Wstęp opowiada o czym jest książka. Wypowiadajcie się i krytykujcie, o Wielcy!
Książka zatytułowana „Nad Nadnaturalną Symfonią” opowiada historię dwudziestu czterech śmiałków, którzy odważyli się wystąpić w telewizyjnym reality – show mającym za zadanie zapewnienie telewidzom rozrywki na nadnaturalnym poziomie. Działania uczestników będą rejestrowane przez kamery umieszczone w każdym zakątku miejsca, gdzie będzie rozgrywać się cała akcja show. No, właśnie. Trzeba państwu przedstawić owe miejsce. Śmiałkowie są zaproszeni na małą wysepkę wchodzącą w skład ziem Szwecji. Został na niej wybudowany niewielkiej wielkości obóz. Budowę ukończono dawno temu, bo podczas drugiej wojny światowej. Można powiedzieć bez żadnych skrupułów, że długo go nie używano. Nikt nie wpadł także na pomysł, by kiedykolwiek wyburzyć tę ruderę. Stojąc przez lata nieużywana została w końcu zauważona przez naszych scenarzystów, którzy błyskawicznie postanowili rozegrać całe przedstawienie w tym miejscu. To miejsce może być tak sławne, że nigdy nawet o tym nie myślało. Zaraz, chwila… To jest miejsce, ono nie myśli. W sumie to nieważne. Co się rzekło nie wypada odwoływać, ha ha! Tak czy siak nasze reklamy promocyjne zebrały przez telewizorami sporą rzeszę widzów, którzy są spragnieni oglądania nieudolnych poczynań naszych zawodników. Co tydzień, podczas, gdy my się przygotowywaliśmy do tego, aby wszystko poszło gładko puszczaliśmy reklamę z nowym uczestnikiem. Tak, żebyście widzieli tych kolesi. Zaraz… Widzieliście ich! Ha! Tak, więc wiecie… Widzowie znają już wszystkich, lecz dla przypomnienia przedstawimy wam każdego jak tylko przybędzie na wyspę. Ładnie tu, lecz niezbyt zadbanie. W końcu staraliśmy się. Jestem w tej chwili na tej wyspie, a dokładniej w porcie. Drewniane schodki prowadzą na dół gdzie wysiadać będą po kolei uczestnicy. Za mną rozciąga się udeptana polanka. Kiedyś taka nie była, ale teraz jest. Widać także dwa, beznadziejne domki. Mają po cztery rozbite okna, drzwi trzymające się ledwo na zawiasach ( niech sami sobie naprawią, my byliśmy tylko od demolowania) oraz spróchniałe schodki prowadzące do owego domku. Nie radziłbym nikomu po nich chodzić. Za domkami jest łazienka – używana przez niemalże każdego członka ekipy. W dodatku nikt po sobie nie spuszczał wody. Ohyda! Uwierzcie mi na słowo. Za nimi jest już tylko dziki, pełen potworów las! Nie, żartuje. Są tam tylko pająki typu tarantula, dzikie ptactwo łaknące ludzkich gałek ocznych oraz krwiożercze ssaki. Nie wiem jakie, bo nigdy tam nie zaglądałem. Wiecie, ja dbam o własne życie. Nie to co uczestnicy tego porąbanego show. Uczestnicy mogą wyrażać swoje sekretne myśli w konfesjonale. Nawiązanie do myśli jest oznaczone cyferką. A właśnie, nagroda! Zupełnie bym zapomniał. Nagrodą jest okrągły milion, dolarów oczywiście. Nie dali mi go do potrzymania, łotry! Niezłe to by było uczucie, trzymać tyle kasy naraz w ręku. Zwisa to jednak mi, ponieważ sam zarobię podczas trwania tego programu zapewne dwa razy więcej. Co więcej, będę tylko nakazywał, rozkazywał, wywalał, wrzeszczał lub po prostu spokojnie przyglądał się tym szalonym młodym ludziom. I bez takich, ja też jestem młody, zrozumiano? No właśnie. Wszyscy gracze mają równo dwadzieścia lat. Ja mam nieco więcej, ale to dobrze. Góruję nad nimi swą inteligencją. Zatem, chyba nadszedł czas, aby przedstawić państwu wszystkich uczestników nowego programu z serii reality – show (i to nie takiego zwykłego) – „Nad Nadnaturalną Symfonią”! Dlaczego symfonią nie wiem. Nawet jakbym wiedział, to bym nie powiedział! Czas zacząć zawody! Zapraszam wszystkich przed telewizory. O rany, zaczyna się. Widzę łódź… Płynie do mnie pierwszy uczestnik, rany…
Dzień Pierwszy: Biegiem po Zwycięstwo
Z łodzi wysiada właśnie Dennise Zahn – ładna blondynka, z niebieskimi uwodzicielskimi oczami, ma ciemną karnację i koszulkę z pluszowym misiem na sobie. Spódniczka mini przesłania to co należy, a japonki dają orzeźwienie dla stóp.
- Hej! – Ma piskliwy głosik, ale podoba mi się. Powiedziała coś do mnie. O człowieku! – Hej misiu! – Co, co ona wyprawia? Wyjęła z torby pluszowego miśka i tuli go czule. Niech to diabli, nie mówiła do mnie nic. Nawet mnie nie widzi. Tak, czytałem w jej aktach, że jest dość infantylna jak na swój wiek. Rozumiecie, trochę zacofana umysłowo. Przysłali mi dziecko do niańczenia, ekstra! Jak ona w ogóle dowiedziała się o tym programie?
- Reklama była w BravoGirl. Hej, to ty!
Brawo, ujrzała mnie. Teraz czekać tylko na uściski.
- To niesamowite, że widzę ciebie na żywo, bo ty jesteś żywy, nie? – Zaczęła mnie oglądać wiercąc oczami w górę i w dół. Mam nadzieję, że kolejny zawodnik, który właśnie płynie łódką będzie normalniejszy…
To Hank Blame – prowincjonalny chłopak z farmy mieszkający gdzieś w Teksasie. Przyjechał ubrany w tradycyjny, kowbojski strój. Pewnie tylko takie ma. Spory z niego chłop, jak to się mówi, rosły. Ma prawie kwadratową głowę, czarne owłosienie oraz czarne oczy. Nie wygląda na zadowolonego. Nasz kowboj łaknie pieniędzy, by mógł jak najszybciej wyprowadzić się ze wsi do miasta i rozpocząć własne niezależne życie z dala od przyrody.
- Hej, ty też jesteś z telewizji? – zapytała Dennise patrząc się na niego tępym wzrokiem.
- Co to za laska facio? Jak coś to mówię wszystkim, że przyjechałem tutaj tylko dlatego, że gdzie indziej mnie nie chcieli. Farma mnie strasznie wkurza, bo nie lubię tej zafajdanej przyrody. Kumacie? Będę siedział cały dzień w domku, a i tak wygram ten kichowy program!
- Ale jesteś duży… Zupełnie jak mój tato! Ojejciu! – wtrąciła się Dennise.
- Jak będę z nią w jednej drużynie to powieszę ją do góry nogami na żyrandolu, zrozumiano? I nie jestem żadnym tatą – facet jest strasznie poważny.
- Niestety drużyny zostały wybrane zanim przyjechaliście na wyspę, ale nie bój się będziecie w przeciwnych grupach – tymi słowami chyba go trochę uspokoiłem. Kamienny wyraz twarzy zniknął i pojawił się wymuszony uśmiech.
Kolejna uczestniczka to: Linda Rico – dziewczyna nie żartuje, jest groźna. Pokazała nam co potrafi zrobić ze swoimi wrogami. Mimo to uważa, że jeżeli nikt do niej nie podskakuje, jest potulna jak króliczek. Ma własny amatorski zespół, w którym gra na gitarze elektrycznej. Linda łaknie rozgłosu i pieniędzy, które oferujemy zwycięzcy. Wygląda niebezpiecznie, dzięki czemu może skopać wszystkim tyłki.
- Witam wszystkich mięczaków – rozglądnęła się po ludziach – Niewielu was, póki co. Ani lala, ani świniopas nie wyglądają na godnych przeciwników.
- Uważaj sobie, babochłopie! Już ja ci pokażę świniopasa – Hank ponownie zaczął się gotować.
- Uspokójcie się ludzie! Producentom nie chodzi o krwawą jatkę, tylko o… bardzo krwawą rzeź! – Ale się uśmiałem, gdy to usłyszeli.
Michelle Perkins – brunetka o zielonych oczach. Sądząc po sylwetce jest lekkoatletką, lub biegaczką. Ma na sobie adidasy, krótkie, szorty moro i brązową podkoszulkę. Włosy są spięte w kitka za pomocą czarnej gumki. Michelle chce sprawdzić swe umiejętności w praktyce i oczywiście wygrać.
Carl Robinson – czarnoskóry luzak, który pracuje jako hydraulik oraz robotnik na zlecenie. Coś mi się zdaje, że prędko wszystko naprawi w tym zniszczonym obozie. Nie potrafi rozstać się ze swoimi okularami przeciwsłonecznymi. Jest typem imprezowicza, to dusza towarzystwa, a przy tym dobry człowiek. Raz w miesiącu wysyła czek z daną sumą pieniężną i przekazuje ją potrzebującym dzieciom czy chorym. Ubrany jest w białą podkoszulkę, czarne dżinsy oraz tenisówki. Carl nie pragnie sławy ani zaszczytów. Przybył do programu, by poznać nowych, wspaniałych ludzi i dobrze się bawić. Tak trzymać!
- Yo, ludziska! Jestem Carl. Jak się masz maleńka – zwrócił się do Dennise – Siemka, kolo, co słychać?
Na twarzy Hanka pojawił się uśmiech, teraz nie wymuszony.
Ashley Fox – szatynka, kocha romanse i malarstwo. Cztery razy z rządu zwyciężyła w zawodach młodych szachistów zdobywając niemałe nagrody. Tutaj chce wygrać pieniądze na dalsze studiowanie na kierunku – Historia Sztuki oraz, by zwrócić uwagę łowców talentów.
Dave Wascott – nie trzeba wiele mówić, to współczesny Casanova. Jest przystojny, czarujący i nieprzeciętnie inteligentny. Swoim zniewalającym uśmiechem ozdobionym białymi jak śnieg zębami dosłownie zwala kobiety z nóg. Dave ma nadzieję na zdobycie wielkiej sławy, która zapewni mu pieniądze i rozgłos.
- Jak się macie, laski?
Obecne dziewczyny westchnęły. Dave wyszczerzył białe ząbki, w których dosłownie można się przejrzeć.
Drew Allison – przybyła do programu, gdyż chce udowodnić, że każdy może wyzbyć się prześladującego go pecha. Drew jest uważana za chodzącą klątwę, która dotyka tylko i wyłącznie niej. Ostatnio zaczęła w siebie wierzyć i to spowodowało, że zgłosiła się do naszego programu. Trzymajmy za nią kciuki!
Bridgette Gahan – wysportowana blondynka. Badania wykazały, że jest odrobinę niepoczytalna, a wszystko za sprawą ADHD. Po prostu nie potrafi usiedzieć w miejscu, strasznie dużo gada. Jej sprawność fizyczna może uprzykrzyć wielu zawodnikom życie i spowodować, że prędko odpadną za jej sprawką. Witamy!
- Siemka, ludzie nie uwierzycie co mi się przytrafiło. Wczoraj wracałam do domu… - urwała na chwile, a w tym czasie Hank zapytał cynicznie.
- Naprawdę? – założył ręce
- Bez ściemy, człowieku. A co ty nigdy nie wracasz? Autobusem na pewno nie, kłusem na rumaku, może i tak!
Mogła wywiązać się z tego kolejna kłótnia, której autorem ponownie był Hank, lecz kowboj został powstrzymany przez Carla i Dave’a.
- Koleś, wrzuć na luz – uspokoił go Carl
- W porządku. Poniosło mnie odrobinę – przyznał
Bridgette chciała ponownie zaczynać, lecz ją uciszyłem. Poznajcie kolejną uczestniczkę. Oto Stacy Stone – dziewczyna ma dwa kolczyki na wardze i po cztery w każdym uchu. Ponadto jeden widnieje na prawej brwi. Ma punka o barwie czysto ognistej. Na sobie ma czarną, skórzaną kurtkę, a u spodni zwisa długi łańcuch. Nikt nie spodziewał się takiej zawodniczki. Nawet ja, prowadzący byłem zszokowany, choć wiedziałem kto ma przybyć. Niestety nie wyjawiła nam celu jej zgłoszenia do programu. Dotarliśmy jednak do pewnego źródła, które głosi jakoby przegrała zakład z kumplami i musiała się zgłosić, a ze ją wybraliśmy musiała przyjechać do programu. Teraz rozpoczęła swoją przygodę z Nadnaturalną Symfonią. Heh, niezła wpadka.
- Co się gapicie? Człowieka nigdy nie widzieliście? – jej mina wyglądała jakby strzeliła właśnie focha. Cisnęła niedbale swoją wypchaną walizką i usiadła na niej z dala od innych.
Kayah Phnu – pochodzi z międzynarodowego związku. Nie czuje się z tym najlepiej, gdyż jak twierdzi ma z tego powodu bliżej nieznane nieprzyjemności. Kayah obrała drogę samotnika. Nigdy nie miała zbyt wielu przyjaciół, nie chodziła na imprezy klasowe, a w klasie robiła za kujona. Mimo to przeszła przez szkołę, ale wciąż stroni od ludzi. Na prośbę matki zgłosiła się na przesłuchanie do programu. Jej specyficzny, rzadko spotykany charakter spowodował, iż postanowiliśmy ją wybrać. Matka ją wkopała jak nic. Teraz dziewczyna stoi przede mną i nie wie co powiedzieć.
- Rozgość się, Kayah. Tutaj nic ci nie grozi – próbowałem ratować sytuację.
- Nie słyszysz co szef powiedział? Jesteś strasznie przybita, długo tutaj nie pociągniesz – dogryzła jej Stacy.
W oczach nowej pojawiły się łzy. W jej głowie z pewnością kłębiły się straszne myśli. Chciała jak najprędzej stąd uciec. Zrobiła krok w tył. Złapałem się za czoło i pokręciłem głową. Nie dowierzałem w to co widzę. Dziewczyna chciała odejść. Wtedy podbiegła Ashley. Złapała nową za rękę i wyszeptała jej coś do ucha. Ta nabrała kolorów. Dziewczyny odeszły na ubocze dając mi możliwość zapowiedzenia kolejnego uczestnika.
Samuel Price – ubrany w hawajskie, luźne ciuchy. Na głowie widniała równie pstrokata czapka z daszkiem skierowanym do tyłu. Oczy przekrywały okulary słoneczne. Samuel pochodzi z bogatej rodziny, zawsze był rozpieszczany co wpłynęło na jego spostrzeganie świata. Myśli, że dostanie wszystko czego tylko zażąda. Został przyjęty jako pierwszy, nie musiał nawet czekać na nasz telefon. Jego podły charakter przyda się w programie takim jak ten. Jesteśmy pewni, że sporo namiesza nim wyleci. Zdjął okulary ukazując swe czarne niczym otchłań oczy. Ma przeciętą brew, która nadaje mu zawadiackiego wyglądu. Przeciął wszystkich wzrokiem puszczonym spod oka. Prychnął tylko i ruszył ku konkurentom.
- Przeciwnicy, niczego sobie. Tak jak przypuszczałem, będzie łatwo!
Wszyscy spojrzeli się krzywo na pyszałka.
- Z tobą może być problem, ziom. Masz wszystko czego potrzeba w tym programie – zwrócił się do Carla. Ten nie opowiedział. Odepchnął jedynie od siebie zarozumialca. Ci dwaj raczej kumplami nie zostaną. Sytuacja się zagęszcza.
Jennifer Millis – jasny gwint! Laska pierwsza klasa. Wszyscy faceci zwrócili swe oczy ku tej boskiej istocie. Trudno zapanować nad podnieceniem, gdy widzi się takiego anioła. Do mych uszu dobiegł niebiański głos. Chciałem pomóc z ciężkim bagażem, ale ubiegli mnie uczestnicy programu przepychając się między sobą o to kto szybciej pomoże owej niewiaście. Jennifer ma piękne, zgrabne długie, opalone nogi. Smukłą sylwetkę i twarz bogini. Jej wzrok zniewala. Ta dziewczyna była drugą, która dostała posadę i także nie musiała czekać na telefon. Ach… Pierwszy u jej stóp padł Dave otrzymawszy ciężką, bardzo ciężką walizkę. W końcu tona kosmetyków trochę waży. Jennifer westchnęła widząc przystojniaka. Ona i on wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę. Mamy przystojniaka i gorącą laskę na pokładzie. Będzie ciężko dla obu płci. Zagapionego Dave’a znokautował Samuel wyrywając mu walizkę.
- Gdzie ją położyć, mała? – zapytał przytłumionym głosem.
- Tam gdzie resztę – jej głos… Ach… Nie do opisania.
- To się nie dzieje naprawdę – burknęła Stacy, ze szczyptą poirytowania w głosie.
Widząc piękność kolejny uczestnik wywrócił się o własne nogi. Zarył twarzą o betonowy bruk.
Astor Wilson – chudy chłopak. Ma podłużną, szczupłą twarz. Policzki niemalże się zapadają. Dowiedzieliśmy się, że jest wyśmienitym kucharzem. Jego głównym celem jest wygrać, tylko tego pragnie. Wygrana równa się z kasą, a ta ma zapewnić mu możliwość otwarcia własnej restauracji. Jest to największym marzeniem tego chłopaka. W miejscu spotkania zrobiło się niemałe zamieszanie. Tylko Dennise nie zwraca na nic uwagi bawiąc się swoim pluszowym miśkiem. Ashley i Kayah siedząc w bezpiecznej odległości od pozostałych spoglądają z niedowierzaniem na zaistniałą sytuację. Stacy z założonymi rękoma przewraca oczyma. Chłopaki leżą na ziemi wpatrując się, jak w obraz w naszą najpiękniejszą zawodniczkę. Tymczasem ja nie przywitałem jeszcze wszystkich.
Daniel Clifford – dla przyjaciół Danny. Typowy luzak. Przyduża bluza z kapturem i szerokie w kroku spodnie. Włosy na żel, rzecz jasna. Pragnie tylko kasy, to jego cel. Nic więcej nic mniej.
- Yo, co tam… - zamurowała go oczywiście Jennifer. Rozdziawił japę, jak każdy w sumie – Ziom, ale jazda. Jak się nazywa ta laseczka?
- Jennifer, frajerze! – mała nie szczędzi na mocnych słowach
- Ostra, takie lubię! Heh, może pójdziemy w ustronne miejsce, maleńka?
Jego krocze poczuło wtedy smak wysokiego obcasa. Ten widok zabolał każdego faceta. Wszyscy przebudzili się z transu i powrócili do świata rzeczywistego.
- Wiem, że jestem zajebista, ale bez przesady. Mam swoją godność, zrozumiano patałachy?- dziewczyna pokazała pazury. Nie jest łatwa, jak każdy zapewne z początku pomyślał. To boli najbardziej. Wszyscy przytaknęli. Laska ruszyła się z miejsca wchodząc w szeregi dziewcząt.
Kolejna uczestniczka: Kate Gibson – niewysoka dziewczyna o japońskiej urodzie. Ta uroda mogła by zostać jednak zaznaczona w cudzysłowie. Azjatka bowiem jest… jakby to najlepiej ująć – dziwna. Ma na sobie długą, niebieską suknię w groszki. Podobną nosi moja babcia. Ma przetłuszczone włosy i jest nie umalowana. W dodatku, gdy się uśmiechnęła spostrzegłem, że brakuje jej prawej jedynki. Potworność, jak dziewczyna w tym wieku może tak wyglądać? Kim są, do cholery jej rodzice?
- Dzień dobry! – nie wierzę własnym uszom.
- Halo! Dziwaczko, wysiadłaś na niewłaściwym przystanku! – odezwała się Jennifer
- Hej, spokojnie. Nie można tak przekreślać ludzi na samym początku – wtrąciła się Ashley – zostawcie ją w spokoju! – dodała po chwili.
- A ty co, wolontariuszka? Pomagasz samym odmieńcom! – między dziewczynami rozpoczęła się kłótnia.
- Spokojnie. To dobry przystanek. Sprawdzałam w trasie jazdy na mapie – Kate mogła się nie odzywać. W sumie dobrze, że to zrobiła. Program rusza z grubej rury. Będzie się działo, bez najmniejszych wątpliwości.
- Zamknij się pokrako! Na pewno nie będę z tą świruską w drużynie, inaczej rezygnuję! – wtedy basem przemówiły głosy chłopaków, aby tego nie robiła. Kate natomiast wyglądała jakby nie docierały do niej obelgi Jennifer.
- Laska ma rację! Na co komu pacjent wariatkowa w tym programie! I tak wyleci jako pierwsza – wtrącił się Samuel.
- Ktoś musi! – wykrztusiłem z siebie – Tymczasem nawołuję was do porządku. Chcę przedstawić kolejnego zawodnika! Ludzie, zamknąć się! – panował tutaj gwar jak na arabskim targowisku.
Elliot Davies – ceniony informatyk i programista. Ma niebanalną osobowość, dlatego szybko otrzymał propozycję uczestnictwa w programie. Ma czarne, modnie postrzępione włosy. Tygodniowy zarost i okulary na nosie. Ubrany jest w elegancką, aczkolwiek luźną koszulę i przetarte, ciemne dżinsy.
Claire Tisdale – miła, nie wadząca nikomu dziewczyna. Uczynna i nastawiona optymistycznie do swego uczestnictwa w naszym programie. Swoje gęste, blond włosy ma spięte w kitka. Jest naturalna, ale urocza.
- Siemka, jak leci?
- Nieźle mała, szukasz może kochasia? – Danny’ego nie nauczyła przygoda z Jennifer.
- Spadaj leszczu! – Claire wyraziła się jednoznacznie. W jej kierunku pofrunął także uśmiech ze strony Carla. Ten odwzajemniła.
Uwaga! Kolejnym zawodnikiem jest: Phil Stevens – wybrańcy znają go pod ksywą „Mac C.”, to początkujący raper, który wydał pół roku temu swoje pierwsze demo. Najsławniejszy póki co pozostaje jednak na swojej dzielni. Jest napakowany, twardy i nieustępliwy. Pod tą skalistą warstwą kryje się jednak uczuciowy, wrażliwy i histeryczny człowiek. Ma złoty łańcuch z dolarem, czarną, przydużą koszulkę i szerokie dżinsy.
- Powodzenia z krążkiem, Ziom! – zaczął Carl
- Dzięki, stary – powitali się w swoim stylu. Szybko przełamali barierę
Casandra Torres – dziewczyna latynoskiego pochodzenia. Jest trochę puszysta. Z natury jest niepewna siebie, ale łatwo nawiązuje nowe znajomości. Ubóstwia czytać książki. Przywiozła ze sobą nawet kilka tytułów. Na głowie ma czerwoną chustkę z wzorkami róż. Ma przewiewną, lekką bluzkę i przeprane dżinsy. Na nogach ma klapki.
- Jak się macie, dziewczyny? Dokopiemy chłopakom, żaden z nich się nie ostanie
Ze strony dziewczyn dobiegły wiwaty. Casandra przekonała swoja płeć do siebie, równocześnie zniechęcając mężczyzn.
- Ej gruba! Uważaj co chrzanisz. Postaram się, aby twój gruby zad wyleciał stąd prędzej niż smarujesz chleb! Ty tłusta… - Samuel wpadł w wir obelg. Plótł co mu ślina na język przyniosła.
- Bracie, uważaj z kim zadzierasz. Tłusty to może i jest, ale twój…
W międzyczasie w programie zawitał kolejny uczestnik: Claude Diaz – anarchista. Ma punka, nie farbowanego. Jest szatynem. To szczupły facet, lecz nie należy go lekceważyć. Kilkukrotnie zadarł ze stróżami prawa. Ma na sobie ciemną kurtkę z różnymi naszywkami. Na nogach ma ciężkie glany. Zdjął okulary i pokazał swoje piwne oczy.
- Ludziska, co tu się wyprawia? Powaliło was do reszty? – Tymi słowy uciszył wszystkich – Darujmy sobie te chore niesnaski. To mija się z celem. Prędzej się powybijacie niż dojdziecie do finału. To trochę potrwa – trzeba przyznać, że ma gadane – Możesz kontynuować Jake.
- Dzięki Claude. Więc, ludzie. Nie zostało wielu postarajcie się na razie panować nad sobą, dobra?
Wszyscy skinęli głowami. Siedzieli cicho jak trusie.
Mike Pelegrino – gitarzysta-samouk. Bez dwóch zdań można powiedzieć, że potrafi grać. Występował już kilka razy gościnnie w jakichś programach rozrywkowych, a także został zaproszony do kilku zespołów rockowych. Jest blondynem. Jego włosy dorastają mu do szyi. Zapuścił niewielką, kozią bródkę. Nosi tenisówki, i czarną podkoszulkę z czaszką. Na plechach ma futerał z gitarą akustyczną w środku. Tuż za nim stanął kolejny uczestnik: Isaac Isanov – przemądrzały, pewny siebie mądrala. Jest intelektualistą, mimo swego charakteru jest ceniony przez kolegów.
Cody McBean - jest sprytny i przebiegły, a także zwinny. Uwielbia matmę i fizykę czym wyróżnia się z ogółu. W szkole jest jednym z bardziej lubianych. Znany jest ze swej śmiałości. Najpierw robi, potem myśli.
To wszyscy. Trochę się was nazbierało. Jest was dokładnie dwudziestu czterech. Co cztery dni będziecie otrzymywać ode mnie zadania do wykonania. Drużyna, która przegra wyzwanie będzie zmuszona odesłać jednego z was do domu. Będziecie otrzymywać posążki tubylczego bożka. Robi je dla nas tutejszy rzemieślnik więc nawet nie próbujcie ich niszczyć bo ściągniecie na siebie jego gniew. Dodam, że zawsze nosi przy sobie siekierę. Po prostu weszło to mu w nawyk. Dobra, tak się składa, że nasz rzeźbiarz zawsze zrobi o jedną figurkę mniej. Osoba, która nie otrzyma figurki odchodzi. Zrozumiano? Pracujecie grupowo, bo tak łatwiej. Oto domki dla was. Są odrobinę podniszczone przez czas.
- Człowieku, naprawię drzwi w kilka minut. To moja specjalność – Carl mówiąc to „puścił oko” do Claire. Ta się zarumieniła.
- Właśnie tego się obawialiśmy, jesteś zbyt pracowity i uczynny. Obyś szybko odpadł! – zaśmiałem się – Oczywiście był to niewinny żarcik. Nie ma czasu na głupoty, straciliśmy sporo czasu. Ludzie posłuchajcie, oto składy drużyn: Ashley, Michelle, Astor, Claude, Dennise, Jennifer, Isaac, Stacy, Phil, Elliot, Carl i Claire – od tej pory oficjalnie jesteście Wyjącymi Wilkami. Reszta czyli: Samuel, Mike, Kayah, Bridgette, Drew, Casandra, Cody, Danny, Dave, Linda, Hank i Kate nazywa się Szalonymi Lwami. Gratulacje, właśnie rozpoczął się program, rozpoczął na dobre. Od tej chwili walczycie o milion dolarów. To nie przelewki! Gwarantuję, że otrzymacie tą kasę, jak tylko wygracie nasz program. A teraz, przygotujcie się, rozpakujcie, znajdźcie sobie posłanie. Już wieczorem zaczyna się pierwsze zadanie. Miejcie się na baczności, bo nie wiecie co wam przygotowaliśmy. A nie jest to nic przyjemnego. Heh! – szybko czmychnąłem do bufetu. Żołądek upominał się o swoje. Od samego rana czekałem aż przybędą ci odmieńcy.
WILKI:
- Te domki nie są jakiejś niesłychanej wielkości… - Isaac zaczął marudzić
- To zwykłe, gówniane chatki, w których mamy się gnieździć. Coś ci nie pasuje maminsynku? – wytknął mu Claude
- Raczej drewniane, czubku! Anarchia tu, anarchia tam co nie?
- Uspokójcie się. Nie możemy od samego początku się nienawidzić. Jesteśmy teraz drużyną, więc powinniśmy się wspierać i próbować pokonać Lwy. Ich możecie nie lubić, ale w naszym gronie nie będzie żadnych kłótni – Claire próbowała pogodzić zwaśnionych chłopaków.
- Racja. Sorry stary, że tak na ciebie naskoczyłem – zaczął Claude
- Nie chowam urazy – Isaac wyraził to z niechęcią
Elliot cały zarumieniony, z maślanymi oczyma dźwigał bagaż Jennifer.
Wszyscy poczęli wchodzić do domku i szukać odpowiadającego mu łóżka. Te były oczywiście piętrowe. Claude wyszedł na zewnątrz i usiadł na schodkach. Obok niego przechodziła akurat Stacy.
- Ej, kto ci robił ten piercing? – zapytał z zaciekawieniem.
Dziewczyna przystanęła. Rzuciła torbę na ziemię i przysiadła się do Claude’a.
- Siostra. A co? Chciałbyś sobie zrobić kilka kolczyków.
- Myślałem o tym, ale nie mogę się zdecydować. Umiesz?
- Siostra mnie poduczyła, ale jak coś to nie ręczę za wypadek przy pracy – zaśmiała się – Pomożesz mi z bagażem? Strasznie ciężki jest.
Claude skinął twierdząco. Złapał za torbę i wniósł ją do środka. Wszyscy już się urządzili. Stacy pozostało łóżko pod Michelle. Ta leżała już na górze rozciągnięta jak długa. Claude musiał spać w jednym łóżku z Astorem.
- Koleś, ja śpię u góry – stwierdził. Nie przyjmował nawet do świadomości, że mógłby mu odmówić. Tak jak się spodziewał Astor wziął swoje rzeczy z góry i pospiesznie zrzucił na dół.
- Kurcze, stary. Nie trząś się tak. Jest ciepło – zażartował Phil zdejmując czapkę z głowy – Nawet bardzo ciepło – dodał ciężko wzdychając.
- Mam piłkę do kosza, Ziom. Może zagramy? – Carl próbował skumplować się z Philem.
- Koleś, uwielbiam koszykówkę. Dalej, idziemy.
Wyszli. Astor leżał na łóżku wciąż się nie odzywając. Członkowie grupy zaczęli wychodzić na zewnątrz. Jennifer wyjęła z torby filtr oraz bikini. Zaczęła się przebierać na środku domku. Claude, Elliot i Astor, którzy byli jeszcze w domku wlepili ślepia w jej piękne, opalone ciało.1 Isaac siedział przed domkiem na ławce i czytał jakąś książkę. Carl i Phil ćwiczyli swoje umiejętności gry w kosza na naszym boisku. Michelle poszła pobiegać, a Dennise leży na swoim łóżku, na dole i śpi. Jennifer posmarowała swoje ciało filtrem po czym wraz z kocem z wzorem słońca wyszła na zewnątrz i zaczęła się opalać. Chłopacy westchnęli głęboko. Stacy ponownie pokręciła z dezaprobatą głową. Ashley poszła odwiedzić Kayah. Astor siedząc cicho wygrzebał ze swojej torby laptopa. Odpalił go i pogrążył się w świecie Internetu na dobre.
- Zabrałeś ze sobą laptopa? – zapytał zdziwiony Elliot.
- Tak – odpowiedział krótko.
- Mogę sprawdzić coś na mailu? Obiecuję, że zajmie to tylko chwilę.
- No nie wiem… - po chwili namysłu dodał – No dobra.
Elliot podziękował. Poprawił okulary i zaczął przeczesywać swoją skrzynkę mailową.
Gdy zobaczył co chciał jeszcze raz podziękował i wyszedł na zewnątrz.
Tymczasem Claude poznawał się ze Stacy siedząc na jej łóżku.
LWY:
Samuel jako pierwszy wbił do domku. Szybko upatrzył sobie posłanie dla siebie. Tuż za nim wparowali Danny, Linda i Bridgette.
- Ale rudera. Nieźle starali się, by to rozpiepszyć – stwierdziła Linda
- Przesadzasz. Nie jest tak źle.
- Ta, dla ciebie nie. Wybrałeś sobie najlepsze łóżko, bufonie – była poirytowana.
- Koleś, idę się walnąć do ciebie – powiedział Danny.
Wszyscy powoli rozgościli się w domku znajdując swoje prycze.
Mike podzielił łóżko piętrowe z kowbojem Hankiem. Ten pierwszy wyjął szybko gitarę z futerału i wyszedł na ławeczkę na zewnątrz. Zaczął cos brzdąkać. Hankowi ani się śniło wychodzić na dwór. Ciężko usiadł na łóżko, a następnie wtulił się w poduszkę uprzednio zdejmując swój kapelusz.
Kayah będzie spała wraz z Kate. Ta druga złapała za gąbkę i płyn do szyb. Spryskała pierwsze, najbliższe jej okno i zaczęła je czyścić. Wszyscy krzywo się na nią spojrzeli. Do Lindy doszła Drew. Niebawem wpadła Ashley i wyciągnęła na dwór Kayah.
- Dziewczyno, co jesteś taka drętwa? – zapytała
- Tylko ja jestem tutaj odmieńcem… - zbierało się jej na płacz
- Nieprawda. Spójrz na tą całą, tą… co myje okna. Ona jest o wiele bardziej porąbana od ciebie, jeżeli już tak mówić. Jeżeli weźmiesz się w garść ludzie zaczną ciebie szanować. A to jest tutaj najważniejsze, szacunek. Jak nie będziesz go miała to zaczną ciebie gnębić, a przy najbliższej okazji wywalą, a tego nie chcesz prawda?
Kayah pokręciła głową. Przetarła łzy.
- Weź się w garść i pokaż im kto tu rządzi. Pomogę ci w tym, obiecuję.2
Dziewczyny przeszły się po okolicy. Ashley wciąż przekonywała nasze brzydkie kaczątko, że nie jest wcale taka dziwna i każdy zasługuje na drugą szansę w życiu. Szansa Kai na zmianę stylu właśnie nadeszła. W programie musi być twarda, a nawet bezwzględna, jeżeli pragnie go wygrać. Ta powoli zaczęła przyswajać przekonania Ashley. Musiała coś ze sobą zrobić chociażby po to, by pokazać swojej nowej znajomej, że ta nie starała się na próżno. Kayah zacisnęła silnie pięści i wypowiedziała magiczne słowa: Dam radę! – brzmiało to bardzo pewnie jak na tak zamkniętą w sobie osobę.3
WILKI:
- Co czytasz? – zapytał Elliot podchodząc do Isaaca.
- „Uzasadnienie metafizyki moralności” Kanta Immanuela. Nie będę tłumaczył o czym traktuje i kto to Kant Immanuel, ponieważ zapewne i tak tego nie zrozumiesz.
- Żebyś się nie zdziwił. Z fizyki i chemii miałem piątki. Według mnie trudno znaleźć bardziej oczywiste przedmioty niż te dwa.
- Matma jest strasznie przewidywalna, tudzież trzeba w niej wszystko udowadniać. Mimo to nie jest trudnym przedmiotem. Co studiujesz? – Isaac odłożył książkę na ławkę uprzednio wkładając zakładkę między strony gdzie skończył swoją lekturę.
- Technikę cyfrową, ty?
- Filozofię. Zawsze byłem myślicielem. Wykraczałem poza świat rzeczywisty. Widzę, że jednak spotkam tutaj kogoś myślącego. Isaac…
- Elliot. Po co poszedłeś na przesłuchanie do tego programu? Tutaj raczej trzeba mieć gibkie ciało, stalowe mięśnie i tym podobne.
- Człowieku, a po co ty się tutaj dałeś. Odpowiedź jest prosta dla kasy. Coś ci powiem. Spójrz na tych żałosnych typków, którzy ganiają za sobą. Jestem pewien, że to jeden z nas dojdzie do finału. Jesteśmy intelektualistami. Umysł zawsze i wszędzie górował nad tężyzną fizyczną. Generałowie musieli pierw wymyślić strategię, by ich tępe wojsko mogło skutecznie walczyć. Gdyby wysłać takich bezmózgów bez uprzednio obranej strategii zginęliby bo nie wiedzą co mają dokładnie robić. Siekaliby się bezmyślnie i wszyscy padli jako zimne truchła. Dlatego uważam, że nasz intelekt sprosta głupocie tych mięśniaków i wymalowanych lal
Elliot skinął tylko niepewnie głową. Po chwili namysłu wykrzywił usta w grymasie mówiącym: koleś ma słuszność.
STOŁÓWKA:
Z głośników wydobył się głos prowadzącego. Nakazał wszystkim zgłosić się do stołówki, by odebrali przyrządzone przez kucharza jedzenie. Na miejscu uczestnicy przekonali się, że nie należy ono do najsmaczniejszych. Kucharz wcale się nie starał, by wywrzeć pierwsze dobre wrażenie. Wręcz przeciwnie jedzenie wyglądało jakby zostało zrobione na odwał. Żołądki jednak przymuszały każdego do zjedzenia tego co miał przed sobą. Zawodnicy mozolnie konsumowali paskudnie smakujące pomyje. W końcu jednak zdołali je przełknąć. Do stołówki wpadł przewodniczący z zawiadomieniem, że wieczorem rozpocznie się pierwsze zadanie, tak dla przypomnienia po czym pośpiesznie wybiegł. Nikt nie wyglądał, że przejmuje się uczestnikami. Byli oni zdani praktycznie tylko na siebie. Samuel podszedł cichaczem do Casandry. Zrzucił ze swojego talerza resztki jedzenia, które wylądowały na jej talerzu.
- Trzymaj gruba. Widzę, że wszystko zjadłaś więc może przyda ci się dokładka tej przepysznej papki.
- Nie dam sobą pomiatać ty zafajdany chłystku!
- Może mi przyłożysz co? – Samuel wyraźnie prowokował sprzeczkę.
Przez chwilę zadzierał jeszcze nosa, a nerwy Casandry nie wytrzymały. Pięść sama powędrowała wprost na nos zawadiaki. Ten charknął i złapał się za kinola.
- O ty kur…
Z dala dobiegły wiwaty i śmiechy. Ktoś zaczął wrzeszczeć do Samuela.
- Ziom, wisisz mi trzy dychy. Mówiłeś, że ci nie przyłoży. Dziewczyna jest ostrzejsza niż się nam wydawało.
- Co? Zakładaliście się? Mogę przyłożyć wam obu jeżeli tylko tego chcecie.
Przy stole Wilków rozpoczęła się dyskusja:
- Widzicie? Oni się kłócą… i niech robią tak dalej. My musimy być zwarci i w razie czego gotowi, nieprawdaż? – zaczęła Claire
- Mała ma rację. Drużyna to drużyna. Będziemy się wspierać – dodał Carl
- Tak – Astor krótko ujął całą rozmowę.
- Kurcze człowieku, tylko to potrafisz z siebie wykrztusić? – żartobliwie palnął Claude
- Nie – kucharz ponownie szczędził na słowach.
- Mam świetny pomysł. Koleś, może i nie gadasz za dużo, ale szef gadał, że jesteś kucharzem. Może pod nieobecność obozowego przygotowałbyś coś dla swojej drużyny? Zyskałbyś dużego plusa w naszych oczach.
W grupie rozległy się aprobaty.
- No nie wiem… To chyba nielegalne… Tak kraść…
- Facet, ty nie żartujesz? Z takim podejściem możesz się iść leczyć – Claude nie darował mu epitetów.
- Zostaw go. Nie każdy musi być wygadany jak ty – małomównego broniła Claire
- Daj spokój. To jakiś cholerny przymuł. Dobra, nie ma co spadałam z tej niby stołówki – mówiąc to zwinnie odskoczył od stołu i szybkim krokiem wymaszerował z budynku. W grupie rywali wciąż toczyły się zażarte spory. Zrobiło się głośno, toteż co chwilę ktoś opuszczał to miejsce i wychodził na zewnątrz.
NA SKRAJU LASU:
Nastał zmierzch. Księżyc zmierzał powoli ku temu, żeby górować na niebiańskiej tarczy pełnej gwiazd. Z głośnika ponownie wydobył się głos prowadzącego. Wszyscy mieli zebrać się na skraju lasu równo o dwudziestej. Gdy wszyscy byli na miejscu pojawił się szef.
- Dobra, słuchajcie. Nie będę owijał w bawełnę, ale powiem jedno. Lepiej wykonajcie to zadanie porządnie bo w przeciwnym wypadku pożałujecie. Tak więc, pierwszym wyzwaniem jest czterokrotne okrążenie tego niewielkiego lasku.
Wszyscy zaczęli intuicyjnie stękać.
- Uwaga, uwaga! Wygrywa drużyna, która jako pierwsza w całości – podkreślam w całości przekroczy linię mety, która jest tutaj gdzie stoimy. Tutaj także jest start. Na mój znak, gotowi do startu – start!
Padł sygnał w postaci dźwięku wydobytego z gwizdka sędziowskiego. Wszyscy ruszyli. Biegli w kompletnych ciemnościach wytężając wzrok. Od czasu do czasu pojawiła się migocząca na lekkim wietrze pochodnia. Mieli wyznaczoną ścieżkę, po której musieli biec. Nie było skrótów. Taki pomysł groził wykluczeniem i tym samym skazywał drużynę na przegraną.
- Jestem totalnie do bani. Przebiegłam dopiero niecałe pięćset metrów, a już nie mogę oddychać. Dlaczego akurat ja? – Drew zaczęła tracić wiarę w sobie, którą przywiozła do programu.
- Wyluzuj, nie jest tak źle. Ja też jestem do kitu – wspierała ją Kayah, która nabrała odrobinę pewności siebie. Teraz widziała, że ni tylko ona ma problemy z własną osobowością.
- Nie rozumiesz, jestem urodzonym pechowcem. Nie ważne czego się podejmę i tak to schrzanię. Rozumiesz? Raz chciałam naprawić kran, w wyniku tego zalałam calusieńką piwnicę. Innym razem pomagałam mamie przy cieście to o mały włos nie spaliłam domu.
- Pech – krótko ujęła rozmówczyni.
- To nie pech to klątwa – narzekania dziewczyny stawały się nużące. Opowiadała o każdym swoim potknięciu, stłuczeniu, dosłownie o każdej wpadce.
- Wiesz co? – urwała jej Kayah Wydaje mi się, ze twój pech leży tutaj, w twojej głowie. Za dużo o tym myślisz. Musisz przegonić te chore myśli i wbić sobie do głowy, że nie jesteś taką kaleką za jaką siebie masz.
- A ty co taka wygadana? Jeszcze rano płakałaś, że w ogóle znalazłaś się w tym programie…
- Poznałam kogoś kto pomógł mi przezwyciężyć swoje słabości.
Obok dziewczyn przebiegł truchtem Astor, a tuż za nim wlecze się Casandra zalana potem.
- Rany, jesteśmy ostatnie! Ruszmy tyłki dziewczyny, nie możemy przegrać!
W wyścigu dookoła lasu przodowała Bridgette, która wręcz marzyła o tego typu zadaniach. Była wysportowana, a zmęczenie się jej nie imało. Tuż za nią biegł tracący siły Carl. Na trzecim miejscu uplasowała się zwinna Michelle. Zaliczali właśnie trzecie okrążenie. Pozostało jeszcze tylko jedno. Las był rozrośnięty do granic. Obiegnięcie jednego okrążenia wokół niego zajmowało plus minus dwadzieścia minut. Większość uczestników wlokła się na szarym końcu. Casandra traciła zapas wody organizmu, Drew i Kayah próbowały biec, lecz nie wytrzymywały długo. Carl przystopował, wyprzedziła go Michelle, następnie Mike oraz Samuel. Tylko Bridgette nieustannie przebierała nogami. Znalazła się w swoim żywiole. Było późno, czas dobijał do pełnej północy, gdy zawodnicy zaliczali czwarte okrążenie. Pierwsza do mety dotarła oczywiście Bridge. Tuż za nią przybyła Michelle następnie Samuel, Carl i Mike. Na resztę trzeba było trochę poczekać. Zwycięzcy otrzymali butelki z wodą, które w mgnieniu oka zostały opróżnione. Pozostali powolnie przekroczyli linię mety i dosłownie padli na ziemię. Na szarym końcu byli Isaac, Kayah i Drew. Ze strony drużyny dobiegły nawoływania, zarówno do Isaaca jak i dziewczyn. Chłopak nabrał resztek sił i powolno dobiegł do mety wyprzedzając odrobinę przeciwniczki. Kate ostatnia doszła na miejsce.
- Zatem zwyciężyła drużyna Wyjących Wilków! Gratulacje dla nich!
Na skraju lasu rozległy się wiwaty, które nie brzmiały nadto ochoczo. Wszyscy byli bowiem przemęczeni. W głębi duszy jednak byli dumni z pierwszego zadania, które wykonali lepiej od rywali.
- Jedna z was dziś wypada, dziewczyny! – wytknął im Claude
- Niekoniecznie. To zadanie było jedynie próbą. Chcieliśmy sprawdzić wasze możliwości. Wypadliście całkiem nieźle.
- To znaczy, że wypruwaliśmy flaki na darmo? Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz, koleś… - Claude rozpoczął dyskusję
- Pierwszy i… ostatni. Zgadza się Claude, więcej nie będziemy was robić w konia. Mówiłem, że zadania będą co cztery dni jednak pierwsze, na poważnie zaczyna się jutro. Nie zwlekamy, o nie! Chcemy zobaczyć jak jeden z was wypada z programu. Kto będzie pierwszym nieudacznikiem, który odejdzie z pustymi rękoma? Dowiemy się tego już jutro!
2
Ziemie nie mogą wchodzić w skład państwa – mogą do niego należeć.małą wysepkę wchodzącą w skład ziem Szwecji.
Powtórzenie. W całym tekście zdarza się nagminne powtarzanie tych samych, lub zbliżonych wyrazów w zdaniach po sobie następujących.niewielkiej wielkości obóz.
Skrupuły – wątpliwości natury moralnej. Użyłeś niewłaściwego synonimu, o zupełnie niezwiązanym z kontekstem zdania znaczeniu.Można powiedzieć bez żadnych skrupułów, że długo go nie używano.
Jeśli robisz porównanie, to je dokończ: tak sławne, jak... Forma: tak sławne, że... jest niepoprawna.To miejsce może być tak sławne, że nigdy nawet o tym nie myślało.
Reklama z reguły ma za zadanie coś promować, więc albo same reklamy, albo spoty promocyjne.nasze reklamy promocyjne
Skoro narrator mówi o TU, to logiczne, że jest na wyspie.Ładnie tu, lecz niezbyt zadbanie. W końcu staraliśmy się. Jestem w tej chwili na tej wyspie, a dokładniej w porcie
Po pierwsze – tarantula to gatunek, nie typ. Po drugie – Szwecja jest dość mocno na północ wysuniętym krajem, a rozprzestrzenianie tarantuli zatrzymało się na linii Moraw. Przydałby się research, zanim zawrzesz pewne informacje w opowiadaniu, bo ja nie szukałam jakoś głęboko, żeby to sprawdzić. Ot, nie przypasowało mi to do strefy klimatycznej, więc wpisałam „tarantula” w Google.Są tam tylko pająki typu tarantula, dzikie ptactwo łaknące ludzkich gałek ocznych oraz krwiożercze ssaki.
Starczyło napisać: jadowite pająki.
Przestawiony szyk.Zwisa to jednak mi,
Bez półpauzy. Po prostu: reality show.reality – show
[1] Nie piszesz o odległości, ale wcześniej wspominasz, że port był niżej, generalnie – gdzieś dalej. Mało prawdopodobne, by prowadzący był w stanie dostrzec kolor jej oczu.[1]Z łodzi wysiada właśnie Dennise Zahn – ładna blondynka, z niebieskimi uwodzicielskimi oczami, ma ciemną karnację i [2]koszulkę z pluszowym misiem na sobie. [3]Spódniczka mini przesłania to co należy, a japonki dają orzeźwienie dla stóp.
[2] Koszulka miała na sobie pluszowego misia? Niezgrabne zdanie.
[3] I znowu brak wiedzy na temat miejsca, w którym umieszcza się akcję. Średnia temperatura latem w południowej części kraju to przedział od +15 do +17 st C.
Babol. Wierciła narratora czy tak szybko nimi obracała, że wyglądały jak wiertła w ruchu?Zaczęła mnie oglądać wiercąc oczami w górę i w dół.
Ta kitka, nie – ten kitek, czyli spięte w kitkę.w kitka za pomocą czarnej gumki.
Czek to przekaz pieniężny, opiewający na jakąś konkretną sumę/kwotę. Zaznaczone do wycięcia, jest zbędne.Raz w miesiącu wysyła czek z daną sumą pieniężną i [1]przekazuje ją potrzebującym dzieciom czy chorym.
[1] Skoro wysyła czek, to przekazuje pieniądze, więc znowu zbędne informacje.
Popatrz na to:
Raz w miesiącu przekazuje pieniądze organizacji charytatywnej, zajmującej się potrzebującymi dziećmi.
Krótsze i bardziej sprecyzowane.
Ma na sobie adidasy, krótkie, szorty moro i brązową podkoszulkę.
To jest jeden z głównych powodów nużącego tekstu. Opisujesz każdy szczegół, od koloru podkoszulka począwszy, na ilości kolczyków w brwi kończąc. Niepotrzebna szczegółowość.Ubrany jest w białą podkoszulkę, czarne dżinsy oraz tenisówki.
Pogrubione – źle brzmi użycie tak podobnie brzmiących słów w jednym zdaniu.Swoim zniewalającym uśmiechem ozdobionym białymi jak śnieg zębami dosłownie zwala kobiety z nóg.
Uśmiechem ozdobiona może być twarz, ale zęby nie zdobią uśmiechu.
Mieszasz czasy. Raz jest w czasie teraźniejszym, raz w przeszłym, a w tym przykładzie w obu...Dave wyszczerzył białe ząbki, w których dosłownie można się przejrzeć.
Że co? Pochodzić można z jakiegoś kraju, z jakiejś rodziny, ale nie ze związku. Dodatkowo ten „międzynarodowy” sprawia, że myśli się raczej o jakiejś organizacji.Kayah Phnu – pochodzi z międzynarodowego związku.
A to ciekawy wniosek, że kujon miał problem z przejściem przez szkołę.a w klasie robiła za kujona. Mimo to przeszła przez szkołę, ale wciąż stroni od ludzi.
Nieśmiałość nie jest tak rzadko spotykana, kolejny chybiony wniosek.Jej specyficzny, rzadko spotykany charakter spowodował,
Niewłaściwe słowo. Sprawdź znaczenie, nie będzie pasowało do kontekstu.Na głowie widniała równie pstrokata czapka
Babol i to jaki!Przeciął wszystkich wzrokiem puszczonym spod oka.
Poddaję się. Ciężko to czytać, niestety. Nie chodzi tylko o błędy, których jest sporo, szczególnie mieszanie czasów narracji, nieznajomość znaczenia słów i brak jakiejkolwiek znajomości miejsca, w którym umieściłeś akcję. Przede wszystkim jest nudno. Bohaterowie są papierowi, narrator sprawia wrażenie głupiego i nie wiem, czy to było zamierzone.
Zdecydowałeś się na opowieść 'okiem kamery', że tak to ujmę, ale piszesz jakby widzowie byli niewidomi. Szczegóły takie jak rodzaj i kolor ubioru czy wygląd są niepotrzebne. Jeśli są to istotne informacje, musisz znaleźć sposób, żeby je podać w odpowiedni sposób – najlepiej przez działanie i zachowanie bohaterów (przeczesała blond włosy, poprawiła krótką spódniczkę, bawiła się kolczykiem w brwi). Ale mimo wszystko będzie ci ciężko ze względu na formę narracji jaką wybrałeś, bo jako prowadzący show, narrator ma prawo tylko komentować zdarzenia, a nie przedstawiać je krok po kroku. Ponadto, często się zastanawiałam czy on mówi do mnie – widza/czytelnika – czy to jego myśli.
Dialogi są sztywne, nienaturalne i płaskie, tak jak zachowanie bohaterów. No i ostatnia rzecz – dlaczego oni wszyscy kroczą w pustce? Na początku pokrótce opisałeś wygląd wyspy i na tym koniec.
Całość prezentuje się ubogo, przede wszystkim przez niezbyt dobrze zbudowane postacie, dziwny sposób prowadzenia narracji i schematyczność. Mnie osobiście mierżą wszelakie reality show, bo jest ich pełno na każdym kroku, bez problemu da się ułożyć kilka(naście) scenariuszy, według których potoczyć może się akcja opowiadania. To nie przemawia za tym fragmentem.
I radziłabym zmienić tytuł na coś mniej łamiącego język.
Poczytaj o sposobach narracji, popróbuj się w nich i przede wszystkim, zanim zaczniesz pisać, dowiedz się jakie ograniczenia mają.
No i research! To podstawa, nawet kiedy pisze się miniaturę, a co dopiero przy długim tekście. Musisz wiedzieć gdzie wysyłasz swoich bohaterów, bo potem biegają dziewczyny w japonkach, w kraju gdzie temperatura latem nie przekracza 20 stopni.
Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
3
Jak nieważne, to nie mów...Leman6 pisze:To miejsce może być tak sławne, że nigdy nawet o tym nie myślało. Zaraz, chwila… To jest miejsce, ono nie myśli. W sumie to nieważne.
Jeśli ktoś chce zareklamować show, nie będzie się wyrażał tak negatywnieLeman6 pisze:Tak czy siak nasze reklamy promocyjne zebrały przez telewizorami sporą rzeszę widzów, którzy są spragnieni oglądania nieudolnych poczynań naszych zawodników.
jak wyżej.Leman6 pisze:Widać także dwa, beznadziejne domki. Mają po cztery rozbite okna, drzwi trzymające się ledwo na zawiasach ( niech sami sobie naprawią, my byliśmy tylko od demolowania) oraz spróchniałe schodki prowadzące do owego domku
co mi właściwie ma powiedzieć słówko "beznadziejne"? czyli jakie?
Aha - domki z wybitymi oknami i urwanymi drzwiami, ale łazienka cywilizowana. Nawet ze spłuczką...Leman6 pisze:Za domkami jest łazienka – używana przez niemalże każdego członka ekipy. W dodatku nikt po sobie nie spuszczał wody.
To nie takie oczywiste. Szwecja - to może Euro?Leman6 pisze:Nagrodą jest okrągły milion, dolarów oczywiście.
to nie japonki dają orzeźwienie, tylko woda lub wiatr.Leman6 pisze:a japonki dają orzeźwienie dla stóp.
Po przeczytaniu pomyślałam sobie, że chyba autor, sfrustrowany tym, co widzi w telewizji, chce pokazać, jak powinno wyglądać reality show. W ten sposób wyszło infantylne połączenie Big Brothera z Ryzykantami.
Jeśli to był wstęp, to aż się boję, jakie rozmiary ma cała książka.
Dokładnie przedstawiasz każdego z bohaterów. KAŻEGO z 24 bohaterów. Nie przeginasz czasem? Jak czytelnik ma to zapamiętać? Tym bardziej, że opisy nie są ani trochę ciekawe. I czy sam ich wszystkich jeszcze pamiętasz?
Zresztą, tego własnego programu nie dopracowałeś w szczegółach. Z tego co zrozumiałam, skupiają się tam ludzie z całego świata - dlaczego więc sprzeciwiają się obecności arabskiej dziewczyny? To oni nie wiedzieli, że mogą tam spotkać więcej narodowości? Dalej, chyba nie radzili sobie aż tak nieudolnie, skoro znaleźli czas na czytanie Kanta? To jakieś wakacje, a nie reality show. Jedzenie im przyrządza kucharz, a nie oni sami?
No i ta elokwencja bohaterek w czasie biegu. Próbowałeś prowadzić tak długie rozmowy w biegu? Ja na przykład mogłabym wykrztusić tylko słowo "wody!". A dziewczyny, które robią to na czas i chcą zwyciężyć, raczej by wolały oszczędzać siły.
Poza tym mylisz czas rozgrywania się zdarzeń. Opisujesz wyspę przed przybyciem uczestników, ale stwierdzasz, np. jak z tymi łazienkami - "nie spuszczają tam wody". Nie spuszczają, bo ich tam jeszcze nie ma!
Błąd jest prawie we wszystkim, co próbujesz opisać. Zarówno w logice, jak i językowo. Uznanie mogę wyrazić tylko z jednego względu - że Ci się chciało...
Pozdrawiam.