Światła reflektorów oświetliły zasypany igliwiem wjazd. Lola wcisnęła pedał gazu i samochód powoli ruszył. Będąc już w garażu, uchyliła okno i zaciągnęła się ostrym powietrzem. Tak, tego właśnie jej brakowało, tego potrzebowała – spokoju. Rozłożyła się na fotelu, z rękami za podgłówkiem i powiedziała do samej siebie – ”Jest okej, Lola, jest okej”.
Lisa kończyła zaparzanie herbaty. Bialutkimi dłońmi podniosła wieczko czajnika, spod którego buchnęła chmura pary. Postawiła przy nim dwie szklanki z fusami i napełniła wrzątkiem. Spojrzała przez okno na widok za leśniczówką – Loli nie ma w samochodzie. Poczuła, jak ściska się jej serce, przecież ktoś mógł dziewczynę uprowadzić i zgarnąć łup. Lisa wybiegła przed dom i wzrokiem szukała przyjaciółki – pusto, Lola zniknęła, niech to szlag!
W tym czasie śledczy Rusco opróżnił butelkę urodzinowego whisky i położył się na kanapie. Jego wewnętrzne zadowolenie przerwał dzwonek telefonu.
- John? Okej, świetnie, jest sprawa. Jakiś facet twierdzi, że dorwał jedną z dziewczyn, no wiesz, tych od napadu. Wmawia nam, że trzyma ją w stodole i czeka na nasz przyjazd. Co ty na to?
Rusco przeklął. Dlaczego kłopoty zaczynają się zawsze po pracy? Zerwał się z sofy i krzyknął do słuchawki – „Zaraz będę, Frank, czekajcie!”.
W holu czekał już na niego oddział złożony z dwóch karabinierów i Franka. Rusco uścisnął dłoń każdemu z osobna i oparł się o ścianę.
- Coś nie tak? – zapytał Frank, poprawiając marynarkę. – Dobrze, że wyglądamy jak cywile.
- Faktycznie dobrze – stanął na równych nogach i dłonią przetrwał twarz. – Cholera, kiepsko się czuję.
Frank położył mu dłoń na ramieniu i zaprowadził do łazienki, po czym rzucił – „Doprowadź się do porządku i przyjdź, zaczekamy”.
Cadillac z Lisą za kierownicą pędził leśną dróżką, rwąc posadzkę z igieł, szyszek i barwnych liści. Lisa zapaliła papierosa i wcisnęła hamulec, zainteresowana niewielkim błyskiem. To pewnie tam, pomyślała, jakiś skurwiel najpierw dobierze się do Loli, a później do forsy, na pewno. Albo odwrotnie. Wóz znów zerwał się z miejsca i pognał w stronę jarzącej plamki.
Lola otrzeźwiała dopiero po kilkunastu minutach. Podniosła się i wymacała w kieszeni latarkę. Porywacz zamknął ją w jakimś magazynie pełnym siana, obok jest zaparkowany zdezelowany pickup, pewnie trafiła do zwykłego farmera, to dobrze, pierwszy raz od wielu tygodni odetchnęła z ulgą. Nie licząc, oczywiście, relaksu tuż po przyjeździe do kryjówki przygotowanej przez Lisę.
Niespodziewanie wrota magazynu rozwarły się. Lola dostrzegła zabawną sylwetkę i spytała, gdzie jest. Mężczyzna nacisnął przełącznik i po chwili wisząca pod sufitem żarówka oświetliła twarze. Lola uspokoiła się jeszcze bardziej, ten okrągły, siwy dziadek nic jej nie zrobi, nie da rady, za krótki jest dla niej i Lisy. No właśnie, Lisa, co z nią?
- Witaj – facet próbował odgrywać twardziela, przeglądał ścienną szafkę i popalał papierosa. – Co dalej? Wpadłaś, dziewczynko, policja już tu jedzie.
Przerwał mu dźwięk silnika, który Lola dobrze znała – to ich różowy cadillac, tak, to on! – Omal nie wrzasnęła z radości.
- Znasz ten samochód? – Zapytał porywacz, widocznie zaniepokojony.
- Zamknij się, pajacu, bo to twój koniec, nie mój – wstała i uderzyła go prosto w twarz. Mężczyzna próbował bronić się leżącym w pobliżu łomem, ale był za stary na pojedynek z młodą krwią. Z wozu wysiadła Lisa ze strzelbą. – Jest tutaj!
Odgłos wystrzału zbudził wypoczywające nieopodal stado kruków, które wystrzeliło w górę, trzepocąc skrzydłami. Ciało opadło, Lola paroma kopniakami wyzbyła się złości i zajęła miejsce pasażera w ich ukochanym cadillacu. Jest i ona, Lisa, jak dobrze ją widzieć!
- Zaraz zjadą się tu gliny, spieprzajmy stąd – samochód wycofał i po chwili wjechał na znaną obu dziewczynom dróżkę. – Dlaczego się odłączyłaś? Do diabła, mogłyśmy wpaść z twojej winy! Co z forsą?
- Zabrał tylko mnie – uspokoiła Lola. – Lisa, przepraszam, nie chciałam…
- Wiem, już okej – popatrzyła w środkowe lusterko – Lola, widzisz to? Gliniarze?
Policyjne radiowozy zajechały pod dom zamordowanego. Lisa wydusiła z siebie ciąg bluźnierstw, przyśpieszyła.
- Lisa, możesz być spokojna, ten facet ich wezwał – Lola wyrwała koleżance papierosa z rąk. – Nie pal, to szkodzi. Ano, zgaś lampy i jedź inną drogą, a będzie w porządku.
Wtedy Lisa zrozumiała, że Lola wcale nie jest tą głupią dziewczyną ze wsi. Tak, Lola ma w sobie odwagę niezbędną w ich robocie, może jedynie wygląda na frajerkę. Zmierzyła koleżankę wzrokiem i pierwszym uczuciem, jakie ją naszło, był strach.
2
Pogrubienie do kasacji. Można się domyślić umiejscowienia w czasie tego fragmentu.minojek pisze:W tym czasie śledczy Rusco opróżnił butelkę urodzinowego whisky i położył się na kanapie.
Z pewnością chodziło ci o czasownik przetarł.minojek pisze:- Faktycznie dobrze – stanął na równych nogach i dłonią przetrwał twarz.

Cały czas czytając, miałem wrażenie, że fabuła zbyt szybko gna do przodu. Chciałeś dużo zmieścić, przekazać, a nie przygotowałeś na to odpowiedniej ilości miejsca. Gdyby te fragmenty trochę rozciągnąć, całość prezentowałaby się o wiele lepiej. Tekst mimo to odbieram pozytywnie. Masz zamiar wrzucić ciąg dalszy?
Adres e-mail: kontakt(M@ŁP@)weryfikatorium.pl
WeryfikatoriuM na Facebooku
Land of Fairy Tales
Eskalator.exe :batman:
WeryfikatoriuM na Facebooku
Land of Fairy Tales
Eskalator.exe :batman:
Re: Różowy cadillac [fragment, gangsterski\
3Do dyskusji: zasypany igliwiem wjazd czy wjazd zasypany igliwiem? Jak patrzysz? Co najpierw widzisz?minojek pisze:Światła reflektorów oświetliły zasypany igliwiem wjazd
A może: Już w garażu uchyliła okno...?Będąc już w garażu, uchyliła okno i zaciągnęła się ostrym powietrzem
Po drugie: jakie to jest ostre powietrze? Chodzi o to, że tak zimne, że aż kłuje w śluzówkę nosa? Ostre od jakiegoś zapachu?
Do dyskusji: myślnik czy dwukropek? Ja dałbym dwukropek.Tak, tego właśnie jej brakowało, tego potrzebowała – spokoju
W samochodzie to się nazywa zagłówek.Rozłożyła się na fotelu, z rękami za podgłówkiem
Tu powinno być nowe zdanie, a całość powinna wyglądać tak:i powiedziała do samej siebie – ”Jest okej, Lola, jest okej”.
Bo zakładam, że naprawdę powiedziała, a nie "powiedziała" w myślach.– Jest okej, Lola, jest okej – powiedziała do samej siebie.
Spod czajnika buchnęła, co?Bialutkimi dłońmi podniosła wieczko czajnika, spod którego buchnęła chmura pary
Przy czajniku, przy wieczku? To zasadniczo nie ma znaczenia, lecz zamętnia tekst.Postawiła przy nim dwie szklanki
Czy aby na pewno? Liście herbaty to nie fusy. Fusy to pozostałość po herbacie.z fusami
No to tak niezupełnie na widok (czytaj: krajobraz), ale raczej: Wyjrzała przez okno, spoglądając w kierunku samochodu. Loli nie było za kierownicą.Spojrzała przez okno na widok za leśniczówką – Loli nie ma w samochodzie.
To powinny być dwa zdania.Poczuła, jak ściska się jej serce, przecież ktoś mógł dziewczynę uprowadzić i zgarnąć łup.
A to aż cztery.Lisa wybiegła przed dom i wzrokiem szukała przyjaciółki – pusto, Lola zniknęła, niech to szlag!
Po co? Dla dynamiki.Lisa wybiegła przed dom i wzrokiem szukała przyjaciółki. Pusto. Lola zniknęła. Niech to szlag!
Whisky jest rodzaju żeńskiego.urodzinowego whisky
Znów dwa zdania. Każda myśl w osobnym.John? Okej, świetnie, jest sprawa.
Niby dobrze, a jednak źle. Porównaj:Zerwał się z sofy i krzyknął do słuchawki – „Zaraz będę, Frank, czekajcie!”.
Po pierwsze: znów krótsze zdania. Po drugie: wiadomo, że raczej nie krzyczał przez okno, mając nadzieję, że Frank go usłyszy drogą bezpośrednią.– Zaraz będę, Frank. Czekajcie! – krzyknął, zrywając się z sofy.
Ojojoj. Jeśli już koniecznie tak chcesz, to z Franka i dwóch karabinierów. Ale ja napisałbym prościej: W holu czekał już [wiadomo, że na niego] Frank w towarzystwie dwóch karabinierów.W holu czekał już na niego oddział złożony z dwóch karabinierów i Franka.
Poza tym o jakim holu w ogóle mowa? Hol komisariatu? Ratusza?
Rusco uścisnął każdemu dłoń.Rusco uścisnął dłoń każdemu z osobna i oparł się o ścianę.
Owszem, coś nie tak. Na początku dialogu też dajemy półpauzę (czyli tę średnio długą kreskę).- Coś nie tak? – zapytał Frank, poprawiając marynarkę. – Dobrze, że wyglądamy jak cywile.
Błąd warsztatowy: Dobrze, że.
Porównaj:- Faktycznie dobrze – stanął na równych nogach i dłonią przetrwał twarz. – Cholera, kiepsko się czuję.
Stanięcie na równych nogach nie jest czymś, co niektórzy lubią nazywać "czasownikiem atrybucji dialogu" (nawlekałbym na pal...), a co dla mnie jest "czasownikiem określającym wypowiedź".- Faktycznie, dobrze. – Stanął na równych nogach i dłonią przetrwał twarz. – Cholera, kiepsko się czuję.
Po "rzucił" powinien być dwukropek. I bez cudzysłowu.Frank położył mu dłoń na ramieniu i zaprowadził do łazienki, po czym rzucił – „Doprowadź się do porządku i przyjdź, zaczekamy”.
I po trzystu metrach urwał sobie koło.Cadillac z Lisą za kierownicą pędził leśną dróżką
Źle, bo dwuznacznie. Można to interpretować jako: zrywał posadzkę, z podłoża, na którym się znajdowała, a podłożem tym były igły, szyszki i liście.rwąc posadzkę z igieł, szyszek i barwnych liści.
W jaki sposób błysk skłonił ją do zapalenia papierosa? Niby że przez skojarzenie z płomykiem z zapalniczki?Lisa zapaliła papierosa i wcisnęła hamulec, zainteresowana niewielkim błyskiem
Tego zdania też nie da się zinterpretować, bo nie do końca wiadomo, jak naprawdę wyglądała jej myśl. "To pewnie tam jakiś skurwiel najpierw dobierze się do Loli, a później do forsy" czy też "To pewnie tam. Jakiś skurwiel najpierw dobierze się do Loli, a później do forsy".To pewnie tam, pomyślała, jakiś skurwiel najpierw dobierze się do Loli, a później do forsy, na pewno.
Jarzącej się.jarzącej plamki
To już raczej po prostu stoi.obok jest zaparkowany zdezelowany pickup
Trafiła do więzienia, okej. Trafiła na farmera, też okej. Po twojemu, nie okej.pewnie trafiła do zwykłego farmera
Dobrze ci radzę: przygarnij kropka. To znaczy, ten, no, kropkę.to dobrze, pierwszy raz od wielu tygodni odetchnęła z ulgą
Starczy. Tekst jest słaby na poziomie zdania, a miejscami nawet na poziomie słowa. Rozciągasz zdania zupełnie bez potrzeby, tworząc monstra, których uzasadnienia nie możesz nawet usprawiedliwić konstrukcją gramatyczną. Choćbyś miał najlepszy pomysł wszech czasów, spisanie go w taki sposób uczyni go niemożliwym do przełknięcia.
O ile początek jest całkiem znośny pod względem fabularnym, o tyle dwie końcowe sceny, które przecież powinny być kluczowe i najmocniej zapadające w pamięć, położyłeś koncertowo. Jest naiwny, infantylny i pozbawiony dynamiki. Ni cholery nie wiem, dlaczego Lisa miałaby się bać. Ja wiem, dlaczego ty uważasz, że powinna, ale tekst mnie o tym nie przekonał.
Poza tym nie masz ucha do dialogów. Ale to nie jest żadna tragedia, Lovecraft też nie miał.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.
4
Jeśli to nie był samochód z automatyczną skrzynią biegów, to nie ruszył, a jeno zaryczał. Ruszy, kiedy bohaterka puści powoli sprzęgło.Lola wcisnęła pedał gazu i samochód powoli ruszył.
[1] Przecież samochód wjechał do garażu, a ty piszesz o widoku za leśniczówką. Dodaj co to za widok. Druga rzecz. Jeśli samochód stał w garażu, a siedzenia były rozłożone, tak od razu można było dostrzec, że nikogo w środku nie ma?[1] Spojrzała przez okno na widok za leśniczówką – Loli nie ma w samochodzie. [2]Poczuła, jak ściska się jej serce, przecież ktoś mógł dziewczynę uprowadzić i zgarnąć łup. [3]Lisa wybiegła przed dom i wzrokiem szukała przyjaciółki – pusto, Lola zniknęła, niech to szlag!
[2] Paranoik jakiś z tej bohaterki, że pierwsze o czym pomyślała, będąc na odludziu, to porwanie, a nie niezapowiedziany spacer, na przykład.
[3]Wiadomo, że nie po omacku, więc zbędne. Możesz podkreślić, że rozglądała się za przyjaciółką.
Scena, w której – z przekazu słownego wynika – powinno być mnóstwo emocji: strach, przerażenie, a nawet złość, jest płaska.
Urodzinowej whisky. Ta – whisky, ten – whiskacz (chociaż nie wiem czy ta forma jest poprawna).urodzinowego whisky
Jeśli akcja nie dzieje się we Włoszech, to użyłeś archaicznego nazewnictwa, które tu nie pasuje, a jeśli jednak tam, to raczej Franco niż Frank i na pewno nie John.złożony z dwóch karabinierów i Franka
Przystanęła zainteresowana błyskiem z odpalania swojego papierosa, tak? Oj, chyba brakło tu kilku szczegółów opisu.Lisa zapaliła papierosa i wcisnęła hamulec, zainteresowana niewielkim błyskiem.
Cadillac to nie Mustang (koń, nie samochód), nie zerwie się i nie pogna, niestety.Wóz znów zerwał się z miejsca i pognał w stronę jarzącej plamki.
Był.obok jest zaparkowany
To pytanie powinno znaleźć się w dialogu. Tekst jest sztywny, dodaj do niego trochę emocji, zrobi mu to dobrze.Lola dostrzegła zabawną sylwetkę i spytała, gdzie jest.
To raczej reflektor kierunkowy, skoro oświetlił jedynie twarze, zamiast całego otoczenia.wisząca pod sufitem żarówka oświetliła twarze.
Wsteczne lusterko.popatrzyła w środkowe lusterko
Innych nie ma, więc wozy policyjne, albo samo radiowozy.Policyjne radiowozy
Oj, słabo. Dialogi to koszmar, sztuczne, sztywne i trzecie sz… sztampowe. Tekst nie ma uczuć, ani akcji, które powinny czytelnika ciągnąć od pierwszej linijki, przez co jest nudny.
Thelma & Louis w bardzo złym wydaniu. Czytałam twoich tekstów sporo, ale ten jest najgorszy, niestety.
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
5
ale, że tego nikt nie wyhaczył...- Faktycznie dobrze – stanął na równych nogach i dłonią przetrwał twarz.
Jest, jak to u Minojka, słabo. To naprawdę tradycja. Urwane sceny, dialogi słabe, opisy pełne niedopowiedzeń albo przekombinowane, i do tego słaba plastyka ogólnie. Kiedy mam wrażenie, że zaraz się rozkręcisz, to ciach!, i następna scena. I tak w każdym tekście. Nie podobało mnie się.
Wiem, że to krótka weryfikacja, ale pisać to samo pod każdym z tekstów to po prostu nużące i - jak widać - nic nie wnoszące.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
6
Małe sprostowanie 

Jak nie?Martinius pisze:ale, że tego nikt nie wyhaczył...- Faktycznie dobrze – stanął na równych nogach i dłonią przetrwał twarz.
Faux pisze:Z pewnością chodziło ci o czasownik przetarł.minojek pisze:- Faktycznie dobrze – stanął na równych nogach i dłonią przetrwał twarz.
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.