...........................................................
"Jak na deszczu łza,cały ten świat nie znaczy nic a nic.Chwila która trwa
może być najlepszą z twoich chwil..."
Huk...Szum...Potok niewypowiedzianych słów...Płacz...Żal...Bezradność...Krzyk...
Niemy śmiech...Wszystko razem kręci się w mojej głowie jak na karuzeli.Ostatnie godziny,dni,miesiące zostawiły na mojej duszy swoje piętno.Spadłam na dno.Strata domu i rodziny to uczucie nie do opisania.Każdego dnia budzę się ze świadomością że brakuje
jakiejś części mojego życia,części mnie...Umarłam...Dotknęłam stopami dna...
"Samotność to taka straszna trwoga"
Wiedząc że lecę zamknęłam oczy.Wiedziałam że ból przy lądowaniu będzie okropny.Upadłam...Zemdlałam...Tonęłam w odchłani,tonęłam w nicości...
Gdy otworzyłam oczy,nie było przy mnie nikogo.Wszyscy których kochałam
którym ufałam po prostu zniknęli.Opętał mnie strach,który doprowadzał do wariacji.
Czas mijał,a ja nadal wyczekiwałam,na coś,na kogoś...Nie wiem jak długo tak trwałam w bez ruchu.Wydawało się to wiecznością.Wiecznością w której nie miałam wyboru,w której musiałam nauczyć się od nowa żyć,stawiać krok po kroku,poznawać siebie i wszystko dookoła.Świadomość tego iż człowiek został sam,i to właśnie w takiej chwili nie dawała raczej siły do dalszej walki o własne życie.
Poddałam się wtedy modlitwie... Powierzyłam siebie Bogu.Modlitwa i wiara zaczęły mnie umacniać.Czas uciekał a we mnie wezbrała magiczna siła,nowa wiara i moc.
Dzisiaj patrząc w lustrzane odbicie widzę zupełnie inną osobę.Wszystko to co jeszcze niedawno było widoczne zostało ukryte gdzieś w środku.Już nigdy nikt mnie nie skrzywdzi,bo się nie dam.Stałam się bezwzględną,bezuczuciową osobą.Inaczej nie dałabym rady żyć.
Musiałam wyrzec się sama siebie,aby móc dojść do wyznaczonego celu,aby przeskoczyć poprzeczkę jaką postawiło na mojej drodze życie.Nauczyłam się nie odwracać za siebie,nie patrzeć na innych,a mimo wszystko nie zapomniałam być człowiekiem.
Moje dzieci,tylko one się liczą!Nienawidzę świata za każdą ich łzę,za smutne oczy jakimi patrzą na mnie co dzień.Wiem że zrobię wszystko aby było inaczej.Przyrzekam.Tak mi dopomóż Boże.Ciężko jest być mamą i tatą w jednym.Chce żeby te dzieci wiedziały że mimo wszystko są bardzo kochane,i nie są gorsze od innych.
"Jest takie miejsce schowane przed deszczem i wichrem,można
tam trafić bez trudów,nie trzeba cudów-to serce człowieka..."
Dni mijają,problem goni problem,a ja nadal trwam.Moja siła i wiara upada tylko po to aby za chwilę powstać i tak toczy się życie.Moje życie...Właściwie to ja nie mogę nazwać tego swoim życiem,bo ja go nie chcę.Nie takie życie sobie wyobrażałam.Nie tak je planowałam.
Nienawidzę siebie,ciebie,życia i całego świata.Jeszcze niedawno otworzyłam oczy w nieznanym świecie,bezlitosna teraźniejszość zabrała mi wtedy wszystko.Tych których kochałam,mnie samą,nadzieję,i całą resztę.Nie mogłam na nikogo liczyć,bo nie było nikogo ze mną.Wszyscy odeszli.Dzisiaj topie się w swoich łzach,bo nie potrafię inaczej wyzbyć się bólu i żalu z samej siebie.Mej nienawiści...
Wszyscy przypomnieli sobie o mnie gdy okazało się że sami potrzebują pomocy.
Jestem tylko człowiekiem.Rozumiem że ktoś ma kłopoty,jestem w stanie pomóc.Dlaczego jednak wszystko idzie moim kosztem?Nadal nikt się nie liczy z faktem że ja nie istnieje tylko by pomagać innym niszcząc swoje życie.Dlaczego ja mam się martwic o kogoś,skoro nikt nie martwi się o mnie,o moje dzieci...Dlaczego nikt nie wyleje choćby jednej łzy z mojego powodu,a ja wylewam morze łez przez innych?!JESTEM TYLKO CZŁOWIEKIEM!
Czas jest bezlitosny,bezlitosna robi się moja dusza.Czuję jak z dnia na dzień coraz bardziej upycham w sobie moją nienawiść.Obawiam się dnia w którym nie pomieszczę w sobie nadmiaru tego uczucia.Co wtedy będzie?
Chciałeś nauczyć mnie kochać,a ja nienawidzę.Chciałeś nauczyć wybaczać,a ja nigdy nie zapomnę,nie odpuszczę,nie wybaczę...Nie potrafię już inaczej Ojcze,wybacz.
Pustka...To wszystko jak by odpływało.Nie mam już siły na płacz...Na nic...Zupełnie jakbym umarła.
Strach...Opętał mnie strach...O każde jutro.Trzyma się mnie jak matczynej spódnicy.Cisza bębni w mojej głowie,tylko puste echo się odbija.Samotność poraża jak prąd.Zgubiłam się we własnym życiu,już nie wiem co jest dobre a co złe.Nie wiem jak żyć.
Boże pomóż,ta choroba mnie zabija dzień po dniu...Duszę się,dławię...Drżę i rozpadam...Łzy jak rozpalony żar.Natłok myśli,i uczuć które nie dają spokoju.Obrazy w mojej głowie.I strach który przychodzi nagle i znikąd.Weźcie to ode mnie!Ból...Moja dusza...Moje sumienie...Krzyk...Wołam o pomoc... Obok niczego nie świadomy On.Nie umiem mu powiedzieć.W ogóle nie umiem rozmawiać.Improwizacja,ciągła improwizacja.On to moje szczęście którym nie umiem się cieszyć.Tak bym chciała być znowu normalna.Być sobą,po prostu.Bez tego stwora który siedzi we mnie.A potem pustka,brak sił.Staje się własnym cieniem.
Mineło sporo czasu odkąd On się do mnie wprowadził.Moje życie się zmieniło.Dom,rodzina,obowiązki i facet u boku.Ktoś kogo kocham niemiłosiernie,ktoś kogo uczę się szanować,i trwać przy nim mimo jego wad.Poznaje na nowo smak rodziny.Daleko nam jeszcze do ideału...Ja na dniu zamknięta w sobie i swoim świecie,zimna jak lód,z twardym nieufnym spojrzeniem,On zajęty swoją pracą.Wieczory to wszystko co mamy.Przytuleni słuchamy niewypowiedzianych słów.Ale to nie ważne.Ważne że jesteśmy razem.Mam świadomość że nie jestem sama.
Podziwiam Go za cierpliwość do mnie.Kiedy prosi o rozmowę nie mówię nic,bo nie potrafię.Gdy jednak zdołam coś wypowiedzieć są to rzeczy drastyczne.Myślę że to co najgorsze On już wie o mnie,teraz powinno być już tylko lepiej.Za wyznanie całej prawdy Jemu o mnie,o moim życiu,moich błędach,o upadkach zapłaciłam najwyższą cenę.Zapłaciłam samą sobą.Poczułam się wtedy okropnie.Łatwiej było by nie czuć nic,umrzeć niż spojrzeć w Jego oczy.Łatwiej było by cokolwiek,tylko nie to,nie jego słowa,spojrzenie,nie jego dotyk...
Upłyneło trochę czasu od tamtego zdarzenia,On udowodnił że mnie kocha.Bez względu na to co było.Dla niego jestem w stanie się zmienić,znów stać się sobą.Dałam mu swoją miłość,szczerość i oddanie....
Cieszyłabym się każdym dniem życia,gdyby nie strach,który mi ciągle towarzyszy.Przerażenie,mój niedobrany,nieodłączny przyjaciel którego nie chce.Boję się tego co przede mną,co przed nami...Boję się że nie podołam sprawą bieżącym.Ludzie którzy są przeciwko,zrobią wszystko by mnie zniszczyć.Jestem zbyt słaba by sama dać radę.Wszystko co mi zostało to mieć nadzieję.Boję się że niemożliwe jest bym była szczę śliwa.Boję się ze wszystko co dobre,co kocham że to zniknie i znowu wrócę na dno...Ten strach mnie paraliżuje.Z nim wstaję rano i z nim kładę się spać.Nocne koszmary...Kiedy to się skończy?!Kiedy choć na chwilę będę mogła złapać oddech?!Boże chylę swe czoło w Twoją stronę,zabierz ode mnie to co mnie zabija,to co okrada mnie z własnego życia...
Krótkie wyjaśnienie:są to urywki wyrwane z kontekstu,między nimi w oryginale zamieszczone są prawdziwe zdarzenia bohaterki,to co przedstawiam to tylko jej myśli i uczucia.tak jest bardziej anonimowo.proszę o ocenę.
_________________
uśmiech przez łzy
1
Ostatnio zmieniony wt 05 lip 2011, 17:55 przez ailah, łącznie zmieniany 2 razy.
aialh