Nagle, wschodnia część targowiska zakotłowała się, ktoś krzyknął. Krzyk nie przypominał odgłosu wydawanego przez człowieka uradowanego, czy też jako uosobienie irytacji - prędzej była to prośba o pomoc. Nikt nie kwapił się do jej udzielenia, bowiem w tej chwili lud skierował się w stronę przeciwną, śpiesznie opuszczając to miejsce, ignorując towarzyszy, pozostawiając za sobą dobytek.
-Pogońcie ich do chlewa, gdzie ich miejsce! - Tu i ówdzie błysnęła stal, zaś z tłumu wyróżniło się kilku uzbrojonych mężczyzn. Ubrani byli jednakowo, w ciemne, brązowe barwy. Na ich piersiach błyskało srebro, którym przyozdobione było godło Gordianu. Tinor nie czekał, aż Gordyjczycy dotrą do niego, zanurkował pod stragan. Nagle pożałował, że nie potrafi posługiwać się mieczem. Przesunął się pod skrzynię, z której wydobywała się woń zgniłych owoców, i wychylił się ostrożnie. Napastników było ledwie trzydziestu, jednak i ta liczba wystarczała do siania popłochu wśród mieszkańców miasta. Strażnicy miejscy również nie wykazali się odwagą - ich broń leżała na glebie, zaś oni szybko zrównali się z pozostałymi uciekinierami. W ślad za nimi puścili się Gordyjczycy, ktoś zaczął wyć, turlając się po bruku.
-Cholera, że też musiałem uskoczyć w tą stronę... - Mruknął Tinor, tęsknie wpatrując się w drzwi do dość zadbanego domu. Na drodze do niego przemykały sylwetki napastników. Jeden zbliżył się do kryjówki złodzieja, przystając. Melsche wstrzymał oddech, wytężając jednocześnie słuch. Niepotrzebnie, bowiem słowa które nadeszły słychać było na całym placu.
-Dobra, poszło gładko... Ubili nam kogoś? - Z dźwięku dało się wywnioskować, że mówiący mężczyzna miał prawie pięćdziesiątke. Strasznie seplenił.
-Nie - Padła zwięzła odpowiedź - Po drugiej stronie to samo. Udało nam się ich osaczyć.
-Czemu się nie bronili? - Zaniepokoił się ktoś inny. Tym razem, odpowiedzią był śmiech.
-Uwierz mi, nikt nie spodziewał się że będziemy mieli czarownika po swojej stronie. - Chwila pauzy - Jestem pewien, iż myśleli że ich mury są wystarczającą obroną.
Tinor ośmielił się wyjrzeć. O stragan opierał się dość młody żołnierz, w milczeniu obserwujący starszego mężczyznę, prawdopodobnie przywódcę, wokół którego zebrała się mała grupka. Tymczasem, zabrzmiały rogi.
-To znak - Stwierdził sepleniący wojak - Ursus, weź kilku pachołków i obsadź bramę, coby nas nie zaskoczyli. Neil, Corkan, pomęczcie trochę tych co pokryli się w chałupach. Reszta za mną - Przerwał, nasłuchując. Z oddali dobiegł szczęk wyciąganej broni - Chyba już się zaczęło...
Nie oglądając się za siebie, szybkim krokiem ruszył w stronę miasta. Jego siwa broda powiewała, smagana wiatrem. Złodziej poczuł, że na karku tworzy mu się gęsia skórka. Wmówił sobie że to też przez wiatr.
Ku rozpaczy Tinora, wskazani przez dowódcę żołnierze - Neil i Corkan za pierwszy swój cel obrali kryjówkę, miejsce gdzie zamierzał się schronić. Przypuszczał, że tunelami skierowała się tam masa popleczników. Odkrycie ich byłoby straszną katastrofę, toteż nie zastanawiając się długo, sięgnął ręką, przesuwając pokrywę skrzyni. Wyjął zgniły owoc i prostując się, rzucił jabłkiem w jednego z napastników. Pocisk trafił, z odrażającym sykiem rozbijając się na kawałki po uderzeniu w głowę barczystego łysola, Neila. Ten w pierwszej chwili zachwial się, jakby zamroczony, po czym przyklęknął, naprężając zdjętą z pleców kuszę. Jego towarzysz wykręcił się, i zaczął półkolem okrążać złodzieja, koniuszkiem ogromnego brzeszczota wywijając niewielkie okręgi. Nim Tinor zdążył pożałować swej decyzji, bełt przeleciał tuż obok niego i wbił się w skrzynię, za którą przed chwilą się krył.
-Zdychaj, leszczu - wycedził Neil. Przy każdym ruchu z jego ubrania wypadała ogromna ilość kawałków, które utknęły tam przy rozbiciu jabłka. Melsche rzucił się w jego stronę, próbując udaremnić ponowne naładowanie broni, lecz na drodze stanął mu Corkan, płaskim cięciem wdzierając się pomiędzy Tinora a kusznika. Ostrze przecięło koszulę, drasnęło też skórę na brzuchu. Złodziej odsunął się, wtedy jego nozdrza zostały podrażnione przez woń dymu, ciężką i nieprzyjemnie oleistą. Z budynków w głębi miasta wyłoniły się koniuszki płomieni.
-Nie cieszysz się, że ten twój burdel zostanie doszczętnie spalony? - kontynuował monolog rozwścieczony łysol - A może ci dziewek szkoda?
Nie bardzo, stwierdziła ta część Tinora, która nie była zajęta walką. Bardzo mała część. On sam był zmuszony cofać się pod naporem wolnych machnięć niewprawionego w walce żołdaka. W końcu ten zmęczył się, przerywając atak, zaś Tinor stanął w miejscu, przypominając sobie ciężkie dni spędzone pod dachem Keotha. Zaparł się mocno, postanawiając że się nie cofnie. Już nigdy więcej.
Wysoki szatyn odziany w kolczugę po raz kolejny uniósł miecz, uprzedzając o uderzeniu po skosie. Po raz kolejny uśmiechnął się paskudnie, i zamaskował cios szybkim cięciem sztyletu, trzymanego w lewej ręce. Sztylet został odbity. Miecz nie. Młody chłopak rzucił się w prawo, cudem unikając śmierci. Uniósł nieporęczną, źle wyciosaną pałkę. Uformował gardę, jak uczył go Keoth. Blask z ogniska rozpalonego na polanie padł na drewno, ujawniając ogromną ilość wgłębień, śladów po uderzeniach krótkiego miecza. Jak zwykle, Keoth nie dał mu odsapnąć, pochylając się lekko, celując w nogi. Sparowanie tego zmusiło Tinora do przyklęknięcia, a w następnej chwili jego twarz spotkała się z ciężkim, skórzanym butem. Krew pociekła po podbródku, wzrok mu się zamazał. Przeturlał się w lewo, starając się opanować. Keoth stanął nad nim w rozkroku, podnosząc ostrze. Wbił je tuż obok jego głowy, ścinając przy okazji jego długie włosy, aktualnie rozpłaszczone na glebie. Po tym wypadku, Tinor był zmuszony obciąć je tuż przy skórze. Już nigdy nie odrosły tak jak tego chciał.
-Już się zmęczyłeś? - Udał zdziwienie wojownik - A może uznałeś że dam ci spokój, jeśli będziesz udawać wyczerpanego?
Tinor zacisnął zęby, dysząc ciężko. Był zmuszony przechylić głowę, mimo że strasznie bolała przy każdym ruchu. Krew, do tej pory zalewająca twarz, niemalże potokiem skierowała się na ziemię, wsiąkając w suchą trawę.
-Nie chcesz wstać? - Keoth spoglądał w górę, obserwując niebo zapełnione gwiazdami. Wolno skierował swój wzrok na leżacego na ziemi - Wiesz... Chyba ci w tym pomogę.
But uderzył w podbrzusze, wyciskając z gardła Melsche urywany jęk. Ten zebrał wszystkie siły, i rozpaczliwie uczepił się nogi. Uścisk był na tyle mocny, żeby Keoth podczas wyswobodzania się musiał pomóc sobie także rękoma. Odsunął się od przegranego i zagwizdał.
-Dobrze, przynajmniej spróbowałeś. Jutro powtórka.
Po czym odszedł, zostawiając zakrwawionego Tinora na polanie. Zniknął w ogromnej chacie, nie zamykając za sobą drzwi. Chłopak wiedział, że to swego rodzaju zaproszenie. Swietnie, będzie miał gdzie spać. Zwlókł się z ziemi i chwiejnym krokiem udał się w stronę wejścia. Po drodze upadł jedynie trzy razy.
-Nie cofnę się - Stwierdził mimowolnie.
-Nie musisz - Wydyszał miecznik, robiąc krok w prawo.
Melsche rozejrzał się, korzystając z tego, że przeciwnik zaprzestał walki, wolno przesuwając się. Zauważył miecz porzucony przez strażnika, jednak by go sięgnąć, musiałby pokonać dziesięć metrów. Uznał jednak że to jego jedyna szansa, nagłym zrywem skierował się w tamtą stronę, wbiegając za stragan z towarami z Kyldii. Jego rozszalałe nerwy nie pozwoliły mu na ocenę sytuacji, zapomniał o kuszniku. Nagle poczuł ból przeszywający jego udo. Bełt szarpnął, gdy ten spróbował się poruszyć. Upadł, zwijając się w kłębek. Spojrzał w tył. Pocisk przebił drewnianą konstrukcję straganu i wbił się w jego ciało. Teraz spoczywał w drewnie, jego czubek był pokryty krwią. Tinor zerwał się, biegł dalej. Podświadomie czuł, że Corkan jest tuż za nim. Zaczepił stopą o kamień. Resztę drogi pokonał, turlając się po bruku. Ból rozlał się po jego ciele, wbijając kolce tuż pod skórę. Niemal nie widząc otoczenia, złapał za rękojeść tak mocno, jak kiedyś uczepił się nogi Keotha. Zamachnął się na ślepo, szerokim cięciem przecinając powietrze. I coś jeszcze.
Corkan zawył z bólu, łapiąc się za rękę poniżej łokcia. Zachwiał się, i cofnął, utrzymując dystans. Przełożył miecz do lewej ręki. Prawą miał niemalże rozrębaną. Zatoczył się, i zaatakował z furią. Tinor bez trudu sparował słabe uderzenie, po czym rzucił się na przeciwnika, przygniatając go. Miał w tym swój cel - wepchnął żołdaka na bełt. Ten z nieprzyjemnym odgłosem wbił się w ciało Corkana. Corkan zawył ponownie, po czym oklapł, plując jedynie krwią. Jego żywot zakończył drugi bełt, rozrywając szyję. Niezbyt trudno było domyśleć się, że pocisk nie powinien być skierowany w towarzysza.
-Chol... Cholera - Zaklął łysol, trzęsącymi rękoma napinając po raz kolejny kuszę. Widać było, że najchętniej by zwymiotował. Nie wytrzymał, i zrobił to, bryzgając na swoją kuszę. Mimo to, nie zaprzestał czynności, i kiedy złodziej dobiegł do niego, lekko przechylając się w stronę przeciwną do zranionego uda, kusza była nabita. Nagle, Neil rozłożył ręce, przyklękając. Kusza wypadła ze zdrętwiałych palców i uderzyła o bruk. Tinor zatrzymał się. Jego twarz była skierowana na towarzysza po fachu, który wyciągał sztylet z ciała łysego przeciwnika.
-Co się tak gapisz? - Rzekł opryskliwie Dreher - Może byś ruszył dupę, póki jeszcze żyjesz?
Nie wiedzieć kiedy znaleźli się w Korzeniu, bowiem tak zwano kryjówkę wszelkich szubrawców z tych stron. Gdy już przekroczyli schody do piwnicy, a Dreher zabezpieczył wejście rdzewiejącym zamkiem, Tinor zwalił się na ziemię. Nie wiedział co myśleć o tym wszystkim, więc przestał myśleć. Stracił przytomność.
----
Nazwa niezbyt trafiona, jednak ma swoją rację. Co najważniejsze - podoba mi się.
2
Kiedy zobaczyłem, że ktoś dodał jakieś fantasy ucieszyłem się. W końcu coś w moim guście, w sam raz na chwilę relaksu. Teraz jednak, po przeczytaniu połowy tekstu stwierdzam, że ani trochę się nie zrelaksowałem. Wręcz przeciwnie.
Mimo, że nie jestem jakimś znawcą, weryfikatorem czy innym specem, tylko szarym użytkownikiem, który może (często) się mylić, spróbuję wytknąć główne błędy w tym fragmencie.
Dialogi. Nie znasz podstawowych zasad ich pisania przez co są męczące. Zajrzyj tu: http://piorem-feniksa.blog.onet.pl/2,ID ... index.html
Interpunkcja również pozostawia wiele do życzenia. Mimo, że u mnie też ona kuleje, to zauważyłem u Ciebie sporo błędnych przecinków lub ich braki.
2)Tu się powinien skończyć dialog, a zacząć nowy akapit. Ewentualnie po pauzie dodać np. "krzyknął ktoś z tłumu." czy coś. I tyle.
3)To samo. Nie możesz wrzucać do jednego akapitu opisu napastników i akcji bohatera. Jeszcze w aki chaotyczny sposób. W ogóle czy ja przegapiłem wprowadzenie głównej postaci? Nie. Jego po prsotu nie ma. Jest on pokazany pierwszy raz w takim miejscu, z którego to logicznie NIE wynika i ja myślę: "ale kto to jest do cholery?". Zero opisu. Przez cały czas, oczami wyobraźni widziałem białego manekina.
Wybacz, ale głębiej odechciało mi się wczytywać
Styl jakiś widać. Nie porywający, za to chaotyczny i najeżony błędami, ale jest. Jak na czternastolatka - nie jest źle. Mnie jednak zniechęciłeś po niecałej połowie, jeszcze dużo pracy przed Tobą. Czytaj, czytaj, czytaj. A w międzyczasie pisz, żebyś sobie styl wyrobił
Szary Czytelnik
Gremlin
Mimo, że nie jestem jakimś znawcą, weryfikatorem czy innym specem, tylko szarym użytkownikiem, który może (często) się mylić, spróbuję wytknąć główne błędy w tym fragmencie.
Dialogi. Nie znasz podstawowych zasad ich pisania przez co są męczące. Zajrzyj tu: http://piorem-feniksa.blog.onet.pl/2,ID ... index.html
Interpunkcja również pozostawia wiele do życzenia. Mimo, że u mnie też ona kuleje, to zauważyłem u Ciebie sporo błędnych przecinków lub ich braki.
1)Do chlewa? Zupełnie nie pasuje mi... może lepiej "koryta"?FFX pisze:-Pogońcie ich [1]do chlewa, gdzie ich miejsce! - [2]Tu i ówdzie błysnęła stal, zaś z tłumu wyróżniło się kilku uzbrojonych mężczyzn. Ubrani byli jednakowo, w ciemne, brązowe barwy. Na ich piersiach błyskało srebro, którym przyozdobione było godło Gordianu. [3]Tinor nie czekał, aż Gordyjczycy dotrą do niego, zanurkował pod stragan. Nagle pożałował, że nie potrafi posługiwać się mieczem.
2)Tu się powinien skończyć dialog, a zacząć nowy akapit. Ewentualnie po pauzie dodać np. "krzyknął ktoś z tłumu." czy coś. I tyle.
3)To samo. Nie możesz wrzucać do jednego akapitu opisu napastników i akcji bohatera. Jeszcze w aki chaotyczny sposób. W ogóle czy ja przegapiłem wprowadzenie głównej postaci? Nie. Jego po prsotu nie ma. Jest on pokazany pierwszy raz w takim miejscu, z którego to logicznie NIE wynika i ja myślę: "ale kto to jest do cholery?". Zero opisu. Przez cały czas, oczami wyobraźni widziałem białego manekina.
Kolejny byczek z serii "o co chodzi?". Zakładam, że to nazwisko tego Timora? Cóż, wypadałoby jakoś wcześniej o tym napomknąć, chociażby w pierwszym zdaniu: "Timor Melsche, nie zamierzał czekać, aż...", inaczej czytelnik gubi się.FFX pisze:Jeden zbliżył się do kryjówki złodzieja, przystając. Melsche wstrzymał oddech, wytężając jednocześnie słuch.
Wybacz, ale głębiej odechciało mi się wczytywać

Styl jakiś widać. Nie porywający, za to chaotyczny i najeżony błędami, ale jest. Jak na czternastolatka - nie jest źle. Mnie jednak zniechęciłeś po niecałej połowie, jeszcze dużo pracy przed Tobą. Czytaj, czytaj, czytaj. A w międzyczasie pisz, żebyś sobie styl wyrobił

Szary Czytelnik
Gremlin
3
Dzięki. Nie przeczytałem zbyt dużo jak na razie z tego co podałeś, potem przejrzę, ale może pomóc.
Co do wprowadzenia do postaci, jest to fragment dłuższej pracy. Na początku miałem zamiar wstawić część opisującą, jednak nie pasowała mi do reszty tekstu, i w końcu wyrzuciłem ją, zostawiając resztę niezmienioną. Nie zastanawiałem się nad tym, toteż stąd brak opisu miejsca i bohatera. Wybacz.
Interpunkcja to moja zgryzota, pojedyńcze zdania potrafię skonstruować, ale gdy przychodzi czas na napisanie czegoś dłuższego... tragedia. W każdym razie, i tak idzie mi lepiej niż gdy po raz pierwszy wrzucałem tutaj tekst.
Za komentarz dziękuję.
Szary Autor
FFX
Co do wprowadzenia do postaci, jest to fragment dłuższej pracy. Na początku miałem zamiar wstawić część opisującą, jednak nie pasowała mi do reszty tekstu, i w końcu wyrzuciłem ją, zostawiając resztę niezmienioną. Nie zastanawiałem się nad tym, toteż stąd brak opisu miejsca i bohatera. Wybacz.
Interpunkcja to moja zgryzota, pojedyńcze zdania potrafię skonstruować, ale gdy przychodzi czas na napisanie czegoś dłuższego... tragedia. W każdym razie, i tak idzie mi lepiej niż gdy po raz pierwszy wrzucałem tutaj tekst.
Za komentarz dziękuję.
Szary Autor
FFX
4
w tym miejscu już masz widoczną okazję, aby uniknąć byłozy i skrócić wyliczankę - wystarczy zrobić z tego jedno zdanie. Zobacz na:-Pogońcie ich do chlewa, gdzie ich miejsce! - Tu i ówdzie błysnęła stal, zaś z tłumu wyróżniło się kilku uzbrojonych mężczyzn. Ubrani byli jednakowo, w ciemne,
- Pogońcie ich do chlewa, gdzie ich miejsce! - Tu i ówdzie błysnęła stal, zaś z tłumu wyróżniło się kilku uzbrojonych mężczyzn ubranych w ciemne...
Te srebro to pektorał, tak? Więc jest samo w sobie ozdobą i symbolem. Zobacz na taką zmianę:Na ich piersiach błyskało srebro, którym przyozdobione było godło Gordianu.
Na piersiach dumnie błyszczał srebrny pektorał z godłem Gordianu.
Sama nazwa Gordianu kojarzy się z Gondorem - zalatuje kalką...
za dużo zaimków. Mogłeś ominąć to i uplastycznić zarazem:Nagle pożałował, że nie potrafi posługiwać się mieczem. Przesunął się pod skrzynię, z której wydobywała się woń zgniłych owoców, i wychylił się ostrożnie.
Nagle pożałował, że nie potrafi posługiwać się mieczem. Przylgnął do śmierdzącej zgniłymi owocami skrzyni i wychynął ostrożnie
nie operuj określeniem tak precyzyjnym na podstawie barwy głosu. Napisz lepiej, że miał głos jak pięćdziesięciolatek albo głos starego dziada, albo przepitego wilka morskiego... Zobacz na:-Dobra, poszło gładko... Ubili nam kogoś? - Z dźwięku dało się wywnioskować, że mówiący mężczyzna miał prawie pięćdziesiątke. Strasznie seplenił.
-Dobra, poszło gładko... Ubili nam kogoś? - Złodziej wywnioskował, że mężczyzna ma z pięćdziesiąt lat, bo charczał i seplenił jak stary dziad.
tu trochę przekombinowałeś:Złodziej poczuł, że na karku tworzy mu się gęsia skórka.
Złodziej poczuł na karku gęsią skórkę.
w krótkim wprowadzeniu i długiej narracji wcale nie wygląda to na monolog i określenie tego w ten sposób jest nazbyt pochopne i nie pasuje.-Nie cieszysz się, że ten twój burdel zostanie doszczętnie spalony? - kontynuował monolog rozwścieczony łysol - A może ci dziewek szkoda?
Ogólnie tekst jest do solidnej poprawki, ale nie oznacza, że jest zły. Coś ci świta i masz predyspozycje, aby to ukazać, co też czynisz. Mi brakło charakterystyki bohatera w narracji (myśli) i tego, aby go bardziej ukazać, bo chociaż bitka z dwoma facetami pokazuje, że jest tchórzliwy raczej, to poza tym wiele nie pokazałeś. Narracja troszkę poszatkowana niepotrzebnymi wstawkami (albo inaczej: potrzebnymi ale źle zapisanymi) i jest nad czym pracować. Tekst - podkreślę - nie jest zły sam w sobie, tylko wykonanie leży. Dodatkowo zwrócę uwagę na literówki, zapis dialogów i przecinki a czasami szyk przestawny też daje po oczach.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
5
Po przeczytaniu tego zdania, byłam pewna, że pisałeś groteskę. Jeśli tak nie jest, niepotrzebnie udziwniasz, napisz po prostu: wołanie o pomoc, skoro się zakotłowało na rynku, to raczej nie cyrk przyjechał.Krzyk nie przypominał odgłosu wydawanego przez człowieka uradowanego, czy też jako uosobienie irytacji - prędzej była to prośba o pomoc.
Niepotrzebne powtórzenie informacji.za pierwszy swój cel obrali kryjówkę, miejsce gdzie zamierzał się schronić.
Zła kolejność pokazywania zdarzeń. Zachwiał się, przyklęknął i od razu naprężył kuszę? A kiedy ją zdjął? Musisz być konsekwentny, bo zgubisz czytelnika.po czym przyklęknął, naprężając zdjętą z pleców kuszę
Okropnie nieplastyczne to zdanie i aż zgrzyta między zębami przy czytaniu. Spróbuj sobie to zaserwować na głos, zobaczysz o co mi chodzi.Jego towarzysz wykręcił się, i zaczął półkolem okrążać złodzieja, koniuszkiem ogromnego brzeszczota wywijając niewielkie okręgi
No nie. Co, on dynią w niego rzucił?Przy każdym ruchu z jego ubrania wypadała ogromna ilość kawałków, które utknęły tam przy rozbiciu jabłka.
wtedy jego nozdrza zostały podrażnione przez woń dymu
Personifikujesz. W całym tekście nadajesz martwym rzeczom cechy ludzkie, co potęguje groteskowość. Momentami zastanawiałam się kto opowiada albo czyimi oczyma jest widziana cała historia.wyłoniły się koniuszki płomieni
Keoth nie dał odpocząć blaskowi. Tak wynika ze zdania. Zgubiłeś podmiot.Blask z ogniska rozpalonego na polanie padł na drewno, ujawniając ogromną ilość wgłębień, śladów po uderzeniach krótkiego miecza. Jak zwykle, Keoth nie dał mu odsapnąć,
[1] Zbędny zaimek.Nagle poczuł ból przeszywający [1]jego udo. [2]Bełt szarpnął, gdy ten spróbował się poruszyć. [3]Upadł, zwijając się w kłębek. Spojrzał w tył.
[2] Bełt szarpnął? Czym i jak? Nielogiczność i to co wspominałam powyżej – personifikacja.
[3] Znowu. Zgubiony podmiot (wychodzi na to, że bełt upadł). Po drugie: skoro zwinął się w kłębek, to nie mógł spojrzeć w tył.
Nie wspominam o podmiocie, który zaginął. Skoro ból się rozlał (płynnie, falą, itd.) to nie mógł wbić kolców. Nietrafione porównanie.Ból rozlał się po jego ciele, wbijając kolce tuż pod skórę. Niemal nie widząc otoczenia, złapał za rękojeść tak mocno, jak kiedyś uczepił się nogi Keotha.
Błąd.rozrębaną
Babol. Parsknęłam śmiechem, czytając. Zrewiduj to zdanie. Piszesz o wymiotach – zaprzestawanie czynności, o złodzieju i przechylającym się w przeciwną stronę zranionego uda czyli jak? Utykał? Nie udziwniaj tak bardzo, bo gubisz sens.Mimo to, nie zaprzestał czynności, i kiedy złodziej dobiegł do niego, lekko przechylając się w stronę przeciwną do zranionego uda, kusza była nabita.
Jak na razie, to mi się nie podobało. Wrzuciłeś mnie w środek akcji, nie pisząc nic o tym gdzie jestem, kim są ci ludzie i tak dalej. Mieszasz w tekście informacje ważne, z nieistotnymi, do tego robisz to zawile i nie raz musiałam wracać, żeby zorientować się co kogo dotyczy.
Jeśli chodzi o fabułę, to za krótki tekst, żeby się o niej wypowiedzieć. Jest zalążek, ale teraz od twojego wkładu pracy zależy co z tego wyniknie.
Gubisz dynamikę, przegadując tekst, jak tu:
Popracuj nad logiką niektórych momentów akcji, bo jej brakuje.Uznał jednak że to jego jedyna szansa, nagłym zrywem skierował się w tamtą stronę, wbiegając za stragan z towarami z Kyldii.
Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.