Uciekinier - prolog

1
Cześć
Tytuł jest tymczasowy i ulegnie zmianie w bliżej nieokreślonej przyszłości ;) Proszę o krytykę.

Prolog

Ciężarówka Daniela Becketta mknęła autostradą otoczona zewsząd ciemnościami i strugami deszczu. W kabinie kierowcy siedział mężczyzna, około czterdziestki, z lekkim zarostem na twarzy i rzadkimi, zaczesanymi starannie na bok, włosami. Rękoma trzymał kierownicę, a między palcami prawej dłoni, papierosa, z którego sączyła się strużka nieprzyjemnie pachnącego dymu. Pod gęstymi brwiami widniały wielkie, brązowe oczy, wlepione teraz w jezdnie. Mimo późnej pory, Daniel nie czuł zmęczenia, bo kilka godzin temu zatrzymał się w motelu, aby zregenerować siły i wyjechał stamtąd dosłownie kilka minut temu. Przednią szybę ciężarówki bombardowały miliony kropel deszczu, wypełniając pojazd głośnym hałasem. Czasami, temu dźwiękowi towarzyszyło radio. Ono jednak działało tylko wyrywkowo, kiedy odbierało, zakłócany przez burzę sygnał, jednak zwykle milczało. Delikatne światło, padające z góry, oświetlało kabinę. Na siedzeniu pasażera leżała mapa Stanów Zjednoczonych, niedokończona kanapka oraz butelka coli. Daniel od czasu do czasu brał papierosa do ust, wydzielając przy tym nową porcję śmierdzącego, szarego dymu, który mieszając się z wonią lasu, wydobywającą się z odświeżacza powietrza, tworzył duszącą mieszankę, która niejednego przyprawiłaby o zawrót głowy czy wymioty. Przez lekko uchylone okno wpadała skąpa ilość orzeźwiającego, zimnego wiatru, który w większych ilościach mógłby usunąć nieprzyjemny smród z kabiny.
W radiu odezwał się cichy, kobiecy głos informujący o fatalnej pogodzie w całym stanie Północna Dakota, przez który właśnie przejeżdżał Daniel. Wiadomość ta przyprawiła go o irytację. Jeszcze osiem godzin temu nie zapowiadano deszczu, i to dlatego postanowił wyruszyć w trasę. Gdyby wiedział, jaka będzie pogoda, przeczekałby ulewę w motelu. Więc gdy tylko wyjechał, lunął niespodziewanie deszcz. Nie widział sensu zawracania do motelu, dlatego postanowił, że będzie ostrożny i wyruszył w trasę.
Tymczasem monotonną jazdę przerwała cicha melodia wydobywająca się z kieszeni koszuli Daniela. Mężczyzna wygrzebał telefon i łamiąc drogowe przepisy, odebrał. Usłyszał podenerwowany głos swojego znajomego, Davida Johnsona.
- Daniel! – wyszeptał niskim głosem
- Tak? Czemu szepczesz? – zapytał Daniel zaskoczony tonem głosu swojego znajomego
- Oni tu są. Ci z Asac’u. – odparł.
- To znaczy gdzie są?
- Oni coś knują. Daniel, jedź na policję, szybko! – dodał, ignorując pytanie Daniela.
- David, uspokój się. O co chodzi? I czemu szepczesz? Stało się coś?
- Pracownicy Asac’u to oszuści. Chcą nas wyeliminować. Chcą być jedyni w kraju.
- Jak to chcą nas wyeliminować? – zapytał śmiertelnie poważnym tonem Daniel.
- Chcą pozbyć się konkurencji. Daniel jedź na policję! Oni szykują jakiś zamach!
- David spokojnie. Wyjdź stamtąd i idź do domu. Ja już wracam do miasta. Będę u ciebie za pół godziny.
- Ja nie mogę stąd wyjść. Daniel, oni tu idą!
Serce Daniela pulsowało coraz szybciej. Czuł, że jego przyjacielowi grozi niebezpieczeństwo. Ogarnęło go wrażenie bezradności. Chciał jakoś pomóc, ale nie wiedział nawet gdzie znajduję się David.
- Uciekaj… - powiedział Daniel, ale nie dokończył zdania, bo w tym samym momencie usłyszał w słuchawce męski głos.
- Oddawaj to! – wrzasnął tajemniczy mężczyzna, a potem Daniel usłyszał w słuchawce trzaśnięcie. Milczał. Czuł się, jakby był z Davidem. Słyszał dokładnie każde słowo wypowiedziane przez tajemniczych mężczyzn. Byli przerażeni, podobnie jak on. Bali się, że David przekazał wiadomość Danielowi. Potem zapadła cisza, dało się słyszeć tylko jakieś ciche i niezrozumiałe szepty. Po trwającym kilka chwil milczeniu, jeden z nich znowu się odezwał:
- No dobra, z kim rozmawiałeś, gadaj!
- Ja… z nikim… Chciałem zadzwonić, przyznaję, ale wtedy wyrwaliście mi komórkę – odpowiedział David przerażonym głosem.
Nagle Daniel usłyszał szmery, a potem wyraźny, niski głos.
- Kim jesteś? Gadaj, inaczej on zginie! – zagroził
Daniel poczuł jak trzęsą mu się ręce.
- Daniel Beckett – odparł przestraszonym głosem
- Aaa… To ty… - odpowiedział i odłożył na chwilę słuchawkę, kierując się do swoich towarzyszy – To Beckett. Z nim nie będzie problemu. Przecież on jest już wyeliminowany.
Daniela zmroziło. Wyeliminowany… Cokolwiek to znaczyło, zrozumiał że musi coś zrobić, i to szybko. Jednak wtedy usłyszał głos innego mężczyzny.
- A jeśli on zdążył już przekazać komuś, to co usłyszał?
- Racja Anthony, nie pomyślałem o tym. Sugerujesz coś?
- Zapewne zadzwonił do Anny – odparł Anthony.
Daniela całkowicie zatkało. „ Skąd oni wiedzą o mojej żonie” – pomyślał.
- Racja. Przecież do kogo innego mógłby zadzwonić? W takim razie, wygląda na to że musimy rozprawić się także z jego rodziną – odparł.
Wtedy Daniel usłyszał w słuchawce krzyk swojego przyjaciela a potem huk. Instynktownie oderwał słuchawkę od ucha i rzucił ją na siedzenie pasażera. Próbował się uspokoić, jednak z marnym skutkiem. O co chodziło jego przyjacielowi? Jaki zamach? I kim byli ci mężczyźni? Te pytania, jak i inne przelatywały mu przez głowę, jednak nie marnował czasu, aby próbować na nie odpowiedzieć. Nerwowo zaczął rozglądać się po drogowskazach. Postanowił skręcić za dwieście metrów i pojechać do najbliższego miasta na policję. Po kilku sekundach z mroku wyłonił się zjazd z autostrady. Daniel wcisnął pedał hamulca, aby prawidłowo wejść w zakręt, ale nic się nie działo. Nerwowo uderzał nogą w hamulec, ale pojazd nadal pędził z pełną prędkością. Mężczyzna skręcił kierownicą, próbując wrócić na autostradę, ale było już za późno. Później, wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Ciężarówka przewróciła się na śliskiej jezdni i zsunęła się z drogi. Danielem rzuciło jak zwykłą, szmacianą lalką, a potem wszystko ucichło…

2
Ciężarówka Daniela Becketta mknęła autostradą otoczona zewsząd ciemnościami i strugami deszczu. W kabinie kierowcy siedział mężczyzna, około czterdziestki, z lekkim zarostem na twarzy i rzadkimi, zaczesanymi starannie na bok, włosami. Rękoma trzymał kierownicę, a między palcami prawej dłoni, papierosa, z którego sączyła się strużka nieprzyjemnie pachnącego dymu. Pod gęstymi brwiami widniały wielkie, brązowe oczy, wlepione teraz w jezdnie. Mimo późnej pory, Daniel nie czuł zmęczenia, bo kilka godzin temu zatrzymał się w motelu, aby zregenerować siły i wyjechał stamtąd dosłownie kilka minut temu.
Pierwsze, pogrubione zdanie tym razem na wspak - jest świetnie a reszta to tragedia. Dlaczego, zapytasz? Ponieważ już w tym dobrym zdaniu pokazałeś pewną cechę człowieka (że ciężarówka jest jego - czyli jak ją traktuje, w jakiś osobliwy sposób), a później nagle piszesz tak odlegle o facecie. Na dodatek narrator nie potrafi określić wieku a szczegółowy opis wcale plastyczny nie jest, a wszystko zaczyna się na kierownicy (mogłeś napisać, że kierowca trzymał papierosa w ręku - i wiadomo, że ręce na kierownicy). Jeden mały błąd uruchomił lawinę innych.
Przednią szybę ciężarówki bombardowały [1]miliony kropel deszczu, wypełniając pojazd [2]głośnym hałasem.
[1] - lepiej nie bawić się w cyfry i napisać miriady
[2] - hałas zawsze jest głośny.
Ono jednak działało tylko wyrywkowo, kiedy odbierało, zakłócany przez burzę sygnał, jednak zwykle milczało.
jedno wynika z drugiego.
Daniel od czasu do czasu brał papierosa do ust, wydzielając przy tym nową porcję śmierdzącego, szarego dymu, który mieszając się z wonią lasu, wydobywającą się z odświeżacza powietrza, tworzył duszącą mieszankę, która niejednego przyprawiłaby o zawrót głowy czy wymioty. Przez lekko uchylone okno wpadała skąpa ilość orzeźwiającego, zimnego wiatru, który w większych ilościach mógłby usunąć nieprzyjemny smród z kabiny.
W radiu odezwał się cichy, kobiecy głos informujący o fatalnej pogodzie w całym stanie Północna Dakota, przez który właśnie przejeżdżał Daniel.
Pogrubienie - słaba plastyka, powtórzenia
podkreślenia - nadużywanie przymiotników - brzydko to brzmi na dłuższą metę.

Powiem tak: bardzo ciekawe, gdyby nie denny dialog (do tego źle poprowadzony - sztucznie i sztuczny) i kilka takich niedociągnięć. Wprowadzenie jest klimatyczne, zachęca, ale i tak zaimki górują a w samym dialogu powtórzenia narracyjne i imion. Poczytaj to na głos, a coś może wykombinujesz. Widać w tym prologu styl, może mało plastyczny ale przynajmniej nie lecisz z paplaniną i trzymasz poziom. Ten początek byłby genialny (Kingowski, rzekłbym), jakbyś trzymał się logiki sceny i opisał ją, jak jest a nie silił się na rozpychanie go.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Dzięki za krytykę :)
(...)a później nagle piszesz tak odlegle o facecie. Na dodatek narrator nie potrafi określić wieku a szczegółowy opis wcale plastyczny nie jest,
Co masz na myśli tutaj: "piszesz tak odlegle o facecie." Chodzi o to, że lepiej by było, jakby postać Daniela byłaby lepiej przedstawiona?
Co sądzisz o takim zdaniu: "W kabinie kierowcy siedział czterdziestoletni mężczyzna, z lekkim zarostem na twarzy i rzadkimi, zaczesanymi starannie na bok, włosami."
Co do początku, postaram się go ulepszyć, opierając się na Twoich wskazówkach :)
Cytat:
Ono jednak działało tylko wyrywkowo, kiedy odbierało, zakłócany przez burzę sygnał, jednak zwykle milczało.

jedno wynika z drugiego.
Tu akurat mam coś na swoje usprawiedliwienie ;) Gdy wydrukowałem ten tekst, żeby go poprawić, skreśliłem : "jednak zwykle milczało", a podczas nanoszenia poprawek w komputerze widocznie mi umknęło. Poprawione :)

Aha, no i ostatnie pytanie.
Ten początek byłby genialny (Kingowski, rzekłbym), jakbyś trzymał się logiki sceny i opisał ją, jak jest a nie silił się na rozpychanie go.
mógłbyś wyjaśnić, jak zmienić wstęp, aby był logiczny? (Jakie fragmenty powodują, że jest nielogiczny) Oczywiście nie proszę tu o poprawianie całego wstępu, a tylko o wskazówki.

Pozdrawiam
Maciek

4
Miałem na mysli to:
Ciężarówka Daniela Becketta mknęła autostradą otoczona zewsząd ciemnościami i strugami deszczu. Czterdziestoletni kierowca trzymał między palcami papierosa, z którego sączyła się strużka nieprzyjemnego dymu. Mimo później pory nie czuł zmęczenia, i bacznie obserwował jezdnię. Zaledwie kilka godzin temu zatrzymał się w motelu, aby zregenerować siły i wyjechał stamtąd dosłownie przed chwilą.

Opisy jego twarzy oczu itd. są niepotrzebne. Owszem, możesz wrzucić w pewnym miejscu, że ma zarośniętą twarz (np. poskrobał czarny zarost), ale jego kolor oczu itd są mi zbędne - w mojej wyobraźni powstał obraz kierowcy i jest już ustalonym zanim rzucisz te detale ( o oczach itd.).
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Ok, poprawiłem nieco tekst. Co o tym sądzicie?

Prolog

Ciężarówka Daniela Becketta mknęła autostradą otoczona zewsząd ciemnościami i strugami deszczu. Czterdziestoletni kierowca trzymał między palcami papierosa, z którego sączyła się strużka nieprzyjemnego dymu. Mimo później pory nie czuł zmęczenia, i bacznie obserwował jezdnię. Zaledwie kilka godzin temu zatrzymał się w motelu, aby zregenerować siły i wyjechał stamtąd dosłownie przed chwilą. Przednią szybę ciężarówki bombardowały krople deszczu, wypełniając pojazd głośnym stukotem. Czasami, temu dźwiękowi towarzyszyło radio, jednak ono działało tylko wyrywkowo, kiedy odbierało, zakłócany przez burzę sygnał. Na siedzeniu pasażera leżała mapa Stanów Zjednoczonych, butelka coli oraz kanapka, którą Daniel od czasu do czasu nadgryzał. Powietrze w kabinie wypełnione było mieszanką dwóch zapachów: dymu papierosowego i cytrynowego odświeżacza powietrza. Z pewnością ta dusząca woń niejednego przyprawiłaby o wymioty czy zawroty głowy, jednak Daniel całkowicie do niej przywykł.
W radiu odezwał się kobiecy głos, informujący o fatalnej pogodzie w całym stanie Północna Dakota, przez który właśnie przejeżdżał Daniel. Wiadomość ta przyprawiła go o irytację, bowiem jeszcze osiem godzin temu nie zapowiadano deszczu, i to dlatego postanowił wyruszyć w trasę. Gdyby wiedział, jaka będzie pogoda, przeczekałby ulewę w motelu.
Tymczasem monotonną jazdę przerwała cicha melodia wydobywająca się z kieszeni koszuli Daniela. Mężczyzna wygrzebał telefon i łamiąc drogowe przepisy, odebrał. Usłyszał podenerwowany głos swojego znajomego, Davida Johnsona.
- Daniel – wyszeptał.
- Tak?
- Oni tu są. Ci z Asac’u – odparł.
- To znaczy gdzie są?
- Oni coś knują. Mówią coś o jakimś zamachu – dodał, ignorując pytanie Daniela.
- David, uspokój się. Jaki zamach? O czym ty mówisz?
- Pracownicy Asac’u to oszuści. Chcą nas wyeliminować. Chcą być jedyni w kraju.
- Wyeliminować?
- Chcą pozbyć się konkurencji. Daniel jedź na policję! Oni chcą kogoś zabić!
Daniel słysząc te słowa zamilkł na chwilę. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
-David spokojnie. Wyjdź stamtąd i idź do domu. Ja już wracam do miasta. Będę u ciebie za pół godziny – powiedział trzęsącym głosem
- Ja nie mogę stąd wyjść. Oni tu idą! -
Serce Daniela pulsowało coraz szybciej. Czuł, że jego przyjacielowi grozi niebezpieczeństwo. Ogarnęło go wrażenie bezradności.
- Uciekaj… - powiedział, ale nie dokończył zdania, bo w tym samym momencie usłyszał w słuchawce męski głos.
- Oddawaj to! – wrzasnął tajemniczy mężczyzna, a potem Daniel usłyszał trzaśnięcie. Milczał. Czuł się, jakby był z Davidem. Słyszał dokładnie każde słowo wypowiedziane przez tajemniczych mężczyzn. Byli przerażeni, podobnie jak on. Z ich słów wywnioskował, że boją się tego, że David przekazał komuś jakąś wiadomość. Potem zapadła cisza, dało się słyszeć tylko jakieś ciche i niezrozumiałe szepty. Po trwającym kilka chwil milczeniu, jeden z nich znowu się odezwał:
-No dobra, z kim rozmawiałeś, gadaj!
-Ja… z nikim… Chciałem zadzwonić, przyznaję, ale wtedy wyrwaliście mi komórkę – odpowiedział David przerażonym głosem.
Nagle Daniel usłyszał szmery, a potem wyraźny, niski głos.
-Kim jesteś? Gadaj, inaczej on zginie! – zagroził
Daniel poczuł jak trzęsą mu się ręce. Nie odpowiadał.
- Wiem, że mnie słyszysz! Gadaj!
- Daniel Beckett – odparł przestraszonym głosem.
- Aaa… To ty… - odpowiedział i odłożył na chwilę słuchawkę, kierując się do swoich towarzyszy – To Beckett. Z nim nie będzie problemu. Przecież on jest już wyeliminowany…
Daniela zmroziło. Wyeliminowany… Cokolwiek to znaczyło, nie brzmiało to zbyt dobrze.
- A jeśli on zdążył już przekazać komuś to, co usłyszał?
- Racja Anthony, nie pomyślałem o tym.
- Zapewne zadzwonił do Anny – dodałAnthony.
Daniela całkowicie zatkało. „Skąd oni wiedzą o mojej żonie” – pomyślał. Przez głowę przelatywało mu mnóstwo pytań, które chciałby zadać tajemniczym mężczyznom, ale nie zdobył się na odwagę, aby powiedzieć, choć słowo.
- Racja. Przecież, do kogo innego mógłby zadzwonić? W takim razie, wygląda na to, że musimy rozprawić się także z jego rodziną – odparł.
Daniel wsłuchiwał się dokładnie w to, o czym dyskutują mężczyźni, jednak rozumiał tylko niektóre słowa. Potem dało się słyszeć wyraźny głos:
- A jego… Jak mu tam?
- To David Johnson – odparł tajemniczy, niski głos
- A tak, David – powiedział i zamilczał przez chwilę – Zabić go.
Wtedy Daniel usłyszał w słuchawce krzyki swojego przyjaciela a potem huk. Instynktownie oderwał słuchawkę od ucha i rzucił ją na siedzenie pasażera. Próbował się uspokoić, jednak z marnym skutkiem. O co chodziło jego przyjacielowi? Jaki zamach? I kim byli ci mężczyźni? Te pytania, jak i inne przelatywały mu przez głowę, jednak nie marnował czasu, aby próbować na nie odpowiedzieć. Nerwowo zaczął rozglądać się po drogowskazach. Postanowił skręcić za dwieście metrów i pojechać do najbliższego miasta na policję. Po kilku sekundach z mroku wyłonił się zjazd z autostrady. Daniel wcisnął pedał hamulca, aby prawidłowo wejść w zakręt, ale nic się nie działo. Nerwowo uderzał nogą w hamulec, ale pojazd nadal pędził z pełną prędkością. Mężczyzna skręcił kierownicą, próbując wrócić na autostradę, ale było już za późno. Później, wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Ciężarówka przewróciła się na śliskiej jezdni i zsunęła się z drogi. Danielem rzuciło jak zwykłą, szmacianą lalką, a potem wszystko ucichło…

6
Weryfikacje służą – podobnie jak wrzucone tu teksty – autorowi do szkolenia warsztatu. Dzięki nim mają możliwość poprawienia błędów, doskonalenia stylu. Regulamin natomiast ma za zadanie dopilnować, aby autor miał na to wszystko czas, przemyślał, poprawił, ewentualnie dokonał zmian ale przede wszystkim polepszył (!) tekst. Ty wrzucasz tekst z nowymi błędami już na drugi dzień.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

7
Nie pozostaję mi nic innego jak tylko przeprosić. Totalna gafa, przyznaję... mam jednak nadzieję, że przy publikacji następnych tekstów, dostanę taką ocenę tekstu jak powyżej.

Maciek

8
MaW pisze:Mimo późnej pory, Daniel nie czuł zmęczenia, bo kilka godzin temu zatrzymał się w motelu, aby zregenerować siły i wyjechał stamtąd dosłownie kilka minut temu.
To "bo" wytrąciło mnie z rytmu. Do tego całe zdanie bym trochę skrócił. Co powiesz na:

Mimo późnej pory, Daniel nie czuł zmęczenia - kilka godzin temu zatrzymał się w motelu, aby zregenerować siły. Wyjechał stamtąd dosłownie kilka minut temu.

Nie będę części powtarzał po Martim ani wklepywał drobnostek, które wystąpiły po drodze (przecinki itp.). Prolog zapowiada wg mnie bardzo banalną historię, jak z jakiegoś niskobudżetowego amerykańskiego filmu akcji. Liczyłem na to, że chociaż spróbujesz odwrócić moją uwagę jakimś oryginalnym do niej podejściem czy czymś innym. A tu na razie nic. Jednak muszę przyznać, że do takich filmów nie pałam nienawiścią i jestem ciekaw czy dalsze fragmenty są lepsze. Idę więc je czytać. :)
Adres e-mail: kontakt(M@ŁP@)weryfikatorium.pl
WeryfikatoriuM na Facebooku

Land of Fairy Tales

Eskalator.exe :batman:

9
Faux, fajnie że zajrzałeś ;) Tak właściwie to jakieś dwa tygodnie temu postanowiłem wprowadzić mocną zmianę w fabule i przy okazji napisałem wszystko od początku. Dlatego dalsze rozdziały, są nieaktualne. Niedługo wkleję wersję poprawioną. :)

10
Mężczyzna wygrzebał telefon i łamiąc drogowe przepisy, odebrał.
Wiem, że tekst już dość dawno był wrzucony, więc prawdopodobnie minęła cię rozmowa o Hameryce i umieszczaniu w niej akcji. Otóż, nie wiem na ile świadomie, ale zastosowałeś w opowiadaniu polskie prawo drogowe. Północna Dakota nie ma żadnych ograniczeń na używanie telefonów komórkowych. Żeby nie być gołosłowną, tu jest link: http://www.iihs.org/laws/cellphonelaws.aspx tabelka pod spisem z wyszczególnieniem zakazów w konkretnych stanach.
Serce Daniela pulsowało coraz szybciej.
Pulsuje krew i to w rytmie bicia serca.
Ogarnęło go wrażenie bezradności.
Bezradność nie jest wrażeniem. Jest uczuciem, które raczej nie może czegoś samo ogarnąć (tu wynikła nieznajomość definicji słowa). Może: opanowało go uczucie bezradności, ale to też nie jest dobry przykład. Lepiej po prostu: poczuł bezradność/poczuł się bezradny.
- Oddawaj to! – wrzasnął tajemniczy mężczyzna, a potem Daniel usłyszał trzaśnięcie. [1]Milczał. Czuł się, jakby był z Davidem. Słyszał dokładnie każde słowo wypowiedziane przez tajemniczych mężczyzn. Byli przerażeni, podobnie jak on. Z ich słów wywnioskował, że boją się tego, że David przekazał komuś jakąś wiadomość. Potem zapadła cisza, dało się słyszeć tylko jakieś ciche i niezrozumiałe szepty.
Nie wiemy, czy mężczyzna jest tajemniczy, na pewno nieznajomy, ale niekoniecznie tajemniczy, więc zbędne przymiotniki.
[1] Nowy akapit. To nie należy do dialogu, a do narracji.
Całe zdanie jest dość śmieszne. Zabójcy – co wynika z wcześniejszych wypowiedzi Davida – a nie sprawdzili, czy telefon po upadku się wyłączył? Boją się? Nieee, jesteś niewiarygodny w tej scenie, autorze.
- A jeśli on zdążył już przekazać komuś to, co usłyszał?
- Racja Anthony, nie pomyślałem o tym.
Absurd, rodem z podrzędnych filmów akcji… Chyba że to „profesjonaliści” byli?
zamilczał przez chwilę
?! Może: zamilkł na chwilę?


Hm… Słaby ten tekst. Pomysł zdaje się być jak tysiące innych i – co napisał Faux – żywcem wyjęty z niskobudżetowego filmu akcji. Niby wrzucenie bohatera w środek akcji jest dobrym rozwiązaniem, ale u ciebie senne wprowadzenie było lepsze i miałam nadzieję na powolny rozwój akcji, a nie jeden telefon i po sprawie.
Drugą rzeczą jest świat przedstawiony, pomijając umieszczenie akcji w Ameryce. Wsiadamy z bohaterem do samochodu i jedziemy ciemną, mokrą drogą – jezdnią – po czym nagle budzimy się na autostradzie?
Nie podobało mi się również to – kierowca, może nie zawodowy, bo o tym nie wspominasz, ale na pewno doświadczony i przy braku hamulców zareagował jak, za przeproszeniem, baba? Okej, czynnik stresu, bla bla, ale w takich chwilach powinno zwyciężyć doświadczenie, czyli – redukcja biegów i próba hamowania silnikiem (tak się na to chyba mówi). U mnie przynajmniej taka była kolejność, kiedy pękł przewód, a odległość do samochodu przede mną zmniejszała się w zastraszającym tempie… Niby nic takiego, wszędzie przecież wpadający w poślizg panikują, ale to właśnie jest nudne...
Kolejny błąd burzący wiarygodność – który kierowca zatrzymuje się na postój pół godziny przed dotarciem do celu?
-David spokojnie. Wyjdź stamtąd i idź do domu. Ja już wracam do miasta. Będę u ciebie za pół godziny – powiedział trzęsącym głosem
Sporo tego. I sporo pracy przed tobą, ale próbuj stworzyć coś mniej przewidywalnego.
Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron