Pętla [M]

1
Pętla nie ma początku ani końca. Teraz jednak, na potrzebę tej chwili, wypadałoby zaznaczyć jakiś punkt. Rzecz trudna jak wyskrobanie początku taśmy klejącej – nie wiadomo nawet, w którą stronę poprowadzić paznokieć.

No dobrze, niech będzie ranek. Rano wstajemy zatem z ciepłych łóżek, myjemy się. Śniadanie (odhacz, proszę, na liście), a potem skok w głębię dnia. Praca, szkoła, plaża, ach, nie chce się wymieniać. Potem wracamy do domów, odpoczynek, książka, nie książka i spać. I od nowa. Dobrze wybraliśmy ten początek, sprawnie wyszło.

Ale spójrzmy na kalendarz. Sylwester (ach, szampan, fajerwerki i nieco cichsze od nich, lecz piękniejsze – gwiazdy), potem opętańczy bieg (raczej pełznięcie? Brnięcie- masz rację) ku wiośnie, święconka i bzy. Głupio może jednak było zaczynać od Sylwestra? Lato może byłoby lepsze. Ale to pętla, bez znaczenia, gdzie zaczniemy.

Upały. Pierwszy dzień szkoły i groby. Ad infinitum.

Jest tylko jeden problem – pętla się kończy. Tak, jak gdy ktoś odetnie kawałek taśmy, gdy już znajdzie paznokciem wypukłość i rozwinie tyle, ile mu trzeba. Ciach i po wszystkim. Wszystkie nieprzespane noce, niezjedzone śniadania, groby, których już nie odwiedzimy – zsuwają się w niebyt, jak perły z rozerwanego sznura.

Powiedzieliśmy, co trzeba. Odhacz, proszę, na liście.

2
Brzmi jak fragment, nie jak samodzielna całość. Nieudana próba uchwycenia doczesności. Refleksja mi się nie spodobała, albo jej nie zrozumiałem.

3
a ja powiem tak:
pomysł był genialny, bardzo ciekawie ujęty.
co do strony technicznej, to się nie wypowiem bo jeśli chodzi o to, to jestem zielona jak listek.
Bardzo podobało mi się porównanie życia do pętli.
Maleńka

4
Nie jest to odkrywcze, ani wywrotne - pętla w twoim tekście jest czymś świadomym, ale świadomość przemija lub rozwija się - stąd porównanie do kawałka taśmy. Za krótkie, żeby więcej o tym pisać. Nie urzekło mnie stylem, metaforyką, i nie powaliło puentą. Wygląda, jak coś nieskończonego - coś, co zaświtało ci w głowie i przez napływ emocji/myśli, zapisałeś.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Hm... takie to trochę pourywane, nie do końca spójne, choć krótkie. Byłoby dobrze gdybyś zdecydował się na jeden aspekt tej skończonej nieskończoności: ludzki (wykonywane czynności) albo czasowy (przemijające pory roku). Zestawienie: świat jako taśma klejąca, życie jako jej odcinek też wypadło by dobrze. A tu wrzuciłeś do jednego worka niewspółmierne trwanie świata i życia. Pewnie przez to puenta wyszła słabo.

I jeszcze jedno. Niepotrzebnie wydzieliłeś ten fragment:
Hans K pisze:Upały. Pierwszy dzień szkoły i groby. Ad infinitum.
On należy do rozważań o przemijalności czasu, a nowy akapit zakłada, że chcesz wprowadzić coś nowego.
Chyba nie do końca dopracowany ten tekst. Nie wywołał refleksji, nie zachwycił. Czytałam lepsze twoje teksty.
Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron