Czuła na sobie zapach krainy świateł i zastanawiała się tylko, czy to aby nie powrót do przeszłości. Kolorowe neony, wstążki, dużo muzyki i wódki – wszystko współgrało ze sobą, czy to możliwe, że cofnęła się w przeszłość o pięć lat? To łamałoby prawa fizyki, które znała i rozumiała. Zmarszczyła czoło i rozglądała się na około, potrząsając rudymi lokami, chciała zobaczyć jakąś znajomą twarz, ale nie rozpoznawała nikogo. Nie umiała zarejestrować wyginających się w rytm muzyki ludzi ani tego całego, nieprzyjemnego szumu. Była sama, pot spływał jej po czole i odkrytych ramionach, sięgnęła po drinka i czuła przez chwilę skroplony na palcach lód. Nie miała siły. Literatka upadła i pękła, bezcenna wódka z sokiem wyciekła na drgającą podłogę. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Przygryzła wargę i spróbowała wstać. Nie potrafiła.
Raz zrzucona maska nigdy już nie będzie taka sama, zawsze zostaną jakieś rysy, uszczerbki, wspomnienia. Kształt nosa, oczu i ust może się zmienić, ale płynące kłamstwa nigdy nie będą prawdą.
Ktoś porwał ją do tańca, dusiła się w jego lub jej zapachu, czuła spoconą dłoń w okolicach talii, plątała się w krokach i deptała ludzi wkoło. „Przepraszam” – tylko tyle chciała wykrzyczeć. To nie był jej świat, nie powinna tam przebywać, kto ją tutaj przyprowadził? Pewnie Milena – pseudo przyjaciółka z czasów liceum. Próbowała się wyrwać, ale nie umiała – mózg stracił połączenie z układem nerwowym, żadna cząstka jej ciała nie reagowała normalnie. Bolały ją ramiona i gaszone na skórze papierosy. Poczuła pieczenie w oczach, ktoś ją puścił, zachwiała się i upadła.
Była zbyt uległa, by zdeptać coś więcej niż tylko swój niepokój. Zerknęła na zegarek; jeszcze godzina. Godzina rozpusty i nadchodzącego po niej strachu, o czym zapomniała? Tak, o północy musi być w domu.
Muzyka zamilkła i zgasły wszystkie światła. Powietrze wewnątrz sali wypełniły przestraszone szepty, ale nikt nie miał odwagi krzyknąć. Złapała się ściany i wyczuła delikatne drżenie, którego nie mogły wywołać basy. Spróbowała wstać. Było ciemno; wyjrzała przez okno i zobaczyła, że wszystko pokryła smuga dymu, a może kurzu. Pod warstwą makijażu, jakaś część jej nieskalanego jeszcze instynktu przestraszyła się. Poczuła dreszcze. Zobaczyła spadające gwiazdy i ogień. Ludzie zaczęli krzyczeć, ktoś uderzył ją łokciem w głowę; zemdlała.
Po przebudzeniu pamiętała cisze. Otulającą wszystko i wszystkich, gorzką, złowrogą, cierpką ciszę. Wtedy nie czuła się wyobcowana; może z racji tego, że wydawała się być sama pośród tego wszystkiego; sama i nieskończenie mała wobec oblicza końca. Zadrżała; raz, drugi, trzeci – chciała się rozpłakać, ale ktoś zabrał łzy z jej organizmu. Może chciał, żeby miała więcej czasu; tyle pozostało jej do zrobienia.
Nigdy nie wierzyła tak naprawdę, jakoś odganiała myśli o zbliżającym się końcu, zamykała umysł równie często i mocno jak powieki. Jaka była głupia, krzyczeli o tym wszędzie; przez kilka ostatnich lat, a ona nawet nie zdążyła powiedzieć Jagódce jak bardzo ją kocha. Teraz już nie będzie miała jak, nie poleci w kosmos ani nie odnajdzie miłości swojego życia, nie powie rodzicom ‘dziękuję za wszystko’ ani nie przeczyta tych tysięcy dobrych książek, które napisano.
Rozejrzała się na około; jej oczy nie zdążyły przyzwyczaić się do ciemności, słyszała przyspieszone, urywane oddechy i chyba ktoś złapał ją za rękę. Miała za dużo myśli, albo nie miała ich wcale; nie wiedziała co robić, czuła tylko, że to już nie długo. Ogień za oknem zgasł, ale niebo topniało nadal, wyczuła krew spływającą po policzkach, ale nie przejęła się tym zbytnio. Świat zawirował.
Ściany przestały się trząść i nagle usłyszała krzyki. Jedną wielką mieszaninę pisków, strachu i tłumionego płaczu. Szła przed siebie, nie zwracając na nikogo uwagi, kurz osiadł na jej, chłodnych już teraz, ramionach, czuła wbijające się w bose stopy odłamki szkła i krew ściekającą po plecach, ale nie miała czasu o tym myśleć Potknęła się kilka razy o leżący na podłodze gruz, ludzie biegali w tę i z powrotem, drzwi zostały wyrwane z zawiasów, nikt nie wiedział co robić. Oprócz niej.
Chciała żeby to wszystko wyglądało tak, jak opowiadał jej świętej pamięci dziadek. Żeby mogła osiągnąć spokój wewnętrzny, nie martwić się niczym, być gotową na wszystko. Wymacała paczkę papierosów i uśmiechnęła się pod nosem; to będzie takie, jakie być powinno, w przeciwieństwie do jej całego życia. Na zmianę wyborów nigdy nie jest za wcześnie. A to był jej wybór.
Stanęła przy poręczy na balkonie – tutaj była sama. Na dole krzyczeli i biegali ludzi, wyły psy i syreny strażackie, ziemia zdawała się falować. Spojrzała w ciemne niebo; teraz już nie spokojne, które nadal przecinały, niebieskie, rażące w oczy meteoryty. Otulała ją jasność i tym razem ciepłe powietrze; nie bała się już ani trochę. Szukała wzrokiem księżyca, ale nigdzie go nie było. Sięgnęła drżącą dłonią do kieszeni i wyciągnęła papierosa – niebieskiego viceroya, odpaliła go i zaciągnęła się mocno zamykając oczy i zlizując czerwoną szminkę z ust.
Wyłączyła myślenie, po raz ostatni, z za szybko bijącym sercem w piersi, żałowała tylko jednego – że nie ma kto jej przytulić w tym ostatnim akcie człowieczeństwa, że nie może nikogo złapać za rękę. Miała nadzieję, że Jagódka śpi słodko i obudzi się dopiero w niezidentyfikowanym „tam”. Mogłaby poczuć chociaż jej bliskość, bliskość jej maleństwa, ale wiedziała, że nie zdąży dobiec.
Zaciągała się zbyt szybko, wydychając kojący dym w stronę zdezorientowanych ludzi; nikt nie zwracał na nią uwagi. Czuła jak rozchodzi się w jej wnętrzu, jak wspomnienia pierwszych i ostatnich razów powracają od nowa, jeszcze żywsze niż wcześniej; chyba była szczęśliwa. Świat znowu zawirował, czuła spadające kule ognia, ciepło i chłód jednocześnie, zapadające się niebo, spokój.
Potem nie miała już czego pamiętać. Zatarły się w jej głowie obrazy rozwalających się jak budowle z kart domków, przygniecieni przez odłamki z kosmosu ludzie, ogień wyzierający z ziemi, ona upadająca i mdlejąca w trakcje, z tym niedopalonym papierosem w dłoni.
To był koniec. Koniec ziemskiego świata. Koniec jej.
Koniec [obyczaj]
1
Ostatnio zmieniony czw 28 lip 2011, 01:01 przez alpm, łącznie zmieniany 3 razy.
(I'm tired of being what you want me to be
Feeling so faithless lost under the surface
Don't know what you're expecting of me
Every step that I take is another mistake to you)
"Mam nadzieję, że wyjście jest radosne i mam nadzieję, że nigdy tu nie wrócę".
Feeling so faithless lost under the surface
Don't know what you're expecting of me
Every step that I take is another mistake to you)
"Mam nadzieję, że wyjście jest radosne i mam nadzieję, że nigdy tu nie wrócę".