1
wwwTo nie do wiary, z jaką łatwością śmierć bliskiej osoby może wywrócić życie do góry nogami. Mnie się to przydarzyło jakiś rok temu, gdy mój ojciec zginął w wypadku samochodowym. Od tamtej pory nic już nie jest takie jak kiedyś. Często zastanawiam się, dlaczego Bóg tak się uwziął akurat na moją rodzinę, za jakież to grzechy chce nas pokarać. Wprawdzie ja już dawno temu jakoś się pozbierałam po śmierci ojca, ale mama rozpacza po dziś dzień. Aż żal na nią patrzeć. Nieustająca żałoba tak ją wyniszczyła, że zaczęła przypominać wrak człowieka, a ja nie miałam serca, żeby dodatkowo zamartwiać ją własnymi problemami.wwwA miałam ich całkiem sporo, głównie w szkole. I nie, nie chodzi mi o naukę, bo dostawałam całkiem przyzwoite oceny – w końcu uczyłam się w Dwight School, jednym z najbardziej prestiżowych nowojorskich liceów. Mam raczej na myśli swoje jakże marne życie towarzyskie. W Dwight School, żeby być „kimś”, trzeba być popularnym oraz mieć kupę kasy i zero mózgu. Właściwie sama nie wiem, dlaczego się tam kisiłam, i dziwię się, że wytrzymałam tam aż dwa lata. Nauczyciele zbytnio za mną nie przepadali, a uczniowie na każdym kroku mi dokuczali i się ze mnie naśmiewali. Nie raz uciekałam ze szkoły i albo się gdzieś chowałam, albo biegłam do domu i zamykałam się w pokoju na klucz, żeby odgrodzić się od świata i móc w spokoju sobie popłakać.
wwwAle w sumie nie dziwiło mnie takie zachowanie u innych – zawsze żyłam w ich cieniu, trzymałam się z boku i w ogóle nie angażowałam w szkolne sprawy. Byłam takim odludkiem, samotną duszą, która snuła się bez celu po szkolnych korytarzach i żyła we własnym, pokręconym świecie.
wwwNa miano dziwadła zasłużyłam sobie również wyglądem. Byłam bowiem zupełnym przeciwieństwem uczennic mojego liceum, których większość stanowiły tlenione, niebieskookie blondynki z dużymi piersiami i po solidnej dawce solarium – miałam trupiobladą skórę, ciemne włosy do pasa i zielone oczy nakrapiane złotem. Często też, gdy przechodziłam szkolnym korytarzem, inni szeptali między sobą, że wyglądam tak, jakbym ciągle ćpała. Byłam kompletnym odmieńcem i nie ukrywam, że bardzo mnie to bolało.
wwwCo prawda wytrzymywałam jakoś całe to szykanowanie przez dwa lata, ale pewnego dnia moja anielska cierpliwość się skończyła, co skutkowało gwałtownym wybuchem długo wstrzymywanych emocji i podjęciem decyzji, która na zawsze odmieniła moje życie i naznaczyła je piętnem śmierci…
~ * ~
wwwTo był kwietniowy wtorek – dzień jak każdy inny. Wstałam, umyłam się i ubrałam, zjadłam z mamą śniadanie i opuściłam bezpieczny azyl zwany domem, by znów przeżyć w szkole pół dnia istnej męki, chociaż tak naprawdę na samą myśl o pójściu tam niemiłosiernie mnie mdliło. Wiedziałam jednak, że nauczyciele, widząc moją nieobecność, zaraz zadzwoniliby do mamy, a nie chciałam sprawiać jej kłopotów. Tak więc złapałam pierwszą lepszą taksówkę i kazałam się zawieźć na Upper East Side. Lecz tego dnia na ulicach tworzyły się korki dłuższe niż zwykle, więc podróż jak na złość się przeciągała. Na szczęście miałam ze sobą odtwarzacz mp3, który mógł mi jakoś umilić ten czas. Włączyłam go, wetknęłam słuchawki do uszu, rozparłam się wygodnie na tylnym siedzeniu i odpłynęłam w świat marzeń przy spokojnej balladzie „Broken Wings” w wykonaniu zespołu Flyleaf.wwwKiedy w końcu dotarłam na miejsce, byłam już porządnie spóźniona. Nie wiedzieć czemu, nawet mi to specjalnie nie przeszkadzało. Zapłaciłam kierowcy należną kwotę za przejazd, wysiadłam z taksówki i… stanęłam przed szkolnym budynkiem jak ten słup soli. Czułam, że tego dnia po prostu nie wyrobię. Zwinęłam się w kłębek, czując następną falę mdłości, silniejszą od poprzedniej. Lęk przed kolejną porcją szyderstw dawał mi się we znaki wyraźniej niż zwykle.
wwwI wtedy pomyślałam: A może jednak lepiej dać sobie dzisiaj spokój ze szkołą? W sumie miałam niewiele do stracenia, bo ostatnio nie uczyliśmy się pożytecznych rzeczy. Miło by było móc odetchnąć i chociaż raz niczym się nie przejmować.
Przez chwilę stałam na środku chodnika, wahając się i próbując zwalczyć pokusę wagarowania, jednak była ona zbyt silna.
wwwZanim zdecydowałam się stamtąd uciec, weszłam jeszcze na chwilę do szkoły, żeby coś ze sobą zabrać. W głębi ducha modliłam się, żeby nikogo nie spotkać po drodze. Dzisiaj chciałam mieć święty spokój; wręcz o nim marzyłam.
wwwI faktycznie – długi i szeroki korytarz o piaskowych ścianach był całkowicie pusty. Można by rzec, że panowała tam zupełna martwota – no tak, w końcu właśnie trwały lekcje, a ja według rozpiski przegapiłam pierwszą tego dnia matematykę i teraz powinnam być na angielskim. Jednak zamiast pognać do klasy, ruszyłam cudownie cichym korytarzem do swojej szafki, po czym otworzyłam ją i wyciągnęłam stary, pogryzmolony zeszyt, w którym zapisywałam dosłownie wszystko.
wwwMój plan na dzisiaj? Zaszyć się w jakimś ustronnym miejscu i znów zatracić się w świecie poezji. Tak, to właśnie pisanie wierszy lubiłam najbardziej. Niesamowicie mnie to odprężało, zwłaszcza gdy popadałam w melancholijny nastrój, co ostatnio zdarzało się coraz częściej.
wwwA ten dzień nie należał do wyjątków.
www– No proszę, kogo my tu mamy! Nasza szkolna gwiazda, panna Summer Tamed!
wwwZamarłam na dźwięk tego głosu, a mdłości powróciły do mnie z potrójną siłą. Zamknęłam szafkę i odwróciłam się w stronę drzwi wyjściowych. Stała przy nich Sharon Lael – dziewczyna, która nienawidziła mnie chyba najbardziej ze wszystkich – w towarzystwie swoich nadętych przyjaciółeczek, Natalie Moonstar i Gwen Thompson. Wszystkie trzy uśmiechały się do mnie szyderczo. Były typowymi tlenionymi blondynami po solarze i miały na sobie identyczne czarne sukienki na ramiączkach oraz nieodłączne torby, w których zamiast podręczników nosiły stertę kosmetyków i Bóg wie, co jeszcze.
wwwJeżeli ktoś tu był gwiazdą, to właśnie te trzy idiotki.
wwwNadal ściskając w rękach swój zeszyt, ruszyłam w stronę wyjścia ze wzrokiem wbitym w szaroburą podłogę. Planowałam wyminąć Sharon i jej świtę i uciec stąd jak najdalej, lecz niestety nie udało się – Lael jak zwykle zrobiła mi na złość i zagrodziła przejście, uśmiechając się z wyższością.
www– A dokąd to się wybierasz, słoneczko? Przecież są lekcje.
www– Nie twój zasmarkany interes – warknęłam, mocniej przyciskając zeszyt do piersi. Nie miałam ochoty wdawać się z nią w kłótnię.
www– Ojej! Uważaj, Sharon, bo nasza mała Summer jest tak wkurzona, że zaraz może użyć swoich zaklęć i zmienić cię w coś paskudnego. – Gwen wyraźnie się ze mnie nabijała, ale w gruncie rzeczy miała rację – aż mnie korciło, żeby coś zrobić tej wyfiokowanej lafiryndzie.
wwwSzkoda tylko, że naprawdę nie umiałam czarować.
www– Hej, co tam masz? – Natalie, wykorzystując moją nieuwagę spowodowaną zamyśleniem, wyrwała mi z rąk zeszyt, po czym przekartkowała go. – Uhuhu, to jest jej mrrrroczna poezja! Ekhem! „O, panie ciemności, jakże mi smutno i źle na tym świecie”…
wwwWszystkie trzy wybuchły tym swoim idiotycznym śmiechem, który niemiłosiernie mnie denerwował. Musiałam zacisnąć dłonie w pięści i wbić sobie paznokcie w skórę niemal do krwi, by się powstrzymać przed zrobieniem każdej z nich krzywdy.
www– Oddawaj to! – wrzasnęłam i brutalnie wyrwałam Gwen swój sekretny zeszyt. Wcale nie napisałam tam tego, co niby przeczytała. Po moich policzkach już spłynęły pierwsze łzy gniewu. Jakoś udało mi się przepchnąć i wyjść na ulicę. Nim drzwi szkoły się za mną zatrzasnęły, usłyszałam jeszcze głos Sharon:
www– Weź i idź się utop, Tamed! Nikt na tym nie ucierpi, a świat bez ciebie byłby dużo lepszy!
wwwTakie teksty słyszałam codziennie, więc nie były one dla mnie żadną nowością. Nie powinnam w ogóle się nimi przejmować i mieć złudną nadzieję, że te małpy za parę lat dojrzeją i zmądrzeją. Jednak, jak mówi słynne powiedzenie, nadzieja matką głupich.
wwwTak naprawdę nie lubiłam wychodzić na ulicę, do ludzi. Wolałam całymi dniami siedzieć w domu, w swoim pokoju, który traktowałam jak własny bezproblemowy świat. Ludzie z zewnątrz zawsze gapili się na mnie jak na nie wiadomo kogo i komentowali mój wygląd. Śmiali się ze mnie. Za każdym razem, gdy miała miejsce taka sytuacja, odnosiłam dziwne i zarazem przykre wrażenie, że ci ludzie mnie nienawidzą, chociaż wcale a wcale mnie nie znają. Z czasem nauczyłam się ignorować obraźliwe komentarze na swój temat, ale później one do mnie wracają i automatycznie staję się bezsilna – po prostu zaszywam się gdzieś i w samotności ryczę jak głupia.
wwwJednak tym razem nie umiałam powstrzymać łez do czasu, aż dotrę do domu. Szłam zatłoczonymi ulicami miasta ze wzrokiem wbitym w chodnik i cicho szlochałam. Nowojorczycy, których mijałam, znów się na mnie gapili, ale miałam to głęboko gdzieś. Udało mi się złapać jakąś taksówkę, a gdy już siedziałam w środku, płakałam marząc o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu, z mamą, która była moją jedyną prawdziwą przyjaciółką.
~ * ~
wwwWysiadłszy z taksówki na Pięćdziesiątej Dziewiątej Ulicy i ujrzawszy dobrze znany mi budynek, odetchnęłam z ulgą i poczułam się lżejsza o jakieś pięć kilogramów. Bez chwili wahania weszłam do środka, na drugie piętro, do mieszkania. Rzuciłam torbę gdzieś w kąt i z zeszytem pod pachą natychmiast ruszyłam w stronę swojego pokoju.wwwZ kuchni wyjrzała mama.
www– Summer? Co ty tu… Co się stało? – spytała, widząc moją mokrą od łez twarz.
wwwOgarnęła mnie kolejna fala silnych emocji i na nowo się rozpłakałam. Zupełnie straciłam nad sobą kontrolę.
www– Błagam cię, mamo, wyprowadźmy się stąd, błagam, jeszcze dzisiaj! Gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie zna! Ja już tutaj nie wytrzymuję, nie wyrabiam! Mam dość tego miasta, tej głupiej szkoły! Proszę… Mamusiu, proszę, wyjedźmy stąd na zawsze…
wwwMama stała kompletnie oszołomiona. Jeszcze nigdy nie widziała mnie w takim stanie. Zawsze ukrywałam przed nią swoje myśli, uczucia, emocje i wszelakie problemy. Z niczego jej się nie zwierzałam, ponieważ nie chciałam dokładać jej zmartwień i wolałam sama się ze wszystkim uporać. Jednak tym razem było inaczej. Teraz moja sytuacja wymagała jej interwencji.
www– Dobrze, powolutku. – Mama przeszła ze mną do salonu i usiadłyśmy na kanapie. – Uspokój się, proszę, i wyjaśnij mi, co się stało.
wwwPociągając nosem i wycierając się w rękaw czarnego swetra, opowiedziałam jej o upokorzeniu – zresztą nie pierwszym – jakiego doznałam ze strony Sharon, Gwen i Natalie. Mama uważnie mnie słuchała i ani razu się nie wtrącała. Kiedy skończyłam, pokręciła głową z niedowierzaniem i odgarnęła mi czule włosy za ucho.
www– Kochanie… Tak strasznie cię przepraszam. O niczym nie wiedziałam. Gdybyś przyszła do mnie wcześniej, może dałoby się jakoś temu zaradzić… Zaraz podzwonię do innych szkół i spróbuję cię gdzieś przepisać.
www– Nie, nie! – Wtuliłam się w nią. – Błagam cię, mamo, wyprowadźmy się. To dobrze zrobi nam obu. Potrzebujemy odmiany. Nie możemy kisić się tutaj do końca życia. Proszę…
wwwSpojrzałam jej prosto w oczy, równie zielone co moje, i zrobiłam minkę Kota ze Shreka 2. To zawsze działało.
wwwPo dłuższej chwili mama poddała się i westchnęła.
www– No dobrze. Tak, masz rację, skarbie. Powinnyśmy zmienić otoczenie. Zaraz razem czegoś poszukamy w Internecie, OK?
wwwSkinęłam głową i rzuciłam się do maminego laptopa, jakby to była jedyna rzecz, która mogła wybawić mnie z piekła – i może rzeczywiście tak było. Mama stanęła za mną w chwili, gdy wpisywałam w wyszukiwarkę hasło: „DOMY NA SPRZEDAŻ”.
wwwWyświetliło się sporo stron na ten temat, więc spędziłyśmy z mamą kilka godzin na przeglądaniu każdej z nich. Przy każdej stronie wzdychałyśmy zrezygnowane, widząc wręcz kosmiczne ceny wystawionych na sprzedaż domów. A co jeśli nie uda nam się znaleźć żadnego odpowiedniego?
wwwJednak w pewnym momencie zatrzymałyśmy się na dłużej na jednej ze stron. Do kupienia był prześliczny dwupiętrowy domek w Nightfall’s Tower, małym miasteczku położonym gdzieś na granicy z Kanadą.
wwwJednak nigdy o nim nie słyszałam. Wątpiłam w to, żeby ktokolwiek kiedykolwiek o nim słyszał czy tam był.
www– Cóż to za dziwaczne miasteczko? – dziwiła się moja mama, przyglądając się małemu białemu domkowi na zdjęciu.
wwwTeż się nad tym zastanawiałam, ale byłam tak zdesperowana, że w tej chwili mało mnie to obchodziło.
www– Nieważne, mamo. Ważne, że nam obu podoba się ten dom i że nas na niego stać. O, popatrz! Tu masz numer do właściciela! Zadzwoń tam! – powiedziałam, wskazując numer telefonu pod obrazkiem.
wwwMama jeszcze przez chwilę na mnie patrzyła, jakbym postradała rozum, po czym wzięła swoją komórkę i wybrała podany numer.
www– Halo? Dzień dobry, mówi Wonda Tamed. Czy to pan jest właścicielem tego białego domu w Nightfall’s Tower? Chciałabym wiedzieć, czy oferta jest jeszcze aktualna. Tak? Och, to wspaniale! Tak, oczywiście. Tak, przyjedziemy jutro z córką go obejrzeć. Do widzenia. – Rozłączyła się i spojrzała na mnie z uśmiechem. – Pakuj się, młoda!
wwwPisnęłam radośnie, nie mogąc się powstrzymać, i rzuciłam się jej w ramiona. Czas zapomnieć o przeszłości, zmyć z siebie wstyd i ślady po ostatnich wydarzeniach. Właśnie rozpoczęłyśmy nowy etap życia.