
Miałam w pracy trochę czasu i postanowiłam „coś” napisać. „Coś”- bo nie wiem czy to opowiadanie czy coś innego...a może zdecyduję się aby było to częścią „czegoś”.
Przede wszystkim chcę jednak uczyć się pisać, dlatego umieszczam ten tekst gotowa na wszelką krytykę J
.................................................................................................
„Randka” z Anką.
Zastanawiam się co dla mnie znaczy słowo „przyjaźń”. Nie chciałam aby z Anią tak się skończyło, raz i na zawsze. Z drugiej strony skoro nic nie jest na zawsze, to może jest jeszcze jakaś nadzieja. Nie wiem tylko czy to ja powinnam zadzwonić? A właściwie dlaczego ja zawsze muszę robić ten pierwszy krok? Nie chcę ciągle zabiegać o czyjąś uwagę, chcę aby zabiegano o moją. Jedno czego nie mogę sobie zarzucić, to tego że nie próbowałam.
Przełamałam się i dzwoniłam, nawet kilka razy, proponowałam spotkanie. To Ona zawsze była zajęta, to musiała dłużej zostać w pracy, to była u rodziców, to bolała Ją głowa.
A mówiła, że mnie lubi.
Wszystko zaczęło się od portalu randkowego 4U.
Odkąd poznałam Anię, zawsze narzekała na brak faceta. Zwłaszcza w Święta wpadała w depresję. Płakała, żaliła się że jest sama. Rozumiałam to. Kiedyś i ja czułam się podobnie.
Zastanawiała się dlaczego tak się dzieje. Ania jest w mojej ocenie „niczego sobie”. Niebieskooka blondynka, szczupła, można powiedzieć, że jest wysoka (metr siedemdziesiąt wzrostu), z trochę za małym biustem i za dużą pupą. Ma jednak duże poczucie humoru i dobre serce. Co do wad, to zdecydowanie za dużo mówi. A jak się zdenerwuje, to mówi szybko i jeszcze więcej... i więcej. Nie trudno mi było uwierzyć, że większość potencjalnych partnerów traktuje ją bardziej jak dobrą kumpelkę od której można pożyczyć pieniądze, a czasami wyjść z nią do kina. Ania nieustannie daje sygnały, że szuka kogoś na stałe, że szuka męża. Myślę, że to było główną przyczyną uciekania wszystkich dotychczasowych adoratorów.
Kiedy w kwietniu stuknęła Jej trzydziestka, postanowiłam pomóc losowi i zarejestrowałam Anię na portalu randkowym 4U. Założyłam Jej również konto na wp aby wszystkie wiadomości z tego portalu przychodziły na wyodrębnione konto (poza tym Ania za bardzo się bała podania mi hasła do swojego głównego konta). Opłaciłam pierwszy miesiąc tytułem posiadania konta na 4U. Wypełniłam za Anię ankietę, umieściłam zdjęcie, które kiedyś Ania mi przesłała na gmaila. Po paru godzinach zadzwoniłam do Ani z relacją. Ania była wówczas w Radomiu u rodziców.
A miałam o czym opowiadać. Ankieta była banalna. Pytania typu „gdzie spędziłabyś urlop: w górach, nad morzem, w ekskluzywnym hotelu”. Oczywiście zaznaczyłam, że nad morzem. Choć muszę przyznać, że było to bardziej oczywiste dla mnie niż dla Ani. Ona, jak się później okazało, wolałaby góry. Ja wybrałabym szatyna, dla niej kolor włosów był obojętny. Przynajmniej zgadzałyśmy się w jednym – facet powinien być romantyczny.
Po zarejestrowaniu przeglądałam kandydatów. Dokonując selekcji, w wyszukiwarce, zaznaczyłam przedział wiekowy od trzydziestu do trzydziestu sześciu lat, jako miejsce zamieszkania podałam Warszawę. Wyszukiwarka znalazła chyba z czterdziestu kandydatów spełniających te parametry. Co fajniejszym panom „puszczałam oczka”. Po kilku minutach od zarejestrowania Marcin34 napisał „nowa?”. Pomyślałam sobie, że pewnie zaczepia wszystkie „nowe” i nie odpisałam. KrzysiekW z wiadomością „Cześć, napisz coś o sobie? Może uda nam się spotkać?”, nawet mi się spodobał. Okazało się, że jest z Ursynowa, co dla mnie było dodatkowym atutem bo też mieszkam w tej dzielnicy. Postanowiłam go Ani zarekomendować. W ciągu 5 godzin napisał jeszcze PawełD, Krzysio, Sławek, Starszy Pan, Grzegorz z Radomia, Warszawiak. PawełD wypełnił test zgodności. Nawet nie wiedziałam, że można taki test zrobić (test ten opierał się na pytaniach zawartych w ankiecie). Okazało się, że z Pawłem D mamy, tzn. Ania ma, sześćdziesiąt procent zgodności. W przypadku Grzegorza z Radomia „zgodność” wyniosła osiemdziesiąt procent, to prawie jak „przeznaczeni dla siebie”. Uśmiałam się z „puszczanych oczek” i otrzymywanych wiadomości typu „może do siebie pasujemy?”. Cieszyłam się, że Ania ma takie powodzenie i liczyłam na to, że może pośród tych facetów jest tan, który Ją szczególnie zainteresuje.
Gdy opowiadałam Ani o tym, cieszyła się. Bała się jednak znajomości internetowych. Zapewniłam, że jeżeli będzie chciała z kimś się spotkać, to pójdę jako Jej ochrona, w odległości paru kroków za Nią. Oczywiście nie musi się od razu umawiać. Chciałam aby najpierw sobie trochę poflirtowała. Umówiłyśmy się, że jak wróci od rodziców i będzie już w domu, dokonamy przekazania dostępów (choć sms-em wszystkie hasła wysłałam wcześniej) i Ania sama się przekona jaka to fajna zabawa.
Wieczorem Ania do mnie zadzwoniła. Prawie płakała. Mówiła „jak mogłaś pomylić mój rok urodzenia, mam trzydzieści lat, a nie trzydzieści jeden; no i ta ankieta, ja bym tak nie odpowiedziała”. Co do pomyłki w dacie Jej urodzenia, było mi przykro. Przepraszałam i uspokajałam, przecież większość randkowiczów podaje fikcyjne dane. Umieszczone zdjęcie też się nie spotkało z Jej aprobatą. Nie pomogło to, że kilku facetów wyraziło zainteresowanie i chęć kontynuowania znajomości. Obiecała jednak przemyśleć wszystko na spokojnie nim zamknie konto.
Nazajutrz Ania spotkała się z Beatą. Miałam bardzo czerwone uszy i domyśliłam się, że musiała na mnie narzekać. Jak sprawdziłam wieczorem Jej profil na 4U, zauważyłam że zdjęcie zostało usunięte. Ania stwierdziła, że owszem wybaczy mi te pomyłki ale nie może zgodzić się na istnienie konta.
Chciałam dobrze. Bawiłam się przy tym świetnie. Przykro mi było, że Ania nie potrafi się zdystansować, wyluzować i po prostu cieszyć się takimi drobiazgami. Bo dla mnie to był drobiazg. Coś co przyprawiało o taki lekki dreszczyk. A gdyby przy okazji można by było poznać świetnego faceta, to co w tym złego. Chciałam aby Ania, tak jak moja przyjaciółka Iwonka, dzięki serwisowi randkowemu poznała kogoś. Życzyłam Jej aby już na pierwszym spotkaniu poznała tego jedynego, tak jak Iwonka, która teraz jest już zaręczona.
Niestety przez następne dwa tygodnie, od tej „przygody”, Ania się do mnie nie odzywała.
Zadzwoniłam do Niej któregoś dnia. Powiedziała mi, że się na mnie nie gniewa, że mnie bardzo lubi ale nie może się spotkać. Postanowiłam wówczas poczekać jeszcze kilka dni nim ponownie spróbuję nawiązać z Nią kontakt.. Przyznaję, było mi głupio i czułam się winna. Zrozumiałam, że to przede wszystkim ja dobrze się bawiłam. Niestety następne spotkanie też nie doszło do skutku, bo Ania się źle czuła.
Gdy kolejne dwa tygodnie minęły bez jakiegokolwiek znaku od Ani, poddałam się.
Napisałam do niej sms-a ,że widocznie czas weryfikuje każdą znajomość i najwidoczniej Ona już nie chce się ze mną przyjaźnić. Życzyłam Jej aby znalazła tego jedynego.
W odpowiedzi Ania napisała, że niczego nie rozumie, że to ja miałam się odezwać i ustalić termin spotkania. Chciało mi się śmiać i miałam już dosyć.
Nie wiem, może sama chciałam zerwać z Nią kontakt. Do dziś się zastanawiam czego ja oczekiwałam i oczekuję od tej znajomości. Wyszłam z założenia, że to Ania nie potrafiła zdobyć się na odwagę i powiedzieć mi, że już nie chce mnie znać. Zniosłabym to dzielnie. A może nie, może zabolałoby mnie to mocniej niż mi się wydaje.
Jednak nie będę już dzwonić, wysyłać sms-ów. Już nie.