SEN O KRADZIEŻY PIŁKI Z KOMISARIATU W KOZACH

1
No dwa razy się inwektyw użyło.
Odnotowane.



SEN O KRADZIEŻY PIŁKI Z KOMISARIATU W KOZACH


_____Dlaczego ludzie piszą durne opowiadania, które wydają im się cudami świata? Nijaka narracja, na siłę budowany „klimat”, wielokropek co trzecie zdanie i tragiczne przejście od opisu do akcji. Tyle się napracują, by coś wymyślić a tymczasem ja miałem sen, z którego postanowiłem napisać odpowiadanie-miniaturkę. Sen w którym... ale może po kolei.
_____Zdarzyło się to kilka lat temu, kiedy razem z Maćkiem oraz Mirkiem siedzieliśmy w lokalnej knajpie (jak w każdy piątek) i w pewnej chwili stwierdziliśmy, że zagralibyśmy sobie w piłkę.
_____Jasne. Siedzą w barze, a tu nagle się im w piłę chce grać. No cóż, prawa snów.
_____Szybko jednak okazało się, że piłki nie ma. Wróciliśmy więc z powrotem do baru na naradę. Po kuflu dobrego piwa, po papierosku i plan zaczął powstawać.
– Przede wszystkim potrzebny jest nam samochód – stwierdził Maciek.
– To oczywiste. Bardziej musimy się martwić o to, żeby nas nie złapali albo chociaż nie rozpoznali – rzekł Mirek.
– Zakryjemy blachy i po problemie – wtrąciłem.
– Dobra, samochód i blachy mamy z głowy – powiedział Maciek. – Teraz najważniejsze pytanie. Jak mamy to zrobić i gdzie?
– Ja wpadam na parking, parkując na środku. Wy wysiadacie spokojnie, macie czapki z daszkami, bluzy z kapturami a w kieszeniach jakieś maski. Kiedy jesteście w drzwiach zakładacie maski i robicie szum. – Zaciągnąłem się i potrzymałem chwilę dym w płucach, by poczuć to przyjemne uczucie zaciskania się gardła. – Następnie podpierdzielacie piłkę i w nogi. Uciekamy przez Kozy.
– Ja przyniosę krótkofalówki. Tata ma taki fajny zestaw – powiedział Mirek.
_____Dopiliśmy piwo, dopaliliśmy po papierosku i wróciliśmy do domów.
_____Następnego dnia spotkaliśmy się przed osiemnastą. Ja w ciągu dnia przygotowałem samochód. Zalepiłem blachy, zatankowałem, sprawdziłem świece, hamulce i całą masę pozostałego badziewia. Maciek zajął się wykonaniem dwóch masek, a Mirek załatwił krótkofalówki. Zrobiłem najwięcej, ale za to moim zadaniem było czekanie na kumpli. Przed osiemnastą czterdzieści byliśmy już w Kozach. Z racji późnej jesieni panował mrok. Minęliśmy przystanek autobusowy z pozrywanymi rozkładami jazdy po czym wpadliśmy na parking pobliskiego komisariatu. Maciek i Mirek wyskoczyli z fury, ja zaś zaparkowałem tak, by nie musieć potem wycofywać. Samochód na chodzie, stoper w ręce i czekam. Czekam. Czekam. Czekam. Czekam. I tak, zgadliście, czekam. Minęło sześć sekund. Jeszcze pięćdziesiąt cztery. Z gruczołów potowych pod pachami wypływa druga Amazonka. Co tam antyperspiranty! W takiej sytuacji muszą wymięknąć. I wymiękły. Patrzę znów na stoper. Czterdzieści sześć sekund. A ich nie ma! No nie! Co oni tam robią!? Dobra, uspokój się. W ciągu piętnastu sekund nie mogli zdziałać zbyt wiele. Poza tym pomyśl o tej świetlanej przyszłości, która nas czeka. Już za kilka chwil będziemy grać w piłkę.
_____Na parking wjechał jakiś samochód. Czerwone Tico. Traf chciał, że zaparkowało akurat obok mnie. Dżizas Krajst! Amazonka pod pachami to już przeszłość. Teraz w moich butach jest ocean Indyjski, w gaciach jezioro Wiktorii, a z głowy spada woda niczym z wodospadu Niagary. Rzut oka na stoper: trzydzieści sekund! No nie, słowo daję, to najdłuższa minuta w moim życiu. Nie mogę uwierzyć, że robię taką głupotę dla piłki. Zwykłej szmaciany, no bo co oni tam mogą mieć na tym komisariacie. Zresztą ja się nie znam. Z Tica wysiadł właśnie gruby jegomość z ogromnymi słuchawkami na uszach. Przynajmniej nie zorientuje się, że mój samochód stoi pod komisariatem na chodzie. Musi być policjantem. Słowo daję! Znam własne szczęście.
_____Nic to, zostało piętnaście sekund. Ale Maćka i Mirka nie ma. Nie słychać też żadnego alarmu. No, chłopaki, pospieszcie się. Kolejny rzut oka na stoper. Ostatni kwadrans upłynął drastycznie szybko. MINUTA! Uciekam! Mam to gdzieś. Jedynka, gaz, zwalniam sprzęgło i ruszam z buksowaniem kół na kostce brukowej spod komisariatu policji w Kozach. Pech chciał, że ów gruby, tłusty jegomość, zamiast pójść na komisariat od razu po wysiadce z samochodu, zagadał się z jakimś kolesiem przy bramie. A ja, wyjeżdżając, buchnąłem komuś lusterko.
_____W prawo i wieję. Nie wiem jak do tego doszło, ale zgubiłem się. Jeździłem po rondzie dookoła by zgubić policję, która mnie nie ścigała... Póki co. Byłem w tym świecie prawdziwym mistrzem kierownicy i prawdziwym frajerem orientacji w terenie. Jak można pobłądzić we własnej okolicy? Nie liczyli się dla mnie kumple, prawdę powiedziawszy nie istnieli dla mniej w tamtej chwili.
_____Następne, co pamiętam, to scena, w której jestem na jakiejś polanie, przed sobą widzę oszronioną trawę i drzewa pobliskiego zagajnika. Zawracam, jestem znów na drodze. Wszędzie, ot tak nagle, wyrosły policyjne blokady. W końcu mnie zatrzymali, musieli. Co dziwne, nie poszukują kolesia, który załatwił lusterko na amen jakiemuś frajerowi nie umiejącemu parkować, ale kogoś, kto ukradł piłkę. Rozkazali wysiąść, wysiadłem. Rozstawić nogi, rozstawiłem. Ręce na maskę, ręce na masce. Otworzyć bagażnik, otworzyłem. A tam... Nie, nie piłka. Worek ziemniaków. Cholera, o czym ja w ogóle śnię. No przecież taki psycholog, to miałby ze mnie wspaniały materiał do badań. Co mówi moja podświadomość? I dlaczego akurat? Dlaczego worek ziemniaków, a nie, na przykład, zestaw do gry w golfa. Czysta abstrakcja.
_____W moim świecie cudów jest ogromny mur, za nim moja podświadomość i to pewnie dlatego. Były tam ziemniaki, potem powstał mur no i zestaw do golfa już się nie znalazł za murem.
_____Ale wróćmy do tematu. Tak więc przeszukano mnie, ale nikt nie zauważył krótkofalówki w otwartym schowku po lewej stronie kierownicy.
– Przepraszamy, szukamy rabusiów, którzy dziś napadli na komisariat. Szerokości i przyczepności! – I zasalutował.
_____Dlaczego nagle znalazłem się w środku targowiska?

_____I kiedy człowiek ma tak wspaniały sen, którego nie da się opowiedzieć, który da się tylko wyobrazić samemu sobie, a który przez to jest nie do opisania (chociaż człowiek głupim pozostaje i wciąż próbuje) zostaje obudzony. No ja pierdolę! Kurwa!


Podpisano:
JA
___________________________________________________________________________________

*Parę słów ode mnie: w tym śnie byli kumple, ale nie wiem jak się nazywali. Nawet nie wiem jak wyglądali; wiem, że byli.
Złamałem podstawową zasadę. Tekst nie odleżakował. To znaczy odleżakował, ale nie cały. Tylko część, resztę opisałem po paru dniach. Taki mały eksperyment, proszę nie bić w razie czego.
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]

2
Nie wiem, od czego zacząć. Mam co do tego tekstu sporo odczuć, takich luźnych komentarzy, z których nie bardzo umiem sklecić porządną "recenzję".

Cóż, zobaczymy.

Najpierw strona techniczna.
Czytało się dobrze, płynnie. Sprawnie poprowadzona narracja - zwłaszcza fragment o oczekiwaniu na kolegów pod komisariatem.
Jakieś mankamenty były...
O, takie dwa, co mi się na szybko rzuciły:
Po kuflu dobrego piwa, po papierosku i plan zaczął powstawać.
Ja bym to rozdzieliła na dwa zdania na zasadzie: "Po kuflu dobrego piwa, po papierosku... I plan zaczął powstawać!". Albo, jeżeli nie o taki efekt Ci chodziło, to jakoś przeformułowała, bo nie brzmi dobrze.
A ja, wyjeżdżając, buchnąłem komuś lusterko.
Może niesłusznie, ale mi wyrażenie "buchnąć coś" kojarzy się z kradzieżą, a nie rozwaleniem, zerwaniem (bo o to tutaj chodzi, prawda?).

Gdzieniegdzie jakieś przecinki, ale ogólnie nie robisz z nimi większych cudów, więc nie będę się tym męczyć.

Teraz fabuła. ;)
Pokręcony ten sen, ale czyta się fajnie. Całkiem dobrze to opracowałeś, napisałeś lekko i z humorem.
Co mnie zawiodło to to, że najpierw wprowadzasz, sugerując, że robisz z tego opowiadanie. I rzeczywiście długo narracja jest czysto "opowiadaniowa". Jednak pod koniec, jakby nie mając pomysłu albo zmieniając po prostu koncepcję, zmieniasz to w relację ze snu. Zdania typu "następna scena" czy "i nagle wylądowałem tu i tu", "a moja podświadomość to coś tam" czy coś w tym stylu sprawiają, że tekst nieco zmienia charakter. Mnie ta niespójność jakoś zirytowała.

Początkowa rozmowa i w ogóle narodziny problemu i planu - ekstra :D. W ogóle bardzo mi się podobało do momentu ucieczki bohatera spod komisariatu, potem zrobiło się trochę mętnie.

No i mimo zarzutów, co do powrotu do "relacjonowania snu", spodobało mi się samo zakończenie. Ostatni akapit jest fajnym dopełnieniem wprowadzenia i robi z tego całość.

Dobra, koniec tego chaosu.
Ogólnie spodobało mi się (chyba pierwsza miniatura od niepamiętnych czasów, która przypadła mi do gustu). Fajny styl, dobrze poprowadzony tekst.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Dzięki za ciepłe słowa i garść porad.
Faktycznie, jak tak patrzę to z opowiadanka-miniaturki przeszedłem do zwykłego relacjonowania. Popracuję nad tym. Troszkę tu moja wina jest taka, że nie dałem "dziełu" odleżakować. To był taki eksperyment. Nie wyszedł źle, tak sądzę, ale na przyszłość nie będę już tak eksperymentować.

Zatem poprawiamy! :)
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]

4
z Maćkiem oraz Mirkiem siedzieliśmy w lokalnej knajpie (jak w każdy piątek) i w pewnej chwili stwierdziliśmy, że zagralibyśmy sobie w piłkę.
_____Jasne. Siedzą w barze, a tu nagle się im w piłę chce grać. No cóż, prawa snów.
_____Szybko jednak okazało się, że piłki nie ma. Wróciliśmy więc z powrotem do baru na naradę.
A kiedy oni wyszli z baru, bo nie zauważyłam?

– Ja wpadam na parking, parkując na środku.
Takie masło maślane trochę wyszło. Lepiej „stanę na środku”.
Dopiliśmy piwo, dopaliliśmy po papierosku
„Zapaliliśmy po papierosku” albo „dopaliliśmy papieroski”. Skoro dopalali, to te, które już mieli w ręku, a nie jeszcze jakieś kolejne.
_Następnego dnia spotkaliśmy się przed osiemnastą. Ja w ciągu dnia przygotowałem samochód
Powtórzenie.

Zrobiłem najwięcej, ale za to moim zadaniem było czekanie na kumpli.
Źle to brzmi. I nielogiczne trochę. To, co zrobił z samochodem, też było jego zadaniem, a nie tylko czekanie na kumpli. Uważam, że lepiej by było np. „zrobiłem najwięcej, ale teraz zostało już tylko czekanie na kumpli”.

Minęło sześć sekund. Jeszcze pięćdziesiąt cztery. Z gruczołów potowych pod pachami wypływa druga Amazonka. Co tam antyperspiranty! W takiej sytuacji muszą wymięknąć. I wymiękły. Patrzę znów na stoper. Czterdzieści sześć sekund. A ich nie ma! No nie! Co oni tam robią!? Dobra, uspokój się. W ciągu piętnastu sekund nie mogli zdziałać zbyt wiele.
(…)
Rzut oka na stoper: trzydzieści sekund!
Powtórzenia. Poza tym, jak czytałam te fragmenty z sekundami, miałam wrażenie, że jakieś zagięcie czasoprzestrzeni następowało. Najpierw piszesz, że minęło 6 sekund, potem 46, potem mówisz o 15, a na koniec o 30. Wygląda, jakby czas raz szedł do przodu, raz się cofał. W końcu po namysłach doszłam do wniosku, że z tymi 46 sekundami chodziło Ci o to, że tyle zostało do pełnej minuty, ale napisałeś to w taki sposób, jakby właśnie tyle pokazywał stoper. W efekcie można się było pogubić.

Ostatni kwadrans upłynął drastycznie szybko.
Kwadrans to 15 minut, nie można tak samo powiedzieć o 15 sekundach.


Hm, mój komentarz będzie długi, więc sama nie wiem, od czego zacząć. Może tak: jak przeczytałam pierwszy raz, podobał mi się środek miniaturki, natomiast początek i koniec już nie. Środek czytało mi się dobrze, płynnie, nie zauważałam błędów. Dopiero jak przeczytałam drugi raz, zauważyłam te wyżej wymienione (choć ta akcja z sekundami i za pierwszym razem rzuciła mi się w oczy).

Jeśli chodzi o zakończenie:
Adrianna pisze: Jednak pod koniec, jakby nie mając pomysłu albo zmieniając po prostu koncepcję, zmieniasz to w relację ze snu. Zdania typu "następna scena" czy "i nagle wylądowałem tu i tu", "a moja podświadomość to coś tam" czy coś w tym stylu sprawiają, że tekst nieco zmienia charakter. Mnie ta niespójność jakoś zirytowała.
Odniosłam podobne wrażenie. Końcówka nie współgrała z resztą utworu.

Po drugie, nie spodobało mi się to, jak w trakcie opowiadania budowałeś napięcie po to tylko, by później pozwolić mu „zdechnąć”. Samo budowanie napięcia było nieźle zrobione. Czułam te mijające sekundy, ten pot spod pach i innych newralgicznych miejsc, to czekanie… Wyglądało jakby akcja dążyła do jakiegoś kulminacyjnego punktu, że coś się zaraz wydarzy, jakaś fajna scena. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. To wszystko się rozmyło. Właśnie przez tę końcówkę, która opisywała oderwane od siebie sceny. W efekcie opowiadanie nie miało żadnego kulminacyjnego punktu. Trochę tak, jakbyś dmuchał balonik, a gdy był już napęczniały, zamiast przebić go szpilką, by zrobić wielkie BUM, Ty powoli spuściłeś z niego powietrze i został tylko marny flaczek bez życia.

Po trzecie, sama końcówka. Ja nie mam nic przeciwko wulgaryzmom w tekście, absolutnie. Ale w tym wypadku… No spodziewałam się bardziej wyszukanej puenty niż tylko wiązki przekleństw. Odniosłam wrażenie, że to była próba reanimacji podupadającej miniaturki, zrobienia tego bum, którego zabrakło wcześniej, a jednocześnie pójście na łatwiznę. Wiesz, napisać „kurwa” każdy głupi potrafi, nie każdy zaś umie wymyślić dobrą lub zabawną puentę. Podczas czytania miałam wrażenie, że należysz do tej drugiej kategorii ludzi, że na koniec uraczysz mnie bardzo smacznym kąskiem. Dlatego tak bardzo się rozczarowałam.

A jeśli chodzi o początek, konkretnie pierwszy akapit:

Też nie koresponduje z resztą utworu. Tak naprawdę nie wiem, co on w ogóle ma wspólnego z całą resztą. Postanowiłeś opisać swój sen, ponieważ inni ludzie tworzą durne opowiadania? Dziwna argumentacja jak dla mnie.
Poza tym psioczenie na dzień dobry było ryzykownym posunięciem. W wielu osobach takie coś może wzbudzić opór i myślenie: „oho, widzę, że koleś sądzi, że zjadł wszystkie rozumy, a jego opko jest cudowne i bez skazy. Już ja mu pokażę, że się myli!”. W zasadzie to trochę tak wygląda, jakbyś uważał, że Twój opis snu jest milion razy lepszy od tych gniotów, które tworzą inni ludzie. To może budzić mieszane uczucia.
Z drugiej strony, na koniec piszesz, że był to sen tak cudowny, że nie do opisania, a mimo to głupim będąc, próbujesz to zrobić. W pewnym sensie sam się przyznajesz, że Twoja miniaturka też była kiepska ;) Może to właśnie miała być taka klamra? Nie wiem, czy to zabieg celowy, czy wyszło Ci tak przypadkiem, a ja nadinterpretuję?

Jako taka miniaturka do poćwiczenia, to ok. Środek był nawet niezły, z humorem. Ale sensu głębszego to nie miało, równie dobrze mogłabym zapytać „dlaczego ludzie opisują swoje sny, myśląc, że ich abstrakcja nadrobi brak puenty?” ;)

5
Po pierwsze: DZIĘKUJĘ ZA OCENĘ I KOMENTARZE. Już (choć z kilkoma rzeczami się nie zgodzę) przyznaję, że bardzo wartościowe.

Więc tak: co do tych sekund - wydawało mi się, że wszystko jasne. Utwierdziła mnie w tym przekonaniu ocena Adrianny, ona tutaj nie miała problemu.
W założeniu było to tak: MINĘŁO 6 sekund i ZOSTAŁO jeszcze 54. Potem zostało 46, kilka słów, i wyjaśnienie "samemu sobie" (bohater do siebie mówi), że w ciągu 15 sekund zbyt wiele nie mogli zdziałać. ITD, ITP. Ale faktycznie, jak patrzę na to po twoim komentarzu, to można i odnieść takie wrażenie jak ty odniosłaś. Popracuję zatem nad tym. :)

Dzięki za spostrzeżenie o tym "kwadransie" :)

Z tym kulminacyjnym punktem nie chciałem zbyt przesadzać, bo to miał być w znacznej mierze sen, nie chciałem z tego robić opowiadania OPARTEGO jako takiego na śnie :)
Teraz jednak widzę, że tak być nie może i muszę trochę pokombinować.

O puencie w ogóle nie myślałem. Wychodzi na to, że zrobiłem ją całkiem nie umyślnie. Wulgaryzmy? Pójście na łatwiznę? Ja to widziałem w sferach zdenerwowania, że ktoś mi ten sen przerwał (choć nieumyślnie).
Obywatelka AM pisze:Z drugiej strony, na koniec piszesz, że był to sen tak cudowny, że nie do opisania, a mimo to głupim będąc, próbujesz to zrobić. W pewnym sensie sam się przyznajesz, że Twoja miniaturka też była kiepska
Nie. Ja stwierdzam, że sen jest bardzo ciężko opisać, bo tak naprawdę ten świat abstrakcji widzisz tylko ty i nikt inny.

Sam pierwszy akapit - to takie moje bardziej spostrzeżenie, choć faktycznie dość dwuznaczne. Zrobię coś z nim. Dzięki za cenną uwagę.

PS. I na koniec:
Obywatelka AM pisze:„zrobiłem najwięcej, ale teraz zostało już tylko czekanie na kumpli”.
To też nie współgra, między innymi dlatego, że tutaj chodzi o to, iż "ja" w czasie napadu miałem najłatwiejsze i najbezpieczniejsze zdanie (czyli czekać na kumpli), ponieważ miałem więcej zadań "przygotowawczych" :).

Dzięki jeszcze raz za garść porad, są nieocenione. :)
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”