Wszystkie cienie światła

1
Wiele lat temu miałem pomysł na powieść, niestety z gatunku fantastyki, od której półki w księgarniach się uginają. Stąd też zaniechałem dalszego pisarstwa, choć jak łatwo się domyślić, powstało o wiele więcej, niż poniższy prolog. A że leżało szmat czasu w czeluściach dysku, uznałem, że miło by było się z kimś tym podzielić. Może i bez sensu, ale przynajmniej mam świadomość, że coś z tym zrobiłem :) dzięki i pozdrawiam.

*

Gdy starzec otworzył oczy, ujrzał na niebie ciemny obłok, który nienaturalnie szybko zmieniał kształty. Dokoła niego formowały się inne, które znikały równie szybko, jak się pojawiały. Jakby czas zmienił tempo, a godziny stały się sekundami. Niebo zdradzało koniec.
WWW
Czuł lepkość na palcach. Jego dłoń była jedyną częścią ciała, którą władał w chwili przebudzenia. Podniósł ją do twarzy nie odwracając wzroku od brunatnego kolosa, który przysłaniał światło słońca. Gdy jego wzrok przeniósł się na rękę, zobaczył ciemno czerwoną ciecz, tak gęstą, iż tworzyła cienkie wstęgi między palcami. Wtedy zrozumiał, że woń która towarzyszyła mu od chwili przebudzenia, była zapachem krzepnącej krwi.
WWW
Odzyskał czucie w szyi. Z początku tępy ból, przerodził się w bolesne pieczenie, gdzieś w okolicach potylicy. Gdy udało mu się obrócić głowę i zrównać wzrok z horyzontem, zobaczył świat takim, jakiego nigdy nie chciał zobaczyć. Dym przysłaniał większość obrazu, jednak wyraźnie widział ziemię usłaną setkami martwych ciał. Po nich stąpały ciężkie postacie. Z nagimi stopami, lecz odziane w grube skóry i zbroje, o przedziwnych kształtach i nie zrozumiałych zastosowaniach. Każdy z nich miał łeb, który opisać zwykłymi słowami nie zdołałby żaden człowiek. Coś nieokreślonego, zupełnie nieznajomego, a jednocześnie przeszywającego grozą. Czuł zapach strachu.
WWW
Gdzieś między tymi postaciami, dojrzał przedziwnie ogromny kształt, niczym skalną górę piętrzącą się nad pobojowiskiem. A przy nim kobietę. Choć z tej odległości jej sylwetka wydawała się rozmyta, rozpoznałby ją nawet z zamkniętymi oczami. Czuł jej aurę, tak silną, iż miał wrażenie, że krew na jego dłoni traci na gęstości. Światło, które ją otaczało było znakiem źle podjętej decyzji, przed którą nie był w stanie już jej uchronić. Wiedziało o tym niebo i przetaczające się po jego obliczu atramentowe cienie. Wiedział o tym od tak dawna, że nie potrafił stwierdzić, czy kiedykolwiek mógł temu zapobiec.
WWW
Coś lekkiego usiadło na jego piersi. Gdy spojrzał przed siebie, ujrzał długi kruczy dziób i ciemne oczy, które wpatrywały się w jego twarz.
„Jakubie, jam jest Strażnik Czasu, władca tego co było, jest i będzie”, usłyszał. Choć ptak nie przemawiał, słowa układały się w jego myślach, jakby sam je wypowiadał. Kruk stał w bezruchu. „Me imię nie będzie ci znane, gdyż w twoim języku nie ma słów, które by je opisały. Jam jest Strażnik Czasu i przyszedłem ofiarować Ci spełnienie”. Starzec spoglądał w krucze oczy, w których pustka była tak przejmująca, iż na nowo definiowała pojęcie przestrzeni.
- Panie... - wykrztusił Jakub, zdając sobie sprawę, iż mówienie przychodzi mu z ogromnym trudem. Czas, którym władasz za chwilę przestanie istnieć, nawet dla istoty takiej jak Ty, która istniała, istnieje i istnieć będzie. Ona zamieni rzeczywistość w ziarno piachu, tak drobne, że nawet Ty Panie, stracisz sens istnienia.
WWW
Ptak spojrzał na kobietę, której sylwetka falowala, rozmyta gdzieś w oddali. Jego wzrok spokojnie wrócił na oblicze starca. „Jam jest sługą czasu, Jakubie”, przemówił. „ Cieniem przeszłości, duchem teraźniejszości, widmem przyszłości. Jam jest sługą czasu. Podobnie jak jest światło i życie. Pył, który tworzy ciebie i otaczający cię świat, niegdyś był energią, która swobodnie wędrowała przez wszechświat, zanim odnalazła sens istnienia. Ten pył spełnił swe powołanie. Ona nada mu nowy kształt”. Jakub przymknął oczy. Czuł jak ponownie traci czucie w dłoni.
- Ona sprowadzi ciemność tak głęboką, że światło pozostanie jedynie mglistym wspomnieniem... – wykrztusił ostatkiem sił.
Ptak stał niczym posąg wpatrzony w zamglone źrenice starca. „Jam jest sługą czasu, Jakubie. Ona jest córką światła”.

2
Zacytuję większy fragment...
Gdy starzec otworzył oczy, ujrzał na niebie ciemny obłok, który nienaturalnie szybko zmieniał kształty. Dokoła niego formowały się inne, które znikały równie szybko, jak się pojawiały. Jakby czas zmienił tempo, a godziny stały się sekundami. Niebo zdradzało koniec.

Czuł lepkość na palcach. Jego dłoń była jedyną częścią ciała, którą władał w chwili przebudzenia. Podniósł ją do twarzy nie odwracając wzroku od brunatnego kolosa, który przysłaniał światło słońca. Gdy jego wzrok przeniósł się na rękę, zobaczył ciemno czerwoną ciecz, tak gęstą, iż tworzyła cienkie wstęgi między palcami. Wtedy zrozumiał, że woń która towarzyszyła mu od chwili przebudzenia, była zapachem krzepnącej krwi.

Odzyskał czucie w szyi. Z początku tępy ból, przerodził się w bolesne pieczenie, gdzieś w okolicach potylicy. Gdy udało mu się obrócić głowę i zrównać wzrok z horyzontem, zobaczył świat takim, jakiego nigdy nie chciał zobaczyć. Dym przysłaniał większość obrazu, jednak wyraźnie widział ziemię usłaną setkami martwych ciał. Po nich stąpały ciężkie postacie. Z nagimi stopami, lecz odziane w grube skóry i zbroje, o przedziwnych kształtach i nie zrozumiałych zastosowaniach. Każdy z nich miał łeb, który opisać zwykłymi słowami nie zdołałby żaden człowiek. Coś nieokreślonego, zupełnie nieznajomego, a jednocześnie przeszywającego grozą. Czuł zapach strachu.

Gdzieś między tymi postaciami, dojrzał przedziwnie ogromny kształt, niczym skalną górę piętrzącą się nad pobojowiskiem. A przy nim kobietę. Choć z tej odległości jej sylwetka wydawała się rozmyta, rozpoznałby ją nawet z zamkniętymi oczami. Czuł jej aurę, tak silną, iż miał wrażenie, że krew na jego dłoni traci na gęstości. Światło, które ją otaczało było znakiem źle podjętej decyzji, przed którą nie był w stanie już jej uchronić. Wiedziało o tym niebo i przetaczające się po jego obliczu atramentowe cienie. Wiedział o tym od tak dawna, że nie potrafił stwierdzić, czy kiedykolwiek mógł temu zapobiec.

Na pierwszy rzut oka kuleje umiejętność wprowadzania elementów krajobrazu. Posiłkujesz się zaimkiem, jako czymś pewnym. Otóż, ani to pewne, ani ładne. Skupię się na pierwszym zdaniu, pierwszym akapicie:
Gdy starzec otworzył oczy, ujrzał na niebie ciemny obłok, który nienaturalnie szybko zmieniał kształty. Dokoła niego formowały się inne, które znikały równie szybko, jak się pojawiały. Jakby czas zmienił tempo, a godziny stały się sekundami. Niebo zdradzało koniec.
Prosta zmiana, wynikająca z konieczności usunięcia zaimka.

Gdy starzec otworzył oczy, ujrzał na niebie ciemny obłok, nienaturalnie zmieniający kształt. Dookoła obiektu formowały się inne. Znikały równie szybko, jak się pojawiały. Zupełnie tak, jakby czas zmienił tempo, a godziny stawały się sekundami.

Pominąłem celowo ostatnie zdanie w tym akapicie, jako że niebo czymś zdradzało koniec. A ów opis, wprowadzenie ani nie nastraja do takich myśli, ani nie odwołuje się tego ostatniego zdania. Brakuje tam dogrywki słownej: niebo swoim upiornym wyglądem zwiastowało koniec.

[1]Po nich stąpały ciężkie postacie. Z nagimi stopami, lecz odziane w grube skóry i [2] zbroje, o przedziwnych kształtach i nie zrozumiałych zastosowaniach.
[1] - postaci
[2] - skoro zbroje, to wiadomo, jakie miały zastosowanie. gdybyś napisał ubiór a następnie dodał, że nieznanego zastosowania - można dywagować. Tu jest aktualnie błąd. Zbroja jest ochroną, więc ma przypisane zastosowanie, takie logiczne.
Gdzieś między tymi postaciami, dojrzał przedziwnie ogromny kształt, niczym skalną górę piętrzącą się nad pobojowiskiem. A przy nim kobietę.
Skrót myślowy, który łatwo można sobie wytworzyć po przeczytaniu tego fragmentu: kobieta przy kształcie. Nie umiejscawiasz jej jednak w jakimś konkretnym miejscu, osi Y,X,Z. Ona jest przy nim. A ja wolałbym zobaczyć ją obok. Wówczas unikasz zaimka, i umiejscawiasz kobietę względem nieznanego kształtu (nie jego - jak to jest z zamkiem).
Coś lekkiego usiadło na jego piersi. Gdy spojrzał przed siebie, ujrzał długi kruczy dziób i ciemne oczy, które wpatrywały się w jego twarz.
Tym czymś jest kruk - dlaczego silisz się, by wprowadzić tajemniczość, mimo iż za chwilę i tak nazywasz to po imieniu. Zdecydowanie byłoby lepiej wprowadzić od początku kruka - wówczas ja, czytelnik widzę scenę taką jak jest, a cała magiczna, mistyczna otoczka tworzy się w mojej wyobraźni, bo to ją pobudzisz sceną, a nie czymś obok sceny.
- Panie... - wykrztusił Jakub, zdając sobie sprawę, iż mówienie przychodzi mu z ogromnym trudem.

Hmm, ta świadomość trudności wypowiedzi żyła w nim przed tymi scenami? Tak wynika z tego co napisałeś. Albo popełniłeś błąd i zapisałeś nie tak jak trzeba, albo wprowadzasz coś, czego nie dane jest mi zrozumieć. Zapiszę, jak ja to widzę:
- Panie... - wykrztusił Jakub z trudem. Nagle uświadomił sobie, że nawet mówienie sprawia niepojęty ból.
Teraz mamy świadomość zrodzoną z konkretnej sceny.

Interesujące. Szczególnie to, że widzę jakieś pobojowisko i nieznaną postać, kobietę, która może być wszystkim i niczym. Teraz zadam tobie pytanie, na które odpowiesz sobie, nie mi: czy przypadkiem nie skupiłeś się na owym kruku aż nadto, zapominając o krajobrazie, otoczeniu? Odnoszę wrażenie (po 3 czytaniach w odstępie 3 dni), że te ciała, ten koszmar otaczający bohatera nagle zszedł na drugi plan, a kruk zajął ci głowę za bardzo. Zdecydowanie bardziej podobała mi się otoczka tej nieznanej klęski i klimat, jaki jej namiastka zdołała wprowadzić. Kruk - symbol - jest szpilą w oczy.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Marti wskazał ci dokładnie wszystko to, co i ja bym chciał wskazać.
Tekst zaciekawia, ale jest kilka niedociągnięć, które nieco psują efekt.
Jeśli chcesz powalczyć z powtórzeniami staraj się eksperymentować z budową zdania Omijaj nadmiernego powtarzania "które", bo to zabija w czytelniku świadomość tego, że autor potrafi władać słowem. Zamiast pisać:
Był tym, który zaginął w czasie ostatniej nawałnicy.
Napisz:
Zaginął podczas ostatniej nawałnicy.

Oczywiście to przykład wyrwany z kosmosu i zbyt uproszczony, ale warto czasem coś uprościć żeby jasno przekazać myśl i uniknąć powtórzenia.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron