
*
Gdy starzec otworzył oczy, ujrzał na niebie ciemny obłok, który nienaturalnie szybko zmieniał kształty. Dokoła niego formowały się inne, które znikały równie szybko, jak się pojawiały. Jakby czas zmienił tempo, a godziny stały się sekundami. Niebo zdradzało koniec.
WWW
Czuł lepkość na palcach. Jego dłoń była jedyną częścią ciała, którą władał w chwili przebudzenia. Podniósł ją do twarzy nie odwracając wzroku od brunatnego kolosa, który przysłaniał światło słońca. Gdy jego wzrok przeniósł się na rękę, zobaczył ciemno czerwoną ciecz, tak gęstą, iż tworzyła cienkie wstęgi między palcami. Wtedy zrozumiał, że woń która towarzyszyła mu od chwili przebudzenia, była zapachem krzepnącej krwi.
WWW
Odzyskał czucie w szyi. Z początku tępy ból, przerodził się w bolesne pieczenie, gdzieś w okolicach potylicy. Gdy udało mu się obrócić głowę i zrównać wzrok z horyzontem, zobaczył świat takim, jakiego nigdy nie chciał zobaczyć. Dym przysłaniał większość obrazu, jednak wyraźnie widział ziemię usłaną setkami martwych ciał. Po nich stąpały ciężkie postacie. Z nagimi stopami, lecz odziane w grube skóry i zbroje, o przedziwnych kształtach i nie zrozumiałych zastosowaniach. Każdy z nich miał łeb, który opisać zwykłymi słowami nie zdołałby żaden człowiek. Coś nieokreślonego, zupełnie nieznajomego, a jednocześnie przeszywającego grozą. Czuł zapach strachu.
WWW
Gdzieś między tymi postaciami, dojrzał przedziwnie ogromny kształt, niczym skalną górę piętrzącą się nad pobojowiskiem. A przy nim kobietę. Choć z tej odległości jej sylwetka wydawała się rozmyta, rozpoznałby ją nawet z zamkniętymi oczami. Czuł jej aurę, tak silną, iż miał wrażenie, że krew na jego dłoni traci na gęstości. Światło, które ją otaczało było znakiem źle podjętej decyzji, przed którą nie był w stanie już jej uchronić. Wiedziało o tym niebo i przetaczające się po jego obliczu atramentowe cienie. Wiedział o tym od tak dawna, że nie potrafił stwierdzić, czy kiedykolwiek mógł temu zapobiec.
WWW
Coś lekkiego usiadło na jego piersi. Gdy spojrzał przed siebie, ujrzał długi kruczy dziób i ciemne oczy, które wpatrywały się w jego twarz.
„Jakubie, jam jest Strażnik Czasu, władca tego co było, jest i będzie”, usłyszał. Choć ptak nie przemawiał, słowa układały się w jego myślach, jakby sam je wypowiadał. Kruk stał w bezruchu. „Me imię nie będzie ci znane, gdyż w twoim języku nie ma słów, które by je opisały. Jam jest Strażnik Czasu i przyszedłem ofiarować Ci spełnienie”. Starzec spoglądał w krucze oczy, w których pustka była tak przejmująca, iż na nowo definiowała pojęcie przestrzeni.
- Panie... - wykrztusił Jakub, zdając sobie sprawę, iż mówienie przychodzi mu z ogromnym trudem. Czas, którym władasz za chwilę przestanie istnieć, nawet dla istoty takiej jak Ty, która istniała, istnieje i istnieć będzie. Ona zamieni rzeczywistość w ziarno piachu, tak drobne, że nawet Ty Panie, stracisz sens istnienia.
WWW
Ptak spojrzał na kobietę, której sylwetka falowala, rozmyta gdzieś w oddali. Jego wzrok spokojnie wrócił na oblicze starca. „Jam jest sługą czasu, Jakubie”, przemówił. „ Cieniem przeszłości, duchem teraźniejszości, widmem przyszłości. Jam jest sługą czasu. Podobnie jak jest światło i życie. Pył, który tworzy ciebie i otaczający cię świat, niegdyś był energią, która swobodnie wędrowała przez wszechświat, zanim odnalazła sens istnienia. Ten pył spełnił swe powołanie. Ona nada mu nowy kształt”. Jakub przymknął oczy. Czuł jak ponownie traci czucie w dłoni.
- Ona sprowadzi ciemność tak głęboką, że światło pozostanie jedynie mglistym wspomnieniem... – wykrztusił ostatkiem sił.
Ptak stał niczym posąg wpatrzony w zamglone źrenice starca. „Jam jest sługą czasu, Jakubie. Ona jest córką światła”.