"Osada" psychologiczne SF

1
Kolejny tekst jaki rzucam wam na pożarcie :-) Napisałem to tak po prostu, dla treningu, a może po prostu nie mam pomysłu na kontynuację ;-)



WWWKosa biegł pod górę. Koniecznie chciał zobaczyć przejeżdżający po wschodnim polu kombajn. Potężna maszyna była niemal czterokrotnie wyższa od chaty starszego wioski. Z jakiegoś powodu fascynowała go, czuł, że bije od niej niemalże boska moc. Mogła wycinać drzewnie z prędkością przyprawiającą o zawrót głowy. Ostatnim razem, gdy budowali nową chatę dla Rudej i jej męża, powalenie siekierami jednej zajęło czterem mężczyznom niemal cały dzień.
WWW Mamka nie lubiła, gdy gapił się na maszyny nadzorców. Krzyczała, że rzucą na niego urok, czasem biła. Choć już nie tak mocno aby się tym przejmował, bądź co bądź był od niej wyższy niemal o głowę. Ostrzegała, że gdy Nadzorcy kogoś zabiorą, to już nigdy nie wraca. Ale on się nie bał, w końcu Starszy często jeździł z nimi na zebrania Rady i nic mu się nie stało. Mimo to odruchowo ścisnął amulet zawieszony na szyi. Po chwili poprawił szelki noszaka i ruszył ścieżką w dół zbocza. Zobaczył to co chciał, a teraz musiał dogonić pozostałych.
WWW Śladem wyrębu podążała cała wieś. Pole musiało być ponownie obsiane w ciągu pięciu dni, zanim nadlecą zraszacze. Tylko raz się nie wyrobili i piąta część pola została zmarnowana. Wtedy nadzorcy odebrali im połowę przydziału żywności. Głodowali przez miesiąc, aż do kolejnych zbiorów. Od tamtej pory pracowali wszyscy, nawet dzieci nosiły worki z nasionami po to, by kobiety mogły pomagać mężczyznom przy zasiewie. Do wioski wracali dopiero o zmroku, gdy ciemność uniemożliwiała pracę.
WWWNa dole Kosa przyśpieszył kroku aby dojść ostatniego z maruderów. Z zadowoleniem zauważył, że jego worek jest większy, niż te niesione przez pozostałych. Już wkrótce zamierzał upomnieć się o uznanie go za dorosłego, a co za tym idzie, dostęp do dwóch dodatkowych porcji mięsa tygodniowo. Specjalnie zabierał więcej nasion, aby mieć pewność, że podoła próbie.
WWWPróba zawsze była wielkim wydarzeniem dla każdej wioski, organizowano ją podczas przerwy pomiędzy zasiewami. Starszy o wschodzie słońca stawał na cieniu rzucanym przez słup stojący w centrum wioski, po czym robił pięć kroków w stronę północnej bramy. Tam kładł na ziemi pas z czarnego materiału, noszony na tunice wyłącznie przez pełnoprawnych mężczyzn. Kandydat wyruszał w drogę dookoła wszystkich czterech pól z workiem wypełnionym po brzegi nasionami. Po powrocie mógł założyć pas, pod warunkiem, że nie dosięgnął go cień.
- Hej, Kosa – tubalny głos Kowala wyrwał go z rozmyślań. – Ostatnio twój worek jest wypełniony po brzegi. Sprawdzasz swoje szanse, co? Nie za wcześnie na ciebie dzieciaku?
- To się okaże – odparł hardo. – I jestem prawie tak silny jak ty!
- Och, doprawdy?! No, no. Nie obrażaj się. Wiem, że jesteś mocny jak na swój wiek – potężnie zbudowany mężczyzna machnął ręką widząc zaciętą minę chłopca. Przerwał pracę na chwilę rozglądając się. – To już ostatni pas, dziś skończymy, a zraszacze przylecą dopiero pojutrze. Będziemy mieli cztery dni spokoju, zanim kombajn wróci i zajmie południowe pole.
- Uhm, to dlatego, że jest nas więcej. Praca lepiej idzie bo nie mamy przestojów.
WWWKilka sezonów wcześniej Nadzorca przysłał do wioski dwie młode rodziny. Ich osada padła ofiarą Bandytów. Podobno tylko sześć rodzin ocalało, przetrwali zabarykadowani w stodole. Początkowo był problem z miejscem, dopóki nie zbudowano dla nich chat. Ale okazali się mili i pracowici, dzięki czemu teraz całej osadzie żyło się lepiej. Ostatnio za każdym razem kończyli sadzenie przed czasem.
- Hmm... Co racja to racja – Kowal przeciągnął się rozprostowując plecy. – Zanieś to i zbierz młodzież, nasion już wystarczy. Zaprowadź ich do wioski i przypilnuj, coby nic nie nabroili.
- Kogo z nimi wyślemy? Którąś ze starszych kobiet? – wtrąciła się Dratwa. Podchodząc usłyszała końcówkę ich rozmowy.
- Nie trzeba, Kosa da sobie radę, prawda? – mrugnął do chłopaka porozumiewawczo.
- No jasne! – odparł uradowany. Teraz gdy został przez kogoś potraktowany poważnie, naprawdę poczuł się jak dorosły. Dratwa wyglądała jakby ten pomysł nie przypadł jej do gustu, ale nie odezwała się ani słowem. Z decyzjami Kowala liczyli się wszyscy, nawet Starszy odnosił się do niego z szacunkiem.
WWWZebranie wszystkich zajęło trochę czasu. O ile z młodszymi nie było problemu, jego rówieśnicy mieli trudności z podporządkowaniem się. Po krótkiej pyskówce i powaleniu na ziemię najgłośniejszego krzykacza grupa karnie ruszyła drogą wzdłuż grobli. Słyszał z tyłu pomruki niezadowolenia, ale gdy odwrócił głowę, większość unikała jego wzroku.
WWWW wiosce przydzielił najmłodsze dzieci dziewczętom, a sam razem z grupą starszych chłopców ułożył stos na wieczorne ognisko i przygotował zapas drewna przy każdym z pieców. Dopiero wtedy ich zwolnił. Powstrzymał się także przed dołączeniem do wspólnej zabawy. Dorośli się nie bawią.
WWWJak zawsze podczas zbiorów, wieczorny posiłek był uświetnieniem ciężkiego dnia pracy. Tylko wtedy pieczono z dodatkowych własnych zapasów pyszne placki kukurydziane, często nadziewane porzeczkami lub agrestem. W połączeniu z przydziałowym posiłkiem stanowiły prawdziwą ucztę.
WWWJednak większość wieczoru spędził na uboczu. Spróbował coś zjeść, ale nie mógł nic przełknąć. Serce obijało się w piersi jak oszalałe, czekał aż wszyscy skończą jeść, aby stanąć przed Starszym i zażądać prawa do podjęcia Próby. Chłopcy często to robili, już od najmłodszych lat, on również, jednak zawsze byli odprawiani. Czym stawali się starsi, tym częściej życzliwy śmiech dorosłych wydawał się szyderczy. Wiedział, że aby oszczędzić sobie wstydu i zostać potraktowany poważnie, musi wykazać się powagą i pewnością siebie.
WWWWreszcie zebrał się w sobie, wziął głęboki wdech i sprężystym krokiem ruszył w stronę ogniska. Zatrzymał się na wprost głównego stołu i odczekał chwilę, aż wszyscy go zauważą. Dopiero gdy ustały wszystkie rozmowy Starszy zwrócił na niego wzrok.
- Nazywają mnie Kosa i jestem dzieckiem – zaczął od zwyczajowej formułki. Mówił głośno, tak aby wszyscy słyszeli jego słowa. – Jutro o świcie chcę udowodnić, że stałem się już mężczyzną.
WWWStarszy wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym powoli wstał, rozejrzał się po wszystkich zebranych. Gdy mijał spojrzeniem Kowala, ten wykonał ledwie dostrzegalny ruch głową. To on pracował ze wszystkimi, wiedział, kto może dać radę Próbie, a dla kogo jest zbyt wcześnie. Jednak ostateczna decyzja należała do Starszego.
- Jutro o świcie, dziecko o imieniu Kosa zostanie poddane Próbie! – ogłosił. Natychmiast podniosła się wrzawa, wszyscy oceniali jego szanse, ktoś zaczął zbierać zakłady. Kilka osób podeszło życzyć mu powodzenia. Dopiero teraz zauważył, że od chwili gdy skończył mówić wstrzymywał oddech.
- Powinieneś się położyć – Kosa poczuł ciężką rękę Kowala na ramieniu. – Jutro musisz być wypoczęty. No, idź już!
WWWO dziwo, pomimo targających nim emocji zasnął niemal natychmiast po dotarciu na swoje posłanie. Sen miał niespokojny, ale rano niczego nie pamiętał.

* * *

WWWWstał jak zwykle nieco wcześniej. Ubrał się szybko, sprawdził czy szerokie taśmy przywiązane do worka trzymają się mocno. Gdy wreszcie, gotów do próby, wyszedł na miejsce startu, ujrzał całą wieś zebraną przy bramie. Na jego widok zaczęli wiwatować, okrzykami dodawali mu otuchy. Czekał przez chwilę upajając się tą ekscytującą chwilą. Gdy tylko Starszy położył jego pas i wskazał go zapraszającym gestem, ruszył z kopyta w kierunku bramy.
WWWOd razu narzucił sobie ostre tempo, ale starał się nie przesadzać. W takim wyzwaniu istotne było właściwe rozłożenie sił. Po około godzinie forsownego marszu dotarł do drugiego narożnika przy północnym polu. Minął dzikie krzewy jałowca porastające tę część grobli nad przepustem wodnym i tuż za zakrętem stanął jak wryty. Stał tam człowiek w szarym kombinezonie. Przedmiot, który trzymał w wyciągniętej ręce wydał cichy pisk, po czym Kosa usłyszał dziwny trzask. Poczuł szarpnięcie i pociemniało mu w oczach. Upadku już nie pamiętał.
WWWPierwsze co zarejestrował po przebudzeniu to wilgoć, zapach stęchlizny i psujących się ryb. Wtedy też poczuł, że jego ramiona są wykręcone to tyłu. Jęknął z bólu, więzy były zaciśnięte mocno.
- Leż spokojnie – usłyszał. Głos brzmiał gardłowo i chrapliwie, przypominał mu odrobinę starego Miko. Tego, który zmarł niedługo przed pierwszymi siewami. Kowal powiedział mu wtedy, że to z powodu choroby atakującej jego płuca.
WWWRozejrzał się ostrożnie. Płynęli niewielką płaskodenną łódką, wyraźnie słyszał szum wody i miarowe skrzypienie dulek.
- Możesz usiąść, będzie ci wygodniej.
WWWUsiadł. Oparł się o burtę. Dopiero teraz mógł przyjrzeć się porywaczowi. Miał na sobie brudny, szary i wyraźnie za duży kombinezon. Był stary, starszy niż większość ludzi w wiosce. Od czasu do czasu kaszlał i krztusił się przestając wiosłować na chwilę.
WWWKosa szybko zorientował się, że jest znacznie silniejszy, gdyby miał wolne ręce z łatwością pokonałby starego. Zdawał też sobie sprawę, że to właśnie urządzenie, które ten nosił przy pasie pozbawiło go świadomości.
- Niech ci nie przyjdzie do głowy coś głupiego – burknął ostrzegawczo Stary zauważywszy jego wzrok. – Powinienem cię uśpić na cały dzień, ale miałbyś po tym paskudny ból głowy. Wiem jak to jest. Przysporzysz mi problemów w drodze, to też się dowiesz. Zrozumiano?
- Tak – odpowiedział dopiero po chwili.
- Dobrze! I nie zadawaj mi głupich pytań w stylu: ”Dlaczego to robisz?” czy „Co się ze mną stanie?”. Ja tylko mam cię gdzieś dostarczyć. I tyle.
- Więc nie wiesz?
- Nie! Nie wiem, więc się wreszcie zamknij! – wrzasnął tracąc panowanie na moment, po czym dopadł go atak kaszlu. Dusił się przez chwilę, po czym złapał za wiosła i z ponurą miną zaczął wiosłować. Znacznie zwiększając tempo.
WWWNastępną godzinę spędzili w milczeniu. Z nieznanego powodu mężczyzna unikał jego wzroku. Kosę tknęło jakieś złe przeczucie. Dopiero po chwili zastanowienia zrozumiał. Na miejscu przeznaczenia nie czekało go nic dobrego i starzec to wiedział. To pewnie gryzło jego sumienie.
WWWZdusił w sobie panikę. Gorączkowo rozmyślał jak wydostać się z tak beznadziejnej sytuacji. Rozejrzał się dookoła. Rzeka miała w tym miejscu silny prąd, jeśli wyskoczy z unieruchomionymi rękoma – utonie. Nawet bez więzów byłoby trudno dotrzeć do brzegu.
WWWWtedy zauważył przed nimi zakole rzeki skręcającej w na zachód. Po prawej były niewielkie, rzadko rozrzucone skały. Poczuł ukłucie adrenaliny. Wiedział, że muszą przepłynąć przez wewnętrzną – płytszą część zakrętu. Prąd był zbyt silny aby zawrócić, co da mu czas na ucieczkę do lasu. Plan był ryzykowny, jeżeli w wodzie nie dotknie stopami dna, nie dotrze do brzegu. Pozostawał jeszcze problem paralizatora, nie znał jego zasięgu. Trafiony w wodzie będzie martwy. Czuł jednak, że nie otrzyma drugiej takiej szansy.
WWWWyczekał odpowiedni moment po czym pod wpływem nagłego impulsu, zamiast skoczyć od razu do wody poderwał się na nogi. Zanim stracił równowagę wyprowadził potężne kopnięcie. Usłyszał obrzydliwy trzask łamiącej się kości, po czym łódka uciekła mu z pod nóg. Uderzył biodrem o burtę, pod wpływem bólu wypuścił z płuc powietrze. Zachłysnął się wodą, była zimna, bardzo zimna.
WWWWynurzył się krztusząc się, ale poczuł dno pod stopami. Kopał nogami najmocniej jak potrafił odbijając się w kierunku brzegu. Musiał zdążyć zanim prąd wyniesie go na głębinę. W końcu dotarł do brzegu, ale był tak wyczerpany, że nie mógł utrzymać się na nogach. Chwiejnym krokiem ruszył w kierunku drzew, obejrzał się przez ramię. Łódź właśnie znikała za zakrętem. Wiedział, że musi się śpieszyć aby uniknąć pogoni.
WWWOd strony południowego zachodu znajdowały się zalesione wzgórza pokryte gdzieniegdzie skałami. Postanowił dotrzeć do nich, licząc na to, że na twardszym gruncie zdoła ograniczyć zostawiane ślady. Póki co pozostawiał za sobą wyraźny trop w miękkiej, podmokłej ziemi.
WWWDotarł do pierwszego wzniesienia tuż przed zmrokiem. Korzystając z ostatnich promieni światła, rozejrzał się za jakąś skałą. Szybko znalazł odpowiednią, po czym zaczął pocierać więzami o ostrą i poszarpaną krawędź. Już po chwili był wolny. Roztarł nadgarstki czując jak krew dopływa do zdrętwiałych kończyn. Zabrał ze sobą nadający się do użytku kawałek sznura, uznając, że może się jeszcze przydać. Po chwili namysłu zdecydował się maszerować w nocy, był jeszcze zbyt blisko miejsca ucieczki.

2
Robisz kilka bardzo prostych błędów, jak:

Aliteracje.
Sprawdzasz swoje szanse
W połączeniu z przydziałowym posiłkiem stanowiły prawdziwą ucztę.

Po około godzinie forsownego marszu dotarł do drugiego narożnika przy północnym polu.
Powtórzenia.
Spróbował coś zjeść, ale nie mógł nic przełknąć. Serce obijało się w piersi jak oszalałe, czekał aż wszyscy skończą jeść
rozejrzał się po wszystkich zebranych. Gdy mijał spojrzeniem Kowala, ten wykonał ledwie dostrzegalny ruch głową. To on pracował ze wszystkimi, wiedział, kto może dać radę Próbie, a dla kogo jest zbyt wcześnie. Jednak ostateczna decyzja należała do Starszego.
- Jutro o świcie, dziecko o imieniu Kosa zostanie poddane Próbie! – ogłosił. Natychmiast podniosła się wrzawa, wszyscy oceniali jego szanse, ktoś zaczął zbierać zakłady.

wrzasnął tracąc panowanie na moment, po czym dopadł go atak kaszlu. Dusił się przez chwilę, po czym złapał za wiosła i z ponurą miną zaczął wiosłować.

Wyczekał odpowiedni moment po czym pod wpływem nagłego impulsu, zamiast skoczyć od razu do wody poderwał się na nogi. Zanim stracił równowagę wyprowadził potężne kopnięcie. Usłyszał obrzydliwy trzask łamiącej się kości, po czym łódka uciekła mu z pod nóg. Uderzył biodrem o burtę, pod wpływem bólu wypuścił z płuc powietrze.
Kopał nogami najmocniej jak potrafił odbijając się w kierunku brzegu. Musiał zdążyć zanim prąd wyniesie go na głębinę. W końcu dotarł do brzegu, ale był tak wyczerpany, że nie mógł utrzymać się na nogach.
Nadmiar czasownika „być”.
płytszą część zakrętu. Prąd był zbyt silny aby zawrócić, co da mu czas na ucieczkę do lasu. Plan był ryzykowny, jeżeli w wodzie nie dotknie stopami dna, nie dotrze do brzegu. Pozostawał jeszcze problem paralizatora, nie znał jego zasięgu. Trafiony w wodzie będzie martwy.
Siękoza.
Wynurzył się krztusząc się
Serce obijało się w piersi jak oszalałe, czekał aż wszyscy skończą jeść, aby stanąć przed Starszym i zażądać prawa do podjęcia Próby. Chłopcy często to robili, już od najmłodszych lat, on również, jednak zawsze byli odprawiani. Czym stawali się starsi, tym częściej życzliwy śmiech dorosłych wydawał się szyderczy. Wiedział, że aby oszczędzić sobie wstydu i zostać potraktowany poważnie, musi wykazać się powagą i pewnością siebie.
Wreszcie zebrał się w sobie

Powiem krótko: bardzo dobry styl. Czyta się jednym tchem. Naprawdę jestem pod wrażeniem.

Jest kilka spraw technicznych - nie są to zwyczajne potknięcia, ponieważ te błędy pojawiają się nagminnie. Łatwo im jednak zaradzić, wystarczy wiedzieć, czego należy szukać (w tym wypadku aliteracji i powtórzeń, byłozy, siękozy), zasiąść nad tekstem i jedno po drugim usuwać. Przecinki także nieco uciekają.

Co do prowadzenia narracji – w kilku miejscach można by się na upartego przyczepić, ale się czepiać nie będę, w zasadzie nie widzę sensu. Nie ukrywam bowiem, że tekst mnie porwał. Kawał dobrej roboty.

3
Dzięki za dobre słowo, mam nadzieję na przynajmniej jeszcze jedną opinię - tak dla porównania.
Skusi się ktoś ?
For God and the soldier we adore, In time of danger, not before!
The danger passed, and all things righted, God is forgotten and the soldier slighted."
- Rudyard Kipling

4
Na początek podkreślę, że błędy, które wypisała mamika mi bardzo przeszkadzały w czytaniu. Zwłaszcza powtórzenia i siękoza (na aliteracje jestem trochę mniej wyczulona). Do tego popracuj nad interpunkcją, bo trochę za rzadko używasz przecinka.
Chwilami przeszkadzały mi poszatkowane zdania.

Z innych rzeczy:
Kosa biegł pod górę. Koniecznie chciał zobaczyć przejeżdżający po wschodnim polu kombajn. Potężna maszyna była niemal czterokrotnie wyższa od chaty starszego wioski. Z jakiegoś powodu fascynowała go, czuł, że bije od niej niemalże boska moc
Tu trochę nie wiedziałam, kogo to fascynuje (bohatera czy jakiegoś Starszego) i czy fascynuje go maszyna czy chata xP. Oczywiście szybko się zorientowałam, ale dałoby się to precyzyjniej napisać.
Kilka sezonów wcześniej Nadzorca przysłał do wioski dwie młode rodziny. Ich osada padła ofiarą Bandytów. Podobno tylko sześć rodzin ocalało, przetrwali zabarykadowani w stodole.
Tutaj też lekki chaos. To dwie, czy sześć i czyją wioskę napadnięto. Też da się rozkminić, ale można by lepiej napisać :P

Strona fabularna nie jest za bardzo rozwinięta, więc trudno tu coś więcej mówić. Natomiast wizja świata, jak na tak krótki tekst całkiem nieźle przedstawiona. Przynajmniej do mojej wyobraźni trafiło bez większych problemów.

I to chyba tyle, co mogę powiedzieć. Bez szału i z paroma mankamentami, ale ogólnie na plus. Całkiem dobry tekścik.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

6
Klimat jest tak sugestywny, że w ogóle nie zwróciłem uwagi na błędy. Żadne. I niechaj tak zostanie. Chciałbym czytać dalej, a tu d..a.
Tacitisque senescimus annis
Najmądrzejsza rzecz, to wiedzieć co jest nieosiągalne, a nie w głupocie swojej, dążyć ku temu za wszelką cenę
- Zero Tolerancji -
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”