.

Może on do mnie strzeli? Tak, mógłby… nigdy mnie nie lubił, dokuczał mi, kiedy byliśmy dziećmi.

Pac. Ginie jakiś mężczyzna. Maria oddycha z ulgą. Nie tym razem, udało się. Ale broń trafia już w ręce jej sąsiadki, Klaudii.

Odebrałam jej chłopaka, mówiła, że mi wybaczyła, ale…

I tym razem jej się udało. Teraz wujek Krzysztof… Uff… czuła, że zaraz wybuchnie, nie wytrzyma tego dłużej. Magda, Jakub, ciocia Zosia? Kto będzie jej mordercą? I kiedy to się wreszcie stanie?! Miała już tego dość.

Chciałabym, aby to się już skończyło. Niech wreszcie przyjdzie koniec. Nie mogę patrzeć jak ludzie, których znałam… zabijają się nawzajem. Córka zabija matkę, wujek siostrzeńca, sąsiadka sąsiadkę… kto wymyślił tę chorą zabawę? I co takiego zrobili ci ludzie, że musieli zginąć? Co JA takiego zrobiłam, że będę musiała zginąć? Przecież JA tego nie zrobiłam. Miałam swoją szansę, jedyną szansę, a jednak nie zrobiłam tego. Wybaczyłam. Może będzie im głupio zabić kogoś, kto nie skorzystał z tej szansy? Może tym się wykupiłam. Zostanie mi wybaczone, bo i ja wybaczyłam? Tylko co? Co ma zostać mi wybaczone? Przecież nic nie zrobiłam!

Coś gorącego dotknęło jej pleców. Odwróciła się. Nie zauważyła od razu źródła ciepła. Spojrzała w dół. Przed nią stała dziesięcioletnia córka znajomych. Uśmiechała się. Małe dłonie zacisnęła na rewolwerze, którego gorąca lufa wbija się w jej ciało.

Kasiu…

Uśmiechnęła się do dziewczynki, nic z tego nie rozumiała.

Kasiu, co ty…

Jej szept zagłuszył wystrzał. Pac. Po wszystkim.

2
Hmmm... Ciekawe.
Na swój sposób ciekawe.
W gruncie rzeczy nie spodziewałam się, że tak to się skończy - dążyłaś do zaskoczenia przeciwnika - to się czuło - ale nie dawałaś wcześniej żadnych wskazówek. Ta dziewczynka wyskakuje znikąd i tyle.

W normalnym opowiadaniu chyba bym ten pomysł zjechała - ostatecznie takie deus ex machina jest takim trochę najmniej twórczym zaskakującym zabiegiem. Ale w miniaturze? Właściwie czemu nie. Tutaj chyba końcówka była dla mnie plusem tego tekstu.

Jeśli chodzi o styl, to nie podobało mi się mieszanie czasów. Nie, nie wyszło. Bez ładu i składu, dość rażące, niepłynne.
Maria nie pamięta skąd się tu wzięła i od jak dawna jest w tym miejscu. Może rok? Albo sto lat? Pamięta za to polecenie: wybierz jedną osobę na świecie, której nienawidzisz i strzel.

Myślała nad tym intensywnie. Kogo nienawidzi?
Chociażby ten przeskok. Po co, dlaczego? Niczego nie podkreślasz, nie brzmi to też ładnie.

Dalej krótkie, rwane zdania. Połowa tekstu to jedno- dwuzdaniowe akapity. Wszystko pocięte enterami, przeskoki podmiotów, chaos.
Pac. Pada sąsiad, pan Janek. Zabił go własny syn, który podaje teraz pistolet matce Marii.

Pac. Natychmiast ginie ojciec.

[1]Kręci jej się w głowie. Serce prawie wyskoczyło z piersi, [2]nie może się ruszyć.
[1] Nie jest pewne, komu. Owszem, osobny akapit może sugerować Marię, ale jak wewnętrzny lektor próbuje płynnie czytać tekst, to najbliższym sensownym podmiotem wydaje się matka.
[2] Z tego wynika, że serce nie może się ruszyć.

I tym podobne. Styl tekstu mi się nie podobał. Przekombinowałaś, uczyniłaś go monotonnym (krótkie, jednostajne zdania) i męczącym (mieszanie czasów).

Warsztatowo natomiast jest ok. Parę zgrzytów wyskoczyło, gdzieś jakieś ogonki pożarłaś, ale poza tym dobrze.

Tutaj takie małe zwrócenie uwagi trochę "z powietrza":
Berserkerka pisze:Jej szept zagłuszył wystrzał.
Uwaga na takie zdania. Tutaj podmiot jest mocno niejasny. Ja w pierwszej chwili zrozumiałam, że wystrzał został zagłuszony przez szept (chociaż oczywiście domyślam się, że było odwrotnie ;P ). Po prostu to zdanie można odczytywać w obie strony. I takie numery lepiej eliminować.

Od strony treściowej, to jak już pisałam - zaskoczyło mnie. Ładnie zakończone. I to tyle. Jakaś myśl była, nie przesadnie odkrywcza, nie przesadnie głęboka. Realizacja, ani specjalnie jej nie wyostrzyła, ani nie położyła.
Ot, taki tekścik, przez który przeszło się dość gładko, bez większych emocji.

Masz na pewno solidne podstawy, żeby pisać. Ja jak zwykle pomarudzę, że może lepiej byłoby je spożytkować na coś treściwego i mocniejszego, a nie na głębokie piętnaście zdań. ;)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Tekst zaciekawił mnie, przeczytałam z zainteresowaniem.

Na minus - mieszanie czasów i "pac" (to nie jest dzwięk wybuchu rewolweru, brzmi bardziej jak zabicie muchy packą) :)

Serdecznie pozdrawiam! :D

4
Mnie się podoba ta miniaturka. Temat bardzo ciekawy, nie przeciągasz akcji, fajnie się czyta. Jedyne obiekcje miałbym tylko do końcówki, za co właściwie małą Kasia zabija Marię?
Czy dziesięcioletnie dziecko może na tyle nienawidzić, że bez wahania jest w stanie zabić człowieka?
Reasumując - interesujący pomysł.
pozdr.
[...] ...im dłużej panuje cisza, tym trudniej ją przerwać. /S.King/

5
"Pac" miało oznaczać dźwiek upadającego ciała, a nie wystrzał rewolweru.
Z tymi czasami to rzeczyswiście mam zawsze problem, pokombinuje i poprawię.
A to za co mała dziewczynka zabiła Marię? Tego chyba nikt nigdy sie nie dowie, bo i Maria nie zdążyła się dowiedzieć.
dzieki za komentarze.

6
Miałam tego nie czytać, gdy przeczytałam 2 pierwsze zdania. Ale pozytywne komentarze mnie do tego przekonały. I odniosłam podobne wrażenie jak poprzednicy.
Nasuwają się pytania: gdzie? kto? jak? dlaczego? ale o soooo choziiii? I ostatecznie można odpowiedzieć: nieważne. Udało Ci się przekazać to, co chciałaś. Resztę można sobie wyobrazić samemu, bo do tekstu - nic dodać, nic ująć.
No, może troszkę ująć. Troszkę za dużo tych objawów fizycznych bohaterki. Kręci jej się w głowie. Oddycha ciężko. W głowie jej huczy, serce bije, nie może się ruszyć, drży, płacze, bla bla bla.
"Pac" - to też nie brzmi jak upadanie ciała. Prędzej "łubudu" ;)
Berserkerka pisze:A to za co mała dziewczynka zabiła Marię? Tego chyba nikt nigdy sie nie dowie, bo i Maria nie zdążyła się dowiedzieć.
Dzieci potrafią chować urazę, chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy. I to jest najlepsze w opowiadaniu - że nie wiadomo, za co.

7
Głuchy odgłos zwłok uderzających o posadzkę
Może "głuchy odgłos ciała uderzającego o posadzkę"? Zwłoki nic robić nie mogą, to z nimi coś się robi.
Ludzie ustawieni byli w jakiś dziwny i skomplikowany sposób, tak, że Maria miała dookoła siebie wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek stanęli na jej drodze.
powtórzenie

8
Bardzo interesujący tekst. Zostawia coś w głowie, uruchamia w czytelniku jakiś ciąg przemyśleń, skojarzeń. "Pac" mi się podoba - i zabawne - podoba mi się z tego samego powodu, z którego nie podoba się Ancepie. :) "Pac" jest jak zabicie muchy i właśnie tak prosto, zwyczajnie i banalnie ludzie się zabijają w tej miniaturze. "Pac" podkreśla łatwość tego zabijania - dlatego akurat tutaj jest dobre.
Pojawienie się na końcu dziewczynki "znikąd" także uważam za dobry chwyt. To ma sens, bowiem:
1. śmierć czy nieszczęście często spada na nas "znikąd", niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba;
2. wielu krzywd, które uczyniliśmy, nie jesteśmy w ogóle świadomi, nie przychodzi nam nawet do głowy, że ktoś mógłby mieć do nas żal o coś, na przykład jakąś wypowiedź, którą rzuciliśmy bez zastanowienia albo wydawała nam się całkiem niewinna, a tymczasem zraniła kogoś do żywego. Nie mamy nic złego na myśli, a druga strona zinterpretuje sobie coś w sobie tylko wiadomy sposób i już ma powód do niechęci, może nienawiści... A bywa też nienawiść całkiem bezinteresowna - bo jesteśmy do kogoś podobni, bo należymy do grupy jakichś "onych"... Powodów może być milion.
Maria przecież nawet mówi wyraźnie: co ma mi zostać wybaczone? Ja nic nie zrobiłam!

Przeszkadza mi natomiast w tym tekście ogólnikowość. Jest przez to trochę "rozwodniony". Na przykład tu:
Berserkerka pisze:która zawsze się ze mnie wyśmiewała, traktowała jak kogoś gorszego, jakbym była upośledzona
To jest mało wyraziste, lepiej byłoby pokazać konkretną sytuację, ponieważ bohaterka, wspominając, zobaczy w wyobraźni konkretne wydarzenie z przeszłości, a nie ogólny opis "traktowania". Analogicznie z matką. Trochę mniej ogólnikowego gadania, trochę więcej obrazów i będzie fajnie. Niby prosty pomysł na miniaturę, ale im dłużej o nim myślę, tym bardziej wydaje mi się nośny. Czytelnik może sporo wyciągnąć z tego tekstu, jeżeli się nad nim zastanowi. To jest fajne.


Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Re: Ruletka [miniatura]

9
Bardzo podoba mi się fabuła - świetny pomysł, działający na wyobraźnię. Ciekawa końcówka (choć też nie należę do zwolenników tego "pac"). Uważam, że praca jest dobra.
Poprzyczepiam się jednak do kilku spraw.
Po pierwsze:
Berserkerka pisze:Co JA takiego zrobiłam, że będę musiała zginąć? Przecież JA tego nie zrobiłam.
Nie rozumiem, w jakim celu użyłaś dużych liter, pisząc "ja". Wydaje mi się, że samo umieszczenie tego zaimka w zdaniu, które poradziłoby sobie bez niego, jest właściwym i wystarczającym podkreśleniem.
Ponadto wydaje się, że w tak absurdalnej i dramatycznej sytuacji, jak przedstawiona gra, myśli się krótszymi zdaniami, są wyrazistsze odruchy fizjologiczne (pocące się ręce, chęć ucieczki). Przynajmniej, jak wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji, to wiem, że żołądek miałabym ściśnięty, nie mogłabym skoncentrować się. Ta uwaga dotyczy jednak części, gdy dziewczę zorientowało się, ze może zaraz zginąć.
Bardzo podoba mi się ostatnie wypowiadane zdanie: "Kasiu, co ty" - jest naturalne.
Mam też wrażenie, że owo "Pac. Po wszystkim." jest zbędne.

11
W zdaniu:
Przecież JA tego nie zrobiłam.
Zaimek Ja, napisany dużymi literami, kojarzy mi się ze zwróceniem uwagi na bohatera - większej uwagi. Poza tym, nałożyłbym funkcję środkowego wykrzyknika, być może to również potęgowanie pretensji.

Teraz bezpośrednio. Praca inspiruje, zawiera dużo codzienności nie omijając patosu. Broń w obiegu, to daje dużo do myślenie. Nie uciekając w obszerny komentarz, czas i oczy są zadowolone :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron