---Stłoczeni za barierkami mieszkańcy Patroleum wykrzykiwali hasła i machali dziko rękoma, gdy główną ulicą przechodził Vane Skinnet. Zamknięty w kordonie funkcjonariuszy Egidy, spojrzał przelotnie na rozwścieczony tłum i skulił się jak dziecko. Osłaniając głowę przeszedł obok restauracji, przy której wejściu stała Virpi Lohӑnn. Odprowadziła wzrokiem przyklejonego do kordonu Skinneta, a na jej twarzy pojawił się grymas.
---Wspomnienia tamtej nocy wróciły jak bumerang.
---Smród padliny, żołnierz w kałuży krwi, złota tarcza na jego piersi…
---Oślepiający błysk, parzący ucisk i niewyobrażalny ból…
---Jakby krew w tętnicach zapłonęła żywym ogniem.
---Odetchnęła.
---Połknęła dwie pigułki pulsotrynów i wrzuciła puste opakowanie do kałuży. Nie zwracała uwagi na spojrzenia stojących na ulicy. W stalowej klatce nie rozumieli, ani nie próbowali zrozumieć. Każdy zajmował się własnymi sprawami, był jak osobny, niezbadany świat, w najdalszym zakątku przestrzeni.
---W świecie, w którym żyła, liczył się instynkt. Obserwowała jak zlęknione spojrzenia padają na Znak. Patrzyła, jak gaśnie w nich nadzieja.
---Nie dbała o to.
---W klatce, nadzieja budowała nieufność.
--- Nałożyła kaptur i zniknęła w tłumie.
---Na krańcu głównej ulicy mieścił się klub nocny Mgławica. Różowe reflektory oczarowywały tak bardzo, że przechodzący machinalnie patrzyli na kolorową ścianę ogłoszeń. Virpi spojrzała na największy plakat, przedstawiający zarys nagiej kobiety. Ogromny napis zapowiadał występ jednej z najpiękniejszych tancerek, Tajemniczej S.
---W klatce nazwiska nie miały znaczenia. Pośród wszechobecnej anonimowości i niedomówień, większość zapomniała, jak naprawdę miała na imię. Tancerka S. mogła występować przy Wschodniej Ścianie jako Lilia, a przy zachodniej podać się za Hajlyn. Porzucenie starego ja było wliczane do ceny życia w stalowych ramach.
---Przeciskając się przez tłum, zauważyła małego chłopca, siedzącego pod ścianą. Przyciskał do piersi maskotkę bez oka, a po jego brudnych policzkach spływały łzy.
Dla niektórych cena była zbyt wysoka.
---Otoczone wąskimi ścianami aleje przecinały się przy komisariatach. Bezimienni stali w kolejce do odprawy. Wertowali notesy, w skupieniu liczyli pieniądze, niektórzy siedzieli na walizkach, podrygując nerwowo.
---Virpi tylko raz opuściła Patroleum. Świat poza jego granicami był jak ciemna puszcza z nieprzetartymi szlakami. Wilcze oczy nawiedzały ją w snach i czasem zdawało jej się, że ją śledzą. Przysięgła sobie, że nigdy tam nie powróci.
--- Spojrzała na małą kolejkę do ciemnych korytarzy. Mogła ich ostrzec, ale nie posłuchaliby.
Nie rozumiała, jak można iść naprzód, pomimo świadomości porażki.
---Pytania bez odpowiedzi. Chleb powszedni w klatce.
---Zatrzymała się nagle. Zgiełk, głosy, lampy… wszystko zniknęło.
---Rozejrzała się, jej tętno przyspieszyło. Oczy Bezimiennych zwróciły się w stronę samotnie stojącej kobiety.
---Wkroczyła do innej rzeczywistości.
---- Ej, Zahar… - usłyszała głos szorstki jak papier ścierny. – Chodź do mnie, Zahar…
--- Splunęła na ziemię. Bezimeinny śmierdział rozcieńczonym Odlotem i pochłaniał wzrokiem każdy element jej ciała.
---Mogłabym cię zabić.
--- Zdusiła w sobie to pragnienie, i poczuła żal.
---Ciszę rozdarł gwizd. Odwróciła się i zobaczyła znikającą w zaułku postać. Ruszyła szybkim krokiem w jego kierunku.
---Przecisnęła się między dwoma kontenerami i wyjrzała zza rogu. To był on.
---Sake stał i przypatrywał się Virpi, krzyżując ręce na piersiach. Wyglądał mizernie, a jego blada skóra prawie świeciła w ciemności.
---- Dyskrecja to twoja specjalność – zauważyła.
---Sake wyciągnął papierosa i zapalił.
---- Dobrze wyglądasz. Zmieniłaś fryzurę?
---Zignorowała go.
---- Masz paczkę?
---Zaciągnął się i skinął głową. Cisza.
---- Najpierw chcę cię o coś zapytać – rzekł.
---Zacisnęła zęby.
---- Wydałaś Skinneta? – jego głos stał się chłodniejszy, w oczach pojawił się płomyk.
---Pytanie ugodziło ją jak sztylet. Zaschło jej w ustach. Zawahała się.
---- Nie wiem o czym mówisz.
---- Tama – zawołał, wyrzucając papierosa. – Gówno mnie obchodzi, co zrobiłaś ze swoim życiem, okay? Chciał tylko, żeby ci coś przekazać…
---- Co? – starała się ukryć rosnący niepokój. Instynktownie zrobiła krok w tył.
---Sake zapalił następnego papierosa, delektując się jej położeniem.
---- Ostrożniej dobieraj przyjaciół.
---Słowa eksplodowały jak bomba i zawisły w zimnym powietrzu. Virpi poczuła, jak spada w bezkresną przepaść, że nie ma już ratunku…
---To wszystko musiało odmalować się na jej twarzy. Wargi Sake’a rozciągnęły się w uśmiechu.
---- Wciąż mnie intrygujesz – mówił dalej. – Żegnaj, Tama.
---W mgnieniu oka wyciągnął broń, ale stało się coś, czego nie mógł pojąć. Znikąd wystrzeliły cienkie żyłki przeplatających się energionici. ---W jednej chwili z siłą imadła oplotły jego gardło i pociągnęły w górę. Był niczym kukiełka sterowana przez niewidzialnego animatora. Charczał i wierzgał nogami, aż zwiotczał. Sznury rozwiązały się i rozpłynęły w powietrzu. Ciało runęło na mokrą ziemię. Na gardle nie pozostał nawet ślad.
---Uderzył grom.
---Kobieta osunęła się na ziemię. Runęła na dno studni, która jedynie w granicach wyobraźni była bezkresna.
2
Dostałem całą masę ogólników i jakieś postaci, które działają w świecie o którym nic nie wiem. Rozumiem, że to prolog i systematycznie będę poznawał ten świat, ale niestety ten początek nie zachęca do dalszej lektury.
Chaos i to potężny. Virpi najpierw stoi i patrzy ja jakiegoś ważniaka, potem - nie wiem po co - idzie do knajpy, a w końcu idzie jeszcze gdzieś, gdzie ktoś jej coś chce zrobić, za coś, co przeskrobała - wydała tego ważniaka (komu i co w związku z tym?). Tyle zrozumiałem. Bełkot, prawda. No i właśnie taki jest ten prolog... Bełkot. Niestety.
Nie podobało mi się i nie mam ochoty czytać ciągu dalszego, jeśli ma być podany w podobny sposób.
Jakiej nocy?Snakedot pisze:Wspomnienia tamtej nocy wróciły jak bumerang.
Nie mam pojęcia, co to miało znaczyć.Snakedot pisze:W stalowej klatce nie rozumieli, ani nie próbowali zrozumieć.
Chaos i to potężny. Virpi najpierw stoi i patrzy ja jakiegoś ważniaka, potem - nie wiem po co - idzie do knajpy, a w końcu idzie jeszcze gdzieś, gdzie ktoś jej coś chce zrobić, za coś, co przeskrobała - wydała tego ważniaka (komu i co w związku z tym?). Tyle zrozumiałem. Bełkot, prawda. No i właśnie taki jest ten prolog... Bełkot. Niestety.
Nie podobało mi się i nie mam ochoty czytać ciągu dalszego, jeśli ma być podany w podobny sposób.
Dariusz S. Jasiński
Re: Bezimienni [fantasy](Prolog)
3Zdania niby poprawne, lecz lepiej czytałoby się, gdyby je dopowiedzieć, np.:Nie zwracała uwagi na spojrzenia stojących na ulicy. W stalowej klatce nie rozumieli, ani nie próbowali zrozumieć.
Nie zwracała uwagi na spojrzenia ludzi stojących na ulicy /na spojrzenia tłumu. Zamknięci w/żyjąc w stalowej klatce nie rozumieli, ani nie próbowali tego zrozumieć.
Powtórzenia.Każdy zajmował się własnymi sprawami, był jak osobny, niezbadany świat, w najdalszym zakątku przestrzeni.
W świecie, w którym żyła, liczył się instynkt. Obserwowała jak zlęknione spojrzenia padają na Znak. Patrzyła, jak gaśnie w nich nadzieja.
Interpunkcja do korekty.
W klatce, nadzieja budowała nieufność.
Zbędne przecinki. Polecam link:Zdusiła w sobie to pragnienie, i poczuła żal.
http://piorem-feniksa.blog.onet.pl/2,ID ... index.html
Może nieco skorygować, np.:Różowe reflektory oczarowywały tak bardzo, że przechodzący machinalnie patrzyli na kolorową ścianę ogłoszeń.
Różowe światło reflektorów kierowało wzrok przechodniów na ścianę z ogłoszeniami.
[1] – przeciskać, przyciskać... Może: Tulił do piersi maskotkę...[1]Przeciskając się przez tłum, zauważyła małego chłopca, siedzącego pod ścianą. Przyciskał do piersi maskotkę bez oka, a po [2]jego brudnych policzkach spływały łzy
[2] – Bez zaimka.
Na moje ucho nieco lepiej brzmiałoby tutaj: puszcza o nieprzetartych szlakachŚwiat poza jego granicami był jak ciemna puszcza z nieprzetartymi szlakami.
"Zaimkoza".Wilcze oczy nawiedzały ją w snach i czasem zdawało jej się, że ją śledzą.
[1] – Powtórzenia. Nie jest to znów jakaś tragedia, ale jeśli można uniknąć któregoś "się", to czemu nie.Rozejrzała [1]się, [2]jej tętno przyspieszyło. Oczy Bezimiennych zwróciły się w [3]stronę samotnie stojącej kobiety.
[2] – Bez zaimka tez jest dobrze.
[3] – Aliteracja.
Literówka.Bezimeinny śmierdział rozcieńczonym Odlotem
[1] – Aliteracja.Odwróciła się i [1]zobaczyła znikającą w zaułku postać. Ruszyła szybkim krokiem w [2]jego kierunku.
[2] – Chyba „w jej kierunku”, gdyż rozumiem, że chodzi o postać, nie o zaułek (Zobaczyła znikającą postać. Ruszyła w JEJ kierunku).
Powtórzenia. Można napisać: spytał chłodnym głosem LUB spytał chłodno, wtedy jedno „się” wyeliminujesz.- Wydałaś Skinneta? – jego głos stał się chłodniejszy w oczach pojawił się płomyk.
Ponadto cały ten płomyk w oczach (płomyk w oku, płomyki w oczach) nie pasuje mi do sytuacji. Według mnie już lepszy byłby błysk w oku na przykład.
Virpi poczuła, jak spada w bezkresną przepaść, że nie ma już ratunku…
Sądzę, że lepiej utworzyć nowe zdanie: Nie było ratunku.
Znów malutka "siękoza".To wszystko musiało odmalować się na jej twarzy. Wargi Sake’a rozciągnęły się w uśmiechu.
Coś mi tu zgrzytnęło. Zwrot ”mówił dalej” przygotowuje czytelnika na dłuższą kwestię, tymczasem bohater nagle się żegna. Dlatego zastosowałabym tutaj jakieś zwykłe „powiedział”, czy „oznajmił”.- Wciąż mnie intrygujesz – mówił dalej. – Żegnaj, Tama.
Niestety muszę zgodzić się z przedmówcą, że w tekście panuje nieład. Wstęp, zamiast zachęcić do dalszej lektury, zaintrygować czytelnika, serwuje straszny mętlik.
Nie mówiąc już o tym, że niektóre fragmenty wydają się w tekście kompletnie zbędne lub trudno je zrozumieć (przykład podał djas). Wszystko to potęguje ogólny bałagan. Rozumiem, że starasz się zbudować odpowiedni klimat, jednak opisy są jakieś takie zdawkowe, niepełne, pourywane. Skaczesz ze sceny na scenę. Podajesz ciąg informacji, które nie są ze sobą powiązane i w których łatwo się pogubić. Wiem, to zaledwie początek opowieści. Być może wyjaśnisz wszystko w dalszych częściach, lecz czytelnik zacznie zaznajamiać się z Twoim utworem od prologu i wtedy zdecyduje, czy ma ochotę przewrócić kartkę. Jeśli podasz mu początek w takiej formie, wątpliwe, czy zechce zagłębiać się w tekst. Ja pasuję.
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender