Widok dwóch staruszków czekających od czterech godzin na pociąg nikogo nie dziwił. Ba, niemal każdy, kto mógł, stał na peronie numer trzy albo w jego pobliżu i wypatrywał z zachodu powiększającego się punktu, który mógłby się okazać upragnionym transportem. My również dołączyliśmy do miasteczkowej akcji witania cudu. Tak, cudu. Początkowo myślałem z kolegą, że to kiepski, spóźniony żart na Prima Aprilis, kiedy jednak ujrzeliśmy na twarzach mieszkańców skupienie mieszane z podnieceniem, zrozumieliśmy, iż każda inna reakcja na nadjeżdżające wydarzenie będzie nie na miejscu. Nie powiedziano konkretnie, kiedy miało ono nastąpić, co niektórych - na przykład nas - bardzo denerwowało, innym zaś dawało powód przesiadywania w ulubionym miejscu i wpatrywania się w tory. Podobno uzdrawiały, o ile ktoś w to wierzył. Od czasu do czasu zerkałem na starców. Należeli do wielkich wierzących i chyba nawet coś im dawało gapienie się w szyny: po dwóch godzinach stali się żywsi, mniej przygarbieni i bardziej dumni. Być może cieszył ich fakt, że nie było przy nich żon. Zresztą, najwięcej oczekujących stanowili mężczyźni, często bez ukochanych, które stały znacznie dalej, gotowe, by rzucić się na tą, która wyjdzie z pociągu.
Tak, nadchodził prawdziwy cud. W miasteczku nie pamiętającym od wieków brzydkiej dziewczyny miała się takowa pojawić.
- A jak ucieknie? - spytał towarzysza jeden ze staruszków. Na myśl, że taki nietypowy okaz mógłby zaszyć się gdzieś w krzakach, wypuścił laskę z dłoni.
- Podobno przywiezie ją dwóch policjantów z Pilaszyny, nie masz więc czym się martwić - odpowiedział drugi. - Na pana miejscu obawiałbym się czego innego.
- Czego?
- Że wcale nie będzie brzydka.
Długo jeszcze ze sobą rozmawiali, ale nie słuchałem zbyt uważnie. Widziałem jednak, że pierwszy, z laską na ziemi, niepokoi się coraz bardziej, jakby pociąg miał przywieźć - a raczej zabrać - jego małżonkę. Jego znajomy uspokajał go jak mógł, choć i jemu przestało się podobać patrzenie na tory. Zapewne wolał zobaczyć na nich długą maszynę, a po chwili wychodzącą z niej brzydulę czarującą zebranych swoją innością.
- Tak w ogóle - zaczął ten zaniepokojony - w jaki sposób poznamy, że owa dziewczyna jest nieładna? Przecież nikt z żyjących mieszkańców takiej nie widział.
Mądre pytanie, mimo to po twarzy mojego kolegi przebiegł uśmiech, który w krótkim momencie przerodził się w głośny śmiech. Zdawał się pytać: "jak? jak? to oczywiste!", ale nic nie powiedział, onieśmielony mnóstwem spojrzeń. Jęknąłem - ja nie byłem aż taki mądry. Niby dałoby się zobaczyć różnicę, niestety, różne są rodzaje piękności. Czyż nie mogło być tak, że przyjedzie osoba nie paskudna, tylko urocza na swój sposób, na przykład na sposób T.? Jedno pytanie rodziło następne, a czas oczekiwania wydłużał się i wydłużał. Pomyślałem, że chce nas dobić dla dobra z pewnością wystraszonej osóbki, by nie została atrakcją miesiąca, ba, roku. Wyszłaby sobie z pustego albo prawie pustego peronu i powędrowała hej gdzieś daleko, gdzie kończyły się granice naszego miasteczka, a zaczynał świat, w którym widok brzyduli był czymś całkiem normalnym.
Hm, niektórzy nawet zachowywali się, jakby mieli ujrzeć okaz z Zoo. Jedna z dziewczynek, śliczna blondyneczka w różowej sukience, skakała przy bodajże mamie, krzycząc: "ja chcę już zobaczyć, ja chcę już zobaczyć!". Najgorsze jednak, że dorosłe panny chciały się z nią porównać.
- Musi być brzydka, czyli inna, tak, jak będzie, to pozbędę się wszystkich kompleksów, a! No, i żeby została na dłużej, kilka dni, może nawet tygodni, chciałabym ją poznać osobiście. Przyda się przy następnym wyrywaniu chłopaków.
- Jak to?
- Tak to! Gdy stanę razem z nią przed super ciachem, od razu będzie widział, że jestem cudownie piękna.
- Może - dziewczyna wyglądająca na nieco mądrzejszą zawahała się - ale jest możliwość, że ten twój wymarzony chłopak wybierze oryginalność.
Jej rozmówczyni prychnęła i nic więcej nie powiedziała. Zaczęła częściej zerkać w lustro w obawie, że każdy podmuch wiatru psuł godzinami robiony makijaż. Cóż, te dwie kobietki należały do pięknych kategorii M. - po malowaniu. Mnie mało co obchodziły, kolega jednak zerkał na nie wciąż z uśmiechem, podobnie staruszkowie, w których, jak widać, nie zgasł jeszcze ogień podrywania. Od tej pory często słyszałem z ich ust "hehe" lub "no no". Nie powiem, denerwowało mnie to bardzo, a jeszcze bardziej kumpel, który poszedł do chichocących panienek. Zaszpanował przed nimi nową kurtką, po czym zaprowadził w przytulniejsze miejsce.
- Nie bójcie się, wrócimy przed jej przyjazdem. Też jestem ciekaw, jak wygląda - powiedział, widząc ich niepewne miny.
Zostałem sam, a raczej - sam wśród ciągle zwiększającego się tłumu. Siostra z chęcią napisałaby o tym wiersz, gdyby nie wyemigrowała z miasteczka. Czuła się kiepsko wśród samych piękności różnego rodzaju. Sama była połączeniem trzech różnych grup, których opisanie i działanie na kobietę zajęłoby mi z pół dnia albo i więcej. Brzydząc się sobą, brzydząc się innymi, wyruszyła przed siebie w poszukiwaniu choć jednej nieładnej osoby. Zresztą, wiele osób tak zrobiło, przez co zostali wyklęci. Ucieczkę z miejsca zamieszkania w celu poznania niepoznanego uważano za wstyd i tchórzostwo. Przypomniawszy sobie ostatni dzień z siostrą przestałem się dziwić, dlaczego niemal wszyscy pragną ujrzeć wielki cud.
- Ja wyjeżdżam - mówiła - nie będę mogła wrócić przez cholerne zasady, ale zobaczysz, że przyjdzie taki dzień, w którym brzydka dziewczyna zjawi się w miasteczku, a każdy będzie się ślinił na jej widok.
Miała rację, ślinili się. Staruszkowie, zasmuceni odejściem panienek, wpatrzyli się w ponownie tory, po czym rozpoczęli rozmowę o nadjeżdżającej. Dochodzili już do kwestii przywitania nowej, gdy ktoś krzyknął:
- Jedzie!
Nawet ja nie mogłem nie wgapić wzroku w zachód. Podniecenie narastało wraz ze zwiększającym się obrazem pociągu, który po minucie od zauważenia stanął przy peronie.
- O boże!
- Ja cię, zaraz wyjdzie!
- Tadeusz, trzymaj mnie, bo padnę!
Przez długi czas nic się nie działo, chociaż drzwi się otworzyły. Niektórzy uznali, że sobie z nich zakpiono i wrócili do domów. Miałem i ja tak zrobić, ale po odwróceniu się tyłem do maszyny ujrzałem śmiejącego się kolegę.
- Gdzie, gdzie? Wyjdzie zara, czekaj no, pewnie jest nieśmiała - zawołał. Wielu pochwyciło jego myślenie, choć okres napiętego wyczekiwania trwał już od pięciu minut.
- Tak, tak, nieśmiała jest, ale powinna wyjść.
- Mamo, długo jeszcze?
- Poczekaj córuś, pani niedługo się pokaże... chyba.
- Może przyjechała zbyt wcześnie i musi odczekać?
- Kurwa!
I to podziałało - z pociągu wyszedł człowiek. Kumpel szturchnął mnie łokciem.
- Nie wiedziałem, że brzydkie dziewczyny są podobne do facetów - powiedział zdumiony, a ja uderzyłem się w czoło. Jako jeden z nielicznych nie dałem się do reszty podnieceniu i wiedziałem, że przybyły mężczyzną był jedynie zapowiedzią brzyduli.
- Dzień dobry kochani - zaczął mówić wesołym głosem - wiem, pewnie długo czekacie, mam jednak dla was dobrą wiadomość: brzydka dziewczyna o imieniu Roksana przyjedzie następnym pociągiem za niecałe dwie godziny. Teraz jednak kilka ogłoszeń. Po pierwsze, nie można robić zdjęć ani kamerować. Nie chcemy, by doszło do sytuacji, kiedy zdjęcie lub film dotrze poza granice Konkturów. Po drugie, Roksana nie jest żadnych okazem z cyrku, proszę więc powstrzymać się od nadmiernego dotykania, popychania czy też patrzenia. Niech poczuje się dobrze w nowym otoczeniu. Po trzecie, zostanie ona z nami przez okrągły tydzień i przez ten czas ma jej włos z głowy nie spaść! Wszelkie wyzwiska, nieprzyjemne zaczepki lub jeszcze gorsza przemoc będą surowe karane. I na koniec - władze miasteczka życzą spokojnego czekania i oglądania cudu. Do widzenia!
Mężczyzna pokłonił się nisko, wszedł do pociągu i odjechał nim, zostawiając mieszkańców w różnych nastrojach.
- Przynajmniej wiemy coś konkretnego - westchnął jeden ze staruszków. - Mam nadzieję, że pociąg się nie spóźni.
- Ja tam nie wierzę w cuda - odparł drugi.
- Niedoczekanie! - krzyknęła jakaś kobieta w średnim wieku. - Mogli powiedzieć, że zjawi się pod wieczór, nie brałabym sobie wolnego. Mężu! - Zjawił się przy niej spocony facet przy tuszy. - Idziemy na zakupy.
- Ale...
- Słyszałeś, co tamten mówił? Mamy ponad godzinę.
Wyszli z peronu, a za nimi inni, choć nie było ich zbyt dużo. Większość bała się, że jak opuści choć na chwilę miejsce oczekiwania, rzeczywistość zamieni się w piękny sen, z którego zostaną wybudzeni tuż przed przyjazdem brzyduli. Nie należałem do nich, mimo to zostałem z kolegą i dwiema pannami, które nie mogły oderwać od niego wzroku. Jedna, ta głupsza, zerkała też na mnie. Po raz pierwszy naprawdę zapragnąłem, by pociąg przyjechał, by było po wszystkim, choć nie wiedziałem, jak może być. Czy ludzie ot tak, po ujrzeniu czegoś, czego wcześniej nie widzieli, wrócą do swoich obowiązków, pracy, zajęć? Nadchodził ciężki tydzień, nie tylko dla biednej dziewczyny, ale i całego miasteczka, bo czyż cud nie miał być próbą? Nie zdziwiłbym się, gdyby nas kamerowano. Z myślenia wyrwał mnie kolega:
- Myślisz, że da się przelecieć? - spytał na ucho, by dziewczyny nie słyszały. - Wiesz, zastanawiam się, jak by wyglądało dziecko brzyduli i przystojniaka, to znaczy, czy by przejęło brzydotę matki, czy urodę ojca? Hm, pewnie zależy to od jego płci, nie?
Jęknąłem.
- Co nic nie mówisz? A, wiem, myślisz o niej. Jak każdy.
Chciałem już coś odpowiedzieć, gdy ubiegł mnie staruszek:
- Zobaczymy, czy będzie cię chciała, panie pewny siebie! - Pogroził mu laską. - No, no! Mamy jej nie ruszać, gdy sama nie zechce.
- Ej, ty chyba nie chcesz ją... - Nowa zdobyć kolegi nie kryła oburzenia. Zanim chłopak zdążył zaprzeczyć, odwróciła się na pięcie i odeszła wraz z koleżanką.
No tak, skończyło się cierpliwie czekanie, a zaczęły wojny, kto pierwszy z brzydulą. Byłem chyba jedynym facetem, który nie obmyślał planu ugoszczenia Roksany w sypialni. Nie żebym miał ukochaną czy też jakieś problemy, bardziej mi jednak zależało na świętym spokoju niż sensacji. Powoli oddalałem się z peronu.
- Nie poczekasz? - zatrzymał mnie znajomy.
- Nie.
Poszedłem od razu do domu, gdzie rzuciłem się na łóżko, próbując zasnąć. Pora nie była zbyt późna, ale byłem tak zmęczony, że się tym nie przejmowałem. Niestety, jak na złość, nie dałem rady nawet zamknąć oczu, jakby tajemniczy głos wołał mnie z powrotem przed tory. Usłyszałem również natrętne pukanie do drzwi - tamten wrócił. Pukał, pukał, aż w końcu wstałem i mu otworzyłem, a raczej policjantowi.
- Dobry wieczór - powiedział. - Widziano pana oczekującego na peronie. To prawda?
- Tak.
- W takim razie proszę - podał mi kopertę - zadośćuczynienie za długie czekanie. Do widzenia.
Odszedł, zostawiając mnie z pół otwartą gębą. Nie no, naprawdę przejęli się nadchodzącym cudem, że za niego płacą. Byłem ciekaw, ile zapłacili Roksanie za przyjazd tutaj. Nagle zmieniła się ona w moich oczach - zobaczyłem ją jako kobietę łaknącą pieniędzy na zmianę, na wejście w grono pięknych, przynajmniej kategorii A, czyli po alkoholu. Taką, co nie cofnie się przed niczym, chociaż doskonale wie, że przywita ją szok i podniecenie. A może właśnie nie wiedziała? Może przyjedzie i rzeczywiście okaże się nieśmiałą istotką, która spróbuje bez skutku uskoczyć wygłodzonym wilkom? Już wiedziałem, że nie usiedzę w domu dłużej niż kilka minut - poszedłem na dwór, nie zbliżając się jednak do dworca.
Ze zbiorowego okrzyku zdumienia, który dobiegł do mnie po godzinie łażenia bez celu, wyczytałem, iż pociąg nadjechał. Wokoło mnie nie było ani jednej żywej duszy, każdy pobiegł na peron, jedni z własnego pragnienia, drudzy, bo nie chcieli być gorsi. Śmiałem się w duchu, dziękując też, że stacja nie zajmuje całego miasteczka. Mogłem przez to spokojnie chodzić po ulicach, które niedługo zostaną nasiąknięte zapachem nowości. Ostatni raz wciągnąłem piękne powietrze i, wypuszczając je ustami, znieruchomiałem.
Domyślałem się, że brzydula zechce uciec, ale żeby aż tak daleko?
Skąd wiedziałem, że to ona? Nie wiedziałem, raczej czułem, a rzadko kiedy mój szósty zmysł się mylił. Stała pięć metrów ode mnie blisko bujnych krzaków gotowa w każdej chwili w nie wskoczyć. Wyglądała... cóż, na pewno inaczej. Gdyby na siłę ją wcisnąć w któryś rodzaj piękna, poradziłaby sobie nieźle w grupie W - wszystko jest piękne - albo nie wiem, w jakiejś innej. Na pewno jednak nie w P, czyli z powodu pewności siebie. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, drżały jej też chyba usta i ręce. Na każdy odgłos wołania niemal mdlała. Sam bałem się zrobić krok, by jej nie wystraszyć, zresztą, zdawała się mną nie przejmować. Zapewne byłem dla niej wybawieniem, jednym z tych dobrych, którzy pomogą mimo tysiąca przeciwników. Ich krzyki to zbliżały się, to oddalały, miałem - mieliśmy - jednak pewność, że kiedyś dopadną brzydulę. Brzydulę? Tak, tak ją nazywano, tak też miała wyglądać i pewnie wyglądała, tylko ja nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Może z powodu słabego światła, może zmęczenia czekaniem, a może po prostu zwykłego przekonania uznałem, że na pewno jest ładniejsza od dwóch panienek z peronu.
Po pięciu minutach wpatrywania się w Roksanę ona po raz pierwszy spojrzała na mnie dłużej niż na ułamek sekundy, jednocześnie oddalając się. Kręciła przy tym głową i szeptała "nie, nie". Zrozumiałem. Kolega zjawił się właśnie wtedy, gdy znikała za zakrętem prowadzącym do wyjścia z miasteczka.
- Pociąg przyjechał - mówił - ale ona uciekła, wszyscy się za nią rzucili, ale... No nie ma jej, zginęła. Widziałeś ją może?
- Nie.
3
pisareczka pisze:jakoś tak to napisałeś...
"napisałaś"

Aczkolwiek bardzo lubię pisać w rodzaju męskim, heh.
Za końcówkę przepraszam, znaczy się nie chciałam kończyć wielkim wybuchem, zaskoczeniem, tylko w miarę spokojnie i żeby ta brzydka dziewczyna nie była zbyt określona.
Dzięki.

5
Gorsza, czyli niezrozumiała, co?
Ech, nie chce mi się tłumaczyć, zresztą, tekst się powinien bronić sam, bla bla bla. Dzięki, szkoda tylko, że tak mało chcecie pisać o opowiadaniu. No ale rozumiem.

6
Mam pewien problem z oceną tego tekstu i to z kilku powodów.
Po pierwsze mimo tego, że nie znalazłam poważniejszych błędów czytało mi się źle. Jakoś brakowało płynności - zacinałam się na niektórych zdaniach, a nie wiem z czego to wynikało. Czy jakieś przecinki, czy jakieś przeskoki między opisami itp... Czy może jakoś nietrafnie użyte wyrazy... A może po prostu moje zmęczenie - podaję tylko odczucie jako, powiedzmy, kwestię do zastanowienia się nad
Po drugie sama treść (ciężko to nazwać fabułą) nie przemówiła do mnie (mogłam nie zrozumieć - jestem kiepska w zabawach typu "co autor miał na myśli"). Podobały mi się jednak poszczególne motywy: pomysł miasta bez brzydoty, klasyfikacja piękna według liter - miodzio
, zachowanie, dialogi staruszków też ok.
Za to dialogi między bohaterem a jego kolegą wydawały mi się strasznie sztuczne - wiem, że to nie jest opowiadanie realistyczne i reakcje bohaterów muszą być w jakiś sposób okrojone przez świat, w który ich wsadziłaś, ale zabrakło mi jakiejś swobody w tych tekstach.
Tylko widzisz, Patka, większość moich zarzutów ma te nieporadne słówka "jakiś", "jakoś" itp. Nie umiem wskazać palcem poszczególnych błędów. Wydaje mi się, że zabrakło czegoś bardziej konkretnego - jakbyś miała fajny pomysł (super tło
) i wykorzystała go pod coś mocno mdłego i bezbarwnego.
Podsumowując - brak poważniejszych zastrzeżeń, ale też brak tego czegoś, co by urzekło. Nie wiem, czy coś wyciągniesz z moich marudzeń, ale mam nadzieję, że tak.
Pozdrawiam,
Ada
Po pierwsze mimo tego, że nie znalazłam poważniejszych błędów czytało mi się źle. Jakoś brakowało płynności - zacinałam się na niektórych zdaniach, a nie wiem z czego to wynikało. Czy jakieś przecinki, czy jakieś przeskoki między opisami itp... Czy może jakoś nietrafnie użyte wyrazy... A może po prostu moje zmęczenie - podaję tylko odczucie jako, powiedzmy, kwestię do zastanowienia się nad

Po drugie sama treść (ciężko to nazwać fabułą) nie przemówiła do mnie (mogłam nie zrozumieć - jestem kiepska w zabawach typu "co autor miał na myśli"). Podobały mi się jednak poszczególne motywy: pomysł miasta bez brzydoty, klasyfikacja piękna według liter - miodzio

Za to dialogi między bohaterem a jego kolegą wydawały mi się strasznie sztuczne - wiem, że to nie jest opowiadanie realistyczne i reakcje bohaterów muszą być w jakiś sposób okrojone przez świat, w który ich wsadziłaś, ale zabrakło mi jakiejś swobody w tych tekstach.
Tylko widzisz, Patka, większość moich zarzutów ma te nieporadne słówka "jakiś", "jakoś" itp. Nie umiem wskazać palcem poszczególnych błędów. Wydaje mi się, że zabrakło czegoś bardziej konkretnego - jakbyś miała fajny pomysł (super tło

Podsumowując - brak poważniejszych zastrzeżeń, ale też brak tego czegoś, co by urzekło. Nie wiem, czy coś wyciągniesz z moich marudzeń, ale mam nadzieję, że tak.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
7
nie powinno być "hen"? ( albo "het", dla mnie bardziej swojskie;))patkazoom262 pisze:powędrowała hej gdzieś daleko
źle jakoś zabrzmiało, niejasno. może "nie dałem się owładnąć podnieceniu"?patkazoom262 pisze:Jako jeden z nielicznych nie dałem się do reszty podnieceniu
obecnie słowo "kamerować" nie jest błędem (do niedawna było), ale jednak bardzo brzydko brzmi. lepiej "filmować".patkazoom262 pisze:nie można robić zdjęć ani kamerować
tak po prostu wszedł i odjechał, jakby to był samochód;)patkazoom262 pisze:Mężczyzna pokłonił się nisko, wszedł do pociągu i odjechał nim
uśmiałam się przy tympatkazoom262 pisze:Byłem chyba jedynym facetem, który nie obmyślał planu ugoszczenia Roksany w sypialni. Nie żebym miał ukochaną czy też jakieś problemy

nielogiczne. nie przejmowała się nim, ale uważała go za wybawienie.patkazoom262 pisze:Sam bałem się zrobić krok, by jej nie wystraszyć, zresztą, zdawała się mną nie przejmować. Zapewne byłem dla niej wybawieniem, jednym z tych dobrych, którzy pomogą mimo tysiąca przeciwników.
nielogiczności było więcej, jak to, że kolega zabrał dziewczyny w przytulne miejsce, a potem się okazało, że wcale nie opuścił peronu. albo może źle to zrozumiałam.
miasteczko musiało być bardzo malutkie, skoro chłopak tyle po nim chodził i chodził, i nadal był tak bliziutko dworca, że aż słyszał wrzaski ludzi. na koniec to "wyjście z miasteczka" - od razu się zastanowiłam, czy było jedynym.
fajne jest to, że nie opisałaś konkretnego wyglądu ludzi, ot piękni i tyle. znudzeni własną pięknością, tak że nawet narrator nie poświęcił im dużo miejsca;) ale opisu "brzyduli" było dla mnie za mało, okej, wiem że tak miało być, ale poczułam niedosyt;)
ogólnie ciekawa wizja miasteczka, gdzie wszyscy są piękni. tylko skąd się tam wzięli? rodzili się już tacy, czy najpiękniejszych z kraju deportowano akurat tam? albo może wszyscy brzydcy dostali nakaz eksmisji i tak oczyszczono społeczeństwo z brzydoty?;)
czuć młodzieńcze spojrzenie na całą sprawę, i nie mówię tego tylko dlatego, że spojrzałam na Twój wiek w profilu;) trochę oderwania od rzeczywistości jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
czytałam tekst zaraz po wrzuceniu, ale przy ponownym czytaniu dzisiaj jakoś inaczej na to spojrzałam. wtedy najbardziej rzucił mi się w oczy niezły pomysł na opowiadanie i naprawdę się ubawiłam, teraz, dobrze znając fabułę, bardziej skupiałam się na ogólnej poprawności i stylu. nie zachwyca szczególnie, ale nie jest źle. z dialogami coś tam nie grało w zapisie, braki kropek i dużych liter.
pozdrawiam;)
8
Patka?
Zaczarowałaś mię pierwszymi zdaniami. Oczywiście czytałem, jak osioł. dalej, ale te pierwsze słowa do mnie...
To piękne opko. Tyle mogęż napisać. Przychodzi mnie do głowy cała masa odgromników, ale bastuję...
Jesteś najciekawszym pisarczykiem jakiego znam dość nie nachalnie....
Zaczarowałaś mię pierwszymi zdaniami. Oczywiście czytałem, jak osioł. dalej, ale te pierwsze słowa do mnie...
To piękne opko. Tyle mogęż napisać. Przychodzi mnie do głowy cała masa odgromników, ale bastuję...
Jesteś najciekawszym pisarczykiem jakiego znam dość nie nachalnie....

"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll
10
O ja, nie spodziewałam się już żadnych ocen, weszłam do działu ot tak, a tu proszę.
Dziękuję.
Tekst miał się znaleźć w pewnym kwartalniku, ale chyba się nie znalazł... Nie wiem, czemu. Zastanawiam się teraz, po co ktoś tam prosił mnie o biogram.
Żartuję, masz rację oczywiście.


Ancepie też dziękuję i Adrannie.

Tekst miał się znaleźć w pewnym kwartalniku, ale chyba się nie znalazł... Nie wiem, czemu. Zastanawiam się teraz, po co ktoś tam prosił mnie o biogram.
Widocznie bardzo głośno krzyczeliLuka w pamięci pisze:miasteczko musiało być bardzo malutkie, skoro chłopak tyle po nim chodził i chodził, i nadal był tak bliziutko dworca, że aż słyszał wrzaski ludzi.

Żartuję, masz rację oczywiście.
Chciałam jeszcze swym cudnym młodzieńczym spojrzeniem spojrzeć na coś innego, tzn drugą część napisać, ale już sama nie wiem. Tyle mam ostatnio pomysłów.Luka w pamięci pisze:czuć młodzieńcze spojrzenie na całą sprawę, i nie mówię tego tylko dlatego, że spojrzałam na Twój wiek w profilu;)
Nie ty jedna, no ale masz rację, tak miało być. Brzydula miała być nieokreślona, każdy czytelnik może ją sobie wyobrażać inaczej. Po swojemu.Luka w pamięci pisze:ale opisu "brzyduli" było dla mnie za mało, okej, wiem że tak miało być, ale poczułam niedosyt;)

Dobre pytanie, na które nie mam wytłumaczenia, różne są jednak możliwości. Najważniejsze, by pamiętać, żeby tekstu nie brać do końca poważnie.Luka w pamięci pisze: gdzie wszyscy są piękni. tylko skąd się tam wzięli?

O, kurczaki, miło mikanadyjczyk pisze:esteś najciekawszym pisarczykiem jakiego znam dość nie nachalnie....

Ancepie też dziękuję i Adrannie.