Mroczna Gwiazda [horror]

1
PROLOG

Księżyc w pełni świecił nad cmentarzem miejskim w Knoxville niczym olbrzymia, jaskrawa lampa. Głuchą ciszę nocy przeszywało jedynie pohukiwanie sowy. Trzy czarne kruki obsiadły stojącego pod murem kamiennego anioła i obserwowały cmentarz swoimi paciorkowatymi oczkami, lecz szybko odleciały spłoszone, głośno krakając, gdy rozległy się odgłosy ludzkich kroków.
– Sid! Nogi mnie bolą… Daleko jeszcze?
– Jeszcze kawałek, Cleo. Wytrzymaj.
Młody chłopak imieniem Sid i jego dziewczyna Cleo szli brukowaną alejką, trzymając się za ręce i swobodnie ze sobą flirtując. Wracali z urodzinowej imprezy jednej z koleżanek dziewczyny. Jednak ta noc była zbyt piękna, by Sid mógł przepuścić okazję spędzenia jej w ramionach Cleo. Kiedy więc w drodze do jej domu mijali cmentarz, chłopak niespodziewanie zaczął ją tam ciągnąć. Nie protestowała. Była zbyt pijana, żeby móc racjonalnie myśleć, podobnie zresztą jak on.
W końcu oboje dotarli do tej starszej części cmentarza, gdzie znajdowały się zaniedbane, zapomniane i zniszczone zarówno przez upływ czasu jak i przez wandalizm groby. W tym miejscu atmosfera była dużo bardziej nieprzyjemna.
– Nie podoba mi się tutaj, Sid – wyszeptała Cleo, drżąc i obejmując się ramionami. – Ten mrok… Chodźmy stąd. Chcę do domu.
– Hej – Sid nagle się zatrzymał. – Spokojnie, maleńka, przecież jesteś ze mną. Będzie zajebiście, zobaczysz. Tylko się rozluźnij…
Złapał ją w pasie, przyciągnął do siebie i zaczął obdarzać delikatnymi pocałunkami jej twarz, szyję i dekolt. Przez chwilę dziewczyna czuła się nieswojo, ale potem nieco się uspokoiła i zaczęła na przemian chichotać i wzdychać. Sid, poczuwszy, że mu ulega, położył ją na marmurowej płycie jednego z grobów. Nadal się z nią całując, zaczął powoli rozpinać jej dżinsową kurtkę…
– Sid! Co to, do cholery, jest?!
Zaskoczony tym pytaniem spojrzał na Cleo. Wpatrywała się z przerażeniem w wewnętrzną stronę swojej lewej dłoni, która była pokryta jakimś czarnym, lekko skrzącym się pyłem.
– To tylko zwykła sadza, skarbie – uspokoił ją chłopak. – Groby w tej części cmentarza są przecież zaniedbane, zapomniałaś? A teraz się odpręż, bo czeka cię długa i niezapomniana podróż do krainy rozkoszy…
To powiedziawszy, ukląkł na ziemi i zaczął majstrować przy pasku jej spodni. Cleo, wpatrując się w wiszący nad nimi księżyc, wzięła kilka głębszych wdechów. Uniosła się lekko na łokciach, zamierzając powiedzieć Sidowi, żeby odprowadził ją do domu, lecz nagle z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Sid, który akurat zdążył rozpiąć jej pasek, powoli się odwrócił i podskoczył jak poparzony.
Ich oczom ukazała się przepiękna młoda kobieta o delikatnej, mlecznobiałej cerze, długich włosach w kolorze miodu i granatowych oczach, które w ciemności wydawały się być czarne. Kobieta ta ubrana była w długą, krwistoczerwoną suknię, która tak mocno do niej przylegała, że wyglądała jak namalowana na jej ciele. Przybyszce towarzyszyło pięć zakapturzonych postaci w czarnych szatach.
– Kim… Kim wy jesteście, psia mać? - wydyszał Sid, a przerażona Cleo mocno zacisnęła palce na jego ramieniu.
Ani kobieta, ani żadna z postaci mu nie odpowiedziała. Zamiast tego blondynka powoli zbliżyła się do niego i Cleo, przyjaźnie się uśmiechając. Wpierw spojrzała dziewczynie prosto w oczy, po czym przejechała delikatną dłonią po jej szyi. Cleo z jakiegoś powodu poczuła dreszcz podniecenia i cicho jęknęła. Lecz po chwili jęk przeszedł we wrzask, kiedy kobiecie wyrosły ostre kły, którymi rozszarpała jej gardło. Grób, na którym leżała Cleo, spłynął krwią.
– O kurwa! – krzyknął Sid i rzucił się do ucieczki. Blond piękność ruszyła za nim z gracją tancerki baletowej, gdy tylko nasyciła się krwią dziewczyny. Szła powoli między grobami, pewna tego, że go dopadnie. Sid biegł tak szybko, jak tylko mógł, i co chwilę oglądał się za siebie. Kiedy jednak mijał wielki krzyż na środku cmentarza, potknął się o jeden ze stojących pod nim zniczy i wylądował na ziemi. Nie miał już siły, by dalej biec. Kiedy uniósł lekko głowę, zauważył, że wszystkie krzyże na cmentarzu były powywracane do góry nogami, a na nagrobnych tablicach namalowano czymś ciemnym – czyżby to była krew?! – trzy szóstki. Czy ci zakapturzeni popaprańcy byli satanistami? A ta blondynka… Kim ONA była? Sid odwrócił się na plecy i wtedy jego serce gwałtownie przyspieszyło.
Tajemnicza kobieta stała nad nim, ukazując w drapieżnym uśmiechu zakrwawione kły. Wampirzyca? Nie, to niemożliwe, przecież wampiry nie istnieją… A może jednak?
Sid był tak zamyślony, że nie zdążył nawet krzyknąć, kiedy kobieta i jemu rozerwała gardło. Trysnął kolejny strumień krwi. A Sid podzielił los swojej ukochanej Cleo i połączył się z nią na nowo w zaświatach.
I nagle przy kobiecie pojawiło się pięć zakapturzonych postaci. Jedna z nich kucnęła przy zabitym Sidzie, by sprawdzić, czy faktycznie nie żyje, po czym wstała i ogłosiła pozostałym:
– Niech żyje nasza królowa! Chwała na wieki Lilith, matce wszystkich nieśmiertelnych!







ROZDZIAŁ 1

– A zatem nie jesteśmy… – pochyliłem się do przodu – dziećmi szatana?
– Jak moglibyśmy nimi być? – zapytał. – Czy wierzysz, że to szatan stworzył ten świat wokół nas?
– Nie, wierzę, że to Bóg, jeśli w ogóle. Ale On musiał także stworzyć szatana, i chcę wiedzieć, czy my jesteśmy jego dziećmi!
– Dokładnie i z pełną konsekwencją, jeśli rozumować w ten sposób. Jeśli wierzysz, że Bóg stworzył szatana, to musisz zdawać sobie sprawę, że jego moc pochodzi od Boga i że szatan jest po prostu dzieckiem Boga, więc i my jesteśmy dziećmi Boga. Nie ma dzieci szatana, naprawdę.
*

– Hej, mała!
Carrie Andrews skrzywiła się na dźwięk tego głosu. Nienawidziła, kiedy tak brutalnie sprowadzano ją do szarej rzeczywistości. Z lekkim poirytowaniem uniosła wzrok znad książki. Właśnie zbliżał się do niej Jay Dalton, członek szkolnej drużyny koszykarskiej, który z niewiadomego powodu łaził za nią już drugi rok. Na jego twarzy po raz kolejny zakwitł szeroki uśmiech, który tak ją denerwował.
– Co tam czytasz? – spytał, gdy przy niej kucnął, i bezczelnie wyrwał jej z rąk książkę. – „Wywiad z wampirem”? Litości… Jeszcze nie masz dość tych pierdoł?
– O co chodzi, Jay? – wycedziła Carrie przez zęby, udając, że nie słyszała tego pytania, i zabrała mu książkę.
Uniósł ręce w obronnym geście.
– No dobra. Chciałem cię po prostu zapytać… bo wiesz, dziś piątek, więc idziemy z Paige do klubu, i chciałem… czy ty… może poszłabyś z nami?
Dziwne, pomyślała Carrie. Dlaczego wstydził się z nią rozmawiać, skoro przy innych dziewczynach zachowywał się jak typowy Casanova? Może dlatego, że ona była inna niż wszystkie te szkolne lalunie? Zresztą nieważne – i tak nigdy go nie lubiła i uważała za największego palanta pod słońcem.
– Dlaczego mam z wami pójść? - spytała, mrużąc podejrzliwie oczy.
Jay uśmiechnął się najpiękniej, jak potrafił, lecz to i tak nie zmiękczyło jej serca.
– Bo chcę, żebyś się na trochę oderwała od tych swoich wampirów i zaczęła żyć wśród normalnych ludzi. Mam dość patrzenia na to, jak snujesz się po kątach i jesteś taka sama i smutna. Będzie super, zobaczysz. To jak, zgadzasz się?
Wzruszyła ramionami i wysiliła się na lekki uśmiech.
– A mam jakiś inny wybór?
– Nie – oświadczył grobowym tonem Jay, ale po chwili parsknął śmiechem. – Okay, w takim razie podjedziemy po ciebie o dziewiątej. Do zobaczenia.
Wstał i pobiegł do swoich kumpli z drużyny. Carrie schowała „Wywiad” do torby, jeszcze mocniej podkuliła kolana pod brodę i ukryła twarz w dłoniach. Świetnie. O niczym innym tak nie marzyła jak o zabawie w towarzystwie napakowanego szkolnego macho i żywej kopii lalki Barbie.

Klub Delirium był jednym z najpopularniejszych lokali w mieście, więc Jaya, Carrie i Paige nie zdziwiło to, że pękał w szwach, kiedy stanęli w drzwiach wejściowych. Panowała tam bardzo specyficzna, wręcz intymna atmosfera. Światła były lekko przygaszone, okna pozasłaniane, z głośników leciała zmysłowa piosenka Kidney Thieves „Arsenal”, a w powietrzu wyczuwało się gorzki zapach piwa wymieszany ze smrodem papierosowego dymu i zapachem kobiecych perfum. Niektóre pary kołysały się w rytm piosenki na parkiecie, a inne obściskiwały się po kątach. Carrie czuła się trochę nieswojo. Wmawiała sobie, że nie pasuje do otoczenia. Czarne ciuchy, mocny makijaż i blada cera… Dziewczyna miała ochotę odwrócić się i wyjść, ale…
– Przyniosę coś do picia, zaczekajcie tu – powiedział Jay i już po chwili przeciskał się przez tłum do baru. Carrie została więc sama z Paige, jego dziewczyną.
– A więc, Carrie, za moment znajdziemy kogoś dla ciebie – oznajmiła wesoło, bawiąc się swoimi tlenionymi włosami.
– Po co? Ja nie chcę mieć faceta.
– Tylko tak mówisz, słońce, ale zaufaj mi. Ciocia Paige za chwilę ci kogoś znajdzie. Zaraz, kto by do ciebie pasował… – Paige rozejrzała się po klubie z zamyśloną miną. – O! Może tamten?
Carrie niechętnie spojrzała w kierunku, który pokazywała dziewczyna. Pod ścianą stał młody chłopak z fryzurą, która przypominała jej kolce jeża. Patrzył gdzieś w dal, jakby oczekiwał, że jakaś małolata podejdzie do niego i zaproponuje mu taniec albo szybki numerek w toalecie.
Carrie z odrazą pokręciła głową.
– Nie mój typ.
– Czemu? Przecież macie podobny styl! – zdziwiła się Paige.
– Posłuchaj…
Carrie nie zdążyła dokończyć, ponieważ nagle między nią a Paige wyrósł jak zawsze głupkowato wyszczerzony Jay z drinkami. Rozdał im szklanki wypełnione kolorowymi napojami.
– To co, dziewczynki? Pobujamy się trochę? – zapytał wesoło.
Paige pisnęła uradowana tą propozycją, ale Carrie z uśmiechem pokręciła głową.
– Idźcie sami. Ja trochę się tu pokręcę i rozejrzę…
– Mądra decyzja – Jay z aprobatą pokiwał głową, a po chwili już kołysał się z Paige na parkiecie.
Carrie dopiła do końca swojego drinka i znalazła wolne miejsce pod ścianą. Stanęła tam – na szczęście daleko od tego gościa, którego pokazała jej Paige – i zaczęła się rozglądać. Może Jay miał rację? Może faktycznie musiała zacząć spotykać się z ludźmi? Książki o wampirach może i są fascynujące jak diabli, ale jednak żadna z nich nie zapełni tego uczucia pustki w jej sercu…
I w pewnej chwili wzrok dziewczyny zatrzymał się na stoliku w rogu sali. Siedziało przy nim pięć osób – czterech mężczyzn i kobieta. Wszyscy tak jak Carrie byli ubrani na czarno. Dziewczyna zauważyła, że jeden z mężczyzn wpatrywał się w nią z większym zainteresowaniem niż trzej pozostali, zaś kobieta kompletnie ją ignorowała. Mężczyzna, który tak się na nią gapił, szepnął coś do swoich towarzyszy, po czym wstał od stolika i powoli ruszył w jej stronę z niespotykanym wdziękiem. Serce Carrie zaczęło bić jak szalone. Poczuła, że nogi ma jak z waty, kiedy spojrzała prosto w zielone oczy młodzieńca.
– Cześć – powiedział niskim, zmysłowym głosem, gdy stanął obok niej. – Co taka śliczna dziewczyna robi sama w takim miejscu?
Zaczęła drżeć. Z trudem odwróciła wzrok i wbiła go w ziemię.
– Jestem ze znajomymi. Tańczą na parkiecie.
– A dlaczego ty z nimi nie tańczysz? – dopytywał się chłopak, przekrzywiając na bok głowę.
– Nie chcę im przeszkadzać.
– Więc może zatańczysz ze mną?
– Raczej nie. Nie potrafię…
– Akurat do tej piosenki nie trzeba umieć…
W końcu odważyła się na niego spojrzeć. Jego zielone oczy były naznaczone złotymi plamkami, a przystojną twarz przesłaniała czarna grzywka. Carrie otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz słowa uwięzły jej w gardle. Poczuła zimny palec chłopaka na swoich wargach.
– Nie musisz nic mówić. Po prostu chodź ze mną… Aha, zapomniałbym. Nazywam się Morton. Jacob Morton.
– Andrews. Carrie Andrews.
Chłopak uśmiechnął się, ujął jej dłoń i pociągnął ją na parkiet. Po chwili zaczęli się rytmicznie kołysać. Carrie czuła na sobie setki spojrzeń, jednak skupiła się tylko na Jacobie. Świat wokół niej przestał istnieć.
Nagle zaskoczyło ją to, że Jacob tak odważnie się do niej zbliżył i położył sobie jej rękę na ramieniu. Przeszedł ją silny dreszcz, kiedy drugą ręką przejechał delikatnie wzdłuż linii jej kręgosłupa. Działał bardzo szybko i Carrie się to nie podobało. Jednak z drugiej strony nie chciała, żeby przestał. Pragnęła więcej i więcej.
Ale piosenka akurat się skończyła i teraz grało jakieś beznadziejne techno. Jacob odsunął się od Carrie i znów utonęła w zieleni jego oczu.
– Dziękuję ze taniec – powiedział.
Odwrócił się z zamiarem odejścia, ale dziewczyna w ostatniej chwili go zawołała.
– Poczekaj, Jacob… Już chcesz odejść?
Zatrzymał się i uśmiechnął pod nosem. Wszystko szło zgodnie z planem. Rybka złapała haczyk, pora więc ją wyłowić.
Odwrócił się do Carrie.
– Chodź. Poznasz moich towarzyszy.
– Okay, tylko powiem przyjaciołom, gdzie będę.
Chłopak westchnął i pociągnął ją za sobą.
– Nie musisz. Sami się zorientują, że kogoś sobie znalazłaś, więc zostawią cię w spokoju.
Przecisnęli się przez tłum i dotarli do stolika, przy którym siedzieli trzej młodzi mężczyźni i kobieta. Wszyscy czujnie spojrzeli na Carrie. Jacob pociągnął ją za sobą i usiedli na skórzanej kanapie.
– Miło cię poznać, Carrie Andrews – odezwał się mężczyzna, który wyglądał jak Jacob, ale miał krótsze włosy. – Jestem Blake Morton, brat bliźniak Jacoba.
– Skąd wiesz, jak się nazywam? - spytała zaskoczona dziewczyna.
Blake zaśmiał się krótko i machnął lekceważąco ręką.
– Och, to taka braterska telepatia… Pozwól, że przedstawię ci resztę. To Aidan, Zack i Mikaela.
Carrie uważnie obejrzała każdą z przedstawionych jej osób. Wszyscy mieli niemal idealnie proporcjonalne twarze. Różnili się jedynie kolorami oczu i włosów. Aidan miał burzę jasnych loków i oczy barwy czystego nieba. Zack – kasztanową czuprynę i oczy jak gorzka czekolada, a Mikaela – płomiennorude włosy i lawendowe oczy, którymi niechętnie lustrowała nowo przybyłą.
– Miło mi… Naprawdę cieszę się, że was poznałam, ale niestety muszę już iść - wyjąkała pospiesznie Carrie. Chciała wstać, ale Jacob mocno ją przytrzymał. Karcącym spojrzeniem dał jej do zrozumienia, że jeszcze nie skończyli.
– Nie musisz się spieszyć, Carrie - powiedział Blake. – Możesz z nami zostać. Twoi znajomi nie będą mieli ci tego za złe. A my chcemy się z tobą zaprzyjaźnić…
Jak na zawołanie, na twarzach wszystkich wykwitły szerokie uśmiechy. Nagle Mikaela wyciągnęła z kieszeni skórzanego płaszcza małą fiolkę z jakimś czarnym, iskrzącym się proszkiem, i podała ją Carrie.
– Co to? – Dziewczyna zaczęła obracać fiolkę w palcach.
– Sproszkowany czarny kryształ. Daje niezłego kopa i pomaga się rozluźnić - oznajmiła lekkim tonem Mikaela. – To prezent. Zatrzymaj go.
– Ale ja nie biorę narkotyków…
– To nie są narkotyki, ale jeśli nie chcesz, to nie musisz tego próbować – uspokoił ją Aidan. Zaraz jednak spiorunował wzrokiem płomiennorudą Mikaelę, ale ona nic sobie z tego nie robiła.
– Dziękuję… Naprawdę muszę już iść – Carrie schowała fiolkę do kieszeni i wstała.
– Może jeszcze kiedyś się spotkamy? – zaproponował Blake Morton.
Carrie znów wysiliła się na uśmiech.
– Może… Do zobaczenia.
Odeszła od stolika szybkim krokiem, czując na sobie spojrzenia całej piątki. Przez chwilę wpatrywała się w parkiet, ale Jaya i Paige nie było wśród tańczących par. Zapewne pojechali do niego. Trudno. Carrie wyszła z klubu Delirium, lecz po chwili dogonił ją Jacob.
– Zaczekaj. Gdzie mieszkasz? Może cię podwiozę?
Chłodny wiatr przeszył ją do szpiku kości. Zadrżała mimo zapiętej po szyję kurtki. Znów nie mogła oderwać wzroku od tego chłopaka. Był taki przystojny…
Carrie wzruszyła ramionami.
– Jasne. Jeśli nie miałbyś nic przeciwko…
Podszedł do niej, objął ją ramieniem i zaprowadził na klubowy parking.
– Uwierz mi, to dla mnie prawdziwa przyjemność. Lubię pomagać ładnym młodym kobietom.
Kiedy wsiedli do luksusowego czarnego jaguara, Carrie od razu zrobiło się cieplej. Ten chłopak znów ją zaskoczył. Zabójczo przystojny, owiany nutką tajemnicy, prawdopodobnie bogaty… Nagle zapragnęła poznać bliżej Jacoba. Jego ekipa zupełnie jej nie interesowała – tylko on. Była w niego tak zapatrzona, że nie zauważyła, kiedy silnik samochodu zamruczał niczym kot i już ruszyli w drogę.
– Gdzie dokładnie mieszkasz? – zapytał, nie odrywając wzroku od ulicy.
– Na przedmieściach. W takim białym jednorodzinnym domu – mruknęła pod nosem.
Zapadła długa chwila krępującej ciszy.
– Twój brat wydaje mi się dziwny – odezwała się nagle Carrie.
Jacob zerknął na nią z ukosa.
– Co masz na myśli?
– Nie wiedziałam, o co chodziło mu z tą braterską telepatią.
Parsknął śmiechem.
– Potrafimy czytać w swoich myślach. Bracia i siostry często tak mają.
– Wszyscy wydajecie mi się tacy… inni. Dlaczego w ogóle chcecie się ze mną zaprzyjaźnić?
– Po prostu zauważyliśmy cię i stwierdziliśmy, że jesteś okay. A co, zawieranie nowych przyjaźni jest zabronione?
Carrie przesłoniła sobie twarz włosami, czując, że rumieni się ze wstydu.
– Nie…
Jacob nagle się zatrzymał. Carrie wyjrzała przez okno i zorientowała się, że stoją już pod jej domem. To niewiarygodne, ale z Jacobem czas mijał błyskawicznie. Dziewczyna odpięła pas, choć wcale nie miała na to ochoty. Położyła rękę na klamce, lecz nagle poczuła na ramieniu dotyk Jacoba. Spojrzała na niego. Jego oczy jarzyły się jak dwa wielkie szmaragdy.
– Spotkamy się jutro? – wyszeptał.
Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Był tak blisko, że musiała wytężyć wszystkie siły, aby się na niego nie rzucić i nie zacząć go całować. Co się ze mną dzieje?, myślała. Przełknęła nerwowo ślinę.
– Tak.
Jego usta rozciągnęły się w zmysłowym uśmiechu.
– W takim razie przyjadę po ciebie o ósmej wieczorem. Nie martw się, zapamiętałem drogę. Do zobaczenia – Dotknął jej twarzy. Poczuła na skórze lodowate zimno, ale nie przeszkadzało jej to. Uśmiechnęła się i wysiadła z auta.
Kiedy jaguar zniknął za zakrętem, weszła na drżących nogach do domu. A kiedy zamknęła za sobą drzwi, po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczęła radośnie się śmiać.

______________________________________________________________
* - Fragment książki Anne Rice „Wywiad z wampirem”, tłum. Tomasz Olszewski
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

2
Młody chłopak imieniem Sid i jego dziewczyna Cleo
Po imionach poznać, które to które. Wystarczy zapisać, że chłopak i jego dziewczyna.
– Sid! Nogi mnie bolą… Daleko jeszcze?
– Jeszcze kawałek, Cleo. Wytrzymaj.

Młody chłopak imieniem Sid i jego dziewczyna Cleo szli brukowaną alejką, trzymając się za ręce i swobodnie ze sobą flirtując.
Jak ulał - dialog powyżej to flirt. Źle to ujęłaś - w tym zdaniu nie ma chodzić o to co robią (bo idą, flirtując) ale o to co robią rzeczywiście - czyli idą. Mogłaś gdzieś dodać, że to randka, wcześniej flirtowali itd. Po przeczytaniu o flircie, powyższy dialog uderzył mnie jak młotem.
Wracali z urodzinowej imprezy jednej z koleżanek dziewczyny.
Wiadomym jest, że zapewne ma więcej niż jedną koleżankę (skoro tego nie zaznaczasz). Zobacz na to:

Wracali z imprezy urodzinowej koleżanki Cleo.

Szyk naprzestawny usunięty. Koleżanka = dziewczyna, zamieniłem na imię. Lepiej?
Jednak ta noc była zbyt piękna, by Sid mógł przepuścić okazję spędzenia jej w ramionach Cleo
A co on, zniewieściały? To raczej kobiety tak mówią: Och, jak bardzo chcę wpaść w jego ramiona! Facet tak nie powie... a jak powie... nie zacytuję :P
Była zbyt pijana,
Nielogiczne - flirtował z pijaną, która nie potrafiła podejmować samodzielnej decyzji (jako, że nie protestowała)? Jak to możliwe?
Sid, który akurat zdążył rozpiąć jej pasek, powoli się odwrócił i podskoczył jak poparzony.
Oj, coś tutaj zabiera klimat. Odnosisz się do Sida dwa razy (Sid, który) i do tego ta końcówka z poparzeniem. Zobacz na:

Sid właśnie rozpiął pasek, powoli się odwrócił i podskoczył jak przerażony.
[1]Ich oczom ukazała się przepiękna młoda kobieta o delikatnej, mlecznobiałej cerze, długich włosach w kolorze miodu i granatowych oczach, [2]które w ciemności wydawały się być czarne.
[1] - W horrorze warto skupić się na tym, co widzą - bez pisania o tym okrężną drogą.
Zobacz na:

Ujrzeli piękną młodą kobietę o delikatnej, mlecznobiałej cerze...
[2] - Piszesz detal nie istotny dla sceny. Napisz, co widzieli, a nie jak to widzieli a jakie to jest (chyba, że istotnie, kolor oczu i ich widzenie ma wpływ na fabułę).
Przybyłej towarzyszyło pięć zakapturzonych postaci w czarnych szatach.
Co oznacza, że wcześniej ich nie widzieli. Błąd - ponieważ tak mocno skupiłaś się na przybyłej, że na koniec dorzucasz, od niechcenia (porównując opisy) pięć postaci. A to według mnie diabelnie istotne - bo teraz rozumiem, dlaczego wrzasnęli przerażeni.
Ani kobieta, ani żadna z postaci mu nie odpowiedziała.
Niby poprawnie, ale zobacz takie zdanie w Twoim tekście:

Nie otrzymał odpowiedzi.
ze stojących pod nim zniczy
Sztampa. Wyjaśniam dlaczego: otóż biegł kawał drogi (sądząc po krwiopijstwie piękności), po ciemku i się nie potknął o korzeń, grób, murek, ławkę czy chaszcze, ale o znicz... o znicz... się potknął.
Kim ONA była?

Kim ona jest.
- bardziej pasuje. No i zaimek zapisujemy zwyczajnie.
Sid odwrócił się na plecy i wtedy jego serce gwałtownie przyspieszyło.
Coś czuję, że w tym momencie miałby przełom nadciśnieniowy i migotanie przedsionków. Zobacz, że właśnie widział śmierć Cleo, biegł jak dziki - ciśnienie bankowo maksymalne, adrenalina trzyma go przy życiu, a ty jeszcze podkręcasz rytm jego serca. Znajdź inny zabieg podkręcający atmosferę jego przerażenia. Serce już mu siadło dawno.
Carrie Andrews skrzywiła się na dźwięk tego głosu.
dźwięk głosu?
który z niewiadomego powodu łaził za nią już drugi rok.
Będę szczery do bólu: jest brzydka, piegowata, farbowana i otyła na dodatek z biednej rodziny. Tak właśnie sugerujesz. Bo powiem ci, że ja wiem dlaczego faceci łażą za babkami :)
spytał, gdy przy niej kucnął, i bezczelnie wyrwał jej z rąk książkę.
przed "i" nie dajemy przecinka.
Carrie schowała „Wywiad” do torby
Żeby użyć poprawnie skrótu, powinnaś napisać:
"Wywiad..."
Jednak tutaj żaden skrót w narracji nie jest poprawny - dlatego piszesz: książkę
Carrie niechętnie spojrzała w kierunku, który pokazywała dziewczyna.
Zobacz na to:

Carrie spojrzała we wskazanym kierunku.
Carrie nie zdążyła dokończyć, ponieważ nagle między nią a Paige wyrósł jak zawsze głupkowato wyszczerzony Jay z drinkami. Rozdał im szklanki wypełnione kolorowymi napojami.
Wszystko ładnie i pięknie, tylko ja zapytam: magik on, czy jak? Scena rozmowy trwa niecałe 30 sekund, a facet przecisnął się przez tłum tam i z powrotem, zamówił drinki, zapłacił, odebrał... no jak?
Ale piosenka akurat się skończyła i teraz grało jakieś beznadziejne techno. Jacob odsunął się od Carrie i znów utonęła w zieleni jego oczu.
Zobacz na:
Piosenka urwała się w najlepszym momencie a z głośników popłynęło okropne techno.
Zatrzymał się i uśmiechnął pod nosem. Wszystko szło zgodnie z planem. Rybka złapała haczyk, pora więc ją wyłowić.
O rany! Zdradziłaś wszystko jedną linijką...

Serena - tekst jest mocno słaby - ale nie dlatego, że źle piszesz, ale dlatego, że za mało patrzysz weń. Gdybyś odtworzyła sceny w głowie, wiele rzeczy dostrzegłabyś: nielogiczności, zastosowane zabiegi i pokrętne dialogi.

Prolog jest całkiem całkiem, gdyby nie brak logiki i całkowite zaprzeczenie zachowaniem bohaterów względem narracji. To raz. Dwa, że upychasz dziwne informacje w zdania, które czasem się powielają a czasem są zbędne.

W I rozdziale występują te same błędy i wprowadzasz bardzo brzydkie rozwiązanie całej tajemniczości - ot, chcą ją złapać. W tym miejscu zaznaczę, że narrator opisujący Carrie nagle przesiada się na tajemniczą piątkę. Dlaczego? Jesteś młoda, wiele rzeczy postrzegasz przez pryzmat własnego świata i tak to zapisujesz- to widać prawie w całym tekście, ale to nie powód, aby nie spojrzeć na innych, ocenić ich i spisać. Uważam, że taki zabieg zastosowałaś odnośnie Paige - dziewczyna gada sensownie, zachowuje się sensownie i jest żywa - czego nie można napisać o pozostałych bohaterach. O ile wprowadzenie tajemniczej pani jest całkiem ładne, dobrze rozpisane to reszta bohaterów, łącznie z Carrie, jest totalnie płaska, wręcz nieżyciowa.

Fabularnie jest pospolicie, co nie oznacza, że musi być źle. Jest tajemnica, jest miłośniczka okultyzmu i wampirów, są znajomi. Wszystko to, co może stworzyć dobrą historię. To że było? Niech sobie jest - zawsze można coś lepiej zrobić, lecz bohaterowie to rzecz najważniejsza. Druga to logika, aby czytelnik nie zadał pytań, które mogą podważyć wykreowany przez ciebie świat, zwłaszcza, jak chodzi o rzeczy, które każdy zna (patrz: zamawianie drinków). Pisz dalej - wprawa przyjdzie sama.

PS: A to w ogóle King jest?:)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Marti, dzięki za wytknięcie mi, jak widzę, wieeelu błędów. Odnośnie Twojego PeeSa - nie, to nie jest z Kinga. Po prostu w każdej nowej powieści staram się nie dawać bohaterom tych samych imion, bo nie cierpię się powtarzać. Tak sobie myślałam nad imieniem dla głównej bohaterki i Carrie tak jakoś nagle wyskoczyło :P
Cieszę się, że dostrzegłeś w tym tekście błędy, bo jak dałam to do przeczytania mojej przyjaciółce (która też pisze i to czasem lepiej niż ja), to ona się tym zachwyciła. Teraz przynajmniej widzę, że ten tekst nie jest idealny.
Ha ha, i znów ten sam problem! Napisałeś, że Paige jest jako tako wykreowaną postacią, a to nie jest główna bohaterka - tak samo wyszło w innej mojej powieści, w której przyjaciółka głównej bohaterki okazała się dobrze przemyślana :P
Carrie jest płaska? Hmm... Nie sądzę. Po prostu staram się dać jej trochę cech właśnie tamtej dziewczyny z tej drugiej powieści. Ale może z czasem wszystko wyjdzie.
A to, że coś takiego już było... Cóż, ja uważam, że chyba WSZYSTKO już było, jeśli chodzi o temat wampirów w literaturze, jednak ja jestem nimi zafascynowana od najmłodszych lat i jakoś nie potrafię się z nimi rozstać raz na zawsze, he he :)
Kim ONA była?
W tym zdaniu specjalnie napisałam 'ona' dużymi literami, ale właściwie to już sama nie wiem, po kiego grzyba. Chyba tylko po to, żeby lepiej brzmiało :P

Jeśli chodzi o logikę zdań, to nad tym muszę jeszcze popracować. Uważam jednak, że mój styl nieco się poprawił, a nawet bardzo. W porównaniu z tym, co pisałam jeszcze w tamtym roku, to to jest chyba tak zwany majstersztyk, ha ha :P

Dobra, trochę się rozpaplałam, jak to ja... Tak czy inaczej, dzięki, Marti, za wytknięcie błędów. Poprawię je w wolnym czasie. :)

[ Dodano: Pon 11 Sty, 2010 ]
Aha, jeszcze jedno - jeśli chodzi o to, że wszystko już praktycznie wyjawione - nie wiem, co mam z tym, że tak zapierniczam z tą akcją ;/ Może to efekt tego, że wczoraj nażarłam się słodyczy i miałam superaśną wenę...

Ale ogólnie powiem tak: w tym horrorze będzie przekleństw, krwi i seksu co niemiara! xDDD

[ Dodano: Wto 12 Sty, 2010 ]
Poprawiłam co nieco w tym fragmencie (w Wordzie, znaczy się). :)

[ Dodano: Pon 18 Sty, 2010 ]
Dodaję dwa nowe rozdziały.

Przy czym UWAGA! W drugim rozdziale pojawia się ostra scena erotyczna!

___________________________________________________________________


ROZDZIAŁ 2

– Interesująca osobowość, nie sądzicie?
Ich spojrzenia spoczęły na Mikaeli. Siedziała wygodnie rozparta w fotelu i obracała w dłoni kieliszek absyntu. Nigdy nie wiedziała, dlaczego Blake tak ukochał sobie ten alkohol. Ze względu na intensywnie zieloną barwę, czy ohydny, palący smak?
– Sprawdziłaś ją? – zwrócił się do dziewczyny Morton.
– Carrie Andrews, lat osiemnaście, uczennica. Mieszka z rodzicami na przedmieściach Knoxville i jest fanatyczką wampirów. Jej ulubiona autorka to Anne Rice, książka to „Wywiad z wampirem”, a film to „Van Helsing”.
Blake, Aidan i Zack zmarszczyli brwi. Po chwili odezwał się kasztanowłosy:
– A jest…
– Dziewicą? Owszem – Mikaela wypiła łyk absyntu i poczuła, jak trunek pali jej gardło i żołądek.
– Zatem będzie idealna – Blake zaśmiał się ponuro pod nosem.
W tym momencie do salonu wszedł Jacob. Jego brat zauważył, że oczy błyszczą mu z podekscytowania.
– Jake – Morton podszedł do niego i objął go po przyjacielsku ramieniem. – Mam dla ciebie zadanie. Właśnie dowiedzieliśmy się paru ciekawych rzeczy o naszej nowej koleżance. Będzie idealną ofiarą dla Lilith. Jednak… nie ukrywam, że Carrie mnie intryguje i chciałbym dowiedzieć się o niej jeszcze więcej. Być może będzie tak, że okaże się użyteczna w całkiem inny sposób…
– Co więc mam zrobić, bracie?
Blake ukazał w drapieżnym uśmiechu swoje kły.
– Jedź jutro do jej domu i postaraj się znaleźć jakieś rzeczy, które by coś o niej mówiły. No wiesz, jaka jest i tak dalej… A my tymczasem udamy się na małe polowanie. Nie martw się, zostawimy ci trochę.
Jacob skinął głową, chociaż nie podobało mu się to, co mówił jego bliźniak. Co on planuje? Do czego są mu potrzebne rzeczy Carrie? Skoro dziewczyna ma być ofiarą dla Lilith, to po co Blake chce więcej o niej wiedzieć? I co oznaczały jego słowa, że może być użyteczna w inny sposób?

Carrie całą sobotę spędziła w domu, zamknięta na klucz w swoim pokoju. Leżała na łóżku i oglądała tę dziwną fiolkę od Mikaeli. Zastanawiała się, po co dziewczyna jej ją dała. Czy sproszkowany czarny kryształ to jakiś nowy rodzaj narkotyku, o którym nigdy nie słyszała? Czy mógł jej zaszkodzić? Mikaela mówiła, że pomaga się rozluźnić, ale Carrie jej nie ufała.
Nigdy nie miała bezpośredniego kontaktu z żadnymi używkami, lecz teraz pokusa była zbyt silna. Carrie chciała zobaczyć, co się stanie, jeśli zużyje nieco kryształu. Powoli otworzyła fiolkę, jednak po chwili znieruchomiała. Nie miała pojęcia, jak się zażywa taki proszek. Ostrożnie wysypała odrobinę iskrzącego pyłu na rękę i obejrzała go uważnie, a potem wsypała sobie do ust i połknęła. Czarny kryształ miał dziwny, ale nieco słodkawy smak. Jednak po chwili dziewczyna poczuła w żołądku niesamowity ból, a przed oczami tańczyły jej mroczki. Cały pokój zaczął wirować jej przed oczami. Cicho westchnęła i bezsilnie opadła na poduszkę.
I nagle znalazła się w ponurym, przyprawiającym o dreszcze miejscu. Stała przed szerokim łukiem prowadzącym do nieco jaśniejszego pomieszczenia. Przeszła przez niego, czując gwałtowny wzrost poziomu adrenaliny we krwi. I nagle zamarła.
Znalazła się w przestronnej sali przypominającej komnatę z jakiegoś starego zamczyska. Była ona tak wielka, że bez trudu mogło się tam zmieścić kilkaset osób. Na ścianach zbudowanych z kamiennych bloków wisiały olbrzymie pochodnie. Na środku komnaty, naprzeciwko Carrie, stało coś, co przypominało duży ołtarz. Wokół niego ustawili się bracia Morton, Aidan, Zack i Mikaela. Za nimi pięły się w górę kamienne schody, a na ich szczycie stał tron, na którym siedziała jasnowłosa kobieta w czerwonej sukni. Co to za jedna?, myślała Carrie. Poczuła ukłucie lęku.
Nagle cała piątka stojąca przy ołtarzu odwróciła się do niej. Spojrzała na Jacoba, który uśmiechał się w ten tajemniczy sposób i przywołał ją ruchem ręki. Jej nogi same się poruszyły, jakby miały własny rozum. Zbliżyła się do chłopaka na niebezpiecznie bliską odległość. Nie mogła odwrócić wzroku od jego zielonych oczu. Czuła się tak, jak gdyby ją zahipnotyzował i przejął nad jej ciałem całkowitą kontrolę. Serce zaczęło obijać się o jej żebra niczym uwięziony w klatce ptak.
Na krótką chwilę wstrzymała oddech, gdy dotknął swoją zimną dłonią jej twarzy. A potem pochylił się i pocałował ją, szybko i namiętnie, raz, drugi, trzeci…
Nagle poczuła, jak coś ostrego wbija jej się w dolną wargę, i jęknęła. Dwie strużki krwi pociekły po brodzie, szyi i dekolcie. Jacob nadal się uśmiechał, ale Carrie zauważyła u niego dwa wystające kły. Nie, to niemożliwe. Spojrzała na pozostałych. Oni nie mogą być…
Jacob popchnął ją na ołtarz. Kiedy jej plecy dotknęły zimnego kamienia, była zupełnie naga. Chłopak również stanął przed nią taki, jakim stworzył go Bóg… albo jakaś inna, mroczniejsza siła.
Zamknęła oczy, wmawiając sobie, że to tylko halucynacje, ale kiedy je otworzyła, Jacob znów zaczął ją całować. Zadrżała, gdy pieścił przy tym jej ciało swoimi silnymi dłońmi. Ogarnęła ją trudna do powstrzymania fala pożądania. Jacob położył się na ołtarzu, a ona usiadła na nim okrakiem. Wygięła się w łuk i głośno jęknęła, czując, jak chłopak wypełnia ją całym sobą.
Nagle podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął zlizywać krew z jej piersi. Złapała go za głowę i mocno do siebie przyciągnęła. Po chwili dołączyła do nich pozostała czwórka. Blake zaczął całować Carrie, a Zack, Aidan i Mikaela zajęli się zlizywaniem krwi z jej ciała, podobnie jak Jacob, który nie przestawał się w niej poruszać. A może jednak to nie są halucynacje?, pomyślała nagle dziewczyna. W końcu czuła tę błogą przyjemność. Nigdy w życiu nie zaznała takiej rozkoszy. I zupełnie zapomniała o jasnowłosej kobiecie, która obserwowała cały akt ze swojego tronu. Ale to szybko się skończyło, ponieważ Carrie poczuła palący ból w kilku miejscach naraz – w szyi, w dolnej wardze, na piersiach i na biodrze. Wrzasnęła. Okazało się, że cała piątka mocno ją pokąsiła.
Lecz nagle wszyscy się odsunęli, ponieważ tajemnicza kobieta zeszła po schodach i zbliżyła się do niej. Carrie wpatrywała się w nią, zafascynowana jej nieziemską urodą. Jasnowłosa uśmiechnęła się kusząco i przejechała swoją delikatną dłonią po zakrwawionym ciele dziewczyny, po czym pochyliła się do przodu i złożyła na jej ustach gorący pocałunek…
…i wtedy Carrie odzyskała przytomność. Kurwa mać, pomyślała gorzko. Co to było? Głowa jej pękała i zmorzyło ją potworne pragnienie. Powoli wstała i wyszła do kuchni, a tam nalała sobie szklankę wody i opróżniła ją jednym haustem. Po chwili wypiła kolejną szklankę. A potem zauważyła, że na zewnątrz już się ściemniło. Zegar na ścianie wskazywał dziewiątą. Carrie uznała, że już nie zdąży przygotować się na spotkanie, więc tylko przeczesała ręką włosy i przygładziła bluzkę.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Carrie pobiegła, by je otworzyć. Uśmiechnęła się, kiedy ujrzała znajome oczy jak szmaragdy.
– Cześć – wyszeptał Jacob.
– Cześć…
Carrie odsunęła się i wpuściła go do środka. Potem od razu zaprowadziła go do swojego pokoju. Rodzice powinni za niedługo wrócić z pracy i byliby niepocieszeni, zastając w domu obcego przedstawiciela płci męskiej.
– Przepraszam, nie miałam czasu, żeby się ogarnąć – mruknęła dziewczyna, kiedy zamknęła za sobą drzwi.
Jacob usiadł na jej łóżku.
– Nie ma sprawy. Zaczekam na ciebie.
Carrie podeszła do szafy i zaczęła grzebać w niej drżącymi rękami.
– Gdzie właściwie chcesz mnie zabrać?
– Co powiesz na kino?
– Jaki film?
– „30 dni mroku”.
– O której zaczyna się seans?
– Za godzinę.
– Okay. Poczekaj.
Carrie wyciągnęła z szafy jakieś ubranie i wyszła z pokoju. Po tej ohydnej wizji czuła się nieswojo w towarzystwie Jacoba. Miała jednak nadzieję, że były to tylko i wyłącznie halucynacje spowodowane działaniem czarnego kryształu.
Tymczasem Jacob zaczął krążyć po jej pokoju i szukać czegoś, co przydałoby się Blake’owi. Pomyślał, że najodpowiedniejszy będzie pamiętnik. Dziewczęta w wieku Carrie często prowadzą pamiętniki. Ona na pewno też.
I Jacob się nie mylił, ponieważ znalazł w szufladzie jej biurka lekko sponiewierany zeszyt w serduszka, na którym widniał napis „pamiętnik”. Obejrzał się za siebie, po czym wziął go i ukrył pod kurtką. Potem znów usiadł na łóżku i przybrał luzacką pozę.
I nagle Carrie weszła do pokoju, ubrana w czarną bluzę z kapturem, ciemne dżinsy i podniszczone trampki. Wygodnie i na luzie, czyli tak, jak lubiła najbardziej.
– Idziemy?



ROZDZIAŁ 3

Jonathan Rosenberg z wielką ulgą odwiesił swoją stułę i szatę liturgiczną. Kolejny pracowity dzień dobiegł końca i teraz mężczyzna mógł spokojnie odpocząć. Bycie jednocześnie kapłanem i egzorcystą wcale nie jest takie proste i przyjemne. Codziennie trzeba narażać swoje życie w uporczywej walce z demonami.
Jednak dzisiaj nie było żadnych pilnych wezwań i Jonathan odprawił jedynie poranną, popołudniową i wieczorną mszę. Właśnie zakończył tę ostatnią i jak zawsze był z siebie zadowolony. Chociaż miał dopiero dwadzieścia pięć lat i od niedawna wiernie służył Bogu, wkładał w każdą mszę mnóstwo serca, aby jego słowa były bardziej wiarygodne dla parafian. Nigdy nie żałował tego, że został duchownym, chociaż musiał poświęcić naprawdę wiele – dom, rodzinę, przyjaciół, własne życie.
Opuściwszy zakrystię i kościół, skierował się boczną ścieżką na plebanię. Okolica jak zawsze była spokojna, choć czasem zdarzały się tam kradzieże, bójki, a nawet morderstwa. Jonathan miał się więc na baczności pomimo tego, że inni darzyli go szacunkiem. Szedł szybkim krokiem i co chwilę oglądał się za siebie w obawie, że ktoś go śledzi. Ciśnienie podskakiwało mu przy każdym, nawet najcichszym dźwięku, który usłyszał. Zawsze był taki nerwowy i nic nie potrafił na to poradzić.
W pewnej chwili wydało mu się, że obok przemknęła czyjaś sylwetka i że słyszy cichy śmiech. Przyspieszył jeszcze bardziej i teraz już biegł prosto przed siebie, niezdarnie potykając się o niewielkie kamienie, które leżały na ścieżce. W oddali dostrzegał już światło palące się w oknach plebanii. Jednak zanim tam dotarł, drogę zagrodziły mu cztery zakapturzone postacie. Wynurzyły się z mroku nagle i nieoczekiwanie. Jonathan krzyknął, kiedy odsłoniły swoje blade, pokryte krwią twarze i uśmiechnęły się do niego, ukazując ostre kły.
– Witaj, Jonathanie…
Młody, wysoki mężczyzna o zielonych oczach i czarnych włosach powoli zbliżył się do niego. Skąd mnie zna?, myślał zdenerwowany Rosenberg. Dopiero po chwili do najgłębszych zakamarków jego świadomości dotarł jeszcze jeden, bardziej przerażający fakt – wampiry. Oni są wampirami. Wampiry grasują w Knoxville.
Dał niepewny krok do tyłu, potem następny i następny, nie spuszczając wzroku z ich przywódcy.
– Demony! Szatańskie nasiona! Zaklinam was, wróćcie tam, skąd przybyłyście!
Drżącymi rękami wyciągnął spod ubrania srebrny krzyż na łańcuszku i próbował odstraszyć nim intruzów. Jednak zakrwawione usta przywódcy rozciągnęły się w grymasie imitującym uśmiech.
– Ładne świecidełko. Ale nic ci to nie da, księżulku.
Jonathan zrobił jeszcze parę kroków, po czym odwrócił się i rzucił do ucieczki. Lecz nagle coś uderzyło w niego z takim impetem, że przewrócił się na plecy i na chwilę zabrakło mu tchu. Poczuł w ustach smak żółci i usłyszał za sobą delikatny kobiecy śmiech. A kiedy wzniósł oczy, ujrzał zakrwawioną twarz dziewczyny, która przyszła z tamtymi trzema.
– Cześć – szepnęła, a jej ognistoczerwone włosy musnęły jego policzki.
A potem Jonathan poczuł ucisk w klatce piersiowej. To przywódca przygniótł go do ziemi ciężkim glanem. Dwa pozostałe wampiry kucały po jego bokach.
– Kim jesteście i czego chcecie? - zapytał z trudem Rosenberg.
– Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, Jonathanie – odpowiedział spokojnie czarnowłosy. – Przyszliśmy, aby zabrać cię do domu. Ale najpierw przywitaj się z naszą starą znajomą…
Wampir zdjął nogę z jego piersi i teraz Jonathan mógł się podeprzeć na łokciach. Wpatrywał się w ciemną gęstwinę drzew, skąd nagle wyłoniła się piękna kobieta o jasnych włosach, ubrana w długą czarną suknię ze Srebrnymi dodatkami. Powoli zbliżała się do niego, lekko kołysząc biodrami i uśmiechając się uwodzicielsko. Jonathan próbował wstać, lecz jego ciało było sparaliżowane od pasa w dół.
Wampiry odsunęły się od niego, gdy jasnowłosa przy nim kucnęła. Długim, wymanikiurowanym paznokciem rozcięła sobie skórę na nadgarstku. Z rany popłynęła krew, której czerwień świetnie kontrastowała z niezwykle jasną karnacją.
– Pij – powiedziała kobieta niskim, zmysłowym głosem. – Pij, moje dziecię. Porzuć swojego Boga. Dołącz do Mrocznej Gwiazdy i służ mi wiernie…
Kilka kropli krwi skapnęło na jego twarz. Chciał się wyrwać, lecz wampiry wciąż przyszpilały go do ziemi. Kobieta w czerni przybliżyła nadgarstek tak, że teraz znajdował się kilka milimetrów od jego ust.
Nie miał już wyboru. Po raz pierwszy w swojej karierze egzorcysty przegrał walkę z siłami ciemności. Przegrał pomimo wstawiennictwa Boga. Niewiele myśląc, chwycił nadgarstek kobiety, wbił w niego zęby i zaczął pić krew. W jego umyśle pojawił się kalejdoskop, na który składały się sceny z jego życia. A kiedy kobieta mu się wyrwała, dostał gwałtownych drgawek. Jego ciało umierało. Po chwili jednak nabrał powietrza w płuca i się podniósł.
– Jeszcze… Chcę więcej…
Wampiry wybuchły śmiechem.
– Witaj w domu, Jonathanie – odezwał się czarnowłosy, po czym pomógł mu wstać.
– Co się tu dzieje?
Wszyscy się odwrócili. Oczy przywódcy rozbłysły.
– Jake! I co, zdobyłeś coś?
– Mam jej pamiętnik. Myślę, że powinien ci wystarczyć.
– Wspaniale! A teraz poznaj naszego przyjaciela Jonathana!

– A wiesz? Niezłe ciacho z tego kolesia, którego wyhaczyłaś w piątek w Delirium.
Kilku uczniów przebywających w szkolnej bibliotece uciszyło Paige ostrzegawczym syknięciem. Zaskoczona Carrie oderwała się od lektury „Nasienia zła” Joanne Harris i spojrzała na koleżankę. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego Jay tak na nią leciał.
– Skąd wiesz o Jacobie? – spytała szeptem.
– Jay i ja widzieliśmy was, jak wychodziliśmy z klubu – Paige zamknęła podręcznik z algebry, pochyliła się w stronę Carrie i zniżyła głos do szeptu. – No i jak? Dobrze się całuje? A może już…
– Zamknij się! – syknęła Carrie i poczuła, że się rumieni. – My po prostu zatańczyliśmy, a potem dosiedliśmy się do jego znajomych. Pogadaliśmy chwilę, a potem Jacob odwiózł mnie do domu i pojechał.
– Taa, jasne. Uważaj, bo ci uwierzę.
Carrie westchnęła. Absolutnie nie miała zamiaru mówić Paige całej prawdy. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby dziewczyna rozpowiedziała to potem w całej szkole.
Carrie z roztargnieniem wróciła do lektury swojej książki. Akurat trafiła na fragment:

Ich nasienie jest wszędzie, uśpione, ich korzenie, jak korzenie trującego drzewa w sercu sadu, ćwiartują ziemię i wwiercają się niczym larwy do ludzkich głów. Nasienie zła może przeleżeć setki lat, zanim się przebudzi, strząśnie z twarzy śnieg zimy i spojrzy w słońce. Pradawni kapłani wiedzieli, jak je wyplenić; palili je i grzebali w kamieniu i wapnie, ono jednak wciąż żyło, w pamięci, w legendach, w pieśniach. Każde dziecko, które pragnie być Kopciuszkiem czy Chłopcem-Wilkiem, każdy młodzieniec, który marzy, by pocałunkiem ożywić martwą księżniczkę, zasiewa ziarno nocy, podziemne ziarno Prozerpiny, z którego wyrasta krwistoczerwony owoc.
Żądza. *


Ciekawe, pomyślała. Ten tekst mówił o wampirach. A co jeśli to, co widziała wczoraj, to nie były halucynacje? Co jeśli Jacob i pozostali naprawdę skrywali jakąś mroczną tajemnicę?
Poza tym martwiła ją jeszcze jedna rzecz – zniknął jej pamiętnik. Ktoś go ukradł…

_____________________________________________

* - Fragment książki Joanne Harris "Nasienie zła", tłum. Tomasz Wilusz
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

4
Lubisz to, prawda?

Tekst jest przemyślany, przeredagowany i niezwykle... schematyczny. Nie mogę mówić o jakimś zaskoczeniu, tak samo, jak nie jestem w stanie jednoznacznie powiedzieć, że czuje się zawiedziony, tekst jest nudny, itp. Przeciwnie - to, doprawdy, dobry kawałek prozy, niestety przesycony różnej maści błędami. Po przeczytaniu nasunęło mi się jedno pytanie, brzmiące: Dlaczego, kurde, tak wiele tu Stephanie Meyer?

Rzuć okiem na to:
Serena pisze:Ich spojrzenia spoczęły na Mikaeli.
Na początek trochę nieudolne wejście - zaimek "ich" wyparłbym słowem "wszystkie"
Serena pisze:Ze względu na intensywnie zieloną barwę, czy ohydny, palący smak?
Nie lubię mówić o przecinkach, bo przecież istnieje coś, popularnie nazywane "interpunkcją autorską", ale w tym miejscu naprawdę nie jest potrzebny
Serena pisze:A my tymczasem udamy się na małe polowanie. Nie martw się, zostawimy ci trochę.
Trochę czego? Nieprecyzyjne konstruowanie

Nie martw się, dla ciebie też coś zostawimy

W ten sposób określiliśmy "coś" co, w przeciwieństwie do poprzedniego zdania, gdzie występowało "nic" nadaje się do wprowadzenia w tekst
Serena pisze:Powoli otworzyła fiolkę, jednak po chwili znieruchomiała. Nie miała pojęcia, jak się zażywa taki proszek. Ostrożnie wysypała odrobinę iskrzącego pyłu na rękę i obejrzała go uważnie, a potem wsypała sobie do ust i połknęła. Czarny kryształ miał dziwny, ale nieco słodkawy smak. Jednak po chwili dziewczyna poczuła w żołądku niesamowity ból, a przed oczami tańczyły jej mroczki. Cały pokój zaczął wirować jej przed oczami. Cicho westchnęła i bezsilnie opadła na poduszkę.
Za bardzo "czuć", że te konstrukcje występują blisko siebie
Serena pisze:I nagle znalazła się w ponurym, przyprawiającym o dreszcze miejscu. Stała przed szerokim łukiem prowadzącym do nieco jaśniejszego pomieszczenia. Przeszła przez niego, czując gwałtowny wzrost poziomu adrenaliny we krwi. I nagle zamarła.
Znalazła się w przestronnej sali(...)
Nowy akapit - identyczny początek. Wybierasz tę samą drogę - opis sytuacji w jakiej znajduję się bohaterka, rozpoczynasz od opisu miejsca
Serena pisze:Zbliżyła się do chłopaka na niebezpiecznie bliską odległość.
Powtórzenie
Serena pisze:I Jacob się nie mylił, ponieważ znalazł w szufladzie jej biurka lekko sponiewierany zeszyt w serduszka, na którym widniał napis „pamiętnik”. Obejrzał się za siebie, po czym wziął go i ukrył pod kurtką. Potem znów usiadł na łóżku i przybrał luzacką pozę.
I nagle Carrie weszła do pokoju, ubrana w czarną bluzę z kapturem, ciemne dżinsy i podniszczone trampki. Wygodnie i na luzie, czyli tak, jak lubiła najbardziej.
I znowu ten sam problem - w tak krótkim tekście, to już zakrawa na nawyk. Odnoszę wrażenie, że w taki sposób, stosując podobne zwroty w którymś tam akapicie, ułatwiasz sobie robotę - niepotrzebnie, bo jesteś w stanie pisać dobrze, bez chodzenia na łatwiznę
Serena pisze:W pewnej chwili wydało mu się, że obok przemknęła czyjaś sylwetka i że słyszy cichy śmiech.
Te spójniki nie powinny występować razem.

W pewnej chwili wydało mu się, że obok przemknęła czyjaś sylwetka. Usłyszał cichy śmiech.

W ten sposób podkręcamy tempo akcji
Serena pisze:[2]Przyspieszył jeszcze bardziej i teraz już biegł prosto przed siebie, niezdarnie potykając się o niewielkie kamienie, które leżały na ścieżce. W oddali dostrzegał już światło palące się w oknach plebanii.
[1] Powtórzenie
[2] Przyspieszył i, prawie biegnąc, potykał się o niewielkie kamienie, zagradzające ścieżkę.
Serena pisze:Jonathan próbował wstać, lecz jego ciało było sparaliżowane od pasa w dół.
Musimy coś zrobić z tymi zaimkami, bo używasz ich zbyt często. Spróbujemy zmienić zdanie w taki sposób, by nie urwać nic z treści i zamiarów Autora:

Jonathan spróbował wstać lecz, czując paraliż dolnej części ciała, poddał się/zrezygnował.
Serena pisze:Wampiry odsunęły się od niego, gdy jasnowłosa przy nim kucnęła.
Oj, mamy mały koszmarek, a pierwsze skrzypce grają zaimki.

Wampiry odsunęły się od ofiary/Jonathana, gdy jasnowłosa piękność podeszła bliżej.
Serena pisze:W jego umyśle pojawił się kalejdoskop, na który składały się sceny z jego życia. A kiedy kobieta mu się wyrwała, dostał gwałtownych drgawek. Jego ciało umierało. Po chwili jednak nabrał powietrza w płuca i się podniósł.
...nabrał powietrza w płuca i podniósł się.
Serena pisze:– A wiesz? Niezłe ciacho z tego kolesia, którego wyhaczyłaś w piątek w Delirium.
Musisz określić autora tych słów. Domyślam się, że jest nim Jay...?


Muszę przeczytać tekst redagowany przez Martiego, bo to rodzące się opowiadanie wyrasta, przynajmniej w moim odczuciu, na tekst miesiąca.

To tyle,
miło było

5
Prolog plus trzy rozdziały, które tu umieściłaś, czytesię ogólnie całkiem nieźle. Daje się wyłapać kilka błędów stylistycznych, ale nie przeszkadzają one w odbiorze całości.

W miarę jak czytałam spisywałam przychodzące mi do głowy uwagi:

Prolog zaczyna zręcznie tworzyć atmosferę, jednak strasznie rażą mnie szóstki na nagrobkach, wraz z poodwracanymi krzyżami. O ile powszechnie kojarzy się to wszystkim z mgliście pojętym satanizmem, o tyle Lilith, pierwsza żona biblijnego Adama, ma się do nich nijak.

W rozdziale pierwszym wątpliwość budzi dlaczego Carrie się zgodziła pójść z Jeyem, skoro wyraźnie go nie lubiła (albo przynajmniej tak zarysowałaś jej postać)? Najwyraźniej nie należała do jego "paczki" ani nie podzielała zainteresowań. Skąd jej stwierdzenie, że nie ma wyboru?

W połączeniu z prologiem, pierwszy rozdział jest boleśnie oczywisty, nie ma żadnej tajemniczości ani zaskoczenia. Sądzę, że dajesz czytelnikowi zbyt wiele wskazówek na raz, charakteryzując Jacoba. Fajnie byłoby, gdybyś zostawiła jednak miejsce na trochę wątpliwości.

W drugim rozdziale podoba mi się jak opisałaś wizję Carrie - jest bardzo zmysłowa i przemawia do wyobraźni. Jednakże jeśli ma to być horror, to opowiadanie powinno raczej straszyć, albo przynajmniej wywoływać napięcie. Lilith, od razu przedstawiona, pokazuje się wszędzie i razi trochę swoją nachalnością. Widać, że masz w głowie obraz całości utworu, lecz może powinnaś spróbować stopniowo wprowadzać kolejne elementy budując atmosferę. Kilka niedomówień zostawiających czytelnikowi miejsce na domysły zawsze powoduje jego większe zainteresowanie. No i książka zwyczajnie zaczyna wciągać :)

Trzeci rozdział zaczyna się ciekawie. Zastanawia jednak fakt, iż ksiądz z powołania, a w dodatku egzorcysta, tak łatwo poddaje się Lilith. Przydałoby się, gdybyś pokazała jego odczucia, tok jego myślenia - w sumie Lilith niczym mu nie groziła, co więc skłoniło go do tak szybkiego porzucenia swego Boga. Czy może jednak nie był do końca ze swej wiary? A może Lilith wpłynęła także na jego umysł... Pomysłów może być wiele, od Ciebie zależy dobranie najbardziej odpowiedniego do twego ogólnego zamysłu.

W momencie, gdy przeskakujesz do opowiadania o Carrie na końcu trzeciego rozdziału warto byłoby dodać gwiazdki, linię, albo po prostu zacząć nowy rozdział. Bez tego chwilę zajmuje zrozumienie, że przeskoczyłaś do innego tematu.

Po tym co do tej pory przeczytałam wrażenia jak najbardziej pozytywne, choć dałoby się z tego tekstu jeszcze trochę wycisnąć. Czekam na dalszą część :)
http://www.jezabeel.host22.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”