Wzgórze [obyczajowy] miłość, Indie, szczoteczki do zebów

1
WWW Wchodziła na wzgórze tym jej zabawnym krokiem. Nie umiała chodzić na obcasach, co wcale nie znaczyło, że chodziła jak chłopak. Miała na sobie czerwoną sukienkę, chyba tylko po to, żeby zrobić mi na złość. Widziałem ją już z daleka, a ona nawet nie spojrzała w moją stronę, choć doskonale wiedziała gdzie siedzę. Zawsze taka była; do końca nie pozwalała uwierzyć w to, że w jakikolwiek sposób ktoś ją interesuje. Cały czas rozmawiała przez telefon. Podchodząc do mnie zaśmiała się serdecznie do swojego rozmówcy. Przystanęła zaraz przy ławce na której oparciu siedziałem i nawet przez moment na mnie nie spojrzała. Stojąc bokiem cały czas rozmawiała.
 No przecież wiem, że z ciebie jest gapa.... i co powiedział... naprawdę? …. no kto by pomyślał.... oj nie wiem, nie wiem..... jak zdążę do może wieczorem – poczułem ukłucie zazdrości, ponieważ chciałem, żeby ten wieczór spędziła ze mną. W końcu skończyła rozmawiać, schowała telefon do torebki i uśmiechnęła się do mnie.
 No co tam? - zapytała siadając obok – cóż tak ważnego przyciągnęło mnie dziś na to wzgórze?
Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć. Każde z nas miało swoje życie, ale co jakiś czas, kilka razy do roku spotykaliśmy się na zalesionym wzgórzu na obrzeżach naszego miasta. Spotykaliśmy się tam, żeby upewnić się, ze nic nie zmieniło się w nas, że nie zmieniło się dziwaczne uczucie, które nas łączyło.
 W zasadzie nic, chciałem cię zobaczyć i zapytać co słychać- przymrużyła oczy, co zdecydowanie nie wróżyło nic dobrego.
 Nie mogłam ci tego powiedzieć przez telefon?

Nie powiedziałem nic i popatrzyłem na panoramę naszego miasta. Ja nie mieszkałem w nim od dwóch lat, ona od rok. Ja miałem swoją dziewczynę w innym mieście, ona swojego narzeczonego jeszcze w innym. Przez moment pomyślałem, że to takie głupie. Że wszystko powinno być inaczej i to ja powinienem jej o tym powiedzieć. Przez myśli przemknęły mi wszystkie nasze poprzednie spotkania. Zwłaszcza ostatnie sprzed kilku miesięcy.

„Nienawidzę Cię i chce, żebyś nie żył rozumiesz? Jesteś dla mnie nikim. Choć nie, jesteś człowiekiem, który zniszczył mi życie. Czego chcesz ode mnie? Mam dla Ciebie rzucić wszystko, żebyś choć przez moment mógł się mną bawić, a potem ze śmiechem mnie zostawić, tak jak robiłeś to za każdym razem? Czego ty oczekujesz? Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim uwierzę choć w jedno słowo? Jesteś podły, wiesz? Nie... ty nie jesteś podły, ty jesteś okrutny. Zostaw mnie w końcu w spokoju – płacząc rzuciła we mnie moim plecakiem i pobiegła w dół wzgórza. A ja byłem w środku pusty, pusty jak nigdy dotąd”.

 No może powiesz jednak o co naprawdę chodzi?- zapytała. Wyciągnęła z torebki dwa piwa, jedno podała mnie – niechętnie tutaj przyszłam po naszym ostatnim spotkaniu.
Po tym co powiedziała, zostało mi już tylko jedno.
 Tęskniłaś za mną?
Odwróciła głowę. Przez moment miałem wrażenie, że wstanie i sobie pójdzie. Ona jednak nic takiego nie zrobiła. Patrzyła gdzieś w dal.
 Wiesz, że wychodzę za mąż? - zaśmiała się- dokładnie za dwa miesiące, zupełnie zapomniałam Ci o tym powiedzieć – Teraz to ja patrzyłem w zupełnie inne miejsce. Cały plan, cała przemowa, którą tak długo układałem na ten wieczór zupełnie mi uciekła. I znów ta pustka. Miałem wrażenie, że na wzgórzu wszystko umilkło. Owady, ptaki, dalekie dźwięki miasta. Nie wiedziałem co powiedzieć.
 Myślałam nawet o tym, żeby Cię zaprosić, ale nie przyszedłbyś, prawda?
 Nie, nie przyszedłbym.
 Dlaczego?
 Przecież wiesz dlaczego, już ci to kiedyś powiedziałem.
 Tak – znów się zaśmiała- czy ktoś na tej sali ma coś przeciwko. Nie wierzę, ze zrobiłbyś mi coś takiego. Jesteś na to za słaby mój drogi. Zresztą, co by to zmieniło.
 Nic. Dlatego właśnie nie przyjdę.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu.
 Pamiętasz jak rozmawialiśmy kiedyś, że byłoby cudownie pojechać do Indii? Tak wiesz, wszystko rzucić i żyć jak wolni ludzie?
 Pamiętam.
 A gdyby teraz zrobić coś takiego? Rzucić wszystko i po prostu odejść?
Patrzyła na mnie bardzo, bardo długo. Nie byłem w stanie wytrzymać jej wzroku.
 Moglibyśmy zacząć od zamieszkania razem. Wiesz, żeby wszystko przygotować, omówić. Byłoby troszkę zamieszania, ale poradzilibyśmy sobie we dwójkę. Mam znajomego, który niedawno wrócił z dwuletniej podróży po Indiach, on nam we wszystkim pomoże. Moglibyśmy wyjechać nawet za miesiąc. Ja znalazłem już mieszkanie, zrobiłem Ci nawet toaletkę, taką o jakiej zawsze marzyłaś. Możemy tam pojechać jeżeli chciałabyś zobaczyć.
Nie mówiła nic. Patrzyła raz na mnie, raz przed siebie. Wyciągnąłem z kieszeni zawiniątko.
 Proszę, do prezent na przeprosiny. Za to, że jestem draniem.
 Co to jest? - powoli otworzyła pudełeczko.
 Za to, że jesteś draniem kupiłeś mi szczoteczkę do zębów? - patrzyła na mnie szczerze zaskoczona.
 Wiem, jak lubisz dbać o zęby – uśmiechnąłem się- ale przede wszystkim chodzi o to, że w mieszkaniu, które na ciebie czeka, moja już jest w łazience. Chcę, żebyś mogła poczuć się tam jak w domu już dziś.
 Jesteś śmieszny – oddała mi szczoteczkę, wstała z ławki i zaczęła iść. Złapałem ją za ramię i odwróciłem twarzą do siebie.
 Co ty dziewczyno robisz, to już piąty rok jak nie możemy powiedzieć sobie wszystkiego wprost, zostań przy mnie. Przecież wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim – zaczęła mi się wyszarpywać, wiedziałem, ze jeżeli ją puszczę to nigdy jej więcej nie zobaczę. Z całej siły ją przytuliłem a ona zaczęła płakać.
 Wiem, że mnie oszukasz po raz kolejny, wiem, że nie potrafię bez Ciebie żyć, ale wiem też, że cię nienawidzę. Jak to sobie wyobrażasz, ja zostawię narzeczonego, a ty swoją dziewczynę, myślisz, że uwierzyłam we wszystko i po prostu teraz do ciebie pójdę. Mam wierzyć, że znalazłeś dla mnie mieszkanie – krzyczała.
 Tak, właśnie tak.
Przestała krzyczeć, teraz płakała i tuliła się do mnie. Ja już wiedziałem, ze wszystko będzie dobrze, że w końcu po tych wszystkich latach, tych wszystkich kłamstwach, oszukiwaniu samych siebie, doszliśmy do momentu, kiedy po prostu możemy być razem. Staliśmy na wzgórzu bardzo długo. Aż w końcu bez słowa zaczęliśmy iść. Razem. Trzymając się za ręce.

***

Kiedy rano się obudziłem ona właśnie wychodziła z łazienki. Usiadła na łóżku w samym ręczniku. Cały czas w głowie kołatała mi myśl; ona jest moja, ona w końcu jest moja.
 Wiesz, że to najładniejsza szczoteczka do zębów jaką kiedykolwiek widziałam? dałam jej na imię Velvet. Ładnie, prawda?
 Bardzo ładnie – śmiałem się przytulając się do jej nagiego uda – tylko ty potrafisz dawać imiona szczoteczkom do zębów.
Śmialiśmy się przytulając się. To był najpiękniejszy poranek mojego życia. Po śniadaniu nadszedł czas poważnych decyzji.
 Kiedy mu powiesz?
 Dzisiaj. Pojadę do niego i wszystko mu powiem, wiesz, że on miał romans z koleżanką ze studiów? Nawet niedawno. Wiedziałam o wszystkim, ale nigdy mu tego nie powiedziałam.
 Dlaczego?
 Nie chciałam, żeby było jak z Tobą. Żeby wybrał inną. Z dwojga złego wolałam przy nim zostać.
Milczeliśmy.
 Wiesz, że ja wtedy chciałem zostać z tobą, to ty tego nie chciałaś.
 Nie mówmy o tym, to nieważne. Chcę tylko, żebyś wiedział, że drugi raz tego nie zniosę. Wiesz, że nie jestem mściwa, prawda?
 Dlaczego o to pytasz? Doskonale o tym wiem.
 Miałam potrzebę ci o tym powiedzieć.
Szybko się ubrała, pocałowała mnie. Poczułem dziwne uczucie. To znów była ta pustka. Ale zupełnie inna. Ta była mroczna, przepowiadająca coś złego. Wyszła, a ja długo patrzyłem za nią przez szybę. Znów ten jej zabawny chód. „Jeżeli mnie kochasz i wszystko będzie dobrze odwróć się, proszę cię odwróć się- pomyślałem”. Nie odwróciła się i zniknęła w końcu za zakrętem, a ja wszystko zrozumiałem. Oparłem czoło o szybę i płakałem.


***

Dzień jej ślubu był słoneczny i piękny. Ona w kremowej, baśniowej sukni olśniewająca. Stałem w bezpiecznej odległości od kościoła. Nie mogła mnie zobaczyć. Człowiek, który zaraz miał zostać jej mężem wyglądał na niezwykle szczęśliwego. Śmiali się przed wejściem do kościoła. Ona zarzuciła mu ramiona na szyję, on przyciągnął ją do siebie i pocałował. Ja zamknąłem oczy i pochyliłem głowę. Kiedy zaczęła się ceremonia położyłem małe zawiniątko przed samym wyjściem z kościoła i znów stanąłem w miejscu, gdzie stałem poprzednio. Widziałem jak wychodzą razem, widziałem weselnych gości, którzy obrzucali ich monetami. Ona zauważyła zawiniątko i przystanęła. Podniosła je i zaczęła otwierać. Jej mąż, złapał ją za łokieć, żeby szła dalej. Ona gwałtowanie pokręciła głową, dalej otwierając pakunek. On zdezorientowany przyglądał się temu co robi. Ona zobaczyła w końcu co jest w paczce i zaczęła się rozglądać. Zrobiła dwa kroki do przodu, jej mąż coś do niej powiedział, ale nawet mu nie odpowiedziała. W końcu stanęła do mnie tyłem.
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Nie mogłem zebrać myśli, wbrew temu co miałem w planie również ruszyłem w jej stronę. Zrobiłem kilka kroków, ale po chwili znów schowałem się w bezpiecznym miejscu. Ona długo się rozglądała. „Odwróć się, popatrz na mnie. Odwróć się do mnie i na mnie spójrz, a wszystko będzie dobrze”. Powoli odwróciła głowę i spojrzała mi prosto w oczy, choć dzieliła nas dość duża odległość byłem tego pewien. Potem podała pakunek swojej druhnie mówiąc jej kilka słów na ucho. Po czym jak gdyby nigdy nic wsiadła ze swoim mężem do samochodu i odjechali świętować swoje zaślubiny. A ja się śmiałem. Śmiałem się jak wariat.

Pewnie myślicie, że w paczce była Velvet. I tu muszę Was rozczarować. Velvet jest u mnie w plecaku. W paczuszce był bilet i kartka z miejscem i datą wylotu. Wiem, ze kiedyś ją skrzywdziłem. I wiem, że się zemściła. Ale wiecie, czasem trzeba dać komuś nauczkę, ale najważniejsze, że czasem trzeba dać komuś szansę. Zwłaszcza, jeżeli tego kogoś się kocha. Ja właśnie siedzę na ławce przed wejściem do stanowiska odpraw. Ona właśnie wysiadła z taksówki i idzie do mnie tym swoim zabawnym krokiem. Uśmiecha się szeroko, a czerwona sukienka faluje na jesiennym wietrze. Ja również się uśmiecham. Uśmiechamy się tak do siebie a słońce delikatnie oświetla nasze radosne, szczęśliwe oblicza.

2
Nie umiała chodzić na obcasach, co wcale nie znaczyło, że chodziła jak chłopak.
Czyli, jak chodzą chłopaki w szpilkach? Ostrożnie z porównaniami płci. Wystarczy, że są obcasy i zabawny krok - można to sobie wyobrazić.
Przystanęła zaraz przy ławce na której oparciu siedziałem i nawet przez moment na mnie nie spojrzała. Stojąc bokiem cały czas rozmawiała.
wtrącenie wydzielić przecinkami. Swoją drogą, koślawe to zdanie...
W końcu skończyła rozmawiać, schowała telefon do torebki i uśmiechnęła się do mnie.
A to już nowa scena - czyli nowy akapit.
Każde z nas miało swoje życie, ale co jakiś czas, kilka razy do roku spotykaliśmy się na zalesionym wzgórzu na obrzeżach naszego miasta. Spotykaliśmy się tam, żeby upewnić się, ze nic nie zmieniło się w nas, że nie zmieniło się dziwaczne uczucie, które nas łączyło.
siękoza Trzeba by troszkę te zdania przerobić, aby usunąć zaimki.
 Nie mogłam ci tego powiedzieć przez telefon?
skąd ten znak zapytania?
Nie powiedziałem nic i popatrzyłem na panoramę naszego miasta.
spojrzałem/zerknąłem/zawiesiłem wzrok na/wlepiłem oczy w/
Ja nie mieszkałem w nim od dwóch lat, ona od rok.
roku

Zacytuję większy fragment...
Nie powiedziałem nic i popatrzyłem na panoramę naszego miasta. Ja nie mieszkałem w nim od dwóch lat, ona od rok. Ja miałem swoją dziewczynę w innym mieście, ona swojego narzeczonego jeszcze w innym. Przez moment pomyślałem, że to takie głupie. Że wszystko powinno być inaczej i to ja powinienem jej o tym powiedzieć. Przez myśli przemknęły mi wszystkie nasze poprzednie spotkania. Zwłaszcza ostatnie sprzed kilku miesięcy.
rozpychasz tekst, że głowa mała. Przez te przegadanie, czuję, jakbym czytał pamiętnik nastolatka albo jakiś bloog, żalmisia. Zobacz na proste zmiany, polegające na wycince zbędnych rzeczy i pisaniu prawdy (wg bohatera):

Nic nie odpowiedziałem i wlepiłem wzrok w panoramę miasta. Nie mieszkałem tu od dwóch lat, ona od roku. Miałem dziewczynę w daleko stąd, ona swojego narzeczonego jeszcze w dalej. Przez moment pomyślałem, że to takie głupie, że wszystko powinno być inaczej i to ja powinienem jej o tym powiedzieć. Przez myśli przemknęły mi wszystkie poprzednie spotkania. Zwłaszcza ostatnie...
Wyciągnęła z torebki dwa piwa, jedno podała mnie
mi
Nie byłem w stanie wytrzymać jej wzroku.
tego spojrzenia (skoro patrzyła).
Proszę, do prezent na przeprosiny. Za to, że jestem draniem.
to
Jesteś śmieszny – oddała mi szczoteczkę, wstała z ławki i zaczęła iść.
zaczęła oddalać się (co znaczy, że szła).
Ja już wiedziałem, ze wszystko będzie dobrze, że w końcu po tych wszystkich latach, tych wszystkich kłamstwach, oszukiwaniu samych siebie, doszliśmy do momentu, kiedy po prostu możemy być razem.
po co ten zaimek? W zasadzie, takich chwastów jest od groma i jeszcze więcej.
- Bardzo ładnie – śmiałem się przytulając się do jej nagiego uda
siękoza!
Zobacz na:
- Bardzo ładnie – śmiałem się, tuląc twarz do jej nagiego uda
- Nie chciałam, żeby było jak z Tobą. Żeby wybrał inną. Z dwojga złego wolałam przy nim zostać.
Milczeliśmy. - Wiesz, że ja wtedy chciałem zostać z tobą, to ty tego nie chciałaś.
chyba jednak nie, skoro cały czas gadają. Musisz nakreślić te milczenie, ukazać - że zamilkli na dłuższa chwilę, że rozmyślali, że trwało to zbyt długo - cokolwiek, ale niech te milczenie, ta pusta przestrzeń między dialogiem będzie prawdziwa.
Dzień jej ślubu był słoneczny i piękny. Ona w kremowej, baśniowej sukni olśniewająca. Stałem w bezpiecznej odległości od kościoła. Nie mogła mnie zobaczyć. Człowiek, który zaraz miał zostać jej mężem wyglądał na niezwykle szczęśliwego. Śmiali się przed wejściem do kościoła.
albo zmienić zdanie, albo użyć synonimu.

Mdły ten tekst. Na pierwszym planie, zamiast bohaterów (bezimiennych - dodam), są zaimki i powtórzenia. Na drugim, całkiem dobre dialogi, na trzecim historia, przygnieciona topornym narratorem, który miast pokazywać akcję, mówi o niej. Źle to się czytało, wiele zdań zgrzyta, ale te okropne zaimki i siękoza po prostu są tragiczne. Apogeum jest na końcu, w trzecim akcie (?), czyli podczas ślubu: ona to, ona tamto, ona lubiła, ona robiła, ona myślała. Aż normalnie mnie trzepało, że tu nie ma imion - jeśli nie potrafisz kreować zdań na różne sposoby, to bez imion wpadasz w zaimki, bo ani scena ani też akcja cię nie poprowadzi, jeśli brak ci w prawy. Co do samej historii - jak na obyczaj, wydała się ciekawa, aczkolwiek nie zawsze logiczna, gdybym rozpatrywał monolog bohatera i to co robi - zapewne coś tutaj się nie zgrało. Zdecydowanie fabułę przykryły błędy i bardzo słaba jakość wykonania tekstu, tak pod względem przygotowania jak i mało plastycznego stylu.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Widziałem ją już z daleka, a ona nawet nie spojrzała w moją stronę, choć doskonale wiedziała gdzie siedzę. Zawsze taka była; do końca nie pozwalała uwierzyć w to, że w jakikolwiek sposób ktoś ją interesuje. Cały czas rozmawiała przez telefon. Podchodząc do mnie zaśmiała się serdecznie do swojego rozmówcy. Przystanęła zaraz przy ławce na której oparciu siedziałem i nawet przez moment na mnie nie spojrzała. Stojąc bokiem cały czas rozmawiała.

Próbujesz podkreślić, że dziewczyna nie zwraca na bohatera uwagi, pisząc o tym w kółko.
poczułem ukłucie zazdrości, ponieważ chciałem, żeby ten wieczór spędziła ze mną.
Wyciąć – to jest opowiadanie, nie referat.
W końcu skończyła rozmawiać, schowała telefon do torebki i uśmiechnęła się do mnie.
Skończyć w końcu – brzydko. Poza tym, chodzi o przekazanie informacji, niepotrzebne jest wyliczanie kolejno wykonywanych czynności.

W końcu wyłączyła telefon i uśmiechnęła się do mnie.

To zdanie, tak jak i Twoje, informuje o zakończeniu rozmowy - bez niepotrzebnej wyliczanki.
Przez myśli przemknęły mi wszystkie nasze poprzednie spotkania. Zwłaszcza ostatnie sprzed kilku miesięcy.
To oczywiste, że poprzednie – przecież to są wspomnienia.
Każde z nas miało swoje życie, ale co jakiś czas, kilka razy do roku spotykaliśmy się na zalesionym wzgórzu na obrzeżach naszego miasta.
Jeżeli podajesz, że było tych spotkań kilka w ciągu roku, to nie musisz już pisać, że spotykali się co jakiś czas.
spotykaliśmy się na zalesionym wzgórzu na obrzeżach naszego miasta. Spotykaliśmy się tam, żeby upewnić się, ze nic nie zmieniło się w nas, że nie zmieniło się dziwaczne uczucie, które nas łączyło.
Piszesz gdzie, a potem po prostu napisz po co.
Przez moment pomyślałem, że to takie głupie.
Myśleć mógł przez moment. Pomyśleć w pewnym momencie/nagle.
Poczułem dziwne uczucie.

Może: ogarnęło mnie dziwne uczucie - "poczuć uczucie" brzmi co najmniej strasznie – uczucie się przecież czuje, no bo co innego.
To znów była ta pustka. Ale zupełnie inna. Ta była mroczna, przepowiadająca coś złego. Wyszła, a ja długo patrzyłem za nią przez szybę.
Pustka wyszła i patrzyłeś za nią przez szybę, bohaterze?


Wyłuskałaś z historii tylko ważne dla niej elementy i na nich się skupiłaś, przez co nie zionie nudą - konstrukcja fabuły wyszła bardzo dobrze.

Wykonanie jednak już nie najlepiej, bo zabrakło Ci wprawy, żeby przelać na papier ten pomysł.
Zaimki, siękoza, przegadywanie – wszystko to o czym mówił Martinius, i czego już nie będę po Koledze powtarzać, sprawia, że czyta się ciężko – trzeba się tym zająć.

I zrezygnuj z narratora-informatora, który na sucho przedstawia fabułę:
Ona zauważyła zawiniątko i przystanęła. Podniosła je i zaczęła otwierać. Jej mąż, złapał ją za łokieć, żeby szła dalej. Ona gwałtowanie pokręciła głową, dalej otwierając pakunek. On zdezorientowany przyglądał się temu co robi. Ona zobaczyła w końcu co jest w paczce i zaczęła się rozglądać. Zrobiła dwa kroki do przodu, jej mąż coś do niej powiedział, ale nawet mu nie odpowiedziała. W końcu stanęła do mnie tyłem.
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe.
To jest opis tego, co mogłabym zobaczyć na ekranie. Ale zamiast opisywać, trzeba sprawić, żeby to się po prostu działo – to są Twoi bohaterowie, nie roboty - oni muszą na papierze żyć.
Jedyna rada na to, to dużo, dużo czytać, dokładnie przyglądając się narracji prowadzonej w książkach.

Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron